piątek, 11 października 2013

Rozdział 18


(Ludmila) Po tygodniu kuracji, wracam do domu. Było naprawdę ciężko godziny badań, nieprzespane noce, koszmary, ten tydzień był chyba najgorszym w moim życiu. Najważniejsze jednak jest to, że tatuś podjął się pokrycia wszystkich kosztów związanych z remontem i kupnem nowego sprzętu. Chociaż dostałam od niego przykaz, że to ostatni raz kiedy płaci za moją głupotę. Naty, która mnie odwiedzała opowiadała, że zajęcia aktualnie odbywają się w Resto, do czasu, aż nie skończy się remont. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy, i czekałam aż mama przyjdzie mnie odebrać. Kiedy już się zjawiła, wzięła moją torbę i zeszłyśmy na dół. - Myślę, że jak wrócisz do
szkoły powinnaś podziękować koleżankom za uratowanie życia - oznajmiła mi kiedy wsiadałyśmy do samochodu. - Dobrze zrobię to, nie zdążyłam wyjść ze szpitala, a Ty już mnie pouczasz. - powiedziałam i oparłam głowę o szybę. Kiedy tak jechałyśmy stwierdziłam, że przez ten tydzień brakowało mi tego słońca tej zieleni, a najbardziej śpiewu. Gdy byłyś4my już pod domem, czekała na mnie ogromna niespodzianka. Nie mogłam uwierzyć, że widzę ojca, przyjechał naprawdę przyjechał. Wyskoczyłam z samochodu i pobiegłam do niego. - Tatooo, Tatusiu to naprawdę Ty. - przytuliłam się do niego. Odwzajemnił uścisk, ale po chwili ustawił mnie do pionu. - Musimy poważnie porozmawiać - powiedział, po jego minie stwierdziłam, że może być nie miło. Odwróciłam się na chwilkę i zobaczyłam ...


(Federico) Nie mogłem wytrzymać . Po prostu nie mogłem . Musiałem wrócić mimo to jaką mam sytuacje rodzinną . Właśnie szedłem ulicą główną . Po chwili zobaczyłem to co zostało ze Studia . Oczy mi się zaszkliły . Nie mogłem na to patrzeć , więc odbiegłem . Nie wiedziałem gdzie idę , nie wiedziałem jak wrócę . Dla mnie to było nie ważne . Straciłem swój drugi dom . Nagle ujrzałem chmarę blond włosów wysiadających z jakiegoś samochodu . Podbiegła do jakiegoś mężczyzny i mocno go przytuliła . Po chwili odwróciła się i ujrzała mnie. Nie mogłem zinterpretować wyrazu jej twarzy. Szok zmieszany z radością . Wystrzeliła do przodu i rzuciła mi się na szyję .
- Fede , Fede , Fede - pocałowała mnie w policzek , nadal nie wypuszczając z objęć . - Jak się stęskniłam .
- Ja też - mimowolnie przytuliłem ją do siebie .
- Ej , ej , ej - usłyszałem głos . - Co się tu dzieję ? - razem z Ludmiła odwróciliśmy się i ujrzeliśmy ...


(Tomas) Szedłem ulica gdy zauważyłem Ludmile i Fede w dość dwuznacznej sytuacji, momentalnie wypełniło mnie uczucie zazdrości. Zacząłem wydzierać się na Fede. - Co ty sobie myślisz? Nie za dużo sobie pozwalasz?! - byłem naprawdę wściekły. Zamachnąłem się i trafiłem go w nos, już po chwili tarzaliśmy się po ziemi wymieniając ciosy. Ostatecznie rozdzielił nas jakiś facet, chyba ojciec Lu. - Co to ma znaczyć chłopcy? Lepiej już idźcie do domu zanim zadzwonię na policję! - krzyczał. Fede wciąż miał bojową minę mimo to odszedł, czułem że powinienem zrobić to samo. - Przepraszam, powiedziałem do Ludmily przytulając Ją.  Po czym odszedłem...



(Lara) Dobrze, że akcja z pożarem dobrze się skończyła. Nie wiem co sobie wtedy myślałam. Chyba nie myślałam wtedy racjonalnie. Nie chcę tego mówić, ale chyba dobrze, że ta dziewczyna parku pomogła mi wyciągnąć Ludmiłę. Wczoraj dowiedziałam się, że ma na imię Ana. Nie muszę jej teraz chociaż nazywać "Dziewczyną z parku". Rodzice byli na mnie źli, że ryzykowałam swoje życie, ale z drugiej strony cieszyli się, że żyję. Ale przecież skończyło się na dniu na obserwacji. Tylko kilka poparzeń...

W drodze do Resto, w którym teraz odbywały się zajęcia, chłopak z ciemnymi włosami mnie zatrzymał. Dopiero potem go rozpoznałam. Tomas, chłopak Ludmiły.
- Hej, cześć - powiedział szybko.
- Cześć...
- Lara, nie wiem czy Ludmiła z tobą rozmawiała, ale ja ci dziękuję, że uratowałaś ją w pożarze.
- Dzięki, ale nie musiałeś...
- Ryzykowałaś życie. Uwierz, musiałem. Mam nadzieję, że nie odniosłaś jakiś większych obrażeń od poparzeń. - Pokręciłam głową i zobaczyłam, że ktoś za Tomas'em stoi...

(Ana) Rodzice prawie mnie utopili w morzu pytań... Powinnam im powiedzieć prawdę lecz czułam że to jeszcze nie ten moment. Przez kilka ostatnich dni leżałam w łóżku choć mogłam normalnie się poruszać, miałam tylko małą ale bolesną dość bliznę na nodze. W końcu wymusiłam samodzielny "spacer" ledwo co się zgodzili ale jakoś uszło. Dowiedziałam się że Ludmile nic nie jest tak samo tej Larze, więc mam jakąś uciechę z tego wydarzenia... Również zgarnęłam info że lekcje teraz odbywają się w Resto, więc wyruszyłam tam od czasu do czasu biorąc głębsze oddechy. Po chwili byłam na miejscu i zauważyłam w oddali Lare i ... Niestety nie rozpoznałam chłopaka który z nią rozmawiał ale musiała mnie dostrzec iż zamilczała. Po sekundzie chłopak też się odwrócił, to był Tomas miał jakąś dziwną minę, nie potrafiłam rozpoznać jego humoru. Wydawał się być jednocześnie szczęśliwy a jednocześnie zły... Wypaliłam szybkie "Cześć" i weszłam do środka. W barze zauważyłam wielu uczniów w tym zobaczyłam tam....


(Violetta) Wczoraj wydzwaniałam do Any godzinami, ale nie udało mi się z nią skontaktować. Jedynie co udało mi się dowiedzieć od mojego taty że jest z nią w porządku. Cały ranek przesiedziałam w kącie w Resto, mając nadzieje że uda mi być nie zauważoną. Kiedy szykowałam się do wyjścia zauważyłam Lare i Tomasa. Dziwnie się poczułam jesteśmy przecież  przyjaciółmi, ale czuje się jakby mnie unikał od momentu związana się z Ludmiłą. Odnosząc kubek po kawie Ana weszła do Resto. Ucieszyłam się, oczywiście od razu do niej podeszłam mijając Tomasa.
Minęliśmy tylko krótkie spojrzenie i lekki uśmiech.

-Violetta, hej, wiem wiem nic nie mów, teraz też od Ciebie mi się dostanie za nieodebrane

połączenia?- powiedziała oburzona. W sumie to miała racje, ale musiałam jakoś wybrnąć z sytuacji.
-Haha, ciesze się że nic Ci nie jest- przytuliłam ją mocno.
Nie zdążyłyśmy porozmawiać, gdyż Antonio chciał jej podziękować, a ja i tak chciałam podejść na tor do Leóna, dlatego pożegnałam się z nią o wyszłam. Dzisiaj był słoneczny dzień, ptaki śpiewały, dzieci bawiły się w berka lub zbierały kasztany. Szukając telefonu usiadłam na ławce i zaczęłam grzebać w torbie. Kiedy nie oczekiwanie ktoś mnie złapał od tyłu. -Violetta, BUUUU.. hahahahha - oderwałam się natychmiast z ławki. Ta osoba to .... Od razu wybuchnęliśmy wielkim śmiechem....



(Federico) Tomas jak ja go nienawidzę ! Szedłem po parku i wycierałem krew lecącą mi z nosa . Nagle zobaczyłem Violettę siedzącą na ławce . Czegoś szukała .Podbiegłem do niej i złapałem od tyłu .
- Buuuuuuuuuuuu - odwróciła się przerażona i wybuchnęła śmiechem , a ja do niej dołączyłem . Nagle umilkła i uważnie mi się przyjrzała .
- Fede ty krwawisz . Co się stało ?! - krzyknęła na całe miasto .
- Tomas nie umie ... Nie ważne . Nic mi nie jest . Zaraz przestanie .
- Jak przestanie ? Jak przestanie ? Trzeba iść do lekarza - złapała  mnie za rękę i pociągnęła w jakimś kierunku .
- Violetta przesadzasz . Jak chcesz to mogę to sobie opatrzyć .
- Co ty tu w ogóle robisz ?
- Stoję - rzuciła mi groźne spojrzenie . - Wróciłem po Twoim telefonie . Co teraz będzie ze Studio ?
- Na razie zajęcia są w Resto , a dalej się zobaczy co będzie .
-Violetta !!! Feder !!!! - usłyszeliśmy krzyk , od którego prawie pękły mi bębenki w uszach . Był/a  to .

(Ludmila) Oo matko, przeżyłam szok jak zobaczyłam pięść Tomiego na twarzy Fede, jeden i drugi szybko uciekli. Wróciłam do domu, dostałam reprymendę od ojca, od matki oczywiście też, dziwne że się ze sobą zgadzali. Usłyszałam, że jestem nieodpowiedzialna, rozpieszczona i coś o tym, że ojciec urwie mi kieszonkowe w co nie wierzę, dodatkowo kazali mi iść do Resto przeprosić wszystkich. Jednym słowem wielkie blablabla. Najważniejsze, że przyjechał to znaczy, że jeszcze się o mnie martwi. Mam się dziś stawić na zmianę opatrunku na ręce, która najbardziej ucierpiała, ale postanowiłam, że najpierw udam się do Resto. Przechodząc obok Studio, wszystko mi się przypomina, to zawalające się pianino, to jak nikt nie słyszy, że wzywam pomocy, i ta myśl że to już koniec. Próbowałam wyrzucić ten obraz z głowy, ale on wraca do mnie co noc. Resto jest rzut beretem od Studio, kiedy wchodzę do środka  wszystkie oczy skierowane są w moją stronę. - Witam, postanowiłam wygłosić odezwę. - powiedziałam - Początkowo chciałam podziękować Larze za uratowanie mnie - powiedziałam uśmiechając się do dziewczyny - I Annie - powiedziałam ciszej - Druga sprawa przepraszam za zniszczenie szkoły, chociaż wyszło wam to na dobre, darmowy remont, darmowy sprzęt, czego chcieć więcej. Prawda. ? - uśmiecham się. Jestem zbyt miła, w tłumie zauważam Violette i Fede. - Violeeettaaa, Fede - krzyczę głośno, ale nagle zauważam kogoś ważniejszego. - Tomi - podchodzę do chłopaka. - To nie Ty mnie powinieneś przepraszać, ale ja Ciebie. Zniszczyłam wszystko - odwróciłam się...


(Tomas) Byłem w Resto gdzie aktualnie odbywały się nasze zajęcia. Ludmila przeprowadziła odezwę do narodu uczniowskiego, nagle zaczęła wołać Fede i Violette ale gdy mnie zauważyła zignorowała ich i podeszła do mnie. "To nie Ty mnie powinieneś przepraszać, ale ja Ciebie. Zniszczyłam wszystko" - padło z jej ust po czym odwróciła się napięcie i chciała odejść. Złapałem ją za rękę i delikatnie odwróciłem z powrotem w swoją stronę. - Co ty gadasz? Za co prz
epraszać? To był wypadek... za to ja zachowałem się jak ostatni idiota, ani razu nie odwiedziłem cię w szpitalu a do tego rzuciłem się na Fede mimo iż nie powinienem, bo w końcu nie jesteśmy razem więc te całe akty zazdrości są nie na miejscu...  Bo prawda jest taka Lu że ja cię kocham, ale boje się, najzwyczajniej w świecie boje się że będąc z tobą się zmienię, i to nie koniecznie na lepsze... - powiedziałem po czym pocałowałem ją w czoło i jak najszybciej ewakuowałem się z baru na moje nieszczęście całą naszą rozmowę usłyszał(a)...

(Violetta) Kiedy wróciłam do Resto, chcąc czy nie chcąc przysłuchałam się rozmowie Tomasa i Ludmiły. Na szczęście ona mnie nie zauważyła, tylko Tomas. Nie chciałam siedzieć na zajęciach, to nie to samo, siedzisz, słuchasz, a obcy ludzie mierzą Cię wzrokiem. Dlatego wyszłam. -Violetta, możemy porozmawiać?- dogania mnie chłopak.  -Wiesz, akurat się śpieszę. Ale może potem co, stało się coś?- Nie nic takiego - To zadzwonię do ciebie później dobrze?- zapytałam a on uśmiechnął się i wbiegł z powrotem do Resto.
Kiedy już bez żadnych przeszkód dotarłam na tor mojego chłopaka, właśnie skończył trening. Lekko się zdziwił na mój widok, ale od razu się uśmiechnął. -Cześć, jak tam? Zmęczony-uśmiecham się do niego. -A wiesz że nie? Masz ochotę na przejażdżkę?- Wskazuje głową na motor. -Mówisz poważnie? Nigdy mi tego nie proponowałeś- Kiedy chłopak się przebrał w swoje normalnie ciuchy podał mi kask. Jechaliśmy przed siebie, przypatrywałam się krajobrazowi, błękitnie niebo, zielone drzewa, a pośród nich latające kolorowe motyle. Kiedy już zsiedliśmy z motoru byliśmy w rynku miasta. Odbywał się jakiś festyn, szliśmy w śród kolorowych straganów przy jednym z nich zauważyliśmy ....



(Marco)  -Marco ! Może w końcu byś się ruszył ? Nic tylko siedzisz w tym domu.-słyszałem krzyki z dołu mojej rodzicielki.

-No przecież się ruszam ! - odkrzyknąłem jej. Nie minęło kilka minut i już słyszałem ją przy moich drzwiach. Chwyciłem kurtkę i otworzyłem jej drzwi.


-Gdzie idziesz ?

-Idę się przejść, nie wytrzymam tu jak będziesz się tak ciągle na mnie darła- odpowiedziałem jej i
wyszedłem z domu. Udałem się na rynek. Mnóstwo porozwieszanych serpentyn i ozdób. ''Pewnie jakiś festyn '' pomyślałem.W oddali zobaczyłem Leona i Violę,szybko do nich podszedłem. Viola ochrzaniła mnie za to że nie odbieram telefonów! I opowiedziała historię o ogniu. Czemu mnie nie było!? Nagle zgłodnieliśmy, wiec weszliśmy do chińskiej knajpy, gdzie siedział Gregorio i się użalał nad sobą. Kiedy nas spostrzegł rzucał nas ryżem. -Serio Gregorio?- Myślę. W drodze do parku ja i León trochę podokuczaliśmy Violce, niby taka mała a jaka silna! Nie wiadomo jakim cudem ale po chwili każdy z nas siedział w fontannie. Ludzie się dziwnie patrzyli, ale w końcu umrzemy na 100% dlatego żyjemy na 100%, A w tedy podchodzi...



(Camilla) Chodziłam po festynie a później po parku gdy zauważyłam Violę, Leona i Marco. Chłopacy stali mokrzy w fontannie i próbowali wciągnąć do niej moją przyjaciółkę. Podbiegłam do nich.Viola była tak zajęta że nawet mnie nie zauważyła. Leon dał mi znak abym im 

pomogła.Delikatnie popchnęłam Violettę w ich stronę tak żeby wylądowała w wodzie. Oczywiście dla żartu. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę.-Zdrajczyni!-Powiedziała wyższym tonem niż zazwyczaj. Zaczęłam się śmiać. -Też cię kocham.- powiedziałam pomiędzy salwami śmiechu.-Jak tak mnie kochasz to choć się przytul...-odparła i wyciągnęła w moją stronę ręce ociekające wodą.

Zaczęła mnie gonić wokół zbiornika wody.-Błagam nie...-Jak wszyscy są mokrzy to ty też!-Widziałam ciekawskie spojrzenia ludzi dookoła. Rodzice z dziećmi patrzyli na nas z dezaprobatą. W końcu zmęczyłam się i powiedziałam że poddaję się. Mogą zrobić ze mną co chcą. Ahh te przeklęte lekcje w-f z których uciekałam... Teraz by się przydały. Gdy to zrobiłam spojrzałam dookoła zobaczyłam znajomą twarz która przyglądała się całej scenie. Był/a to ...

(Ana) Gdy właściciel Stud!a podziękował i bla,bla,bla... Zauważyłam że Violka już uciekła jak połowa uczniów. Racja, dziwne uczucie uczyć się w barze... Nagle jakoś moje myśli przyciągnął Diego który pewnie teraz leży ze złamaną nogą w domu... Rozczulając się o nim wyszłam na powietrze, krążąc po mieście w pewnym momencie zauważyłam nadmiar jasnych kolorów, gromady dzieci, rodziców i szczęśliwych ludzi. Zdołałam ogarnąć iż to musi być festyn, chodziłam wokół straganów aż w końcu zobaczyłam czwórkę. Czwórkę ludzi którzy bawili się w fontannie, uznałam ich zachowanie za infantylne. Przyglądałam się im z uwagą chichocząc od czasu do czasu, w sumie nie tylko ja tak postępowałam. Po chwili rozpoznałam moich przyjaciół... Bosh... A tym co odwala ?! Zaśmiałam się widząc ich mokrych. Podszedł am do nich i zapytałam.
- A wy co ? Braliście coś czy co ? - Dodałam z uniesionymi kącikami ust. Po chwili...

(Violetta) Bawiliśmy się w najlepsze gdy podeszła do nas Ana, śmiejąc się zapytała nas czy coś braliśmy. " Ta zniewaga krwi wymaga" przeszło mi przez myśl, zerknęłam porozumiewawczo do Cami, złapałyśmy Ane za ręce i wrzuciłyśmy do fontanny śmiejąc się donośnie. - Czy..Wam...Odbiło! - wykrzyczała wynurzając się z wody i ledwo hamując napady śmiechu. Już miałyśmy jej odpowiedzieć gdy podszedł do nas policjant. - Co tu się dzieje? Proszę natychmiast wyjść z fontanny i przestać robić zamieszanie, albo będę musiał państwa aresztować. - usłyszałam. Natychmiast się uspokoiliśmy i odeszliśmy od miejsca naszych harców, by już po chwili znów wybuchnąć śmiechem. Dopiero po paru minutach czułam się na siłach by zabrać głos bez ataku śmiechu. - Jest już późno i jesteśmy cali mokrzy chyba powinniśmy iść do domu. - powiedziałam, wszyscy mi przytaknęli więc pożegnaliśmy się i udaliśmy się do swoich mieszkanek. Oczywiście gdy tylko weszłam do domu czekał już na mnie ojciec, nie obyło się bez kazania i wyrzutów o to że wróciłam późno a do tego cała mokra, co jednak nie okazało się takie złe gdyż dzięki temu wywinęłam się w połowie całej awantury pod pretekstem wysuszenia się. W łazience uznałam że nie ma sensu już nic robić więc przebrałam się w piżamę i poszłam spać.

Prosimy o komentarze !
Kolejny rozdział już jutro.




3 komentarze:

  1. To z fontanną mnie rozwaliło. Rozdział jak zawsze super! Bardzo ciekawy i w ogóle. Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się! To z fantanną jest super xd Rozdział świetny jak zawsze! Pozdrawiam- Kundzia <3<3

      Usuń
  2. Fajne i zgadzam się z powyższymi komentarzami. Anka dobra "Braliście coś? " xd :P

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka