wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 99

10 komentarzy:
(Diego) Pierwszy raz od kilku dni udało mi się usnąć. Wyczyn jakiś normalnie. Gdy się obudziłem Any nie było już obok. Postanowiłem jeszcze trochę poleżeć w łóżku. Nie chciało mi się dzisiaj wstawać. Jak sobie pomyślę, że muszę iść jeszcze do Studio, to mam ochotę udawać chorobę jak dziecko. Wstałem powoli z łóżka i udałem się do łazienki. Gdy byłem już gotowy do zejścia na dół. W domu usłyszałem jakiś huk. Szybko zbiegłem na dół gdzie zobaczyłem...






(Ana) Miło się śpi koło Diega, masz się do kogo przytulić, jak do misia i wiesz że jesteś bezpieczny. Rano gdy się obudziłam On nadal spał, jaki niewinny... Tak, tak a poczekaj aż się obudzi... Ubrałam się i zeszłam na dół, chciałam zrobić śniadanie ale jego lodówka była prawie pusta ! Jak On żyje, zrobiłam sobie herbatę i zdążyłam ją wypić zanim śpioch się obudzi. Gdy chciałam go postawić na nogi zahaczyłam dłonią o szklankę i się rozbiła, co zrobiło huk. Zaczęłam to zbierać a gdy to wyrzuciłam za sobą ujrzałam Diega. - Oo hej śpiąca królewno. Przez ciebie rozbiłam szklankę. - Dodałam i zrobiłam myślane oczka jak wczoraj. - Zrobiłabym ci śniadanie ale nie chciało mi się iść do sklepu, jak to ja... Więc... Ja spadam do Studia. - Pocałowałam go na pożegnanie zanim coś odpowiedział i wyszłam. Po drodze zauważyłam...

(Pablo) Szkoda gadać o wczorajszym dniu. Spałem na kanapie, była straszna awantura.... Nie lubię i nie chcę się z nią kłócić ale co mam myśleć ? Na śniadaniu była kompletna cisza... - Pójdę już - przerwałem ciszę i wstałem z krzesła. Wziąłem torbę i miałem wychodzić gdy... - Tylko żeby cię coś nie potrąciło po drodze. - Warknąłem pod nosem ale uchwyciłem to. - Tak! Zapewne twój kochanek. - Zagstykulowałem i trzaskając drzwi wyszedłem. W drodze do Studia wkurzało mnie praktycznie wszystko!  Ćwierk ptaków, odgłos psa czy kota... Boli głowa aż! Po drodze zobaczyłem Ane ale nie zwracając na nią większej uwagi wszedłem do środka. Rzuciłem torbę w kąt i zrobiłem sobie kawę. - A ty co taki... - Bo tak! - Odparłem bezczelnie do przyjaciółki. - Przepraszam... Nie mówmy o tym. - Dodałem. Po chwili do pomieszczenia wparował Antonio. - Mam złe wieści. - Rzekł. Skupiłem na nim uwagę. - Mamy problemy finansowe i nie mamy jak utrzymać uczelnie... - Dopowiedział a ja zamarłem. Po chwili do pomieszczenia wpadł/a...

(Lara) Obudziłam się na ławce, na torze. CO? Ja tu spałam?! Zobaczyłam na telefonie jakieś 50 nieodebranych od rodziców. Serio? Tor jest taty. Nikt nie zauważył, że tu jestem? Poszłam do domu się przebrać i coś zjeść. - Lara, gdzie byłaś całą noc? - zapytał tata. - Znowu na imprezie? Mówiłem ci już z mamą... - przerwałam mu. - Nie, nie byłam na imprezie. Poszłam sprawdzić jak śpi się pod mostem - rzuciłam na odczepkę. - Czyli byłaś na imprezie - stwierdził. - Nie, zasnęłam na torze, a teraz przepraszam, ale idę do Studio'a. - Wyszłam z domu i skierowałam się do szkoły. Przeszukałam wzrokiem cały korytarz. Nie ma go. Dosłownie wpadłam do pokoju nauczycielskiego i uśmiechnęłam się do wszystkich. - Witam, Antonio, Pablo, Angie - przywitałam ich. - Pablo, przemyślałeś wczorajszą rozmowę? - Lara, przykro mi, ale nie, mam ważniejsze sprawy w tym momencie... - odpowiedział. Niby jakie? Plama na czole Gregorio'a? - Mogę wiedzieć o co chodzi? - zapytał Antonio. - Źle wybrałam i chciałabym wrócić do Studio'a... - powiedziałam. - W porządku - odpowiedział. - Naprawdę? - Tak. - Blado się uśmiechnął. - A teraz biegnij na zajęcia. - Dziękuję! - Wyszłam z pokoju nauczycielskiego. - Antonio, czemu podjąłeś za mnie decyzję? - Usłyszałam głos Pablo'a, zamykając drzwi. - W takiej sytuacji to nie ma sensu. - Niech się nacieszy tymi ostatnimi dniami, Pablo. - Jakimi ostatnimi dniami? O czym oni mówią? - Co robisz? - Ktoś zapytał...

(Angie)Przekonałam się,że szczęście jest pojęciem niestałym..Towarzyszy nam przez pewien okeres,lecz później nudzi się tym błogim stanem i odchodzi,a my jak głupi ciągle go szukamy. Prawda jest taka,że nigdy nie będziemy mieć na nie wpływu... Teraz zostało ono zastąpione wewnętrzym bólem,smutkiem,bezradnością. Moja miłość się co raz bardziej ode mnie oddala; niedawno także dowiedziałam się,że nie radzę sobie w pracy,a moim zmiennikiem została Esmeralda.. Jestem człowiekiem otwartym,uległym,wiec i te zmiany w moim życiu muszę zaakceptować. Nie obrażam się za drobne rzeczy,bo wiem,że to głupota..
Chcąc naprawić jakoś relacje w moim związku postanowiłam zarezerwować na kilka dni domek nad jeziorem w pięknej okolicy,którą zwali dzelnicą "miliona kwiatów" lub "miodowego zachodu słońca",lecz zamiast entuzjazmu spotkałam się z kompletną obojętnością,tak jakbym była mało znaczącym przechodniem.Ledwo zdążyłam coś zaproponować,a już tłumaczył się urwaniem głowy w pracy,ważnymi spotkaniami. Potem jak opażony wyleciał z domu. I jak się później dowiedziałam od Pabla tym ważnym spotkaniem była Esmeralda. Nie powiem,zabolało.. Dzisiejszy dzień tym bardziej mnie dobił. Moje kochane studio,mój drugi dom zostanie zamknięte. Myślałam,że padnę,gdy to usłyszałam. -Alee Antonio to nie może być prawdą? Przecież w tym miesiącu nasza sytuacja się znacznie poprawiła,przez nasz występ,wpłaty uczniów.. -Przykro mi Angie,ale to nie wystarczyło. Teraz uratować nas może tylko cud-powiedział starzec. W tej chwili się wyłączyłam z rozmowy.Antonio i inni nauczyciele zaczeli bardzo głośną rozmowę,a mi pojawiło się przed oczami wspomnienie z dawnych lat-najpierw zaczynając jako uczennica,a później jako nauczycielka móc zarażać swoją pasją nowe pokolenie..To wszystko zdawało się teraz przeciekać przez palce. Moje oczy się zeszkliły;musiałam wyjść na powietrze..Otwierając dzwi spotkałam opór. To Lara,która najwyraźniej słyszała te "okrutne" słowa. -Co robisz?-zapytałam jakbym nie wiedziała. Popatrzyła się na mnie, a jej wzrok wyrażał niedowieżanie mieszające się ze smutkiem. -Czy too prawda?-spytała. -Taa..Tak-ledwo wykrztusiłam-Pablo powinien niedługo wszystko ogłosić. Dobrze wykorzystaj ten czas-dodałam głaskając oszołomioną dziewczynę po czym wyszłam ze szkoły. Tak szkoda mi uczniów.. Nogi same zaniosły mnie do domu. Tak właściwie to teraz jest zmiana Esmeraldy,więc nikt się nie zdźiwi dlaczego tak nagle zniknełam... Rzuciłam torbę na podłogę,wyjełam butelke wina i kieliszek i usiadłam na kanapie. Sączyłam tak trunek tępo przyglądając się dwóm biletom,które pewnie nigdy nie zostaną wykorzystane..Tak bardzo chiałam tam pojechać.. W domu panowała kompletna cisza. Nie ma się do kogo odezwać,powiedzieć co trapi twoje serce,wypłakać się..German jak zwykle gdzieś zniknął;praktycznie go nie widuję. Miałam ochotę krzyczeć! -Aaa dlaczego Cię teraz nie ma!? Zawszę wiedziałaś co robić; twój uśmiech,twój uścisk dawał nadzieję!.. Czemu Bóg mi Cię zabrał!? Dlaczego!?-łzy płyneły strumieniami -Mario..Wracaj..-poprosiłam cicho osuwając się na ziemię.Nie miałam siły,dałam upust moim emocjom.Moje myśli powędrowały do mojego rodzinnego domu,do lśniącego słońca,które codzień zaglądało do mojego okna, zapachu kwiatów z łąki nieopodal i chwil spędzonych z siostrą.Było ich tak dużo!... W mojej głowie wyglądały tak nieskazitelnie, przepełnione uroczym śmiechem Marii,a nawet wonią jej perfum... Chciałam pozostać w takim stanie całe wieki,lecz przerwało mi w tym nagłe pukanie do dzwi..

(Germán) - Ty też musiałeś zapomnieć kluczy co? - Odezwałem się do przyjaciela. Poszedłem na około i wszedłem tylnymi drzwiami. Była pustka i cisza jak codziennie o tej porze. Jedno było dziwne. - Wino? - Podszedłem, lecz po chwili zauważyłem coś bardziej dziwnego. - Angie! - Złapałem ją za ramiona, stawiając na kanapie, w pozycji siedzącej. - Weź przynieś wodę! - Rozkazałem menedżerowi. - Następnym razem odbiore ci dostęp do alkoholu. - Odparłem do niej, widząc że już odpływa do krainy Morfeusza. - Nie, nie, nie... Nie śpimy kochana. - Ddfaj mo spogij.... - Coś mamrotała. Zastanawiałem się po co? Przecież musiało się coś stać aby się tak upić... Usiadłem obok niej a Ona momentalnie zamachnęła się i dała mi z liścia. Dotykając bolące a jednocześnie szczypiące miejsce usłyszałem dźwięk dzwonka. Zostawiając na chwilę pijaną partnerke poszedłem otworzyć a tam...

(Pabloso) Gdy nauczyciele wyszli mi coś odbiło, wyrzuciłem swoją torbę przez okno i rzuciłem papiery, robiąc huk. Kopnąłem kilka razy w szafkę, musiałem odreagować... Potem tylko oparłem się łokciami o ścianę i schowałem twarz w smutku. Wszystko na nic? ! Znòw? ! No tak... Uczniowie nie przychodzą na lekcję, ich nie opłacają i takie są skutki!  Wyszedłem się przewietrzyć, a dokładnie poszukać przyjaciółki bo gdzieś zwiała. Oczywiste że wpierw skierowałem się do domu Castillo, zapukałem raz i otworzył mi milionerek. - Jest Angie?  Musi wracać do pracy. - Rzekłem odwracając wzrok. W pewnej chwili ujrzałem ją, wcisnąłem się do środka i podszedłem. - Człowieku!  Ona ma zaraz lekcję!  Jak ma iść pijana? ! - Ygh!  Jak ten pajac mnie wkurza!  Była kupita i lekko zapłakana. - Angie... Nosz nie... - Mówiłem szeptem siadając koło niej.
- Pfablo... Zooostań.... - Mamrotała przez %. Chciałem wstać i pójść ale kobieta nie pozwoliła na to. Uparcie trzymała mnie za nadgarstek. W pewnej chwili pociągnęła mnie do siebie i pocałowała...  Nie powiem zawsze o tym marzyłem... Ale Ona jest pijana, ma partnera a ja mam narzeczoną! Więc szybko się od niej oderwałem. Widząc minę inżyniera uciekłem stamtąd! Cało uszłem z życiem. Oszołomiony wróciłem do Studia, lekcje już się skończyły co było dość dziwne... Wszedłem do pokoju nauczycieliskiego, nikogo nie było w środku. Podszedłem do planu zajęć a po drodze zajrzałem do lusterka. Ups! Miałem na ustach jeszcze trochę szminki. Próbowałem ją zmyć póki...
- Pablo... - Usłyszałem za sobą głos. - Co ty robisz?  - Nieśmiało się odwróciłem i ujrzałem ...

(Esmeralda) Nie chce wspomić tego co było z rana ... Kochanek jak on śmie w ogóle tak mówić. Myślałam, że jak prześpi się na kanapie to zacznie normalnie myśleć. Z raba wyszedł do Studio. Nie miałam ochoty na wspólny spacer do szkoły dlatego wyszłam 10 minut po nim. Niestety dzisiejszy dzień zapowiadał się jeszcze tragiczniej. Antonio ogłosił, że chcą zamknąć Studio. Super dopiero dostałam pracę, a oni chcą już ją zabrać. Nie no super. Potem miałam lekcje, która jakoś się cxiągnęła. Może dlatego, że ja wiedziałam a oni jeszcze nie. To straszne. Chwile jeszcze posiedziałam w sali, ale zdzwonił telefon. - Halo - powiedziałam do sluchawki. -Esme pilnuj tego swojego patafiana bo mu nogi z dupy wyrwe jak jeszcze raz zb liży się do Angie. - to był głos Germana. Roz łączył się, a ja zdezorientowana poszłam do pokoju nauczycielskiego, gdzie znalazłam Pablo, robiącego coś przy lustrze. - Pablo ... Co Ty robisz ?? - zapytałam, a on odwrócił się i wtedy zobaczyłam ślad po szmince. - A jednak to prawda tak ?? German miał rację. - zaczęłam krzyczec. - O co Ci chodzi ?? - zapytał zdziwiony. Byłam tak zdenerwowana, że złapałam jakąś szmatę leżącą na biurku i zaczęłam go nią okładać. - Ja się z nikim nie całowałam rozumiesz, nie calowałam, a Ty pobiegłeś do niej i od razu ?? - wydzierałam się waląc go szmatą. - Jak mogłeś ?? Pytam się jak mogłeś. - już mnie gardło bolało od tego darcia się. - Uspokój sie do cholery jesteśmy w szkole - powiedział. - W dupie to mam gdzie jesteśmy, głęboko w dupie. Zdradziłeś mnie z Angie. Mam tego dość. Robisz mi awanture za to, że German zawiózł mnie do Ludmily, gdy zepsuł mi się samochód, a sam co zrobiłeś....

(Pablo) Na moje cudowne szczęście musiała to być Esmeralda. Krzyknęła że coś Germán miał rację, ale co ten kretyn ma do tego że zaczęła mnie okładać szmatą. Po chwili wszystko się wyjaśniło. Ha! - Germán zawiózł mnie do Ludmily, gdy zepsuł mi się samochód, a sam co zrobiłeś...! - Udało mi się w końcu chwycić za przedmiot który spowodował ogromny ból i szczypanie na twarzy i nie tylko. - A ja całowałem się z Angie i co!  Nawet ci nie powiedział co dokładnie się stało zgaduje! Jakbym chciał się z nią lizać to bym tam został. A jak myślisz po co wróciłem? !
- Żeby ci Germán nie przywalił!
- Nie bo cię kocham a z każdym dniem wątpisz w to coraz bardziej! Nie widzisz co się dzieje?  To przez Germána się zaczęło! I tak zostanie bo On nie chcę się odczepić od ciebie. Jeśli mnie kochasz to uwierz!  - Krzyknąłem patrząc jej prosto w oczy. - A jeśli nie... - Zdjąłem z palca pierścionek. - To, to już nic dla ciebie nie znaczy... - Odstawiłem go na szafkę i wyszedłem...



(Federico )

Dzisiaj w Studio panowała jakaś dziwna atmosfera . Coś sie szukowało , ale jakby nie chciało się jeszcze ujawnić . Szedłem korytarzem , gdy nagle z pokoju nauczycielskiego wypadł rozwcieczony Pablo . Jego ręce były złożone w pięść ( nie wiedziałam jak to opisać :D ) Zatrzymałem się przerażony , bo jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie . Ominął mnie nawet nie spoglądając w moją stronę i wyszedł ze Studia. Po chwili , gdy miałem już stawić krok z tego samego miejsca  wyszła mama Ludmiły .Obracała coś w palcach , zapatrzona w podłogę . Jeszcze szerzej otworzyłem oczy , nie wiedząc co zrobić . Nagle do Studia wleciała roztrzepana Angie . Rozejrzała się po korytarzu , a jak zobaczyła Esmeralde już miała iść w jej kierunku , gdy nagle zatrzymał ją German , który jakimś cudem też pojawił się w budynku .
- Ja nieii roziumemś co ty zrobjka - wymamrotała blondyna . ALE ??
Do Studia wleciał Pablo i tak zaczęła się ostra wymiana zdań .
- Już nigdy nie będę zostawał po lekcjach !!! - powiedziałem do siebie , na co oni zamarli.
- Federico co ty tu robisz ? - zapytał zdezorientowany dyrektor .
- Ja ... - zaciąłem się . - Ja już sobie pójdę . Rozmawiajcie sobie spokojnie . Ja już nie przeszkadzam - jak najszybciej opósciłem budynek . Koło centrum usłyszałem jak ktoś mnie woła :
- Federrr ... Poczekaj ....

(Violetta) Kilka ostatnich dni jest bardzo dziwnych, w Studio panuję dziwna atmosfera Antonio i Pablo cały czas dyskutują tak aby nikt nie mógł usłyszeć najmniejszego zdania. Nie za bardzo mi się to podoba, jakby szykowało się coś złego... Tak samo Angie i tato kłócą się cały czas, oddalają. Przez te kilka dni praktycznie nie rozmawiam z ojcem, jakby z jakiegoś powodu miał żal do mnie, to już nie to samo. Dzisiaj odpuściłam sobie zajęcia, gdyż miałam wizytę u lekarza i tak jak według jej przypuszczeń choroba ustąpiła i mogę odetchnąć z ulgą. W drodze powrotnej zadzwoniła do mnie moja ciotka - Fiooooolu.. Trze się spatkać, przychodź do domfu - Powiedziała nie do końca zrozumiałe zdanie i rozłączyła słuchawkę, chwile później zadzwonił do mnie Ramallo mówić, że szykuję się jakaś większa awantura i bym nie słuchała Angie. Szczerze? Byłam za bardzo zmęczona by się mocniej tym przejąc w końcu każdy raz na jakiś czas nie wytrzyma napięcia i sięgnie po wino, dlatego chciałam wrócić do domu gdy zobaczyłam całe zajście w Studio.
- Tato? - podchodzę bliżej - Co tu się dzieje? - Pytam, ale on tylko burczy "Violetta idź do domu".
Dobrze, że nauczyłam się już mu odmawiać i wchodzę do środka gdzie wpadam na wściekłego Pablo, który upuszcza różową teczkę, nigdy bym się nią nie zainteresowała gdyby nie jeden dokument "(...) Bardzo proszę przemyśleć propozycję jeszcze raz, gdyż mamy zamiar zbudować na miejscu pańskiej szkoły artystycznej, sieć hoteli (..) Z powodu Pana problemów finansowych, chcemy dać panu szansę (...) Burmistrz nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji, ale jak na razie ma zamiar zamknąć Studio!(...)"  Nie udało mi się niczego więcej zobaczyć, gdyż Pablo bardzo szybko podniósł papiery i wszedł do gabinetu. NIE! Już wiem co robić, po drodze wysłałam do
wszystkich SMS'a "Sytuacja krytyczna! Za 15 minut w Resto!. V." Śpiesząc się do baru wpadłam na Federico - Fedrrrr.. Poczekaj..! - nakazałam mu, najwidoczniej nie odczytał SMS'a. Nie mając czasu na wyjaśnienia zaciągnęłam go do baru w którym praktycznie byli już wszyscy
- O co chodzi Violet? - Spytała zdenerwowana Ana - Siadaj - rzuciłam. Kiedy każdy spokojnie siedział popijając sok stanęłam na środku i zaczęłam swoją przemowę - Każdy chyba zauważył, że ostatnio w Studio jest inaczej.. Jakby nauczyciele ukrywali coś ważnego.. Przed chwilą przypadkowo wpadłam na Pablo i z jego rąk wypadła różowa teczka .. - Mówiłam dalej, ale przeszkodził mi w tym Federico - Pablo ma różową teczkę? Haha.. - Popatrzyłam na niego groźnie, a on się uciszył. - Dziękuje.. - Mówię dalej widząc ciekawość w oczach uczniów - Burmistrz chce zamknąć nasze Studio, ze względów problemów finansowych Antonio, chce wybudować na nim jakiś pięciogwiazdkowy hotel.. - Studenci zaczęli się rozglądać po sobie - Nie możemy do tego dopuścić! Dla praktycznie wszystkich Studio to nasz drugi dom.. Nie mogę po prostu odebrać nam tego.. - skończyłam. - Wiec jaki jest plan? - Spytała z intrygą Camila - Koncert? Występ? Strajk? Pokażemy burmistrzowi co może stracić.. Tylko razem to się uda, wiec kto jest ze mną niech wstanie! - Mówiłam bardzo stanowczo. Jako pierwszy wstał León i przeszedł ma moją stronę
- Ludzie to się musi udać! - Powiedział. Kolejne osoby powstawiały z krzeseł Ana, Federico, Diego, Tomas, Lara, Camila ... Tak naprawdę każdy sie zgodził - Kiedy to się zacznie? - Spytała Natalia - Już jutro... - Odpowiedziałam - Dlatego już teraz bierzemy się do pracy - ...



Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 100.



poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 98

11 komentarzy:
(Violetta) Specjalnie wstałam wcześniej by uniknąć kazania, szybko ubrałam się w pomarańczową bluzkę i czerwone spodnie. Nawet nie zdążyłam zjeść śniadania, gdyż szybko wyszłam z domu. Do początku zajęć miałam jeszcze dwie godziny, wiec wybrałam się na krótki spacer, by pomyśleć w spokoju, z dala od ludzi. Usiadłam sobie spokojnie na trawie i zaczęłam oglądać chmury, to
niesamowite, że z kilku chmur można stworzyć całą historię. Nawet nie wiem ile czasu spędziłam na tej łące, gdy zobaczyłam na wyświetlacz telefonu miałam kilka nie odebranych połączeń właśnie od Leóna. Chciałam do niego oddzwonić, bo nie lubię się z nim kłócić źle mi wtedy, ale co to da? On wierzy Andresowi, w pełni to rozumiem w końcu to jego najlepszy przyjaciel..  Wstałam z ziemi i miałam ochotę na mocną porcje kofeiny z rana, dlatego szłam drogę do Resto póki nie natykam się na...

(Diego) Kolejna nieprzespana noc. To już hmm 5 z rzędu? No trudno. Szybko się ubrałem po czym zbiegłem na dół i wypiłem duży kubek kawy. Na przebudzenie puściłem sobie jeszcze piosenkę mojego ulubionego zespołu. Od razy było lepiej. Wyruszyłem w drogę do Studio podśpiewując sobie ,,City of Angeles''. Byłem w wyjątkowo dobrym nastroju. Chciałem pokazać moją piosenkę Pablo.  Idąc do szkoły napotykam Violettę, widziałem, że była jakaś smutna i zaspana dzisiaj.
-Cześć księżniczko-uśmiechnąłem się ironicznie- Diego?! Serio, znowu taki będziesz...- Ej tylko żartowałem spokojnie. Co jest? Widzę, że coś jest nie tak. Chodź do Resto porozmawiamy.- Lekko się uśmiechnąłem i razem udaliśmy się do baru. Usiedliśmy przy pierwszym lepszym stoliku i zaczęliśmy rozmawiać: - No to, co Cię gryzie? - Diego. Ja nie wiem czy mogę o tym powiedzieć komukolwiek. - No dobrze rozumiem, może kiedyś indziej- uśmiechnąłem się lekko. Żeby poprawić dziewczynie humor zacząłem wspominać stare czasy. W końcu wywołałem uśmiech na jej twarzy. Niestety po parunastu minutach musiałem zakończyć rozmowę, bo w oddali zobaczyłem Verdasa a nie chciałem robić problemu Violettcie.- Ja, już muszę iść, poszukać Pablo, bo później go nie znajdę. - Skłamałem po czym zostawiłem dziewczynę samą przy stoliku. Wszedłem do Studio i podążyłem do sali prób może tam znajdę Pablo. Niestety tam go nie było. Zamiast na niego wpadłem na...

(Lara) Z samego rana udałam się do Studio'a. Może da się do niego wrócić? Co za porażka... Sponsor od razu założył, że z takiego mechanika jak ja nic nie będzie. Nawet nie pozwolił mi pokazać jak jeżdżę... Bez sensu. I co ja mam teraz robić? Dalej? Ze swoim życiem? Albo zostanę mechanikiem, albo nie wiem. Nie widzę siebie w karierze solowej piosenkarki. Mogę ewentualnie grać w zespole na gitarze, ale przecież zawsze znajdą się lepsi...
Weszłam do pokoju nauczycielskiego, ale tam nikogo nie było. Może Pablo ma zajęcia? Udałam się do sali prób, ale tam go też nie znalazłam, tylko wpadłam na Diego'a.
- Sory... Widziałaś Pablo'a? - zapytał.
- Nie, też go własnie szukam - odpowiedziałam.
- Byłaś ostatnio w Studio'u? - zapytał. - Jakoś cię ostatnio tu nie widziałem - dodał.
- Nie, nie było mnie...
- Dlaczego?
- Nie twoja sprawa - warknęłam. Nie chciałam, aby ktokolwiek dowiedział się o tym. Nawet Leon'owi nic nie mówiłam.
- Okey, okey. Możemy razem poszukać Pablo'a albo się kogoś zapytać czy go nie widział, jeśli tylko chcesz - zasugerował. Zgodziłam się, ale po paru minutach się poddaliśmy. Pablo najwyraźniej nie przyszedł jeszcze do Studio'a. - Zaraz zaczną się zajęcia - powiedział Diego, zerkając na zegarek.
- Wiesz... Ja.... Chyba ktoś do mnie dzwoni - skłamałam i wyszłam szybko z budynku, siadając na ławce. - Wszystko co robię jest beznadziejne, wszystko psuję - wyśpiewałam radośnie, a po chwili ktos koło mnie usiadł...


(Pabloso) Uchyliwszy powieki zauważyłem że Esme też jeszcze śpi, czułem się wypoczęty co nie było codziennością. Rozciągnąłem się i spojrzałem na zegarek. Matko! Spóźnię się...! Zerwałem się na nogi i podszedłem do szafy, szybko założyłem na siebie ubrania i umyłem. Wkładając dokumenty do torby przypomniało mi się że partnerka też musi wstać. - Ej... Wstawaj... - Zacząłem ją przebudzać.
- Em... Chwila, chwila... - Mamrotała.
- Ale dzwonili ze szpitala... Lu nie żyje! - Odparłem piskliwym głosem. Szybko ułożyła się do pozycji siedzącej.
- C-co? !! Jak... Ale...
- Żartowałem, wstawaj spóźnisz się! - Dodałem. "Haha" zaśmiała się ironicznie. Szybko wskoczyłem do kuchni i wziąłem kilka owoców. Odwróciwszy się ujrzałem już ogarniętą Esmeralde. - J-jak? Ty tak szybko...?
- Nie znasz moich możliwości. - Wzruszyłem ramionami. - Poza tym mam na 10.
- Pech. - Ucałowałem jej policzek i wyszedłem. Burczało mi w brzuchu ale próbowałem to ignorować. Koło Studia zauważyłem Lare, pomimo lekcji przysiadłem się. - I co Lara? - Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Pablo! Ja... Właśnie cię szukałam... Chciałam zapytać czy mogę wrócić...
- Nie... - Pokręciłem przecząco głową. - Nie mogę ci teraz powiedzieć bo mam lekcję, przyjdź do mnie później. Ok? - Wstałem z ławki i wszedłem do środka, w pokoju nauczycieliskim położyłem torbę na półce i miałem wychodzić gdy moja komórka zadzwioniła. - Halo...?


(Esmeralda) Pablo i jego super śmieszne żarty. Dziś mój pierwszy dzieñ w Studio. Strasznie się denerwuje, bo jak mnie uczniowie nie polubią, czy zaakceptują. Ja nie wiem czy potrafię w ogóle uczyć innych. Gdy już byłam gotowa do wyjści i przygotowana na to wszystko wyszłam z domu. Serce waliło mi jak młot. Strasznie się stresowałam. Kiedy weszłam do Studio, jakoś cały ten strach uciekl, jakby go nigdy nie było. Dziwne. Zaszlam do pokoju nauczycielskiego, zostawić swoje rzeczy. Nikogo tam nie było, pewnie mieli zajęcia. Dosłownie za 15 minut zaczyna się moja lekcja. Weszłam do sali, położyłam nuty na biurko i czekałam na uczniów. Nagle zadzwonił mój telefon. - Tak słucham ?? - zapytałam. - Pani Esmeraldo, doktor Rodriquez. - odpowiedział głos po drugiej stronie. - Tak, Tak proszę mówić. - trochę się zdenerwowałam bo był to lekarz Ludmily. - Przyszły wyniki badań pani córki czy mogłaby pani przyjechać. - dopowiedział. Ja tylko rzuciłam słuchawką wybrałam numer Pablo. - Posłuchaj coś się stało ja muszę jechać do szpitala. Wytłumacz mnie jakoś. - nic nie zdążył odpowiedzieć. Wybiegłamz prędkością światla. I byłoby dobrze gdyby nie mój samochó, który odmówił posłuszeństwa. Wysiadłam i kopnęłam w opone. - Cholera. - powiedziałam. - Może pomóc usłyszałam znajomy głos ..

 (Germán) Siedziałem ponownie przed papierami, trzeba się brać za pracę bo ostatnio się opuściłem. Wypełniając je do pomieszczenia wpadł Ramallo. - Słuchaj musimy być w centrum, przesunęli spotkanie. A że korki są trzeba już jechać, zbieraj się. - Westchnąłem i wstałem z siedzenia. Zabrałem szybko kurtkę i wyszedłem. Wsiadłem szybko do samochodu i jechaliśmy, przyjaciel włączył jakąś muzykę która mnie zazwyczaj denerwowała ale nie dziś... W pewnej chwili zauważyłem znajomą osobę, miała najwidoczniej jakiś problem z autem.

- Zatrzymaj się. - Rozkazałem spokojnie menedżerowi a ten posłusznie wykonał zadanie. Nie mówią nic więcej podszedłem. - Może pomóc ? - Spytałem. Kobieta spojrzała na mnie zdziwiona. - No co ? Nadal ci coś wiszę... - Odchrząknąłem. - Za wszystko. To jak? Pomoc czy męczysz się sama z tym?
- Muszę szybko znaleźć się w szpitalu. - "Co ?!" Przeleciało przez moją głowę. Bardzo mnie to zdziwiło i jednocześnie zaniepokoiło, ale przypomniałem sobie iż jest z Pablo. Nie dodając nic od siebie otworzyłem jej drzwi od samochodu. Nie musiałem zbyt długo czekać aby wsiadła... Kilka minut później byliśmy pod budynkiem. Gdy wysiadła coś mnie zmusiło abym również to zrobił.
- Pójdę z tobą. - Oznajmiłem.
- Nie potrzebnie...
- Ale pójdę... - Powtórzyłem i wyruszyliśmy do środka. W drodze coś mnie tchnęło... Złapałem ją za nadgarstek, spojrzała na mnie zdezorientowana. - Jesteś w ciąży...? - Wypaliłem.

(Esmeralda) German super hero, pomocnik i wybawca ... taaa chyba w snach. Dobra skorzystalam z jego pomocy, ale musiałam szybko znaleźć się w szpitalu, ale jego pytanie o ciąży wmurowało mnie. - Słucham ?? - zapytałam. - No,No czy jesteś w ciąży ? - powtórzył pytanie. - Czy Ty updłeś na głowę, w jakiej ciąży ?? Kto Ci nagadał takich bzdur, może jeszcze z Tobą ? - popatrzyłam na niego. - To może chodźmy. - zmienił temat. Weszliśmy na piętro gdzie leżała Ludmila, ja od razu udalam się do gabinetu lekarskiego. Przed pół godziny rozmawialam z lekarzem. Na szczęście to nic poważnego, ani jej ani dziecku nic już nie grozi. Jednak musi zostaç jeszcze trochę na obserwacji. Poszlam do córki. To nie chodzi o to, że ona była w złym stanie fizycznym, ona po prostu wykańczała się psychicznie, a ja nie potrafiłam jej pomóc. Wyszłam z sali ze lzami w oczach. - Co się stało ? - złapał mnie na korytarzu German. - Nie mam siły, ona wygląda jakby straciła całą chęć do życia. - powiedziałam wycierając rękawem oczy. - Wszystko będzie dobrze, ona jest silna da radę, obie dacie radę. - wyszliśmy ze szpitala, a ja znowu pogrążyłam się w płaczu. - No chodź tu. - powiedział przyciągając mnie do siebie, przytuliłam go i rozbeczałam się na całego. Potrzebowalam, żeby ktoś teraz ze mną był. - Mhm - uslyszałam ..

(Pablo) Eh! Normalnie jak Angie, dobra... Teraz rozumiem chociaż moją przyjaciółke. Wziąłem tą jedną lekcje za partnerke, na szczęście Antonio nic nie zauważył. Miałem okienko dlatego skoczyłem szybko do szpitala. Koło budynku zobaczyłem Esmeraldę w objęciach Germána. Ygh! - Mhm... Myślałem że idziesz do Ludmiły. Ale jak widzę masz ciekawsze zajęcia... - Kobieta odwróciła się do mnie ze łzami w oczach, nie chciałem ulec dlatego zmierzyłem inżyniera groźnym spojrzeniem. - Ty też nie masz co robić? Może zajmij się Angie. Hm? Widzę że lubisz się przywalać do innej. - Warknąłem. - Pablo... - Nie! Nie ma Pabla, wracaj na zajęcia bo dalej już nie mogę cię chronić. - Zwróciłem się do niej i westchnąwszy odszedłem. "Przyrzekam, jeszcze raz a rozwale mu twarz..." pomyślałem. W sumie nie powiniem ich zostawiać samych, ale jeśli woli się tulić z kasiastymi to niech się tuli... Miałem już wchodzić do budynku gdy...

(Camilla) Siedziałam w Studio i postanowiłam napisać piosenkę. Może nie zawsze wychodzą ale tym razem poczułam że coś z tego. Złapałam w rękę gitarę elektryczną i podpięłam do wzmacniacza.  Zagrałam pierwszy dźwięk a można było go usłyszeć w całym Studio jak nie w całej dzielnicy. Ciekawe który geniusz nastawił głośnik na całą moc. W sali pojawił się oszołomiony Pablo. -Co tu się dzieje ???-chyba to słyszał -Nic zapomniałam ściszyć.-zrobiłam "niewinną" minkę.-Dobra następnym razem uważaj. -wyszedł jakiś wkurzony. Coś musiało się stać bo jeszcze nigdy tak nie zareagował  na taką błahostkę. Wróciłam do komponowania. Dziś szło wyjątkowo szybko i  już po około godzinie miałam melodię. Teraz tylko tekst. Z tym też nie miałam problemu. Aż poszło za dobrze jak na takiego nieudacznika jak ja. Jedno mi tu nie pasowało. Wzięłam do ręki kartkę z tekstem i poszłam do sali muzyki gdzie siedziały Violetta i Ana. -Zaśpiewacie ze mną ?-zapytałam choć zabrzmiało bardziej jak nakaz i podałam im kartkę. Zaczęłam wygrywać dźwięki na gitarze (tak gitara teleportowała się tam razem ze wzmacniaczem jakbyście nie wiedzieli... ;P). Z mojego gardła wypłynęły pierwsze słowa piosenki.(piosenka)
No se imaginan de qué cosas hablamos
Estando en nuestro sitio especial 
Po chwili dziewczyny też śpiewały.
De moda, chicos, música y vacaciones
Sueños que se vuelven, canciones jugando 
Secretos entre melodías
Con mis amigas siempre imaginar
Un mundo mágico ideal
Hablamos de todo, siempre falta más
To było niesamowite. Jeden wspólnie wykonany utwór a całej naszej trójce poprawił się nastrój.
-Co wy takie szczęśliwe ?-spytał/a który/a niezauważalnie wszedł/a do pokoju... 

(Diego) Wszedłem do Studio i usłyszałem jakieś dźwięki. Podążyłem za nimi i doszedłem do sali w której śpiewały Cami, Viola i Ana: -Co wy takie szczęśliwe?- Zapytałem zaciekawiony - Mamy swoje powody- powiedziała uśmiechnięta Ana i mnie przytuliła.- To, może ja wam ją na chwilę porwę?.- Dziewczyny tylko uśmiechnęły się a ja z Aną wyszliśmy z sali. Postanowiłem zabrać ją w takie nasze miejsce, czyli standardowo nad jezioro. Całą drogę rozmawialiśmy o praktycznie wszystkim. Gdy byliśmy już nad jeziorem, postanowiłem zrobić coś głupiego za co dziewczyna na pewno będzie na mnie zła. Wziąłem ją na ręce i wrzuciłem do wody. Zaczęła krzyczeć na mnie, ale po chwili sam do niej dołączyłem i zaczęliśmy się śmiać. Gdy wyszliśmy z wody usiedliśmy w słońcu. Dziewczyna była cały czas szeroko uśmiechnięta. Postanowiłem ją pocałować. Po chwili nasze usta nie chciały się od siebie oderwać. Pogłębiłem pocałunek...

(Ana) Uśmiechałam się do rażącego w oczy słoneczka dopóki mnie nie pocałował. Nie chciałam się od niego oderwać i On chyba również nie zamierzał tego robić... Był coraz namiętniejszy gdy nagle coś nas rozłączyło. A raczej szyszka która spadła mi na głowę. - Wiewiórki mnie nie lubią... - Żaliłam się, lecz po chwili zaczęłam się śmiać. - Idziemy? - Spytał podając mi rękę. - Aham! Ale gdzie?
- Zobaczysz... - Szepnął. Kąciki ust powędrowały ku górze. Złapałam jego dłoń i zaprowadził mnie na jakiś festyn. Jak zawsze roiło się tu od ciepłych i miłych dla oczu kolorów! Chodząc między straganami zaszliśmy koło pięknej fontanny! Usiedliśmy na murku. - Widzisz? Podobno tu widać przyszłość... - Dodał a ja zmarszczyłam brwi. - Wiesz.... Ja tam widzę... - Popchnęłam go. - Ciebie mokrego! Wow, magiczna fontanna. Czyż nie? - Zrobiłam maślane oczy. Odwróciwszy wzrok zauważyłam ... Ale nawet nie zdążyłam się z nim/nią przywitać gdyż Diego wciągnął mnie znòw w wodę a tam uciszył pocałunkiem...

(Camilla) Po zajęciach jak zwykle poszłam do parku gdzie co miesiąc odbywał się festyn. Lubiłam na nie przychodzić ponieważ tam zawsze było tak kolorowo i wesoło. Tym razem jednak było jeszcze ciekawiej. Ale to może ze względu na pogodę. Helios świecił wyjątkowo mocno jak na tę porę roku.Gdy lawirowałam pomiędzy stoiskami przy fontannie która stała na środku placu zauważyłam Anę i mokrego Diega. Po chwili moja przyjaciółka została wciągnięta pod wodę przez chłopaka. Poszłam dalej. Po drodze widziałam wielu innych uczniów Studia którzy nie chodzili do mojej klasy. Właśnie! Za 10 minut mam lekcje Gregoria -przeraziłam się gdy spojrzałam na zegarek na ręce. Już miałam udać się do uczelni gdy usłyszałam głos... ze sceny mówiący....

(Diego) Po tym jak Ana wrzuciła mnie do tej fontanny odwdzięczyłem jej się tym samym. Nim zdążyłem coś jej powiedzieć, ona mnie pocałowała a koło nas przeszła Camila. Dzisiaj razem z Aną postanowiliśmy spędzić cały wieczór razem. Gdy trochę osuszyliśmy się z wody, zaczęło się karaoke na festynie. Postanowiliśmy sobie zaśpiewać. Wybraliśmy ,,On Beat'' i wbiegliśmy na scenę. : On beat, on beat!
On beat, on beat!  On beat, on beat!On beat, on beat! Generación ROCK AND ROLL ropa multicolor SUPERSTAR creandose para el mañana. Po chwili zobaczyliśmy Federico, Cami i Larę. Wskazaliśmy im ręką żeby do nas dołączyli, na co oni chętnie weszli na scenę i zaczęli śpiewać z nami. Gdy skończyliśmy piosenkę rozległy się brawa, a my wszyscy postanowiliśmy udać się do Resto na sok. 
Wieczór minął całkiem nieźle. Około 20.00 razem z Aną poszliśmy do mojego mieszkania.
-To co może horror?- Zaproponowałem - No dobrze- uśmiechnęła się.
Usiedliśmy przed telewizorem i zaczęliśmy oglądać jakiś film. Dziewczyna wtuliła się we mnie gdyż się bała. Po chwili usnęła przytulona do mnie.  O nie! Za tą fontannę musi być ukarana. Uśmiechnąłem się sam do siebie. -Ana! Twój wujek przyszedł!!!- Krzyknąłem na co dziewczyna szybko podniosła się do góry...

(Ana) Jezu... Co On ma za filmy? Przecież można zawału przy tym dostać! Wtuliłam się w niego, strach powoli cichł gdy zasypiałam... Odpływałam do krainy Morfeusza gdy... - Ana! Twój wujek przyszedł!!! - Na te słowa aż się zerwałam. Rozglądałam się ale nie ujrzałam wuja tylko rozbawionego partnera. Wziełam poduszkę i zaczęłam go bić nią. - Mnie się nie budzi! - Mówiłam. Gdy przestałam go bić wyszłam na powietrze się przewietrzyć. Gapiłam się księżyc który wyjątkowo dziś był w pełni. Zrobiło mi się zimno więc chciałam wrócić do środka... Gdy się odwróciłam momentalnie krzyknęłam. Za mną stał koleś z nożem. Lecz po chwili rozpoznałam w nim Diega. Walnęłam go w ramię. - Co mnie straszysz co? - Weszłam do środka ale go wypchnęłam z mieszkania. Zamknęłam drzwi i usiadłam na kanapie, włączyłam jakąś komedię... Nie zwracałam uwagi na pukania Diega. Ale po kilku minutach miałam ochotę go wpuścić... Wyszłam na zewnątrz ale go tam nie było. - Diego, Dieguś! No chodź! - Wołałam a ten nic! Jakby się rozpłynął. - Weź mnie nie strasz! - Powiedziałam stanowczo. Dalej nic... Nagle przyszedł z ...w ręce. - A ty co? - Jak co byłem w sklepie. Wpuścisz mnie w końcu? - Tak, tak prosz. - Gestykulowałam a ten łaskawie weszedł...



(Diego) Jak mogła wyrzucić mnie z mojego własnego mieszkania ?! No zobaczymy! Stałem przez chwilę, ale postanowiłem przejść się do sklepu. Gdy z niego wróciłem Ana już na mnie czekała.

-Wpuścisz mnie w końcu?- Zapytałem- Tak, tak proszę.- Oczy jej zabłyszczały jak małemu dziecku.
Usiadłem z dziewczyną znowu na kanapie. Ponownie wtuliła się we mnie, po chwili chciała mnie pocałować, ale ja jej nie dałem- Co teraz będziesz słodka? A tak się mnie z domu wyrzuca.- Uśmiechnąłem się lekko- Oj Dieguś...- Spojrzała na mnie ze słodką miną- przepraszam wiesz, że nie chciałam...- Teraz Dieguś?- dziewczyna spojrzała na mnie jeszcze z bardziej smutna- Kocham Cię, wiesz o tym...- Po tych słowach pocałowała mnie. Nie umiem się na nią obrażać. Za łatwo jej ulegam. Powoli oderwałem się od niej i oznajmiłem.- Już późno. Odprowadzić Cię?- Skoro już późno, chyba nie musisz mnie odprowadzać, mogę zostać przecież u Ciebie-uśmiechnęła się.- Nie mówię, nie..- Powiedziałem a dziewczyna wbiegła na górę do mojej sypialni. Podążyłem za nią a ona była już w łazience. Po jakiejś godzinie z niej wyszła ubrana w moją koszulę. Podeszła do mnie i pocałowała po czym chciała zdjąć mi koszulkę - Nie, mała tak się dzisiaj nie bawimy.- Dziewczyna odwróciła się do mnie plecami i poszła w stronę łóżka, natomiast ja powędrowałem do łazienki. Gdy z niej wróciłem dziewczyna jeszcze nie spała. Położyłem się na łóżku, a ona po chwili wtuliła we mnie. Zobaczyłem jak zasypia a po chwili sam pierwszy raz od paru dni usnąłem..



Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 99.

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 97

12 komentarzy:
( Federico )
Rano wstałem wyspany , bo w nocy nic mi nie przeszkadzało . Od razu wiedziałem , że to będzie super dzień , bo gdy tylko spojrzałem na wyświetlacz swojego telefonu na mojej twarzy zakwi
tł szeroki uśmiech. Treść wiadomości od Fran brzmiała tak :
Co tam słychać u mojego kochanego śpiocha ? ;**
Szybko wystukałem odpowiedź , ubrałem się i starałem się zjeść zdrowe śniadania , na co moja rodzina wytrzeszczała oczy , jakby pierwszy raz mnie zobaczyli . Wzięłem jabłko , co jeszcze bardziej ich zszokowało i wyszedłem z domu . Po drodze zadzwoniłem do taty , bo strasznie dawno z nim nie gadałem . Chodziłem po mieście i rozmawiałem z nim jakoś godzine , przez co prawie nie zagapiłem się , by nie spóźnić się na zajęcia . Gdy wszedłem do budynku zaczepił/a mnie ... z pytaniem :
- Może dzisiaj też zorganizujemy takie spotkanie jak wczoraj w Resto ... ?


Bezpośredni odnośnik do obrazka
(Camilla) W ostatnich dniach w Studio było drętwo. Mało kto przychodził na zajęcia a jak tak to i tak nikt nic nie robił nawet po występie nauczycieli. Taka motywacja... Jedynie wczoraj wszyscy przybyli. Ale mszę przyznać że jak już raczą się ruszyć to nie ma jak się nudzić. Jako że dzisiaj mamy mało lekcji pomyślałam że moglibyśmy znów takie coś zorganizować ale w większym gronie bo wczoraj nie wszyscy byli. Poszłam do Resto gdzie spotkałam Fede.
- Może dzisiaj też zorganizujemy takie spotkanie jak wczoraj w Resto ... ?-mam nadzieję że godzą się -Ale gdzieś indziej bo tutaj jest za dużo ludzi poza tym kiedyś Luca nas chyba wyrzuci za zajmowanie stolików.-zaśmiałam się. Brat Fran już raz prosił abyśmy trochę mniej tam przesiadywali.
-Spoko ale gdzie ? Ja nie mam pojęcia.- zawsze pomysłowy Federico bez pomysłu to coś nie codziennego
-Brakuje ci cukru ? Może chcesz ciasteczka ??? Dobra może karaoke ? Tam nas nie powinni oskarżać za śpiewanie i granie...-Na pewno brakuje mu cukru.
-Spoko to o 14 w budynku karaoke zaproś wszystkich.-rzuca trochę oschle i odchodzi.
Gdy wracam do studio zauważam...



(Pablo) Występ... Był niezły ale... Ygh!  Więcej zabrało pieniędzy za teatr, dekoracje itd. Niż zarobienie na tym co źle wpływa na finanse. Ostatnio uczniowie w ogóle nie chodzą do Stud!a!  Ja nie wiem, czy im zależy już na tej uczelni... Wczorajszej akcji to ja już w ogóle nie rozumiem. Normalny dzień pracy, a jednak!  Jest to cud normalnie... Chodziłem od klasy do klasy przez Gregoria, ten też sobie ubzdurał coś w głowie. Ehh... Nagle zaczepił mnie Antonio, pp chwili znaleźliśmy się w pokoju nauczycieliskim. Wraz z innymi nauczycielami. -  O co znowu chodzi?  - Zapytał Beto przerzuwając musli.
- Chodzi o to że Angie, nie wyrabia ze swoimi godzinami. - Odparł szef. Na twarzy przyjaciółki zobaczyłem zdziwienie.
- Jja?
- Tak ty i musimy zatrudnić jakąś nauczycielkę albo nauczyciela śpiewu bo po prostu nie dajesz rady wszystkiego sama ogarnąć dziecko... - Na chwilę odleciałem. "Nauczycielka... Śpiewu..."
- Dajcie mi chwilę!  - Rzekłem i wyszedłem z budynku. Wyjąłem telefon i wykręciłem numer, niepotrzebnie gdyż zauważyłem ją niedaleko. Podszedłem. - Hej. - Pocałowałem jej policzek. - Mam dla ciebie propozycje... - Dodałem z uśmiechem. - Więc...
Bezpośredni odnośnik do obrazka
(Esmeralda) Jestem już zmęczona tym chodzeniem i szukaniem pracy, chyba to rzuce i w ogóle będę siedziała w domu i bawiła się w kurę domową. Nie mam już naprawdę siły i jeszcze Pablo zapomniał drugiego śniadania do pracy. Niech zna moje dobre serce zaniose mu te kanapki.Wyruszyłam do Studio zamyślona jak nigdy, nawet nie zauważyłam kiedy  dotarłam na miejscu i zobaczyłam machającego do mnie Pablo. Dał mu buziaka w policzek i powiedział, źe ma dla mnie jakąś propozycję. - Posłuchaj szukamy nauczycielki śpiewu, najlepiej na już, przejęłaby połowę godzin Angie i pomyślałem o Tobie. - uśmiechnął się. - Nie, Nie Pablo ja się do tego nie nadaje. - zaczęłam się bronić, on jednak mnie nie słuchał i zaciągnął do Studio. - Antonio oto najlepsza kandydatka na to stanowisko.- wskazał na mnie. angie tylko zdziwiona powiedziała moje imię. - Zna się pani na muzyce, śpiewie, podstawowe zasady, umie pani współpracować z młodzieżą.?? - natłok pytań wylał się z ust siwego  mężczyzny . Bylam zaszokowana. - Tooo znaczyyy - zaczęłam się jąkać. - Ja znam się na śpiewie gram na fortepianie, ale ja nie wiem czy ja się nadaje, ja nigdy nie uczyłam. - popatrzyłam na wszystkich. - Mam propozycję, udajmy się do sali muzycznej. - staruszek wskazał mi drzwi. - Zagraj coś. - pokazał mi na fortepian. - Ale tak teraz ?? - zapytałam zdziwiona. On tylko pomachał głową. Spojrzalam na Pablo, a on się uśmiechnął. Usiadłam, położyłam palce na instrumencie i zaczęłam śpiewać " Libre Soy, Libre Soy" ...
Bezpośredni odnośnik do obrazka
(Pablo) - Libre soy, libre soy No puedo ocultarlo más Libre soy, libre soy Libertad sin vuelta atras Y firme así me quedo aquí Libre soy, libre soy El frio es parte tambien de mi(...) - Słuchając jej głosu od razu endorfina we krwi wzrasta! Gdy spojrzałem na Angie, miała wypisane na twarzy "Szlag!". To będzie trochę trudne jak zaczną razem pracować, ale chyba nie będzie tak źle... Gdy skończyła czekałem wraz z nią na odpowiedź Antonia. - Świetnie. - Odparł a Ona chyba nie mogła uwierzyć. - A jaka wasza jest opinia?  - Zwrócił się do nas. - Jestem za. - Odpowiedziałem jako pierwszy. - Ymm... J-ja też!  - Odezwał się Beto.
- Może być... - Burknął Gregorio. Czekałem tylko na Angie, miała niepewną minę.
- Ja... - Zacięła się. - Też za. - Powiedziała. Wiem że to wiele ją kosztuje bo nie przepada za Esme i musi jej oddać swoje godziny.
- Może pani zacząć od jutra. - Dodał starzec i kilka minut później już nikogo nie było w sali oprócz nas.
- I co? Dalej w siebie nie wierzysz?  - Spytałem mrużąc oczy.
- Ok, nie wiem jak ale mi się udało.
- Pięknie śpiewasz. - Dopowiedziałem ponownie całując jej polik. Po chwili ciszy i patrzenia sobie w oczy nachyliłem się gdy...

(Camilla) Większość czasu w Studio spędziłam na odszukiwani przyjaciół i  zapraszaniu ich na karaoke. Prawie wszyscy się zgodzili oprócz Tomasa On idzie znów do Ludmiły do szpitala. Pomimo tego że za sobą nie przepadamy trochę mi jej żal. Studio to jej jak i każdego ucznia ukochane miejsce a ona biedna musi teraz leżeć w szpitalu nie mogąc wyjść. Gdy szukałam Andresa który był ostatni na liście do zaproszenia weszłam do sali śpiewu gdzie zamiast chłopaka zastałam Pabla całującego się z matką Lu. Gdy mnie zauważyli odskoczyli od siebie oparzeni.
-Mnie tu nie ma nie przeszkadzajcie sobie- rzuciłam jak torpeda i niemal biegiem opuściłam pokój. Dziwne uczucie widzieć nauczyciela w takiej sytuacji. Jestem przyzwyczajona do tego że prowadzi lekcje i jest naszym autorytetem a nie do tego że jak każdy człowiek kocha czy pragnie być kochanym. Przez te przemyślenia nie zauważyłam że weszłam do sali muzyki gdzie na keyboardzie grał/a... dobrze znaną mi piosenkę....

(Andres) Idę korytarzami Studio, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zauważając salę od muzyki, coś jakby mnie tam pociągnęło, więc wchodzę i nogi prowadzą mnie do keyboardu. Palce same trafiają w klawisze, wygrywając stare, znane Veo veo.
Si crees que si, vuelve a intentar...
y no te rindas, ni por casualidad...
Otwieram oczy, które, jak spostrzegłem, zamknąłem i zauważam Camilę, która patrzy na mnie ciepło.
- Co słychać? - pytam miło, patrząc jak podchodzi bliżej.
- Świetnie grasz - stwierdza, co poprawia mi humor, który był zepsuty przez kilka osób.
- Zaśpiewamy? - kiwa głową, więc znów naciskam klawisze i śpiewamy myśląc o tym, co nas dręczy, czego chcemy i jak to zdobyć. W mojej głowie rodzi się pewien plan i choć będę go żałować, to nabuzowany emocjami uśmiecham się do Cami, całuję w policzek i mówię cicho, że muszę już iść. Odwzajemnia uśmiech, żegnamy się i wychodzę.
Chodzę korytarzem rozglądając się wokół i zauważam osobę, której szukam.
- Cześć Violetta! - wołam i macham do niej. Gdy podeszła bliżej, mówię znów. - Wychodzisz?
- Tak, już idę. Nie mam nic więcej.
- To może przejdziemy się razem? Zaprowadzę cię gdzieś - uśmiecham się wesoło, może trochę za wesoło, ale ona tego nie zauważa.
Bezpośredni odnośnik do obrazka- Jasne - niepewnie poprawia torbę, po czym zdecydowanym krokiem idziemy w stronę wieżowca.
Idziemy przez dłuższy czas nie rozmawiając. Każdy zajmuje się swoimi myślami. Wolałbym nie wspominać o czym myślę, bo na pewno nie pójdę do nieba, ale... A co mnie to. Jestem zły, mam do tego prawo.
Dochodzimy pod wieżowiec i prowadzę ją do windy, wjeżdżamy na ostatnie piętro i wchodzimy małą drabinką w górę. Jesteśmy aż na dachu.
- Ładnie tu, prawda? - rozglądając się wokół można było ujrzeć naprawdę wiele i to był naprawdę piękny widok.
- Tak, bardzo ładnie - okręca się i uśmiecha. Staje na krańcu dachu.
- Uważaj! - mówię, może niezbyt przekonująco, ale cóż, wypada. Podchodzę i kopię średni kamyk, który wala się na dachu, w jej stronę. Violetta chwieje się krótko i nagle wypada. Podbiegam i widzę, że trzyma się jedną ręką jakiegoś wystającego skrawka budowli. 'Ups' - myślę szyderczo.
- Nic ci nie jest?! - krzyczę z ogniem w oczach. Ale ona tego nie widzi. I dobrze.
- Nie, jeszcze nie! Pomóż mi! - odkrzykuje mi. Próbuję sięgnąć jej ręki, ale coś mi 'nie wychodzi'.
- Nie potrafię! Idę po pomoc! Trzymaj się! - i zostawiam ją samą sobie...

(Violetta)  Teoretycznie wczoraj dostałam szlaban od ojca, ale specjalnie się tym nie przejęłam bo w końcu nie mogę opuszczać lekcji, tak? Gdy skończyłam wszystkie zajęcia na dziś poszedł do mnie Andres pytający czy mam chwilę. Troszeczkę się zdziwiłam, gdyż ostatnio mam wrażenie, że nie przepada za moja obecnością, ale skoro jest najlepszym przyjacielem Leóna nie chce się z nim kłócić. Całą drogę pokonaliśmy w milczeniu, nie widziałam o czym mam z nim rozmawiać. Od czasu, do czasu jego twarz przybierała szyderczy wyraz wyglądał zupełnie jak jakiś psychopata z filmu... Kiedy w końcu znaleźliśmy się na dachu wielkiego wieżowca, zapomniałam o tym i zajęłam się podziwianiem widoku. Z tarasu było widać dosłownie całe miasto, światła, neony, samochody i ludzi... Jedyny minus tego wszystkiego to, to iż brak w pewnym miejscu którym stoję barierek, ale z Andresem każdy czuje się bezpiecznie, no może? Niestety moja niezdarnść króluje i chwieje się przez pewien moment patrząc w dół, kiedy jednak to opanowuje czuje lekke uderzenie w plecy i wypada... Na szczęście w nieszczęściu łapie się czegoś co wystaje. Andres jak idiota pyta, czy nic mi nie jest! Mam ochotę mu odpowiedzieć " Nie wszystko w porządku, lubie sobie czasem  tak pozwisać !! " Ale proszę go o pomoc, ależ oczywiście bohater musi sam kogoś poszukać.. -Nie! Andres ! Pomoż mi! Nie dam rady dłużej!!! - krzyczę. Ale chłopak już dawno poszedł. Ci mam teraz zrobić? Łzy napłynęły mi do oczu, nie mogę zginąć roztrzaskana o beton! Moje ręce już nie dają rady, więc jedyne co przychodzi mi na myśl to wołanie o pomoc.. Po kilku minutach dochodzi mnie dźwięk - Violetta? - nie muszę zgadywać by wiedzieć kto to - León! Tutaj! - wołam. Po nie spełnia kilku sekundach przybiegła do mnie i pyta co się stało, a ja zastanawiam się czy w tej chwili to ważne?! Chłopak łapie mnie za ręce i wciąga powrotem na dach, gdzie nie mogę się uspokoić, płaczę i dusze się przez to, ale czuje wielką ulgę do czasu gdzg pojawia się Andres od razu zrywam się na nogi - Powaliło Cię? Jak można być..! To byłeś Ty!! -krzyczę na niego waląc go w klatkę piersiową, jednak po chwili odrywa mnie.....

(León) Wyszedłem ze Studio nieco wcześniej. Szedłem właśnie w stronę domu, kiedy spotkałem Andresa. Dziwnie się zachowywł, nawet jak na niego.
- Widziałeś Violettę? - wiedziałem, że nie, ale przynajmniej będę miał powód do odejścia.
- W Studio - odpowiada, ale jakby nagle widzi coś za moimi plecami - a nie, tam jest. Patrz... - odwracam się we wskazanym przez niego kierunku.
Bezpośredni odnośnik do obrazka- Dlaczego ona zwisa z dachu, wytłumaczysz mi? - nie czekam na odpowiedź, kieruję się w stronę budynku. Na szczęście nic się jej nie stało. Od razu po tym, jak wciągnąłem ją na           dach, rzuciła się na Andresa z pięściami. Niezbyt rozumiejąc, o co chodzi, odciągnąłem ją od niego.
- Byłbym za zejściem z tego dachu, przede wszystkim - zaczynam, a kiedy wszyscy znajdujemy się na dole, kontunuuję - co ty tam robiłaś? Dlaczego ty byłeś tak blisko, a ona oskarża o wszystko ciebie? - nie chcę słuchać ich wyjaśnień, bo nie wiem, komu mam wierzyć bardziej, ale co zrobić.
- Chciał mnie gdzieś zaprowadzić. No to za nim poszłam. Tutaj. Nie wiedziałam, o co chodzi, a on nagle mnie zepchnął! - to brzmi bardzo dziwnie.
- Sama się potknęłaś, przecież nie mógłbym ci tego zrobić! - słyszę głos Andresa.
- Violetta, wróć do domu, proszę - przytulam ją, aby móc szepnąć do jej do ucha ''Wszystkiego się dowiem, nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze''. Dziewczyna kiwa głową i odchodzi, a ja czuję, że muszę poważnie porozmawiać z człowiekiem, którego uznawałem za przyjaciela...

(Andres) Wychodzę z wieżowca nawet nie chcąc iść po pomoc. A po co? Niech sobie wisi. Ktoś ją w końcu zobaczy. Idąc natykam się na Leona, który dziwnym trafem jak zwykle jest na miejscu zdarzenia.
- Widziałeś Violettę? - słyszę z nutką goryczy.
- W Studio - mówię, ale udaję, że nagle coś za nim widzę i dodaję - A nie, tam jest. Patrz. - pokazuję mu miejsce, w którym wisi. Chyba nie brzmiało to zbyt zaskakująco, ale co tam.
- Dlaczego ona zwisa z dachu, wytłumaczysz mi? - po co pyta, skoro nie chce odpowiedzi? Pędzi jak szalony w stronę budowli, a ja idę za nim. Gdy docieram na górę Viola już stoi na nogach i nagle rzuca się na mnie waląc pięściami. Ale co ja jej takiego zrobiłem? .. No tak. Ups. Zdarza się.
Leon proponuje zejście na dół, więc robimy to co polecił i zaczyna się nasza rozmowa. Czyli wszystko zwalają na mnie. Niewdzięczni.
Tłumaczę się, a mój przyjaciel mówi Violetcie, żeby poszła do domu i szepcze jej coś do ucha. Ach te miłostki. Gdy zostajemy sami, Leon w końcu zauważa, że ma przyjaciela.
- Ty to zrobiłeś? Przecież się przyjaźnimy, nie wierzę, że... - zaczyna nerwowo, ale ja mu przerywam.
- Skoro się przyjaźnimy, to nie wiem, dlaczego twierdzisz, że byłbym w stanie to zrobić - staram się w moich oczach przekazać determinację i chyba mi to wychodzi, bo wyraz twarzy Leona łagodnieje. Wzdycha i odzywa się znowu, nieco spokojniej.
- Przepraszam. Nie powinienem od razu naskakiwać. Więc co się stało? - pyta marszcząc brwi.
- Spotkałem ją wychodząc ze Studio i zaproponowałem, że się przejdziemy. Chciałem pokazać jej to miejsce, żeby się trochę rozweseliła, bo z tego co mi często mówisz, to cały czas mieliście problemy. Przyszliśmy, ona stanęła na końcu dachu, potknęła się czy coś, nie potrafię dokładnie tego określić, bo to działo się zbyt szybko i spadła. Szybko podbiegłem do niej i spytałem czy nic jej nie jest. Obyło się bez obrażeń, a że nie umiałem jej wciągnąć, poszedłem szukać pomocy. I znalazłem ciebie.
- Nie wydawałeś się zbytnio zaniepokojony - mówi Leon mrużąc oczy.
- Byłem w szoku. Wszystko było tak nagłe, że każda rzecz mi się myliła i nie wiedziałem co mówić, od czego zacząć... - mówię kręcąc się niespokojnie w miejscu. Widzę, że ta skrucha działa na Leona kojąco.
- Rozumiem cię - uśmiecha się - Pójdę do Violetty i sprawdzę czy wszystko w porządku. Przepraszam, że tak zareagowałem.
- Nie ma sprawy - przyciąga mnie do siebie, klepie po plecach i odchodzi.
'Jak zwykle Violetta' - myślę i idę w stronę swojego domu. Po drodze spotykam..

(Ana) Wczoraj to była jakaś masakra, ale pozytywna! Anka potrafi rozweselić  Poszłam po Diego, a tego gnie ma! Więc ruszyłam go poszukać, po drodze zobaczyłam Andrèsa. - Hej a ty co taki wkurzony?
- Nic... - Zrobił smutną minę i w gapił się w beton, kopiąc kamyk. Nie wiedziałam co zrobić, nie znałam go zbyt długo ale jedno było pewne!
- Hm. Daj chwilę... - Wyciągnęłam komórkę i dostałam
"Wbijajcie do Karaoke o 20." - Dobra, teraz chodź. - Złapałam go za rękę i przyciągnęłam do klubu. Na początku ochroniarz nie chciał go puścić, ale ma się sposoby.
- Gdzie my jesteśmy? - Spytał głupkowato.
- Domyśl się. - Zmieniłam ton i spojrzałam na niego. Jego analiza trwała z 5 min. W tym czasie walnęłam się rozłożoną dłonią w czoło.
- Aaa... Po co mnie tu zaprowadziłaś?
- Żeby cię rozweselić! - Uśmiechnęłam się. Nie zdążyłam nawet podejść do DJ żeby puścił muzykę a zjawili się przyjaciele. Nikogo nie brakowało, oprócz pewnej osoby... Ale gdy się odwróciłam ujrzałam go/ją jak śpiewa...


Bezpośredni odnośnik do obrazka

(Diego) Dzisiaj do popołudnia siedziałem sam w domu pisząc piosenkę. Napisałem ją już prawie całą, ale nie mogłem wymyślić zakończenia więc poszedłem do parku na spacer. Zawsze gdy tam byłem wena się mnie trzymała. Miałem rację. Wróciłem do domu i szybko skończyłem piosenkę. Prześpiewałem sobie ją dwa razy i już znałem na pamięć. Wziąłem do ręki laptopa i zacząłem przeglądać jakieś strony. W końcu jednak zdecydowałem spędzić wieczór inaczej. Poszedłem na Karaoke. Wiedziałem, że praktycznie całe Studio zawsze tam jest. Z mojego mieszkania do wyznaczonego miejsca miałem 5 minut drogi więc, po chwili  byłem już na miejscu. Zdziwiły mnie praktyczne pustki w barze. Postanowiłem trochę rozruszać ludzi którzy siedzieli więc wszedłem na scenę i zacząłem śpiewać ,,Luz, Camara y Acction''. Byłem w połowie piosenki gdy zobaczyłem ludzi ze Studia. Nie zastanawiając się zawołałem wszystkich chłopaków na scenie i zaczęliśmy śpiewać razem. W tłumie zobaczyłem Anę, dla której śpiewałem przez resztę piosenki.
Gdy tylko zszedłem ze sceny szybkim krokiem skierowałem się do dziewczyny, na powitanie lekko pocałowałem ją w policzek i powiedziałem:
-Hej, dawno się nie widzieliśmy.- uśmiechnąłem się lekko, a dziewczyna kiwnęła głową- Byłam dzisiaj u Ciebie, ale w mieszkaniu Cię nie było.- Powiedziała- Poszedłem na spacer bo chciałem w końcu dokończyć piosenkę.-I jak? Udało się?- Tak, już skończona- Dziewczyna niespodziewanie lekko mnie pocałowała.- A to za co?- zapytałem się z uśmiechem.- A czy zawszę muszę mieć jakiś powód?- Chciałem jej odpowiedzieć, ale na scenę zawołała ją Camila.- Zaraz wracam.- powiedziała cicho i odeszła w stronę sceny. Przysłuchiwałem się jak śpiewa, ale po chwili podszedł/podeszła do mnie...

(Violetta) León poprosił mnie bym wróciła do domu, chciał sam porozmawiać z chłopakiem, ale po co? Myśli, że przyzna mu się iż chciał zabić jego dziewczynę? Mimo to ja byłam pewna, że to nie był tylko przypadek.. Na dzisiaj miałam dość wrażeń, nie sądziłam iż zwisanie z dach może tak człowieka wykończyć. Na szczęście nikt w domu nie zauważył mojej obecności i szybkim krokiem weszłam do swojego pokoju, rzucając się na łóżko. Miałam jedynie ochotę by ubrać się w ciepłą pidżamę i usiąść przed telewizorem z kubkiem ciepłego kakao, kiedy miałam ochotę spełnić moje życzenie do mojego pokoju zapukał, po czym wszedł León. - Ja się czujesz? - Spytał siadając obok mnie. - Świetnie - burczę - Dowiedziałeś się czego? - Pytam siadając na łóżko i biorąc poduszkę do ręki. - Viola, ja nie sądzę, że on mógł być do tego zdolny.. - Zaczyna - Dobrze wiesz, że czasami jesteś zbyt przewrażliwiona .. - Gdy to mówi mam ochotę się zaśmiać - Sądzisz, że próbowałam się zabić? A później zwalić winę na niego? - Mówię oburzona. - Nie.. Myślę tylko.. Mogłaś po prostu się potknąć, tak? - Łapię mnie za rękę, ale szybko ją zabieram - Andres jest jak dziecko. Nic nie mógł by Ci zrobić.. Przecież wiesz jak on myśli, nie mógł by tego zaplanować. - Kończy. A ja wstaję z łóżka i podchodzę do okna. Przecież sobie tego nie wymyśliłam, tak? - Zapomnij! Możesz już iść, nie było tematu - Pokazuję głową na drzwi. - Violetta.. - Znowu zaczyna - Daj spokój - Wstaję z łóżka i podchodzi do mnie. - Nie Violetta.. Po prostu wyjdź, proszę! - Próbuję na niego nie patrzeć. - Jesteś jedyną osobą na świecie której nie mogę zrozumieć! - Mówi oburzony i wychodzi z pokoju. A ja kładę się na łóżko, i przykładam poduszkę do czoła.Gdybym nie dostała SMS'a prawdopodobnie poszła bym spać, ale nie mogę zasnąć dlatego przebrałam się i wyszłam do klubu karaoke, gdzie na scenie śpiewała Ana razem z Camilą. W sumie nie wiem dlaczego tutaj przyszłam, powinnam raczej zostać w domu, niestety już za późno, przy jednej z kolumn zauważam Diego wpatrzonego w moją kuzynkę. - Jak tam? - Podeszłam do niego. - O co Ty tutaj robisz? - Zapytał zaskoczony - Wszystko spoko, a tam? - Zapytał z uśmiechem, ale ja pokazałm mu minę "Nie pytaj".. Po występie Any chciałam wrócić do domu, ale chłopak złapał mnie za rękę i na siłę wciągnął na scenę. - Nie Diego. Nie chcę! - Przwciwstawiałam się. Jednak nie dał za wygraną i pod nos podstawił mi mikrofon, a sam wziął gitarę, po chwili rozległa się melodia do mojej piosenki.. "Hay mil sueños de colores No hay mejores, ni peores Solo amor, amor, amor y mil canciones Oh Oh Oh Ya no hay razas, ni razones No hay mejores, ni peores Solo amor, amor, amor y mil opciones De ser mejor…" Praktycznie każdy z uczniów Studia przyłączył się do nas, nawet taki Andres jakby zapomniał o całym zajściu.. Bardzo późno wróciłam do domu, gdzie czekał na mnie tato. - Chyba za dużo sobie ostatnio pozwalasz, co? - Mówił z irytacją w głosie, ale nie zwazałam na to i poszłam spać....


Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 98.

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 96

14 komentarzy:
(Germán) Wstałem wypoczęty, koło mnie już nie było Ángeles. Eh... Dziś ma swój występ!  Z dyrektorkiem od siedmiu boleści... Szybko wstałem na nogi, ubrałem się, umyłem i zszedłem na dół. Lecz i tam jej nie było... - Gdzie Angie?  - Spytałem siadając na swoje miejsce. -Musiała być wcześniej, przygotować się... - Odpowiedziała córka. Nie byłoby źle gdyby nie myśl że właśnie z Pablem występuje, widziałem przecież ich jedną próbę... Po śniadaniu wybrałem się z Violą, Olgą i Ramallo do teatru... Mieliśmy darmowy wstęp. Usiedliśmy na miejsca i czekaliśmy...




(Pablo) Wczoraj wprowadziłem się do Esme. Na szczęście u Ludmiły wszystko w porządku, co nas obojga ucieszyło jak małe dzieci. Dzisiejszy dzień wiąże się z wieloma emocjami... Gdy się obudziłem Esmeraldy nie było koło mnie, słyszałem jedynie jak się krząta po kuchni. A to dziwne bo jest dopiero 7... Szybko wstałem na nogi i rozciągnąłem się. Następnie ubrałem i szybko umyłem, wziąłem torbę i niepotrzebniejsze mi rzeczy. - Hej. - Przywitałem się całując czule jej policzek. - Przyjdziesz?  - Spytałem dając jej do ręki bilety.
- Jasne... Ale przed wpadne do Ludmiły. - Oznajmiła.
- Dobrze, to ja już idę. - Dodałem i się pożegnałem się. Droga do teatru minęła mi straaasznie krótko. W środku odstawiłem rzeczy i zacząłem ostatnie ćwiczenia. Po chwili przyszła Angie i z nią to zdążyłem tylko przećwiczyć śpiew... Kilka godzin i ludzie zaczęli się zbierać a ja przebierałem się w strój. Szczerze nie pasował mi garnitur do tańca ale cóż... Serce zaczynało szybszy rytm gdy spojrzałem na widownie, stres... Tak, to stres...
- Macie jeszcze 5 minut. - Oznajmił Antonio a ja zacząłem łykać ostatnie resztki wody. - Dacie radę, pokażecie naszym uczniom że można...! - Dodał i po chwili zaczęło się... Chwila... Moment... Muzyka i pierwsze słowa piosenki... Nie pomyl się! Krok tu, krok tam... I jestem... Przed setkami ludzi... - Wyszedłem do Ciebie, z wielkiego cienia. Teraz niepewność, w pewność zmieniam(...). - Pierwsze słowa wyleciało ze mnie. Nim się obejrzałem był już prawie koniec!  Co za ulga... Jedynie taniec... Nie byliśmy w sobie zakochani a musieliśmy tak wyglądać i tp jest najgorsze... W pewnej chwili ustawiliśmy się pod odpowiednim kontem i nachyliłem się ku jej osobie. Oczywiście że jej nie pocałowałem!  Ale miało tak wyglądać i najwidoczniej nam się to udało, bo moment i usłyszeliśmy gwizdy i oklaski... Spojrzałem ostatni razprzed siebie i poszliśmy za kulisy... Myślałem że to koniec lecz musieliśmy jeszcze przemówić. Z mojej woli pierwsza mówiła Angie. Podziękowała Germánowi, Violi i swoim uczniom i teraz ja... - A ja z całego serca dziękuję również moim wspaniałym uczniom jak i założycielowi Studia, bo dzięki nim i tej uczelni moje życie nabrało sensu... Lecz najbardziej dziękuję kobiecie dzięki której wszystko rozjaśniało w moim świecie, nabrało kolorów. Kocham cię Esmeraldo... - Dodałem spoglądając na nią, na widowni...

(Esmeralda) Cudownie jest budzić się u boku mężczyzny którego się kocha. Pablo poszedł na próbę dziś jego występ nie powiem, że jestem zachwycon tym że gra z Angie, ale nie będę mu robiła jakiś scen zazdrości. Przed tym całym występem wpadłam do córki. Wyglądała lepiej, chociaż chyba jej stan psychiczny bo tym szoku nie wrócił jeszcze do normy. Potem udałam się do teatru, gdzie miało się odbyć owe przedstawienie. Nie powiem byli świetni, ale jak doszło do sceny pocalunku to serce mi się ścisnęło. Wiem, że nie było to prawdziwe, gdyż Pablo mi to tłumaczył, żebym nie wpadla we wściekłość. Potem Angie coś tam gadała i zaczęła się przemowa Pablo dziękował wszystkim, ale ja usłyszałam tylko ostatnie słowa "Kocham Cię Esmeraldo". Serce zaczęło mi szybciej bić, wszyscy ludzie patrzyli się na mnie i czekali na jakąś reakcję. Wyslałam mu powietrznego calusa i na sali rozlegly się brawa. Po zakończonym spektaklu. Poszlam do niego do garderoby. - Wiesz, że jesteś szalony. - powiedzialam. - No wiem to z milości do Ciebie. - uśmiechnął się. - Chciałem/am pogratulować świetnego występu ... - uslyszeliśmy czyjś głos...



(Diego) Dzisiaj było przedstawienie. Wszyscy razem ze mną siedzieli na widowni. Brakowało mi tylko Any. Od nieudanego niestety przez mojego ojca wyjazdu do Hiszpanii, nie mogę jej złapać i nie wiem co jest grane.     Przedstawienie było całkiem niezłe. Podobało mi się. Po zakończonym spektaklu udałem się za kulisy i powiedziałem, do Pablo:-Chciałem pogratulować świetnego występu...-Dziękuję- zwrócił się do mnie-A wie, pani co z Lu?- zapytałem Esmeraldę -Już, lepiej...- uśmiechnąłem się i odszedłem.
Wracając postanowiłem odwiedzić Anę. Chciałem z nią porozmawiać. Gdy byłem już pod domem państwa Castillo nikogo nie zastałem. Ana coś mówiła, że Germana dzisiaj nie będzie do późno tak samo reszty domowników. Ku mojemu zdziwieniu drzwi były otwarte. Powoli wszedłem do środka. Szybko znalazłem jakąś kartkę i długopis i napisałem ,,Martwię się o Ciebie. Spotkajmy się w parku o 16.00 , musimy porozmawiać. Kocham Cię...'' Szybko odłożyłem kartkę na stół i wyszedłem z domu. Kierując się do mojego mieszkania usłyszałem ciche:
-Może byś trochę uważał.- Okazało się, że wpadłem na...



(Violetta) Angie i Pablo byli fantastyczni, dali z siebie wszystko. Po skończonym przedstawianu razem z tata poszłam pogratulować mojej ciotce. - Byłaś świetna! - rzucam się jej na szyję, jednak po chwili rezygnuję, gdyż widzę, że mój tato trzyma w ręce kwiaty dla kobiety. - To ja nie będę wam przeszkadzać! - odpowiadam - Spotkamy się w domu - uśmiecham się do nich i wychodzę z teatru... Idąc spokojnie przez park rozmyślam sobie o ostatnich wydarzeniach, niestety przerywa mi w tym Diego, który wpada na mnie - Może byś trochę uważał?! - mówię oschłym tomem. Na twarzy chłopaka pojawia się ironiczny uśmiech - Przepraszam księżniczko, nie zauważyłem jaśnie Pani - mówi śmiejąc się pod nosem. - Po prostu zejdź mi z drogi, ok? - rzucam i chciałam go obejść. - Nie tak szybko, mała przetrzymuje mnie - Masz coś do mnie i Any? Jesteśmy szczęśliwi nie psuj tego. - Jego twarz przybrała poważną minę. - Kpisz sobie ze mnie? Jeśli sugerujesz, że jestem zazdrosna to bardzo źle myślisz.. - Uśmiecham się szeroko, a on praska śmiechem - Nie poznaje Cię, stałeś się kompletnym... - Nie dokańczam, gdyż na myśl przychodzi mi coś innego - A może to ja nadal Ci się podobam, hmmm? - Staje mu twarzą w twarz, od razu odpowiada z wyrzutami, że nie. - To daj mi w końcu spokój, co? Zakoduj to sobie w głowie. Jestem z Leónem! - mówię stanowczo i zostawiam go samego w parku. Nie rozumiem jak w tak krótkim czasie można się aż tak bardzo zmienić?! Nagle zauważam właśnie osobę o której myślę, nie patrząc mi czy mnie zauważył podchodzę do niego i na przywitanie caluję chłopaka w usta....


(León) Idę w stronę domu Andresa. Chcę z nim pogadać, ostatnio zupełnie nie mamy na to czasu. Nie wiem, co się z nim dzieje - niby jest, ale go nie ma. Po drugiej stronie ulicy zauważam Violettę; dziewczyna wpada mi w ramiona i całuje. Jestem zdziwiony tak entuzjastycznym powitaniem, ale właściwie to też mile zaskoczony.
- No cześć - uśmiecham się, ale po twarzy szatynki widzę, że coś jest nie tak - coś się stało?
- Diego się stał - prycha, kręcąc przecząco głową. - Ubzdurał sobie, że powinnam być o niego zazdrosna, ponieważ układa mu się z Aną - wznoszę oczy ku niebu.
- Chodź - idziemy dalej prostą ścieżką - posłuchaj. Przestań się nim przejmować. Zignoruj go. Na serio nie dziwię się, że mu sie podobasz - śmieję się cicho. - Ale muisz to przeżyć, on się kiedyś znudzi, zobaczysz.
Rozmawiamy jeszcze chwilę, ale pod domem Andresa zatrzymuję się.
- Muszę do niego iść. Spotkamy się późnej, dobrze? - całuję ją w policzek i odchodzę.
Dzwonię do drzwi, czekając aż ktoś otworzy. Nie powiem, ile to trwało.
Witam się z Andresem. Przez kilkanaście minut rozmawiamy o niezbyt interesujących rzeczach.
- No, dobra - kończę. - To powiedz, co tam u ciebie..

(Andres) Siedzę w pokoju, czekając na Leona. Coraz rzadziej się spotykamy, co trochę mnie wkurza. Bardzo. Po prostu zawsze jest zajęty czymś innym. Więc ja w swoim wolnym czasie, zazwyczaj wypełnianym przez kumpla, teraz myślę nad czymś... innym.
W końcu jednak udało nam się spotkać i gdy widzę Leona uśmiecham się krzywo. Gadamy o różnych idiotycznych rzeczach, co jest nieco niezręczne.
- No dobra - kończy mój przyjaciel - To powiedz, co tam u ciebie?
Co u mnie? Cudownie. Jestem pełny życia, energii, o, wspominałem ci, że mam przyjaciela, który wcale nie ma czasu i cholernie mnie ostatnio wkurza? Nie? Och, no tak, to ty.
- W porządku - odpowiadam po chwili - Ostatnio niezmiernie nudno - chrząkam lekko - Co u Violetty? - to imię wypowiadam z niesmakiem. Leon poświęca jej teraz dużo czasu, a ona sama strasznie histeryzuje. Co chwila słyszę od przyjaciela 'Violetta to, Violetta tamto, a Diego... No i Violetta... A Diego na to...'. Teraz jednak o tym nie wspomina. Mówi tylko, że u niego również wszystko dobrze i wychodzi. Wyglądam przez okno i widzę...

(Naty) Chodziłam po mieście, akurat przechodząc obok domu Andresa. Gdy zauważyłam go w oknie pomachałam mu nieśmiało i wróciłam do swoich myśli. Nie wiem dlaczego... Mam takie dziwne uczucie w sercu, czuję że powinnam być przy Ludmile pomimo tego wszystkiego. Więc zaszłam do sklepu i kupiłam jej kilka owoców + jogurt. Potem powędrowałam do szpitala, w drodze myślałam o Maxim i jakimś wyższym poziomie naszego związku (xd). W budynku popędziłam wręcz na górę, nie było powodu dlaczego. Po prostu. Gdy byłam pod drzwiami jej sali wzięłam głęboki wdech i weszłam. Jeju, wyglądała niecodziennie. W sumie nie dziwię się, usiadłam na krzesełku obok jej łóżka i ją zagadałam. Dziewczyna niestety nie chciała zbytnio rozmawiać co mnie troszkę zasmuciło, lecz w pewnej chwili chciałam zapytać o dziecko ! No właśnie... Ja się zawsze dowiaduje na końcu ! Gdy miałam to zrobić do sali weszedł/weszła ......- Naty możesz zostawić nas samych ?


(Tomas) Od czasu gdy Ludmiła trafiła do szpitala, nie umiem się na niczym innym skupić. Całymi dniami chodzę jakiś roztrzepany, moje myśli skupiają się tylko i wyłącznie na mojej Lu oraz naszym wspólnym dziecku. Oczywiście moja matka dowiedziała się wszystkiego, zrobiła mi gigantyczną awanturę o tym, że jesteśmy lekkomyślni powinniśmy wiedzieć co oznacza brak zabezpieczenia, ale jak mam być szczery nie przejęłem się nią za bardzo, bo czasu nie cofniemy, prawda? Praktycznie codziennie rano jestem u dziewczyny w szpitalu, ale dzisiaj niestety trochę się spóźniłem. Po drodze jak co rano kupiłem trzy różowe różyczki, gdy znalazłem się pod pokojem blondynki zauważyłem siedzącą obok niej Natalię - Naty możesz zostawić nas samych? - wypaliłem i włożyłem kwiaty do wody. - T-Tak, nie ma sprawy.. - zająkała się po czym szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia. - Cześć kochanie - podszedłem do Ludmiły i lekko pocałowałem ją w czoło. - Jak się czujesz? - usiadłem na krześle obok łóżka i złapałem ją za rękę, ale dziewczyna odsunęła się - Coś się stało? - Zmarszczyłem brwi. - Tomas.. Mogę zostać sama? Proszę Cię.. - odpowiedziała odwracając głowę. A ja dopiero zauważyłem jaka jest blada i pozbawiona życia, zupełnie jak nie ona. Przez krótką chwilę nie chciałem odejść, ale Ludmiła potrzebuje teraz spokoju i nie mogę się z nią kłócić. - Kocham Cię - powiedziałem tuż przy drzwiach - Przyjdę później! - Posłałem jej uśmiech, a ona go odwdzięczyła. Wychodząc ze szpitala siadam na ławkę próbuję pomyśleć, ale przysiada się ....

(Violetta) Kiedy rozstałam się z Leónem wróciłam do domu, gdzie czekał na mnie wściekły ojciec razem z Angie u boku. - Violetta! Co to ma znaczyć? - Krzyczy na mnie odkąd tylko przekroczyłam  próg domu. Przez chwilę nie mogę pojąc o co może mu chodzić, ale jednak po chwili zauważam, że trzyma w ręce kilka recept.. - Tato.. - zaczynam - To nie tak - odpowiadam łagodnie. - A jak? Co Ty sobie dziewczyno wyobrażasz? - Jego głos ani na chwilę nie łagodnieje - A Ty o tym wiedziałaś? - zwraca się do Angie, moja ciotka przez chwilę milczy, a kiedy chce powiedzieć mu prawdę to nie pozwalam jej na to - Nie! Nikt o tym nie wiedział.. - Bronię kobiety - Nie Violu.. Proszę! German chciałyśmy Ci dzisiaj powiedzieć.. - Wstaje z fotelu i podchodzi do mojego ojca, który niespodziewanie wybucha ironicznym śmiechem - Angie! Co Ty sobie wyobrażasz? To ja jestem jej ojcem i ja wiem co jest dla niej najlepsze! Rozumiesz to? - Odwraca się w moją stroną - Violetta! Jak mogłaś nic nie wspomnieć, że jesteś chora? Wiesz co?! Wytłumaczysz mi się później! Masz szczęście, że dzisiaj przyjechała tu Twoja lekarka i choroba ustępuję! A teraz marsz do pokoju, bo nie mogę z Tobą rozmawiać! Masz szlaban! - Krzyczy rzucając plik papieru na stół. Czuję, że z oczu robią mi się szklanki, ale nie dam mu tej satysfakcji.. - Nie! - Mówię spokojnie i wychodzę trzaskając drzwiami. Nogi same prowadzą mnie do parku, w którym na ławce siedzi Tomas. - Cześć - Rzucam i siadam obok niego. Rozmawiamy przez chwilę wspominając stare czasy bo żadne z nas nie ma ochoty rozmawiać o teraźniejszości, jednak po chwili do chłopaka dzwonie telefon i musi uciekać, dlatego zostaję sama. W końcu mogłam pomyśleć niestety mój spokój nie trwa wiecznie bo po drugiej stronie ulicy zauważam ... - Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj! - Mówię....

(Diego) W ciągu dalszym próbuję napisać tą piosenkę, ale z każdym dniem jest coraz gorzej! Nie daję już rady, muzykę już niby mam, ale tekst to jakaś tragedia. Szedłem spokojnie ulicą, myśląc nad nowym tekstem. Po chwili z moich przemyśleń wyrwał mnie czyiś głos:
-Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj!- Słyszę krzyk. Oho czyli księżniczka ma zły humor. Przechodzę, na drugą stronę ulicy, żeby do niej nie krzyczeć:
-A Ci co mała? Czy w ogóle się do Ciebie odezwałem? Nie, więc w czym problem? -W niczym.- Burczy pod nosem i próbuje odejść, ale ja jej nie daję. -Co, myślisz że tak łatwo się mnie pozbędziesz ?- uśmiecham się ironicznie  - Puść mnie!- Krzyczy  -Wiesz, że nie mam zamiaru.- mówię, żeby ją zdenerwować.- Wiesz co?! Nie mogę uwierzyć, że kiedyś mogłam coś do Ciebie czuć!- wyrzuca z siebie- Po tym wszystkim, masz mnie gdzieś i w ogóle Ci nie zależy!- Dziewczyna mówi i w sumie ma rację, pod wpływem emocji odpowiadam jej: A skąd możesz wiedzieć, że mi nie zależy?!....

(Violetta) - A skąd możesz wiedzieć, że mi nie zależy? - Mówi puszczając moją rękę. - Diego czyż to nie oczywiste? - Mówię - Odkąd wróciliśmy z Hiszpanii traktujesz mnie ja powietrze! - Spoglądam na zegarek. - Violetta.. To nie tak - zaczyna - Boli mnie to - bierze moją rękę i kładzie na swoje serce, ale szybko ją zabieram. - Zrozum to w końcu! Jesteś dla mnie bardzo ważna! Ale nie mam zamiaru oglądać Ciebie z Verdasem.. Między nami coś się wypaliło, ale Violetta ja .. Zawsze będę przy Tobie.. Nie chcę się z Tobą kłócić, spróbujmy na nowo jako przyjaciele? - Podaje mi rękę, ale nie umiem albo może nie chce się z nim zgodzić. - Przykro mi Diego. Nie chcę nie potrzebnie denerwować Leóna, szczególnie teraz - Odpowiadam i odchodzę, ale chłopak śmieje się ironicznie i po raz kolejny łapie mnie za rękę - Nie dotykaj.. - mówię oschle, ale uświadamiam sobie, że to jest głupie w końcu tyle nas łączy ja zawszę chciałam go za przyjaciela, a kiedy on mi to proponuje to go olewam? Nie mogąc się powstrzymać, zaczynem się śmiać! - A z Tobą wszystko, ok? - Patrz na mnie jak na głupią, śmiejąc się pod nosem. - Tak zgoda! - Po chwili ciszy wyciągam do niego rękę, chyba się tego nie spodziewał, ale długo nie czekał by sprawdzić i złapał mnie mocno. Razem idziemy do parku, gdzie rozmawiamy jak starzy znajomi, kiedy podchodzi nas.. - Siema! Co robicie? - ...

(Ana) Moje życie. Jak je opisać ? Hm. Zastanówmy się... Może lepiej nie... Dziś był występ Angie, nie miałam ochoty wyjść więc siadłem przez laptopem. Przeszukując neta nic ciekawego nie znalazłam, w końcu zeszłam na dół i... - Abro los ojos y mi voz
se quiebra de la emoción
Luces, aplausos y el telón
se abre en cada función...

Przypomniało mi się co może rozweselić moje życie. "Esto no puede terminar"! Wyszłam z mieszkania i poszłam w stronę Stud!a. Po drodze zauważyłam Diegusia i Violcie ! Podeszłam do nich. - Siema! Co robicie? W sumie nie wiem nawet po co pytam. - Uśmiecham się do nich a Oni tylko mierzą mnie wzrokiem.
- A ty co taka rozweselona ? - Spytał przytulając mnie. "Chodźcie za mną to powiem" Pociągnęłam ich za ręce i zaprowadziłam do budynku. W środku świeciło pustkami, ale ja poszłam z nimi do sali prób. Weszłam na scenę i włączyłam muzykę. Pierwsze słowa wyleciały ze mnie łagodnie...(Lepiej sobie posłuchać) - Siento la música vibrar
Mi cuerpo empieza a temblar
Respiro en cada ocasión
Que empiece el juego
- Dołączyli się po chwili i niedługo trzeba było czekać aby po całym pomieszczeniu rozległ się wesoły rytm. Gdy śpiewaliśmy dalej zauważyłam że momentalnie przyszli inni studenci. W tym Leon, Andres, Cami wraz z Maxim, Broadway. Pomachaliśmy im rękoma aby się przyłączyli, na odpowiedź nie musieliśmy również długo czekać ! Po chwili na scenę również przyszedł Federico ze swoim humorem, pasującym do piosenki. Mało co go nie zwaliłam ze sceny... 


( Federico )
Siedząc w parku , omal nie zwalając się na ziemie , z powodu senności naszła mnie ochota na to , by wybrać się do Studia . Dzisiejsza noc była tragiczna . O 2 w nocy na cały blok nagle rozległa się głośna muzyka i wyszło na to , że spałem tylko ledwo 1,5 godziny . Więc chodze jak zombi i pewnie tak wyglądam , bo nawet rano nie miałem siły , by postawić swoją ukochaną grzywe .
Gdy dotarłem do budynku , moje uszy natychmiast się nastawiły , bo usłyszałem śpiew dobywający się z sali prób . Gdy tam zajrzałem okazało się , że to Ana i jak zwykle jej szaleństwa . Zaprosiła mnie do siebie gestem , a ja jakoś nie mogłem się powstrzymać i do nich nie dołączyć . Zaczęliśmy się
wygłupiać i omal co nie spadłem ze sceny przez kochaną i milutką przyjaciółke . W ramach rewanżu to ja " przez przypadek " spowodobałem , że miała bliskie spotkanie z podłogą .
- Ej !! Ja tak się nie bawie - wykrzyknęła z oburzeniem , ale też się uśmiechała . Wybuchnąłem śmiechem co pociągnęło za sobą konsekwencje i sala aż pękała z naszego śmiechu . Andres wpadł na perkusje , Brodway zaplotał się w jakieś kable , a Violka poleciała na Leona , który zderzył się Camilą . Czułem się jako jedyny ocalały po jakiejś bitwie , bo Maxi i Diego również runeli na ziemie . Moja senność w jakiś magiczny sposób się ulotniła . Patrzyłem na nich wszystkich az do sali nie wpadł Pablo i Angie , a żadno z nas nie potrafiło mu podać powodu dlaczego się śmieje . Dyrektor spojrzał na mnie , a ja wzruszyłem ramionami z lekko zakłopotaną miną . Uprzedził tylko , że mamy tu tylko posprzątać i wyszedł z sali wraz z blondynką , ni to z poważną , ni to z radosną miną . Po jakiejś godzinie dopiero doszło do normy i sala wróciła do swojego poprzedniego wyglądu . Poszliśmy jeszcze na sok , do Resto Bendu , gdzie był Marco ,  Lara i tak siedzieliśmy do późna grając i śpiewając na gitarze . Roztaliśmy się ok . 23 i kazdy poszedł w swoją stronę , a ja jak wróciłem do domu to zdołałem przyłożyć tylko głowę do poduszki i zasnąłem ...

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 97.

layout by Sasame Ka