( Federico )
Rano wstałem wyspany , bo w nocy nic mi nie przeszkadzało . Od razu wiedziałem , że to będzie super dzień , bo gdy tylko spojrzałem na wyświetlacz swojego telefonu na mojej twarzy zakwi
tł szeroki uśmiech. Treść wiadomości od Fran brzmiała tak :
Co tam słychać u mojego kochanego śpiocha ? ;**
Szybko wystukałem odpowiedź , ubrałem się i starałem się zjeść zdrowe śniadania , na co moja rodzina wytrzeszczała oczy , jakby pierwszy raz mnie zobaczyli . Wzięłem jabłko , co jeszcze bardziej ich zszokowało i wyszedłem z domu . Po drodze zadzwoniłem do taty , bo strasznie dawno z nim nie gadałem . Chodziłem po mieście i rozmawiałem z nim jakoś godzine , przez co prawie nie zagapiłem się , by nie spóźnić się na zajęcia . Gdy wszedłem do budynku zaczepił/a mnie ... z pytaniem :
- Może dzisiaj też zorganizujemy takie spotkanie jak wczoraj w Resto ... ?
(Camilla) W ostatnich dniach w Studio było drętwo. Mało kto przychodził na zajęcia a jak tak to i tak nikt nic nie robił nawet po występie nauczycieli. Taka motywacja... Jedynie wczoraj wszyscy przybyli. Ale mszę przyznać że jak już raczą się ruszyć to nie ma jak się nudzić. Jako że dzisiaj mamy mało lekcji pomyślałam że moglibyśmy znów takie coś zorganizować ale w większym gronie bo wczoraj nie wszyscy byli. Poszłam do Resto gdzie spotkałam Fede.
- Może dzisiaj też zorganizujemy takie spotkanie jak wczoraj w Resto ... ?-mam nadzieję że godzą się -Ale gdzieś indziej bo tutaj jest za dużo ludzi poza tym kiedyś Luca nas chyba wyrzuci za zajmowanie stolików.-zaśmiałam się. Brat Fran już raz prosił abyśmy trochę mniej tam przesiadywali.
-Spoko ale gdzie ? Ja nie mam pojęcia.- zawsze pomysłowy Federico bez pomysłu to coś nie codziennego
-Brakuje ci cukru ? Może chcesz ciasteczka ??? Dobra może karaoke ? Tam nas nie powinni oskarżać za śpiewanie i granie...-Na pewno brakuje mu cukru.
-Spoko to o 14 w budynku karaoke zaproś wszystkich.-rzuca trochę oschle i odchodzi.
Gdy wracam do studio zauważam...
(Pablo) Występ... Był niezły ale... Ygh! Więcej zabrało pieniędzy za teatr, dekoracje itd. Niż zarobienie na tym co źle wpływa na finanse. Ostatnio uczniowie w ogóle nie chodzą do Stud!a! Ja nie wiem, czy im zależy już na tej uczelni... Wczorajszej akcji to ja już w ogóle nie rozumiem. Normalny dzień pracy, a jednak! Jest to cud normalnie... Chodziłem od klasy do klasy przez Gregoria, ten też sobie ubzdurał coś w głowie. Ehh... Nagle zaczepił mnie Antonio, pp chwili znaleźliśmy się w pokoju nauczycieliskim. Wraz z innymi nauczycielami. - O co znowu chodzi? - Zapytał Beto przerzuwając musli.
- Chodzi o to że Angie, nie wyrabia ze swoimi godzinami. - Odparł szef. Na twarzy przyjaciółki zobaczyłem zdziwienie.
- Jja?
- Tak ty i musimy zatrudnić jakąś nauczycielkę albo nauczyciela śpiewu bo po prostu nie dajesz rady wszystkiego sama ogarnąć dziecko... - Na chwilę odleciałem. "Nauczycielka... Śpiewu..."
- Dajcie mi chwilę! - Rzekłem i wyszedłem z budynku. Wyjąłem telefon i wykręciłem numer, niepotrzebnie gdyż zauważyłem ją niedaleko. Podszedłem. - Hej. - Pocałowałem jej policzek. - Mam dla ciebie propozycje... - Dodałem z uśmiechem. - Więc...
(Esmeralda) Jestem już zmęczona tym chodzeniem i szukaniem pracy, chyba to rzuce i w ogóle będę siedziała w domu i bawiła się w kurę domową. Nie mam już naprawdę siły i jeszcze Pablo zapomniał drugiego śniadania do pracy. Niech zna moje dobre serce zaniose mu te kanapki.Wyruszyłam do Studio zamyślona jak nigdy, nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam na miejscu i zobaczyłam machającego do mnie Pablo. Dał mu buziaka w policzek i powiedział, źe ma dla mnie jakąś propozycję. - Posłuchaj szukamy nauczycielki śpiewu, najlepiej na już, przejęłaby połowę godzin Angie i pomyślałem o Tobie. - uśmiechnął się. - Nie, Nie Pablo ja się do tego nie nadaje. - zaczęłam się bronić, on jednak mnie nie słuchał i zaciągnął do Studio. - Antonio oto najlepsza kandydatka na to stanowisko.- wskazał na mnie. angie tylko zdziwiona powiedziała moje imię. - Zna się pani na muzyce, śpiewie, podstawowe zasady, umie pani współpracować z młodzieżą.?? - natłok pytań wylał się z ust siwego mężczyzny . Bylam zaszokowana. - Tooo znaczyyy - zaczęłam się jąkać. - Ja znam się na śpiewie gram na fortepianie, ale ja nie wiem czy ja się nadaje, ja nigdy nie uczyłam. - popatrzyłam na wszystkich. - Mam propozycję, udajmy się do sali muzycznej. - staruszek wskazał mi drzwi. - Zagraj coś. - pokazał mi na fortepian. - Ale tak teraz ?? - zapytałam zdziwiona. On tylko pomachał głową. Spojrzalam na Pablo, a on się uśmiechnął. Usiadłam, położyłam palce na instrumencie i zaczęłam śpiewać " Libre Soy, Libre Soy" ...
(Pablo) - Libre soy, libre soy No puedo ocultarlo más Libre soy, libre soy Libertad sin vuelta atras Y firme así me quedo aquí Libre soy, libre soy El frio es parte tambien de mi(...) - Słuchając jej głosu od razu endorfina we krwi wzrasta! Gdy spojrzałem na Angie, miała wypisane na twarzy "Szlag!". To będzie trochę trudne jak zaczną razem pracować, ale chyba nie będzie tak źle... Gdy skończyła czekałem wraz z nią na odpowiedź Antonia. - Świetnie. - Odparł a Ona chyba nie mogła uwierzyć. - A jaka wasza jest opinia? - Zwrócił się do nas. - Jestem za. - Odpowiedziałem jako pierwszy. - Ymm... J-ja też! - Odezwał się Beto.
- Może być... - Burknął Gregorio. Czekałem tylko na Angie, miała niepewną minę.
- Ja... - Zacięła się. - Też za. - Powiedziała. Wiem że to wiele ją kosztuje bo nie przepada za Esme i musi jej oddać swoje godziny.
- Może pani zacząć od jutra. - Dodał starzec i kilka minut później już nikogo nie było w sali oprócz nas.
- I co? Dalej w siebie nie wierzysz? - Spytałem mrużąc oczy.
- Ok, nie wiem jak ale mi się udało.
- Pięknie śpiewasz. - Dopowiedziałem ponownie całując jej polik. Po chwili ciszy i patrzenia sobie w oczy nachyliłem się gdy...
(Camilla) Większość czasu w Studio spędziłam na odszukiwani przyjaciół i zapraszaniu ich na karaoke. Prawie wszyscy się zgodzili oprócz Tomasa On idzie znów do Ludmiły do szpitala. Pomimo tego że za sobą nie przepadamy trochę mi jej żal. Studio to jej jak i każdego ucznia ukochane miejsce a ona biedna musi teraz leżeć w szpitalu nie mogąc wyjść. Gdy szukałam Andresa który był ostatni na liście do zaproszenia weszłam do sali śpiewu gdzie zamiast chłopaka zastałam Pabla całującego się z matką Lu. Gdy mnie zauważyli odskoczyli od siebie oparzeni.
-Mnie tu nie ma nie przeszkadzajcie sobie- rzuciłam jak torpeda i niemal biegiem opuściłam pokój. Dziwne uczucie widzieć nauczyciela w takiej sytuacji. Jestem przyzwyczajona do tego że prowadzi lekcje i jest naszym autorytetem a nie do tego że jak każdy człowiek kocha czy pragnie być kochanym. Przez te przemyślenia nie zauważyłam że weszłam do sali muzyki gdzie na keyboardzie grał/a... dobrze znaną mi piosenkę....
(Andres) Idę korytarzami Studio, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zauważając salę od muzyki, coś jakby mnie tam pociągnęło, więc wchodzę i nogi prowadzą mnie do keyboardu. Palce same trafiają w klawisze, wygrywając stare, znane Veo veo.
Si crees que si, vuelve a intentar...
y no te rindas, ni por casualidad...
Otwieram oczy, które, jak spostrzegłem, zamknąłem i zauważam Camilę, która patrzy na mnie ciepło.
- Co słychać? - pytam miło, patrząc jak podchodzi bliżej.
- Świetnie grasz - stwierdza, co poprawia mi humor, który był zepsuty przez kilka osób.
- Zaśpiewamy? - kiwa głową, więc znów naciskam klawisze i śpiewamy myśląc o tym, co nas dręczy, czego chcemy i jak to zdobyć. W mojej głowie rodzi się pewien plan i choć będę go żałować, to nabuzowany emocjami uśmiecham się do Cami, całuję w policzek i mówię cicho, że muszę już iść. Odwzajemnia uśmiech, żegnamy się i wychodzę.
Chodzę korytarzem rozglądając się wokół i zauważam osobę, której szukam.
- Cześć Violetta! - wołam i macham do niej. Gdy podeszła bliżej, mówię znów. - Wychodzisz?
- Tak, już idę. Nie mam nic więcej.
- To może przejdziemy się razem? Zaprowadzę cię gdzieś - uśmiecham się wesoło, może trochę za wesoło, ale ona tego nie zauważa.
- Jasne - niepewnie poprawia torbę, po czym zdecydowanym krokiem idziemy w stronę wieżowca.
Idziemy przez dłuższy czas nie rozmawiając. Każdy zajmuje się swoimi myślami. Wolałbym nie wspominać o czym myślę, bo na pewno nie pójdę do nieba, ale... A co mnie to. Jestem zły, mam do tego prawo.
Dochodzimy pod wieżowiec i prowadzę ją do windy, wjeżdżamy na ostatnie piętro i wchodzimy małą drabinką w górę. Jesteśmy aż na dachu.
- Ładnie tu, prawda? - rozglądając się wokół można było ujrzeć naprawdę wiele i to był naprawdę piękny widok.
- Tak, bardzo ładnie - okręca się i uśmiecha. Staje na krańcu dachu.
- Uważaj! - mówię, może niezbyt przekonująco, ale cóż, wypada. Podchodzę i kopię średni kamyk, który wala się na dachu, w jej stronę. Violetta chwieje się krótko i nagle wypada. Podbiegam i widzę, że trzyma się jedną ręką jakiegoś wystającego skrawka budowli. 'Ups' - myślę szyderczo.
- Nic ci nie jest?! - krzyczę z ogniem w oczach. Ale ona tego nie widzi. I dobrze.
- Nie, jeszcze nie! Pomóż mi! - odkrzykuje mi. Próbuję sięgnąć jej ręki, ale coś mi 'nie wychodzi'.
- Nie potrafię! Idę po pomoc! Trzymaj się! - i zostawiam ją samą sobie...
(Violetta) Teoretycznie wczoraj dostałam szlaban od ojca, ale specjalnie się tym nie przejęłam bo w końcu nie mogę opuszczać lekcji, tak? Gdy skończyłam wszystkie zajęcia na dziś poszedł do mnie Andres pytający czy mam chwilę. Troszeczkę się zdziwiłam, gdyż ostatnio mam wrażenie, że nie przepada za moja obecnością, ale skoro jest najlepszym przyjacielem Leóna nie chce się z nim kłócić. Całą drogę pokonaliśmy w milczeniu, nie widziałam o czym mam z nim rozmawiać. Od czasu, do czasu jego twarz przybierała szyderczy wyraz wyglądał zupełnie jak jakiś psychopata z filmu... Kiedy w końcu znaleźliśmy się na dachu wielkiego wieżowca, zapomniałam o tym i zajęłam się podziwianiem widoku. Z tarasu było widać dosłownie całe miasto, światła, neony, samochody i ludzi... Jedyny minus tego wszystkiego to, to iż brak w pewnym miejscu którym stoję barierek, ale z Andresem każdy czuje się bezpiecznie, no może? Niestety moja niezdarnść króluje i chwieje się przez pewien moment patrząc w dół, kiedy jednak to opanowuje czuje lekke uderzenie w plecy i wypada... Na szczęście w nieszczęściu łapie się czegoś co wystaje. Andres jak idiota pyta, czy nic mi nie jest! Mam ochotę mu odpowiedzieć " Nie wszystko w porządku, lubie sobie czasem tak pozwisać !! " Ale proszę go o pomoc, ależ oczywiście bohater musi sam kogoś poszukać.. -Nie! Andres ! Pomoż mi! Nie dam rady dłużej!!! - krzyczę. Ale chłopak już dawno poszedł. Ci mam teraz zrobić? Łzy napłynęły mi do oczu, nie mogę zginąć roztrzaskana o beton! Moje ręce już nie dają rady, więc jedyne co przychodzi mi na myśl to wołanie o pomoc.. Po kilku minutach dochodzi mnie dźwięk - Violetta? - nie muszę zgadywać by wiedzieć kto to - León! Tutaj! - wołam. Po nie spełnia kilku sekundach przybiegła do mnie i pyta co się stało, a ja zastanawiam się czy w tej chwili to ważne?! Chłopak łapie mnie za ręce i wciąga powrotem na dach, gdzie nie mogę się uspokoić, płaczę i dusze się przez to, ale czuje wielką ulgę do czasu gdzg pojawia się Andres od razu zrywam się na nogi - Powaliło Cię? Jak można być..! To byłeś Ty!! -krzyczę na niego waląc go w klatkę piersiową, jednak po chwili odrywa mnie.....
(León) Wyszedłem ze Studio nieco wcześniej. Szedłem właśnie w stronę domu, kiedy spotkałem Andresa. Dziwnie się zachowywł, nawet jak na niego.
- Widziałeś Violettę? - wiedziałem, że nie, ale przynajmniej będę miał powód do odejścia.
- W Studio - odpowiada, ale jakby nagle widzi coś za moimi plecami - a nie, tam jest. Patrz... - odwracam się we wskazanym przez niego kierunku.
- Dlaczego ona zwisa z dachu, wytłumaczysz mi? - nie czekam na odpowiedź, kieruję się w stronę budynku. Na szczęście nic się jej nie stało. Od razu po tym, jak wciągnąłem ją na dach, rzuciła się na Andresa z pięściami. Niezbyt rozumiejąc, o co chodzi, odciągnąłem ją od niego.
- Byłbym za zejściem z tego dachu, przede wszystkim - zaczynam, a kiedy wszyscy znajdujemy się na dole, kontunuuję - co ty tam robiłaś? Dlaczego ty byłeś tak blisko, a ona oskarża o wszystko ciebie? - nie chcę słuchać ich wyjaśnień, bo nie wiem, komu mam wierzyć bardziej, ale co zrobić.
- Chciał mnie gdzieś zaprowadzić. No to za nim poszłam. Tutaj. Nie wiedziałam, o co chodzi, a on nagle mnie zepchnął! - to brzmi bardzo dziwnie.
- Sama się potknęłaś, przecież nie mógłbym ci tego zrobić! - słyszę głos Andresa.
- Violetta, wróć do domu, proszę - przytulam ją, aby móc szepnąć do jej do ucha ''Wszystkiego się dowiem, nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze''. Dziewczyna kiwa głową i odchodzi, a ja czuję, że muszę poważnie porozmawiać z człowiekiem, którego uznawałem za przyjaciela...
(Andres) Wychodzę z wieżowca nawet nie chcąc iść po pomoc. A po co? Niech sobie wisi. Ktoś ją w końcu zobaczy. Idąc natykam się na Leona, który dziwnym trafem jak zwykle jest na miejscu zdarzenia.
- Widziałeś Violettę? - słyszę z nutką goryczy.
- W Studio - mówię, ale udaję, że nagle coś za nim widzę i dodaję - A nie, tam jest. Patrz. - pokazuję mu miejsce, w którym wisi. Chyba nie brzmiało to zbyt zaskakująco, ale co tam.
- Dlaczego ona zwisa z dachu, wytłumaczysz mi? - po co pyta, skoro nie chce odpowiedzi? Pędzi jak szalony w stronę budowli, a ja idę za nim. Gdy docieram na górę Viola już stoi na nogach i nagle rzuca się na mnie waląc pięściami. Ale co ja jej takiego zrobiłem? .. No tak. Ups. Zdarza się.
Leon proponuje zejście na dół, więc robimy to co polecił i zaczyna się nasza rozmowa. Czyli wszystko zwalają na mnie. Niewdzięczni.
Tłumaczę się, a mój przyjaciel mówi Violetcie, żeby poszła do domu i szepcze jej coś do ucha. Ach te miłostki. Gdy zostajemy sami, Leon w końcu zauważa, że ma przyjaciela.
- Ty to zrobiłeś? Przecież się przyjaźnimy, nie wierzę, że... - zaczyna nerwowo, ale ja mu przerywam.
- Skoro się przyjaźnimy, to nie wiem, dlaczego twierdzisz, że byłbym w stanie to zrobić - staram się w moich oczach przekazać determinację i chyba mi to wychodzi, bo wyraz twarzy Leona łagodnieje. Wzdycha i odzywa się znowu, nieco spokojniej.
- Przepraszam. Nie powinienem od razu naskakiwać. Więc co się stało? - pyta marszcząc brwi.
- Spotkałem ją wychodząc ze Studio i zaproponowałem, że się przejdziemy. Chciałem pokazać jej to miejsce, żeby się trochę rozweseliła, bo z tego co mi często mówisz, to cały czas mieliście problemy. Przyszliśmy, ona stanęła na końcu dachu, potknęła się czy coś, nie potrafię dokładnie tego określić, bo to działo się zbyt szybko i spadła. Szybko podbiegłem do niej i spytałem czy nic jej nie jest. Obyło się bez obrażeń, a że nie umiałem jej wciągnąć, poszedłem szukać pomocy. I znalazłem ciebie.
- Nie wydawałeś się zbytnio zaniepokojony - mówi Leon mrużąc oczy.
- Byłem w szoku. Wszystko było tak nagłe, że każda rzecz mi się myliła i nie wiedziałem co mówić, od czego zacząć... - mówię kręcąc się niespokojnie w miejscu. Widzę, że ta skrucha działa na Leona kojąco.
- Rozumiem cię - uśmiecha się - Pójdę do Violetty i sprawdzę czy wszystko w porządku. Przepraszam, że tak zareagowałem.
- Nie ma sprawy - przyciąga mnie do siebie, klepie po plecach i odchodzi.
'Jak zwykle Violetta' - myślę i idę w stronę swojego domu. Po drodze spotykam..
(Ana) Wczoraj to była jakaś masakra, ale pozytywna! Anka potrafi rozweselić Poszłam po Diego, a tego gnie ma! Więc ruszyłam go poszukać, po drodze zobaczyłam Andrèsa. - Hej a ty co taki wkurzony?
- Nic... - Zrobił smutną minę i w gapił się w beton, kopiąc kamyk. Nie wiedziałam co zrobić, nie znałam go zbyt długo ale jedno było pewne!
- Hm. Daj chwilę... - Wyciągnęłam komórkę i dostałam
"Wbijajcie do Karaoke o 20." - Dobra, teraz chodź. - Złapałam go za rękę i przyciągnęłam do klubu. Na początku ochroniarz nie chciał go puścić, ale ma się sposoby.
- Gdzie my jesteśmy? - Spytał głupkowato.
- Domyśl się. - Zmieniłam ton i spojrzałam na niego. Jego analiza trwała z 5 min. W tym czasie walnęłam się rozłożoną dłonią w czoło.
- Aaa... Po co mnie tu zaprowadziłaś?
- Żeby cię rozweselić! - Uśmiechnęłam się. Nie zdążyłam nawet podejść do DJ żeby puścił muzykę a zjawili się przyjaciele. Nikogo nie brakowało, oprócz pewnej osoby... Ale gdy się odwróciłam ujrzałam go/ją jak śpiewa...
(Diego) Dzisiaj do popołudnia siedziałem sam w domu pisząc piosenkę. Napisałem ją już prawie całą, ale nie mogłem wymyślić zakończenia więc poszedłem do parku na spacer. Zawsze gdy tam byłem wena się mnie trzymała. Miałem rację. Wróciłem do domu i szybko skończyłem piosenkę. Prześpiewałem sobie ją dwa razy i już znałem na pamięć. Wziąłem do ręki laptopa i zacząłem przeglądać jakieś strony. W końcu jednak zdecydowałem spędzić wieczór inaczej. Poszedłem na Karaoke. Wiedziałem, że praktycznie całe Studio zawsze tam jest. Z mojego mieszkania do wyznaczonego miejsca miałem 5 minut drogi więc, po chwili byłem już na miejscu. Zdziwiły mnie praktyczne pustki w barze. Postanowiłem trochę rozruszać ludzi którzy siedzieli więc wszedłem na scenę i zacząłem śpiewać ,,Luz, Camara y Acction''. Byłem w połowie piosenki gdy zobaczyłem ludzi ze Studia. Nie zastanawiając się zawołałem wszystkich chłopaków na scenie i zaczęliśmy śpiewać razem. W tłumie zobaczyłem Anę, dla której śpiewałem przez resztę piosenki.
Gdy tylko zszedłem ze sceny szybkim krokiem skierowałem się do dziewczyny, na powitanie lekko pocałowałem ją w policzek i powiedziałem:
-Hej, dawno się nie widzieliśmy.- uśmiechnąłem się lekko, a dziewczyna kiwnęła głową- Byłam dzisiaj u Ciebie, ale w mieszkaniu Cię nie było.- Powiedziała- Poszedłem na spacer bo chciałem w końcu dokończyć piosenkę.-I jak? Udało się?- Tak, już skończona- Dziewczyna niespodziewanie lekko mnie pocałowała.- A to za co?- zapytałem się z uśmiechem.- A czy zawszę muszę mieć jakiś powód?- Chciałem jej odpowiedzieć, ale na scenę zawołała ją Camila.- Zaraz wracam.- powiedziała cicho i odeszła w stronę sceny. Przysłuchiwałem się jak śpiewa, ale po chwili podszedł/podeszła do mnie...
(Violetta) León poprosił mnie bym wróciła do domu, chciał sam porozmawiać z chłopakiem, ale po co? Myśli, że przyzna mu się iż chciał zabić jego dziewczynę? Mimo to ja byłam pewna, że to nie był tylko przypadek.. Na dzisiaj miałam dość wrażeń, nie sądziłam iż zwisanie z dach może tak człowieka wykończyć. Na szczęście nikt w domu nie zauważył mojej obecności i szybkim krokiem weszłam do swojego pokoju, rzucając się na łóżko. Miałam jedynie ochotę by ubrać się w ciepłą pidżamę i usiąść przed telewizorem z kubkiem ciepłego kakao, kiedy miałam ochotę spełnić moje życzenie do mojego pokoju zapukał, po czym wszedł León. - Ja się czujesz? - Spytał siadając obok mnie. - Świetnie - burczę - Dowiedziałeś się czego? - Pytam siadając na łóżko i biorąc poduszkę do ręki. - Viola, ja nie sądzę, że on mógł być do tego zdolny.. - Zaczyna - Dobrze wiesz, że czasami jesteś zbyt przewrażliwiona .. - Gdy to mówi mam ochotę się zaśmiać - Sądzisz, że próbowałam się zabić? A później zwalić winę na niego? - Mówię oburzona. - Nie.. Myślę tylko.. Mogłaś po prostu się potknąć, tak? - Łapię mnie za rękę, ale szybko ją zabieram - Andres jest jak dziecko. Nic nie mógł by Ci zrobić.. Przecież wiesz jak on myśli, nie mógł by tego zaplanować. - Kończy. A ja wstaję z łóżka i podchodzę do okna. Przecież sobie tego nie wymyśliłam, tak? - Zapomnij! Możesz już iść, nie było tematu - Pokazuję głową na drzwi. - Violetta.. - Znowu zaczyna - Daj spokój - Wstaję z łóżka i podchodzi do mnie. - Nie Violetta.. Po prostu wyjdź, proszę! - Próbuję na niego nie patrzeć. - Jesteś jedyną osobą na świecie której nie mogę zrozumieć! - Mówi oburzony i wychodzi z pokoju. A ja kładę się na łóżko, i przykładam poduszkę do czoła.Gdybym nie dostała SMS'a prawdopodobnie poszła bym spać, ale nie mogę zasnąć dlatego przebrałam się i wyszłam do klubu karaoke, gdzie na scenie śpiewała Ana razem z Camilą. W sumie nie wiem dlaczego tutaj przyszłam, powinnam raczej zostać w domu, niestety już za późno, przy jednej z kolumn zauważam Diego wpatrzonego w moją kuzynkę. - Jak tam? - Podeszłam do niego. - O co Ty tutaj robisz? - Zapytał zaskoczony - Wszystko spoko, a tam? - Zapytał z uśmiechem, ale ja pokazałm mu minę "Nie pytaj".. Po występie Any chciałam wrócić do domu, ale chłopak złapał mnie za rękę i na siłę wciągnął na scenę. - Nie Diego. Nie chcę! - Przwciwstawiałam się. Jednak nie dał za wygraną i pod nos podstawił mi mikrofon, a sam wziął gitarę, po chwili rozległa się melodia do mojej piosenki.. "Hay mil sueños de colores No hay mejores, ni peores Solo amor, amor, amor y mil canciones Oh Oh Oh Ya no hay razas, ni razones No hay mejores, ni peores Solo amor, amor, amor y mil opciones De ser mejor…" Praktycznie każdy z uczniów Studia przyłączył się do nas, nawet taki Andres jakby zapomniał o całym zajściu.. Bardzo późno wróciłam do domu, gdzie czekał na mnie tato. - Chyba za dużo sobie ostatnio pozwalasz, co? - Mówił z irytacją w głosie, ale nie zwazałam na to i poszłam spać....
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 98.
w sumie gdy tak na to patrzę to anonimek miał trochę racji bo to angie była nauczycielką śpiewu a teraz co... jak dla mnie wszystko jest super oprócz wątków pablo proponuje prace esme
OdpowiedzUsuńFajny
OdpowiedzUsuńSuper !
OdpowiedzUsuńTroszke tak malo Fran i Lu ale to mam nadzieje ze nastepnym razem cos z nimi bedzie :*
Andres chciał zabić Violę ;333
OdpowiedzUsuńNie ładnie...!
A Leon mu nie wierzy... ;x
Grr..
wow :D
OdpowiedzUsuńcudnie kochani :DD
wasza twórczość mnie porusza ;>.
No i talenty ;)
cudny kocham tego bloga
OdpowiedzUsuńANDRES ANDRES ANDRES OGAR :DDD
OdpowiedzUsuńOd nienawiści do miłości jeden krok ;33
OdpowiedzUsuńTrzeba było jego zrzucić xD
jak Leon nie wierzy Violetcie co?
OdpowiedzUsuńsuper (jak każde) czekam na następne (jak zawsze)
OdpowiedzUsuńBoskii ^-^
OdpowiedzUsuńLeon ... to ty w końcu wierzysz Violettcie (miłości Swego życia) czy Andreas'owi?
Przecież Andreas nawet jej nie pomógł! Powiedział, że zwoła pomoc, a tak naprawdę chciał uciec i z daleka patrzeć jak spada i umiera! Grrrr !
Czekam na next'a
~Kasiaa
Niech Leon dowie się co zrobił Andres
OdpowiedzUsuń