(Diego) Obudziłem się o trzeciej nad ranem i później już nie spałem. Jedną część moich myśli zajmowała Ana, drugą Violetta... Co?! Czy mnie już całkiem pogięło?! Dobra ja wcale o niej nie myślę, już nic dla mnie nie znaczy. Grr tylko się pogrążam. Lepiej pomyślę nad piosenką. Z szuflady wyjąłem tekst, który zacząłem pisać w Hiszpanii. Hm? To tylko dwa zdania, ale mam chyba już pomysł. Zacząłem dopisywać słowa: Już wiem gdzie chcę iść, Już mam jasność, co chcę mówić.To stan, który sprawia, że czuję się
dobrze.Chodź tu w tej chwili, a zrozumiesz mnie...Teraz to do ciebie,
Już masz jasność, co musisz powiedzieć.To radość i dobre samopoczucie...
I tu chyba skończyła się moja wena. Spojrzałem na zegarek, który wybijał już 7.00. Szybko wbiegłem na górę ubrać się, po czym wypiłem dość dużą kawę i wyszedłem z domu. Szedłem przez park do Studio. Po drodze zauważyłem Violettę. Chciałem ją ominąć, spławić, ale coś w środku mi na to nie pozwalało. Widziałem, że z nią też jest coś nie tak ostatnio strasznie kaszlała. Postanowiłem do niej podejść:
-Violetta. Co jest? Czemu tak kaszlesz?- zapytałem, udając, że mało mnie to obchodzi.
-To nie Twoja sprawa!- no świetnie staram się choć raz nie być dla niej chamski a ona takie coś. Znowu zakaszlała- głupi gaz...- Powiedziała znacznie ciszej, ale ja to usłyszałem.
-Co? Jaki gaz?!
-To nieważne.- Powiedziała dziewczyna po czym szybko wstała z ławki i odbiegła.
Co się tu dzieje? Nic nie rozumiem.. Również ruszyłem w stronę Studia. Całą drogę myślałem o Violettcie, co się z nią dzieje? Gdy tylko przekroczyłem próg budynku szybko wszedłem do sali Angie, po czym podszedłem do keyboardu i zacząłem grać, melodię która by pasowała do tekstu piosenki. Na początku cicho nuciłem, ale po chwili zacząłem śpiewać:
Ya se donde quiero ir, Ya tengo claro que quiero decir. Es un estado que me hace bien, Biene de golpe me vas a entender. Ahora te toca a ti, Ya tienes claro que debes decir, Esa alegria y ese bienestar.. Gdy skończyłem ktoś wszedł do sali usłyszałem:
-Fajnie się zaczyna, sam napisałeś?- podniosłem głowę i zobaczyłem...
(Violetta) Oczywiście musiałam mu powiedzieć o tym gazie. Ja i mój geniusz! Gdy odeszłam od chłopaka, chciałam się dodzwonić do Leóna, ależ oczywiście telefonu się nie odbiera bo po co? Kiedy jestem już w szkole idę do szafki bo partyturę dla Antonio, przechodząc obok jednej z sal słyszę znajomy głos. - Fajnie się zaczyna, sam pisałeś? - mówię wchodząc do sali. Chłopak nie pewnie kiwa głową - Słuchaj przeprasza, tak? Nie chciałam być nie miła - Zaglądam w tekst piosenki - Moja rada, zamien zwrotki - Uśmiecham się i chce odejść. - Violetta.. - Diego wstaje - O co chodzi z tym gazem? Coś się stało? - dopytuje mnie. Chce mu odpowiedzieć, ale łamie mi się głos, dlatego tylko się uśmiecham i wchodzę z sali. Idąc na zajęcia Gregorio po raz kolejny mam atak kaszlu, aż nie mogę złapać oddechu. - Czas iść do lekarza! - odzywa się mój wewnętrzny głos. Kiedy się odwraca stoi za mną ...
(León) - Ej, wszystko dobrze? - mówię, kiedy tylko widzę Violettę. Nie wygląda za fajnie.
Znowu zaczyna kaszleć. - Nie - kręci przecząco głową. - Chciałam iść do lekarza.
- To coś ci to nie wychodzi - mówię, chwytając ją za rękę. - Odprowadzę cię.
Chociaż na początku próbuje się wykręcić, nie pozwalam jej na to, ciągnąc ku wyjściu ze Studio.
- Co ci jest? - pytam, chociaż chyba zaczynam się domyślać. Otwiera usta, ale przerywam jej, nie chcąc słyszeć potwierdzenia swoich przypuszczeń. - Nie odpowiadaj.
- Jesteś taki mądry i się domyśliłeś, co? - markocze, spuszczając głowę.
- Gdybym był mądry teraz nie szedłbym z tobą do lekarza - odpowiadam, czując dziwne poczucie winy. Resztę drogi pokonujemy w ciszy. - Poczekam na ciebie - odzywam się, a dziewczyna kiwa głową na znak że zrozumiała.
Od kilkunastu minut krążę bezczynnie pod budynkiem, nie mając co ze sobą zrobić, kiedy...
(Violetta) Oczywiście musiałam mu powiedzieć o tym gazie. Ja i mój geniusz! Gdy odeszłam od chłopaka, chciałam się dodzwonić do Leóna, ależ oczywiście telefonu się nie odbiera bo po co? Kiedy jestem już w szkole idę do szafki bo partyturę dla Antonio, przechodząc obok jednej z sal słyszę znajomy głos. - Fajnie się zaczyna, sam pisałeś? - mówię wchodząc do sali. Chłopak nie pewnie kiwa głową - Słuchaj przeprasza, tak? Nie chciałam być nie miła - Zaglądam w tekst piosenki - Moja rada, zamien zwrotki - Uśmiecham się i chce odejść. - Violetta.. - Diego wstaje - O co chodzi z tym gazem? Coś się stało? - dopytuje mnie. Chce mu odpowiedzieć, ale łamie mi się głos, dlatego tylko się uśmiecham i wchodzę z sali. Idąc na zajęcia Gregorio po raz kolejny mam atak kaszlu, aż nie mogę złapać oddechu. - Czas iść do lekarza! - odzywa się mój wewnętrzny głos. Kiedy się odwraca stoi za mną ...
(León) - Ej, wszystko dobrze? - mówię, kiedy tylko widzę Violettę. Nie wygląda za fajnie.
Znowu zaczyna kaszleć. - Nie - kręci przecząco głową. - Chciałam iść do lekarza.
- To coś ci to nie wychodzi - mówię, chwytając ją za rękę. - Odprowadzę cię.
Chociaż na początku próbuje się wykręcić, nie pozwalam jej na to, ciągnąc ku wyjściu ze Studio.
- Co ci jest? - pytam, chociaż chyba zaczynam się domyślać. Otwiera usta, ale przerywam jej, nie chcąc słyszeć potwierdzenia swoich przypuszczeń. - Nie odpowiadaj.
- Jesteś taki mądry i się domyśliłeś, co? - markocze, spuszczając głowę.
- Gdybym był mądry teraz nie szedłbym z tobą do lekarza - odpowiadam, czując dziwne poczucie winy. Resztę drogi pokonujemy w ciszy. - Poczekam na ciebie - odzywam się, a dziewczyna kiwa głową na znak że zrozumiała.
Od kilkunastu minut krążę bezczynnie pod budynkiem, nie mając co ze sobą zrobić, kiedy...
(Violetta) Oczywiście musiał zaprowadzić mnie do tego lekarza, sama też bym doszła. Jakimś cudem udało mi się wejść bez kolejki. - Poczekam na Ciebie - Oznajmił chłopak, a ja weszła do gabinetu. Lekarka przywitała się ze mną i kazała mi powiedzieć co mnie tu prowadza. Nie za bardzo chciałam jej to powiedzieć, bo León mógłby mieć kłopoty, a no to nie mogłam pozwolić, dlatego składała iż u mnie w domu był wyciek gazu.. Spojrzała na mnie nie pewnie, ale i tak nic nie mogła zrobić, zaczęła mnie badać. Po chwili jednak usiadła i zaczęła pisać diagnozę na komputerze. - Violetta, tak? - zapytała bardzo surowym tonem. - To nie są żarty, czemu nie zjawiłaś się u mnie wcześniej, Twój stan jest poważny, organizm jest na wyczerpaniu prawdopodobnie cierpisz na chorobę dekompresyjną - Zaczęła wymieniać mi różne jej objawy i skutki nie leczenia, ale gdy tylko wspomniała słówka na "Ś" Przestała jej słuchać i się z nia pożegnałam. Jak najszybciej wyszłam z gabinetu i wpadłam na Leóna - I co powiedziała? - spytał z powagą, ale nie moglam mu powiedzieć prawdy, nie chciałam by miał do siebie żal, więc musiałam skłamać - Jak Ci powiem będziesz spać spokojnie? - pytam go i wtulam się w jego ramiona - To tylko przeziębienie.. - słyszę ulgę w jego głosie, stoimy tak do póki ....
(Pablo) Od wczoraj wszystko się zaczęło... Dziś nie mogłem wstać, wszystko, dokładnie wszystko mnie bolało. Zażywałem tabletki ale niewiele One dały... Jadłem miód, piłem herbatę ale nic nie pomagało. Wiem że nie wykuruje się z dnia na dzień ale ja tak nie mogłem leżeć, muszę się ruszać bo świruje. Więc ruszyłem do lekarza, nie wiem jak ja tam doszedłem, cały czas kręciło mi się w głowie... Na miejscu musiałem jeszcze wchodzić po schodach. Cholera! Ledwo, ledwo... Ale udało mi się! Chodziłem wzdłuż korytarza, wydawał się być nieskończony.... W pewnej chwili zauważyłem Violettę i Leona. - Pablo, co ci jest? - Spytała uczennica. - Nic, nic... - Rzuciłem i wszedłem do środka. Lekarka zaczęła mnie badać itd... Itd.... Przepisała mi recepte i jak zwykle, nie przesilać się, nie wychodzić nigdzie... Eh, dobrze że chociaż mi coś przepisała. Gdy wyszłem nawet nie mogłem zaczerpnąć świeżego powietrza do płuc, przeszkodził mi katar... Z marną miną wracałem do domu... Gdy byłem już koło domu, oparłem się o płot i zamknąłem oczy. Czułem jakbym miał wymiotować... Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło lecz usłyszałem... - Hej... Co ci jest? - Była to...
(Esmeralda) Wstałam dość wcześnie, zaparzyłam mięty dla Ludmily, a sama poszłam wziąć prysznic. Gdy wróciłam kubek dalej tam stał, a Ludmily jak nie było tak nie ma. Już nawet nie miałam ochoty iść na górę i pytać co znowu, bo jej humorki w ostatnim czasie są nie do wytrzymania. Nusiałam dziś załatwić jeszcze kilka spraw na mieście, i porozmwiać z Pablo bo dalej nie dał mi odpowiedzi co do przeprowadzki. Wyszłam z domu i kierowałam się w stronę mieszkania Pabla. Ujrzałam go, tylko coś mi nie pasowało. Podbieglam do niego. - Hej. Co Ci jest ? - zapytałam. - Nie zbyt dobrze wyglądasz. - powiedziałam patrząc na niego - A to tylko zwykłe przeziębienie. - odpowiedział. Taa zwykłe przeziębienie, a on wygląda jakby miał zaraz wyzionąć ducha. - Mhm jasne, jasne i pewnie pójdziesz do domu i się położysz. - dopowiedziałam. - Mhm. - wyjąkał. - A no okej, to w takim razie idź się połóż, a ja pójdę załatwić kilka spraw. - odwróciłam się i chciałam już iść, a on złapał mnie za rękę i szepnął do ucha. - Możesz położyć się ze mną. - popatrzył na mnie tymi swoimi szklanymi oczami. - No chyba sobie żartujesz ze mnie. Jesteś chory i masz odpoczywać. - powiedziałam. - Bym Cię pocalował, ale jestem chory. - rzucił i zrobił swoją smutną minę....
(Pablo) - Bym cię pocałował, ale jestem chory... - Odparłem. Ona tylko patrzyła na mnie jak na idiote. - Pablo... O co ty mnie prosisz? - O to żebyś była przy mnie... - Ująłem jej twarz w dłoniach i spojrzałem prosto w oczy. - Twoja obecność bardzo mi pomoże. - Zwariowałeś. - Powiedziała i chciała ponownie odejść. Ale znòw ją zatrzymałem. - Byś mnie rozgrzałaaa... - Szepnąłem. Uśmiechnąłem się łobuzersko. Dziwne nawet już nie czułem bólu... Widocznie sama rozmowa z nią neutralizuje dolegliwości. "Miłość jest lekarstwem na wszystko" - To jak? Sprawy możesz załatwić potem. Odwdzięcze się oczywiście... Hmmm? - Złapałem ją za ręke i z błagającym spojrzeniem czekałem na odpowiedź...
(Esmeralda) No on naprawdę sobie żartuje ze mnie, ledwo stoi na nogach, a głupoty mu w głowie. - Jedyne co mogę zrobić mój drogi, to zaparzyć Ci herbatki położyć do łóżka, okryć kocykiem i dać buziaka w czółko. - odpowiedzialam z uśmiechem. Jego mina mówiła, że go to nie zadowala, ale w ostateczności weszliśmy do jego mieszkania. Kazalam mu położyć się na łóżku, a sama poszłam do kuchni, to co tam zobaczylam o mało nie przyprawiło mnie o zawał. Niepozmywane naczynia, nie wyniesione śmieci. Zaparzylam mu herbaty. - Wiesz co naprawdę powinieneś zacząć sprzątać, do Twojej kuchni nie da się wejść. - powiedzialam stawiając herbatę na stoliku. - Oj tam posprzątam wieczorem, zostań ze mną, przytulisz mnie to może zasnę. - powiedział. - Nie, nie najpierw posprzątam Twoją kuchnię, a potem idę załatwiać sprawy na mieście. - umiechnęłam się i skierowałam się do kuchni. Ogarnięcie tego burdelu zajęło mi z czterdzieści minut. Pozmywałam naczynia, wyniosłam śmieci, wytarłam blaty. Po skończonych porządkach, weszlam zobaczyć co robi Pablo. W czasie gdy ja sprzątałam on sobie słodka spał. Nie mam mu tego za złe bo jest chory i tak słodko wygląda. Nakryłam go kocykiem. Dałam mu buziaka w czoło. Zostawilam krótki liścik. " Kolorowych snów, zdrowiej. Kocham." Położyłam go na stole i wyszlam. Idąc do biura po drodze spotykam...
(German) Przez kilka ostatnich dni śnił mi się Pablo. I już nawet nie mam siły mówić na niego inaczej ! Jeszcze to dziwne uczucie w sercu... Poszedłem do psychologa, Angie mówi że przesadzam, ale ja już nie ogarniam ! Mężczyzna po zrobieniu swojej roboty powiedział mi że... Mam wyrzuty sumienia! Ale.... Jak ? Gdzie ? Czemu ? Okazało się że gdzieś w środku czuję winę że pobiłem go. Stwierdziłem że to niemożliwe, ponieważ mam zawieszenie broni z nim. Jednak On i tak swoje... Hah! To jakiś niezdrowy żart... A może ? Wróciwszy do domu dużo nad tym myślałem i stwierdziłem że.... To prawda ! Muszę coś z tym zrobić, bo zaraz mnie rozsadzi! Ostatnio słyszałem że Studio ma jakieś problemy finansowe... Poprosiłem Ramalla aby wyjął z mojego konta potrzebne pieniądze. Mając je szedłem do Stud!a, po drodze zobaczyłem Esmeralde. Przeszliśmy obok siebie obojętnie ale ja musiałem coś powiedzieć, po prostu cisło mnie na gardle. - Esme ! - Kobieta odwróciła się w moją stronę. Nie wiedząc co powiedzieć palnąłem. - Eee.... Wiesz gdzie jest Pablo ?
- Nie czuję się zbyt najlepiej i nie sądzę żeby chciał cię widzieć. - Odpowiedziała chłodno.
- Mogłabyś... Go przeprosić ode mnie ? - Zakuło mnie aż w środku. Ledwo co wypowiedziałem te słowa... Spojrzała na mnie pytająco. - Eee.... Po prostu, źle się czuję z tym... - Odchrząknąłem. - Że go pobiłem. - Z wymuszonym uśmiechem mówiłem dalej. - I... Życzę ci... Szczęśliwego związku z nim. - Spojrzałem się w chodnik, sam już nie wiem dlaczego... - Ddzięki - Jąkała się. Po chwili szedłem już do Studia. W uczelni świeciło pustkami... Zajrzałem do pokoju nauczycielskiego. Akurat starzec siedział przy stoliku. - German ?
- Cześć, proszę. - Położyłem koło niego kopertę. - I nie mów nic, to jest podziękowanie. - Dodałem i wyszedłem, akurat prawie wpadłem na...
(Lara) Półprzytomna weszłam do Studio'a. Prawie w nocy nie spałam. Denerwuję się... Wkrótce ma przyjechać na tor sponsor i chciałabym pokazać co umiem. Jestem całkiem dobra... Ale bez zgody taty nici z tego. Kolejny minus, że jest właścicielem...
Skierowałam się do pokoju nauczycielskiego, aby się zapytać czy mogłabym w przyszłym tygodniu nie przyjść z dwa dni... Mam nadzieję, że to nie będzie problem. Zważając na fakt, że to już jakiś piąty raz nie jestem tego pewna... Ale teraz ważniejszy jest dla mnie tor. W sumie nie wiem co mi daje Studio... Może i mam ładny głos, ale reszta zrobi karierę, a ja?
Nagle wpadłam na jakiegoś wysokiego mężczyznę. Lara, znowu?
- Przepraszam - rzuciłam i potem go rozpoznałam. - Tata Violetty, tak? - zapytałam z uśmiechem na twarzy, sama nie wiem czemu. Gorzej ze mną... Ja się z nią przecież nie przyjaźnię, ani nic. To tylko dziewczyna mojego przyjaciela.
- Tak - odpowiedział zdezorientowany całą sytuacją.
- Eee... Do widzenia - powiedziałam, ominęłam go i weszłam do pokoju nauczycielskiego. - Antonio - przywitałam go. W sumie to lepiej, że jest on, a nie Pablo.
- Lara, jakiś problem, chcesz o czymś porozmawiać? - zapytał miłym tonem. I jak go tu nie lubić?
- Antonio, mam takie pytanie, a raczej prośbę - zaczęłam mówić, ale ktoś nagle wszedł....
(Ana) Podaj ! Krzyczę do niego. Eh... Uważaj ! Nagle wjechał we mnie. Upadłam i poczułam smak trawy w buzi. Tfu ! Wypluwałam resztki ziemi. Eh... Niedługo przez tą piłkę się zabiję.
Sorry... Wykrztusił i podał mi rękę. Łapiąc za nią podniosłam się.
Dobra na dziś ja mam dość. Rzuciłam i usiadłam na ławce, pijąc wodę.
Nie miałaś być przypadkiem... W tym... No... Studiu ? Spytał Marco.
Nie... Muszę sobie zrobić przerwę od tego miejsca poza tym... Nie zdążyłam dokończyć gdyż zadzwonił mój telefon. Halo ? Dzwonił mój braciszek. Ehem...No... Tak, tak.... I...? Co?! D-dobra, dobra... Już ! Już ! Dodałam i rozłączyłam się.
Co się stało ? Spytał. - Moja matka.... Szpital... Muszę iść ! Wykrztusiłam i szybko udałam się do Stud!a. Muszę załatwić wolne... Na miejscu o mało co nie wpadłam w ścianę. W sumie wbiegłam do tego pokoju.
Ee... Antonio.... Próbowałam opanować się. Mm, chcę powiadomić że w najbliższych dniach nie będzie mnie... Sprawy rodzinne. Dokończyłam. Dopiero teraz zauważyłam że w pomieszczeniu też jest Lara.
Dobrze ale...
Dzięki ! Dodałam i już mnie nie było. Musiałam kupić jeszcze bilet, aby dojechać do tamtej miejscowości. Szłam przez ten cholerny park i jak to na niego przystało musiało się coś wydarzyć. Z nieuwagi i przejęcia nie zauważyłam.... Przechodzącej z przeciwka...
(Francesca) Dzisiaj jest ten błogosławiony dzień, w którym Jasmine wyjeżdża, specjalnie nie poszłam do Stud!o by mieć pewność, że nie spóźni się na samolot! - Franuś, będę tęsknić! - Rzuca mi się na szyję - Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.. - szepczę na tyle cicho bym tylko ja to usłyszała, po niespełna trzydziestu minutach odleciała jednym samolotem do Rzymu. Miałam ochotę spotkać się razem z Violą i Cami, ale nie mogłam się do nich dodzwonić, dlatego postanowiłam się przejść do szkoły, gdzie po drodze wpada na mnie roztrzęsiona Ana. - Wszystko okej? - Pytam się dziewczyny - T-tak.. Wszystko dobrze. Sorry Fran, ale śpieszę się.. - Oznajmiła i znikła wśród drzew. Kiedy chcesz być miłym, to każdy Cię olewa, a jak jesteś nie miła, to cały świat ma pretensję!.. Tuż pod Stud!o dostaję SMS'a od Federico "Przyjdź do mnie, szybko!" Przestraszyłam się, że coś mu się stało, wiec jak najszybciej udałam się do domu chłopaka.. Kiedy już do niego docieram, jest wielce oburzony. - Czy Ty to widzisz?! - pyta się spoglądając w lustro. - Ta Twoja bita śmietana zepsuła mi fryzurę! - Patrzę na niego przez dłuższą chwilę, po czym mówię ostro - Fede! Żartujesz? Tylko po to mnie tu przyciągnołeś? Myślałam, że coś się stało.. -
Chłopak zamyka mi usta jednym mocnym pocałunkiem. - Nie! Musiałem Cię też zobaczyć, i zrobić to - Gdy to wypowiada ja siadam na łóżko wyganiając z niego kota, chłopak siada obok mnie.
- No nie bądź zła, no! - Uśmiecha się do mnie, a ja obracam głowę próbując nie wybuchnąć śmiechem, nagle chłopak po raz kolejny zaczyna mnie całować, a jego zręczne ręce powoli rozpinają mi zamek w delikatnie różowej sukience, a ja zaczynam bawić się jego czerwonymi guzikami w koszuli w kratkę, gdy wszystkie oddzielające nas warstwy spadają na podłogę, zaczynamy się co raz to namiętniej całować i ... Gdy przeżyłam już swój pierwszy raz, wtulam się lekko nieśmiało w jego ramiona, a On bawi się kosmykami moich włosów - Francesca? - ....
(Federico)
Dobrze , że mój kochany braciszek wymusił od mamy dwudniową wycieczkę do cioci na drugim końcu krajowy , bo jakby mnie teraz zobaczyła to by mnie pewnie zabiła .
- Francesca ? - pytam po chwili bawiąc się jej włosami .
- Hmmm ? - spogląda na mnie tymi swoimi wielkimi oczami .
- Kocham Cię - powiedziałem , na co ona ponownie mnie pocałowała . Nasze czułości przerwał fakt , że Simon , jak zwykle grzeczny i kulturalny , wskoczył na łóżko i zaczął lizać twarz dziewczyny . Wywróciłem oczami i zwaliłem go z posłania , ale on nie dawał za wygraną i po jakimś 10 razie , zrobił focha , wskoczył na szafke i zwalił z niej ulubiony wazon mamy .
- Nie ! Ty kundlu ! Ona mnie za to zabiję - zaczęłem wrzeszczeć na widok kawałeczek leżacych na podłodze .
- Fede o co Ci chodzi ? - dziewczyna się zaniepokoiła .
- To był ulubiony wazon mamy i jak to zobaczy to mnie zabije i pewnie mi nie uwierzy , że to wina kota i mam przerąbane . Lepiej się zacznij za mnie modlić .
- Nie bój żaby . Ja Cię obronie - brunetka zaciąga mnie z powrotem na łóżko , kładzie na mojej piersi i po jakimś czasie zasypia . Po chwili również poszedłem w jej ślady ...
Koniec rozdziału
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 90.
nie było Ludmi :( Mam nadzieję ,że jutro będzie
OdpowiedzUsuńCo? Violetta? Oby się jej nic nie stało. :( Pierwszy raz Fran. :D może będzie w ciąży tak jak wszyscy chcą. :P
OdpowiedzUsuńSuper rozdział czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńBoski ^^
OdpowiedzUsuńLeóś się przejął Violą . Chociaż tyle mu zostało resztek rozumu .
Czekam na next'a
~Kasiaa
no Leon odzyskał swoje szare komórki
OdpowiedzUsuńsuper rozdzial i ten nasz Leon ooo :)
OdpowiedzUsuńSuper. Rozdział
OdpowiedzUsuńFran i Fede
Zostałaś nominowana do LBA na moim blogu todo-es-posible-jortini.com
OdpowiedzUsuńCałuski,
Patrycja Verdas ;***