miała rację jestem tylko zwykłą gówniarą nie znającą życia. Dlaczego ja, niech mi to ktoś wytłumaczy. Nie chcę tego, nie chcę tego czegoś niech ktoś to ode mnie zabierze. BŁAGAM. I znowu płakałam. Byłam na skraju załamania psychicznego. Przecież nikt się nie może o tym dowiedzieć. Matka mnie zabije, Tomas na pewno mnie zostawi, ja nie dam rady sama, ja nie mogę zostać sama. Nikt się nie może o tym dowiedzieć. Oni mnie wyrzucą ze Studia, całe życie mi się zawali, jak ja mogłam być taka nieodpowiedzialna, jak ? Po co ja zadaję sobie te bezsensowne pytania, stało się cholera, nie cofnę czasu, muszę teraz coś wymyślić, coś z tym zrobić, ale jak gdzie kiedy ? Matka jeszcze nie wróciła to dobrze, lepiej żeby nie widziała mnie w takim stanie. Muszę złapać świeżego powietrza, odsapnąć, wszystko przemyśleć. Ale nad czym tu myśleć, zrobiłam błąd, ogromny błąd, nie chciałam a zawiniłam. Życie to nie bajka, a ja nie jestem cholerną księżniczką mieszkającą gdzieś w wielkim zamku i czekającą na księcia, i nie da się teraz magicznie cofnąć czasu. Wyszłam z domu. Zapłakana i załamana szłam przed siebie. Nikt się nie może dowiedzieć, to teraz było dla mnie najważniejsze. - Co się stało ? - usłyszałam ....
( Federico )
Wstałem wyjątkowo wcześnie , a to cud . Wyszykowałem się w pół godziny w końcu dziś jest moja spektakularna bitwa z Marco . Oczywiście , że wygram , bo jakby nie .
Po czym jak wyszedłem z domu , udałem się do parku i po chwili zobaczyłem Ludmiłe . Chwila , chwila . Czy ona nie płacze ? Podszedłem do niej i spytałem , choć wiedziałem , że mnie pewnie oleje , ale zawsze warto spróbować .
- Co się stało ?
Odwróciła się jak oparzona .
- Nic się nie stało ! - wykrzyknęła . - Idź zajmij się swoim życiem i mnie nie denerwuj - myślałem , że mi bębenki pękną od tych jej wrzasków , a tu nagle dziewczyna wybuchnęła płaczem i wtuliła się we mnie .
Co ?! Ja chyba wariuje . Wczoraj Tomas , a teraz Lu , która płacze w moich ramionach . Yyyy ... Stałem tam jak zaklęty i nie wiedziałem co zrobić i powiedzieć . W końcu po dłuższej chwili objąłem ją delikatnie . Szeptała coś do siebie , że nie chcę tego czegoś , że nie możesz , że ją za to zabiją . Gwałtownie się ode mnie oderwała i pobiegła nie wiadomo gdzie .
- Wszystko w porządku ? - zaczepiła mnie jakaś starsza pani . Uświadomiłem sobie , że mam szeroko otwarte oczy i wyglądam jakby miał urodzić .
- Yyyyyy ... - zaciąłem się . - Tak pewnie .
Podziękowałem jej za troskę i ruszyłem w stronę Studia . Musze jakoś odreagować , więc poszedłem do sali muzycznej i zacząłem grać naszą piosenke . Moją i Fran . Jednak ciągle mi coś nie wychodziło , więc brzmiało to pewnie jak ryk przejechanego psa .
- Co ty robisz ?! Uszy mi wysiadając - w drzwiach stała
(Violetta) Obudziłam się z bardzo dobrym humorem, wstałam jak najszybciej i włożyłam na siebie czarną spódnicę z koronkową białą bluzką. Olga upiekła swoje rogaliki, wiec musiałam zostać na śniadanie. Po posiłku Ana opowiadała coś o Pablo z Esme, ale kiedy powiedziała mi, że Fran ją przeprosiła to momentalni o tym zapomniałam i chciałam wiedzieć co dokładnie powiedziała moja przyjaciółka, ale oczywiście musiał przyjść Diego, a ja nie chcąc być blisko niego, wyszłam do Studio... Gdy tylko przekraczam próg szkoły, dochodzą mnie dźwięki jakiegoś jazgotu w klasie Pablo, szybkim krokiem wchodzę do sali i okazuję się, że sprawcą tej zbrodni był Federico. - Uszy mi wysiadają..! - zwracam się do niego z uśmiechem i podchodzę zobaczyć nuty do piosenki - Ładne Twoje? - pytam.
Chłopak kręci głową - Franki! Ale ja pomagałem - odpowiada, czyli między nimi jest coś na poważnie, może to i fajnie? Porozmawiałabym z nim dłużej, ale za rogiem widzę przechodzącego Leóna. - Do później! - Uśmiecham się do niego i wychodzę ze Studia, niestety straciłam bruneta z pola widzenia, postanawiam wrócić do kasy kiedy od tyłu czuję czyjś oddech ...
(León) Ona celowo mi ucieka, ja to wiem.
- Ej! - śmieję się, obejmując ją od tyłu. - Gdzie zniknęłaś, co?
- To ty zniknąłeś! - mówi, uśmiechając się, a ja cieszę się, że znów jestem w stanie wywołać uśmiech na jej twarzy.
- Oczywiście - ucinam, nie chcąc się z nią kłócić, nawet jeżeli żartobliwie. - Idziemy na zajęcia? Co mamy pierwsze? - pytam, chwytając ją za rękę.
- Nie wiem, chyba z Angie - odpowiada, ale w tej samej chwili zauważa Fran i Cami - poczekaj, muszę z nimi porozmawiać, spotkamy się na lekcji - puszcza moją rękę.
Ponieważ do zajęć mam jeszcze dłuższą chwilę, idę poszukać jakiejś gitary. Z nudów zaczynam grać.
Powiedz mi kim jesteś, a ja będę tu,
Daj mi powód do strachu,
Daj mi swą miłość.
Niestety przerywa mi telefon od...
(Andres) - Halo? León? Leeeeón? Halo no, odezwij się no, a nie sobie dumasz! - mówię. Nie mam do niego siły. Cały czas ma takie lagi życiowe.
- No już, już. O co chodzi? - mówi takim spokojnym głosem. Nie wiem jak on tak potrafi, po tym co się stało. Zaraz. Ja mu o tym nie powiedziałem. Ups.
- No więc... Err...
- Zamierzasz coś powiedzieć, czy mam tak stać i słuchać twojego bełkotu? - przekomarza się ze mną, choć dodaje mi to nieco odwagi.
- Tak więc szedłem sobie spokojnie w stronę Studio, no i przechodziłem koło domu Ludmiły... To znaczy się, zahaczyłem jeszcze o... - zaczynam chaotycznie.
- Mógłbyś mówić trochę spokojniej? - pyta mnie León.
- Tak, jasne, a więc... Szedłem do Studia i przechodziłem koło domu Ludmiły. Usłyszałem jakiś płacz i chlipanie, więc postanowiłem zajrzeć... Ale tylko tak trochę, naprawdę!.. No więc zajrzałem przez uchylone okno i zauważyłem Ludmiłę, która płakała, nagle wyszła, to się odsunąłem, potem spotkała Federico i dalej płakała, a on jakby ją pocieszał i ja nie jestem pewien, ale... No bo była cała blada i normalnie jakby miała zwymiotować no i... Myślę, że Ludmiła ma jakiś sekret, którego się boi.
- Czyli? - docieka mój przyjaciel.
- Czyli, że podejrzewam coś na rzeczy między Ludmiłą a Tomasem - podkreślam sugestywnie kilka słów, żeby mu coś wytłumaczyć. Nie mógłbym mówić o tym tak po prostu, w końcu jestem na zewnątrz i mógłby mnie podsłuchać, tak jak... Nie było tematu.
- Myślisz, że...? - pyta mnie po dłuższej chwili.
- Tak. Właśnie tak myślę.
Zalega długa cisza, po której León mówi, że nie może rozmawiać, co mnie jest na rękę, bo do mnie też się ktoś zbliża. Jest daleko, więc nie mogę stwierdzić kim ten ktoś jest ale już po chwili, widzę, że to...
(Ana) Jak podejrzewałam, koszmar...! Poza tym Fran mnie zaczęła przepraszać... Ha! Niby... Jestem zła a jednak nie... To jest dziwne uczucie, już nic do niej niby nie mam i do Federa ale... Jestem skomplikowana ! Dziś Mareczek miał coś wymyślić na naszą bitwę, pewnie jak zwykle jego głowę przepełniła pustka... No nic i tak musiała do niego wskoczyć. Idąc sobie tak widzę z daleka zdenerwowanego Andresa, w sumie... Zawsze taki był, gadał z kimś przez fona. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam zwykłe "cześć" a potem wpadłam do mojego mózgu. Zapukałam raz, drugi, trzeci... Nie no ! Miałam już wychodzić gdy ten łaskawie mi otworzył. - Hej ! - Przywitał się radośnie. - Wiesz co, przemyślałem to i... Nie chcę być już takim chamem dla nich... Nie powinniśmy się kłócić i sobie dokuczać, jesteśmy przecież ich przyjaciółmi. - Splotłam ręce i umieściłam je na klatce piersiowej. Przymrużyłam oczy i powiedziałam. - Nic nie wymyśliłeś nie ? - Przytaknął. - Eh... Co ja się z tobą mam... Dobra wymyślimy coś potem, chodź ! - Zaciągnęłam go do Stud!a. - Po co my tu ? - Zapytał. - Zobaczysz. - Odparłam i zaprowadziłam go do sali prób. Podałam mu gitarę. - Pamiętasz to co wymyśliłeś dla Bartka ? Zagraj teraz a ja będę śpiewać. - Dodałam. - Pogieło ? W sumie... - Zaczął brzdąkać a ja wydawać z siebie głos. - Dog goes woof Cat goes meow Bird goes tweet and mouse goes squeek (...) But there’s one sound That no one knows What does the fox say? Ring-ding-ding-ding-dingeringeding! Gering-ding-ding-ding-dingeringeding! Gering-ding-ding-ding-dingeringeding! What does the fox say? - Śpiewałam do końca a ludzie zaczęli się śmiać i zbierać. Nic dziwnego, ta piosenka luzuje kabelki w móżdżku. I do tego zaczęliśmy tańczyć i wyszło... Rozbrajająco! Na dole zauważyłam....
(Ludmila) W takich chwilach nawet wróg staje się Twoim najlepszym przyjacielem. Nie, czas otrzeć łzy i zachowywać się tak jak zawsze, dla niepoznaki. Wytarłam się poprawiłam, i ruszyłam do Studio. Dlaczego wydawało mi się, że każdy się na mnie gapi tak jakby znał całą prawdę. Może to tylko wymysł mojego mózgu. Potrzebuję urlopu, żeby dojść do siebie, żeby jakoś poinformować o tym najbliższych. W Studio, od razu kieruje się do gabinetu Antonio. Wchodzę do środka. - Antonio czy mogę dostać zwolnienie na dwa dni błagam. - powiedziałam, a mężczyzna spojrzał na mnie. - Ludmila, czy coś się stało ? Źle wyglądasz. - oświadczył mi. - Nie, nie wszystko jest w porządku muszę załatwić kilka spraw rodzinnych. - oznajmiłam mu. - Dobrze dwa dni, ale nie więcej. - uśmiechnął się. Wyszłam z gabinetu i od razu napatoczyłam się na Ane. - Cześć Ludmila, coś niemrawo wyglądasz. - znawczyni ludzi się znalazła. - Ana zajmij się sobą i swoim obściskiwaniem się z Diego, idź zobacz czy nie ma Cię w innym pomieszczeniu. - powiedziałam i wyszłam ze Studio. Mój cel - dom, łóżko i wyparcie z myśli tego co dzieje się dookoła mnie. Przekręciłam klucz w drzwiach, rzuciłam kurtkę i buty i powoli poszłam na górę. Rzuciłam się na łóżko i znowu zaczęłam płakać. Nagle usłyszałam otwierane drzwi....
(Esmeralda) O matko, ten wieczór i noc to było coś tak wspaniałego, że nie da się tego opisać. Pablo jest cudowny, wymarzony facet, wyśniony książę z bajki. Naprawdę lepiej trafić nie mogłam. I najlepsze jest to, że przy nim zapominam o wszystkich problemach. Do domu wróciłam popołudniu, Ludmila była w Studio, więc mogłam trochę się ogarnąć, i posprzątać dom. Gdy
zaszłam pod drzwi i włożyłam klucz w zamek, okazało się, że drzwi są otwarte. - Zapomniała zamknąć ? - przeszło mi przez myśl. Weszłam do domu. - Ludmila, Ludmila. - nikt mi nie odpowiadał. Zauważyłam jeden but gdzieś w połowie korytarza, drugi przy drzwiach, i kurtka też walała się po ziemi. Coś musiało się stać. Weszłam na górę, i otworzyłam drzwi do jej pokoju. Moja córka leżała na łóżku, chlipiąc i ciągając nosem. - Ludmila co się stało ? - usiadłam przy niej. Była odwrócona do mnie plecami. Nie odpowiadała. - Ludmila. - powtórzyłam. - Nic. - odpowiedziała zapłakanym głosem. - Płaczesz bo lubisz tak ? - zapytałam. - Dokładnie. - coś było nie tak, ona się tak nie zachowywała, w sensie to bardzo dobrze, że trochę się uspokoiła, ale teraz wygląda jak cień człowieka. - Powiedz mi co się dzieje. ? - powtórzyłam pytanie. - Nic mi nie jest !!!! Daj mi spokój. !!!! - rzuciła się. Usłyszałam pukanie do drzwi. - Za chwilę dokończymy tą rozmowę. - powiedziałam i wyszłam z jej pokoju. Skierowałam się na dół, a otwierając drzwi ujrzałam ...
(Pablo) Omijając fakt moich pijanych koleżków, wczoraj było wprost pięknie.... Po południu gdy Esme już nie było zacząłem pić kawę, nagle usłyszałem dźwięk telefonu. Mòj był w kieszeni... Hm. Poszedłem za dzwonkiem i przeszukując pokój znalazłem komórkę Esmeraldy... Po chwili ucichła. Ogarnąłem się i wyruszyłem do niej, miałem farta że nie mieszkałem daleko niej, nie chciało mi się zbytnio chodzić. Przekroczyłem furtkę, chwila i byłem pod drzwiami. Zapukałem i otworzyła mi właśnie Ona. - Zapomniałaś czegoś. - Powiedziałem podając jej komórkę. - Aa, dzięki.... A poza tym jak? Zdecydowałeś się? Wprowadzasz się? - Spytała. - Najpierw mi powiedz czy rozmawiałaś o tym z Ludmiłą... - Rozmawiałam... I nie poszło zbty dobrze. - Tłumaczyła. - Jeśli z nią to załatwisz to pogadamy. - Odpowiedziałem. - Nie chciałbym wchodzić tam gdzie mnie nie chcą, postaw się w sytuacji Ludmiły... Jej zdanie też jest ważne. - To prawda, nie będę się pchał na siłę... Po chwili zobaczyłem jak blondynka schodzi po schodach...
(Ludmila) Nie, postanowiłam że matka nie może się dowiedzieć bo mnie zabije, bynajmniej jeszcze nie teraz, a ona przychodzi i chce rozmawiać. Jestem na skraju rozpaczy co ja mam zrobić, dlaczego nie mam teraz kogoś z kim bym mogła spokojnie porozmawiać. Na dole usłyszałam rozmowę matki, i chyba to był Pablo. Zeszłam na dół. Naprawdę wyglądałam strasznie, za duży sweter, podkrążone oczy, wymiętoszone dresy. - Ludmila, musimy porozmawiać o przeprowadzce Pablo. - zagadnęła mnie matka. - Róbcie co chcecie. - machnęłam obojętnie rękę. Rzeczywiście zwisało mi to czy on będzie z nami mieszkał czy to matka się do niego wyprowadzi, miała swoje problemy na głowie. - Czy Ty możesz chociaż raz potraktować coś poważnie. - matka spojrzała na mnie groźnym wzrokiem. - Posłuchaj naprawdę nie obchodzi mnie to, rozumiesz ? Nie rozumiesz ? - zaczęłam płakać. Pablo patrzył na mnie i chyba nie wiedział co powiedzieć. Stałam tak jak słup soli, a z moich oczu lały się łzy ...
(Pablo) Płakała... Nie wiedziałem jak zareagować, w ogóle nie zrozumiałem o co chodzi, ale jestem pewien że nie o moją przeprowadzkę. Stałem i nie wiedziałem co dalej... Westchnąłem i podeszłem w końcu. - Ludmiła... Nie płacz... - Tak Pablo ! Brawo na pewno to teraz chciała usłyszeć! - Niczego nie rozumiesz ! - Wydarła się i znowu pogrążyła się w płaczu. - Jeśli nie rozumiem to możesz mi
wytłumaczyć. - Zapadła cisza, jedynie ciągnęła nosem. - Nie musisz mi w sumie nic mówić, ale widać że coś cię dręczy i to nie dotyczy przeprowadzki. Coś ci leży na sercu, widać to i nie możesz zaprzeczyć. - Nieśmiało położyłem dłoń na jej ramieniu, o dziwo nic nie zrobiła z tym. - No weź, idź się przebrać i ogarnąć, lepiej się poczujesz. Poza tym musisz się komuś wygadać lżej się zrobi na sercu nie sądzisz? Trzeba się wziąć w garść i stawić czołu swoim problemom, nie ważne jak duże by były... - Dopiero teraz zauważyłem jej spuchnięte oczy, gdyż wcześniej chowała je w dłoniach. - Na każdy problem jest rozwiązanie. - Poczułem tam w środku że nie powinien tego mówić. Nie wiem skąd takie uczucie... - To jak?
(Ludmila) Nie mam ochoty nigdzie z nim wychodzić, czy ja w ogóle mam na coś ochotę ? - Nie dziękuję, nie mam ochoty na spacery, zajmij się moją matką, a mnie dajcie po prostu spokoju. Zgarnęłam kurtkę z wieszaka i wyszłam na zewnątrz. Powinnam porozmawiać z Tomasem, ale nie chcę go stracić przecież jak on się dowie o ciąży, to mnie zostawi, wiem że mnie kocha, ale to go przerośnie tak jak i mnie. Łaziłam po mieście bez jakiegokolwiek celu. Nie płakałam już bo zabrakło mi łez. - Ludmila jesteś silna !! Weź się w garść. - ochrzaniał mnie wewnętrzny głos. Tylko, że to nie jest coś o czym mogę zapomnieć, to jest dziecko, moje i Tomasa. Złapałam się za brzuch. - Moje i Tomasa. - powtórzyłam pod nosem. To jest dowód naszej miłości. Nie powrót na ziemię, ja nie nadaję się na matkę, ja nawet sama o siebie nie potrafię zadbać, a co dopiero, o dziecko. Przecież jak ojciec się dowie to mnie wydziedziczy z czego ja nas utrzymam. Złapałam się za głowę i usiadłam na jakiejś ławce. Za dużo złych myśli krążyło po mojej głowie, i coraz mniej było tych dobrych. Tomas wydzwaniał do mnie non stop, przecież nie powiem mu. "Cześć Tomi, gratuluję zostaniesz tatusiem". To nawet brzmi strasznie. - O cześć. - spojrzałam do góry i zobaczyłam ...
(Diego) Wstałem dziś dość wcześnie po czym zwinnie się ubrałem i ruszyłem na spacer po parku. Później od razu poszedłem do Studio miałem wyjątkowo dobry humor. Próbowałem napisać nową piosenkę, ale nic mi nie szło, postanowiłem się przewietrzyć Idąc słyszałem dźwięki śpiewających ptaków, szelest drzew i krzyki bawiących się dzieci. Dalej nic. Mam jakieś zaćmienie. Po chwili na ławce ujrzałem siedzącą Lu. Od razu do niej podszedłem - O czesc- powiedziałem a dziewczyna uniosła głowę i się nie odezwała. Zobaczyłem że jest czerwona na twarzy. Płakała.- Ej Lu co jest?- Zapytałem ciekawy.Dziewczyna nie odpowiedziała, a jej oczy znów stały się zaszklone. Na co ja na objąłem- Diego nie mogę Ci nic powiedzieć...-.-Ale dlaczego??- dopytywałem- Przepraszam nie czuje się najlepiej...- Powiedziała po czym odeszła. Ja siedziałem jeszcze chwilę na ławce. Po chwili ktoś zasłonił mi oczy...
(Ana) Jeszcze chyba z kilka godzin spędziłam z Marco i mamy już gotowy plan... Wystarczy go jutro zrealizować! Wracałam do domu gdyż robiło się dość ciemno, nagle przebiegła mi tuż przed nosem Ludmiła. Ciekawe co z nią... Ale nie powinnam chyba się mieszać, miałam już iść dalej ale zobaczyłam na ławce Diega. Podeszłam od tyłu i zasłoniłam mu oczy dłońmi. - Ana. - Wymówił moje imię po czym usiadłam koło niego i dałam mu buziaka. - Hej, przez pół dnia nie mogłam cię złapać. - Uśmiechnęłam się, odwzajemnił tym samym. - Eh, tak... - Co jest? - Spytałam widząc jego trochę smutną minę. - Próbowałem wymyślić jakąś piosenkę, ale pustka. - Hm. Pomogę ci przecież jak chcesz, lecz nie dziś bo późno jest. - Spojrzałam na niebo, w tym czasie On namiętnie ucałował mòj polik. - Idziesz? - Zadałam kolejne pytanie gdy wstałam. Jego wzrok mówił "gdzie?". - A jak myślisz? Może coś u mnie wymyślimy. Złapał mnie za ręke i szliśmy, ciągle gawędząc, lecz ja byłam myślą o naszym planie z Marco. Na miejscu było jakoś pusto... Dziwne. Po chwili zasiedliśmy do pianina i próbowaliśmy coś rozkminić, ciągle do głowy przychodziły nam głupie pomysły z których zaczęliśmy się śmiać... Moment później na dół zszedł wuj, eh... Musiał mieć zły dzień bo wygonił Diega... Nie ma to jak Happy rodzina.
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 88.
LUDMI ^^ niecierpliwie czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńJejku ;( biedna Lu :*
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co Marco wymyslil :)))
Super :*
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :)
SUPER. :* mogłaby być jeszcze jedna dziewczyna w ciąży. :) może Violetta. :P czekam na next. :D
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuńLu w ciąży. Ciekawe co dalej. :p
czekam na next!!
OdpowiedzUsuńcudo!!!
OMG! :D czasem nie ogarniam tego bloga. xd ale właśnie dlatego go lubię. :*
OdpowiedzUsuńco z następnym rodziałem??:(
OdpowiedzUsuń