niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 3

2 komentarze:
(Ana) - Dziewczynki, postanowiliśmy że wyjedziemy na tydzień aby odpocząć na chwilę od rutyny.
- Co masz na myśli...? - otworzyłam okno z powodu duchoty.
- Zamknij to okno! - warknęła, nie zwróciłam uwagi i zasiadłam obok ojca. - Tępota...
- Że opuszczamy was na 7 dni. Ale spokojnie! Nie będziecie same. Babcia Brunhilda do was przyjedzie. - uśmiechnęłam się szczerze. Moja babcia przyjeżdża! Ona zawsze była słodka, opiekuńcza, serdeczna... Oby Ludmiła ją na zawał nie sprowadziła. - Bądźcie dla niej miłe, ma swoje lata.
- Świe...
- Ale po co?! - wrzasnęła żmija. - My... Znaczy ja, bo Anka to sieroctwo. Umiem zadbać o siebie! I żadna staruszka nie jest mi potrzebna w tym domu!
- Uspokój się! Bo zaraz ty będziesz sieroctwem, które potrzebuje pomocy! - wstałam pokazując jej że nie ma prawa się ponownie rządzić.
- Przymknij swoją jadaczkę. - również stanęła na nogi. Cięliśmy się spojrzeniami przez dłuższą chwilę.
- Może przestaniecie co? - zaczęła na spokojnie macocha. - Przynajmniej jak przyjedzie babcia Any się zachowujcie. - burknęłam coś pod nosem i stanęłam przed oknem. Zawsze mnie uciszało - gapianie się w krajobraz za szybą. Zauważyłam że chodnikiem drepta...

(Pablo) No super, Fred chyba zły na mnie przez ten przykrótki wczorajszy spacer, rozszarpał wszystkie dokumenty. Będę musiał znów pozbierać podpisy od uczniów i ich opiekunów. Ygh, ciekawe co powiem Antonio. Szedłem akurat do Stud!a... Nie będę kłamać. Za 4 dni znów wracamy z lekcjami, więc 92 godziny na zebranie tych pism. Z drżącymi rękoma wszedłem do środka, wiem że szef nie zrobi mi nic, nie krzyczy. Przecież jest spokojny. Ale mimo wszystko. Zacząłem go szukać po całym budynku. Miał być godzinę przede mną. Pytający mój głos rozchodził się po pomieszczeniach, odbijając się od ścian. Nagle moja komórka zadzwoniła. Przystawiłem urządzenie do ucha.
- Pablo? Słuchaj, wybacz. Dziś się nie zjawię, problemy z dojazdem, rozumiesz. Mam nadzieję że nie fatygowałeś się zbytnio. Zobaczymy się pojutrze? - stwierdził bardziej niż zapytał.
- Tak... Nic się nie stało. - stwierdziłem i jeszcze przez chwilę gawędziliśmy o rozpoczęciu. Bzdety. Uff. Odetchnąłem z ulgą. Mam parę dodatkowych godzin na wyjaśnienia. Przeczesałem palcami włosy uspokojony. Muszę teraz opieprzyć Freda. Nieposłuszny psiak! Poprawiłem torbę i przeszedłem się przez park... Odgłos szczęśliwych dzieci, zapach waty cukrowej oraz popcornu. Uśmiechnąłem się delikatnie i tym razem ja na kogoś wpadłem...
- P-przepraszam... - zacząłem...

(Naty) Nie no, nie no. Serio? Ludmila przegina! Nawet w wakacje nie dała mi od siebie odpocząć. W pewnych momentach wyłączałam już telefon bo nie mogłam jej słuchać. Wiem, że będzie jęczała w szkole, że ją lekceważyłam, że jaka ze mnie przyjaciółka. Ha PRZYJACIÓŁKA? CHYBA SŁUŻĄCA. Przez nią staje się bardziej agresywna. Dodatkowo miałam na głowie siostrzeńca i od rana nie dawał mi spokoju. Jęczy coś o wacie cukrowej. W takim razie postanowiłam zabrać go do parku, żeby się dzieciak zmęczył i potem dał mi spokój. (...) Zapach tego różowo w niebieskiego świństwa roznosił się w powietrzu, aż mi się zrobiło niedobrze. Odstawiłam słodycze i teraz ten zapach działa na mnie jak płachta na byka.
- To co chcesz ? - spytałam dzieciaka.
- Watęęeęeeeeee - wydarł się na pół parku, robiąc mi przy tym niemały obciach. Wzięłam go za rękę i podprowadziłam do budki. Był taki tłum, że ktoś na mnie wleciał.
- Przepraszam. - usłyszałam znajomy mi głos. Odwróciłam się i ujrzałam Pablo.
- Nic się nie stało, a Ty tutaj? - spojrzałam na niego- Też lubisz watę ? - podniosłam do góry brew.
- Nie po prostu, czekam na kogoś. - uśmiechnął się i zniknął w tłumie. Mały był szczęśliwy bo w końcu dostał to co chciał. Skierowaliśmy się teraz w stronę mniej zatłoczonej części parku.
- Natyyy!!! - usłyszałam swoje imię gdzieś w oddali...

(Fran) Wstałam dość wcześnie, od samego rana roznosiła mnie pozytywna energia. Nie wiem co się ze mną stało, ale to chyba te wakacje tak podziałały. Miałam się dziś spotkać z Marco. Nareszcie! Już nie mogłam się doczekać, aby się do niego przytulić, aby powiedzieć mu jak było, jak bardzo za nim tęskniłam. Wstając z łóżka nie zauważyłam kwadratowego stołka który leżał przewrócony, a ja za chwilę obok niego. To pewnie mój brat czegoś szukał. On czycha na moje życie. Zaśmiałam się po cichu i zebrałam swoje ciało z podłogi. Wyjęłam z szafy błękitną sukienkę, do tego turkusowe trampki i z takim zestawem udałam się do łazienki. Wzięłam zimny prysznic, który rozbudził mnie doskonale. Wybierając się ręcznikiem zauważyłam duże zaczerwienienie w okolicy kolana.
- Ojoj będzie siniak - burknęłam sama do siebie. Była już 10, zastanawiałam się czym zjeść śniadanie w domu czy lepiej pójść do jakiejś knajpki z Marco. Wybrałam tą drugą opcję. Na całe szczęście rodziców nie było w domu bo dostałabym za to bure. Uczesania, ubrana, umalowana i ze śnieżno - białym uśmiechem wyszłam z domu. Słońce zaczęło przypalać moje odkryte ramiona. To było przyjemne. Mieszkalna obok parku, więc już stąd słyszałam wrzaski szczęśliwych dzieci. Nie spodziewałam się, że tak wcześnie cały park będzie zawalony ludźmi.
- Aaaaaa Festyn - powiedziałam sama do siebie.
Idąc dalej zauważam znajomą burzę loków.
- Natyyyyyy! - krzyknęłam, żeby mnie usłyszała. Odwróciła się w moim kierunku, za rękę trzymała jakiegoś chłopca.
- Cześć Fran. - przywitała mnie szczerym uśmiechem. Naty zawsze była pozytywną osobą, ale pod wpływem Ludmiły zaczęła się zmieniać.
- Jak wakacje? - zapytałam z nitka zainteresowania  w głosie.
- Hmmm gdyby nie ciągłe telefonu Lu to byłoby wspaniale. - odrzekła. - przez całe wakacje nie dawała mi spokoju. - dodała po chwili.
- Uważaj bo w szkole będzie to samo, widziałam się wczoraj z Ana mówiła mi, że jest tragedia. - próbowałam jakoś jej uświadomić, że zadawanie się z blondynką to nie jest dobre rozwiązanie. W tym samym czasie zobaczyłam mojego chłopaka rozglądającego się dookoła.
- Przepraszam Cię Naty, właśnie umówiłam się z Marco. - uśmiechnęłam się do niej i pobiegłam w stronę chłopaka. Podeszłam go od tyłu, zakryłam oczy. Kiedy się odwrócił okazało się, ze to był zupełnie ktoś inny ...

(Maxi) Francja, Paryż, nowi ludzie, cudowne widoki. Było, się skończyło. Bo teraz nastaje  Buenos Aires! Cieszę się, że niedługo koniec wakacji. Nareszcie znów będę chodził do Studia, odbuduje stare znajomości.. Będę tańczył z chłopakami w paru po lekcjach, lub na przerwie. Nareszcie! W Paryżu poznałem paru naprawdę  świetnych raperów. Miałem zaszczyt zaśpiewać z nimi publicznie. To będą niezapomniane chwile, ale z nikim się tak dobrze nie czuję niż z ludźmi ze szkoły. Dzisiaj wstałem dosyć wcześnie. Ogarnąłem się, zjadłem śniadanie i stwierdziłem, że zamiast kisić się w domu pójdę pobiegać.
-Ahh. To świeże powietrze. Jak mi tego brakowało.
Stęskniłem się za ulicami Buenos Aires. Codziennie przemierzane tu kilometry zamieniły się w dwumiesięczny wypoczynek. Postanowiłem zrobić sobie przerwę, było około godziny 11. Półtora godziny biegania bez odpoczynku to dla niektórych rekord ich życia. Przystanąłem sobie przy fontannie i nagle ktoś od tyłu mnie zaszedł.
Jakaś dziewczyna zakryła mi oczy. Kiedy się odwróciłem, ujrzałem Francesce,
-Fran! Cześć. -powiedziałem podekscytowany spotkaniem.
-Maxi? -odpowiedziała ze skwaśniałą miną.
-Tak. Ja też cieszę się ze spotkania...- mruknąłem z uśmiechem
-Nie. Przepraszam. To nie tak. Po prostu umówiłam się z Marco właśnie przy fontannie i myślałam, że to on. - zaczęła swoje tłumaczenia.
-Rozumiem. Nic się nie stało. Wiesz co, będę już leciał. Chcę jeszcze trochę pobiegać. Może umówimy się kiedyś we trójkę ?
-Jasne! Dobry pomysł. Dobra, leć już jak masz biegać. Paa. - uśmiechnięta oparła się o marmurową fontannę i czekała dalej  na swojego ukochanego.
Miłe spotkanie ...

(Ludmila) Znowu to zrobiła! Znowu grzebała mi w rzeczach, niech będzie przeklęta, niech ja tylko ją dorwę, nogi z dupy pourywam. I jeszcze ta jej babcia, bo rzeczywiście potrzebna mi na głowie jakaś staruszka.
- Ankaaaaaaa! - zaczęłam wydzierać się na cały dom. Miałam nadzieję, że ją obudzę, żeby miała jakąś nauczkę z tego.
- Ankaaaaaaaaaaa wstawaj gnidoooo! - wydzierałam się dalej.
- Boże coś się stało?. - z pokoju obok wybiegła przerażona staruszka z nakręconymi wałkami we włosach.
- Czego chcesz! Śpię! - nareszcie wylazła ze swojej jamy.
- Grzebałaś w moich rzeczach!? - spytałam zdenerwowana pokazując otwartą kosmetyczkę.
- Nie dotykaj Twojego badziewia, pewnie masz sklerozę i sama zapomniałaś zamknąć. - ona śmiała mnie obrażać? Miałam ochotę przywalić jej w ten tępy łeb, ale przy staruszce się powstrzymałam. Weszłam do pokoju i trzasnęłam . Brakowało mi dwóch ulubionych lakierów, szlak mnie trafi jak tego nie odzyskam, pomijając że było to bardzo drogie. Najchętniej bym się wyprowadziła z tego wariatkowa, ale aktualnie mnie na to nie stać. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy, wrzuciłam je do torebki i opuściłam swój pokój. Zeszłam na dół i udałam się w stronę drzwi.
- Gdzieś się wybierasz? - usłyszałam pytanie starszej kobiety, która teraz zamieszkiwała w moim domu.
- To nie pani interes. - odburknęłam i wyszłam. Powoli wszystko zaczyna mnie denerwować. Jak byłam mniejsza przykładałam do tego mniejsza wagę. Ogólnie wolałabym powiedzieć w domu. Poleżec trochę, ale w takim towarzystwie, to ja podziękowałam. Upał był nie do zniesienia, odpowiedni czas na odpoczynek nad jakaś woda. Szlam w stronę plaży, może jak spędzę trochwe czasu sama to odpocznę od tej głupoty, która panuje w domu. Nie miałam tez ochoty nikogo spotykać wyglądałam jak sierota, niestety napatoczył się adorator mojej Naty.
- Maxi - powiedziałam przez zęby.
- Ludmila - odpowiedział tez nie chęcią. Chciałam go ominąć i spokojnie pójść dalej, ale on musiał zacząć dyskusje.
- Mam nadzieje, ze przez wakacje się trochę ogarnelas. - powiedział do mnie.
- Slucham? - spojrzalam na niego z zaskoczeniem na twarzy
- To co slyszalas. - w jego głosie slyszalam agresję.
- Ha Ha Ha Ha Naty? - zaczęłam się śmiać. - Zapomnij. - ominęłam go i poszłam dalej. Odechciało mi się tej plaży i tego wszystkiego. W powrotnej drodze do domu widzę...

(Ana) - Głupia perliczka. - burknęłam robiąc babci herbatkę. Musi robić awanture przy starszej kobiecie? Się wystraszyła biedna. Na szczęście ta lampucera poszła w cholerę! Oby nie wracała. - Proszę. - podstawiłam babuszce kanapki i napój choć sama byłam ledwo żywa. - Smacznego. Ja zaraz wracam. - oznajmiłam i poszłam się ogarnąć... Kilka minut później byłam już odświeżona i pobudzona. Miałam wychodzić z pomieszczenia gdy do głowy wpadł mi chamski plan... Wziąwszy wszystkie kosmetyki, szczoteczkę do zębów, gąbkę i ręczniki tej zadufanej pindy wyrzuciłam je do kosza. Oczywiście będzie afera. Ale zasłużyła na takie traktowanie. Księżniczka za dyche. Dumna ubrałam się stosowanie do pogody i ucałowałam mamę mojego ojca. - Będę niebawem, jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń.
- Jasne skarbie. - uśmiechnęła się do mnie miło. Ja wyszłam zostawiając ją samą i wyruszyłam do miasta. Akurat ominęłam mą kochaną dive! Gdy była hen daleko za mną, zaśmiałam się diabelsko. Postanowiłam że zawitam w szkolne progi...

(Diego) Nuciłem pod nosem swój utwór przyłączając gitarę elektryczną do gniazdka. Oddawała dawnego mnie. Pewnego i dumnego. Mimo zmiany, nadal ją lubiłem. Jest przecież moim pierwszym, samodzielnym kawałkiem. Wakacje dobiegły prawieże kresu, nadciąga kolejny i ostatni już nasz rok szkolny. Te 10 miesięcy muszą mnie doprowadzić do celu, do jakiego zamierzałem na początku swej podróży tu. Nie chcę wyjść z pustymi rękami. Jest to dla mnie ogromnie ważne. Nikt nie zdaję sobie sprawy z powagi sytuacji... Nagle zauważyłem że w framudze drzwi stoi Ana, która z zaciekawieniem mi się przygląda. Miła dziewczyna.
Nie to co Ludmiła.
- Przepraszam, nie przeszkadzaj sobie. Chciałam tylko posłuchać. Już idę. - normalnie olałbym to zdarzenie ale postąpiłem inaczej, niż zazwyczaj.
- Nie! Nie musisz iść. W sumie chciałem spytać... Co tam? Jak po wakacjach się czujesz? - odstawiłem instrument i zaczęły wypływać ze mnie jakieś standardowe i niezbyt oryginalne pytania. Opowiedziała mi o wyjeździe i awanturze Ferro. Współczuję dziewczynie. Musi użerać się z taką żmiją. To przez nią Anka stała się taka przygaszona. Już nie tryska szczęściem jak rok temu. Nie robi takich wariactw - co chyba akurat jest plusem. - Dobra! Koniec tematu twojej siostry...
- Przyrodniej - poprawiła mnie.
- Tak, tak... Nie myślmy o niej tylko chodźmy czegoś się napić na rozluźnienie. Ok? - uśmiechnąłem się delikatnie. Kiwnęła głową zainteresowana i po chwili już byliśmy w drodze do Rèsto Band'u...

(Pablo) Chodziłem od domu do domu by przekazać opiekunom/rodzicom dzieciaków te podpisy. Zgrabnie mi to szło, ale upał doskwierał. Zostały mi tylko jeszcze 4 mieszkania do odwiedzenia. Głupi jestem że nie wziąłem żadnego picia. Dobry spacer w sumie. Po drodze na dróżce zauważyłem Rawlison i Hernandeza. Uff. Dwa domy z głowy. - Diego! Ana! Wspaniale że was widzę. Słuchajcie był mały wypadek i wasi rodzice muszą to podpisać. - wręczyłem im do rąk dokument. - Ponownie...
A następnie przyniesiecie je na pierwszy dzień w szkole - najpóźniej. Tak? - kiwnęli głowami uśmiechnięci a ja odszedłem. Miło widzieć jak się dogadują, tym bardziej Ania. Stała się ostatnimi czasy jak szara myszka. Co pewnie było spowodowane jej siostrą która rok temu skompromitowała ją na scenie przed publicznością. Eh... Stare i szare czasy. - Blanco 20/1 - wypowiedziałem na głos adres i wchodząc na działkę zapukałem do drzwi. - Niech ktoś będzie... - szepnąłem do siebie z nadzieją. Zadzwoniłem dzwonkiem i... Pomyliłem najwidoczniej domy, gdyż moim oczom ukazał/a się...

(Esme) Miałam na głowie parę spraw. Musiałam załatwić przedszkole, przejżeć oferty pracy. Było tak gorąco, że kropelki potu spadały mi z czoła. Zostawiłam córkę z opiekunkę, a nią nią też potrzebuje pieniędzy. Ucieczka przed byłym mężem bez większego zabezpieczenia finansowego nigdy się nie uda. Modliłam się co noc aby nas nie znalazł. W nocy budziłam się zalana potem. Koszmary z nim w roli głównej nie dawały mi spokoju. Zostawiłam tam wszystko rodziców, rodzeństwo, przyjaciół całe moje dotychczasowe życie po to by oderwać się od tyrana. Usiadłam na najbliżeszj ławce, wyjęłam butelkę wody i pochwyciłam jej łyk. Zimnny płyn wędrował w środku mojego organizmu.
Bił nie tylko mnie podnosił też ręce na własną córkę. Na dziecko, które mu niczym nie zawiniło. Przy gościach był wzorem wspaniałego męża i ojca. Kazał mi maskować siniaki, a po wyjściu ludzi zaczynało się piekło. Ale to się juz SKOŃCZYŁO, nie mogę do tego wracać. Chcę ułożyć sobie nowe życie, chociaż boję się każdego cienia, który za mną idzie, chcę oderwać się od przeszłości. Niestety w związku z praca nic nie udało mi się załatwić, jednak znalazłam najbliższe przedszkole obok domu, które z chęcią przyjmie moją córkę. Kiedy byłam już pod domem, zauważyłam obcego mężczyznę, który rozmawiał z moim słoneczkiem. Przerażona wbiegłam na werandę złapałam mała i schowałam do domu.
- Kim pan jest - wydarłam się na niego.
- Przepraszam pomyliłem domy - powiedział, a ja przyjżałam się mu dokładnie. To ten facet z parku z tym psem.
- Proszę opuścić moją posesję natychmiast - wskazałam mu bramkę, a on odwrócił się na pięcie i wyszedł. Byłam cała roztrzęsiona.
- Esmeralda!? - usłyszałam swoje imię, odwróciłam się z powrotem w stronę podwórka...

(Angie) To nie tak, że ja się czegoś boję. Chciałam się usamodzielnić. Znaleźć coś odpowiedniego dla siebie. No i mam. Studio, nauczycielka śpiewa, jakbym była w jakiejś magicznej bajce. Wszystko idzie po mojej myśli, jestem szczęśliwa i gotowa na nowe wyzwania. Już niedługo początek roku. Powinnam się jakoś przygotować. Boję się, że uczniowie nie przyjmą mnie dobrze, albo że dam jakąś plamę na początku. W ogóle po co ja tak myślę! Nie wolno mi! Szlam właśnie do swojego mieszkania, to cud że udało mi się coś znaleźć i to w takiej cenie. Nagle wleciał na mnie jakiś mężczyzna, okazało się, że to Pablo poznaliśmy się w Studio. Jednak nie on zwrócił moją największą uwagę. Kobieta, która stała w progu to była moja SIOSTRA.
-Esmeralda!? - stanęłam jak wryta w bramce.
- Angie co Ty tu robisz? - spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach.
- To chyba ja Ciebie powinnam zapytać co Ty tu robisz? - nagle z mieszkania wybiegła moja czteroletnia siostrzenica.
- Cioooooocia! - krzyknęła i wtuliła się we mnie.
- Wejdz do środka. - otworzyła mi szeroko drzwi.
- Wytłumaczysz mi o co tu chodzi? - usiadłam na kanapie. Zaparzyła mi kawę. Zaprowadziła Anastazję do pokoju i po chwili zaczęła opowiadać. Byłam przerażona tym co usłyszałam, nie mogłam uwierzyć w to, że Alejandro mógłby być takim potworem. Płakała i te łzy były szczere. Przytuliłam ją mocno do siebie. Chciałam ją pocieszyć powiedzieć, że wszystko będzie olej, ale skąd mogłam to wiedzieć. Postanowiłam, że dziś zostanę z nimi na noc....


The End

Czekamy na komentarze =) 

Przypominamy o naborze, zgłoszenia przyjmujemy na :
GG - 9529088
E-MAIL - CWIEEKOWA@GMAIL.COM


wtorek, 15 lipca 2014

Daty rozdziałów

Brak komentarzy:
Rozdział 3 - 20.07.2014
Rozdział 4 - 27.07.2014
Rozdział 5 - 03.08.2014
Rozdział 6 - 10.08.2014
Rozdział 7 - 17.08.2014 

I prawdopodobnie potem będzie dwutygodniowa przerwa, gdyż wyjeżdżam zagranicę =)

poniedziałek, 14 lipca 2014

KOCHANI !!

Brak komentarzy:
W sprawie rozdziałów =) 

Aktualnie poszukujemy osób, które zechciałyby z nami współpracować, dlatego też rozdziały będą dodawane CO TYDZIEŃ. 

Przepraszam, że tak to wygląda, ale mam nadzieję, że ruszymy trochę do przodu i częstotliwość się zwiększy. 

Pozdrawiam Lu.

P.S. Stolica jest jednak małe, dziś spotkałam Agnieszkę Mrozińską Polska Violetta. Dziewczyna jest naprawdę genialna i była zaskoczona, że chcę z nią zdjęcie :D


niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 2

5 komentarzy:
(Ana) Wstałam już o 6 by móc ominąć śniadanie z "kochaną" rodzinką. Zrobiłam sobie herbatkę i próbowałam się w ten sposób obudzić. Wczoraj Lu toczyła wielką wojnę, gdyż, iż, ponieważ coś się stało z jej bluzeczką. Widocznie nie tylko ja wpadłam na ten super pomysł. Po chwili ze swoimi polakierowanymi włosami weszła moja siostrzyczka. Odwróciłam wzrok, przyglądając się widokowi za okna.
- Bosh... To ty? Nie masz co robić? Prześladujesz mnie o tej porze? Zajmij się sobą psychopatko! - warknęła zaglądając do lodówki. Księżniczka od
siedmiu boleści. Niech Cię pochłonie ogień poczwaro. Pierwszy raz jej się nie odgryzłam, starałam zachować spokój aby nie robić awantury od wczesnej pory. Jeszcze wbiją nam szlaban i to dopiero będzie! 24/h z nią w mieszkaniu? Nie dziękuję. Przeczesałam włosy palcami i kolejna zgryźliwa uwaga. - Mogłabyś się w końcu umyć, a nie jak zwykle rozczochrana i śmierdząca chodzisz. Wstyd przynosisz kobieto! Co pomyślą ludzie, jak się dowiedzą że jestem twoją siostrą. - wstałam zaciskając zęby i po ułamku sekundy szklanka znalazła się na ziemi w kawałkach, a ja na stłuczone szkło upadła.
- Auć! Idiotko! - krzyknęłam niekontrolowanie. Prędko wyciągnęłam to co wbiło mi się w dłoń i dałam pod bieżącą wodę. - Cholera! Jesteś jakaś nienormalna! Priscilla powinna cię do psychiatryka zawieźć... Debilka. - oczywiście zaczęła się wykłócać że Ona jest "aniołkiem". Miałam jej dość i wlewając w szklankę zimną wodę, wylałam na tą perliczkę. - Miłego prysznicu. - syknęłam biorąc w ręce torebkę. Ponownie trzasnęłam drzwiami i udałam się na spacer...

(Fran) Wakacje we Włoszech były wspaniałe, ale wiadomo, że tęskniłam za Marco teraz to już sobie zupełnie nie wyobrażam bez niego życia. Bardzo, bardzo go kocham. I mam nadzieję, że on też nie zapomniał o mnie. No, ale przecież jakby mógł codziennie do mnie dzwonił, mimo że wydawał majątek na rozmowy międzykrajowe. On jest kochany i tak słodki. W ogóle to stęskniłam się za wszystkimi, mam dla nich drobne upominki. Mam taką ochotę uściskać Cami i Violę, że postanowiłam nic im nie mówić, że wracam tylko zrobić im niespodziankę. Nawet się nie rozpakowywałam. Byłam taka zakręcona i pełna energii, że musiałam wyjść z domu bo by mnie rozniosło. Ubrana w swoją zwiewną niebieską sukienkę podziwiałam wspaniałe BA. Oj tęskniłam tak bardzo, bardzo mocno tęskniłam. Idąc sobie ścieżką zdrowia, gdzie wszyscy uprawiają jogging, jeżdżą na rowerach czy
rolkach, zobaczyłam znajomą i twarz.
- Anaa !! - krzyknęłam do dziewczyny.
- Francesca ? - spojrzała na mnie zdziwiona.
- No Hej. - uściskałam ją bardzo mocno. Ana to naprawdę fajna dziewczyna, trochę żyje we własnym świecie, ale nie dziwię się skoro wychowuje się razem z Ludmila, i osobiście jej tego współczuję.
- Kiedy wróciłaś, wspaniale wyglądasz. - obeszła mnie dookoła.
- Dziękuję, to były genialne wakacje, w końcu odpoczęłam i nabrałam siły na kolejny rok, zaczęłam nawet pisać piosenki, i komponować i już nie mogę się doczekać kiedy wrócimy do Studio, a u Ciebie jak ? - popatrzyłam na nią z uśmiechem. Jej mina wskazywała, że chyba nie jest najlepiej.
- No wiesz byliśmy na Majorce i niby wszystko fajnie, ale przytrułam się jakimś dziadostwem i musieliśmy wracać, a wiesz jaka jest Ludmila, wszystko zwaliła na mnie i nie daje mi żyć, a ojciec jak to ojciec. - usiadła na ławce i patrzyła w niebo.
- Daj spokój nie przejmuj się tym wszystkim, ważne że niedługo będziesz wśród przyjaciół i wszystko wróci do normy, Ludmila się nigdy nie zmieni znasz ją najdłużej i dobrze o tym wiesz. Tak wiem to straszne, ale taka jest rzeczywistość. - usiadłam obok niej..

(Andres) Leon, Leon, Leon, Leon !!!!! Mój przyjaciel w końcu powrócił, no to tak jakby wstał z grobu co nie ? Rok go nie było, a ja myślałem, że zeświruję, może to nie brzmi jakoś normalnie, no ale tęskniłem za nim. Ciekawe czy wróci do Studio i w ogóle ciekawe, jak będzie z Violettą, normalnie poziom hard już sobie wyobrażam tą minę wszystkich. Bum Leon. Hahahaha. Wziąłem swój telefon i wybrałem numer przyjaciela.  Dobra kumam, że jest rano, ale co mnie to w tym momencie obchodzi. Wsłuchiwałem się w dźwięk sygnału. Pip Pip Pip.
- Andres zwariowałeś - usłyszałem jego zaspany głos.
- Bożeeeee mój przyjaciel powrócił z zaświatów - wydarłem się w słuchawkę.
- Pogieło Cię, człowieku jest 9 rano, a Tobie się nudzi. - wykrzyczał mi to, ale się tym nie przejąłem ja byłem tak szczęśliwy, że razem z tym telefonem skakałem do góry.
- Leon, wstawaj musimy się spotkać natychmiast, nie obchodzą mnie wymówki, musimy w ogóle wszystko musimy za godzinę masz być w Resto, a jak Cię nie będzie to wezmę koparkę ojca i rozwalę Ci dom, pamiętaj ja nie rzucam słów na wiatr. - zaśmiałem się do słuchawki i się rozłączyłem. Dziwnym trafem zauważyłem, że jestem na podwórku, a jak ja się tu znalazłem ?? Podrapałem się po głowie, spojrzałem na swoje odbicie w kałuży i poszedłem przed siebie. Dobra będę na niego czekał już teraz, a co mi szkodzi, no przecież dla przyjaciół się robi wszystko. Matko on jest teraz
znany może ja go powinienem prosić o jakiś autograf ? Albo zrobić sobie z nim zdjęcie nie wiem jak mam się zachowywać. Idąc sobie w kierunku Resto, zauważyłem na ławcę Ane i Fran, nie widziałem ich przez całe wakacje.
- Cześć dziewczyny - krzyknąłem na pół ulicy, a one aż podskoczyły.
- Andres Oszalałeś ? Chcesz nas do zawału doprowadzić ? - zapytała Ana - i Czego tak cieszysz szczękę ?- spojrzała na mnie.
- Nie uwierzycie kto wrócił. - trzymałem je w napięciu.
- No mów w końcu Ty nie umiesz trzymać języka za zębami. - dodała Fran.
- Leeeeeeeoooooon !!!!!! Wrócił !!!! - zacząłem tańczyć wkoło
- Że co ??? Violetta o tym wie ? - zapytała Fran
- Nie wiem, za godzinę widze się z nim w Resto to podpytam, Bajooooo dziewczynki do zobaczyska w szkole - puściłem im oczko i udałem się w stronę baru. Resto to najpopularniejszy bar, zyskał swoją sławe dzięki występom dzieciaków ze Studio, jak jeszcze nie wiecie, to jedna z najpopularniejszych szkół w Argentynie, żeby się tu dostać trzeba być naprawdę tak dobrym, no jak ja na przykład. W barze jak zawsze od samego rana tłum. Przeciskając się przez różnych ludzi dostrzegam wolny stolik...

(Pablo) Powoli wracamy do Stud!a, znów będę mógł usłyszeć jęki Gregoria, nowe piosenki moich uczniów, krzyki nieogarniętego Beto... Uśmiechnąłem się do siebie biorąc ostatniego łyka kawy w Resto. Akurat zauważyłem Andresa, który siadał przy którymś stoliku. Tak, już większość wróciła z wakacji i powoli szykuje się na rok szkolny. Wychodząc z baru wróciłem się do domu. Po postawieniu pierwszego kroku na działce naskoczył na mnie czarno-biały husky. Przywitałem się z Fredem, który o mało nie spowodował że papiery wylądowały na ziemi. - No już, już... - gdy tylko znów zaczął stać na czterech łapach, zamknąłem furtkę i pozwoliłem
mu wejść do mieszkania. Nalałem mu wody, oraz wsypałem psich smakołyków i mogłem odpocząć. Siadłem na kanapie i przetarłem twarz. Słyszałem tylko chrupanie czworonoga. No tak, samotność nie jest kolorowa. Daje wolność, ale przytłacza codziennością. Ale co poradzić? Nie mam czasu na żadne flirty. Ciągle jest coś do roboty... Przyjdzie jeszcze mój czas. Wyrwał mnie z zamyślań Fred który wesoły trzymał w pysku smycz. Zachichotałem rozbawiony i poszedłem się przebrać. Czując się swobodnie, przypiąłem go i mogliśmy wyjść. Zazwyczaj mój pupil nie ciągał mnie, ale teraz zdarzało mu się wyrywać. Był czymś najwyraźniej podekscytowany... Nie mam pojęcia czym. Aż pewny momencie gdy mieliśmy skręcać, spowodował upadek pewnej osoby...

(Esme) Byłam zadowolona z coraz większej pewności siebie. Po urodzeniu córki popadłam w depresje i pomagać mi musieli moi rodzice. Przeniosłam się do BA z jednego powodu. Potrzebowałam świeżości, czegoś nowego, odpoczynku od przeszłości. Zabrałam dziecko i wyjechałam. Teraz najważniejsze jest znalezienie pracy. Mam skończone Studia muzyczne, gram na fortepianie i skrzypcach, nie jest to jakiś hiper wyczyn, ale powinnam coś znaleźć. Po za tym potrzebna mi też opiekunka do małej, a pieniędzy nie starczy mi na wieczność. Rozpakowywałam właśnie rzeczy gdy rozległ się dźwięk telefonu. Podbiegłam do niego i podniosłam słuchawkę.
- Tak? - powiedziałam do kogoś po drugiej stronie.
- Esmeraldo, pakowałaś się w tak błyskawicznym tempie, że zapomniałaś poinformować mnie gdzie jesteś. - znałam go doskonale, głos przeszywający moje ciało i zawierający dech w piersiach. Od razu się rozłączyłam. Nie zdziwiłabym się, gdyby mnie teraz namierzał. Rzuciłam te rozpakowywanie, ubrałam Anastazję i wyszłyśmy na spacer. Moja córka ma cztery lata, i jest naprawdę cudownym i spokojnym dzieckiem. Jej śliczne
blond loki i błękitne oczy robiły z niej słodycz. Miałyśmy zawitać na jakiś plac zabaw, i wszystko byłoby pięknie ładnie, gdyby nie jakiś pies, który wpadł w moją małą księżniczkę. Zaczął się płacz. Natychmiast do niej podbiegłam i wzięłam ją na ręce.
- Czy pan zwariował to małe dziecko!? - spojrzałam na właściciela psa.
- Ja bardzo przepraszam, naprawdę to przypadek - zaczął się tłumaczyć.
- Trzeba lepiej pilnować swojego zwierzaka. Mógł zabić mi dziecko. - kontynuowałam moją złość.
- Ale na szczęście nic się nie stało. Prawda? - przyjrzał mi się dokładnie.
- Ale mogło się stać! - wydarłam się i poszłyśmy w stronę placu zabaw. Co za okropny człowiek. Ja nie wiem jak można być tak nieostrożnym, a gdyby upadła na główkę, albo złamała rączkę. Na szczęście bawiła się już na całego na zjeżdżalni....

(Cami) Beznadzieja, że już zaraz trzeba wracać do szkoły. Ja się pytam : Kto wymyślił dwa miesiące wakcji!? No kto? Znowu trzeba będzie rano wstawać i znowu znosić humorki pewnych osóbek. Jednak jest druga strona tego medalu, nareszcie będę mogła zobaczyć się z Fran i Violetta. Alelluja i do przodu Cam. Ubrałam się, umalowałam, ogólnie ogarnęłam swą zacną
osobę. Wyglądałam hmmmm na pewno jak nie ja. Trochę te wakacje mnie odmieniły. Stałam się pewniejsza siebie. Wyszłam z domu nie jedząc nawet śniadania. Bo kto normalny je śniadanie o 11? Hahahah już mi ogólnie odbija. Dzwoniłam do dziewczyn i umówiłam się z nimi przy starej fontannie. Jestem tak podekscytowana, że chyba uduszę je z radości, że je widzę. Idąc sobie noga za nogą, zauważyłam, że zrobili piękny plac zabaw dla dzieci. Nareszcie jakieś bezpieczne miejsce, gdzie mogą się bawić a nie ciągle kopały piłkę, która wylatywała na ulicę, naprawdę niewiele brakowało do jakiegoś wypadku. Dobra mniejsza o to powoli docieram do celu.

(Lara) -Jak jeździsz głupi idioto ?! - od rana zdzierałam sobie gardło.
Oczywiście czym byłoby miasto bez piratów drogowych? Jadąc swoim motorem po ulicach Buenos Aires, po raz pierwszy czułam ten dawny wiatr we włosach, który jeszcze 2 miesiące temu czułam codziennie.
-Ach. Jaki cudowny poranek. -wzdychałam powtarzając to sobie pod nosem.
Niedługo początek szkoły, a ja z wakacji wracam. No i prawidłowo! Jeszcze
parę dni wolnego i zacznie się... To poranne wstawanie. Może wyjdzie mi na dobre. Muszę zapomnieć o zerwaniu z chłopakiem. Eh... LARA OGAR.!! Są jeszcze wakacje i trzeba się cieszyć. Jadąc tak zobaczyłam jakiegoś chłopaka, który potyka się o krawężnik.
-Sierota... - pomyślałam i pokiwałam głową.
W oddali spostrzegłam znajomy mi budynek. To mój dom! Nareszcie dojechałam. Lecę przywitać się z rodziną.


(Tomas) -Tomaaas! Tomaaaaaaaaaaaaaaas! Ile można spać?! W tej chwili wstawaj i złaź na dół ! -krzyki mamy z kuchni  były nieubłagane.
- Idę juuuuuuuuuuuuuuuuż. - nie chciałem by gorszy więc podniosłem lekko głos.
-Nie tym tonem do mnie!!
Co byś powiedział, albo i nie powiedział, to tak źle i tak niedobrze.
Wczoraj wróciliśmy z wakacji. Dojechaliśmy do domu o 2 w nocy, aktualnie jest 10 więc kto normalny wstaje o 10 kiedy zostało już tylko zaledwie parę dni wakacji. NO KTO?!! Chcę się w końcu wyspać, bo to codzienne zwiedzanie już mnie znudziło. Takie życie. Zeszedłem do mamy, chwyciłem
jakąś kanapkę i łapiąc za klamkę z nadzieją, że wyjdę z domu na jakiś spacer widzę mamę stojącą przede mną. Dosłownie parę centymetrów przed nosem.
-Gdzie się wybierasz? -zaczęło się przesłuchanie.
-Na spacer. Chyba mi nie zabronisz wyjść do parku, na łonie natury, wśród zieleni dotlenić się? - mama osłupiała wycofała  się z progu drzwi.
Idąc potknąłem się o krawężnik. Jakaś dziewczyna na motorze gapiła się na mnie i gadała coś pod nosem kiwając głową. Jakby rzucała na mnie jakąś klątwę czy coś. Po drodze widziałem parę znajomych twarzy. Ludzie zupełnie się pozmieniali. Nie przeszkadzając im, przechodziłem obok nie wadząc nikomu. Do czasu...

(Leon) Spotkanie z Andresem było mi potrzebne on jedyny mnie rozumie, może nie ma po kolei po sufitem, ale mnie rozumie. Rzecz jasna nie mogło zabraknąć tematu Violetty. Nie miałem najmniejszej ochoty o tym rozmawiać.
- Ale dlaczego? - cały czas nie dawał mi spokoju.
- Andres błagam Cię, ile muszę Ci tłumaczyć, nie rozumiesz, że to jest dla mnie ciężkie. Kocham ją, ale z tego co wczoraj zrozumiałem ona mnie nie. - powiedziałem mu dosadnie.
- Eeee tam gadasz głupoty. - pocieszał mnie przyjaciel. - Jestem pewny, że
Cię kocha, ale się boi. Idź do niej do domu stamtąd nie będzie miała ucieczki i będzie zmuszona z Tobą porozmawiać. - powiedział po chwili. Myślałem, że Andres wpada tylko na g!upie pomysły, a tu proszę.
- Od kiedy stałeś się geniuszem? - podniosłem do góry jedną brew.
- Chyba od teraz - zaczęliśmy się śmiać. Trochę jeszcze pogadaliśmy, ale zadzwoniła mama Andresa, że natychmiast musi wracać do domu. Pożegnaliśmy się, a ja skierowałem się w stronę domu mojej Violetty. Dodatkowo zaczął padać deszcz. Ogromne mokre, krople spadały na moje ubranie, i twarz. W pewnym momencie wyglądało to jakbym płakał. Zacząłem biec. Miałem poczucie jakby stał w miejscu. Jakby beton chciał mnie pochłonąć. Kiedy w końcu zobaczyłem jej dom, odetchnąłem z ulgą. Miałem mieszane uczucia. Zapukać czy nie? Czy wypada nachodzić ją w domu? W końcu moja dłoń sama powędrowała do dzwonka i rozległ się pisk. Czekałam około dwóch minut. Kiedy otworzyła mi drzwi wyglądała zjawiskowo. Piękna czerwono czarna sukienka, lekkie loki, delikatny makijaż.
- Leon? - powiedziała zdziwiona - Co Ty tutaj robisz? - otworzyła szerzej oczy.
- Mogłabyś mnie wpuścić już i tak trochę przemokłem. - powiedziałem wchodząc do środka.
- Po co tu przyszedłeś? - miała zdenerwowany głos.
- Chcę porozmawiać nie wierzę w to, że od tak zapomniałaś o tym wszystkim co międzynami było, po prostu w to nie wierzę. - zacząłem jej tłumaczyć.
- Wybrałeś, a ja nie mogą mieć Ci tego za złe nie wiem co zrobiłabym w takiej sytuacji w jakiej Ty byłeś, ale rok minął i wszystko przeminęło razem z nim...

(Violetta) Jaka on ma w ogóle czelność nachodzić mnie w domu? Miałam ochotę zacząć uderzać go pięściami, wykrzyczeć mu, że był to najgorszy rok w moim życiu, że prawie każdą noc przepłakałam. Teraz jestem jak plastikowa lalka, bez uczuć, bez potrzeby aby kogoś mieć.
Kochałam go, ale teraz kiedy powrócił to wszystko odżyło, całe te wspomnienia. może gdybym znalazła sobie kogoś innego, kogoś bardziej odpowiedzialnego, Leon zrozumiałby co stracił. Głupie myślenie. Staliśmy teraz w ciszy, krople deszczu uderzały o parapet kuchenny. 
- Dobrze zrozumiałem. - odezwał się w końcu.
- Cieszę się, a teraz muszę Cię przeprosić, ale chciałabym zostać sama - otworzyłam drzwi i najzwyczajniej w świecie dałam mu do zrozumienia, że już powinien wyjść. Spuścił głowę, w progu jeszcze raz spojrzał na mnie i zamknął za sobą drzwi. Poczułam dziwne ukłucie. Jakby coś we mnie pękło. To oczywiste, że go kocham, ale nie było go tyle czasu wtedy kiedy go najbardziej potrzebowałam. Kiedy moja rodzina przechodziła najgorsze piekło, jego nie było. Usiadłam przy fortepianie i zaczęłam grać:

Voy donde sopla el viento
Hoy digo lo que siento
Soy mi mejor momento
y donde quiera yo

Voy donde sopla el viento
Hoy digo lo que siento
Soy mi mejor momento
y donde quiera yo voy


Tata mnie doskonale rozumiał, ostatnio nasz kontakt bardzo się poprawił. Zszedł z góry, zabrał mnie od fortepianu i mocno przytulił.
- Zaczynamy nowy okres w życiu malutka. - powiedział w tym momencie nie przeszkadzało mi nawet to jak mnie nazwał. - Ale teraz idź się połoz. Odpocznij, i nie myśl o niczym. - pocałował mnie w czoło i zaczekał, aż drzwi mojego pokoju się zamknął. Byłam tak zdezorientowana tym wszystkim, że nawet nie przebierając się w pizdzame położyłam się na łóżko.

Zapraszamy do Komentowania =)


piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 1

6 komentarzy:
(Angie) Życie pędzi nieubłaganie, godziny, minuty, sekundy. Dzień przemija, a my stajemy się coraz starsi, i starsi. I czasami zastanawiamy się co mamy z
życia, bo rodzimy się po to aby potem umrzeć. Zadziwiające.. Ja jednak sądzę, że mamy z niego bardzo wiele te radosne i smutne dni dają na wiele do myślenia. Siedzę w swoim pięknym ogródku, gdzie pełno jest śpiewających ptaków, cudownie pachnących kwiatów, i to właśnie ma dla mnie sens. Popijam sobie świeżo parzoną kawę i przeglądam dokumenty, które już niedługo położę na biurku dyrektora jednej z najpopularniejszych szkół w całej Argentynie. W końcu dorosłam do tego aby iść dalej, aby nie myśleć o przeszłości. Znowu się uśmiecham, znowu odbierak telefony, znowu zaczęłam ubierać się w ciuchy, które przeleżały w szafie przez ten ostatni rok. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Miauu Miaauu - usłyszałam delikatne dźwięki wydawane przez mojego małego kotka. Mały łobuziak domaga się swojej porcji mleka. Podniosłam się delikatnie ze schodków i udałam w kierunki lodówki. Wyjęłam butelkę mleka i nalełam do jego niebieskiej miseczki. Pogłaskałam go delikatnie, a on tylko zamruczał. Stałam tak jeszcze przez chwile, kiedy zadzwonił mój budzik, który oznajmial, że czas się zbierać. Założyłam czerwone szpilki, czarne spodnie i fioletową bluzkę, włosy związane w lekka kitke. Spojrzałam w lustro.
- Powróciłam. - powiedziałam do swojego odbicia. Porwałam torebkę i kluczyki do samochodu z biurka i wyszłam na zewnątrz. Otworzyłam swojego niebieskiego Citroëna C3 i wsiadłam za kierownicę. Odpaliłam samochód i ruszyłam przed siebie. Na GPS wystukałam "Studio". Po 20 minutach jazdy kobieta z małego elektronicznego pudełka w końcu się odezwała.
- Teraz skręć w prawo, po stu metrach dotrzesz do celu. - mówiła swoim spokojnym głosem. Ujrzałam je w końcu. Piękne, kolorowe, ogromne i wspaniałe. Do rozpoczęcia roku został już tylko tydzień. Zaparkowałam samochód, wzięłam wszystkie dokumenty i powoli wysiadłam ze swojego niebieskiego cudu. Argentyna nie mogła mnie lepiej przywitać...

(Ludmila) Wakacje na Majorce ? Coś wspaniałego, te plaże, te słońce, ahhh i ci chłopcy. Mraaaau. Mogłabym tam zostać jeszcze, gdyby nie moja przyrodnia siostra Ana. Zachciało się dziewczynie zachorować na coś obleśnego. Fuj fuj fuj. Z nią od zawsze były problemy. Moja matka i jej ojciec wzięli ze sobą ślub 10 lat temu, i wtedy wywrócił się mój świat. Tak czy siak ona nie ma gustu, ubiera się jak prostaczka ze wsi. Dobra koniec o niej. Musiałam dziś załatwić kilka ważnych spraw w Studio, niby rok szkolny zaczyna się dopiero za tydzień, a trzeba
podpisać jakieś bzdety. Ubrałam się, umalowałam, uczesałam i po cichu wyszłam z domu. Po co mają się pytać gdzie wychodzę i dlaczego bez Any, a co ja jestem jej ciocią wróżka, ona jest w moim wieku i tez uczy się w Studio, wiec mogłaby się wysilić sprawdzić na swoim Iphonie .... A no tak zapomniałam ona ma zwykłego starego szrota. Szlam powoli, przyglądając się temu co zmieniło się w moim mieście, i co zauważyłam zero null nic, myślałam że może czymś mnie zaskoczy, albo no nie wiem może wymyślam. Szkoła znajduje się 8 minut drogi od mojego domu, gdyby to było 10 minut wezwałabym taxówkę.
- Ooooooooooooo !!!!!! - pisnęłam na całą ulicę i zaczęłam podskakiwać z radości. - Aaaaaaaaa w końcu przemalowali Studio, jest wspaniałeeee !!!! - piszczałam dalej. Podbiegłam do drzwi, pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Poczułam ten zapach szczęścia.
- Przepraszam - zagarnęła mnie jakaś młoda kobieta.
- Eeeee słucham !? - spojrzałam na nią
- Czy mogłabyś mi wskazać pokój dyrektora. - uśmiechnęła się delikatnie. Przyjrzałam się jej dokładnie, nawet ładna i dobrze ubrana.
- Za łazienkami w prawo. - dodałam i sama poszłam w drugim kierunku...

(Ana) - Nie wiem po co się pytacie po raz enty dlaczego ze mną nie idzie. Nawet nie chciałabym z nią iść jednym chodnikiem. To chyba oczywiste po tych kilkunastu latach, tak? - na szczęście mamy oddzielny pokój, w którym mogłam być sobą. Przywieszałam akurat ramkę ze zdjęciami, a tata przytrzymał mi gwoździa. Gdyż ja się bałam że walnę sobie w palca. Zawsze mi pomagał odkąd mamy już nie ma. Znaczy... Mojej mamy. Priscilla nie jest zła, da się z nią dogadać. Ale z jej córką to... Ludmiła jest jak taka poczwara... Z charakteru oczywiście, bo z wyglądu jest całkiem sobie. CAŁKIEM. Ale może być nawet miss piękności a z taką kapryśną i zidiociałą wiedźmą nikt nie będzie chciał być.
- Spróbuj z nią się pogodzić, bo chciałbym normalną rodzinę gdzie mogę zjeść obiad bez sporu i krzyku. - w tej chwili jakby zabrakło mi sił i młotek wywinął mi się z ręki. Trafił na ziemię ciężko a ja spojrzałam na niego zdenerwowana.

- Normalnej? NORMALNEJ?! Ona nigdy nie będzie normalna! I to nawet nie chodzi teraz o Lu! Nie ma fragmentu który wykończył idealny obrazek rozumiesz?! Brakuje tu mojej biologicznej matki, a ty znów musisz zacząć ze wspaniałą rodziną którą nie możemy wam zbudować. Dzięki! - wydarłam się groźnie i zwijając komórkę wyszłam na miasto, trzaskając drzwiami. Zazwyczaj się tak nie zachowuję... Ale coś się we mnie zagotowało... Uroniłam pojedynczą łzę, którą szybko przetarłam. Nie! Nie będę okazywać słabości. Nawet jeśli tego nie widzi... Szłam przed siebie kiedy zobaczyłam blondynkę wchodzącą do Stud!a. Pewnie to była moja siostrzyczka... A czemu by tu ją nie nastraszyć? Przebiegłam przez ulicę i cichutko weszłam do środka budynku. Zobaczyłam jak się Ferro ekscytuję nowym wystrojem. Eh. Na wszystko co nowe to Ona leci. Gdy patrzała na nowe szafeczki podbiegłam cichaczem i krzyknęłam "Co robisz?" zlękła się i walnęła plecami o szafki. Jak tylko mnie zobaczyła już miała wybuchnąć...

(Leon) Rok mnie nie było wróciłem bo skończył się mój kontrakt z wytwórnią muzczyną, tak naprawdę wróciłem tu tylko dla niej. Nie mogę zapomnieć jej wspaniałych oczu, jej włosów, które tak wspaniale rozdmuchiwal wiatr. Śniła mi się co noc. Naprawdę chciałem zostać, ale to była dla mnie szansa, ona się mogła już nigdy nie powtórzyć. Rozpakowywałem walizkę, a gdzieś głęboko w ubraniach znalazłem jej zdjęcie, które za chwilę stało już przy moim łóżku. Z jednej strony marze by ją spotkać, a z drugiej się boję. Rzuciłem w cholerę te rozpakowywanie się.
Chciałem znowu chodzić do Studio, ale prawdopodobnie będę musiał ponownie zdawać egzaminy, nie chcę być wyróżniony z powodu tego, że jestem rozpoznawalny na ulicy. Co to, to nie ! Tęsknię za wszystkimi, no może za niektórymi trochę mniej. Dzwoniłem, miałem z nimi kontakt, ale po pewny czasie byłem po prostu zawalony robotą i nie miałem na to czasu. Zapisy do szkoły juz się pewnie skończyły, ale co szkodzi spróbować. Przecież mnie tam znają. Postanowiłem zrobić sobie mały spacerek. Podziwiałem piękne BA, no niby nic się nie zmieniło, a jednak czuje jakbym nie był tu co najmniej 10 lat. Ptaki dalej wesoło ćwierkają, ale ulice pełne są samochodów. Tak się zamyśliłem, że dopiero klakson samochodu, który o mało mnie nie potrącił wyrwał mnie z zamyśleń. I oto jest potężna, piękna i ze zmienionym kolorem szkoła. Wspaniała, niesamowita, to tu stawiałem swoje pierwsze kroki, to tu poznałem przyjaciół i miłość. Zszedłem schodkami w dół. Zmieniła się i to bardzo, i to na lepsze. Nagle usłyszałem jakiś huk.
- Ty mała krowo !! To była nowa bluzka ! - ten głos poznałbym z drugiego końca świata Ludmila Ferro diva.
- Spadaj Ty lampucero. - i oczywiście jej przyrodnia siostra Ana. Nic się nie zmieniło dalej się nie znoszą. Nie chciałem im przeszkadzać w kłótni pokój nauczycielski był na zamknięty. Dobrze, że dziale, gitara usiadłem na ławce przed szkołą i zacząłem grać...

(Violetta) Minął rok, pełny rok. I nic ... Powinnam zapomnieć uciekać gdzieś myślami, ale nie mogę. Zbyt mocno go kochałam. Czy możliwa jest tak ogromna miłość w wieku 16 lat ? Myślałam, że to już na zawsze, że nigdy mnie nie zostawi, ale nie mogę go obwiniać wybrał karierę. Nie mogłam mu tego zabronić. Pogrążona takimi  myślami wstaje ze swojego łóżka.

Violeeeeeta śniadanie !!!! - głos Olgi przeszywa moje ciało. Nakładam swój fioletowy szlafrok i schodzę na dół. Zapach roznosi się po całym domu. Olga ostatnio zaczęła eksperymentować i nawet na dobre jej to wychodzi.
- Dzień Dobry księżniczki - zza gazety pokazuje mi się twarz mojego taty.
- Taaato nie jestem małą dziewczynka. Musisz mnie ciągle tak traktować ? - spytałem zaspanym głosem.
- Oj no przepraszam. - powiedział.
Usiadłam przy stole zaparzyłam sobie herbatę i zaczęłam robić kanapki.
- Violetto cieszysz się, że już niedługo wracasz do szkoły. ? - usłyszałam pytanie z ust Ramallo. On się nigdy nie zmienia szpakowaty, w okularach ale jest taki kochany.
- Wiesz co chyba tak, ten rok był ciężki, ale chce się w końcu spotkać z przyjaciółmi, w końcu znowu śpiewać i tańczyć i się uśmiechać. - poslałam mu lekki uśmiech.
- Jestem dziś umówiony na bardzo ważne spotkanie, więc jeżeli będziesz miała ochotę wybrać się na zakupy to wrócę około południa i będziemy mogli zaszaleć. - mój ojciec i szaleństwo ? Coś mi tu nie pasuje. Puścił mi oczko i zgarnął Ramallo do drugiego pokoju. Zjadłam pyszne śniadanie, a potem skierowałam się do mojego pokoju. Spojrzałam na telefon, robię to codziennie mając nadzieje. Znowu nic. Ubrałam się uczesałam i wyszłam z domu. Nie mogę juz siedzieć w tym zaduchu to mnie przytłacza. Włożyłam słuchawki w uszy i szybkim krokiem w podskokach ruszyłam w znanym mi kierunku. Antonio przed zakończeniem roku mówił, że czekają nas duże zmiany. Ciekawe co miał na myśli. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Studio wyglądało jakby dopiero je zbudowali. Ściany z szarych zrobiły się kolorowe pełne czerwieni, fioletu, żółci, czy zieleni. Na środku widaniał ogromny napis " Studio" a do tego na ścianach widniały przeróżne malowidła instrumentów. Nie mogłam się napatrzeć, ale teraz coś innego przyciągnęło moją uwagę. Melodia, którą znałam znakomicie. Melodia, która przypomina mi tylko jednego osobnika. Siedział na murki, ze swoją żółtą gitarą. Nie zmienił się w zupełności, dalej te roztrzęsione na wszystkie boki włosy, dalej koszula w kratkę i wygodne trampki. Chciałam podejść powiedzieć mu "Hej" ale jak najszybciej udałam się w drugim kierunku, nie zauważając wpadłam na nieznajoma mi twarz...

(Federico) Znowu niewyspany, mam tego po prostu po dziurki w nosie. Moja mama co rano wali tymi talrzami i garnkami w kuchni, i chyba nie jest świadoma, że nie mogą przez to spać. Ja rozumiem, że się przeprowadziliśmy, ale bez przesady, żeby od
razu wszystko rozkładać i układać. Wiem też, że jest jej ciężko bo rozwodzie z ojcem, ale jakoś musi dać radę już nawet nie dla mnie, ale dla mojej młodszej siostry, ona bardzo to przeżywa. Nakładam swoje puchate kapcie i ciężkim krokiem schodzę na dół. Przecieram zaspane oczy.
- Mamo nie chcę Ci nic mówić, ale przestawianie tego wszystkiego co ranek nie daje mi spać i sądzę iż Charllotcie też. - zakładami ręce na klatce piersiowej i opieram się o ścianę.
- Przepraszam Cię po prostu bardzo się stresuję, dziś mam rozmowę o pracę, Ty w końcu musisz wybrać dla siebie szkołę, za dużo tego na głowie. - w jej głosie słyszałem lekkie drżenie.
- Mamo spokojnie dasz radę jesteś świetna, a mną się nie przejmuj, przejżałem broszurki o chyba mam coś dla siebie - puściłem jej oczko. 
- Fede musisz się dziś zająć siostrę bo ja już właśnie w tym momencie wychodzę - oznajmiła mi.
- Dobrze to nie problem. Powodzenia - dałem jej całusa w policzek i powędrowałem na górę. Może uda mi się jeszcze trochę zasnąć. Moje nadzieje zostały szybko rozwiane.
- Fedeee jestem głodna. - odezwał się słodki dziewczęcy - głosik.
- Dobra już schodzę. - powiedziałem. Kiedy zszedłem na dół ona siedziała już przy stoliku, zrobiłem jej płatki i podstawiłem pod sam nos.
- Jak zjesz to idź się ubierz wychodziły - dodałem i sam poszedłem pod zimny proysznic. Tak naprawdę okłamałem mamę, nie miałem wybranej żadnej szkoly. Ona chce, żebym patrzył na przyszłość, a ja chcę robić to co kocham. Ubrałem się w błyskawicznym tempie, wziąłem Charl za rękę i wyszliśmy na świeże powietrze. Pogoda była ładna, chociaż trochę się chmurzyło. Miałem tylko nadzieję, że za chwilę nie pojawi się deszcz.
- To gdzie idziemy. ? - spytała
- Przed siebie - odrzekłem.
Po kilku metrach wędrówki zauważyłem, że rozwiązała mi się sznurówk. Przykucnąłem, ale nie na długo. Nagle poczułem jak ktoś mnie taranuje. Wstałem zdezorientowany i spojrzałem na ziemię. Leżała tam śliczna dziewczyna, to ona musiała przed sekunda na mnie wpaść. Bez namysłu pomogłem jej wstać.
- Przepraszam - powiedziałem.
- Nie to ja przepraszam. - uśmiechnęła się lekko, a miała ten uśmiech zniewalający.
Staliśmy tak w milczeniu patrząc na siebie ...

(Leon) Wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje, mam już takiego świra, kiedy pod moim domem w Londynie wyatawali non stop fotoreporterzy, ale to nie to samo uczucie, serce mocniej mi zabiło. Może to była ona. Szybko zerwałem się z murku, zawiesiłem
gitarę za ramię i pobiegłem w stronę parku. Rozglądałem się dookoła, nigdzie nie zauważyłem znajomej mi twarzy. Zrezygnowany usiadłem na ławce i spojrzałem w dal. Była !! Taka sama, piękna i uśmiechnięta, ale tam nie stałem ja, tam stał ktoś inny. Raz kozi śmierć, postanowiłem do niej podejść, powinienem jej to wszystko wyjaśnić, ale czy to ma sens ? 
- Violetta - wypowiedziałem jej imię, a ona odwróciła się w moim kierunku.
- Leon - popatrzyła mi w oczy, - Co Ty tutaj robisz ? - zapytała
- Wróciłem, czy my moglibyśmy porozmawiać na osobności. - popatrzyłem na chłopaka obok.
- Tak sorrki, ja już spadam. - puścił jej oczko i odwrócił się na pięcie.
- Wiesz Leon jest dość późno, a ja jestem zmęczona, i nawet nie wiem czy mam ochotę na rozmowę. - jej oczy od razu nabrały smutnego wyrazu.
- Viola ja Ci chcę to wszystko wyjaśnić, to co się stało i dlaczego tak się stało. - próbowałem ją zatrzymać.
- Ale po co tłumaczyć coś co już się wydarzyło. Wybrałeś ścieżkę, która najbardziej Ci pasowała, nie powinieneś tego żałować. - jej głos wywoływał u mnie gęsią skórkę.
- Wracam do Studio. - dodałem, a ona aż się wzdrygnęła.
- To wspaniale wszyscy pewnie będą bardzo szczęśliwi. - zaczęła kierować się w stronę swojego domu.
- Ja pragnę tylko, aby jedna osoba była szczęśliwa. - złapałem ją za rękę.
- Już nigdy nie będzie tak samo - wyślizgnęła dłoń i zniknęła w drzewach.
Byłem, zły, wkurzony, miałem ochotę coś rozwalić na czymś się wyzyć. Cały się trząsłem, a w głowie non stop słyszałem "Już nigdy nie będzie tak samo". Co to miało znaczyć ? Że znalazła sobie kogoś, że już nie pamięta tego wszystkiego. ? Przecież to kłamstwo. Widziałem te ogniki w jej oczach ! Nie poddam się i nie oddam jej tak łatwo. I kim był do cholery ten koleś. !? Wracałem do domu znęcając się nad jakimś kamieniem. Zapadał już zmrok. Kiedy zawitałem w progu mojego domu, od razy dostałem bure od matki. Coś nadała o tym, że nie powinienem, sam szlajać się po ciemku, że to niebezpieczne, że jeszcze coś tam, ale zamknąlem drzwi do pokoju. Na biurku obok łóżka stało jej zdjęcie. Przyglądałem się mu chyba z godzinę przypominając sobie wszystkie wspaniałe chwile. Nasz pierwszy pocałunek, pierwsze spotkanie, pierwsze kłótnie. Pocałowałem zdjęcie i tak usnąłem...

Oto pierwszy rozdział nowej historii. ! Rozdziały nie będą pojawiały się codziennie, ale mam nadzieję, że szybko się to zmieni. Zapraszam do komentowania =)

czwartek, 10 lipca 2014

Odświeżamy bloga

Brak komentarzy:
Chcemy, żeby wszystko było pięknie i ładnie, żeby blog zabłysnął świeżością i nowościami, abyśmy ponownie was zaskoczyli. 

ZACZYNAMY CAŁKIEM NOWĄ HISTORIĘ !!!!! 

Czekajcie będzie się działo =) 

Nabór

6 komentarzy:
UWAGA UWAGA UWAGA !!!!!

POSZUKUJEMY :
* POZYTYWNYCH
* ZAKRECONYCH
* OTWARTYCH
*ODPOWIEDZIALNYCH
* MAJĄCYCH CZAS

OSÓB ...

BRAKUJE NAM KILKU POSTACI A JEŻELI CHCEMY CIĄGNĄĆ HISTORIE MUSZ ONE BYĆ :
* VIOLETTA
* LEON
* FRAN
* ANDRES
* MAXI
* NATY
* GERMAN
* BETO
* GREGORIO
* NAPO

JEŻELI KTOŚ JEST CHĘTNY ZAPRASZAM NA GG 9529088 (LU)

WAŻNE !!

2 komentarze:
Przepraszamy was bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo. Mamy cudownych czytelników dużo spraw po prostu pomieszało się na raz. Wiemy, że przesadziliśmy nie dając żadnych informacji, ale UWAGA ....

WRACAMY

Powoli krok po kroku będziemy odbudowywać to co straciliśmy. 


layout by Sasame Ka