(Ana) - Dziewczynki, postanowiliśmy że wyjedziemy na tydzień aby odpocząć na chwilę od rutyny.
- Co masz na myśli...? - otworzyłam okno z powodu duchoty.
- Zamknij to okno! - warknęła, nie zwróciłam uwagi i zasiadłam obok ojca. - Tępota...
- Że opuszczamy was na 7 dni. Ale spokojnie! Nie będziecie same. Babcia Brunhilda do was przyjedzie. - uśmiechnęłam się szczerze. Moja babcia przyjeżdża! Ona zawsze była słodka, opiekuńcza, serdeczna... Oby Ludmiła ją na zawał nie sprowadziła. - Bądźcie dla niej miłe, ma swoje lata.
- Świe...
- Ale po co?! - wrzasnęła żmija. - My... Znaczy ja, bo Anka to sieroctwo. Umiem zadbać o siebie! I żadna staruszka nie jest mi potrzebna w tym domu!
- Uspokój się! Bo zaraz ty będziesz sieroctwem, które potrzebuje pomocy! - wstałam pokazując jej że nie ma prawa się ponownie rządzić.
- Przymknij swoją jadaczkę. - również stanęła na nogi. Cięliśmy się spojrzeniami przez dłuższą chwilę.
- Może przestaniecie co? - zaczęła na spokojnie macocha. - Przynajmniej jak przyjedzie babcia Any się zachowujcie. - burknęłam coś pod nosem i stanęłam przed oknem. Zawsze mnie uciszało - gapianie się w krajobraz za szybą. Zauważyłam że chodnikiem drepta...
(Pablo) No super, Fred chyba zły na mnie przez ten przykrótki wczorajszy spacer, rozszarpał wszystkie dokumenty. Będę musiał znów pozbierać podpisy od uczniów i ich opiekunów. Ygh, ciekawe co powiem Antonio. Szedłem akurat do Stud!a... Nie będę kłamać. Za 4 dni znów wracamy z lekcjami, więc 92 godziny na zebranie tych pism. Z drżącymi rękoma wszedłem do środka, wiem że szef nie zrobi mi nic, nie krzyczy. Przecież jest spokojny. Ale mimo wszystko. Zacząłem go szukać po całym budynku. Miał być godzinę przede mną. Pytający mój głos rozchodził się po pomieszczeniach, odbijając się od ścian. Nagle moja komórka zadzwoniła. Przystawiłem urządzenie do ucha.
- Pablo? Słuchaj, wybacz. Dziś się nie zjawię, problemy z dojazdem, rozumiesz. Mam nadzieję że nie fatygowałeś się zbytnio. Zobaczymy się pojutrze? - stwierdził bardziej niż zapytał.
- Tak... Nic się nie stało. - stwierdziłem i jeszcze przez chwilę gawędziliśmy o rozpoczęciu. Bzdety. Uff. Odetchnąłem z ulgą. Mam parę dodatkowych godzin na wyjaśnienia. Przeczesałem palcami włosy uspokojony. Muszę teraz opieprzyć Freda. Nieposłuszny psiak! Poprawiłem torbę i przeszedłem się przez park... Odgłos szczęśliwych dzieci, zapach waty cukrowej oraz popcornu. Uśmiechnąłem się delikatnie i tym razem ja na kogoś wpadłem...
- P-przepraszam... - zacząłem...
(Naty) Nie no, nie no. Serio? Ludmila przegina! Nawet w wakacje nie dała mi od siebie odpocząć. W pewnych momentach wyłączałam już telefon bo nie mogłam jej słuchać. Wiem, że będzie jęczała w szkole, że ją lekceważyłam, że jaka ze mnie przyjaciółka. Ha PRZYJACIÓŁKA? CHYBA SŁUŻĄCA. Przez nią staje się bardziej agresywna. Dodatkowo miałam na głowie siostrzeńca i od rana nie dawał mi spokoju. Jęczy coś o wacie cukrowej. W takim razie postanowiłam zabrać go do parku, żeby się dzieciak zmęczył i potem dał mi spokój. (...) Zapach tego różowo w niebieskiego świństwa roznosił się w powietrzu, aż mi się zrobiło niedobrze. Odstawiłam słodycze i teraz ten zapach działa na mnie jak płachta na byka.
- To co chcesz ? - spytałam dzieciaka.
- Watęęeęeeeeee - wydarł się na pół parku, robiąc mi przy tym niemały obciach. Wzięłam go za rękę i podprowadziłam do budki. Był taki tłum, że ktoś na mnie wleciał.
- Przepraszam. - usłyszałam znajomy mi głos. Odwróciłam się i ujrzałam Pablo.
- Nic się nie stało, a Ty tutaj? - spojrzałam na niego- Też lubisz watę ? - podniosłam do góry brew.
- Nie po prostu, czekam na kogoś. - uśmiechnął się i zniknął w tłumie. Mały był szczęśliwy bo w końcu dostał to co chciał. Skierowaliśmy się teraz w stronę mniej zatłoczonej części parku.
- Natyyy!!! - usłyszałam swoje imię gdzieś w oddali...
(Fran) Wstałam dość wcześnie, od samego rana roznosiła mnie pozytywna energia. Nie wiem co się ze mną stało, ale to chyba te wakacje tak podziałały. Miałam się dziś spotkać z Marco. Nareszcie! Już nie mogłam się doczekać, aby się do niego przytulić, aby powiedzieć mu jak było, jak bardzo za nim tęskniłam. Wstając z łóżka nie zauważyłam kwadratowego stołka który leżał przewrócony, a ja za chwilę obok niego. To pewnie mój brat czegoś szukał. On czycha na moje życie. Zaśmiałam się po cichu i zebrałam swoje ciało z podłogi. Wyjęłam z szafy błękitną sukienkę, do tego turkusowe trampki i z takim zestawem udałam się do łazienki. Wzięłam zimny prysznic, który rozbudził mnie doskonale. Wybierając się ręcznikiem zauważyłam duże zaczerwienienie w okolicy kolana.
- Ojoj będzie siniak - burknęłam sama do siebie. Była już 10, zastanawiałam się czym zjeść śniadanie w domu czy lepiej pójść do jakiejś knajpki z Marco. Wybrałam tą drugą opcję. Na całe szczęście rodziców nie było w domu bo dostałabym za to bure. Uczesania, ubrana, umalowana i ze śnieżno - białym uśmiechem wyszłam z domu. Słońce zaczęło przypalać moje odkryte ramiona. To było przyjemne. Mieszkalna obok parku, więc już stąd słyszałam wrzaski szczęśliwych dzieci. Nie spodziewałam się, że tak wcześnie cały park będzie zawalony ludźmi.
- Aaaaaa Festyn - powiedziałam sama do siebie.
Idąc dalej zauważam znajomą burzę loków.
- Natyyyyyy! - krzyknęłam, żeby mnie usłyszała. Odwróciła się w moim kierunku, za rękę trzymała jakiegoś chłopca.
- Cześć Fran. - przywitała mnie szczerym uśmiechem. Naty zawsze była pozytywną osobą, ale pod wpływem Ludmiły zaczęła się zmieniać.
- Jak wakacje? - zapytałam z nitka zainteresowania w głosie.
- Hmmm gdyby nie ciągłe telefonu Lu to byłoby wspaniale. - odrzekła. - przez całe wakacje nie dawała mi spokoju. - dodała po chwili.
- Uważaj bo w szkole będzie to samo, widziałam się wczoraj z Ana mówiła mi, że jest tragedia. - próbowałam jakoś jej uświadomić, że zadawanie się z blondynką to nie jest dobre rozwiązanie. W tym samym czasie zobaczyłam mojego chłopaka rozglądającego się dookoła.
- Przepraszam Cię Naty, właśnie umówiłam się z Marco. - uśmiechnęłam się do niej i pobiegłam w stronę chłopaka. Podeszłam go od tyłu, zakryłam oczy. Kiedy się odwrócił okazało się, ze to był zupełnie ktoś inny ...
(Maxi) Francja, Paryż, nowi ludzie, cudowne widoki. Było, się skończyło. Bo teraz nastaje Buenos Aires! Cieszę się, że niedługo koniec wakacji. Nareszcie znów będę chodził do Studia, odbuduje stare znajomości.. Będę tańczył z chłopakami w paru po lekcjach, lub na przerwie. Nareszcie! W Paryżu poznałem paru naprawdę świetnych raperów. Miałem zaszczyt zaśpiewać z nimi publicznie. To będą niezapomniane chwile, ale z nikim się tak dobrze nie czuję niż z ludźmi ze szkoły. Dzisiaj wstałem dosyć wcześnie. Ogarnąłem się, zjadłem śniadanie i stwierdziłem, że zamiast kisić się w domu pójdę pobiegać.
-Ahh. To świeże powietrze. Jak mi tego brakowało.
Stęskniłem się za ulicami Buenos Aires. Codziennie przemierzane tu kilometry zamieniły się w dwumiesięczny wypoczynek. Postanowiłem zrobić sobie przerwę, było około godziny 11. Półtora godziny biegania bez odpoczynku to dla niektórych rekord ich życia. Przystanąłem sobie przy fontannie i nagle ktoś od tyłu mnie zaszedł.
Jakaś dziewczyna zakryła mi oczy. Kiedy się odwróciłem, ujrzałem Francesce,
-Fran! Cześć. -powiedziałem podekscytowany spotkaniem.
-Maxi? -odpowiedziała ze skwaśniałą miną.
-Tak. Ja też cieszę się ze spotkania...- mruknąłem z uśmiechem
-Nie. Przepraszam. To nie tak. Po prostu umówiłam się z Marco właśnie przy fontannie i myślałam, że to on. - zaczęła swoje tłumaczenia.
-Rozumiem. Nic się nie stało. Wiesz co, będę już leciał. Chcę jeszcze trochę pobiegać. Może umówimy się kiedyś we trójkę ?
-Jasne! Dobry pomysł. Dobra, leć już jak masz biegać. Paa. - uśmiechnięta oparła się o marmurową fontannę i czekała dalej na swojego ukochanego.
Miłe spotkanie ...
(Ludmila) Znowu to zrobiła! Znowu grzebała mi w rzeczach, niech będzie przeklęta, niech ja tylko ją dorwę, nogi z dupy pourywam. I jeszcze ta jej babcia, bo rzeczywiście potrzebna mi na głowie jakaś staruszka.
- Ankaaaaaaa! - zaczęłam wydzierać się na cały dom. Miałam nadzieję, że ją obudzę, żeby miała jakąś nauczkę z tego.
- Ankaaaaaaaaaaa wstawaj gnidoooo! - wydzierałam się dalej.
- Boże coś się stało?. - z pokoju obok wybiegła przerażona staruszka z nakręconymi wałkami we włosach.
- Czego chcesz! Śpię! - nareszcie wylazła ze swojej jamy.
- Grzebałaś w moich rzeczach!? - spytałam zdenerwowana pokazując otwartą kosmetyczkę.
- Nie dotykaj Twojego badziewia, pewnie masz sklerozę i sama zapomniałaś zamknąć. - ona śmiała mnie obrażać? Miałam ochotę przywalić jej w ten tępy łeb, ale przy staruszce się powstrzymałam. Weszłam do pokoju i trzasnęłam . Brakowało mi dwóch ulubionych lakierów, szlak mnie trafi jak tego nie odzyskam, pomijając że było to bardzo drogie. Najchętniej bym się wyprowadziła z tego wariatkowa, ale aktualnie mnie na to nie stać. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy, wrzuciłam je do torebki i opuściłam swój pokój. Zeszłam na dół i udałam się w stronę drzwi.
- Gdzieś się wybierasz? - usłyszałam pytanie starszej kobiety, która teraz zamieszkiwała w moim domu.
- To nie pani interes. - odburknęłam i wyszłam. Powoli wszystko zaczyna mnie denerwować. Jak byłam mniejsza przykładałam do tego mniejsza wagę. Ogólnie wolałabym powiedzieć w domu. Poleżec trochę, ale w takim towarzystwie, to ja podziękowałam. Upał był nie do zniesienia, odpowiedni czas na odpoczynek nad jakaś woda. Szlam w stronę plaży, może jak spędzę trochwe czasu sama to odpocznę od tej głupoty, która panuje w domu. Nie miałam tez ochoty nikogo spotykać wyglądałam jak sierota, niestety napatoczył się adorator mojej Naty.
- Maxi - powiedziałam przez zęby.
- Ludmila - odpowiedział tez nie chęcią. Chciałam go ominąć i spokojnie pójść dalej, ale on musiał zacząć dyskusje.
- Mam nadzieje, ze przez wakacje się trochę ogarnelas. - powiedział do mnie.
- Slucham? - spojrzalam na niego z zaskoczeniem na twarzy
- To co slyszalas. - w jego głosie slyszalam agresję.
- Ha Ha Ha Ha Naty? - zaczęłam się śmiać. - Zapomnij. - ominęłam go i poszłam dalej. Odechciało mi się tej plaży i tego wszystkiego. W powrotnej drodze do domu widzę...
(Ana) - Głupia perliczka. - burknęłam robiąc babci herbatkę. Musi robić awanture przy starszej kobiecie? Się wystraszyła biedna. Na szczęście ta lampucera poszła w cholerę! Oby nie wracała. - Proszę. - podstawiłam babuszce kanapki i napój choć sama byłam ledwo żywa. - Smacznego. Ja zaraz wracam. - oznajmiłam i poszłam się ogarnąć... Kilka minut później byłam już odświeżona i pobudzona. Miałam wychodzić z pomieszczenia gdy do głowy wpadł mi chamski plan... Wziąwszy wszystkie kosmetyki, szczoteczkę do zębów, gąbkę i ręczniki tej zadufanej pindy wyrzuciłam je do kosza. Oczywiście będzie afera. Ale zasłużyła na takie traktowanie. Księżniczka za dyche. Dumna ubrałam się stosowanie do pogody i ucałowałam mamę mojego ojca. - Będę niebawem, jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń.
- Jasne skarbie. - uśmiechnęła się do mnie miło. Ja wyszłam zostawiając ją samą i wyruszyłam do miasta. Akurat ominęłam mą kochaną dive! Gdy była hen daleko za mną, zaśmiałam się diabelsko. Postanowiłam że zawitam w szkolne progi...
(Diego) Nuciłem pod nosem swój utwór przyłączając gitarę elektryczną do gniazdka. Oddawała dawnego mnie. Pewnego i dumnego. Mimo zmiany, nadal ją lubiłem. Jest przecież moim pierwszym, samodzielnym kawałkiem. Wakacje dobiegły prawieże kresu, nadciąga kolejny i ostatni już nasz rok szkolny. Te 10 miesięcy muszą mnie doprowadzić do celu, do jakiego zamierzałem na początku swej podróży tu. Nie chcę wyjść z pustymi rękami. Jest to dla mnie ogromnie ważne. Nikt nie zdaję sobie sprawy z powagi sytuacji... Nagle zauważyłem że w framudze drzwi stoi Ana, która z zaciekawieniem mi się przygląda. Miła dziewczyna.
Nie to co Ludmiła.
- Przepraszam, nie przeszkadzaj sobie. Chciałam tylko posłuchać. Już idę. - normalnie olałbym to zdarzenie ale postąpiłem inaczej, niż zazwyczaj.
- Nie! Nie musisz iść. W sumie chciałem spytać... Co tam? Jak po wakacjach się czujesz? - odstawiłem instrument i zaczęły wypływać ze mnie jakieś standardowe i niezbyt oryginalne pytania. Opowiedziała mi o wyjeździe i awanturze Ferro. Współczuję dziewczynie. Musi użerać się z taką żmiją. To przez nią Anka stała się taka przygaszona. Już nie tryska szczęściem jak rok temu. Nie robi takich wariactw - co chyba akurat jest plusem. - Dobra! Koniec tematu twojej siostry...
- Przyrodniej - poprawiła mnie.
- Tak, tak... Nie myślmy o niej tylko chodźmy czegoś się napić na rozluźnienie. Ok? - uśmiechnąłem się delikatnie. Kiwnęła głową zainteresowana i po chwili już byliśmy w drodze do Rèsto Band'u...
(Pablo) Chodziłem od domu do domu by przekazać opiekunom/rodzicom dzieciaków te podpisy. Zgrabnie mi to szło, ale upał doskwierał. Zostały mi tylko jeszcze 4 mieszkania do odwiedzenia. Głupi jestem że nie wziąłem żadnego picia. Dobry spacer w sumie. Po drodze na dróżce zauważyłem Rawlison i Hernandeza. Uff. Dwa domy z głowy. - Diego! Ana! Wspaniale że was widzę. Słuchajcie był mały wypadek i wasi rodzice muszą to podpisać. - wręczyłem im do rąk dokument. - Ponownie...
A następnie przyniesiecie je na pierwszy dzień w szkole - najpóźniej. Tak? - kiwnęli głowami uśmiechnięci a ja odszedłem. Miło widzieć jak się dogadują, tym bardziej Ania. Stała się ostatnimi czasy jak szara myszka. Co pewnie było spowodowane jej siostrą która rok temu skompromitowała ją na scenie przed publicznością. Eh... Stare i szare czasy. - Blanco 20/1 - wypowiedziałem na głos adres i wchodząc na działkę zapukałem do drzwi. - Niech ktoś będzie... - szepnąłem do siebie z nadzieją. Zadzwoniłem dzwonkiem i... Pomyliłem najwidoczniej domy, gdyż moim oczom ukazał/a się...
(Esme) Miałam na głowie parę spraw. Musiałam załatwić przedszkole, przejżeć oferty pracy. Było tak gorąco, że kropelki potu spadały mi z czoła. Zostawiłam córkę z opiekunkę, a nią nią też potrzebuje pieniędzy. Ucieczka przed byłym mężem bez większego zabezpieczenia finansowego nigdy się nie uda. Modliłam się co noc aby nas nie znalazł. W nocy budziłam się zalana potem. Koszmary z nim w roli głównej nie dawały mi spokoju. Zostawiłam tam wszystko rodziców, rodzeństwo, przyjaciół całe moje dotychczasowe życie po to by oderwać się od tyrana. Usiadłam na najbliżeszj ławce, wyjęłam butelkę wody i pochwyciłam jej łyk. Zimnny płyn wędrował w środku mojego organizmu.
Bił nie tylko mnie podnosił też ręce na własną córkę. Na dziecko, które mu niczym nie zawiniło. Przy gościach był wzorem wspaniałego męża i ojca. Kazał mi maskować siniaki, a po wyjściu ludzi zaczynało się piekło. Ale to się juz SKOŃCZYŁO, nie mogę do tego wracać. Chcę ułożyć sobie nowe życie, chociaż boję się każdego cienia, który za mną idzie, chcę oderwać się od przeszłości. Niestety w związku z praca nic nie udało mi się załatwić, jednak znalazłam najbliższe przedszkole obok domu, które z chęcią przyjmie moją córkę. Kiedy byłam już pod domem, zauważyłam obcego mężczyznę, który rozmawiał z moim słoneczkiem. Przerażona wbiegłam na werandę złapałam mała i schowałam do domu.
- Kim pan jest - wydarłam się na niego.
- Przepraszam pomyliłem domy - powiedział, a ja przyjżałam się mu dokładnie. To ten facet z parku z tym psem.
- Proszę opuścić moją posesję natychmiast - wskazałam mu bramkę, a on odwrócił się na pięcie i wyszedł. Byłam cała roztrzęsiona.
- Esmeralda!? - usłyszałam swoje imię, odwróciłam się z powrotem w stronę podwórka...
(Angie) To nie tak, że ja się czegoś boję. Chciałam się usamodzielnić. Znaleźć coś odpowiedniego dla siebie. No i mam. Studio, nauczycielka śpiewa, jakbym była w jakiejś magicznej bajce. Wszystko idzie po mojej myśli, jestem szczęśliwa i gotowa na nowe wyzwania. Już niedługo początek roku. Powinnam się jakoś przygotować. Boję się, że uczniowie nie przyjmą mnie dobrze, albo że dam jakąś plamę na początku. W ogóle po co ja tak myślę! Nie wolno mi! Szlam właśnie do swojego mieszkania, to cud że udało mi się coś znaleźć i to w takiej cenie. Nagle wleciał na mnie jakiś mężczyzna, okazało się, że to Pablo poznaliśmy się w Studio. Jednak nie on zwrócił moją największą uwagę. Kobieta, która stała w progu to była moja SIOSTRA.
-Esmeralda!? - stanęłam jak wryta w bramce.
- Angie co Ty tu robisz? - spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach.
- To chyba ja Ciebie powinnam zapytać co Ty tu robisz? - nagle z mieszkania wybiegła moja czteroletnia siostrzenica.
- Cioooooocia! - krzyknęła i wtuliła się we mnie.
- Wejdz do środka. - otworzyła mi szeroko drzwi.
- Wytłumaczysz mi o co tu chodzi? - usiadłam na kanapie. Zaparzyła mi kawę. Zaprowadziła Anastazję do pokoju i po chwili zaczęła opowiadać. Byłam przerażona tym co usłyszałam, nie mogłam uwierzyć w to, że Alejandro mógłby być takim potworem. Płakała i te łzy były szczere. Przytuliłam ją mocno do siebie. Chciałam ją pocieszyć powiedzieć, że wszystko będzie olej, ale skąd mogłam to wiedzieć. Postanowiłam, że dziś zostanę z nimi na noc....
The End
Czekamy na komentarze =)
Przypominamy o naborze, zgłoszenia przyjmujemy na :
GG - 9529088
E-MAIL - CWIEEKOWA@GMAIL.COM
Przecudowne! ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam cię na moje 2 blogi:
http://suzanstory.blogspot.com/
http://helpme-lose-my-mind.blogspot.com/
Buziaki;*
Ruda;*
Przy okazji zapraszam do mnie, nowy rozdział już się pojawił :)
OdpowiedzUsuńhttp://violetta-amor-musica.blogspot.com/
Pozostawiajcie po sobie ślad w postaci komentarzu :)
Pozdrawiam :)