czwartek, 31 października 2013

HALLOWEEN SPECJALNY DODATEK.

Brak komentarzy:
Oto specjalny dodatek na Halloween. Najlepiej czytać po zmroku.  



(Ludmila) Jak zwykle z samego rana, chciałam zadbać o swój wygląd. Jednak tym razem gdy wstałam z łóżka doznałam dziwnego odkrycia. Na zewnątrz było ciemno, chociaż był ranek. Nie wiedziałam zupełnie o co chodzi. Mniejsza o to, zbytnio się tym faktem nie przejęłam, może jakaś anomalia pogodowa, kto to wie ? Zeszłam na dół, a tam z sufity spadały jakieś okropne zielone gluty, jeden niestety dotknął moich cudownych blond włosów. - Fuj. - krzyknęłam

zdejmując to coś z mojej czupryny. To już było dość nienormalne. Jak codziennie poszłam do lodówki, otworzyłam ją i zaczęłam krzyczeć. W lodówce leżała jakaś trupia czaszka, a w torebkach foliowych kawałki czerwonego mięsa. Chciałam uciekać, ale wplątałam się w jakąś siatkę. - Pomocy, Pomocy - zaczęłam walczyć z tym cholerstwem. Potem poczułam coś obślizgłego na mojej szyi. Nie chciałam się nawet zastanawiać co to mogło być. Nagle w domu zgasły wszystkie światła, tylko z oddalonego pokoju dostrzegłam jakieś małe światełko, które powoli zbliżało się do mnie. Zobaczyłam więcej tych świec, i jacyś ludzie w czarnych kapturach i takiego samego koloru maskach, zaczęli dotykać moich włosów rąk, twarzy. - Nieeeeee tylko nie twarz, mamooo pomocy mamooo gdzie jesteś. Założyli mi czarny worek na głowę wyciągnęli mnie z tej siatki i gdzieś prowadzili. Po chwili znaleźliśmy się w pokoju, który pokryty był pajęczynami, obleśnymi pająkami. Przede mną znajdował się jakiś tron, a na nim siedział ktoś też w masce i pelerynie, a w ręku trzymał nóż, i jakieś kawałki ludzkiego szkieletu. To było tak okropne. Rzucili mnie przed tą osobą. - Błagam zostawcie mnie, ja nie wiem o co chodzi! błagam. - prosiłam człowieka przede mną. Podniosłam wzrok, a ten ktoś zaczął zdejmować maskę. - Szczęśliwego Halloween - usłyszałam nagle i dostrzegłam moją matkę, Tomiego i innych. - Jesteście okropni. - tupnęłam nogą i po chwili zaczęłam się śmiać razem z nimi.

(Violetta) Obudził mnie przeraźliwy krzyk kobiety, wstałam na równe nogi, ale coś mi nie pasowało. Włosy na karku mi sie najeżyły kiedy dobiegł mnie kolejny krzyk kobiety.. Czy to Angie? Moja podświadomość mi tak mówiła, zerwałam się na równe nogi.. Znowu coś mi nie pasowało, gdzie ja jestem? To nie mój dom, a jakieś wstrętne zamczysko. Wychylam się przez okno, dookoła zamku znajduje się las i cmentarz.. Czy to z nieba spada .. krew? Gdzie ja jestem? W oddali widzę czarną postać przypatrującą mi się... Schowałam się za oknem, kiedy znowu spoglądam nikogo  tam nie ma. Czy to moja podświadomość mi tak mówi? Znowu ten

krzyk.. Tym razem wyraźny wiem, że to Angie. Próbuję wyjść z komnaty kiedy obrazy same spadają ze ściany, a drzwi zatrzaskują mi się przed nosem. -Nie.. Nie.. Proszę- zaczynam
dławić się łzami, a w lustrze dostrzegam moją osobę... za mną stoi ta właśnie ta postać ze cmentarza, powoli odwracam głowę za siebie i  nikogo nie ma.. z powrotem spoglądam w lustro i ktoś jest za mną.. Na swojej skórze poczułam dotyk, chłód, oddech, śmierć...To mi wystarczyło wypadam z pokoju niczym torpeda słysząc przeraźliwy śmiech -I tak Cię znajd,ę..Muhahah..- Biegnę przed siebie do wyjścia, ale drzwi są zamknięte. -Pomocy! Pomocy!- walę w nich pięściami. Od zachodniego skrzydła idą jakieś postacie  ku mnie, poszarpane ciuchy i krew na twarzy.. zombie? -Kreeew, kreeew- stękają. Z sufitu zaczęły spadać pająki i różne wszelkie robaki... -AAA.. Ratunku!- Usłyszałam ostatnie jęki Angie. Nie ma już ratunku dla nas? Postacie z każdej strony napływają do mnie, czuję jak ich zęby zadają mi rany.. Chce uciec, ale jest ich za wiele.. Ostanie co widziałam jest postać w sukni ślubnej bez twarzy... Aaa może jednak? Czy to Angieeee?
-Violetta..Violetta.. Obudź się!- po raz kolejny otwieram oczy i widzę mojego tatę z kubkiem kakao. Wiec to był tylko sen? Na szczęście, opowiedziałam mu o moim śnie, ale zaczął się tylko śmiać mówić, żebym nie oglądała tyle telewizji przed snem. Kiedy w końcu wyszedł poszłam się ubrać i umyć zęby, wchodząc do pokoju zauważyłam znajoma mi postać w tej białej sukni.. -Tęskniłaś?- jej suknia nagle staje sie krwisto czerwona i rzuca sie na mnie.....

(Angie)Śniłam sobie w najlepsze,gdy nagle usłyszałam śmiech,piskliwy śmiech..

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju.Pierwsza myśl jaka mnie naszła to: gdzie ja jestem!?. W pokoju było ciemno; ład i porządek zastąpił haos; wszędzie wisiały pajęczyny; wszędzie roznosił się mdlący zapach karmelu,a to wszystko otaczała zielona aura. Miałam wrażenie,że ten pokój żyje..Moją uwagę przykuły dwie kukły-klauny,były rozmiarów sporego dziecka i siedziały na przeciwko mnie na komodzie. W pewnym momencie przemówiły do mnie: Witaj o pani!-powiedziały równocześnie,a ja myślałam,że umrę ze strachu; czym prędzej schowałam się pod kołdrę..-Nie bój się nas,przecież to my,twoi wierni słudzy!-ich głos mroził mi krew..
-Czee..Czego chcecie!?Odejdźcie stąd!Natychmiast!-rozkazałam
-Nie możemy..Chodź z nami! Goście już czekają!
-Słucham!? Nigdzie nie idę! Wynocha!!-darłam się
-Spokojnie królowo. Wstań!-rozkazali. "-Wstań" rozkazał mi głos w mojej głowie i wstałam mimo,że tego nie chciałam. -Co się ze mną dzieję?!. Ciało zbuntowało się przeciwko mnie i nie mogłam nic zrobić,byłam bezsilna. Klauny wstały i otworzyły mi drzwi..Moje wewnętrzne "ja" wypchnęło mnie z niego. -Gdzie mnie prowadzicie!?-wrzasnęłam
-Na przyjęcie!-odpowiedzieli w tym samym czasie.
"-To będzie niezapomniana noc!"-głos w głowie znowu się odezwał..Szłam krzywym korytarzem w rożne wzory. Po drodzę mijałam wszelakie "stworzenia" od gargulców po kelnera bez glowy. Mimo tych wszystkich okropieństw wydawało mi się to normalne? Coraz częściej zgadzałam się z wewnętrznym głosem; teraz on mną kierował; straciłam kontrole nad ciałem,a poprzednią świadomość zastąpiła ta...Będąc u celu wędrówki byłam w szampańskim nastroju, gdy wielkie wrota zostały otwartę moim oczom ukazała się wspaniała impreza. Wszedzie tańczyły zombie,wampiry,postacie bez twarzy,wiedzmy,szkielety.Po podłodzę pełzały węże i chodziły pająki,a cała sala była porośnięta gęstym bluszczem.Powietrze mieniło się różnymi kolorami,które ciągle się zmieniały.. Oczy wszystkich nagle zostały skierowane na mnie a pośrodku ukształtowała się droga do ogromnego tronu. Bez zastanowienia zmierzałam ku niemu spoglądając na innych z pogardą. Gdy zasiadłam zabawa została wznowiona..Dopiero teraz dostrzegłam,że mój strój także jest wyjątkowy. Miałam czarną,połyskującą magicznie kolorami kreacje,która sięgała mi do ud, wysokie kozaki na szpilce i ciągnącą się po ziemi pelerynę oraz pełno dodatków praktyczne wszędzie.Moje włosy też zmieniły odcień na szaro-biały.Wydawało się,że strój również żyję własnym życiem podobnie jak pokój..Muzyka była tajemnicza,bardzo wciągajaca i wręcz prosząca do tańca.Uległam jej i dołączyłam się do innych. Zupełnie poddałam się tej mealncholii,tańcząc bez opamiętania; zapominając kim tak naprawdę jestem..
Czułam ciepło i dotyk innych na moim ciele..
Nagle obudziła się we mnie ta sama wrażliwa Angie.-Stop!!-krzyknełam i otworzyłam oczy,lecz po tamtym magicznym świecie zostało tylko wspomnienie; wszystko znikneło jak mgła.. Ciężko dysząc patrzyłam na pustą ścianę swojego dawnego pokoju..
Dopiero świtało.. z powrotem się położyłam i uśmiechając się na myśl o tym wszystkim zasnełam...


(Francesca) Dzisiaj zostaje sama w domu, gdyż moi rodzice wychodzą na bankiet z okazji awansu, a mój brat jedzie na kilka dni do dziewczyny. Jak on może mieć dziewczynę? Leci moja ulubiony horror, dlatego poszłam do kuchni i wstawić popcorn... W przerwie na reklamy zadzwonił mój telefon -Halo?- nikt nic nie odpowiada -Halo?- głupi żart jakiś dzieciaków. Gdy reklamy dobiegły końca wróciłam do oglądania filmu. -Nie wchodź tam!..- krzyczę do telewizora. -No i weszła!... Film się skończył równo o północy kiedy poszłam do łazienki umyć zęby i przygotować się do spania usłyszałam trzask głównych drzwi. Czyżby rodzice już wrócili? -Maaaamo? Taaaaaato?- nikt nie odpowiada jedynie co słyszę to sapanie i kroki na schodach  -Luuuuuuuuuuka?- ogarnęła mnie fala przerażenia, czy ja zamknęłam te cholerne drzwi? Osoba była już przy moim pokoju -Mamo? Tato? Luuka?- serce biło mi co raz mocniej.

Ale nikt nic nie odpowiadał, zamknęłam drzwi od łazienki na zamek, ale to i tak nic nie pomogło, ktoś z całej siły walił w nie krzycząc -I tak Cię dorweeee...- I co ja mam teraz zrobić? Jedyne co przeszło mi do głowy to wziąć nożyczki tak na wszelki wypadek. -Poooooooomocy!- zaczęłam krzyczeć. W tym samym monecie drzwi zostały wyrwane z zawiasów, a w nich stała osoba w czarnych ubraniu i masce z moją podobizną. Czy to jakiś głupi żart? W ręku trzymał nóż z mojej kuchni. -Pomoooocy- pisnęłam. Nawet nie wiem kiedy ten  ktoś rzucił się na mnie zadając mi ranę w lewą rękę, ale na szczęście w prawej trzymałam nożyczki i wbiłam je w  nogą napastnika. Zerwałam się na równe nogi z zbiegłam po schodach, cholerne drzwi ktoś zamkną na klucz i nie miałam się jak wydostać.. -Fraaaan chodź tu do mnie!- Osoba w masce jest już na schodach. -Tylne wyjście- olśniło mnie. Kiedy przez nie wybiegam znajduję sie na ulicy machając by ktoś się zatrzymał, ale jedynie co wiedzę do czerwoną ranę na mojej ręce i nodze... -Fraaan.. Fraan.. Co chcesz na śniadanie?- dobiega mnie głos matki, a ja otwieram oczy i uświadamiam sobie, że to tylko sen...

(Ana) Siedziałam wieczorem sama w domu Castillo, Violetta na randce, wuj poszedł chyba na nagrobki wraz z Olgą i Ramallem. Rozmawiałam z Federiciem przez skypa  gdy doszły mnie dźwięki z tarasu. Podeszłam tam i ujrzałam labradora, "Chyba się nie obrażą jak go wpuszczę" Był przemarznięty, dałam mu resztki z kolacji i znów zasiadłam przed laptopem. Po chwili podszedł do mnie i lizał moją rękę którą wystawiłam poza sofę. Jakoś mi to nie przeszkadzało. W pewnym momencie zapadła ciemność, przestraszyłam się ale czując lizanie psa na chwilę się

uspokoiłam. Po chwili światło znów rozświetliło dom, lecz mój laptop przestał działać. Pies poszedł gdzieś na górę a ja próbowałam włączyć laptop !
- Cholera ! - Usłyszałam piski a potem jak ktoś schodzi po schodach. "Pewnie pies" Przeleciało mi przez głowę i po chwili znów poczułam lizanie psa. Ni cholera ! Nie chciał się włączyć ten cholerny komputer ! Do moich uszu zadzwonił dźwięk kapania, spojrzałam w górę, wspięłam się tam i otworzywszy swój pokój zobaczyłam coś przerażającego... Głowa psa z nożem w pysku powieszony na mojej ścianie, wokół była krew... Pełno krwi ! Jego ciało... Zostało poćwiartowane... Chciałam zacząć krzyczeć ale, ktoś zasłonił mi usta i szeptał.
- On już jest tam... W górze, pora na ciebie. - Poczułam jak wbija mi ostrze w brzuch i upadam... Ostatnie widoki to jedynie czysta, lśniąca krew....


(Camilla) Obudziłam się. Dookoła panowała ciemność. Nic nie widziałam, nic nie słyszałam. Po kilku sekundach moje oczy przyzwyczaiły się do mroku.Nie byłam w moim domu. Byłam na cmentarzu. Widziałam nagrobki z nazwiskami. Z nazwiskami moich przyjaciół: Violetta Castillo, Leon Verdas, Francesca Comello, Maximilian Ponte. Obok nich było jeszcze kilka... Nie byłam w stanie czytać dalej. Wszyscy mieli tą samą datę śmierci. Jeden z grobów wyróżniał się. Był nie zakopany. Uniosłam wzrok kilka centymetrów wyżej. CAMILLA TORRES... Litery

nie były wyryte tylko namalowane na kamieniu. Czerwoną farbą. A raczej krwią. Znieruchomiałam. Każdy podmuch wiatru przerażał mnie a jednak dalej nie potrafiłam się ruszyć. Przestałam nawet oddychać. Nie panowałam nad własnym ciałem. Od strony bramy ktoś wszedł na cmentarz. Ubrany był na czarno. Kaptur zwisał mu na twarz tak że zakrywał jej większość. W otchłani mroku mignęło mi coś srebrnego. Czyli tak mam zakończyć swój żywot ? Klęcząc w błocie ? Nie broniąc się ?  Jak już mam umrzeć to przynajmniej z honorem. Podniosłam się i ruszyłam przed siebie. Każdy mój mięsień odmawiał  ruchy ale i tak brnęłam dalej Byłam kilka kroków przed tym psycholem.
-Na proszę zabij mnie-rozłożyłam ręce-Tylko zdejmij kaptur! - Zaraz miała stracić to co miała najcenniejsze czyli życie a jedyne co chciałam to zobaczyć twarz mojego oprawcy. Spojrzeć mu w oczy i zobaczyć co się w nich kryje. Może rozbawienie ? Albo nienawiść? Zbrodniarz podniósł rękę do twarz przyłożył do rąbka materiału i pociągnął w dół. Przed moimi oczami stała Naty ... Potem poczułam tylko niewyobrażalny ból i zobaczyłam nicość....

(Lara) Wow, dzisiaj Halloween. Podobno wieczorem jest jakaś impreza, ale nie zamierzam na nią iść.- Lara! No, chodź. Musisz się przebrać za coś strasznego - mówił po raz setny Leon.

- Ooo!!!  Już wiem!
- Co?
- Przebiorę się za ciebie!
- Śmieszne. Naprawdę. I co będziesz robiła? Do wieczora naprawiała motory? - zapytał.
- Tak. To jest to, co chcę dzisiaj robić - stwierdziłam. - A ty za kogo się przebierasz? Może za wampira? - Zaśmiałam się.
- Może tak - powiedział obrażonym tonem.
- Sprawdziłeś czy ci starczy żelu, żeby sobie przylizać włoski? - zapytałam.
- Lara, jak zawsze miła. Nie chcesz to nie idź. Zostań tu sobie sama. Cześć! - krzyknął i sobie poszedł.
Ja zostałam i naprawiałam moje motory. Dzięki temu jutro będę miała mniej pracy.
Kiedy było już ciemno i chyba wszyscy już poszli, zaczęłam się zbierać. Odłożyłam wszystkie narzędzia i już miałam odstawić motor, ale on po prostu zniknął. Co to za kiepski żart? Zaczęłam się się rozglądać po torze. Może to jakiś złodziej. Chodziłam tak z 10 minut i nic, aż nagle zobaczyłam coś dziwnego. Odbija mi, stwierdziłam. Czy na torze jeździ sobie coś przezroczystego? Bez głowy? Zaczęłam słyszeć trzepotanie skrzydeł i tu znikąd pojawiła się chmara kruków. Co to ma być?! Nagle zakręciło mi się w głowie i upadłam...
Obudziłam się... na cmentarzu?! Leżałam na czymś twardym. Aha, to był nagrobek. Już chciałam z niego zejść, ale zobaczyłam jakieś dziwne osobniki. Osoby w poszarpanych ubraniach, nie pachniało zbytnio ładnie, prawie oczy im wypłynęły. Eeee... Czy to zombie?!
- Z drogi! - Usłyszałam przeraźliwy pisk i pojawił się przede mną przezroczyste coś, co jechało na torze. Swoją głowę trzymał w ręku... - Mechaniczka na torze - znowu pisnął.
- Eee.. No - odpowiedziałam. Mógłby być to żart, ale on był przezroczysty. Dosłownie. A ci za nim zachowywali się jakby byli głupsi od Andreas'a.
- Przez takich jak ty, zginęliśmy! - krzyknął do mnie. - Leżysz na moim nagrobku - powiedział i spojrzałam na zdjęcie i na niego. Podobni. COO?! - Przez niedoświadczonych mechaników, zginęliśmy! - zawył. - Dlatego trzeba was zabić, zanim wy zabijecie kolejnych. - Zeskoczyłam z nagrobka i kopnęłam go w brzuch. A właściwie moja noga przeleciała przez to przezroczyste coś. Hmmm.. Prawdziwy duch... COOO?
- Zabiję cię i znowu wrócę na tor... - Jakiś zombie rzucił na nagrobek jakieś ciało. CZY TO LEON?! - Posiądę jego ciało, zacznę wygrywać wyścigi. Ten głupiec zmarnowałby talent dla tej muzyki - powiedział z obrzydzeniem i wszedł w Leon'a, dosłownie. A po chwili w ciele mojego przyjaciela podszedł do mnie z długim nożem. To się nie dzieje naprawdę... Nie... Zobaczyłam błysk ostrza przy mojej szyi.
- CHYBA CIĘ POGIĘŁO!!! NIE ZABIJAJ MNIE!!! - zaczęłam krzyczeć. - PRZECIEŻ SIĘ STARAM!!! ZREZYGNUJĘ Z TORU!!!
- I pójdziesz na imprezę? - Usłyszałam. Otworzyłam oczy Kiedy je zamykałam? Byłam na torze, a przede mną stał uśmiechnięty Leon.
- LEON?! - wrzasnęłam. - To ty?!
- Hej, bez niemiłych uwag. Nie przebrałem się jeszcze w strój halloweenowy. Tak w ogóle czemu zasnęłaś i zaczęłaś krzyczeć?
- Bo jestem wariatką - stwierdziłam i wzięłam głęboki wdech. Sen... - Poczekaj na mnie, posprzątam i mogę iść na imprezę - powiedziałam do niego. Mam dosyć toru na dzisiaj...

(Esmeralda) Ta noc była spokojna, chociaż może nie do końca. Zaczęło się od tego, że wzięłam dużą ilość tabletek nasennych, one zawsze mi pomagały gdy dręczyła mnie bezsenność. Nie tym razem, ta noc różniła się od poprzednich. Kiedy obudziłam się około trzeciej nad ranem, usłyszałam skowyt. Taki piskliwy dźwięk dobiegał z każdej strony. Początkowo pomyślałam, że to sen, jednak ten pisk stawał się coraz bardziej głośniejszy. - Cholera. - pomyślałam. - Zaraz to coś zbudzi Ludmile i będzie mi gadała cały ranek. - powiedziałam wstając z łóżka. Wędrując w

stronę pokoju córki towarzyszyło mi jakieś dziwne uczucie, a gdy otworzyłam drzwi przeżyłam szok. Pokój Ludmily nie wyglądał jak pokój nastolatki lecz jak niemowlaka. Zabawki, łóżeczko, huśtawka. Zupełnie nie rozumiałam o co chodzi, dodatkowo zajrzałam w głąb łóżeczka i zobaczyłam słodko śpiącego niemowlaka - Dziwne - pomyślałam. Poszłam dalej zwiedzać swój dom. Wszystko wyglądało jak zawsze może pojawiło si3 kilka zmian, ale zupełnie nielicznych, które ledwo można było zauważyć. Weszłam do kolejnego pokoju i tym razem doznałam tragicznego odkrycia. Jakaś dziewczyna to znaczy kobieta spała przytulona do mężczyzny. Podeszłam bliżej i jeżeli mnie wzrok nie mylił to tą kobietą była Ludmila, tylko to była dorosła Ludmila, w mężczyźnie rozpoznałam Tomasa. - Ludmila co to ma znaczyć. - powiedziałam do niej, a ona nawet nie zareagowała. - Proszę natychmiast wstać. - dalej nic. Zaczęł układać swoje myśli. Może ja mam sen proroczy, może widzę przyszłe życie Lu, ale jak przecież takie rzeczy się nie zdarzają, chyba że w bajkach dla dzieci. Jednak ona tu jest dorosła i ma swoją rodzinę, to aż zaskakujące. Nagle na zegarze wybiła godzina czwarta. Przeraziłam się bo nie przypominam sobie żebym w domu miała zegarek z kukułką. - Esmeraldo to nie sen - usłyszałam. - Kto to, kto do mnie mówi. - zaczęłam szukać źródła głosu. Nagle z drzwi wyszedł jakiś mężczyzna. - Esmeraldo, przyszłaś się pożegnać z córką, dokładnie tak wygląda jej przyszłość. - kontynuował, a ja patrzyłam na niego jak na wariata. - Nie należysz już do tego świata, nigdy już nie przytulisz córki, ani nie zobaczysz wnuczki, czas ruszać w drogę - wyciągną do mnie rękę. - Jaką drogę, jaka wnuczka Lu ma dopiero 16 lat co pan do mnie mówi. - gadałam cały czas patrząc na niego. - Nie należysz już do świata żywych Esmeraldo, czas się odalić i zostawić sprawy przyziemne ludziom takim jak Twoja córk. Nie martw się wszystko będzie dobrze. - podszedł bliżej. - Czy jesteś gotowa. ? - zapytał. - Zależy na co ? - odpowiedziałam pytaniem - Na przejście - pomachał dłonią, a ja ją złapałam i wszystko zaczęło się powoli rozmazywać, obraz Lu i Tomasa i całego domu....

(Naty)Wyjechałam w sierpniu do mojej babci i dziadka, którzy mieszkają na totalnym odludziu. Kiedy dojechaliśmy (z trudem), babcia otworzyła nam drzwi i od razu się odwróciła. Było widać, że płacze. Mama zapytała, co się stało. Babcia odpowiedziała, że kwadrans temu dziadka zabrało pogotowie. Nie wiadomo, dlaczego, ale skarżył się na serce. Kiedy usiedliśmy w salonie na kanapie, babcia poszła zadzwonić do szpitala i dowiedzieć się, co z dziadkiem. Wróciła zszokowana, bo telefon nie działał. Tata poszedł to sprawdzić. Gdy wrócił, powiedział, że ktoś...przeciął kabel od telefonu. I to tak, że nie dało się połączyć dwóch końców - ubyło z 10 cm kabla. Ja, mama i tata w pośpiechu wyjęliśmy swoje komórki, ale ze zgrozą stwierdziliśmy, że nikt nie ma tu zasięgu.- A więc jesteśmy odcięci od świata...? - zapytałam drżącym głosem. -Nie - odpowiedział tata - przecież mamy jeszcze samochód. Wyszedł na zewnątrz. Gdy wrócił, sam był już zdenerwowany. Oświadczył, że ktoś poprzebijał wszystkie cztery opony... W

ciężarówce dziadka też.Zaczęliśmy się naprawdę bać - kto chciał nas odciąć od wszystkich? -Mamo... Co jest najbliżej od waszego domu? Cokolwiek... spożywczy albo coś... - 25 kilometrów stąd jest szpital psychiatryczny... - padła odpowiedź. "Świetnie" pomyślałam, "nie mogło nas spotkać nic gorszego"późnym wieczorem - już około 22.00 mama i tata powiedzieli, że już dłużej nie będą czekać w niepewności i idą szukać tego szpitala psychiatrycznego, bo tam na pewno mają telefon. Była 23.30, a oni wciąż nie wracali. Babcia położyła się spać. Siedziałam sama w salonie. Nagle przede mną zrobiło się jasno. Zobaczyłam...dziadka! Ale był jakiś dziwny... po chwili skapowałam się, że to jego duch. Przestraszyłam się nie na żarty - dziadziuś nie żyje...? - Nie wychodź z domu - powiedział głosem, który odbijał dziwne echo - choćby nie wiem, co się stało... I zniknął. Zanim zdążyłam otrząsnąć się z szoku, usłyszałam dzwonek mojej komórki. Ale przecież...ona nie miała zasięgu! Zobaczyłam na ekranie jakiś nieznany mi numer. Odebrałam. - Mam twoich rodziców - powiedział jakiś cienki, 'żabowaty' i nieprzyjemny głos - w lesie... Rozłączył się. Przeszły mnie prawdziwe dreszcze. Jeszcze raz spojrzałam na ekran komórki - miałam jeden 'pasek' zasięgu. Ale był... Można zadzwonić. "A jeśli nie zdążę?" pomyślałam. Ubrałam kurtkę, buty i wyszłam. Było już kompletnie ciemno i aż mnie zmroziło, że po takiej ciemnicy będę musiała iść do lasu... Szczególnie teraz, po tym, co zobaczyłam i usłyszałam... Ale musiałam. Poszłam w kierunku lasu. Kiedy weszłam między pierwsze drzewa, usłyszałam trzask, jakby ktoś całkiem niedaleko stąpnął na gałęzi i złamał ją... Pomyślałam, że zaraz naprawdę zejdę na zawał... W miarę jak szłam coraz głębiej do lasu, słyszałam za sobą, obok siebie i gdzieś przed sobą kroki... szelesty, jakieś odgłosy... Byłam jak w transie. Myślałam, ze to zły sen, a ja się zaraz obudzę... W końcu emocje i nerwy wzięły górę. Stanęłam w miejscu i krzyknęłam: - Wyłaź,kimkolwiek jesteś! Nie boję się ciebie, rozumiesz?! Nie boję się!!!Chociaż bałam się jak cholera. Byłam zmarznięta, głodna i przestraszona.Wtedy usłyszałam za sobą kroki. Ciche, jak by ktoś się skradał... Nawet nie zdążyłam się odwrócić. Gdy otworzyłam oczy, byłam w szpitalu.Poczułam przeszywający ból w głowie. Przed oczami zamajaczyła mi twarz mamy, ktoś coś mówił, ktoś chwycił mnie za dłoń... Po kilku minutach wszystko zaczęło do mnie docierać. - Jak się czujesz, Fran...? - spytała szeptem mama. Miała łzy w oczach. - Znaleźliśmy cię rano w lesie... Z tamtego szpitala psychiatrycznego zadzwoniliśmy tutaj, gdzie był przewieziony dziadek... - Nie żyje - wyszeptała mama i ścisnęła moją rękę. Miałam jakiś uraz czaszki. Lekarze mówili, że niedługo z tego wyjdę. Po południu słuchałam radia szpitalnego. Nagle skostniałam z zimna... "Uwaga uwaga, ważny komunikat... Wczoraj około 22.30 ze szpitala psychiatrycznego (nazwa wycięta) uciekł groźny psychopata...Proszę zachować szczególną ostrożność..."

(Maxi) Świetnie dzisiaj jest impreza Halooweenowa w domu na przedmieściach, już od rana przeżywam jakiś horror, gdzie się podziały wszystkie moje czapki? Została mi tylko jedna... beret. Skąd ja mam beret?!
Nie ważne na włosy nałożę żel, który też gdzieś wcięło? Co to ma znaczyć? Było mi głupio wyjść z domu, no ale imprezy nie przegapię. Przebrałem się na wampira i ruszyłem przed siebie, jak ja uwielbiam te święto. Tuż przed wejściem na imprezę dostrzegam moją Naty przebraną za egipską bogini? Ahh.. Jak to brzmi "Moja Naty.." Kiedy impreza się rozkręciła, zabrałem
Natalię w kąt gdzie zaczęliśmy się całować, następnie jej oczy przybrały kolor krwisto czerwony i mówiła ochrypłym głosem -Nie uciekniesz mi nigdzie...-
Zacząłem się jej trochę obawiać -Natiś dobrze się czujesz? Brzmisz jakoś inaczej- dziewczyna obróciła głowę o trzysta sześćdziesiąt stopni. Co wywołało u mnie obrzydzenie i strach... Zarwałem się w nogi i chciałem wrócić do domu, ale z moimi przyjaciółmi było coś nie tak. Każdy kostium stał się rzeczywisty! Współczuje jedynie osobie przebranej za toaletę... Dość coś jest nie tak! Czemu tylko ja jestem normalny? Z sufitu zaczął spadać jakiś glut, ze szpar w ścianach wylewała się krew, drzwi i okna trzaskały w tą i tamtą. -CO TU SIĘ DZIEJE?..- jestem idiotą, przez mój krzyk, te bestie mnie zauważyły. Powoli szły w moją stronę, a ja zacząłem biec w kierunku wyjścia. Czemu wszystkie drzwi są zamknięte? Nie to jest chore! Przy drzwiach stało jeszcze kilka normalnych osób, byli w gorszym szoku niż ja, bez skutecznie walili w drzwi.. Jeden z potworów zaczął szarpać pozostałości tego biednego chłopca.. Fuu. Nawet nie miałem mu jak pomóc.. Nie mogłem na to patrzeć, cała ta krewww? Ten świeży ciepły zapach, zrobiłem się głodny. DOŚĆ. Czemu ja tak myślę? Dlaczego reszta zostawiła mnie w spokoju? Tylne wyjście było otwarte wiec jak najszybciej wybiegłem do ogrodu gdzie wchodziło słońce, zaczęło robić mi się co raz cieplej i cieplej, aż w końcu moja skóra nie wytrzymała i popękała.....

Rozdział 38.

5 komentarzy:
(Ana) Rano obudziło mnie brzdękanie gitary...
- Damon... - Przeszło mi przez myśl gdy próbowałam wstać. Po jakiś 10 min. udało mi się tego dokonać. Ubrałam białą luźną bluzkę na ramiączkach, do tego jakieś spodenki i poszłam zjeść śniadanie. Nie czekając na kuzynkę wyszłam z mieszkania i szybko musiałam się skontaktować z Larą, aby z nią porozmawiać o moim planie. Szłam do Stud!a gdy natknęłam się na Naty która była cała w "skowronkach". Postanowiłam ją zostawić, mam przecież ważną sprawę do omówienia. Weszłam do środka i szukałam tam wzrokiem Lary, na szczęście udało mi się ją wyłapać po kilku minutach w sali tanecznej. Podeszłam do niej.
- Lara musimy porozmawiać... - Zaczęłam.

(Lara) Obudził mnie jak zawsze budzik. Spojrzałam ślepo w okno i przypominał mi się wczorajszy dzień. Powiedziałam Federico'owi, że się w nim zakochałam, a on nagle wyjeżdża. Na początku nie chciałam w to wierzyć, ale czemu miałby kłamać, że wyjeżdża?
Wyszłam szybko z domu i poszłam do Studio'a. Nie wiem czemu tak się śpieszyłam. Wszystkotakie było bezsensowne w ostatnich dniach. Moje zachowanie i sytuacje.
Weszłam do sali tanecznej, aby przećwiczyć układ na zajęcia. Gregorio jest bardzo wymagający, wolę mu nie podpaść. Kiedy chciałam zaczynać, do sali weszła Ana.
- Lara musimy porozmawiać... - zaczęła mówić.
- O Federico'u? - zapytałam, w ona kiwnęła głową. - Wiesz, wczoraj myślałam, że się nie odzywa, bo nic do mnie nie czuje, ale to nawet nie ma znaczenia, bo wyjeżdża. Chyba, że istnieje jakiś sposób, żeby go zatrzymać... - rzuciłam i spuściłam głowę.
- Lara! - krzyknęła nagle Ana.
- Coo?
- Może wystarczy tylko pomyśleć.
- Myślisz, że się uda? Zatrzymać go w Buenos Aireas? - Wzruszyła ramionami.
- Warto spróbować - stwierdziła, a ja się do niej uśmiechnęłam.
Nagle ktoś wszedł do sali....




(Ludmila) Mam szlaban, i to nie jakiś taki sobie, tylko ewidentny szlaban, nawet od łazienki nie mogę wyjść na pięć minut nie słysząc "Ludmila, gdzie jesteś". Oszaleć można, co ją w ogóle obchodzą moje osobiste sprawy z Tomasem, i jeszcze ta bójka, czas wymyślić cudowną zemstę dla Cami. - Odwieziesz mnie. ? - spytałam wchodząc do kuchni. - Nie, muszę załatwić sprawy, z rachunkami, przyjadę po Ciebie o 16. - odpowiedziała i znikła za szafką. (Narnia !?). Wychodząc z domu spojrzałam na zegarek. - Kurdeszki spóźnię się. - pomyślałam, i szybkim krokiem zaczęłam iść w stronę Studio. Przez całą trasę myślałam jak zemścić się na Cami. - Może włożyć jej coś do szafki, albo coś na nią wylać, albo dolać jej czegoś do picia. - tysiące myśli kłębiły się w mojej głowie. Dopiero teraz zauważyłam, że jestem już pod Studio, wchodząc do środka, pomyślałam, że zajrzę do sali tanecznej czy nie zostawiłam tam swoich butów treningowych, ale zamiast butów znalazłam Larę i Ane. - Dzień Dobry, witam panie bardzo serdecznie. - uśmiechnęłam się szeroko. - Widziała może któraś z pań, takie piękne cudowne buciorki ? Ojej przepraszam, nie widziałyście bo was na to nie stać hahaha. - zaczęłam się śmiać na całą salę i z tym uśmiechem wyszłam. - Grzybki Halucynogenne ! - powiedziałam do siebie. Podrzucę jej tych cholernych grzybów do napoju. Taka zamyślona nie zauważyłam ...

(Camilla)Szłam przez Studio rozmyślając nad wczorajszym dniem. Dopiero teraz zastanawiałam się nad konsekwencjami tego co zrobiłam. Ludmiła na pewno się zemści. To jest pewne na 100%. Co do Tomasa... tego nie wiem ale na pewno przestał mnie lubić. Gdy byłam przy szafkach zauważyłam Ludmi która gadała do siebie. -Grzybki Halucynogenne!-No proszę albo zamierza się najarać albo planuje zemstę. Stawiam na to drugie. Bo chyba nie jest aż tak głupia żeby chcieć mieć halucynacje.
.-Co Lu twoje rozdwojenie jaźni daje się we znaki? Wiesz co mogę poprosić kogoś o numer dobrego psychiatry.-zaśmiałam się gorzko. Teraz zdałam sobie sprawę że staje się podobna do niej.
-A to ten do którego ty uczęszczasz ? To chyba nie jest taki dobry jak ci się wydaje. W każdym razie po tobie nie widać efektów terapii.-odparła. Widać było jej wściekłość. Moją chyba też w każdym razie mi zrobiło się gorąco i automatycznie zaciskać pięści.-Cami bo ci żyłka pęknie uważaj.-nie wytrzymałam zamachnęłam się pięścią w stronę jej twarzy. Trafiłam... To był błąd ponieważ ktoś odciągnął mnie od niej siłą. Teraz zaczną się kłopoty. Za mną stała ...

(Naty) Chodziłam po Stud!u szukając Maxiego, musimy przecież wyjaśnić tą sprawę z parku ! W sumie nie powinnam narzekać, ten pocałunek był dość przyjemny i rozweselił mój dzień... Naty ! Uspokój sie ! Chodząc dalej po budynku zauważyłam Lu i Cami przy szafkach. Chciałam stamtąd
odejść ale gdy zobaczyłam jak Camila uderza Ludmiłe w twarz musiałam zainterweniować. Podbiegłam do brunetki i ją odciągnęłam od blondyny.
- Camila ! Przestań... - Mówiłam do dziewczyny. - Co robisz ?! Będziesz kolejną która będzie miała pogawędkę z Pablo... Nie warto, mówię ci. - Po chwili Ludmiła wstała z zakrwawionym nosem. Zasłaniając usta rękom patrzyłam na nią...
- Zabiję cię mała pindo ! - Krzyczała i rzuciła się na nią. Na szczęście po chwili przybiegł do mnie Tomas i udało nam się razem rozdzielić te dwie... O mały włos by się nie pozabijały ! Gdy się rozeszły ja musiałam ochłonąć więc wyszłam na zewnątrz a tam spotkałam...

(Maxi) Cały dzień chodziłem po Studio szukając Natalii, miałem nadzieję że uda mi się z nią wyjaśnić cały ten pocałunek, który okazał się niezwykle przyjemny. Usiadłem na murku i przypatrywałem się chmurą, kiedy dosiadła się do mnie dziewczyna na której widok moje serce zaczyna mocniej bić. -Musimy porozmawiać- zwróciłem się do niej. Nie chciałem burzyć naszej przyjaźni, dlatego postanowiłem się wycofać o jeden krok. Próbowałem jej wytłumaczyć, że to jedynie hormony i może powinniśmy zostać przyjaciółmi, dziewczyna cały czas przytakiwała, a gdy ja skończyłem ona zabrała głos -Wydaje mi się, że mam lepszy pomysł...- odpowiedziały jej usta po czym zbliżyły się do moich i ... samo tak wyszło. -Natalia?- przed nami staje....


(Francesca) Od kiedy w Studio trwa U-Mix znowu zaczęły się między nami kłótnie czy nawet bójki, słyszałam o akcji Violetty z Ludmiłą szkoda, że nie byłam na miejscu sama miałam ochotę ją trochę powytargać za te włosy, ale mam nadzieje, że Viola zrobiła to porządnie.  Kończąc moje zajęcia wychodzę ze szkoły i patrzę, a tutaj Nati rzuca się na Maxiego i zaczyna go całować. -Natalia- podchodzę w ich kierunku -Spokojnie- uśmiecham się i oddalam się w kierunku ulicy.
Nie śpieszyło mi się do domu, ale nie chciałam żeby Luca znowu marudził, bo gdy zacznie to nigdy nie skończy. Myślałam czy w końcu znajdę tą miłość jak z bajki.i..
Idąc obok galerii i innych sklepów, dostrzegam stojącego Damona. Ależ on na mnie działa, nie znam go, a miałam ochotę rzucić mu się na szyje... Patrzę na niego już dłuższą chwile -Czemu nie mogę mieć takiego faceta?- marudzę w sobie w myślach. Kiedy odchodzę ....



(Damon) Z barku lepszych zajęć chodziłem sobie po sklepach, nagle usłyszałem dźwięk sms'a więc zatrzymałem się pod jedną z wystaw i wyjąłem telefon. Ehh nic specjalnego znów promocja jakieś tam darmowe minuty. Chowając telefon do kieszeni zauważyłem Francesce, wyraźnie taksowała mnie wzrokiem lecz po chwili odeszła ze smutna miną. O tak teraz mam szanse, pomyślałem i pobiegłem z nią. Złapałem ją za ramie tak by odwróciła się w moim kierunku. - Hej, sorry że cie tak zaczepiam ale widziałem że byłaś smutna, stało się coś? - zapytałem robiąc uroczą minkę. Nieźle ją zaskoczyłem tym że w ogóle się do niej odezwałem więc musiałem chwilę poczekać na odpowiedź. - To nic takiego, po prostu mam zły dzień - odpowiedziała nieśmiało. - To może skoczymy na kawę i ciastko w ramach poprawy humoru? - zapytałem szczerząc do niej zęby. O tak jak chcę to potrafię być uroczy, chyba moja propozycja ją zamurowała bo zamilkła. - Halo? Tu ziemia do Fran! - zawołałem. - Przepraszam, jasne czemu nie tu niedaleko jest fajna kawiarnia.... - powiedziała czerwieniąc się. O tak już jest moja. - Uff już się bałem że znów będę musiał wyjąć mapę i znaleźć jakiś lokal - zaśmiałem się. Po paru minutach byliśmy już w kawiarni, oczywiście przy każdej okazji prawiłem jej komplementy oraz starałem się być najmilszą wersją siebie. Już mieliśmy wychodzić gdy za szybą mignęła mi Violetta razem z tym swoim chłopakiem. Tylko tu nie wchodźcie błagam....

(Violetta) Praktycznie, cały dzień przesiedziałam w jednej z sal Studia. Chciałam się przygotować jak najlepiej do III etapu U-Mix. Nie chciałam znowu wyjść źle, tak jak to w tamtym roku się zacięłam, a w tym miałam ślizg jak pingwin. Nie wiedziałam kiedy te kila godzi minęło, było już dość późno, dlatego postanowiłam iść do domu. Usiadłam na mojej ulubionej ławce, i zauważyłam tabliczkę, że w tym miejscu chcą postawić biurowiec. -Na pewno tak, tego nie zostawię- pomyślałam. Obok mnie biegały dzieci, z lodami czy popcornem w ręku. Faktycznie, ulicę dalej jest festyn z okazji, tak naprawdę sama nie wie, ostatnio przejmuje się tylko konkursem. Przechodząc obok, różanej altanki gdzie poprzednio zostawiłam telefon, spotykam mojego chłopaka który czeka na autobus. Gdy mnie zauważa, wybieramy się razem na spacer. Przechodzimy obok kawiarni w której zauważam Damona i... Francesce? Dlaczego ona jest tak naiwna? Przecież On ją zrani, a dziewczynę stać na sto razy kogoś lepszego! Może nawet Marco, by się nadawał? Chciałam wejść i zabrać ją z tego miejsca, ale cudem León odciągnął mnie od tej myśli. Postanowiliśmy podejść do mnie do domu i poćwiczyć wspólnie, niestety pianino było zajęte przez mojego tatę, ale przypomniałam sobie, że u mnie w pokoju mam klawisze. Poszliśmy na górę i zaczęliśmy ćwiczyć, tak jakoś wyszło że zamiast śpiewać zaczęliśmy tańczyć. Tańczyliśmy dość długo lecz potknęłam się o leżącą na podłodze torbę i upadłam na łóżko pociągając za sobą Leona. Wybuchliśmy głośnym śmiechem, Leon w ramach zemsty za upadek zaczął mnie łaskotać, ale na tym się nie skończyło nagle złożył na mych ustach pocałunek. Zaczęliśmy się całować coraz namiętniej sama nie wiem kiedy pozbawił mnie bluzki, nie byłam mu dłużna, nie minęło parę sekund jak wszystkie nasze ubrania skończyły na podłodze. Dalej poszło już jakoś samo, po wszystkim zasnęłam w jego ramionach....

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 5 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 39.

środa, 30 października 2013

Rozdział 37

5 komentarzy:
(Tomas) Obudziłem się dosyć wcześnie, obok leżała Ludmila. Zaraz, zaraz Ludmila?! Cholera! Przeze mnie nie wróciła do domu na noc, znając jej matkę jak nic szuka jej już cała miejska policja.... Co gorsza po podłodze walały się strzępki naszych ubrań przez co nie byłem pewny czy cokolwiek nadaje się by mogła to założyć w drodze do domu. Już po mnie, jestem trupem, jej matka mnie zabije a jak nie jej to moja na pewno. Przez te całą panikę poruszyłem się na tyle gwałtownie że ją obudziłem. - Tomi? - zapytała zaspana. - Ludmila już po nas.... - wyszeptałem z przerażeniem....


(Ludmila) Hm Mogę stwierdzić, że to była dziwna noc, cholera nawet bardzo bardzo dziwna. Tak mi przykro, że Tomi nie dostał się do następnego etapu. Budząc się w jego ramionach dostrzegam, że ma dziwną minę. - Co jest. ?- zapytałam zaspanym głosem. - Ludmila Twoja matka nas zabije, nie wróciłaś na noc, a masz przecież szlaban. - powiedział szybko wyskakując z łóżka. Biorę do ręki telefon 25 nieodebranych połączeń od matki. - Tomas ona dzwoniła do mnie całą noc. - powiedziałam przerażona i równie szybko jak on wyskoczyłam z łóżka. - Może do niej zadzwonić. ? - chodziłam po pokoju. - Nie, mm lepszy pomysł powiedz, że dostałaś się do II etapu  i była impreza i musiałaś na niej być.  - złapał mnie za rękę i przytulił. - Nie martw się  jakoś to załatwimy. - wyszliśmy z pokoju. - Wiesz co ja pójdę do domu bo czuje, że będzie wojna naprawdę, ona mnie zabije posieka i wyrzuci do śmietnika. - powiedziałam i ubrałam płaszcz. - Dobra Tomi ja uciekam zdam Ci relację, tylko nie dzwoń do mnie bo pewnie zabierze mi telefon. - pocałowałam go i wyszłam z domu. Kiedy wychodziłam z bramki zauważyłam....

(Esmeralda)  Zabiję, uduszę dostanie szlaban do końca swojego życia. - Nieodpowiedzialna gówniara. - powiedziałam ubierając się. Gdzie ona do cholery jest, wykonałam tyle telefonów, a ona nic, zero. Chciałam zawiadomić policję, ale stwierdziłam, że pochodzę jeszcze po okolicy  i może gdzieś ją znajdę. Ubrałam się i wyszłam z domu. Spacerując około pół godziny zauważyłam ją wychodzącą z bramy jakiegoś domu. - Ludmila !! - krzyknęłam zdenerwowana i podeszłam do niej. - Cholerna gówniaro, ja odchodzę od zmysłów, a Ty się gdzieś szlajasz. - krzyczałam na nią. - Mamo.. - chciała coś powiedzieć. - Nie ma Mamo, rozumiesz ! Nie mam siły do Ciebie dziewczyno, wychodzisz z jakiegoś obcego domu, dodatkowo mając szlaban, nie wytrzymam nerwowo, chciałam dzwonić na policję. - stałam tak i wydzierałam się na nią, a ona stała ze spuszczoną głową nic nie mówiąc. - Możesz coś powiedzieć - strząsałam nią. - Przepraszam. - usłyszałam czyjś głos...

(Tomas) No po prostu świetnie, bardziej nieodpowiedzialny już być nie mogę, jedyna nadzieja że jej matka uwierzy w te całą imprezę. Bo jeśli nie to już po nas. Ludmila wyleciała z mojego domu z prędkością światła zdążyłem jedynie wyjrzeć za nią przez okno. O zgrozo czy właśnie podeszła do niej jej matka? -  przeszło mi przez myśl gdy zobaczyłem przez szybę znajomą mi sylwetkę. Ubrałem kurtkę i wyszedłem przed dom aby się upewnić, tak to zdecydowanie jej
matka i właśnie się na nią nadzierała. No dobra Tomas ty narozrabiałeś to teraz ty to posprzątasz – powiedziałem sobie w myślach i podszedłem do nich. – Przepraszam…. – zacząłem, kobieta odwróciła się w moją stronę jej mordercze spojrzenie sprawiało niemal ból. – Proszę się nie gniewać na Ludmile, po prostu ona i para naszych znajomych przeszli do drugiego etapu konkursu i wszyscy zrobiliśmy sobie imprezę by to uczcić… - jak ja nienawidzę kłamać, pewnie dlatego że nie jestem w tym za dobry jednak modliłem się że to łyknęła. – Tak? Skoro była impreza to czemu nie ma tu nikogo poza wami? – spytała wciąż miotając gromy. – Bo… No już wszyscy wyszli, dosłownie chwilę temu, Ludmila po prostu została chwilę dłużej żeby pomóc mi posprzątać ten cały bałagan…. – koniec, już po nas ona tego nie łyknie nie ma szans – panikowałem w duchu usiłując nie okazywać tego na zewnątrz. Kobieta chciała jeszcze coś powiedzieć ale zauważyłem …….  No trudno albo nam pomoże albo nas pogrąży – Hej! Zawołałem do .... - Zostawiłaś coś po naszej całonocnej imprezie? – zaśmiałem się nerwowo licząc na ratunek…..

(Francesca) Szłam sobie ulicą zastanawiając się o co może chodzić temu całemu Damonowi, przecież może mieć każdą a uparł się na mnie i na Violę, to bez sensu nie rozumiem tego ani trochę. Moje rozmyślania przerwał znajomy głos: - Hej! Zostawiłaś coś po naszej całonocnej imprezie? - wołał do mnie Tomas był jakiś taki spanikowany. - Hę? Jakiej imprezie o czym tu mówisz? - odpowiedziała, wtedy też zauważyłam Ludmile i jej matkę, co tu się dzieje. - I co wciąż zamierzacie mi wmawiać że była tu niby jakaś impreza!? - wykrzyczała do nich Esmeralda, oboje byli bladzi jak ściana. Okej chyba wole nie wiedzieć co oni tu robili, ale raczej trudno było się nie domyślić skoro Tomas powiedział CAŁONOCNA impreza. Niech no tylko Violetta się o tym dowie. - Ja przepraszam ale się śpieszę! - zawołałam i jak najszybciej się ewakuowałam. Jeszcze przez parę sekund słyszałam za swoimi plecami ich awanturę, oj nie chciała bym być teraz na ich miejscu, no ale naważyli piwa to teraz będą musieli je wypić.....

(Esmeralda) Tak jak i myślałam, prawdą okazało się to, że nie było żadnej imprezy, i to jest już potwierdzone przez ową dziewczynę, która zdezorientowana nie wiedziała co odpowiedzieć na pytanie Tomasa.- Jesteście nieodpowiedzialnymi gówniarzami. - powiedziałam, dalej stojąc pod tą bramką. - Impreza, impreza chyba była, ale między waszą dwójką, ja sobie nie mogę wyobrazić co wy macie tu.- popukałam się w głowę. - Zamiast mózgu jakiś kisiel. - złapałam Ludmile za rękę. - Do samochodu. - wskazałam drzwi. Spuściła wzrok, czy miała wyrzuty sumienia ? Miałam taką nadzieję. - Tomas z Twoimi rodzicami też jeszcze porozmawiam w odpowiednim czasie. - spojrzałam na chłopaka. - A Ty moja droga, możesz pożegnać się z konkursem, i o spotkaniach z Tomasem. - powiedziałam. Oddychałam głęboko, żeby opanować zdenerwowanie, ale nic nie pomaga. - Jesteście tylko dziećmi, ale już niedługo wkroczycie w próg dorosłości, mam wam wykład zrobić, o takich niepożądanych sytuacjach, bo możecie sobie zmarnować życie. - patrzyli na mnie z otwartą buzią. - Mamo. - odezwała się Ludmila z samochodu. - My nie jesteśmy już dziećmi, wiemy co robimy daj spokój. - nie no jeszcze gówniara będzie mi mówiła, że ona zna konsekwencje takiego zachowania ....

(Tomas) Dobra może i to było cholernie nie odpowiedzialne ale nie dam sobie odebrać Ludmily przez takie coś, poza tym nie pozwolę by straciła szansę jaką jest ten konkurs. O nie po moim trupie! Trzeba interweniować, wyprostowałem się i spojrzałem jej matce w oczy - Proszę pani ja wszystko rozumiem, ale proszę też zrozumieć nas. Kocham pani córkę i zależy mi na niej, nie dziwie się pani wzburzeniu ale Ludmila ma racje. Nie jesteśmy już dziećmi i wiemy co robimy i czym to grozi. Nawet gdybyśmy mieli takiego pecha że nasze zachowanie miało by jakieś poważniejsze konsekwencje to kocham Lu i wziąłbym całkowitą odpowiedzialność za nasze czyny. Jeśli naprawdę musi pani kogoś za to ukarać to niech to będę ja, ale błagam niech pani jej nie wyklucza z tego konkursu. To może być dla niej życiowa szansa! – niemal że wykrzyczałem ostatnie słowa swojej przemowy. Kobieta spojrzała na mnie dziwnie, za nic w świecie nie mogłem w tym momencie rozszyfrować jej emocji. Już miałem zacząć kolejna mowę gdy....




(Camilla) Mam ochotę zabić wszystkich po kolei. No może oprócz Diego. On się z nimi nie bił. Przez tą bezsensowną bójkę Tomas ledwo się ruszał i przez niego odpadliśmy. Jak go spotkam to nie ręczę za siebie. Przechadzałam się uliczkami mojego ukochanego miasta gdy zauważyłam sprawcę mojego wściekłego samopoczucia. I to jeszcze z naszą Divą po prostu pięknie. Kłócił się z Matką Lu. No o taką odwagę to ja go nawet nie podejrzewałam. Kobieta wyglądała co najmniej jakby zaraz miała go rozszarpać na kawałki i rozwlec po całym Świecie. Chciałam przejść koło nich obojętnie bo z tą kobietą lepiej nie mieć nic wspólnego. Ale wpadłam na pomysł. Czemu nie zrobić im jeszcze większych kłopotów ? Przecież Tomas musi pożałować głupoty. A Ludmiła ? Ona może pożałuje tego co mi zrobiła przez całe życie. Albo nie ona nie ma serca aby żałować czegokolwiek. Podeszłam do Tomasa akurat gdy nastała chwila ciszy. -Muszę wam coś powiedzieć.- zaczęłam. W myślach powtarzałam SPOKOJNIE. Oczy wszystkich skierowały się w moją stronę.-Niezła bójka jak słyszałam. Mało włosów Violettcie nie wyrwałaś Lu. A ty Tomas ? Następnym razem pierw tańcz a później się bij. Szkoda że ci nóg nie połamali. Może ja bym przeszła -Zaśmiałam się pod nosem. Nawet nie wiedziałam że potrafię tak po kimś pojechać. Kontynuowałam dalej. -A właśnie Pablo was wszystkich wzywa. Myślę że on sam oceni wasze zachowanie. Ja osobiście bym was wyrzuciła ale jako że była tam Vila Leon Ana i Fede myślę że was łagodniej oceni.-Wszyscy stali jak wryci ja odwróciłam się na pięcie i z chytrym uśmieszkiem odeszłam. Za sobą usłyszałam krzyk Esmeraldy na szczęście nie skierowany do mnie: I jeszcze bójki ?...



(Esmeralda) Nie mogę opisać swojej miny, gdy usłyszałam bójki, gdy tylko dziewczyna oddaliła się od nas, zaczęłam znowu krzyczeć. - I jeszcze bójki !! ? - wydzierałam się. - Jakie bójki ? - pytałam zdenerwowana. Stali jakby ich zamurowało. - Proszę mi do jasnej cholery odpowiedzieć jakie bójki !! z Violettą ?!!! Ludmila !! Jak mogłaś się bić, czy ty jesteś .... nie no ja nie mam słów do was. - trzymałam zaciśnięte pięści. - Nie próbuj się nawet tłumaczyć, czuję w kościach, że Twoja cudowna kariera w Studio się niedługo skończy jak ja się jeszcze dowiem o czymś jeszcze. - wydzierałam się już tylko na Ludmile na Tomasa nie zwracałam uwagi. - Do samochodu - wskazałam ręką, a ona dalej stała, złapałam ją za ramię i wsadziłam do wozu. Ruszyłam z piskiem opon. - Masz zabronione wszystko, rozumiesz wszystko, telefony, odwiedziny, nigdzie nie wychodzisz, nie spotykasz się z Tomasem nie chcę go widzieć u nas w domu, nie chcę słyszeć o żadnym konkursie. - waliłam ręką o kierownice. Kiedy dojechaliśmy do domu, otworzyłam drzwi. - Do swojego pokoju i nie pokazujesz mi się na oczy do końca dnia. - pokazałam ręką na schody. Pobiegła na górę, a ja wyszłam zamknąć samochód, nagle ktoś podszedł do mnie z tyłu ...


(German) Eh... Nie mogłem się na niczym skupić, gdyż kochany kuzynek Angeles musiał brzdękolić na swojej cud gitarce... Kilka razy zwróciłem mu uwagę ale olewał moje słowa. Próbowałem wiele razy dodzwonić się do swojej szwagierki aby wyjaśniła mi pewne sprawy... Oczywiście ! Nie odbiera. Zmarnowany usiadłem koło stołu opierając głowę ręką. Pomyślałem w pewnej chwili że przejdę się do Esmeraldy, ostatnio miało czasu jej poświęcam. Ostrzegając Damona wyszedłem. Promienie słoneczne muskały moją twarz oddając przyjemne ciepło... Na szczęście droga do jej domu minęła mi w dość spokojny i przyjemny sposób. Zauważyłem ją przy samochodzie, podszedłem do niej z skurczem twarzy i położyłem rękę na jej ramieniu.
- Ludmiła, powiedziałam ci coś ! - Krzyknęła odwracając się do mnie. Wyglądała na zdenerwowaną... - German... Pprzepraszam, myślałam że to moja córka. - Zaczęła się tłumaczyć. - Po prostu dziś...
- Spokojnie, może wejdźmy do środka i wszystko mi opowiesz, chyba że na mnie też jesteś obrażona... - Mówiłem z głupkowatym uśmieszkiem. Po chwili byłem już w środku jej mieszkania... Usiedliśmy i w towarzystwie herbaty zaczęła opowiadać, w pewnym momencie miałem wrażenie jakby miała się zaraz rozkleić. Uspokoiłem ją przytulając. - Może... Po prostu, mówię z doświadczenia... - Spojrzałem jej w oczy. - Nie karaj jej tak, sam kiedyś tak postępowałem ale dzięki pewnej osobie zrozumiałem że to nie ma sensu. Jeśli się kochają to nie ma szans że zaprzestaną kontaktu... Dajcie sobie czas i nie przejmuj się tak, nic jej nie jest... - Ponownie się we mnie wtuliła a ja usłyszałem dziewczęcy głos.
- Oo, twój kochanek przyszedł... - Odwróciłem się i zobaczyłem jej córkę....

(Ludmila) Matka zrobiła się agresywna, zaczynam się jej bać, ona oszalała mówiąc że zabroni mi wszystkiego, nie może zabronić mi spotykać się z Tomasem. - Nie nie nie - mówiłam do siebie. - Jeszcze tak przeklęta Camila musiała wspominać o tej bojce mała zdzira. - pomyślałam. Musze się jakoś wyrwać z tego cholernego domu. Na dole usłyszałam głos matki i kogoś jeszcze, postanowiłam ze to sprawdzę. Zeszłam na dól i zobaczyłam ojca Violki przytulającego moja matkę. Kiedy usłyszała ze schodzę odwróciła się. - Wybierasz się gdzieś? - zapytała. - Nie rozmawiam z Tobą. - odpowiedziałam podniesionym tonem. I chciałam skierować się do kuchni. - Nie mów do matki takim tonem. - odezwał się groźnie mężczyzna. Wróciłam się do salonu. I zaczęłam się głośno śmiać. - Hahahaha A Ty co mój ojciec. ? - zapytałam - Ludmila - powiedziała matka. - Co Ludmila. ? Jakiś obcy facet nie będzie mi mówił co mam robić, dodatkowo przez jego durnowata córeczkę Tomi ma problem z okiem a ja pełno siniaków na rekach. - odpowiedziałam jej. Znowu skierowałam się w stronę kuchni, wzięłam śmietnik. - Idę wynieść śmieci - fuknęłam i wyszłam z domu na chodniku zauważyłam ...



(Ana) Nie mogę uwierzyć... ! Nie dość że Ludmiła obiła mi policzek, powyrywała włosy i zaatakowała Violettę, to jeszcze ten cały Damon prowadzi mnie na ścieżkę zgonu... Eh... Ale jest plus, nadal się cieszę że z Leonem mamy 1 miejsce co jest dość dziwne bo pomyliłam się raz... Siedziałam w Stud!u grając na gitarze póki nie dostałam sms-a od Federica. Jego treść była dość dziwna... "Anka ! Szybko przyjdź do mnie ! Musisz tu być szybko !". Lekko się przestraszyłam że może mu się coś stało... Odstawiłam instrument na miejsce i wychodząc z budynku skierowałam się do jego domu. Po drodze zauważyłam Ludmiłę, ale ominęłam ją szerokim łukiem... Gdy byłam pod domem zapukałam kilka razy w drzwi, ale nikt nie otwierał, przez to jeszcze bardziej się przestraszyłam ale na szczęście otworzył mi.
- Co jest ? Co się stało... ? - Zaczęłam go zasypywać pytaniami.
- Aa, nic... Chciałem żebyś przyszła bo nudziło mi się. - Uśmiechnął się głupkowato a ja miałam zamiar go roznieść. Zmierzyłam go wściekłym wzrokiem i dodałam.
- Masz farta że cię lubię... - Miałam już iść gdy złapał mnie za nadgarstek.
- Czekaj gdzie idziesz ?
- Do Stud!a ? Ćwiczyć ? Oświecę cię... Mamy konkurs. - Po chwili szedł razem ze mną do budynku. Droga do Stud!a zachowała kompletną ciszę... Póki ją nie przerwał. 
- Wiesz co ? - Spojrzałam na niego pytająco. - Yy, czekaj zapomniałem... - Zachichotałam i razem weszliśmy do środka.


( Federico ) Weszliśmy do Studia i poszliśmy do jednej z sal . Strasznie nie chciało mi się nic robić . Wziąłem jakiś mały bęben i zacząłem wybijać na nim rytm . Anka to podchwyciła i wzięła gitarę akustyczną . Coś nam tam wyszło .
- Fajne to było - powiedziała przyjaciółka po chwili . Ja jej nie słuchałem . Zamknąłem oczy i czułem , że odpływam . - Ej Feder ! - Ana krzyknęła i pstryknęła mi palcami przed nosem .
- Co ? - spytałem głupio na powrót otwierając oczy .
- Nie śpij .
- Ale mi się strasznie chcę . Nie spałem w nocy .
- A co robiłeś ?
- Oglądałem horrora . Nudno on był . I ten konkurs mnie wkurza . Wiem , ze daje nam dużą szansę , ale najlepiej bym to olał .
Ana się zamyśliła . Usiadłem na parapet i oparłem się czołem o okno .
- Żyjesz jeszcze ? - przyjaciółka usiadła koło mnie .
- Chyba ... Wiesz co ? Jest coś co muszę Ci powiedzieć - wyznałem . Uniosła brwi lecz nie mogłem jej nic wytłumaczyć gdyż gwałtownie spadłem z parapetu na podłogę ...





(Ana) Gdy miał mi właśnie "to" powiedzieć wywalił się i zderzył się z podłogą. Zaczęła się śmiać a po chwili zeskoczyłam na dół i pomogłam mu wstać. Miał prawie całą czerwoną twarz i głupi wyraz twarzy na co zareagowałam jeszcze większym napadem śmiechu.
- No co ? - Wyjęłam z torebki lusterko i pokazałam mu jego twarz. - Wo... Wyglądam ślicznie ! I już mi się nie chcę spać... ! - Przewróciłam oczami z uniesionymi kącikami ust. Po dłuższej pogawędce o jego twarzy, zadałam pytanie.
- Dobra, zmieniając temat... Co chciałeś mi powiedzieć ?
- Aa, nie ważne... - Zaczął się wymigiwać.
- Federico gadaj ! - Mówiłam dalej z uśmiechem. Gdy nadal nie chciał mi nic powiedzieć zaczęłam go gilgotać. Po chwili unieruchomił mi ręce.
- Dobra powiem ! Ale nie torturuj mnie już... Więc chodzi o to że... - Gdy miał już to powiedzieć do sali wszedł/a...

(Lara) Przez ten konkurs mamy mało zajęć. Niby to dobrze, bo mogę skupić się na torze, ale chciałam wreszcie przeprosić Federico'a, że wtedy uciekłam i porozmawiać z nim... Tylko, że wtedy kiedy ja mogę, on ma próbę z Ludmiłą, a nie chcę mu przeszkadzać. Cieszę się, że przeszedł dalej, ale wolałabym mu to powiedzieć osobiście...
Zamknęłam szafkę i już miałam wychodzić ze Studio'a, ale nagle przypomniałam sobie, że zostawiłam w jednej sali nuty. A ja się dziwiłam, że Leon wszędzie je rozrzuca na torze...
Weszłam do sali i zamarłam. Był w niej Federico i Ana. Lekko się uśmiechnęłam na jego widok. Nawet Ana mi nie przeszkadzała.

- Federico - zaczęłam mówić. - Przepraszam, że wtedy uciekłam. - Podeszłam bliżej. - Ja się wtedy przestraszyłam.
- Czego? - zapytał Federico, a Ana zaczęła się mu uważnie przyglądać.
- Bo ja... się... zakochałam. W tobie. Dlatego byłam zazdrosna o Anę i... wrzuciłam ją do fontanny - powiedziałam. - Tak w ogóle to cię przepraszam, nie powinnam tak reagować. Sama nie wiedziałam co robię - rzuciłam do dziewczyny, a ona chyba kiwnęła głową. Spojrzałam na Federico'a. Nie był szczęśliwy, ani nic. żadnego uśmiechu. Tylko zakłopotanie. Nieodwzajemniona miłość w takim razie...
Już miałam po prostu wyjść, ale....

(Ana) To co powiedziała Lara wcale mnie nie zdziwiło. Nie wierzę że Federico tego nie zauważył... ! Poza tym przeprosiła mnie... Mój przyjaciel zachował się dziwnie, jego twarz nie okazywała żadnych uczuć. Lara już miała odchodzić a ja nie wiedziałam co robić, po chwili usłyszałam jego głos.
- Lara ! - Wypowiedział jej imię a ona się odwróciła do nas. - Jja wyjeżdżam... Wracam do Włoch... - Dokończył a ja tym razem zamarłam.
- Że co ? - Spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- Moja mama... Dzwoniła i powiedziała że wracamy do ojca. Przepraszam... - Skończył i wyszedł. Zostałyśmy same...
- Wierzysz mu ? - Spytała po chwili dziewczyna. "Wyglądał jakby mówił to na poważnie..." Wyleciało z moich ust. Pokręciłam głową na znak niedowierzania i poszłam go szukać. Marnotrawna moja wyprawa po barach, parkach czy innych miejscach... Nie mogłam go znaleźć, nawet w domu go nie było. Gdy już się poddałam zauważyłam go siedzącego na ławce... Podeszłam do niego, wymawiając jego imię. Uniósł niechętnie wzrok na moją osobę. Przysiadłam się do niego. - Czemu nic nie mówiłeś ? - Spytałam, a on zaczął to opowiadać jak bał się naszej reakcji. Po kilku minutach wróciłam do domu, robiło się dość szarawo a niebie a On musiał też wracać... W środku niechcący trzasnęłam drzwiami, oczywiście musiał to skomentować Demon ! Tego całego domu... Damon, Damon... Kiedy on wyjedzie ?! Nie byłam głodna, od razu wspięłam się na górę i zamykając się w pokoju położyłam się na łóżku. Rozmyślałam nad pewną opcją... W końcu doszłam do tego że muszę porozmawiać nazajutrz z Larą... A potem już odpłynęłam....

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 5 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 38.





wtorek, 29 października 2013

Rozdział 36

5 komentarzy:
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!!

(Damon) Wstałem wypoczęty jak nigdy, chyba zabiorę te łóżko ze sobą do USA - przeszło mi przez myśl. Chociaż nie trochę za małe a nie preferuje spania solo. Wykonałem poranne czynności i zszedłem na dół z nadzieją że śniadanie już czeka. Niestety, było chyba jeszcze zbyt wcześnie dlatego usiadłem na kanapie i zacząłem cicho brzdąkać na gitarze. Tym razem starałem się nie obudzić domowników. Dobrze wiedziałem że nie wyspany człowiek to zły człowiek. Grałem tak dłuższą chwilę starając się ignorować to jak bardzo burczy mi w brzuchu gdy nagle usłyszałem zza swoich pleców głos kociaka: - Dzień Dobry.... - no to zaczynamy etap drugi - przeszło mi przez myśl.


(Violetta) Wstając myślałam o dzisiejszym dniu, czeka mnie kolejny etap konkursu U-Mix. Gdy skończyłam poranne czynności zeszłam na dół na śniadanie. Od razu widzę, że na mojej kanapie wyleguję się Damon. Coś w nim jest, ale nie umiem go rozgryźć.. -Dzień Dobry..- rzucam. -No no, śpiąca królewna wstała?- zaczął się śmiać -No to co dzisiaj robimy?- wrócił do grania na gitarze. -My? My dzisiaj nic nie robimy, Ty zostajesz grzecznie w domu, a ja idę na kolejny etap-. skończyłam rozmowę i wszyłam z domu.

Gdy znalazłam się w Studio panował ogromny zamęt, jakimś cudem znalazłam Diego, zaciągnęłam go za sobą do sali tanecznej, o dziwo wolnej. -Prawa, lewa, lewa, prawa, skok, dół, prawa... i góra, góra, dół..- Po godzinnym treningu, w końcu przyszła pora na odpoczynek. Udało się, jesteśmy gotowi! Wychodząc z sali, udaję się w kierunku szatni, gdzie stoi ...

(Ana) Odkąd wstałam męczy mnie niesamowity stres... OGAR ANKA OGAR !  Krzyczałam do siebie w duchu. Śniadanie jakoś uszło ale nie było tam mojej kuzynki więc szybciej wyszłam. Nuciłam sobie "te esperare" przez całą drogę do celu. Potknęłam się i o mało co nie rozwaliłam sobie głowy !
- Anka ty ciamajdo... - Karciłam się w duchu... Gdy byłam na miejscu Leona oczywiście nie było ! Ten to zawsze musi się spóźniać, zaśmiałam się biorąc łyka wody. Opierałam się o swoją szafkę jednocześnie wyszukując wzrokiem Leona. W pewnej chwili przyszedł do mnie Fede widać było że jest zmęczony.
- Hej, co ? Ludmiła męczy ? - Spytałam uśmiechając się.
- Nawet nie wiesz jak... ! Wolałbym teraz aby ktoś mnie zadźgał łyżką niż być z nią... - Poklepałam go po ramieniu.
- Powodzenia... - W pewnej chwili widzę jak przypatruję się nam Violetta. Wzięłam butelkę i rzuciłam o ścianę a ta wyłoniła się za niej. - Co ninja ? - Zapytałam schylając się po wodę.
- Widziałaś...
- Już jestem, jestem ! - Przybiegł do nas mój partner. - Przepraszam, zaspałem...


(León) Całą noc nie spałem, to chyba przez to zdenerwowanie tym konkursem... kiedy patrzyłem ostatnio na wyświetlacz komórki, była czwarta dwadzieścia jeden, a teraz jest prawie dziesiąta. Ana mnie zabije.

- Już jestem! - krzyczę, wbiegając do sali, a po chwili przypominam sobie o dobrych manierach - przepraszam, zaspałem. 
Anka tylko wznosi oczy ku niebu, a Fede który stał obok niej, opuszcza klasę próbując się nie roześmiać.
Dziewczyna od razu zarządza krótką rozgrzewkę, po której przychodzi czas na ćwiczenie dzisiejszego układu. O dziwo jakimś cudem pamiętałem cały układ, chociaż jeszcze wczoraj mylił mi się co drugi krok. Chyba po raz setny bierzemy się do powtórki, kiedy....







(Ludmila) Mam dość, ewidentnie mam dość, ja i ta łamaga Fede w parze, on nawet nie rozumie co oznacza, w prawo i w lewo. Ewidentny tuman. ! Wyszłam z domu jak najszybciej, żeby nie okazywać mojego zdenerwowania matce. Kiedy pojawiłam się w Studio, denerwowało mnie wszystko od ludzi łażących po korytarzu po kolory ścian. Wbiegłam to tej przeklętej sali od tańca i co ujrzałam, Ane i Leona tańczących. - Dobra spadajcie stąd bo muszę poćwiczyć z tym czymś - wskazałam na Fede. - Ludmila, ale my
ćwiczymy. - odpowiedziała Ana. - Jesteś taka tępa czy udajesz. ? - zapytałam. - Ludmila odczep się od niej. - usłyszałam głos Fede za sobą. - Nie będziesz mi mówił co mam robić rozumiesz, przez Ciebie mogę stracić szansę na karierę, więc weź się w garść. - powiedziałam przez zęby. - Dziewczyno, nie tylko ty jesteś w tym konkursie, każdy chce ćwiczyć. - odezwał się Leon. - Masz coś jeszcze do powiedzenia ? Nie.? To wynocha.. !!! - powiedziałam włączając swoją muzykę. A ta dziewucha przybłęda nie mająca domu wzięła pilot i to wyłączyła. - Pogrywasz ze mną ? - zapytałam. - Tak. - odpowiedziała. Podeszłam do niej i uderzyłam ją z liścia w twarz. - Auć - odpowiedziała łapiąc się za policzek. - Ludmila Ty jesteś chora. - powiedziała Leon. W tym momencie Anka się wywinęła i oddała mi. Złapałam ją za koszulę i zaczęłam tarmosić. - Ty mała wstrętna jędzo, bezdomna !! - krzyczałam. Leon złapał mnie i odciągał od niej, Fede zrobił to samo z Anką. - Zamknij się Ludmila. !!! - krzyczała do mnie. Leon trzymał mnie w powietrzu wywijałam nogami i rękoma. - Uduszę Cie ty szczurze !!! Dopadnę Cię - wyciągam ręce w jej kierunki, wtedy do sali wszedł...


(Tomas) Nie wiem jak to się stało że dostałem się do tej ósemki ale byłem z tego faktu zadowolony. Szedłem właśnie do sali gdzie miałem ćwiczyć układ z Cami gdy usłyszałem jakieś wrzaski, zaglądam do sali a tam Lu bije się z Aną, na całe szczęście Leon i Fede interweniowali, nie spodobało mi się jednak to co Leon powiedział do Lu, jeśli niby ona jest chora to on już dawno powinnien być w psychiatryku. Ludmila nie odpuszczała i wyrywała się w kierunku Any, swoją drogą ciekawe jak by to wyglądało jak by tu był basen z budyniem.... Wróć Tomas o czym ty myślisz! Twoja dziewczyna teraz cie potrzebuje! -skarciłem się w duchu i przekroczyłem próg sali. Podszedłem do Lu i odepchnąłem od niej Leona, oczywiście od razu zaczął się na mnie nadzierać więc strzeliłem mu z pieści w łeb żeby się przymknął, już dawno chciałem to zrobić wtedy też od tyłu zaatakował mnie Federico....

(Violetta) Nigdzie nie mogłam znaleźć żadnego z moich przyjaciół, zaraz zaczyna się konkurs, a ich wcięło. Przechodząc obok jednej z sal usłyszałam przedziwnie dźwięki, dlatego postanowiłam pójść sprawdzić.. Zauważyłam bijącego się Leóna z Tomasam dołączył do nich również nie poskromiony Federico. A w drugim kącie Anka szarpała Ludmiłe za włosy. Nie myślałam racjonalnie, od razu wbiegłam do sali  i skoczyłam Tomasowi na plecy, przeszkadzając mu obijać Leóna. -Ty mała...- za swoich pleców krzyczy do mnie blondynka i zszarpuje mnie z leżącego Tomasa. Kiedy Anka łapie wdech, a chłopacy się nadal biją, ja i Ludmiła nie wytrzymujemy, każda z nas od dawna miała na to ochotę, zaczynamy się ciągnąć za włosy, szarpać i wyrywać.. Raz to Ona siedzi na mnie i rzuca mną na wszystkie strony, a raz ja siedzę na niej i robię dosłownie to samo. Czuje że wbija mi w ręce paznokcie, wiec ja nie pozostaję jej dłużna. Cały czas krzyczymy na siebie, po chwili uświadamiam sobie że León i Tomas przestali się bić i odciągają nas od siebie -Nie León! zostaw. Niech pokarze na co ją stać- próbuję się wyrwać chłopakowi. -Tak, no chodź tu, a zniszczę Cię jak robaczka- dziewczyna też na próżno siłuje się z Tomasem. León szepcze mi do ucha że wszystko w porządku i żebym nie byla głupsza od niej, ale nie chce go słuchać. Mam ochotę wyszarpać jej te włosy, za wszystko co mi zrobiła i wiem że ona tez bardo tego chce. -CO SIĘ TU DZIEJE- do klasy wchodzi....



(Pablo) Od kilku minut z nauczycielami, uczniami i U-mixem czekamy na resztę gdyż przybyła tylko Camila i Diego.. Oznajmiłem że pójdę ich poszukać i pierwsze co usłyszałem wychodząc to krzyki z sali obok. Wchodząc tam zauważyłem moich studentów okładających się...
- CO SIĘ TUTAJ DZIEJĘ ?! - Wykrzyknąłem na co oni zareagowali milczeniem. Zmierzyłem
wszystkich groźnym wzrokiem i mówiłem dalej. - Mieliście być na scenie a nie tu ! Poza tym co wy wyrabiacie do cholery ?! Violetta, Ludmiła, Anka... Co wy dziewczyny wyprawiacie ?! A wy chłopaki ? Wcale nie lepsi ! Już marsz na scenę ! Po występie pogadamy... - Odpowiedziałem i ruszyłem z nimi do celu. Zły usiadłem koło reszty pedagogów i obserwowaliśmy show...
- Na początek Federico i Ludmiła ! - Krzyknęła Mariola. I poszli razem na scenę. Widać było że nie byli zadowoleni z tego faktu. - O nasza Lunałka chyba musiała coś przeżyć przed chwilą co nie ? - Mówił dalej prezenter do kamery. Złapałem się za głowę i oglądałem dalej...

( Federico ) Chyba zaraz eksploduje . Wszystko mi się wali . Bąbel chyba naprawdę będzie miał bliźniaka . Ok . Wchodzimy na szczenę . Rozległa się muzyka i zaczęliśmy tańczyć . Jakoś nam to szło . Pod koniec Lu straciła równowagę i spadła ze sceny . W sali zapadła gwałtowna cisza , którą przerwał głośny śmiech Any . Po chwili do niej dołączyłem . Ludmiła nas później zabije , ale co tam . Wzrok wszystkich spoczął na nas , a ja zbiegłem ze sceny , bo czułem , że zaraz tam padnę . Moja przyjaciółka poszła w moje ślady i razem wyszliśmy ze Studia .
- A wiesz co jest najlepsze ? - spytała po chwili  gdy znaleźliśmy się w parku . - Że to nagrali - ponownie wybuchnęła śmiechem . Klapnęliśmy na ławkę i szczęśliwy pogrążyliśmy się w rozmyśleniach .
- Wiesz co ? - zaczęła po chwili .
- Co ?
- Mam ochotę Cię przytulić - wyznała . Objąłem ją ramieniem , a ona położyła mi głowę na nim
- Wiesz , że musisz wracać , prawda ? - spytałem . Popatrzyła na mnie i wstała jak oparzona .
- Jezus ! - krzyknęła i pobiegła w kierunku Studia . Po chwili poszedłem w jej ślady ....

(Violetta) Teraz jak wspominam tą bójkę jest mi tak wstyd, jak mogłam się tak zachować, tłumaczę sobie że to była chwila paniki i działałam spontanicznie. Odkąd wyszłam z sali coś strzyka mi w kolanie, z Ludmiłą tez coś się stało, bo straciła równowagę i spadła ze sceny. Teraz kolej wyszarpanej Anki i Leóna który będzie mieć niezłego guza jutro rano. Moje kolano nie dawało mi spokoju -Auć- wychodzi z moich ust. -Słyszałem Twoja akcje, kto by się spodziewał- za mną stoi Diego, posyłam mu jedynie krótki uśmiech, gdyż wszystko mnie boli. León i Ana zakończyli występ idealnie. Teraz moja kolej, stojąc na scenie mówię sobie -Dasz rade Violetto! Dasz rade!- po słowach otuchy zaczynamy tańczyć. Uff. Wszystko poszło zgodnie z planem, nawet ani jednego stęknięcia. Po zejściu ze sceny, moje kolano nie daje rady i w ostatnim momencie podtrzymuje mnie Diego, spotykamy się twarzą w twarz. -Dziękuję- odpowiadam i zajmuje miejsce obok Leóna. Marotti woła ostatnią parę Tomasa i Camile. Chłopak ma problemy z okiem, przez co nie wykonuje prawidłowo ruchów i mylą się mu strony...
Po zakończeniu wszystkich występów nauczyciele idą na naradę, a mój wzrok napotyka spojrzenie Ludmiły. To dziwne, ale po jednym spojrzeniu wiem co chce mi powiedzieć "Nie nawiedzę Cię". Dzisiaj naprawdę mam zły humor i gdy by Pablo nie wszedł, to podeszła bym do niej i wszystko zaczęło się od początku... Marotti wszedł na scenę i zaprosił do siebie cztery pary! Pierwsze miejsce dostali León i Ana - w cale mnie to nie zdziwiło. Drugie miejsce - Diego i Violetta - to mnie natomiast zdziwiło, po moim pięknym poślizgu zajęłam drugie miejsce? Trzecie i ostatnie miejsce zajęli - Federico i Ludmiła. Odpadli natomiast Tomas i Camila. Szkoda mi przyjaciółki bardzo sie starała. Wychodząc ze Studia zauważyłam.......

(Tomas) Po prostu świetnie, przez te całą bójkę ledwo widzę na lewo oko, nie dziwie się że odpadliśmy, szkoda mi jednak Cami bo gdyby nie ja na pewno by się dostała. Przez to wszystko miałem doła jak nigdy, na całe szczęście miałem obok Lu, jako że było wcześnie a w jej domu raczej nie byłem mile widzianym gościem, a poza tym miała szlaban to zaprosiłem ją do siebie. Dzięki temu że ciotka wraz z moją mamą wciąż były u wuja mój dom był chyba jedynym spokojny miejscem w mieście. Siedzieliśmy sobie na kanapie popijając herbatę i próbując się jakoś uspokoić, byłem wściekły na Leona a Ludmila na Violette. Już dawno nie byłem aż tak zły, miałem ochotę czymś cisnąć o podłogę albo coś rozwalić, Lu też niemal szalała ze złości, niesiony emocjami zacząłem ją całować, składałem pocałunki na jej ustach, szyi. Byłem spragniony jej bliskości, dosłownie zerwałem z niej ubranie, odezwały się we mnie uśpione instynkty. Po wszystkim sam nie wiem kiedy odpłynęliśmy.....

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 5 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 37.












poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 35

6 komentarzy:
(Esmeralda) Nie wiem jak i kiedy Ludmila przyszła do domu, to już mniejsza o to,  ważne że głowa przestała mnie boleć. Wstałam z łóżka, zaparzyłam sobie kawę i usłyszałam schodząc z góry Ludmile, która nuciła piosenkę. - A Ty co masz taki dobry humor ? - zapytałam zdziwiona. - Dziś jest I etap konkursu i zostanie tylko osiem osób - powiedziała. - Jaki konkurs. ? - zapytałam. - Ojeju za dużo gadania, nie mam czasu na opowiadania. Pobiegła na górę, przebrała si i znowu zeszła na dół. - I jak tam może być. ? - zapytała patrząc na swój strój. - Ludmila, a czy jest jakaś różnica w czym pójdziesz, bo nie wiem czy to konkurs piękności czy konkurs śpiewu. - odpowiedziałam. - Ty zawsze wszystko stawiasz na równi. - fuknęła i poszła w kierunku kuchni. - Widzisz, bo ja już trochę więcej wiem, więcej przeżyłam. - mówiłam do niej. - Dobra weź bo gadasz jak jakaś babcia i koszmarnie jest tego słuchać. - odpowiedziała. W sumie po co ja się wysilam i gadam jej jak ona i tak ma to wszystko w czterech literach. - Aaaaaaaaaaa. - usłyszałam krzyk z łazienki i pobiegłam zobaczyć co się stało...

(Ludmila) Bla Bla Bla i ględzi i ględzi już mnie głowa od tego boli. Weszłam do łazienki poprawić makijaż. i nie wchodząc po ciemku nie zauważyłam taborecika stojącego na środku, potknęłam się i upadłam do wanny. - Aaaaaaaaaaa - zaczęłam krzyczeć, aż w końcu przybiegłam matka. - Hahah, a Ty chcesz się w ubraniu myć. - śmiała się. - Bardzo śmieszne, pomóż mi. - odpowiedziałam. Podała mnie rękę i wyciągnęła z pułapki. - Możemy już jechać. ? - zapytałam i ruszyłam w kierunku samochodu. Po dotarciu na miejsce zamknęłam drzwi samochodu i podążyłam w kierunku drzwi Studio. Wszystko było obklejone plakatami. - Dziś wielki dzień. - pomyślałam. Gdy weszłam zobaczyłam wielki tłum przed salą.- Ludmila spóźniłaś się. - ktoś mnie zaczepił. Zobaczyłam, źe akurat tkliwą balladę śpiewa Violetta. - Ujjj tragedia. - pomyślałam. Kiedy skończyła na scenę poproszono Ankę, no ta to już w ogóle przekroczyła granice możliwości chyba gorszego wykonania nie słyszałam. - Ludmila Ferro zapraszamy - usłyszałam swoje imię i nazwisko. - Przepraszam, przepraszam - przechodziłam obok ludzi. - Zróbcie mi miejsce złamasy. - dodałam. Kiedy byłam już na scenie czułam się jak w raju. Z mojego gardła wydobył się potężny dźwięk. Byłam w swoim żywiole. Po skończonym wykonaniu ukłoniłam się i zeszłam. - Po 10 minutach podamy 8 uczestników którzy przechodzą dalej. - Usłyszałam głos Antonio. - Nie masz szans. - podeszłam do Anki. Minuty ciągnęły się jak makaron. - Zapraszam na scenę pierwszego uczestnika. Uwaga Uwaga to Leon. - powiedział organizator i ludzie zaczęli bić brawa. - Dobra Leona przeżyję - pomyślałam. - Kolejnych dwóch uczestników to Federico i Tomas. - znowu rozległy się brawa. - Tomi Tomi - posłałam mu buziaka. - I Dalej Diego i Violetta. - i znowu brawa. - Buuuu - krzyknęłam. - Okej jeszcze tylko trzy miejsca dla trzech utalentowanych dziewcząt to Cami, Ana i Ludmila. - usłyszałam swoje imię to najważniejsze. Chciałam wbiec po schodkach, ale potknęłam się o torbę, zobaczyłam czyjąś dłoń..

(Damon) Wczorajszy dzień był taki zabawny, i jeszcze mina kociaka gdy dowiedziała się że zostaje u nich na cały miesiąc, bezcenna. I ta satysfakcja gdy rano jej ojciec kazał jej zaprowadzić mnie do tego całego studia, wpadłem jednak na pewien genialny plan więc ograniczyłem swoje teksty o kociakach do minimum i droga minęła nam w miarę spokojnie. Gdy byliśmy już w studio okazało się że mają tu jakiś konkurs. Ich szczęście że nie biorę udziału bo nie mieli by szans. Siedziałem sobie w sali słuchając wyników, byłem nawet na tyle miły że gdy wymienili kociaka biłem jej brawo. Siwy facet który podobno nazywał się Antonio czytał dalszych finalistów, gdy padło imię Ludmila z tłumu wyskoczyła ta sama blondynka co w parku i spróbowała wbiec po schodkach lecz potknęła się o jakąś torbę, jak nic by się wywaliła ale wykazałem się swoim niezawodnym refleksem i złapałem ją za dłoń pomagając utrzymać równowagę. -  Miło znowu spotkać. - wymruczałem patrząc jej w oczy. Ten jej podobno chłopak który stał na scenie na bank nie był tym zachwycony bo jego oczy ciskały gromy. Nie minęła sekunda jak był tuż przy mnie. - Panu już podziękujemy. - powiedział groźnie i przejął ode mnie blondi, posłałem mu jedynie swój firmowy uśmieszek i zająłem miejsce obok przyjaciółki mojego kociaka....

(Francesca) Niestety nie przeszłam do kolejnego etapu, zrobiło mi się trochę smutno, ale Pablo powiedział, że to dlatego iż bardzo długi czas byłam chora i nie mogłam w tak ekspresowym czasie nadrobić ponad dwóch tygodni. Za to bardzo mocno trzymałam kciuki za Violettę,Camilę, Leóna i Federico, jeżeli ktoś ma wygrać to któreś z nich. Gdy Ludmiła o mały włos się spadła ze sceny, akurat kamery były skierowane na publiczność, no ale oczywiście ten Damon czy jak mu tam musiał ją złapać. Gdy ósemka stała na scenie, chłopak podszedł do mnie. -No cześć, kochanie!- objął mnie ramieniem. -Była bym wdzięczna, żebyś nie odzywał się do mnie w ten sposób- odrzuciłam jego rękę, mimo że bardo mi się podobał, udawałam że jestem obojętna. Nie chce po raz kolejny przeżywać nie odwzajemnionych uczuć, ten chłopak może mieć dosłownie każdą! Więc dlaczego łazi za mną i Violką? -Francesca, nie za sprzątaj sobie nim głowy- pomyślałam kilka razy. Gdy wszyscy ze szli ze sceny pogratulowałam moim przyjaciołom, ale nie mogłam z nimi zostać, gdyż poszli losować pary do następnego etapu. Po kilku minutach zebrałam się do wyjścia, ale ktoś za mną wołał -Fran, Fran! Czekaj!- odwróciłam się...

(Violetta) Po skończonym pierwszym etapie odetchnęłam z ulgą, szkoda że mojej radości nie mogła ze mną dzielić Francesca, ale oczywiście mój humor musiał zepsuć ten kuzyn Angie, jak ja mam z nim mieszkać przez miesiąc? Jest arogancki i zadufany w sobie! Po ogłoszeniu wyników, wszyscy wybrankowie poszli do pokoju nauczycieli, aby losować pary na drugi etap, który odbędzie się za kilka dni. Marotti miał przed sobą duży kapelusz gdzie były zapisane nasze imiona. -Ludmiła będzie z ... Federico - oboje nie byli zadowoleni z tego losu, blondynka zaczęła się kłócić, ale wyproszono ją z sali. -Tomas i... Camila- następna para. -León zatańczy z ... Aną, i została nam Violetta z Diegiem - uśmiechnęłam się do chłopaka, ale tak naprawdę byłam zła. Nie na niego, na ten cały dzień. Wybiegłam ze Studio i zauważyłam moją przyjaciółkę -Fran, Fran! Czekaj!- podeszłam do niej. -Czego On od Ciebie chciał? Znowu...- nie dała mi dokończyć -Nie Violu, wszystko okej. Muszę iść pomóc Luce w Resto. Paa- wydawało mi się że próbuje zmienić temat, gdy dziewczyna sobie poszła, usłyszałam za sobą denerwujący znajomy głos. -Gratuluje- Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kto to....

(Damon) Po ogłoszeniu wyników wyszedłem przed studio by zaczerpnąć świeżego powietrza. Usiadłem na jednej z ławek i zacząłem analizować sytuacje. U kociaka już na bank jestem już spalony, widać dziewczyny w tym kraju nie są takie tępe jak u nas i nie lecą na każdego bad boy'a ale z tą jej przyjaciółeczką wciąż można by się pobawić, gdy tak myślałem zauważyłem kociaka razem z tą Fran, gadały chwilę po czym kociak został sam, czas zrobić lepsze wrażenie pomyślałem i podszedłem do niej. - Gratuluje - powiedziałem i uśmiechnąłem się kiedy odwróciła się w moim kierunku. Jej oczy ciskały błyskawice, wiedziałem że jak czegoś nie zrobię to zaraz znów się na mnie wydrze. - Czekaj! Daj mi coś powiedzieć, potem możesz wrzeszczeć do woli! - zawołałem. Spojrzała na mnie nie ufnie mimo to dała mi mówić. - Tak więc przepraszam cię za tego całego kociaka, u nas dziewczyny lubią takie akcje więc myślałem że coś tym zdziałam, jesteś ładna więc chciałem coś tam spróbować no ale rozumiem że nie jesteś zainteresowana. W każdym razie przepraszam, może zaczniemy od nowa, Damon jestem - zakończyłem swoją przemowę wyciągając do niej dłoń i prezentując mój najlepszy uśmieszek, nie ma szans musi mnie polubić a wtedy już bez problemu dogadam się z jej przyjaciółeczką - zaśmiałem się w myślach czekając na jej reakcje.....

(Violetta) Coś w środku nie dawało mi spokoju, nie wierzyłam w jego "czyste" intencje, ale każdy się zmienia..? Nie nie każdy! Mimo to wiedząc że mam z nim mieszkać, nie chciałam się kłócić, choć miałam ochotę, żeby ten miesiąc dobiegł końca. Z początku chciałam odejść bez słowa, ale wtedy przypomniałam sobie sytuacje z Federico i Diegiem, zaczynali tak samo, a teraz są moimi przyjaciółmi, przynajmniej na pewno Fede nim jest. A Diego..? Sama już nie wiem. Postanowiłam dać mu drugą i ostatnią szansę -Violetta- podałam mu rękę. Zaproponował mi wyjście na miasto, ale musiałam wrócić i spotkać się z Diego. Kiedy już go znalazłam poszliśmy do Antonio losować piosenkę do tańca. "On Beat". Nie jest źle, musimy ją tylko przerobić na zdecydowanie szybszą niż jest, gdy już tego dokonaliśmy, poszliśmy do salo Gregoria układać choreografie. -Raz, dwa, trzy, cztery.. Nie nie Violetta w drugą stronę obrót..- Poprawiał mnie chłopak -Diego, ale ja nie umiem tak!- zaczęłam marudzić -Umiesz, umiesz. Jeszcze raz- włączył muzykę i złapał mnie od tyłu pokazując jak mam się ruszać, po skończonej próbie do sali wpadł wściekły ... -NIE! NIE! NIE DAM RADY!-

( Federico )
- To ma być inaczej ! - naskoczyła na mnie Ludmiła po raz ... tego dnia .
- Jest dobrze . To Tobie źle wyszło !
- Mi ? Chyba prędzej Ci żyłka w oku pęknie niż mi coś źle pójdzie - krzyknęła .
- Wiesz co ? Lecz się - jak najszybciej opuściłem salę .
- NIE ! NIE DAM RADY ! - wbiegłem do sali , w której znajdowali się Violetta i Diego
- Co się stało Fede ? - opadłem na kanapę , a przyjaciółka usiadła obok mnie .
- Ludmiła się stała . Czuję oburzenie do Mariottego , czy jak on się tam nazywał , że tak nas wylosował . - Boję się , że się tak wkurzy , że Bąbel będzie miał bliźniaka .
- Jaki Bąbel ? - spytał Diego .
- Mój siniak to Bąbel , a ja jestem dumny z tego imienia . I wiesz co Violka ?
- Co ?
- Nie lubię Leona .
- Czemu ?
- Bo mi zabrał Anę - wyszlochałem .
- To ty z Aną jesteście parą ? - Diego był zaskoczony .
- Nie , a co ?
- Yyyyyyyyyyy ... Nie ważne . Ja muszę spadać . Narka - uśmiechnął się do nas i wyszedł z sali .
- Chcecie się przejść na lody ? - zapytała osoba , która nagle pojawiła się w drzwiach ...


(Camilla)
Nie wiem jakim cudem dostałam się do tej ósemki. To najlepsi uczniowie Studia a ja ?  Pokazałam co umiem rok temu. I teraz nie powinni mnie chcieć nawet słuchać. Poza tym muszę podziękować Broadwayowi bo to on mnie namówił. Szkoda że sam nie przeszedł dalej. Teraz muszę skupić się na nauce tańca w parze z Tomasem. Ludmi wścieka się że to nie ona z nim tańczy. Szłam do sali tańca w której spotkałam Violę i Diego. Oboje nie wyglądali na zadowolonych postępem prac w ich tańcu. Ja też bym się denerwowała gdyby ktoś ciągle mnie poprawiał. -Chcecie się przejść na lody-zapytałam a w odpowiedzi zobaczyłam ich zdziwione miny. -Pomagają na smutki i nerwy. -Spoko-jako pierwsza zareagowała Violetta.-Ja zostanę-dopowiedział Diego. Wraz z przyjaciółką poszłyśmy w stronę kafejki w której ostatnio wszyscy przesiadują.-Gałkę lodów czekoladowych w wafelku.-zamówiłam. -Ja to samo-rzekła Vilu. Usiadłyśmy przy stoliku. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym podeszła do nas ....

(Lara) W Studio'u podawali wyniki konkursu. Dobrze, że w nim jednak nie brałam udziału... i tak bym w nim nie przeszła. Cieszę się, że Federico'owi się udało. Współczuję mu, że tańczy z Ludmiłą... Nie powinnam wtedy uciekać. Co ja robię? Mam jakieś złudzenia, że coś go łączy z Aną. Ale ja byłam pewna... Tylko wczoraj on i Ana powiedzieli, że nic ich razem nie łączy... Jestem, aż tak beznadziejna? Kiedy on zapytał czy jestem w nim zakochana, skorzystałam z pierwszej lepszej okazji i uciekłam.
Chciałam z nim dzisiaj porozmawiać, ale jakoś nie mam odwagi. tak, robię tyle niebezpiecznych rzeczy, narażam swoje życie w pożarze i nagle boję się czegoś powiedzieć. Nawet gdybym chciała, nie widziałam go jeszcze od ogłoszenia wyników.
Wyszłam ze Studio'a i poszłam do jakiejś pobliskiej kafejki, do której przychodzi dużo uczniów Studio'a. Może tam będzie, pomyślałam i przekroczyłam próg budynku. Zaczęłam go szukać wzrokiem, ale bez rezultatu. Zauważyłam tylko Violettę z Camilą. Podeszłam do nich:
- Cześć - przywitałam się, a one na mnie zaciekawione spojrzały. - Widziałyście Federico'a? - zapytałam.
- Ostatni raz go widziałam w Studio'u, ale gdzieś nagle wyszedł - odpowiedziała Violetta.
- Dzięki - rzuciłam i bezradnie zaczęłam znowu patrzeć na osoby w kafejce.
- Chciałbyś z nami usiąść? - zapytała Camila i się uśmiechnęła.
- Ja... Mogę?
- Tak. Chciałabyś pogadać? - zapytała Violetta, a ja kiwnęłam smutno głową.
Szczerze mówiąc miło mi się z nimi rozmawiało. Pomyliłam się na początku co do Violetty... Po chwili ktoś do nas podszedł...

(Ana) Gdy wyczytano moje imię miałam myślałam że robią sobie żarty ale... Jej... Może nie jestem aż taka zła ? Pomyślałam. Tańczyłam z Leonem co mnie ucieszyło, na szczęście nie miałam tyle pecha co Federico i nie jestem z naszą laddy's. Nie mogłam nigdzie znaleźć mojego partnera a mieliśmy przecież ćwiczyć ! Postanowiłam że pójdę się przejść, może wtedy go spotkam ? Chodziłam po parku, jakiś klubach...W końcu dotarłam do kafejki, zobaczyłam tam Violet więc podeszłam do niej pytając się o Leona. Niestety ta też go nie widziała...
- Może chcesz się przysiąść ? - Spytała kuzynka. Pokręciłam przecząco głową iż myślałam że Lara nie chciałaby siedzieć ze mną w jednym pomieszczeniu. Ponownie poszłam do Stud!a i aleluja ! Leonek się znalazł, zaśmiałam się w duchu.
- Ana ! Gdzie byłaś szukałem cię ! - Mówił. Westchnęłam i odpowiedziałam że robiłam to samo. Po chwili poszłyśmy do sali tanecznej już przebrani. - Dobra... Pięć, sześć, siedem, osiem... Góra, dół, obrót.
- León ! - Krzyknęłam a po chwili znalazłam się na ziemi z obolałą głową. - Ał... - Dotknęłam bolące miejsce wstając.
- Pprzepraszam... Zamyślałem się... - Spojrzałam na niego groźnie ale po chwili ochłonęłam.
- Dobra, dalej... Ale tym razem mnie złap bo sam dostaniesz ! - Zagroziłam mu z uśmiechem. - Raz, dwa, trzy, cztery... ! - Ćwiczyliśmy jeszcze przez chwilę póki Gregorio nie wpadł do sali i zaczął coś krzyczeć a następnie wyszedł. Wymieniliśmy z Leonem porozumiewawcze spojrzenia a potem wybuchliśmy śmiechem...
- A wy co tacy weseli? - Powiedziała... Stojąc u progu drzwi...

(Naty) Od rana chodzę z ponurą miną, eh... Co ten świat ze mną robi ? Chyba muszę wrócić do Ludmiły... Chodząc po Stud!u i patrząc na uradowanych ludzi usłyszałam głośną muzykę z sali tanecznej a potem krzyk i śmiech. Chciałam tam wejść zobaczyć co się dzieje... Nagle Gregorio z niej wyleciał jak torpeda... Spojrzałam do środka i zastałam tam Leona i Ane.
- A wy co tacy weseli ? - Spytałam.
- Gregorio małpka rozwalił mój system... - Odpowiedziała dziewczyna, przewracając oczami wyszłam z Stud!a i przeszłam się do parku. Nawet śpiew ptaków nie poprawił mi humoru ! Eh... Czy ktoś jest w stanie podnieść mnie na duchu ? Czy istnieję taka osoba na świecie ? A może takiej nie ma i mam żyć z poczuciem samotności ? Zadawałam sobie pytania siadając na ławce w parku. Przez dłuższą chwilę patrzyłem się w zieloną trawę ale po chwili usłyszałam ciepły głos...




(Maxi) W tym roku postanowiłem odpuścić sobie U-Mix, bo po co po raz kolejny się tym przejmować jak nie mam szansy wygrać? Nie wiem dlaczego, ale od kilku dni mam gigantycznego doła. Wszędzie łażą zakochane pary! -Czy tylko dla mnie w tym świecie nie ma miłości?- pomyślałem, po czym kopnąłem w kamyk który o mały włos nie uderzył Natalii w głowę. -Może to ten znak?- po raz kolejny przeszło mi przez myśl. Zestresowany podszedłem do niej, zrywając po drodze jakieś kwiatki. -Na-Natalia?- jakoś odebrało mi mowę kiedy jej wielkie oczy rozpromieniły się na mój widok, nie no chłopie weź się w garść. -Siema, Czemu taka smutna tutaj siedzisz?- Usiadłem obok niej. -M-Maxi! Yyy bo ja.. Podziwiam widoki- zauważyłem że dziewczyna się denerwuje, wiec złapałem ją za rękę. -Ufasz mi?- kiwnęła głową -Więc chodź, pokaże Ci co to znaczy podziwiać widoki- spacerowaliśmy w milczeniu, mimo że obydwoje jesteśmy wygadani, nic nie mogłem skleić w porządne zdanie. Zaprowadziłem ją w miejsce idealne dla kobiet pełno różowych kwiatków i innych koszmarów dla mężczyzn. Jakoś tak wyszło, że pocałowałem ją. Dziewczyna wytrzeszczyła swoje wielkie oczy -Ma-Maxi..- jedynie co zdołałem z siebie wydusić to głupkowaty śmiech. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła, po czym uciekła. -Wszystko musisz psuć?- wydarłem się na siebie, gdy jakiś koleś przechodzi i wydaje mi się że zrozumiał, że do niego krzyczę!...

(Damon) Idę sobie spokojnie alejką aż jakiś pajac w czapce drze się na mnie że niby wszystko psuje, fakt sporo rzeczy niszczę ale o co mu chodziło to nie wiem dlatego postanowiłem tylko zmierzyć go zabójczym spojrzeniem. Robiło się już późno i myślałem nad tym czy nie udać się na podbój jakiś klubów jednak zrezygnowałem, w końcu muszę grać role dobrego kuzynka w domu Castillo. Gdy dotarłem do domu wszyscy siedzieli samotne w swoich pokojach zajęci swoimi sprawami. O nie, tak być nie może, nie będę umierał z nudy. Wdrapałem się po chodach na górę i zapukałem w drzwi od pokoju kociaka. - Proszę! - usłyszałem w odpowiedzi. - Violetta, jesteś mi potrzebna na dole! To bardzo ważne! - zawołałem i zbiegłem na dół jak by się paliło, zgodnie z planem pobiegła za mną. - A teraz bądź tak dobra i do pianina! - zawołałem śmiejąc się. - Damon czy ciebie pogrzało? Jest po 22 myślałam że się pali czy co.... - no i znów wyszła z niej maruda. - Violetta, nie ma czasu na wyjaśnienia. To na prawdę ważne żebyś usiadła do tego cholernego pianina! - zawołałem z mina szaleńca, o dziwo mnie posłuchała. Złapałem za swoją gitarę i zacząłem grać i śpiewać:
Five, six, seven, eight !
Ven con nosotros ¡Y ahora!
¡Salta!
Muevete al ritmo
My body people
Whoo!
Ven con nosotros y ahora
¡Salta!
La fiesta ya esta aquí
We can everything you need
Whoo!
Ven aquí ¡Y ahora!
¡Salta!

Po chwili dołączyła się do mnie kociak a potem to już poszło lawinowo, do salonu zlecieli się chyba wszyscy domownicy.O dziwo nie byli wkurzeni, a German z Aną zaczęli klaskać i pstrykać palcami do rytmu xD

Ya estamos aca
Abre paso da le
Subete a mi nave
Si quieres volar
Te voy llevar
Donde nadie llega
A otro planeta
En un viaje espacial
Ehh ehh
No tienes que temer
Ehh, ehh
No vas a caer
Pulsando ver más
Allá no hay gravedad

Gdy kończyliśmy śpiewać Violetta uśmiechnęła się do mnie z iskierkami w oczach, o tak cel wykonany - przeszło mi przez myśl i odwzajemniłem uśmiech. Pożegnałem się z domownikami i udałem się do swojego pokoju, nich się dziewczyna pozastanawia jaki naprawdę jestem zaśmiałem się i opadłem zmęczony na łóżko.

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 5 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 36.



layout by Sasame Ka