czwartek, 10 października 2013

Rozdział 17

(Federico) - Oh . Jak ja kocham Włochy - wykrzyczałem gdy tylko wysiadłem z samolotu . Nic się tu nie zmieniło . Nadal było tu tak ciepło , rzadko kiedy padał śnieg , ludzie uśmiechali się do siebie na każdym kroku i żyli w przyjaźni ze sobą . Zobaczyłem moją mamę i młodszego brata , więc szybko do nich podbiegłem zostawiając ojca . 
- Jak się stęskniłam - rodzicielka wzięła mnie w objęcia . Po chwili wyswobodziłem się z jej uścisku i klęknąłem przed Jorgem . 
- Jak się trzymasz młody ?- spytałem 5 -letniego szatyna . 
- Jest już lepiej . A mama powiedziała , że nas weźmie na lody - uśmiechnął się i nagle coś zobaczyła za moimi  plecami . - Tata ! - wykrzyknął i wystrzelił do przodu . Usłyszałem dźwięk telefonu . Spojrzałem na wyświetlacz i odebrałem . 
- Halo ?
- Fede ?! O mój boże . Studio ... - nie mogłem niczego zrozumieć . 
- Co , co , co ? Co się stało ? 
- Ja weszłam/em do Studia i tam zobaczyłam/em ... Ono się ... - wykrztusiła/ił ...


(Violetta) Tuż przed wejściem do Studia stało mnóstwo ludzi, na ławce siedział Antonio z głową spuszczoną na dół reszta nauczycieli wyglądała podobnie, nie wiedząc co się stało podeszłam bliżej wejścia gdzie stało kilka policjantów i strażaków. Jeden z nich podszedł do mnie -Panienko, może widziałaś coś podejrzanego?- zwraca się do mnie jeden z oficerów, na pierwszy rzut oka wygląda normalnie, oprócz ogromnego wzrostu. -Ech, nie! Jak pan widzi dopiero przyszłam i nie wiem co się stało- przygląda mi się chwile. -A właściwie mógł bym pan mi powiedzieć..-
- Mogę powiedzieć tylko tyle, że mamy podejrzenia o podpalenie sali do muzyki- mówi do mnie obojętnie  i znika przepytywać innych. Od razu chwyciłam telefon i wybrałam numer Leóna, ale jak to on nigdy nie odbiera. Dlatego zadzwoniłam do Federico, wiedziałam że to może być dla niego ważne, w końcu Studio to nasz drugi dom. Rozmawialiśmy przez moment. Potem próbowałam się przecisnąć do stojącej Angie, ale rozproszyła mnie  rozmowa między strażakami. Nie słyszałam dokładnie, ale chodziło o to że pożar spowodowała ... świeczka zapachowa? Przypomniałam sobie że Ludmiła, siedziała do późna w Studio pracując na układem tanecznym, mam nadzieje że to nie jej sprawka, albo co gorsze nie została w środku...



(Ludmila) Wstałam bardzo bardzo wcześnie, pomijając to, źe wczoraj, siedziałam w Studio bardzo długo ćwicząc układ do Gregorio. - Raz, Dwa, Trzy, Raz, Dwa, Trzy  ... - idę  do Studio powtarzając kroki. Jestem dwie godziny przed rozpoczęciem zajęć. Dobrze, że mamy klucz do Studio, żeby można było ćwiczyć kiedy tylko chcemy. Otworzyłam drzwi i usłyszałam ...ciszę taką cudowną ciszę. Wchodzę do sali rzucam torbę w kąt, związuje włosy w koński ogon i mogę zaczynać trening. Robię sobie trochę więcej miejsca i włączam muzykę. - Cztery, Pięć, Sześć, Siedem, Osiem i prawa lewa prawa lewa, ręka w górę i przysiad, wyskok i ... ciemno tu zapalę sobie jakąś świeczkę będzie milej. Wyjmuję z torebki czerwoną świeczkę podpalam ją i stawiam na pianino. - Jeszcze raz - mówię do siebie - Cztery, Pięć, Sześć, Siedem, Osiem wyskok, lewa w bok, prawa zgięta i wykop. - O nieeeeeeee - widzę jak świeczka się przewraca i płomień chłonie pianino. Próbuję ugasić ten ogień torebką, ale ona też nabiera ognia. - Co robić, co robić - myślę zdenerwowana. Pianino zaczyna coraz mocniej płonąć. Nie wiem co robić, szczątki pianina spadają obok drzwi. - Spokojnie, Spokojnie, Dam radę dam radę. - oddycham coraz mocniej. Dym wypełnia moje płuca zaczynam się krztusić. - Ekh Ekh Ekh - kaszlę. - przede mną wiją się lassa płomieni czerwone i żółte, w sali jest coraz bardziej duszno. - Pomooooocy, Poooomocy - zaczynam krzyczeć - Poomo... - nie dokańczam zdania ...


(Lara) W nocy znowu nie mogłam spać. A może nie chciałam? Dręczył mnie koszmar, w którym wszyscy mnie nienawidzą, wiedzą, że oszukiwałam Violettę i Leon, który mówi:"Myślałem, że się przyjaźnimy, ale przyjaciele nie robią czegoś takiego". Postanowiłam pójść z samego rana do Studio'a. Czułam się bardzo senna, ale świeże powietrze i śpiew ptaków mnie rozbudziło.
Kiedy podeszłam do drzwi wejściowych, zdałam sobie sprawę, że może być jeszcze zamknięte. Pomimo tego je otworzyłam. A jednak nie, pomyślałam. Szkoła wyglądała inaczej. Była pusta, panowała cisza i pachniało jakimiś spalonymi kwiatkami. Zaraz... CO? Zapach był wyraźny i czułam najwyraźniej dym. Powinnam zawiadomić straż pożarną... Pomimo tego szłam przez korytarz, aż zobaczyłam jak dymi się z sali muzycznej.Chciałam wybiec z budynku, ale nagle usłyszałam dobiegający z sali kaszel. Ktoś tam jest! Co mam robić?! Gdzie gaśnica, zaczęłam się zastanawiać i szukać jej wzrokiem
. Wisi przede mną, stwierdzam w końcu. Szybko ją chwyciłam i podbiegłam do palących się drzwi. Jakie płomienie... Czy to na pewno bezpieczne? Otworzyłam gaśnicę, gasząc jakimś cudem drzwi. Nagle na podłodze zauważyłam Ludmiłę. Była blisko płomieni... Rzuciłam gaśnicę i wpadłam do pomieszczenia. Zaczęłam kaszleć, więc zasłoniłam ręką buzię. Nie uniosę jej... Chwyciłam ją rękę i zaczęłam ją wyciągać z sali. Nie ucieszy się, że przejechała po podłodze, pomyślałam. Ale to chyba lepsze od spłonięcia... Na szczęście ktoś mi pomógł wyciągać Ludmiłę z pomieszczenia...


(Ana) Już od 6 rano się obudziłam i nie mogłam dalej spać przez promienie słoneczne które wlatywały przez okno. W końcu wstałam i zrobiłam codzienne czynności zanim wyruszyłam do Stud!a. Gdy byłam już koło budynku, świeciło tam pustką. Pomimo żadnych oznak ludzi wokół weszłam do środka... Zdziwiło mnie że drzwi są otwarte o tak wczesnej porze. Szłam w stronę pokoju nauczycielskiego ale usłyszałam nagle jakiś głos. Spojrzałam w lewo i dostrzegłam tam tą całą "Lare" która kogoś wlokła z pomieszczenia które roiło się od dymu i płomieni. Szybko do niej podbiegłam i bez słowa zaczęłam jej pomagać, osobą które wyprowadzałyśmy na zewnątrz była Ludmiła. "Co tu się dzieje ?!" Przeszło mi przez głowę... Najtrudniej było ją wciągnąć do góry schodami, "ile ona waży ?" znów przeleciało przez moją głowę. Gdy tylko udało nam się ją wyciągnąć na zewnątrz próbowałyśmy ją obudzić...
- Ludmiła... Ludmiła ! Ej ! - Krzyczała do niej Lara.
- Ej, bo jeszcze ogłuchnie. Chodź zaprowadźmy ją do szpitala może doznała jakiś obrażeń ... ? - Nie odpowiedziała tylko wyjęła z kieszeni telefon i gdzieś dzwoniła a ja dalej próbowałam obudzić naszą gwiazdę. Słysząc co mówi dziewczyna przeanalizowałam że dzwoniła na straż. Czekając na ich przyjazd była grobowa cisza między nami. Po kilku minutach strażacy już pojawili się na miejscu...

(Violetta) Kiedy podsłuchiwałam się rozmowę strażaków w tej samej chwili z głębi czarnego dym wyłoniły się Lara! Ana! i Ludmiła! Nie sądziłam że moje przypuszczenia się potwierdzą! Nie zwracając uwagi na strażaków, którzy nie wiem jakim cudem nie byli w stanie potwierdzić czy ktoś znajduje się w Studio, pobiegłam od razu do dziewczyn. Wyglądały okropnie, skóra brudna od pyłu, kawałki podpalonych ubrań, nic dziwnego skoro znajdowały się w środku pożaru. Wzięłam Ludmiłę za ramie, przez co dałam odpocząć już zmęczonej Larze. Zdążyłam tylko zapytać Any, czy Ludmiła oddycha, nim odepchnęło mnie kilku strażaków w tył!
Po kilku minutach na miejscu była karetka i zabrała ze sobą wszystkie trzy dziewczyny. Martwiłam się o nie, a nawet o Ludmiłę nie lubimy się, ale nie chciałam znieść myśli gdyby została tam sama. Antonio ogłosił że na pewno dzisiaj lekcje się nie odbędą i możemy wrócić do domu, tyle że nie potrafiłam oderwać wzroku od Studia. Nagle poczułam że ktoś kładzie rękę na moim ramieniu i powoli mnie obraca ...

(German) Zawalony papierami wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do kuchni. W środku na blacie dostrzegłem pamiętnik Violetty, bardzo mnie to zdziwiło. Nigdy się z nim nie rozstawała teraz ? Teraz leży niewinnie... Biorąc go w dłonie przeszedłem się do Studia. Nie było sensu do niej dzwonić, ostatnio w ogóle nie odbierała. Idąc wciąż świerzbiły mnie wargi, nie mogę zapomnieć tego gdy... Nagle po całym Buenos Aires rozległ się dźwięk wyjącej karetki która jechała jak szalona. To mnie jeszcze bardziej zdziwiło gdyż... Violetta ! Krzyknąłem w myśli i pobiegłem przed siebie. Koło budynku roiło się od strażaków i dzieciaków. Przeciskając się miedzy ludźmi szukałem swojej córki... Zauważając ją obróciłem Violę w swoją stronę i przytuliłem.
- Nic ci nie jest ? Jakiś oparzeń ? Może sobie coś...
- Tato ! - Przerwała mi lekko krzycząc. - Przestań, mi nic nie jest ale Ana... Ona pojechała karetką do szpitala. - Ulżyło mi gdy dowiedziałem się że Violi nic się nie stało ale koniecznie muszę zadzwonić do jej rodziców. Nagle pomyślałem o Angie... Opuściłem swoją córkę i zacząłem jej słuchać. Dostrzegłem ją przerażoną koło reszty nauczycieli. Podchodząc do niej spytałem.
- Angie wszystko w porządku ? Nic ci nie jest?
- Mi nie ale nie można tego powiedzieć o Studiu.... - Łza zleciała jej po oku a po chwili ten cały Pablo zaczął ją przytulać. Nie powiem trochę byłem zazdrosny... Wzdychając odszedłem od nich i szukałem mojej córki wzrokiem. Gdy ją dostrzegłem zobaczyłem koło niej....

(León) Nie ma lepszej wiadomości z rana niż wieść, że przez głupotę Ludmiły(co nie było znowu tak nieprzewidywalne) Studio stanęło w płomieniach. Próbowałem dodzwonić się do Violetty, ale miała wyłączony telefon. Szybko pożegnałem się z rodzicami i pobiegłem do szkoły. Oczywiście pierwszą osobą, którą zauważyłem, była moja dziewczyna, więc podszedłem do niej, upewniając się, że jest cała i zdrowa. Dowiedziałem się, że nie była w ogóle na miejscu w czasie wypadku, ale Ana... Ana była lekko poszkodowana. Na szczęście jest już w szpitalu, gdzie zajmują się nią odpowiedni specjaliści. Razem z Violettą zwyczajnie staliśmy przed Studio i przyglądaliśmy się akcji ratowniczej. Zupełnie odruchowo objąłem ją ręką, a ona położyła głowę na moim ramieniu. Niestety jakimś dziwnym trafem przyszedł tu ojciec Violetty, drąc się na mnie nie wiadomo o co. Przecież to moja dziewczyna, nic takiego nie robiliśmy, prawda? Ja wiem, że on może jest trochę przewrażliwiony od czasu tego pocałunku, no ale proszę... stoję tam i patrzę na niego, udając że słucham co do mnie mówi, ale tak naprawdę przyglądam się innej, znacznie ciekawszej scence...


(Tomas) Obudziłem się trochę później niż zwykle, mimo to miałem jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia zajęć, jadłem właśnie śniadanie gdy w radiu podano komunikat "Wiadomość z ostatniej chwili! W studio 21 wybuchł pożar, na razie wiadomo o 3 poszkodowanych!" Niemal zadławiłem się kanapką którą właśnie jadłem. Z prędkością światła pobiegłem do Studio które właśnie gasili strażacy. Od razu podbiegła do mnie Cami lamentując że Ludmila omal nie spłonęła w środku, ale została uratowana przez Lare i Ane, a teraz wszystkie trzy są w szpitalu. Przez Lare i Ane? Powtórzyłem w myślach. To co cholery robili ci strażacy gdy trzeba było ją ratować?! Wkurzony podszedłem do jednego z nich który właśnie rozmawiał z Antonio. - Czemu nie sprawdziliście czy ktoś jest w środku?! - wydarłem się na niego. Wymruczał jedynie słowo "procedury" i odepchnął mnie ręką. Tylko podsycił tym czynem mój morderczy nastrój. - A co mnie obchodzą jakieś wasze kretyńskie procedury! Ona mogła zginąć! - wykrzyczałem i rzuciłem się na niego z pięściami, parę sekund tarzaliśmy się po ziemi walcząc aż odciągnęło mnie od niego dwóch innych strażaków. Chcieli nawet wzywać policje ale na moje szczęście strażak na którego się rzuciłem powiedział im aby tego nie robili, bo podobno reagowałem w afekcie. Dopiero po tych słowach łaskawie mnie puścili a ja obejrzałem się za siebie, no pięknie cała szkoła się temu przyglądała. Jestem Debilem, pomyślałem i ruszyłem w kierunku najbardziej oddalonej ławki by móc dalej obserwować akcje gaszenia pożaru, oraz trochę ochłonąć.


(Esmeralda) Wstałam wcześnie , posprzątałam cały dom, zrobiłam śniadanie i odpaliłam telewizor.Doznałam szoku ; " W szkole artystycznej Studio 21 wybuchł pożar, strażacy opanowali sytuację, jednak poszkodowane zostały trzy uczennice szkoły" - Ludmila, Ludmila - krzyczę, wbiegam na górę i widzę że nie ma jej w pokoju. Zbiegam na dół zakładam kurtkę i wychodzę z domu. Po kilku minutach jestem już po Studio, tłum dzieciaków stoi przed szkołą.

Podchodzę do jakiegoś chłopca.- Co tu się stało ? - pytam go zdenerwowana. - Zapaliła się sala muzyczna. - odpowiada, widzę że też jest zdenerwowany. - Widziałeś Ludmile Ferro, gdzie ona jest ? - łapię go za rękaw. - Ludmila, Ludmila jest w szpitalu, ale co... - nie słyszę co mówi bo zaczynam biec. - Żeby tylko nic jej nie było - mówię w myślach. Po 20 minutach jestem w szpitalu. Łapię pierwszego lekarza. - Przywieziono tu osoby ze szkoły artystycznej gdzie one są.? - pytam. - Zależy o kogo chodzi. - odpowiada. - Ludmila Ferro. - podaje mu dane córki. - Jest na III piętrze. - pokazuje mi ręką schody. Wbiegam na górę i dostrzegam przez okienko w sali Ludmile. - Boooże - krzyczę na korytarz. Podbiega do mnie pielęgniarka. - Pani jest z rodziny ? - pyta. - Tak jestem jej matką. - mówię jej. - Niech się pani uspokoi wszystko będzie dobrze, w tej chwili jest nieprzytomna, nawdychała się bardzo dużo dymu. - informuje mnie - Mogę do niej wejść ? - pielęgniarka wprowadza mnie do sali. - Ludmila - mówię łapiąc za rękę i nagle dostrzegłam ...


(Tomas) Gdy już trochę ochłonąłem złapałem pierwszą lepszą taksówkę i udałem się do szpitala. Nienawidzę szpitali od wypadku z przed pięciu lat źle mi się kojarzą, . Podszedłem do recepcji - Przepraszam, ja w sprawie trzech dziewczyn przywiezionych z pożaru. - powiedziałem. - Jest pan z rodziny? - zapytała recepcjonistka. - Tak jestem kuzynem panny Ferro. - skłamałem wiedząc że bez tego nic mi nie powiedzą. -  Hmm Ludmila Ferro III piętro, a dwie pozostałe panie są obecnie opatrywane na izbie. Postanowiłem od razu udać się do Ludmily, wszedłem na górę i zacząłem zaglądać do sal, w jednej z nich zauważyłem Ludmilę i te samą kobiete na którą nawrzeszczałem omyłkowo przy Violettcie. Ona również mnie zauważyła. - Dzień dobry, ja przepraszam ale co z Ludmilą? - zapytałem nieznajomej. Zbytnio przejmowałem się stanem Lu żeby zastanawiać się kim jest ta kobieta. - Na razie nic nie wiadomo, nawdychała się dużo dymu - odpowiedziała smutno. - Rozumiem, to ja nie będę przeszkadzał, wpadnę później. - powiedziałem i skierowałem się do drzwi, już stałem na progu gdy....

(Naty) Przez kilka dni nie dawałam oznak życia. Eh, okazało się że mój siostrzeniec Drake jest poważnie chory dlatego pojechaliśmy wraz z rodziną do Meksyku. Ludmiła pewnie jest zezłoszczona moim brakiem obecności, ale czas wsiąść się w garść! Gdy dzisiaj ruszyłam do Stud!a zobaczyłam tam strażaków i zgromadzonych ludzi. Przed oczami miałam najczarniejsze scenariusze, podbiegłam do nauczycieli aby dowiedzieć się o co chodzi. Gdy Pablo opowiadał ja nadal patrzałam na zniszczony i prawie doszczętnie pożarte przez płomienie budynek. Gdy usłyszałam o poszkodowanych aż zabrakło powietrza... 
- Ludmiła ?! - Krzyknęłam. Mimo że jest strasznie podłą osobą to przejęła się nią, spytałam też w jakim szpitalu się znajduję. Po wyciągnięciu informacji pobiegłam tam. Na szczęście szpital znajdował się niedaleko, więc bez większego wysiłku tam dotarłam. W środku podbiegłam do recepcji i zdenerwowana zapytałam o nią. Pani z dziwnym wyrazem twarzy powiedziała o 3 piętrze. Wspięłam się na górę windą, niestety kobieta nie powiedziała w której sali więc krążyłam z kilka
minut. Zostały mi ostatnie drzwi, z myślą że Ludmiła tam jest wzięłam głęboki oddech i łapiąc za klamkę otworzyłam drzwi. Uderzyłam kogoś drzwiami więc odruchowo zaczęłam się tłumaczyć i przepraszać. Poszkodowanym okazał się Tomas, ocierając swoje obolałe czoło wyszedł bez słowa a ja widząc Lu na szpitalnym łóżku usiadłam koło niej... U jej boku rozpoznałam też jej matkę, miła kobieta nie wiem dlaczego ona tak strasznie na nią narzekała. Powiedziała że zaraz wraca i znów usłyszałam zamykające się drzwi. Wierzyłam że niedługo wyzdrowieje i... I co ? Znów będzie mną pomiatać jak chcę ? O nie... Otworzyłam okno aby choć trochę świeżego powietrza wpadło do tego dusznego pomieszczenia. Wzdychając byłam przy Lu kolejne pół godziny aż w końcu wyszłam na korytarz a na nim zauważyłam....

(Tomas) Gdy wychodziłem od Ludmily zostałem niemal znokautowany przez Naty, która jakimś magicznym sposobem zjawiła się w szpitalu. Wyszedłem ze szpitala i zacząłem bez celu pałętać się po mieście, kilka razy omal nie wpadłem pod koła samochodu. Jakoś nie mogłem myśleć o niczym innym niż nieprzytomnej Ludmile. Mimo iż nienawidziłem tego miejsca postanowiłem wrócić do szpitala. Już miałem wejść do jej sali, jednak się powstrzymałem, na pewno siedzi z nią tam rodzina więc po co będę się pchał na dokładkę. Jednak nie potrafiłem tak po prostu odejść więc usiadłem na jednym z krzesełek znajdujących się na korytarzu, nie minęło parę minut gdy z sali wyszła Naty, podszedłem do niej. - I co z nią? Obudziła się może? - pytałem. - Nie wciąż śpi. Ale co ty tu robisz? - zapytała. No tak przecież ona nie wie o moim powrocie, przeszło mi przez myśl. - To długa i nudna historia. - odpowiedziałem. Naty chciała mi coś odpowiedzieć lecz usłyszeliśmy hałas dobiegający z sali Ludmily....

(Ludmila) Światło raziło moje oczy, powoli najpierw jedno potem drugie oko. Zobaczyłam, że jestem na jakiejś sali. - Co się stało - powiedziałam na głos. Obok mnie stała jakaś aparatura, do żyły wpływała zimna kroplówka. I dopiero po chwili przypomniałam sobie o świeczce, pianinie i płomienie. - Boooże spaliłam Studio - powiedziałam głośno, i zauważyłam przez szybę Tomiego i .. Naty, co ona tu robi gdzie była.? Wchodzi do mojej sali. - Ludmila, matko jak się czujesz, wiesz jakiego stracha wszystkim napędziłaś. - oznajmiła mi. - Naty, gdzie Ty byłaś, próbowałam się z Tobą kontaktować, a ty nie raczyłaś nawet zadzwonić. - powiedziałam jej. Opowiedziała mi o wizycie w Meksyku, chorym siostrzeńcu, najważniejsze że już wróciła. Kiedy po około godzinie wyszła, zjawiła się moja matka.- Ludmila, nareszcie się obudziłaś, czy Ty wyobrażasz sobie jak się bałam ? - złapała mnie za rękę. - Domyślam się, widziałaś gdzieś Tomiego ? - zapytałam bo byłam zdziwiona, że nie przyszedł. - Ahh ten chłopiec tak był tu jak spałaś i potem też, ale kazałam mu iść do domu - powiedziała i uśmiechnęła się. - Mamo, spaliłam Studio, co teraz będzie ?? - byłam przerażona, bo przecież Ja spaliłam szkołę i sprzęt.- Ludmila spokojnie , teraz najważniejsze jest to, żebyś wróciła do siebie. Wpadnę jutro, przyniosę Ci jakieś rzeczy. - pocałowała mnie i wyszła. Odwróciłam się na bok, trochę pokasłując i zasnęłam. Śniło mi się, że jestem razem z Tomim, gdzieś daleko, bardzo daleko od tej całej sytuacji, od tego co się wydarzyło ...

Prosimy o komentarze !
Kolejny rozdział już jutro.

2 komentarze:

  1. Jest Naty!!!! Serio? Spaliliście studio? :P Od świeczki? :P Biedna Lu, Tomi rusz dupe wracaj do szpitala i ja przytul a nie!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacja! Najbardziej podobają mi się aż tak długie rozdziały. Niesamowite! Bardzo mi się twój blog podoba ;) Mam nadzieję że wpadniesz również do mnie bo dopiero zaczynam :* http://opowiadanieviolaprzyjaciele.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka