piątek, 28 lutego 2014

Epilog.

11 komentarzy:
"Mówią, że kiedy rodzi się człowiek, z nieba spada dusza i rozdziela na dwie części. Jedna z nich trafia do kobiety, a druga do mężczyzny. Natomiast całe życie polega na tym, aby znaleźć drugą połowę. Połowę własnej duszy. Połowę swojego serca. Połowę samego siebie..."


Są cztery rzeczy których cofnąć nie można;
Kamień... Który został rzucony.
Słowo... Które zostało powiedziane.
Okazja... Której się nie wykorzystało.
I czas... Który przeminął.



Przebywali jeszcze w szpitalu dość długi czas, z każdym kolejnym dniem walcząc o życie. Po kilku miesiącach ciężkiej pracy, dziewczyna była już gotowa na powrót do domu, natomiast gorzej było w przypadku chłopaka, który potrzebował o wiele dłuższej rehabilitacji.
Ich wspólny oprawca był od dawna zamknięty w specjalnym zakładzie psychiatrycznym. Nie postawiono mu żadnych zarzutów, jedynie uznano za niezrównoważonego psychicznie. Całe zło które im wyrządził nie zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, trzeba się z tym pogodzić i ruszyć dalej. Więc dlaczego oni nie umieli? Wracając do zdrowia, i codziennych zajęć Violetta próbowała nie chodzić na zajęcia, z jednego oczywistego powodu, nie chciała się z nim spotkać, próbowała go unikać, chciała zapomnieć. Ale czy da się zapomnieć o tych wszystkich chwilach, wspomnieniach, uczuciach? León myślał tak samo, przecież uważanie ją za najgorszą osobę na świecie było lepszym sposobem by pozbyć się wyrzutów sumienia, że samemu coś się zepsuło, racja? Ale mimo tych wszystkich wydarzeń, żyć bez niej, było o wiele gorsze, niż żyć z nią, i się cały czas kłócić. Dlatego postanowili zostać przyjaciółmi, ale wybór łatwiejszej drogi, nie oznacza wyboru tej lepszej, prawda?
A co słychać u reszty..?
Francesce i Federico układało się tak jak zawsze, lepiej być nie mogło. Ta dwójka była dla siebie przeznaczona od samego początku, tylko oni tak się rozumieli - bez słów. Po wspólnie spędzonych wakacjach na Karaibach, zamieszkali razem. A, po ukończonej nauce w Stud!o, wyjechali z powrotem do Włoch, gdzie zrobili ogromną karierę. Wrócili po kilku latach, wraz z Simonem i Bellą, dwóją bliźniaków, tak podobnych do rodziców.
Angie wraz z Germanem, po takiej przeszłości, i tylu nowych trudach, w końcu stanęli na ślubnym kobiercu. A, po jakimś czasie, na świat przyszła mała Valeria. Ale matka Violetty na zawsze pozostanie w ich sercach.
Diego po ostatniej kłótni z Larą, spakował swoje rzeczy i wyjechał, nie wiadomo dokąd. Krążyły pogłoski, że wrócił do rodzinnych stron, ale nigdy nie dał znaku życia. Dziewczyna natomiast osiągnęła sukces na torze motocrossowym. 
Ana stoczyła się na samo dno, ale dzięki pomocy swojej kuzynki i Leny, udało jej się po jakimś czasie wyjść na prostą. Razem z przyjaciółką wyjechała w podróż do o koła świata.
Ludmiła przebaczyła Tomasowi, który powrócił po jakimś czasie, przepraszając za wszystkie swoje błędy, oraz za to, że zostawił je same, bez opieki, bez niczego. Początkowo blondynka odrzucała wszystkie jego przeprosiny, ale w końcu uległa. Przecież tylko dla niego stawała się zupełnie nową osobą, lepszą. Po kolejnej kłótni, chłopak wyszedł z domu zatrzaskując drzwi za sobą, był zbyt zdenerwowany by myśleć. A co dopiero zauważyć pędzące auto. Zginął na miejscu.
Dziewczyna załamała się nerwowo, oddała córeczkę pod opiekę matce i wyjechała do Europy, gdzie osiągnęła swoje największe marzenie, stała się jedną z najbardziej znanych superstar na świecie.
Natalia i Max'i wszystko sobie wyjaśnili, pozostali dobrymi przyjaciółmi. Dziewczyna została słynną projektantką, a chłopak założył własną firmę, która promuje młodych ludzi.
Camila i Marco wyjechali na studia do Londynu.
Reszta nie dała znaku życia...



- Mamo, opowiesz mi jeszcze raz.. - poprosiła sennym głosem dziewczynka.
- Kochanie, opowiadałam Ci to już trzy razy, pora spać, jutro wielki dzień. - Matka zamknęła różową książkę, i wstała z łóżka.
- Proszę, ostatni raz... - siedmiolatka podniosła głowę znad niebieskiej poduszki.
- Ostatni... - westchnęła kobieta, która usiadła jeszcze raz obok córki i objęła ją ramieniem. Wzięła głęboki wdech i wróciła do wspomnień..
"Wracając tą samą ścieżką jak co dzień, Violetta przypadkowo - chociaż przypadki nie istnieją - wpadła na Leóna, zacisnęła mocno pieści, westchnęła głęboko i odeszła... Ale chłopak musiał ruszyć za nią, ciekawe dlaczego nagle przypomniał sobie o jej istnieniu?
- Czego chcesz?! - warknęła nie odwracając się ani na chwilę, jedynie przyśpieszyła kroku.
- Nie, nic.. - poddał się. To było do przewidzenia, zawsze kiedy trzeba się zachować jak mężczyzna, on się poddaje. - Znaczy... możemy porozmawiać?
- Chyba nie mamy już o czym rozmawiać, nie sądzisz? Ostatnim razem wyraziłeś się dosyć dosadnie. Pamiętasz? - Obróciła się nerwowo w jego kierunku, aż musiał ustąpić.
- Violetta..
- Jesteś głupią, okropną osobą, jak można być tak beznadziejną? Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, nawet patrzeć na ciebie. Chyba spadłaś z huśtawki marzeń, żałuję tego wszystkiego, o albo.. - Violetta zliczała kolejne obelgi na palcach, kiedy chłopak niespodziewanie podszedł do niej tak blisko, że czuł jej oddech, praktycznie stykali się nosami, nie wytrzymał, pocałował ją. Tak bardzo brakowało mu jej zapachu,  smaku tego wiśniowego błyszczyka do ust. Kiedy do dziewczyny dotarło to co się właściwie wydarzyło, odsunęła się od niego.
- Nie możesz po prostu pozwolić mi odejść?! - spytała bezgłośnie.
- Nie - odparł, widząc jej zakłopotanie chciał ją objąć, ale mogło by się to źle dla niego skończyć.
- Czemu? - rozluźniła pięści i odwróciła wzrok.
- Bo cię kocham, tak?! - Violetta podniosła wzrok, znowu poczuła uczucie które rozpalało ją od środka.
- León, ja... "

Kobieta skończyła opowiadać, jak tylko zobaczyła śpiącą już dziewczynkę, wstała i delikatnie ucałowała ją w czoło. - Słodkich snów - szepnęła matka, gasząc lampkę na nocnym stoliku.
Kiedy zeszła na dół okazało jej się, że jej mąż własnie wrócił z pracy.
- Słyszałaś nowe wieści? - rzucił na powitanie, po czym delikatnie musnął ją w policzek.
- Em, jakie? - spytała, jak zawsze sprzątając jego kurtkę z kanapy. Czy on się kiedyś nauczy?
- Andres, zwolniono go za 'dobre zachowanie' - powiedział sarkastycznie.
- León, minęło dość dużo czasu.. - Violetta usiadła obok niego.
- Więc? To go nie usprawiedliwia... A, właściwie dlaczego trzymasz ten stary zeszyt? - dopytał brunet widząc, że jego żona wyciągnęła swój pamiętnik, przecież od tak dawna nie pisała, prawda?
- Julia mnie poprosiła bym opowiedziała jej historię - powiedziała wpatrując się w jeden oddalony punkt, czyżby się bała? Nie, po prostu miała złe przeczucie.
Kiedy mężczyzna już usnął, Violetta jeszcze raz wzięła do ręki ten pamiętny zeszyt. Przeglądała wszystkie wpisy, każda kartka była zapełniona... A-ale... zaraz... gdzie jest ostatnia strona.,. Przecież ona była jedną z ważniejszych,.. Szukając ostatniej kartki, Violettę dobiegł trzask drzwi, podskoczyła, to na pewno kot, tłumaczyła sobie w myślach. Poddała się, odłożyła pamiętnik do szuflady i położyła się obok Leóna, usnęła.
Noc była burzliwa, różne odgłosy i trzaski przyprawiały o dreszcze. Szatynka obudziła się w środku długo po północy, zeszła na dół by napić się soku pomarańczowego, wracając na górę, coś podpowiedziało jej by sprawdziła czy z Julią wszystko w porządku, tak też zrobiła, spała jak suseł.
Wróciła do łóżka, zamknęła oczy i po jakimś czasie usłyszała zamykające się drzwi i... skrzypiącą podłogę pod czyimiś stopami... odwróciła się, zamarła... To on... Andres...
- Chyba nie dokończyliśmy czegoś ostatnim razem, nieprawdaż? - spytał jak gdyby nigdy nic, wyciągając zza pleców ostry, srebrny nóż. Czy to koniec? Zamachnął się...
*

León obudził się wypoczęty około ósmej. Mruknął pod nosem. Spał jak zabity. I Violetta najwyraźniej też. Już dawno tak nie spali. Odwrócił się na drugi bok i otworzył jedno oko. Otoczył ramieniem swoją ukochaną, a po chwili otworzył drugie oko. Violetta - zero reakcji. 'Pewnie jeszcze śpi' - pomyślał León. Odgarnął kołdrę odsłaniając jej twarz i zamarł.
Andres leżał obok niego z zakrwawionym nożem, patrząc i śmiejąc się szaleńczo.
Po chwili leżał w czerwonej kałuży obok Violetty...


czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 155 ''Czy to koniec?''

11 komentarzy:
(León) Budzę się ze znacznie pozytywniejszymi myślami. W końcu jest sobota. Mam wrażenie, że czekałem na nią od poniedziałku. Po krótkim przeanalizowaniu rzeczy, które koniecznie muszę dzisiaj zrobić, stwierdzam, że mogę wszystko odpuścić i pójść na tor, dawno mnie tam nie było.
Spoglądam na zegarek. Ósma dwadzieścia trzy. Eh, nie mogłem się tak budzić do szkoły? Może bym się nie spóźniał, albo coś... więc na wyjście jest jeszcze za wcześnie. No dobra. Więc książkę skończyłem... laptop jest na dole, nie będę po niego szedł... co ja mam robić? Prycham i biorę gitarę do ręki.
Nie muszę już więcej marzyć,
Tylko ty i ja,
Jesteśmy prawdą. 

Serio zazdroszczę autorce tekstu takiego szczęścia. 
Odkładam gitarę na bok i wolnym krokiem wychodzę z domu. W drodze na tor spotykam...


(Andres) Nareszcie sobota. Jako że jest ładny dzień, postanawiam iść sobie do parku, poleżeć, pomyśleć... W drodze do niego, spotykam Leóna, który zapewne idzie na tor.
- Cześć - rzucam ostrożnie. Nie widząc jednak u niego w oczach instynktu mordercy, ciągnę - Co słychać?
- W porządku - odpowiada jak dawny León. To dobrze.
- Idziesz na tor? - pytam, chociaż wcale mnie to nie interesuje. Chcę tylko ciągnąć rozmowę z moim byłym (?) przyjacielem. A może wciąż się przyjaźnimy?
- Tak, dawno mnie tam nie było... Miłej soboty - mówi i odchodzi. Cóż, dobre i tyle.
Kładę się na trawie oświetlonej przez jasne promyki słońca. Wzdycham głęboko, wsłuchując się w śpiew ptaków, gdy nagle schodzę na zawał serca.
- BU! - krzyczy ktoś do mnie. Tak mnie straszyć?!...




(Violetta) Dziś jest taki ładny słoneczny dzień, a na dodatek to sobota, aż szkoda przesiedzieć ją bezczynnie i samotnie w domu, dlatego postanowiłam się przejść, świeże powietrze  z pewnością dobrze mi zrobi, dochodząc do parku, nucę pod nosem piosenkę...
Euforia! Te da la gloria,
Grita! La gente grita,
Canta! Siente la euforia,
Porque asi queremos cantar...
Kiedy nagle zauważam zamyślonego Andresa, no cóż, można by czegoś spróbować..
- BU! - Krzyczę od tyłu, i od razu wybucham śmiechem, widząc jego reakcję.
Jego mina jest niezastąpiona! Haha!
- Ale co ty robisz?! - jęczy, no przecież nie jestem taka straszna..
- Nudzi mi się. - burczę.
- To lepiej niech ci się nie nudzi! - Parcha obojętnie, no ej, ktoś się tu nie zna na żartach..
- Na mnie się gniewać, wiesz co?! - Rzucam dźgając go palcami w brzuch, ha! Sukces osiągnięty, na mnie się nie da gniewać, ciekawe czemu? Chłopak przewrócił oczami, i cmoknął mnie w policzek.. - Idziemy? - spytał mnie biorąc za rękę, kiedy na naszej drodze pojawia się...


( Federico )
Nie wierzę . Po prostu to cud ! Czysty cud . Niewiarygodne .
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA(...) ! - wydarłem się na cały szpital i chyba zmiażdżyłem lekarza uściskiem .
- Ale trzeba będzie co tydzień przychodzić na badania - tak , tak , tak . Ale już go nie słuchałem , bo wybiegłem jak oparzony z budynku .
Ciągle po głowie chodziły mi jego słowa : Wszystkie komórki rakowe zostały zniszczone , więc organizm zaczyna normalnie funkcjonować , i po jakimś czasie powinieneś wrócić do pełni zdrowia i sił .
Czuję się jakbym miał wybuchnąć z nadmiaru szczęścia . Już mnie policzki bolały , od tego uśmiechu .
Nagle zobaczyłem Violkę i Andresa , więc natychmiast do nich podbiegłem .
- No hej ! - krzyknąłem zagradzając im drogę . Nie mogąc się powstrzymać podniosłem przyjaciółkę do góry i mocno przytuliłem .
- Fede ... Powietrze ... Ja go potrzebuję - wydukała , więc ją puściłem .
- Kocham Cię wiesz ? - spytałem .
- Ej ! - krzyknął Andres .
- Ciebie też kocham . Kocham ten świat ! - odbiegłem zostawiając ich z pytaniem na ustach . Udałem się pod Studio , w nadziei , że znajdę tam pewną osobę . Udało mi się .
- Fran ! - zagrodziłem jej drogę , a ona krzyknęła zaskoczona .
- O co chodzi ? - uśmiech wypłynął na jej twarz .
- Coś wymyśliłem ...

(Francesca) Jest sobota, taki piękny dzień, a ja muszę iść do Stud!o, zostawiłam w nim partykuły które muszę dokończyć na poniedziałek, tak wiem, moja pamięć..
Nie lubię siedzieć sama w szkole, tak pusto, cicho, ugh..
Kiedy miałam już wyjść drogę zagrodził mi mój Federico!
- Fran - wrzasnął, cóż za euforia?
- O co chodzi? -  zapytałam podekscytowana.
- Coś wymyśliłem.. - Tak skarbie dużo mi to mówi, wiesz?
- Ale Federico, co? - zaśmiałam się krótko, ja to mam szczęście.
- Chodź - wziął mnie pod rękę, ajć nie szarp tak...
Wybiegliśmy ze szkoły, wpadając do parku, wszedł na ławkę i zaczął krzyczeć...


( Federico )
Wybiegliśmy ze szkoły do parku  , gdzie wskoczyłem na ławkę i zacząłem krzyczeć :
- Kocham moją żonę nad życie ! Jest skarbem , słońcem , które rozświetla mi drogę ! Dlatego mam dla niej niespodziankę ! - zeskoczyłem z ławki i podszedłem do niej . - Pojedziesz ze mną na Karaiby ?
Dziewczyna zamarła i otworzyła buzię ze zdumienia .
- Co się napadło ? - wypaliła po chwili .
- No wiesz ... Dowiedziałem się dziś , że jestem w pełni zdrowy , a uświadomiłem sobie , że nie mieliśmy podróży poślubnej , więc chyba nadszedł na to czas .
- Czekaj , czekaj ... - opatuliła moją twarz rękami . - Jesteś zdrowy ?
- Tak . Lekarz powiedział , ze choroba ustąpiła .
- Aaaa ! - rzuciła mi się na szyję . - To wspaniale !
- Wiem . Więc co ty na Karaiby ? Oszczędzałem na to od dawna , więc pieniądze to żaden problem .
- Z Tobą pojadę i na koniec świata - wspięła się na palce i mnie pocałowała .
Po chwili postanowiliśmy , że udamy się do Resto , gdzie zauważyliśmy ...




(León) Jeśli wierzysz, że powrócić, aby
Próbować,
Nie poddawaj się, nie przez przypadek!
Ciekawe, dlaczego akurat ta piosenka przyszła mi do głowy. Nie wiązałem z nią żadnych uczuć czy wspomnień, ale to ona utkwiła mi w pamięci. Nieważne.
Wychodząc z domu jestem pewien, że mam dzisiaj zajęcia, dopiero w połowie drogi przypomniało mi się, że jest wolne. Zmieniłem więc mój cel podróży na Resto. Wchodząc do baru zauważam Francescę oraz Federico. Hm, fajnie, że przynajmniej im się układa.
Czy ja mam jakiegoś pecha, czy zawsze jak pomyślę o niej to się pojawia? Ewidentnie, to jakieś fatum. Siada obok mnie i zamawia sok brzoskwiniowy. Luca odwraca się od nas, i wtedy zostaję z nią. Ha. Fajnie.
- O, właśnie! - mówię do niej, jakbym sobie coś przypomniał. Oczywiście tak nie było. - Chciałem cię przeprosić.
- Za co? - czyżbym wyczuł minimalną zmianę w tonie jej głosu?
- A nic, tak dla zasady. O, albo uznajmy, że za te zdjęcia...


(Violetta) Oczywiście, że zawsze muszę na niego trafić, tak? To się nazywa 'szczęście'. Przewróciłam oczami, i pomyślałam, czemu nie? Usiadłam naprzeciw niego, i zamówiłam sok brzoskwiniowy.

- O, właśnie! - Może się przywitasz? - Chciałem cię przeprosić?
- Za co? - Bo trochę się tego skumulowało, nie sądzisz?
- A nic, tak dla zasady? O, albo uznajemy, że za te zdjęcia..  A, ja już o nich zapomniałam, ale i tak nikt nie będzie porównywał mnie do ciebie, o nie.
- To cieszę się, że zrozumiałeś swoje zachowanie - rzucam obojętnie, popijając sok.
Siedzimy tak w cieszy, nic nowego, prawda? Patrzymy sobie w oczy, ze ściągniętymi brwiami, to śmieszne. Oboje dobrze wiemy jaka jest prawda, ale żadne z nas się nie przyzna. Po chwili wstałam, i wyszłam, ale zatrzymałam się słysząc swoje imię, obracam się nerwowo i wtedy nasze usta się spotykają...


(Andres) Świetnie. Idę do Resto, a tam cholerna Violetta i mój superowy przyjaciel León. I co robią? Całują się. Cudownie.
- Przepraszam? - warczę, na co Viola skacze jak oparzona. León stoi jak stał nic sobie z tego nie robiąc.
- Andres, ja... - zaczyna moja ukochana dziewczyna. - Ja nie chciałam... Ja...
- Przymknij się, dobra? - mówię niezbyt miło. Ups? - To nie tak miało wyglądać, nie tak, nie tak, nie tak... - mruczę do siebie nerwowo.
- Nie tak? - pyta mnie León. - A jak?
- Wszystko jest nie tak, do cholery! - krzyczę. - Viola miała być we mnie zakochana! Zapomnieć o tobie! A ja miałem ją udupić w samotnej samotności! - wybucham.
- Słucham? - Violetta patrzy na mnie zeszklonymi oczami. Ojć, chyba jej przykro. Świetnie.
- Czego nie rozumiesz? Wszystko jest naprawdę bardzo proste. Po prostu cię nie lubię, nie znoszę, jesteś głupia, całujesz się z każdym, uważasz się za jakiś pępek świata, każdy musi się z tobą obchodzić jak z jajkiem.
- Ja... Ty... Ty dupku! - powiedziała ze łzami w oczach. - Ufałam ci, byłeś moim przyjacielem, nawet kimś więcej, a ty... Zachowałeś się jak największy idiota świata!
Uu, jak niemiło.
- Ups? - mówię śmiejąc się szaleńczo. Nagle León podchodzi do mnie, pcha, a ja ląduję na stole. Znalazłem tam nóż, przypadek? No i jak go nie wykorzystać...
Mają całkiem ładną, czerwoną krew.
Po chwili przyjechało pogotowie, które zabrało Violettę i Leóna w stanie ciężkim do szpitala, a także policja, która zabrała mnie. Kilka dźgnięć nożem i wielkie halo...

KONIEC.



środa, 26 lutego 2014

Rozdział 154

4 komentarze:
( Federico )
Obudziłem się strasznie wcześnie . Przewróciłem się na drugi bok i zobaczyłem obok siebie leżącą Francescę. Szybko się ogarnąłem , a w tym czasie dziewczyna również wstała . Odprowadziłem ją pod jej dom . Chyba będzie miała przeze mnie kłopoty .
- O nic się nie martw - wyszeptała mi do ucha , przytulając się na pożegnanie . - Poradzę sobie . Ty wracaj do szpitala i sprawdź co z tym głosem - nakazała . Pocałowała mnie w policzek i weszła do domu .
Nie chciałem tam wracać . Jeszcze nie teraz . Więc udałem się do cukierni , bo wczoraj w końcu nic nie kupiłem tam  . Zamówiłem sobie karton pączków i ciasteczek . Moje maleństwa !
Czy można iść na odwyk od słodyczy ? Chyba powinienem poszukać takiego miejsca .
Wychodząc z cukierni , na drugiej stronie ulicy ...



(Maxi) - To idiotyzm - Krótko podsumowuję całą tą sytuację, że ja mam się zajmować jakimś dzieckiem? No fajnie, tak, mhm, na pewno to zrobię.
- Świetnie - warczę do Angie, choć wiem, że to nie jej wina, a jednak..
- Edmund będzie czekał w sali od muzyki, pamiętaj - Edmund?! Tak, jasne, ja zawszę o wszystkim pamiętam, prawda? Kto ma na imię Ed? Pierwsza myśl to ;  Narnia..

Wychodzę ze Studia i co moje oczy widzą? Federico jak zawszę z całym kartonem pączków, aż ślinka cieknie.
- Siemka - Rzucam na przywitanie, poprawiając zieloną czapkę.
- Moje pączki - mówi z chrypą, następny chory? Pff, ja nie po pączka..
- Dobra, dobra, o, masz babeczki, daaj jedną!! - Mówię błagalnie, no podziel się!
- Jedną! - Miażdży mnie wzrokiem, oczywiście wziąłem tą największą z bitą śmietaną, pycha!
- Maxi, co ty tu robisz? - Pyta mnie z trudem, no jakby nie Feder, coś mu na gardło siadło, właśnie przecież miałem zająć się tym dzieckiem, oł. Zapomniałem.
- Dzięki stary! - klepię go po ramieniu i biegnę do szkoły, wpadając na ...
Ej, gdzie moja babeczka?! Patrzę do góry i ten ktoś ma ją na twarzy.
- To była moja babeczka, wiesz? - Mówię przez śmiech i palcem zbieram bitą śmietanę, i tak dobra...


(Camila) Nie rozumiem dlaczego każdy z moich znajomych tak narzeka na te małe, zdolne, słodkie i zabawne dzieci, przecież każdy był taki sam, mieliśmy wspólnie marzenia, dążyliśmy do perfekcji już w młodości i teraz jesteśmy tu w najlepszej szkole w kraju.
- Choć wiewióra! - Krzyknął Oskar, wracając do tematu.. nienawidzę dzieci!
Oskar, tak, mały chłopak, piegowaty chłopak w okularach, gorszego stworzenia nie ma.
- Nie mów tak do mnie! - warczę - Rozumiesz? Bo cię powieszę na wieszaku! - zagroziłam mu i wyszłam z klasy, wpadając prosto na Maxi'ego, nawet nie zdążyłam się przywitać kiedy jego śmietankowa babeczka walnęła mnie prosto w twarz, fajnie, o niczym innym akurat teraz nie marzyłam niż maseczkę ze śmietany, tak.
- To była moja babeczka, wiesz? - Mówi widząc moją minę prze śmiech, za późno już moja. Dodatkowo zaczął zbierać z mojego czoła śmietanę palcem.
- Słodka jesteś, wiesz? - Pff, dopiero teraz to zauważyłeś?
- Maximilianie?! Mógłbyś uważać jak jesz czy chodzisz?! - Krzyczę, wyciągając chusteczkę, fuj, będę się kleić.
- Hahahaha - słyszę za sobą śmiech Oskara, i pstryk, zdjęcie zrobione.
- Nawet nie próbuj! - Mówię miło - Oddaj mi aparat, słonko - Spróbować zawsze warto.
Oczywiście chłopak uciekł.
- Znajdę cię i coś, ci zrobię, przysięgam! - krzyczę za nim, potem spoglądam na rozbawionego Maxiego, zabawnie tak? Ściągnęłam bitą śmietanę rękę i przyłożyłam mu do policzka. Ha! Następnie weszłam do sali by się ogarnąć, ale chyba przeszkodziłam w czymś ...


(Naty) Nie... Nie była mi bliską osobą... Ale.... No jak Ona mogła ! Głupia... Odebrała sobie życie, nie po raz pierwszy ! Ale... Ona nie żyję... Pociągnęłam nosem. Nie lubiłam jej zbytnio, w sumie rzadko kiedy się z nią kontaktowałam ale co zrobić ?! Praca... Dzieciaki... Ale szkoda mi jej jest.
Mimo jej przypału w mózgu dość była do wytrzymania ... Podobno jej pogrzeb jest już jutro ... EHH ! Pewnie kremują jej ciało ... Sama bym tak chciała !   Wyszłam z domu i popędziłam do  Stud!a, muszę z kimś porozmawiać dla rozluźnienia. Momentalnie ujrzałam Maxiego i Camilę... Sama nie wiem... Ale coś mnie ukuło tam w środku... Lecz dlaczego ?! Wiedziemy osobne życie... Co mi do tego ? Westchnęłam i weszłam do środka, miałam ochotę zajrzeć do sali prób lecz ujrzałam tam Beto i jakiegoś faceta. To chyba był ten nowy dyrektor, Cami czyszcząc swoją buzię z śmietany weszła do środka i od razu się wycofała. To samo poczyniłam. Poza tym kłócili się, więc co ja będę się tam mieszać ? Moje myśli i tak przejmowała idiotyczne zachowanie Anki ! Nagle wpadłam na...


(Diego) Chodziłem po parku i rozmyślałem. Anka się zabiła. Ona jest w sumie była jakaś powalona. Rozumiem, że było jej źle, mogła nie czuć się dobrze, ale dlaczego się zabiła? Co było tym powodem? Stwierdzam iż to idiotyzm ją do tego zmusił. Idąc sobie spokojnie parkiem wpadam na Naty. Ona widocznie nie miała humoru tak samo jak ja tylko coś bezsensownie do mnie burknęła i zaczęła wrzeszczeć. (WTF? xd) Gdy już się ogarnęła oboje ruszyliśmy w swoją stronę. Ja poszedłem do Studio gdzie wpadłem na Gregorio. Nosz.... On mi kazał przygotować ten cholernie głupi układ. Wiedziałem, że zaraz będzie kazanie. Co za... YGH! Zaczyna się wydzierać a ja tylko ścinam krótko ,,Wykonam na jutro''.Przerywając tą rozmowę która niczego nie wnosi, wychodzę z klasy po czym spotykam...


( Jackie) Xabiani ostatnio się uspokoił i się nie rządzi jak wcześniej. Ale może to tylko cisza przed burzą ? Nie mam pojęcia, ale chodzi spokojnie , tylko czasem mi się wydaję, że zbyt uważnie obserwuję uczniów. Tak jakby szukał na nich jakiegoś haka ... Po za tym wszystko po staremu.
Idąc korytarzem , przez Studio , zauważyłam jak jeden z uczniów wyszedł z sali. Był lekko pod denerwowany i chyba nawet mnie nie zauważył . Ominął mnie obojętnie i wyszedł ze szkoły .
Udałam się do sali , bo właśnie rozpoczęły się zajęcia .
- Witam ! - zwróciłam się do uczniów .
- Dzień dobry - odpowiedzieli .
- Zaczynamy zajęcia . Zaczniemy od układu z poprzednich ... - nie dane było mi dokończyć , bo do sali wparował szanowny dyrektor .
- Przepraszam , ale prowadzę zajęcia . Proszę , by pan wyszedł - uśmiechnęłam się sztucznie, ale on bezczelnie tylko oparł się o framugę w drzwiach . Walnąć , czy nie walnąć ?
- Do wiedzenia ! - zamknęłam mu drzwi przed nosem .
- Ej ! Mój nos ! - usłyszałem jego krzyk , ale jak kopnęłam drzwi , usłyszałam tylko ciszę .
- Przepraszam - powiedziałam do uczniów , a oni próbowali powstrzymać śmiech .
Po zajęciach , udałam się do pokoju nauczycielskiego . Nagle do Studia wpadł/a ...



(Camilla) Ten mały gnojek uciekł ! Nigdzie go nie ma. Czemu wszyscy dostali takie słodkie aniołki a ja jakiś pomiot szatana ? (Przeciwieństwa się przyciągają xD ? Nieeee...). Ja się jeszcze zemszczę. Wpadłam do Studia mając nadzieje że tam ukrył się "mój podopieczny". Niestety jedyną osobą którą spotkałam była Jackie.
-Coś się stało ?-Spytała nauczycielka- Przecież masz teraz zajęcia.-Co mam jej powiedzieć że zgubiłam dziecko w mieście i teraz pewnie gdzieś się szlaja ? O nie... Już wolałabym zostać zabita.
-Emmm... Zapomniałam w jakiej sali mamy... Już idę. Przepraszam.-Jak najszybciej ulotniłam się stamtąd i niepostrzeżenie wyszłam ze szkoły. Gdzie może podziewać się dziesięciolatek ? Dom ? Przecież jest od niego daleko a nie wie na razie gdzie jest moje mieszkanie. Plac zabaw ? Za spokojnie dla łobuza. Pozostają sklepy. Czeka mnie dużo roboty. Już na początku poszukiwań spotykam...



(Marco) ''Sok jabłkowy, ser żółty, chusteczki ...'' Czytałem listę zakupów. Gdy nagle w dziale ze słodyczami wpadłem na nikogo innego jak Camilę.
-Cześć. Pomóc ci w czymś ?
-Serio ? Nie widzieliśmy się tak długo, a ty łaskawie powiedziałeś do mnie tylko zwykłe ''cześć''? Jesteś bezczelny wiesz? Może chociaż tęskniłem ?- zaczyna mi robić wielką aferę przez co cały sklep zwraca się w naszą stronę i obserwuje to zdarzenie.
-Spoko, przepraszam. Ale czy możesz być trochę ciszej ?- pytam się z nadzieją w głosie.- Albo może powiedz lepiej czego szukasz.
- Skąd wiesz że czegoś szukam ?
- Widać to, jesteś trochę wystraszona jak na ciebie- za chwilę opowiada mi całą ''historię'', jednak nadal nie mogę zrozumieć o co chodzi jej z jakimś dzieckiem. Po krótkiej ''przemowie'' postanawiam jej pomóc poszukać dziesięciolatka. Gdzieś indziej o tej porze...



(Mostowiak) Słone łzy lały się potokiem. Jaaak ? Szczęka drżała gdy próbowałam coś wykrztusić ... Zapomnieli o mnie jak o jakieś mrówce która sobie zdechła bo samochód ją przejechał ! Miał być to żart ale nie jest ... Założę się że i tak by nie przyszli na mój pogrzeb. Eh ... Dobrze że chociaż niezłymi aktorami są ci policjanci ... Pociągnęłam nosem i spojrzałam na zdjęcie ... Moje i kuzynki. - Dlaczego jestem tylko pyłkiem ? Nic nie znaczącym dla nikogo pyłem ?! Dlaczegoo ? - Położyłam się na ziemi. Siedziałam w lesie ... Co innego może robić osoba która upozorowała swój zgon ? Jak mogę poprawić swoje życie ? Może zacznę od nowa ? Od zrównoważonej Anki ? Nie ... Teraz Oni będą dla mnie niczym. Będę ... Anna. Anna Mostowiak, dumna dziewczyna. Podniosłam się z matki natury i otrzepałam się. - Zapłacisz mi Boże za cierpienie ... - Szepnęłam do siebie i pospiesznie wyszłam z tego ciemnego zakątka Buenos Aires. To świeże powietrze ... Podążałam do swojego mieszkania. Nie czułam wzroku innych ludzi mówiący "Idiotka", nie ... Zaczyna się nowy rozdział w moim życiu ! Będąc na klatce spojrzała jeszcze raz na drzwi ... Warto ? Warto ... ! Z hukiem weszłam do środka...


(Lena) Głupia ... Ale trzeba się ogarnąć ! Nie znałaś jej, lecz świadomość że ktoś kogo ... Umarł ... Nie ... Zbierałam rzeczy do wyjścia gdy nagle moim oczom ukazała się Anka ! Zignorowałam hałas jaki zrobiła tylko chciałam ją przytulić a ta wzięła mnie za nadgarstek i wywaliła z domu ! Jej siła natarcia była taka mocna że upadłam. Zamknęła wejście a ja zszokowana tam siedziałam, z
obolałymi pośladkami (xd). Gdy wstałam rzuciła mi ciężką torbę z rzeczami i ponownie zamknęła te cholerne drzwi ! Upadłam znów ... Obolała podźwignęłam się i oszołomiona szybko wybiegłam z budynku ... Żyję ale .... Co się tutaj dzieje ?! Chyba ojczym miał rację, że powinnam zająć się pracą w firmie a nie wyjeżdżać... Ciężko oddychając drążyłam po Buenos gdy nagle wpadam na ...
- Ej ... A ty co taka zamyślona ? - Spytał/a
- Anka żyje ... - Wypaliłam odwracając wzrok ...




(Ludmila) Nie mam czasu by zajmować się jakimś bachorem, wybaczcie. Na razie chce spędzać większość czasu z moją małą złotą królewną. Wracając ze szpitala - moje słonko się rozchorowało, ale już wszystko w porządku - Natykam się na Lenę? Lunę? Lilę? Eh, a co mnie to obchodzi?
Olałabym ją jak resztę świata, ale zdenerwowała mnie swoją miną?! Nikt nie będzie taki zamyślony, kiedy przechodzi supernowa..
- Ej.. A ty co taka zamyślona? - Wycedziłam szydząc, wreszcie zwróciła na mnie uwagę.
- Anka żyje... - Co? To ona nie żyła? Heh, czemu ja nic o tym nie wiem? Ludmiła jest nie doinformowana!?! Jak to możliwe?!
- Naty!! - Krzyknęłam, dawno jej nie wiedziałam, czas to zmienić, znowu wiedzieć wszystko o wszystkich, mhm, stara kochana Lu.
- Lena! - burknęła, eh?
- Słuchaj kochana czy ja cię o coś pytałam? - Przewróciłam oczami i odeszłam z chwałą.
Wyciągnęłam z różowej torebki telefon i wybrałam numer tej zdradzieckiej osoby.
- Natalia kochana, czas odbudować nasze relacje nie sądzisz? - Eh, bycie miłą to nie dla mnie, halo? Ale nowa Lu, nowy plan. Czas znowu się zbliżyć do Violki, już ja ją zniszczę raz na zawsze.
- Supernowa właśnie weszła! - oznajmiam mijając próg szkoły...


( Federico )
Dzisiaj w BA panowała jakaś dziwna atmosfera . Ciekawe czemu taka była . Nie mogłem usiedzieć z nadmiaru emocji w jednym miejscu ( za dużo słodyczy , za dużo słodyczy!), więc wyszedłem z tego szpitala do Studia . Dawno tam nie byłem , a jakoś do tego miejsca mnie ciągnęło.
Kiedy wszedłem do budynku , za mną pojawiła się Ludmiła .
- Supernowa właśnie weszła! - oooo ! Znowu się zaczyna . Pewna siebie i swojego "blasku" poszła do auli. Przewróciłem oczami .
Udałem się do sali muzycznej , gdzie wziąłem gitarę elektryczną do ręki i zacząłem wygrywać jakąś melodię, by choć trochę odreagować .


Dile que si
Es lo que importa
Es un temblor, miedo y euforia
Mira que nadie te diga que nose puede
Corre anda y buscalo

Dile que si...

Szybko znudziła mi się gra , więc wyszedłem ze szkoły . Wracając do szpitala , przez ten sławny park , widzę ...



(Violetta) Świetnie, tak. Nic po za dzieckiem do szczęścia nie jest mi potrzebne, na pewno.
 - Ten dzień chyba nie może być już gorszy, co? - burczę pod nosem, trzymając Bambo za rękę, i prowadząc do hotelu, na dzisiaj dość niańczenia, teraz niech się ktoś innym nim zajmie. Mimo, że próby idą pełną parą to nie jest zajęcie dla mnie, aż współczuję Ludmilę, dzieci to okropne stworzenia...
Kiedy odstawiłam chłopca na miejsce, udałam się do pobliskiego parku, gdzie spotkałam Federico jak zawsze był w humorze, to dziwne, że ze względu na te wszystkie sytuacje tak się trzyma. Usiadłam na jednej z wolnych huśtawek, i za nim się otrząsnęłam zapadł zmrok, tato mnie zabije. No cóż, bywa.
Dręczyło mnie poczucie winy? Nie, za dużo powiedziane.. A, może jednak? Jestem z Andresem, ale znowu coś ciągnie mnie ku Leónowi. Brawo serce, tylko pogratulować.
Oparłam głowę na jeden z łańcuchów huśtawki i wpatrywałam się w alejkę drzew znajdującą się na przeciw mnie, kiedy dobiegł mnie czyjś krzyk, momentalnie zerwałam się na nogi i obróciłam w przeciwną stronę, gdzie widzę jak mój kochany piesek ciągnie właściciela na smyczy za sobą...


(León) Wyszedłem sobie z tym głupim kundlem na spacer(nie mogłem go wiecznie trzymać w tym schronisku, czy co to tam było, no nie), a on jeszcze biegnie jak głupi przed siebie, jakby dworu nie widział. Oczywiście modliłem się, żeby w drodze nie spotkać Violetty, ale mogłem jednak siedzieć cicho, bo oczywiście pojawiła się ona na mojej drodze.
- Oo, widzę że przyszedłeś mi oddać psa - powiedziała ironicznie na powitanie. Mnie też cię miło widzieć, tak.
- Wiesz co? - mam to gdzieś. - Weź go sobie, jak ci tak na nim zależy - prycham i rzucam smycz w jej stronę.
Oczywiście, ponieważ pies jest tak cudownie żywy dzisiaj, a dziewczyna tak samo głupia jak wtedy, kiedy ostatni raz ją widziałem, zamiast złapać jakiś głupi sznurek w locie, upuściła go, a pies pobiegł dalej.
Pewnie by uciekł, gdyby nie Andres, który go złapał...



(Andres) Co ja takiego robię tym zwierzętom? No co? Czy ja naprawdę jestem taki zły? ... Nie odpowiadać.
Idę spokojnie przez park i nagle coś na mnie wpada. BUM! Syriusz. Ehh.
- Trzymaj go! - słyszę komendę Violetty, która pędzi w moją stronę. - Nic ci nie jest? Mój biedny piesek...
- Khem? - przypominam o sobie. - Wydaje mi się, że ucierpiałem bardziej.
Violetta spogląda na mnie z politowaniem, ale pochyla się i całuje w policzek.
- Do wesela się zagoi - mówi. - Jak dobrze, że tu byłeś, bo ten tu obok, o, nie umie podawać smyczy...
- Ja nie umiem podawać smyczy? To ty nie umiesz łapać.
Violetta już nie odpowiedziała, tylko warknęła cicho na niego, co podłapał Syriusz i również zawarczał. W tym momencie byli do siebie tak podobni, że wyciągnąłem komórkę i zrobiłem im zdjęcie. Po czym wpadłem w nie pohamowany śmiech.
- A ty z czego się śmiejesz? - pyta Violetta. Kątem oka widzę, że León też zaraz nie wytrzyma. Ups. Nie wytrzymał. Też zaczął się śmiać. - O co wam chodzi?!
Ojć, ale się wściekła. Jestem litościwy i pokazuję jej zdjęcie, na co ona czerwieni się ze złości...


(León) Ale żeby tak swojej dziewczynie? No, dobrze jej tak, zdecydowanie.
Ładne to zdjęcie, ale mógłbyś go jej nie pokazywać, bo to się nie skończy dobrze...
To całkiem śmieszne, jak próbuje ci wyrwać ten telefon, ale kochanie, wiesz o tym, że na twoje nieszczęście jest znacznie wyższy od ciebie? Przykre, tak wiem.
 No to nie mogłem patrzeć, jak próbuje doskoczyć do tego telefonu, znudziło mi się już, i sam do niego podszedłem i wziąłem mu ten telefon z ręki. Ale żeby nie było, wcale nie chciałem tego zdjęcia kasować. Szybko zrobiłem kopię zapasową, i bohatersko oddałem telefon Violetcie, żeby z pełną satysfakcją mogła usunąć zdjęcie oryginalne.
A ja z taką samą pełną satysfakcją uśmiechnąłem się porozumiewawczo do Andresa. Może ostatnio trochę mnie wkurzał, ale w tym przypadku było to za genialne, żeby rezygnować z dalszej zabawy.
Więc kiedy Violka trochę się ogarnęła z tą swoją złością...


(Violetta) Idioci, pff. Ze mną tak się bawić, niedoczekanie. Że niby my jesteśmy do siebie podobni, chyba raczej w snach. Oczywiście, że musiałam usunąć to zdjęcie, im mniej wspólnego tym lepiej.
Ale i tak nie podobały mi się te ich gesty, ugh. Te miny czasami mnie przerażają, jakby wiedzieli o sobie wszystko, może to oni powinni być.. ugh, nie.
- No już się tak nie dąsaj - Parsknął śmiechem brunet próbując 'przyjacielsko' objąć mnie ramieniem. Uważałabym z tą ręką. Spojrzałam tylko na niego i od razu cofnął swój gest, grzeczny.
- Nie dotykaj mnie - warknęłam, przechodząc na stronę Andresa, który nadal nie mógł powstrzymać śmiechu, hahaha, zero śmieszności, może byście się ogarnęli?
- Cześć - rzucam obojętnie, nie mam ochoty na rozmowę ani z jednym, a tym bardziej z drugim.
- Violetta.. - Nie mów już nic.
- Nawet nie dokańczaj, tylko milcz, bo zrazisz wszystkich zdrowych psychicznie - odwróciłam się na pięcie odeszłam, tak przekonali mnie, że są głupi.
Naburmuszona odeszłam w stronę mojego domu, gdzie spotkałam...


(Andres) Eh, a ona znowu zła. Dziewczyny są stanowczo dziwne. Spoglądam na Leóna, który chwilę na mnie patrzy, a potem kiwa głową w kierunku idącej Violki. Wahał się, na pewno, ale chyba stwierdził, że nie ma nic przeciwko. Biegnę okrężną głową w stronę domu dziewczyny, a kiedy tam docieram, siadam na kamieniu i czekam na nią. Po chwili przychodzi i patrzy na mnie zdziwiona.
- Co ty tutaj robisz? - pyta. - Albo wiesz co? Nieważne.
Próbuje mnie wyminąć, ale oczywiście jej przeszkadzam.
- Oj no, już się tak nie złość. Złość piękności szkodzi.
- Więc nie denerwuj mnie bardziej i idź sobie.
- A teraz powiedz, co się takiego stało, co? Złościsz się na to głupie zdjęcie? - Pytam ją, na co ona zastanawia się chwilę i widać było po niej, że właśnie zrozumiała, że nie ma o co się gniewać. Ale to dziewczyna, ona zawsze wymyśli jakiś powód.
- Nie - mówi.
- To o co? - pytam z uśmiechem.
- Nie powiem.
- Nie chcesz przyznać mi racji, prawda? - mówię ze śmiechem.
- Pff, nieprawda.
- To skoro już ustaliliśmy, że mam rację... - zaczynam, na co ona się burmuszy. - To może skusiłabyś się na jakiś koktajl?
- Jeśli to mają być twoje przeprosiny, za to co ty zrobiłeś źle... To tak.
- Przepraszaa? - Tak, wiem, moje przeprosiny są genialne.
- No chodź już, narobiłeś mi smaka na ten koktajl - ciągnie mnie w stronę baru, gdzie spotykamy...



(Mostowiak)
Chamy, egoiści, nigdy więcej nie ufać ludziom ! Nie bądź naiwna Anno ! Ygh ! Siedziałam w barze, nawet głupie komentarze Luci mnie w sumie nie denerwowały. A może to dlatego że On chociażby się przejął?! Bawiłam się rurką w koktajlu gdy nagle ktoś mnie zaczepia. - Anka ! - Rzuciła mi się na szyję jak jakaś pchła. OO ! Hej ! Wiesz co ? Żyję ! Wow . - Jezu ... Żyjesz ! - Gratuluję za twoją rozszerzoną wiedzę na temat mojej osoby. - Co masz taką minę? - Pyta. Yghh !
 - Wiesz ? Nie wiem ? Widzę jak się cieszysz ze swoim nowym chłopakiem i wszyscy macie mnie głęboko ... No nie wiem ... Ale wiesz co ? Tak samo jak wy tak samo ja. Nie odzywaj się lepiej bo naprawdę jest to żałosne i dziecinne . - Burknęła i zmiażdżyłam ją głosem. Zostawiłam ją samą ze swoim kochasiem i poszłam do parku ... Nagle ktoś znów to powiedział "Ana?!" Jezu, jakby ducha zobaczyli. Tak się dziwią a wtedy mieli mnie w dupie tak? ! - Czego? ! - Warczę do. ..




(León) Więc idę sobie w kierunku domu, kopiąc niewinne kamyki zagradzające mi drogę, kiedy nagle widzę ducha. Nie no, na ulicach tego miasta to wiele się działo, ale żeby od razu duch?
- Ana? - pytam zdziwiony. A ja już się zastanawiałem, w czym iść na pogrzeb, ehh...
- Czego? - warczy, jak gdybym ją uraził swoimi myślami. Przepraszaa.

- Niczego - wzruszam ramionami, nie mając zamiaru rozmawiać z duchem. To chyba nie kończy się dobrze. Nie wiem.
Wznawiam swoją żmudną podróż do domu, tym razem nie pastwiąc się już nad kamykami, chyba nie są warte moich butów. Wchodzę do swojego pokoju, widząc standardową już karteczkę "będziemy późno". Kwestia przyzwyczajenia, czyż nie? Przewracam oczami. 
 Ignorując wszystkie bodźce ze świata zewnętrznego, resztę dnia spędzam na czytaniu książki.



KONIEC ! 

poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 152

9 komentarzy:

(Francesca) - Federico, ja.. - zawahałam się, ale chłopak wziął mnie delikatnie za rękę, miła odmiana, brakowało mi tego.
- Chyba, tak sądzę. - Uśmiechnęłam się, ale tym razem szczerze.

- Tak, chyba, znaczy.. pamiętam jak pierw rzuciłeś na mnie ciasto, a potem walnąłeś mnie drzwiami, tak to nie było przyjemne uczycie - Odruchowo dotknęłam dłonią czoła, ale nie wyczułam blizny. - Następnie wrzuciłeś mnie do lodowatej wody, chcesz więcej szczegółów? - spytałam żartobliwie.
Chwilę rozmawialiśmy, potem przyszedł doktor i poprosił mnie bym została jeszcze kilka dni na obserwacji, ale zażądałam wypisu, w domu będzie mi lepiej, chyba...
*Nowy dzień*
Obudziłam się z nadzieją, że wyjdę stąd jak najszybciej i nie będę musiała tu wracać.
Przemyłam twarz lodowatą wodą i usiadłam na szpitalne łóżko, czekając na Luce, w tym samym czasie u ...


(Violetta) Dzień dobry, pora zrobić kolejny perfekcyjny makijaż i nie pokazywać nikomu, że coś rozwala Cię od środka. To uczucie zjadło mnie od środka, uczucie do niego.. to był błąd.
Już nikogo nie obchodzi, czy stoję czy upadam. Masz o mnie wyrobione zdanie.
Wiem, że już dawno powinno mi przestać zależeć, ale za cholerę nie potrafię.
"Wszytko stanie się jasne, czegoś nam brak, w sercach płomienie gasną już. Flagi w połowie masztów, ustawiamy się, dzieląc nasz cały świat na pół. Zbliżamy się do katastrofy uczuć, tysiące takich dzieje się co dnia. Na chwilę zboczyliśmy z naszych dróg, porwani jak flagi przez niespokojny wiatr.."
Włożyłam na siebie ciemny sweter i odgarniając włosy, wyszłam z domu.
Nogi same mnie pokierowały do parku, usiadłam na brązową ławkę i spuściłam wzrok na trawę, burcząc coś pod nosem.
- Violetta? - Dosiada się do mnie pewna osoba.
- Nie ma Violetty. - Prycham i podnoszę wzrok, by spojrzeć kto mnie znowu nęka...




( Federico )
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA !! Szczerze to mam ochotę cały czas krzyczeć ze szczęścia . Francesca się obudziła i wszystko pamięta . I czego tu więcej chcieć od życia ?
Wyszedłem ze szpitala . Brunetkę odebrał brat . Chciałem się do niej udać , ale pewnie jej ojciec mnie zabiję, a ja chcę wykorzystać jeszcze ten czas , który mi został .
Idąc przez park , zauważyłem na ławce Violkę , która siedziała ze spuszczoną głową .
- Violetta ? - przysiadłem się obok niej .
- Nie ma Violetty - odpowiedziała , a raczej warknęła w moją stronę . Podniosła głowę i zauważyła , że to ja.
- Co jest ? - podniosłem brew .
- Mówiłam . Nie ma Violetty . Mnie tu nie ma . Pomyśl sobie , że jestem niewidzialna - zauważyła ręce na piersi .
- Pytam serio . Co się dzieję ? - zacząłem nalegać . - Nie mogę pomyśleć , że Cię tu nie ma . Ty zawsze byłaś i będziesz w moim życiu . Siostro - lekko ją szturchnąłem , a na jej twarz pojawił się lekki uśmiech .
- Nie ! - oprzytomniała po chwili .
- To może chcesz coś odwalić ? Zabawić się ?
- A ty co taki wesoły ? - naskoczyła na mnie .
- A bo mam to tego powód . A teraz muszę sprawić , byś się i ty uśmiechnęła . Co robimy ? Idziemy do kina ? Wesołego miasteczka ? Skoczyć z mostu ?
- Możemy ewentualnie to ostatnie . Nie będę już sprawiać nikomu problemu - nadal stała przy swoim .
- Ok - wstałem i wyciągnęłem do niej rękę . Zmrużyła podejrzliwie oczy , ale jednak ją chwyciła .


Es necesario poder rugir
Inevitable saber gritar
Es importante para sentir
Imprescindible para cantar


Zacząłem śpiewać , a ona wywróciła oczami . Jednak po chwili się uśmiechnęła i do mnie dołączyła .

Luz, cámara y acción
Luz, cámara y acción
Muy precisos movedizos
Con los pies levanta el piso

Zaczyliśmy tańczyć na środku chodnika . Po chwili zauważyłem kogoś znajomego ...


(León) Nie no, chcę znaleźć Andresa, żeby omówić tę głupią piosenkę na zajęcia do Angie, a znajduję sobie Violkę i Federico tańczących jak jacyś idioci na środku chodnika. Jasne.
Oparłem się o drzewo, żeby poczekać aż skończą, ale moja obecność chyba wybiła ją z rytmu, bo przeprosiła Fede i podeszła do mnie, ale nie dałem jej pierwszej zabrać słowa.
- Piosenka na zajęcia Angie - przypominam jej. - Na jutro. Pamiętasz? - wolałem się upewnić, przecież wszyscy wiedzą, że ma krótką pamięć.
- Pamiętam - odburkuje, jakbym ją czymś uraził. Ja się tylko o jej pamięć martwię.
- To cudownie - prycham. - Wiesz pewnie, gdzie jest Andres?
- Pewnie wiem - hah, bardzo śmieszne. - W Studio.
Więc umówiliśmy się, że spotkamy się w trójkę za pół godziny w sali Beto. Na nic nie miałem bardziej ochoty, niż na patrzenie na nich razem, ale to wszystko Angie wina, tak? No.
Po kilkudziesięciu minutach bezcelowego łażenia po parku wchodzę do szkoły. Oczywiście nie mogli przyjść razem, zastaję tylko dziewczynę informującą mnie, że Andres jest chory i wróci do szkoły dopiero w następnym tygodniu...



(Violetta) No świetnie, po prostu idealnie. Jak on mógł się akurat teraz rozchorować!? I, że ja mam z nim teraz zostać z nim sam, na sam? Pff, niedoczekanie chyba.
Na wiadomość o tym, że chłopaka nie będzie do końca tygodnia León jedynie wzruszył ramionami, no tak zapomniałam, ta jego obojętność na wszystko, ahh...
Przewróciłam oczami i zawróciłam w kierunku drzwi, nie miałam ochoty tam siedzieć.
- Ej, a ty dokąd się wybierasz, co? - Parcha łapiąc mnie za nadgarstek, ale jednak się wycofuje i puszcza moją rękę, mądrze.
- Słuchaj, ja zrobię swoją część, a ty swoją. - W ten sposób nie pozabijamy się, na razie.
- Nie, zrobimy to teraz. - Rozkazywać to możesz sobie komuś innemu.
- Nie mam teraz czasu, przykro mi. - Informuje chłopaka i znowu zawracam ku drzwiom, ale musi je zablokować, no po prostu musi.
- Skończymy, pójdziesz. Myślisz, że mi się podoba siedzenie tu z tobą, nie! - Rzuciła sarkastycznie, ale coś mu nie wyszło. Dobra, niech mu będzie. Podeszłam do klawiszy i przejechałam po nim palcami..
- Na oklaski czekasz? - Zwróciłam się do niego.
Próbowaliśmy coś napisać, ale jakoś nam to nie wychodziło, nie umiem współpracować...

(León) Czemu przyszło mi pracować z takim beztalenciem jak ona.
W pewnym momencie nawet przyszło mi do głowy, żeby użyć piosenki, którą wczoraj napisaliśmy, ale, eh, nie? Nie. No właśnie.
- Powiedzmy Angie, że nic nie mamy, najwyżej nas obleje - prycham, i już chcę wyjść, kiedy nagle coś przychodzi mi do głowy. - Wiem! Poczekaj, minuta.
Bazgrzę szybko na karce tekst, który wpadł mi do głowy.

Trudno poszukać tych najbardziej odpowiednich słów,
Jesteśmy różni żeby dało się ułożyć wzór..
I na tym kończy się chwila mojego geniuszu. No ale nie mogłem przewidzieć, że po chwili mojego wahania Violetta wyjmie mi z ręki długopis i sama kawałek dopisze, tak?
Wspólny mianownik trzeba ustalić tu.
I nie pomogą żadne dobre rady...
Zanuciła całość pod nosem, ale końcówka zwrotki nie przychodziła jej do głowy, więc dokończyłem za nią, odpowiadając na jej tekst.
- Jesteśmy sami, tylko ja i ty... - wzdycham, skupiając się na zdawkowym spojrzeniu szatynki...


(Violetta) Szybki jesteś, naprawdę. Brawo udało się, możemy już iść?
- Jesteśmy sami, tylko ja i ty.. - Poważnie, zebrało Ci się na wylewność, teraz?
- León, chyba to już przerabialiśmy, nieprawdaż? - Popatrzył na mnie jak na idiotkę.
- Nie, Violetta to.. - Znowu mi przerwał, ale jednak się rozmyślił i głupio uśmiechnął, dobra? - W sumie, tak mów dalej - Dziękuję za pozwolenie?
-  Nie możesz mi pierw mówić, że mnie nadal potrzebujesz, a zaraz potem wykrzyczeć, że jestem najgorszą osobą na świecie, że nie chcesz mnie znać, to boli. Może to i ja zawiniłam, przepraszam. - Śmieszy cię to?! - Jesteś wszystkim, a wszystko jest Tobą. Jesteś dla mnie całym światem, to ty skradłeś mi serce, które tak mocno ciebie kocha, i zawsze będzie. - Kiedy chciałam mówić dalej, brunet przerwał mi, uciszając palcem.
- Violetta, to był tylko kolejny wers do piosenki.. - Mówi śmiejąc się pod nosem.
Co?! Nie?! Nie?! Co za idiotka ze mnie, głupia! Nie myślisz! Czuję jak płonę, brawo geniuszu!
Mimo to wymusiłam sztuczny uśmiech i z niepewnością uderzyłam go w ramię, niczym dobrego kolegę, odwróciłam wzrok i podeszłam do okna, wychylając głowę.
- To co wracamy do pracy? - Powiedziałam nadal odwrócona, modląc się by ten dzień dobiegł końca, kiedy spojrzała na niego, nadal się głupio uśmiechał, tak, eh. fajnie?
- Co Cię tak bawi? - Spytałam, lekko sfrustrowana, ale sama zaczęłam się śmiać ...


(León) Hah, fajne wyznanie. Dobrze wiedzieć co o mnie myślisz, wiesz o tym?
- Wszystko mnie bawi - odpowiadam, nadal się śmiejąc. - Twoje dziwne przewrażliwienie na temat tego, co właśnie powiedziałaś, jakbyś myślała, że o tym nie wiem - no już, chwila, cicho, bo się znowu wkurzy.
Przewraca tylko oczami, nic nie odpowiadając. Odpowiadam tym samym i przystępuję do próby utworzenia jako takiej linii melodycznej utworu, co, nieskromnie przyznam, wychodzi mi doskonale, ale to jak zwykle z resztą. W tym czasie Violetta chyba dopisała coś do tekstu, bo pokazuje mi kolejne linijki.
Już teraz nikt nie pomoże nam, 
Naprawdę nikt, każdy liczy tu na siebie sam,
Każdy zwykły dzień, kolejna z prób i napiszemy w końcu własny wzór...
 - Jak razem być, na zawsze już - dokańczam, mając nadzieję, że tym razem załapała o co mi chodzi.
 - To są kolejne wersy, tak? - łał, no brawo. No, eh, słonko, nie, nie do końca?
- Dobrze wiesz, że nie - prycham, chociaż... - Nieważne. Dobra, spróbujemy od początku?
Dobrze, że chociaż śpiewać umie. Nawet nie chcę jej nakłaniać do tańca, bo wiem, że się potknie, ale jak sama zaczyna, to nic jej nie powiem, tak? No i oczywiście się potknęła (León jasnowidz) i na dodatek jeszcze na mnie upadła, cudownie. Przewracam oczami i muskam wargami jej policzek. Śmiejąc się z jej zdziwienia, wstaję i podaję jej rękę, kiedy do sali wchodzi...



(Angie)Dzień jak co dzień. Jednak od pewnego czasu mam mocniejszą motywacje do życia niż do tej pory,wszystkie trudności dnia powszedniego pokonuje z uśmiechem.
Sądze,że to zasługa tych oświadczyn,a raczej jestem pewna. Tym bardziej chodzę nakręcona,dlatego,że nie powiedzieliśmy o tym nikomu.Jak narazie..
Może wydawać się to dziwne,ale cieszę się tym niewinnym sekrecikiem i niewiedzą innych.
Czuję się przepełniona dumą i radością...Tak,chyba nie jestem w stanie wytłumaczyć mojego zachowania. Mniejsza zresztą....
Zmierzam tak korytarzem,niosąc jakieś papiery,gdy zauważam Violette i Leona w dwuznacznej sytuacji.Podeszłam bliżej. Niby to niewinny całus w policzek,ale...
I nagle zaczynają zbliżać swoje usta ku sobie.... O nie! Wkraczam!
-Przepraszam bardzo,ale wasze zajęcia na dziś są skończone-odpycham ich jak najdalej od siebie.Widać po ich twarzach,że ta sytuacja ich skołowała.
-Ee Violu,skarbie...idź do swojej szafki...po telefon i....yy zadzwoń do taty..pilnie chcę z tobą rozmawiać-wymyśliłam coś bardzo "kreatywnego". O dziwo,nastolatka posłusznie wykonała polecenie bez zbędnych pytań.
-Co to miało znaczyć!?-zwróciłam się wreszcie do chłopwka.
-To naprawdę nie to co myślisz Angie..-jednak nie chciałam słuchać jego wytłumaczeń-Dobrze wiem co widziałam,nie musisz wciskać mi kitu.O ile wiem to zadałam wam piosenke.Nie!?-Mój ton zmienił się na wyzywający i pełen pretensji,tak samo jak wyraz twarzy.Dlaczego,aż tak się zdenerwowałam!?
-Piosenka jest już prawie skończona,my tylko...
-Taak,domyślam się,że ten utwór jest za pewne bardzo uczuciowy i postanowiliście dodać zaskakujące zakończenie w postaci pocałunku!-powiedziałam,a na twarzy chlopaka wypełzł "durnowaty" uśmieszek.
-To absurdalne Angie. Czy ja mogę coś..- nie.musiałam jak najszybciej zakończyć tą konwersację...
-Ostrzegam Cię Leon,że jeśli ją skrzywdzisz będe o wiele gorsza niż jej ojciec..(xD)-zagroziłam palcem,a w oczach zobaczyłam zrozumienie. Więcej słów nie trzeba było.
Zgromiławm go wzrokiem i obróciłam się w stronę dzwi w których stał uśmiechnięty Gregorio. Pokiwał głową z dezaprobatą i udał się w swoim kierunku. A temu co!?
To było dziwne,ale najbardziej zdziwiło mnie moje własne zachowanie. Przecież nigdy nic nie miałam do Léona,a nawet kibicowałam ich związkowi. Jednak od pewnego czasu zmieniłam o nim zdanie. Wiem,że ich zwiazek ostatnio przeżwa kryzys;nie raz tak było i zawsze pozostawiałam ich samych sobie,wierzac,że wszystko sobie wyjasnią,a robotę ''tego typu'' zostawała Germanowi..Czyżby rolę się obróciły? Coś jest nie tak..
Trochę podenerwowana i skołowana podeszłam do siostrzenicy,która zawzięcie pisała coś w telefonie.
-Violetta..Wszystko OK?-położyłam dłoń na jej ramieniu.
-To chyba ja powinnam się spytać ciebie czy wszystko gra..-widocznie była rozbawiona całą tą sytuacją..-Przywykłam już do ingerencji ojca,ale twoje są dla mnie nowością-roześmiała się. Popatrzyłam na nią z litością i posłałam błagalny uśmiech. Jednak patrząc z punktu widzenia Violetty to rzeczywicie wydaje się komiczne.
-I..I zadzwoniłam do taty jak mi kazałaś..-mówiła pomiędzy napadami śmiechu-I opowiedziałam mu o wszystkim.
-Słucham!? Jak zareagował!?-nie wierzę poprostu!
-Na początku był trochę zły,gdy usłyszał o "prawie" pocałunku,ale gdy opowiedziałam mu o tobie,nieźle się uśmiał-powiedziała wycierając łzy śmiechu z kącików oczu-Będziecie mieli o czym rozmawiać-dodała.
-Z pewnością-uśmiechnełam się i łapiąc siostrzenice za nadgarstek,pociągnełam w kierunku wyjścia ze szkoły.
Droga do domu mineła bardzo wesoło.Mogłam się rozluźnić i w spokoju porozmawiać z Violą. Mrok,który właśnie zapadł dodawał nam pewności siebie i sprawiał,że nie krępowałyśmy się śpiewać i wygłupiać się,nie przejmując się niczym.
Będąc u celu naszej podróży,zastała nas pora kolacji, a od progu powitał nas rozpromieniony German. Nie miałam wątpliwości z kąd u niego tyle radości..
Violetta od razu pobiegła do stołu a pan domu podszedł do mnie.
-Nie znałem Cię jeszcze takiej Angeles..-powiedział trzymając swoje dłonie na mojej talii i obracając się w miejscu powoli-Będe musiał dokładniej Cię przebadać...Z każdej strony-szeptał czule do ucha.. Wyślizgnełam sie jednk sprytnie z jego uścisku.
-Nie wiem czy zasłużyłeś wielmożny panie..Wiesz ze ze mną nie jest tak łatwo-droczyłam się w drodzę do stołu.
-Oh,niech się seniorita o to nie martwi;znajdę sposób.. Zawszę znajdywałem-dodał.
Kolacja mijała pod przewodnictwem śmiechu..Oczywiście z mojej osoby.. No cóż..
Trzeba mieć dystans do siebie i jeśli nadarzy się okazja,wyśmiać swoje postępowanie.
-Biedny Léon-chichotała Violetta,a mnie nagle przypomniało się coś ważnego.
Popatrzyłam na Germana,a jako wskazówke tego co mam na myśli pokazałam pierścionek.
Naszczęście zgadł..-Kochani..Chcielibyśmy wam wraz z Angie coś ogłosić-wstaliśmy nie pewni tego jak zareagują domownicy. Serce podeszło mi do gardła i nie umiałam nic wydusić. Na pomoc przybył mi German.
-Otóż..Zaręczyliśmy się-i po ptakach;czekać teraz tylko na werdykt..
-Aaa wreszcie!-pisneła Violetta i rzuciła się na nas; zresztą tak samo jak reszta domowników.Dalsza część kolacji mineła na ciągłych pytaniach dotyczących ślubu.
Jednak prawda była taka,że jeszczo nic nie zaplanowaliśmy..
Czyli ten "sezon" na przed ślubną gorączke czas zacząć? Olga,która cały czas gdzieś ukradkiem popłakiwała z pewnością "od tak" tego nie zostawi;z resztą Violetta tak samo..

Powiem szczerze,że niezła ta nasza rodzinka... <3


KONIEC !!!

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 151

8 komentarzy:
(Mostowiak) Ohhh! Madafaka! ! Ohh Madafaka! ! Jestem z ciąży z tym... NIM! Obudziłam się z samego rana! Gdzieś tak o 12 i zaczęłam oglądać pingwiny z Madagaskaru. Odkąd pamiętam zawsze mi to pomagało! Siedziałam w pidżamie przed TV szamając ukradzione Lenie gofry. - Król Julian? Tak to ja...! No zobacz jaki mam jędrny tyłeczek. - WŁAŚNIE! ! Będę jak Julian! I nie chodzi mi o pośladki! ! Wyszłam szybko z domu i w pidżamie zaczęłam hasać po BA. Walić wszystko! To ja tu jestem królową! Hahahaha.... Glebnęłam się na łące. Leżałam na łące pośród tych zboczonych kwiatków i nagle ujrzałam że ktoś nade mną stoi...


(Xabini) Co za zgrana banda gówniarzy, bachorów. Nie są nic warci! Jak ja mogę tu uczyć, nienawidzę ich i jeszcze cały ten Pablo, w końcu odszedł.
Kolejna zrobiła sobie dziecko, jezu. Tak samo Leon i Andres, ee?! Zostawię to bez komentarza.
Idę sobie z nowym, białym iphone, kiedy zauważam jedną z tych gówniar, Ane.
Leżała w śród kwiatków, niczym dziewica na łące, ahhh..
- A ty co tak leżysz?! Do szkoły! - Stanęłam nad nią, zasłaniając jej słońce, pff, jak można wyjść z taką twarzą na dwór?
- Nie - Rzuciła otwierając oczy, Nie? Nie? Ja Ci dam nie, niewychowana smarkulo.
- To jesteś wydalina - Wypaliłem, moja dobrość się już skończyła, popamiętają mnie.
- Idiota. Mam gdzieś ciebie i tą szkołę, nara..
3,2,1,0. Kilka głębokich wdechów i jest lepiej.
Ominęłam tą plugawą dziewkę i poszedłem dalej póki następny gówniarz na mnie nie wpadł. ZABIJĘ KIEDYŚ!! ...




(Violetta) - Oczywiście, tak masz rację - burknęłam ironicznie do mojej rudowłosej przyjaciółki. Nie rozumiem po co się wtrąca w nie swoje sprawy. Ja jej nie pouczam, więc mogła by mnie też, jestem już chyba duża i wiem co robię, tak?!
- Violetta, zrozum to w końcu..
- Camila! Daj spokój, on sam wybrał.. - Skończyłam tą jakże interesującą dyskusje i odeszłam w stronę parku, zostawiając ją samą.
Szłam przed siebie, patrząc pod nogi, kiedy czuję jak wpadam na coś, czy kogoś.
- Violetta, sieroto.. - burczę pod nosem, podnoszę wzrok.. lepiej być nie może.
- Patrz pod nogi! - Krzyknął na cały głos nasz kochany dyrektor, eh bębenki wysiadają.
- No właśnie patrzyłam, tak? - Zwróciłam mu niegrzecznie uwagę, to już naprawdę nie moja wina, że on nie patrzy jak idzie, u mnie to normalne, więc..
Przewrócił oczami, chciał coś jeszcze dodać, ale się powstrzymał, odszedł.
Długo nie czekałam by pójść w jego ślady, ale gdy moje oczy dostrzegły bruneta siedzącego na ławce z gitarą w ręce i podśpiewując, zawahałam się. Z jednej strony chciałam z nim porozmawiać, może nasze relację nie muszą tak wyglądać? Może przynajmniej się pogodzimy.. O czym ja myślę? To jest León, on lubi się ze mną kłócić. Sprawia mu to przyjemność i satysfakcję kiedy się mylę.
Niechętnie zawróciłam, ale było już za późno, dostrzegł mnie..


(León)Pokonaliśmy to samo niebo, 
A ziemia otworzyła się,
Między nami...
Człowiek próbując się ogarnąć wychodzi z domu, ale oczywiście tam też nie może być spokojnie, a bo po co? Nie no, zdecydowanie lepiej, żeby, hm, nagle pojawiła się taka Violetta i przypatrywała mi się jak jakiemuś okazowi w zoo. No jak chce mnie zostawić w spokoju, to niech to zrobi, tak? Ale nie no, lepiej wlepiać we mnie gały i myśleć, że ja tego nie widzę, jasne. Przestałem grać i zawołałem ją.
No dobra, chwila. Idiota.
Po co ja to zrobiłem?
Czego ja od niej chcę, ktoś wie?
- Cześć, León - eh, nie no, też się cieszę na twój widok. -  Co tu robisz? - taka obojętna rozmowa? To nie za dużo na jej możliwości?
- Nieważne - zbywam temat machnięciem ręki. - Eh, nie widziałaś gdzieś Andresa? Musiałby mi pomóc przy nowej piosence - León, prawie nikt by się nie zorientował, że wymyśliłeś to pięć sekund temu, brawo.
- Nie wiem... - zacina się. - Ale, jak chcesz, to ja mogę ci pomóc - oferuje, a ja zastanawiam się, czy się nie przesłyszałem. No halo, ale to ty tu jesteś na mnie zła.
- Jak masz czas, to dobra - wzruszam ramionami...


(Violetta) Sądziłam, że się nie zgodzi i karzę mi odejść, a jednak.. Nie, coś musi chcieć, na pewno. Przecież jest na mnie zły, rozczarowany i zażenowany, a chce mojej pomocy?
Usiedliśmy na ławce, a chłopak zaczął grać melodię, początkowo nie mogłam się skupić, patrząc tylko jak gra, jego twarz jest wtedy taka skupiona, a brwi mocno ściągnięte.
Po jakimś czasie wyciągnęłam swój różowy pamiętnik z torebki i zaczęłam przeglądać stare teksty piosenek, może coś się przyda?
- Chyba mam - szepnęłam i pokazałam mu zapiski.
"Przy Tobie każdy dzień był zapomnieniem,
I chciało się bez trosko płynąć w dal,
Piliśmy nasze słodkie przeznaczenia,
Ty i ja.."
Czy jeśli się zastanawiam czy go kocham, to znaczy że już przestałam?
Chyba nie.. Nie che psuć niczego, osobno nam lepiej.
- Mam końcówkę, posłuchaj - Oznajmił, znowu przelatując palcami po strunach gitary.
"I nagle byłem gotów grać o wszystko, 
I nawet jeśli to największy błąd, 
Gdy kocha się naprawdę,
Cała reszta, to blade tło.."
- Wyszło całkiem, całkiem - Powiedziałam wymuszając uśmiech, jednak po chwili wstałam z ławki i iść w stronę.. no przed siebie.
- Zaczekaj - Ale na co León? Na kolejną kłótnię, naprawdę masz na to ochotę?
- Potrzebujesz mnie jeszcze? - Co? - Znaczy pomocy, tak. - Dodałam szeptem, eh to nie mało tak zabrzmieć...

(León) Nie no, fajnie wiedzieć, że z niczego może powstać jakaś fajna piosenka, tylko dlaczego akurat to ona musiała pomóc mi ją pisać... tak, wiem że sam poprosiłem ją o pomoc, wiem.
- Potrzebujesz mnie jeszcze? - słyszę jej pytanie, ale niestety natychmiast się poprawia - znaczy pomocy, tak.
Pozwolę sobie zagrać głupiego. Miła odmiana.
- Tak, Violetta, zawsze cię potrzebuję - aha, jakie twórcze. - Nie wyobrażam sobie bez ciebie życia. Kiedy jesteś ze mną, łatwiej mi się oddycha. Wiesz, jak to jest, kiedy jednocześnie się kogoś kocha i nienawidzi? Zakładam, że dobrze wiesz. Chcę... nieważne, z resztą, po co ja ci to mówię - prycham. - I tak masz to gdzieś - przewracam oczami i odchodzę, nie odwracając się w jej stronę, nie chcę już na nią patrzeć. Nie chcę już więcej jej ranić...
Wchodząc do Studio kieruję się do sali od muzyki, by przećwiczyć nową piosenkę, gdy wpada do niej..



(Violetta) Hę? Co? Nie. Violetta nie łudź się! On dacie ci niepotrzebną nadzieję, nadzieję która cię zgubi. Stałam wpatrzona jak odchodzi, po raz kolejny. Czy kiedyś wszystko się ułoży?
Chciałam krzyknąć za nim, że się myli, chciałam by został, ale nie mogłam, nie chciałam dać cokolwiek po sobie poznać, w końcu to ja podjęłam decyzję, nie on, ja!
Nie mogę tak się bawić, to boli i jego, i mnie.
Zamknęłam oczy i głęboko westchnęłam, stałam tak przez jakiś czas, oddychając głośno.
- Nie.. - Przerwałam swoją własną ciszę, nie mogę.
Przetarłam oczy i ruszyłam na zajęcia, tak, najłatwiej olać wszystko, odejść.
Przekraczając próg Studia po raz pierwszy przeszła mnie myśl, czy aby na pewno to jest moje miejsce, czy powinnam tutaj być? Obojętnie weszłam do pierwszej lepszej z sal, chciałam być sama. Oczywiście on musiał tam być, przy klawiszach, spoglądając przez okno.
- León.. - zaczęłam, ale po co? Heh, co ja mam mu powiedzieć, tak ja też nadal..
- Daj spokój - prychnął, dobrze wiesz, że jak tak mówisz to tym bardziej będę naciskać.
- Wiesz co?! Tak to już nie ma najmniejszego sensu, nigdy nie będziemy umieli się dogadać. Zawszę już będziemy odwracać wzrok kiedy któreś wejdzie, tak chcesz? Proszę bardzo! Lubisz się ze mną kłócić, kiedy ci mówiłam, że mi zależy, że chce, miałeś to gdzieś, czy kiedykolwiek zrobiłeś coś tak po prostu? Nie, więc nie mów, że nadal jest coś między nami. Przestańmy się łudzić, albo zacznijmy brać to na poważnie...




(León) To ja tu jej mówię, że mi na niej zależy, a ona na mnie warczy? Serio?
- Nie widzisz, jaką jesteś idiotką? - odpowiadam jej spokojnym głosem. - Próbujesz mi, i sobie chyba też, wmówić, że to wszystko to moja wina. Nie widzisz, że to ty stwarzasz problemy? Nie mogłabyś chociaż trochę ogarnąć się z twoimi wygórowanymi wymaganiami? To się stało nudne i przeszła mi ochota na twoje gierki. Ja już nawet nie wiem, czego ty oczekujesz, już się pogubiłem, już mam tego dość. Nie rozumiesz, że to jest męczące? Ciągle tylko się na mnie drzesz, za to jaki jestem. No to sorry, ale po co w ogóle zaczynałaś temat? Nie mogłaś stwierdzić na początku, kiedy tylko się poznaliśmy, że jestem totalnym idiotą i nie zmarnować mi kilku lat życia? Nie? Szkoda. To nie marnuj mi chociaż tych kilku minut z dzisiejszego dnia i idź sobie. Jesteś głupia - podniosłem nieco głos drugie słowo wypluwając w odrazą - jeżeli myślisz, że daleko zajdziesz zachowywaniem się jak niewinna dziewczyna odizolowana przez kilkanaście lat od świata. Dobrze wiemy, że tak nie jest, prawda? Nie raz zdołałem się o tym przekonać, słońce - chcę wyjść z klasy, kiedy nagle coś każe mi jeszcze raz na nią spojrzeć...



(Violetta) Z takim człowiekiem nie da się prowadzić żadnej, najmniejszej rozmowy. Kiedy w tak wspaniały sposób, obrażał moją osobę, czułam się jak najgorsza osoba na świecie, a może jednak nią jestem? Czy to on pokazał swoją prawdziwą stronę?Jest dokładnie taki sam jak Ludmiła, perfidny.
Miałam ochotę cofnąć czas, nigdy go nie poznać. Czy to normalne aby w kilki minutach znienawidzić kogoś tak bardzo? Najwyraźniej sam to zrobił.
Kiedy chciał opuścić salę, odwróciłam wzrok, nie chciałam na niego patrzeć, nie chciałam by już nic mówił, niech idzie.
- Słowa czasem bolą bardziej niż cokolwiek innego - burknęłam patrząc się w przestrzeń. No idź, bo sama cię zaraz wypchnę.
- Violetta.. - Nie mogę go już słuchać, dlatego przerywam.
- Co Violetta?! Przesadziłeś teraz, naprawdę. Miło wiedzieć co o mnie myślisz, co zawsze myślałeś.
Oczywiście, że wszystko jest moją winą, zawsze biedna Violetta, tak znamy to już.
Skoro chce bym czuła się jak najgorzej to można mu już pogratulować.
Odezwał się ten, który zawsze jest tak bardzo poszkodowany, ten który najbardziej cierpi, tak.
Nie mam zamiaru stać tu i czekać aż się odezwie, dlatego wyszłam pierwsza.
Nie wiem czy byłam bardziej smutna, zażenowana czy wściekła, trudno rozróżnić.
Spokojnie, jak na tą sytuacje włożyłam torbę do szafki, po czym energicznie i z hukiem zatrzasnęłam drzwiczki. I jak myślałam, nie pomogło.
Nie, jednak nie mam ochoty zostać na zajęciach, ale nie dam mu tej satysfakcji.
Wzięłam do ręki telefon i miałam zadzwonić do Federico, by spytać się co z Francescą, ale przeszkodził mi w tym huk, jeszcze gorszy niż mój...

(León) Nie no, znowu mnie opieprzyła za to, że jej prawdę powiedziałem? Dziewczyno no, ogarnij się... słysząc jej głośne trzaśnięcie drzwiczkami od szafki, trzaskam jeszcze głośniej. Ha, te drzwiczki sobie spadły... łaa, ale huuk... no ale nic, trudno, takie rzeczy się zdarzają? A co mnie to obchodzi...
Wchodzę sobie na zajęcia Angie. Ona jakieś ćwiczenie wymyśliła, no dlaczego teraz?
Czyli tak. Mamy w grupach zaśpiewać jakąś piosenkę. No a co my robimy na każdej lekcji, przepraszam bardzo? Teorię omawiamy? Ale jak tam sobie chce... no, tak... hm. Czy mogłem przewidzieć, że oczywiście to ćwiczenie będę wykonywał razem z Moim Najlepszym Przyjacielem oraz Jego Rozkapryszoną Dziewczyną? Mogłem, prawda? No, to dlaczego tego nie przewidziałem? Ehh... Angie wyczytuje resztę par, kiedy do sali wbiega zdyszany/a...

(Gregorio)Moje życie co raz bardziej,przestaję tracić sens! Kim ja się stałem!? I co robię w tak beznadziejnej szkole jak ta?..Już mnie to nawet nie obchodzi..
Nie mam kogo podenerwować czy chociaż zepsuć plany! A to za sprawą tego pożal się Boże dyrektorkowi od siedmiu boleści! Zrujnował wszystko na co przez te lata pracowałem i co dawało mi chodź trochę radości życiowej! Dopóki Pablo jeszcze tu uczył był jedynym obiektem do wyrzywania się,a teraz? Wszyscy mnie ignorują! Dosłownie!
A raczej chodzą jak w zegarku,bo dyrektor ma oczy do okoła głowy..To aż śmieszne,ale zrobiło mi się żal tych nieudaczników..Cała ta sytuacja przeprowadziła w moim umyśle nieodwracalne zmiany..Miałem rozdwojenie jaźni zupełnie jak Violetta!
Ja..ja zacząlem być dobry? Czy to możliwe!? Niestety to nie wszystko..
Nagłe napady śmiechu, raptowne objawy agresji,przypływy miłości do innych ludzi..
To...To mi się już w głowie nie mieści! Nawet mój doktor jest bezradny!
Spokojnie Gregorio...Spokojnie...Wdech i wydech..O tak...Potrafisz..Ty wszystko potrafisz!
-Nie! Ja dłużej tak nie wytrzymam!-palnąłem. Zawsze pokonywałeś przeszkody z podniesioną głową i jakiś niewiadomo kto, nie będzie Ci rozkazywał!
Gwałtownie podniosłem się z fotela,założyłem ręcę na piersi i pewnym krokiem przemierzałem pomieszczenie nauczycieli.

-Twój koniec jest bliski dyrektorze Pere!-wypowiedziałem na głos. I nagle dopadł mnie kolejny przypływ radości przez który zacząłem śpiewać.
-[..]Jutro się rozejdziemy, jutro się rozstaniemy na wieczny czaaaaas!-zakończyłem z triumfalnym uśmiechem.
Plan zaakceptowany,więc kolejna rzecz do uzgodnienia to,czy będe działał sam czy potrzebny będzie wspólnik? Hmm..
Antonio-ten pomysł chyba sam w sobie wydaje się absurdalny.
Jackie-nie znam tej kobiety w ogóle!
Esmeralda-ciężarna baba na nic mi się przyda!
Pablo-można spróbować zapytać,ale myślę,że ten pedancik raczej nic nie wskóra! Prędzej wypapla całą prawdę dyrektorkowi!
Beto-.....tu raczej nie ma się nad czym zastanawiać.
Ężi..Ążi..Angie!-to nawet niegłupi pomysł. Umie dogryźć i nie raz miałem z Nią na pieńku.
Pozatym także nie przepada za "Perim",a ukrywać prawdę,jak się przekonałem, umie dosyć długo... Taaa,co do innych trzeba jeszcze pomyśleć.
-Gdzie ja trzymałem ten kufer?-pomyślałem-A tam!-szybko wyskoczyłem z sali z nadzieją,że może znajdę w nim jakieś przydatne przedmioty i postaram się obmyślić dokładniejszy plan.
Wpadłem zdyszany do jakiejś sali,lecz jak się chwile później okazało to nie była ta co trzeba. Kilkanaście par oczu patrzyło się na mnie nierozumiącym wzrokiem.
Tak samo szybko jak weszłem tak i wyszłem,nie mając zamiaru przed nikim się tłumaczyć.
Gnając korytarzem, zauważyłem...


(Beto)

Jedząc kanapkę , widzę jak Gregorio biegnie przez korytarz . Nawet fajnie biega . Idę za nim i zderzam się z szafką . I BUM ! Kanapka mi spadła na ziemię . 
- Nieeeeeeeeeeeeee !! - drę się na cały korytarz . - Moja kanapka !! Oddajcie jej życie !! - klęcze i zbieram resztki mojego skarba . A u Federico  ... 


( Federico )

Siedząc w swojej sali , w szpitalu , jak zwykle się zamartwiam i strasznie nudzę . Nawet odechciało mi się przyjmować leków . Nie mam po co . 
Nagle do pomieszczenia wparował Jorge . To dziwnie , bo rzadko kiedy go tu wpuszczają . 
- Fedro !! - krzyknął , że aż uszy pękały . - Fran się budzi !! 
I już go nie było . 
Jak poparzony wstałem z łóżka i wybiegłem na korytarz za nim . W 3 minuty byłem już pod jej salą . Nie wiedząc jak się zachować , po prostu tam wszedłem . Brat siedział obok niej na łóżku i się szeroko uśmiechał . Lekarz było tuż obok niego . Ale co robi tu Jorga , tak się pytam ??
Podszedłem do łóżka dziewczyny i zauważyłem jak pomału zaczyna otwierać oczy ...




(Francesca) Auć, moja głowa. Co się właściwe stało? Dlaczego wszędzie panuję ciemność, próbuję otworzyć oczy, ale nie mogę, dlaczego?! Gdzie ja jestem? Co się znowu stało?! Wszystko słyszę, czuję, ale nie mogę otworzyć oczy, ani poruszyć jakąkolwiek częścią ciała. 

- Francesca? - Słyszę jak ktoś woła moje imię, próbuję jakkolwiek zareagować, ale nie wychodzi mi to. Ciemność, ciemność, ciemność...
Po chwili czuję na sobie czyjś dotyk, mimowolnie wzdrygam się i zabieram rękę.
- Francesca? - Głos jest co raz wyrazisty, przecież wiem do kogo on należy Fed..Fede..Federico.

Powoli otwieram oczy, lekko je mrużąc, za dużo światła. 

- No na reszcie, mogłaś się pośpieszyć, w telewizji leci moja ulubiona bajka! - Co? Co tu robi młodszy brat chłopaka - Jorge. 
- Młody, spokojnie. - Ucisza go delikatnie lekarz, eh to przerażające jak tyle ludzi się na mnie patrzy. 
- Właściwe co się stało? - Pytam obojętnie, nie wiem czy chcę wiedzieć.
- Wpadłaś do lodowatej wody, serce było na to nie przygotowane. Dostałaś zaburzenia układu nerwowego, zdarza się.
Mężczyzna zrobił jakieś podstawowe pytania, nawet nie pytałam, i po chwili wszedł zostawiając mnie z Federico.
- Jak się czujesz? 
- Dobrze.
- Na pewno, potrzebujesz teraz czegoś? - Tak ciszy i spokoju. 
- Nie, wszystko gra - wymusiłam uśmiech.
- Fran.. pamiętasz? - Przerwał ciszę, właśnie czy ja pamiętam? Chyba? Ale co powinnam pamiętać? Ja.. nie wiem, może, może nie?
- Federico, ja.. - zawahałam się.


KONIEC.



sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 150

7 komentarzy:

(Angie)Obudziłam się obok Germana,a całe zmęczenie,które zawsze towarzyszyło mi przy wstawaniu całkowicie minęło,gdy przypomniałam sobie wczorajszy wieczór.Moje myśli automatycznie powędrowały do tamtych chwil przez,które w moim brzuchu rodziło się stado motyli. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Zerknęłam na pierścionek.-Czyli wkrótce będę panią Castillo?-zaśmiałam się w duchu na myśl o tym co mnie czeka. German jeszcze spał,a na jego twarzy po raz pierwszy zauważyłam błogi uśmiech podczas snu.
Wstałam cicho i udałam się na dół żeby przygotować nam śniadanie. Krzątając się tak po kuchni nagle usłyszałam hałas w ogrodzie...

(Viola) No więc jest dobrze, chyba. Pogodziłam się z tatą, ale w sumie nie wiem czy mogę to tak nazwać, bo nie byliśmy nigdy skłóceni, po prostu dochodziło do pewnej wymiany zdań.
Miałam zamiar wstać wcześniej by pobiegać trochę przed zajęciami, jest to dobry sposób na odstresowanie się od wszystkiego. Zakładasz słuchawki na uszy i biegniesz, jak najdalej.
Spięłam włosy w koński ogon i ruszyłam do ogrodu, ale kiedy tylko minęłam próg, zamurowało mnie, skrzywiłam się i otarłam oczy, łudząc się, że się tylko przewidziałam.
- Szczur! - Krzyknęłam, a raczej pisnęłam na cały głos, wskakując na leżak, fuj.
Po chwili na zewnątrz wyskoczyła Angie z kubkiem kawy w ręce i mój ojciec w różowym szlafroku? Oh, co za widok.
- Violetta, co się dzieje?! - Spytał, zaspany. A ja mu tylko wskazałam gestem w stronę altanki, a pod nią znajdował się szczur. Ale teraz gdy widzę mojego tatę w szlafroku Angie, nie wiem co jest gorsze.
- Co ty masz na sobie? - Spytała moja ciotka biorąc dużego łyka kawy, ah sama już mam ochotę.
- Krzyczała tak jakby się paliło, założyłem byle co .. - Tłumaczył się mój ojciec, ale kobieta spojrzała na niego z oburzeniem, nie daruje mu tego. Ale tam jesz szczur, halo?!
Powoli zeszłam z krzesła, bacznie obserwując to stworzenie.
- Tato, tam jesz szczur, złap go - Przerwałam im tą konwersację i za nim weszłam do domu, zauważyłam krzywą minę mojego ojca.
Spojrzałam na zegarek, było już w pół do dziewiątej, dlatego darowałam sobie bieganie i poszłam do swojego pokoju, by się przebrać, ale kiedy do niego wchodzę, na moim łóżku siedzi ...

(Mostowiak) Ym. Ym. Idę sobie do łazienki a tu... Wymiot i słabo mi jakoś... YEZU ! Jeszcze to gówno będzie mnie dręczyć ? Sięgnęłam do szafki i napatoczył mi się jakiś termometr... Wsadziłam go w odpowiednie miejsce... I po chwili, gdy go wyciągnęłam o mało nie zemdlałam... TO NIE TERMOMETR... A JA JESTEM W CIĄŻY ! Omg, omg.... Wezwijcie pogotowie !!!! AaAaAaAa.... Wybiegłam z mieszkania zostawiając tam samą zdezorientowaną Lenę i pobiegłam do Violki ! Tak Ona mi pomoże ! A może powinnam do Lu ? ALE NIE ! FIOLET ! Weszłam do mieszkania bez pukania i od razu popędziłam na górę, wparowałam do jej pokoju ale jej tam nie było. - Violka ! Cip, cip... Skarbie... No chodź ! Muszę się poradzić ! - Nagle z jeden z półek widzę jakieś lalki. - Oooo ! - Wzięłam je w ręcę i usiadłam na łóżku, zaczęłam się nimi bawić. - Hej León ! - Udawałam głos kuzynki. - Witaj Violetto ! Ohohoho.... Masz ochotę na buzi ? .... No jasne ! (XD) - Złączyłam plastikowe pyszczki a do sypialni weszła ważna mi osoba.
- Co ty odwalasz ? - Spytała i wyrwała mi zabawki z rąk. Pociągnęłam nosem.
- Oddaj ! - Odparłam i zaczęłam się z nią szarpać o te laleczki. W końcu jedna straciła głowę. - Ojoj.... Urwałam ci głowę... - Zachichotałam a Ona przywaliła mi Leonem ! - Auć ! Auć ! Nie bij mnie swoim ex'em ! - Krzyknęłam i nagle przestała. Dopiero teraz sobie przypomniałam co miałam powiedzieć... - A no tak... Przyszłam bo... Jestem w ciąży... - Uśmiechnęłam się a ten źrenice rozwaliły się na pół oka. Wyglądała normalnie jak foka.
- ŻE CO ?!!!!!! - Wydarła się niczym bestia ! (xD) Nagle usłyszeliśmy głos z dołu, należał do jej ciotki "Violu przyszedł/ła do ciebie...."

( Federico )
Chyba bardziej monotonnego życia być nie może . Wiem , że należy doceniać to , co się ma , ale ... Człowiek często zapomina o tej zasadzie .
Siedząc na łóżku szpitalnym i patrząc na drzwi  , jednocześnie obserwuję ruchy lekarza , który cały czas krąży po korytarzu . Zapeszyłem z tą wartą ...
Francesca nadal się nie obudziła . Tylko śpi . Lekarze utrzymują ją w śpiączce farmakologicznej  . I obwiniam się , że to tylko i wyłącznie moja wina . To ja ją tam zabrałem , ja ją wrzuciłem do tego jeziora . Spojrzałem na rękę , na której widniała obrączka . Nasze małżeństwo to ... Wiem , że kocham ją nad życie , ale gdy odejdę będzie cierpieć jeszcze bardziej . I znowu przeze mnie .
Położyłem się na plecach i założyłem ręce za głowę . Nagle zobaczyłem , że okno w sali jest otwarte, więc.... Zostawiłem lekarzowi kartkę . Przecież 5 minutowy spacer mi nie zaszkodzi ?
Wyskoczyłem przez okno . Jak ja kocham pierwsze piętra !!
Gdy wędrowałem przez miasto , ujrzałem w oddali moją mamę . Ups ... Yyyyyyyyy ... I moja pomysłowość zawsze się kończy w takich momentach .
Zauważyłem , że jestem koło domu Violki . Jak najszybciej udałem się w stronę drzwi . Otworzyła mi Angie.
- Dzień dobry . Jest Violetta ? - spytałem . Ma być , ma być , ma być - modliłem się w duchu .
- Tak . Już wołam .
Po chwili szatynka zbiegła po schodach w towarzystwie Any . Violka miała minę jakby ją tir przejechał , a Anka jak zwykle szczerzyła się z byle powodu .
- Więc Feder , tak tu , my , yyyy - przyjaciółka zaczęła się jąkać .
- Ty masz mojego kota ! - Ana jak zwykle musiała wyskoczyć ze swoim tekstem .
- A ty co tak nagle zapomniałaś o tej sprawie ?! - szatynka na nią zaskoczyła i zaczęły toczyć wojnę na jakieś miny czy coś .
- No to może Feder się ulotni ?
- Tak ! - zgodziły się .
- Milutko tu u was . Cześć - uśmiechnąłem się i wyszedłem . Zaczęłem bieć w stronę szpitala i gdy wskoczyłem przez okno do sali , akurat na korytarzu pojawiła się moja mama . Nagle usłyszałem krzyk dobiegający z dworu ...


(Ludmila) Tak, tak ja wiem, że jestem tak okropmnym czlowiekiem, że nawet moja matkę to boli. Takie życie ja nic na to nie poradze. Dodatkowo Antonio kazał dziś dość wcześnie przyjść do Studio. Ehh ledwo zwlekłam się z łóżka i z zaspanymi oczami zeszłam na dół. W domu o dziwo nikogo nie było. Może to i lepiej. Jakoś nie mam ochoty na moralizujące dyskusje z matką. Zjadłam pyszne śniadanko, ale przed Studio miałam jeszcze chwilę więc pobiegłam sobie jeszcze do szpitala. Wzięłam kilka nowych ubranek dla Alby. W podskokach pobiegłam do szpitala. Uwielbialam na nią patrzeć. Na jej blękitne oczki, na malutkie dłonie. Była cała wspaniala. O dziwo przed szpitalem spotkałam lekarza córki. - Jak dobrze, że Cię widzę - zagadnął do mnie. - Coś się stało ?? - spytałam ze strachem. - Nieee, przecieź bym zadzwonił. Mam wspanialą wiadomość. Twoja ccórka została całkiem odłączona od aparatury. Już niedługo będziesz ją mogła zabrać - uśmiechnął się. - Aaaaaaaaaaaaaaaaa - zaczęłam się wydzierać przed szpitalem. - Seriooo, dziękuję nie mogę uwierzyć. - zaczęłam go przytulać. Spojrzalam na zegarek. - O nie, muszę uciekać do szkoły. Będę popołudniu. - uśmiechnęłam się i opuściłam plac przed szpitalem. Powędrowalam do Studio. Zastanawiając się czego Antonio może chcieć. Praktycznie wszyscy już byli w sali muzycznej. - Witajcie otóż przyjeżdżają do nas dzieciaki, uzdolnione muzycznie, ale w swoich krajach nie mają możliwości rozwoju. Każdemu z was zostanie przydzielone jedno dziecko którym się zajmiecie i które zamieszka w waszych domach na tydzień czasu. Oczywiście przyjeżdżają za trzy dni ( Rozdział 153). Będziecie musieli przygotować z nimi występ wspólny. Jakieś pytania ?? - spojrzał na nas. - Ale super !! - wszyscy odwróciliśmy się w stronę osoby, która to powiedziala...


(Mostowiak) Umc, pa pumc... Aborcja!  Uj... Nie... Szłam sobie do Studiosa bo musiałam porozmawiać z Fioletem. Gdyż wczoraj Federasta nam przeszkodził...
Idę a tutaj pierdzielą coś takiego...; - Witajcie otóż przyjeżdżają do nas dzieciaki, uzdolnione muzycznie, ale w swoich krajach nie mają możliwości rozwoju. Każdemu z was zostanie przydzielone jedno dziecko którym się zajmiecie i które zamieszka w waszych domach na tydzień czasu. Oczywiście przyjeżdżają za trzy dni. Będziecie musieli przygotować z nimi występ wspólny. Jakieś pytania ?? - Uradowana odparłam.
- Ale super! ! - I wszystkie łby na moją osobę.
- Ana z tego co wiem ty nie chodzisz do tej szkoły. - Odezwał się staruszek.
- A owszem!  Ależ!  Mam sprawę... Pan oto buraczek... - Wskazałam na Pere. - musi odejść!  Boś to wielka hańba!  - Mówiłam jak w jakimś starym i nudnym filmie o dziadach z średniowiecza. - A poza tym gdzie Pablo?  - Zrobiłam dziubek.
- Ana!  Proszę wyjść... - Odezwał się ponownie. O yezuuu....
- No ok!  - Mówiłam oburzona. - Ale jeszcze jedno... - Zaczęłam... - Aborcja jest karalna...? - Wszyscy wytrzeszczyli swe gały... - Hm... Chyba się nie dowiem!  - Odparłam...



(Violetta) Ostatnio czuję się jakby wracała stara poczciwa Violetta, a mi się to zupełnie nie podoba.
Dodatkowo mojej kuzyneczce zachciało się dziecka, czyli teraz ona będzie bawić się w Ludmiłę, tak po prostu świetnie, to się chyba uważa jak..
Kiedy Anka wybiegła z domu, odłożyłam starannie lalki które ona musiała rozwalić i zaczęłam się zastanawiać skąd ona je wyciągnęła, wzruszyłam jednak ramionami i ruszyłam do Studio.
Oczywiście, że się spóźniłam, ale zdążyłam usłyszeć wystarczająco, będziemy musieli się zająć jakimiś dziećmi, świetnie. Jak ja kocham, małe dzieci! Eh..
- Aborcja jest karalna? - Bardzo taktowne, chyba ją coś boli, że ja jej pozwolę.
- Hm... Chyba się nie dowiem! - Powiedziała widząc reakcję innych.
- Anka! Zamknij się! - Syknęłam jej do ucha i wyprowadziłam ją poza szkołę.
- Co ty odwalasz?! - szarpnęłam ją do siebie, a ona przewróciła oczami, zabiję ją kiedyś.
- Chce 'to' usunąć - Nazywajmy rzeczy po imieniu 'to' to dziecko.
- To mogłaś uważać na.. - Eh, no wybacz jesteś już na tyle duża by wiedzieć jak to działa..
- Nie przejmuj się, okay? Dobrze wiesz, że na mnie zawsze możesz liczyć.. Ee, spotkamy się później - Objęłam szybko dziewczynę i ruszyłam w kierunku osoby z którą muszę porozmawiać...


(Andres) Idę sobie spokojnie, gdy widzę Violettę, a ona? 'Andres, musimy porozmawiać!'. Co ja znowu zrobiłem? Ehh...
- Andres, ja... - Ja... Ja... No wysłów się no, przecież cię słucham, nie?
- Tak? - próbuję pomóc. Tak, wiem, to niesamowita pomoc z mojej strony.
- Ja nie jestem pewna... - oświadcza w końcu. Nie mówi nic więcej, tylko patrzy na swoje stopy. No ale po co ma mówić więcej? Przecież wiadomo o co chodzi. Jak zwykle.
- Czego? - Tak, wiem, trudne pytanie, naprawdę nie mógłbym się domyślić odpowiedzi na nie. - Chodzi o Leóna? - Brawa dla mnie, jestem geniuszem. Dziewczyna podnosi lekko głowę i spogląda na mnie skruszona. Taa...
- Tak - szepcze. No, nie spodziewałem się tego.
- Violetta. Jeśli go kochasz to... - mówię, znając jej odpowiedź. Ona jest naprawdę przewidywalna... Tylko czy to dobrze?
- Nie! Znaczy... Ja... Sama nie wiem... To... Chcę być z tobą - oświadcza w końcu cicho. Po chwili jednak przybywa jej odwagi. - Chcę być z tobą, Andres.
Przyciągam ją do siebie i całuję w czoło. Czuję, że podczas tej rozmowy lekko się spięła, jednak teraz powoli się rozluźnia i wyraźnie czuje się lepiej...



(Violetta) No więc.. tak?! Nie sądziłam, że ja.. to powiem, tak?! Eh... No zależy mi na nim, chyba.
Ale w sumie jest mi z nim dobrze, a chyba najlepiej jak do tych czas. Przymknęłam lekko oczy i pozwoliłam mu się objąć, tak powinno być? Może i on ma rację..? Wzięłam głęboki wdech i nieco się rozluźniłam.
- Lepiej? - Spytał z spokojnie, jak przy mnie można być spokojnym?!
- Zdecydowanie - Wzruszyłam ramionami, zależy pod jakim względem lepiej.
- To co idziesz na zajęcia? - Złapał mnie za rękę ciągnąc w stronę wejścia do Studio, ale się zatrzymałam.
- Teoretycznie już skończyłam zajęcia, więc.. - Wskazałam w stronę mojego domu, teoretycznie bo mam jeszcze jedną lekcję, ale jednak nie mam chęci..
Kiedy chłopak zniknął zza murów szkoły, westchnęłam z ulgą. Dobra Violetta.. Ogarnij się, jesteś wredna, zależy mu na tobie, a ty co robisz? Zaraz dostanę rozdwojenia jaźni! Jedno mi mówi, że to León ma rację i powinnam zostawić chłopaka, a drugie że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zdecyduj się kobieto?!Idę do zakonu.. Albo jeszcze lepiej mogłam dać się przyłapać w szpitalu, moje przemyślenia przerwał krzyk...



(Mostowiak) M. Mm... Zastanawiałam się kim ten dzieciuszek w środku mojego brzucha, który wyżera żywność którą szamam. A poza tym jutro weekend !! Będę szamać gofry i opijać się wódk... Ahh ! Już nie lubię ciąży... Nie można palić, pić, bla,bla,bla... Zapomniałam o jednym... Już wiem kto jest OJCEM ! JU... AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA ! - Padłam na kolana krzycząc jak idiotka. Ludzie patrzyli się na mnie jak na jakieś dziwadło ! Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee......... DLACZEGO ?! DLACZEGO ON ?!!! Z nim ?!!! Ja... MATKO BOSKA .... Nagle koło mnie znalazła się Violetta...
- Co jest ?! - Zapytała. Eee... Nie nic, jestem w ciąży z tym palantem a co u ciebie ?
- Wiem kto jest ojcem... - Mówiłam rozpaczona i imię jej wyszeptałam do ucha. Ona o mało nie zemdlała ! Ej ! To ja chyba tu powinnam zemdleć i jeszcze nic nie pamiętać ! AMNEZJO PRZYBYWAJ ! - Nie, nie, nie.... Idę... - Rzuciłam i pobiegłam do domu... Nie zważając na słowa Lenki która marudziła mi że jest tu BRUDNO legnęłam się na łóżko....

THE END. :D

layout by Sasame Ka