piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 137

( Federico )
Obudził mnie dziwny dźwięk . Czy to nie trąbka ? - przeszło mi przez myśl , a gdy otworzyłem oczy przekonałem się , że to prawda .
- Diego !! - rzuciłem w niego poduszką . - Wyłącz to !! Która godzina ?
- Prawie 7 . Wstawaj !! Dziś wielki dzień . Trzeba wszystkich ogarnąć . Iść z Tobą na żywioł to straszna rzecz - uśmiechnął się szeroko .
Po poinformowaniu wszystkich i sprawdzeniu czy wszystko jest gotowe , udaliśmy się we dwójkę pod dom brunetki . Zadzwoniłem do drzwi i gdy stanęła ona w drzwiach , zakryłem jej błyskawicznie oczy i przyciągnęłam do siebie .
- Szykuj się nie wielki dzień - szepnąłem złowieszczo i razem z Diego wpakowaliśmy ją do samochodu , gdzie zakryliśmy jej tam oczy,  usta ,chustą i związaliśmy . Mocniej mnie skopać to chyba nie mogła .
- Ile jeszcze ? - spytałem Diego , który prowadził , gdy dziewczyna zaczęła się szamotać.
- Już chwilka .
Po 5 minutach przyjechaliśmy na miejsce i zgodnie z moją chorą wyobraźnia , wszystko było cudem jak należy . Odwiązałem sznury , które krępowały nogi i ręce Francesci , ale nie zdjąłem jej chustki z oczu .
- Zabije Cię za to - powiedziała , gdy wyszliśmy z samochodu .
- No nie wiem - wreszcie odwiązałem jej oczy i zobaczyła ogród , przyozdobiony białym kwiatami . Miejsce idealne na ślub . Tak samo jak w filmach . Wszyscy już tu byli , ale ja koncentrowałem się na twarzy narzeczonej , która wyrażała więcej niż zdziwienie ...



(Francesca) Rano obudził mnie dzwonek do drzwi chciałam zaczekać aż Luca otworzy, ale się nie doczekałam, dlatego wstałam taka nie ogarnięta i zeszłam na dół, zdążyłam tylko pociągnąć za klamkę kiedy Federico niczym szaleniec wpadł na mnie wyszeptał coś o wielkim dniu i wrzucił do samochodu wiążąc mi oczy, czy to jest aby normalne zachowanie?
Kiedy już dojechaliśmy na .. na miejsce chyba? chłopak odwiązał mi sznurki z kończyn i wyciągnął mnie z auta.
- Zabiję Cię za to - powiedziałam dosyć surowo, ale wybacz kochanie, przecież tylko mnie porwałeś!! - No nie wiem - wybełkotał przez śmiech, niech mi tylko zdejmie tą chustkę z oczy to zabije, ukatrupię, potnę i dużo innych. Kiedy tylko odwiązał mi oczy miałam ochotę rzucić się na niego, ale przeszkodziło mi w tym.. Dużo rzeczy, nie wiedziałam o czym mam myśleć, nie spodziewałam się tego, czy to może był tylko sen? Przecież ślub mieliśmy mieć za miesiąc, a tu nagle coś takiego, czy ja jestem gotowa?
Byli tam wszyscy, ale nie mogłam nigdzie wzrokiem znaleźć Violetty, pełno dekoracji, czułam się jakbym była w filmie, ale zaraz.. nadal mam na sobie piżamę z Myszka Miki.. Nie?!
Obróciłam się do o koła i zauważyłam dość duży biały dom, chyba jesteśmy na przedmieściach rezydencji ojca Violi, długo się nie zastanawiałam by tam wejść, a w środku znalazła się moja zguba...

(Violetta) "Kochany pamiętniku, dziś będzie inaczej. Musi być. I wszyscy mi uwierzą, Będę mówić, że jest w porządku. Już nie chce być smutną sierotką. Zacznę od zera, zostanę nową osobą, a co ważniejsze przetrwam" Było minęło już wiem co robić, skończyłam swój wpis w tym samym momencie gdy do kuchni weszła Francesca. Ta dziewczyna to ma wielkie szczęście..
- Czy Ty jesteś w piżamie..? - pytam się do przyjaciółki która rzuca się na kanapę.
- Tak! - warczy, eh. - Violetta ja nie mogę - przykrywa twarz poduszkę, znowu?!
- Kochasz go? - pytam się siadając obok niej.
- Najbardziej na świecie - odpowiada bez chwili zawahania,
- To wiesz co robić - uśmiecham się do niej i pomagam wstać.
- Chyba tak.. - odwzajemnia nie pewny uśmiech.
Ciągnę ją na pierwsze piętro gdzie czekają na nas sukienki, moja jest z koronką, do kolan oczywiście różowa, ale to nie ja wybierałam!
Fran ma także do kolan białą z okrytymi plecami, taką jak chciała.
Miłość, miłość, miłość.. To się robi już nudne. Dobra to, że mi nie wychodzi to raczej nie powinnam być tak nastawiona.. Ale co poradzę?
Kiedy schodzimy z powrotem do ogrodu natykamy się na pewną osobę.
- Wyglądacie... ślicznie..- ...



(Diego) Gdy byliśmy na miejscu Fran była widocznie zszokowana. Była również zła gdyż stała tam w piżamie. Wyglądało to dość zabawnie ale koniec z tym. Zanim się obejrzałem zgubiłem  gdzieś Federico. Od razu ruszyłem szukać go w domu. W wejściu spotkałem Violette i Francesce- Wyglądacie... ślicznie..- rzuciłem, a one się lekko uśmiechnęły.
-No ty też niczego sobie- powiedziała Viola
- Idźcie już do ogrodu.
- A ty nie idziesz ?
- Nie, mi zawieruszył się gdzieś Fede więc muszę go teraz znaleźć. Zaraz będziemy - uśmiechnąłem się do dziewczyn  po czym udałem się na górę. W jednym z pokoi spotkałem Fede, który przeglądał się w lustrze.
- Zdenerwowany?- zapytałem a on delikatnie kiwnął głową - Ej będzie dobrze, nie bój się. Na dole czeka na Ciebie dziewczyna Twojego życia więc już chodź na dół a nie tu zastanawiasz się jak będzie - popchnąłem go do drzwi po czym razem zeszliśmy do ogrodu. Federico już bardziej pewny siebie ruszył do dziewczyny. W tym czasie moim oczom ukazała się ...



(Lara) Dzisiaj dzień ślubu Federico'a... i Francesci. Tak szczerze... Nie lubię takich uroczystości, ale to moi przyjaciele, więc niech już stracę.
Kiedy byłam już na miejscu, czyli w ogrodzie, chciałam znaleźć kogoś znajomego. I faktycznie. Po chwili zauważyłam wystrojonego Diego'a, a za nim jak Fede szedł chyba do Francesci.
- Hej! - krzyknęłam, a po chwili podeszłam do Diego'a. - To ja, Lara! - Zaczęłam mu machać rękami przed twarzą, ale on stał jak wryty. - Diego!
Przez myśl przeszło mi, żeby go kopnąć albo powalić na ziemię... Może go tu po prostu zostawię?
- DIEGO, NO! - krzyknęłam, a chłopak wreszcie się ocknął. Zwycięstwo.
- Lara - wydusił.
- Tak, to ja... Widzę, że po wczorajszym wieczorze kawalerskim z tobą gorzej - stwierdziłam i pokręciłam głową. - Chodź. - Pociągnęłam go w stronę reszty...



( Federico )
Nie sądziłem , że moje życie tak się potoczy . Francesca była ... dość zdziwiona , ale czego mogłem się spodziewać . Myślałem , że mnie zatłucze czy coś , ale zareagowała dość spokojnie .
Po tym jak się przebrałem , zszedłem do ogrodu , a ona już tam była . Myślałem , że zemdleje na jej widok. Piękniejszej jej jeszcze nie widziałem . Ubrana była w białą sukienkę , do kolan , z osłoniętymi plecami . Włosy były ułożone w koszyczek . Wpatrywała się w ołtarz , a ja okrężną drogą , do niego doszedłem , gdzie czekała już na mnie Violka  i ksiądz .
Wszedłem po schodkach , a w tym samym czasie obok brunetki stanął uśmiechnięty od ucha do ucha Diego. Wiedziałem , że dziewczyna jest zdenerwowana , bo gdy wyciągnął do niej ramie lekko się zawahała . Rozległa się muzyka , goście wstali z krzeseł  , a mi przez głowę przeszła myśl co , by się stało , jakbym teraz zwiał ? Zabiła by mnie ?
- Fede ogar !! - krzyknąłem sobie w myślach . Przecież wszystko się uda . Idą sobie tak ładnie w moją stronę . Ej , ale jej rodzina nie wie o tym ślubie ? Wiedziałem , że o czymś zapomniałem !! No już trudno .
Po chwili dziewczyna stanęła obok mnie , a Diego zajął miejsce koło Violki .
- Zebraliśmy się tu , by połączyć węzłem małżeńskim Francesce Resto i Federico Pasquarelli - ledwo słowa urzędnika do mnie docierały , bo zatraciłem się w głębokich oczach brunetki .
Wreszcie nadeszła pora przysięgi :
- Czy Francesco bierzesz sobie za męża Federico ? - zapytał ksiądz , a ja usłyszałem cichy szept :
- Tak ...

(Francesca) To teraz.. Powinnam? Mogę się jeszcze wycofać, nie sądziłam, że to będzie takie stresujące, po prostu czuję jak serce mi przyśpiesza, a poliki się rumienią, jak to zatrzymać?
Nie, tak, nie, tak, nie wiem. Kiedy w końcu stałam już obok niego, nie mogłam zawrócić, nie kiedy spoglądałam mu w oczy, to ta chwila, tu i teraz.
- Czy Francesco bierzesz sobie za męża Federico? - Spytał ksiądz, a ja zamarłam.. Nie mogę?
- Tak.. - wyszeptałam dosyć nie pewnie.
- Czy Federico bierzesz sobie za żonę Francesce? - obrócił się w stronę chłopaka.
- Tak - odpowiedział bez chwili namysłu, patrząc mi w oczy, a ja poczułam ulgę.
- Możesz pocałować pannę młodą - rozległ się głos księdza po skończonej przysiędze, a chłopak zbliżył się do mnie i pocałował jak nigdy wcześniej, czyli to jednak mój mąż!
Rozległy się krzyki i brawa, a ja odwróciłam się plecami do reszty by rzucić bukiet który złapała..

(Violetta) Całą ceremonie nie mogłam przestać się uśmiechać, choć nie wiem dlaczego, chyba to wszystko tak na mnie działa. Diego próbował mnie ogarnąć szturchając po bokach, ale to tylko bardziej mnie rozśmieszało. Kiedy ceremonia dobiegła końca, Francesca rzuciła tradycyjnie bukiet kwiatów, ale dlaczego wpadł w moje ręce to nie wiedziałam, po co? Miłość jest przereklamowana!
Rozległy się śmiechy i chichoty, a ja szukałam kogoś wzrokiem, ale kiedy już znalazłam to on odwrócił, miło. Eh.. Po chwili już włączona była muzyka i każdy znajdował się na parkiecie, ale jakoś nie miałam na to ochoty, dlatego usiadłam przy jednym stoliku i rozmyślałam, co ja tu robię?
Nie wiem dlaczego, ale zaszła mnie ochota porozmawiania z Leónem, tak chyba pójdę go poszukać, słyszałam o tej akcji z dyrektorem, to trochę dziwne, że mój były zaleca się do niego?
Mi nigdy nie przyniósł kwiatka, a jemu to już na drugi dzień..
Kiedy skończyłam się bawić koktajlem i miałam już wstać dosiadł się do mnie...

(Andres) Wesele trwa w najlepsze a Viola siedzi? No nie, tak tego zostawić nie mogę.
- Czemu siedzisz taka samotna? - mówię wesoło - Nie możesz tak tutaj się nudzić.
- A dlaczego to nie mogę? - uśmiecha się.
- Bo ja ci nie pozwalam - stwierdzam, chwytam ją za rękę i po chwili wirujemy w tańcu. I to nic, że nie umiem tańczyć.
Śmiejemy się z naszego dziwacznego tańca, coś bardzo przypominającego ten na lodzie. A tamten był naprawdę dziwny. Kończymy tańczyć i podchodzimy do stołu, gdzie nalewamy sobie dużą szklankę coli. Tak, wiem, bardzo szalejemy.
Po chwili podchodzi do mnie León i podaje mi z jakby trochę szyderczym, na pozór wyglądającym zwyczajnie, uśmiechem rękę.
- Mogę prosić do tańca? - patrzę na niego zdziwiony, ale zaraz się śmieję i idę wraz z nim...

(León) Głupi ślub, głupie wesele, głupi Andres, głupia Violetta... po co ja tu przyszedłem? A, no tak, miałem pogadać z Andresem o tym planie... ehh... no tak, jasne, tańczy z Violettą. Serio, czego ja się spodziewałem, że się od niej odwali, szczególnie teraz? Nikomu już nie można ufać, to jest jakieś chore..
- Mogę prosić do tańca? - pytam Andresa, kiedy wrócili do stołu. Dziwnie się na mnie patrzy, ale po chwili przez jego wzrok przeszedł jakby błysk zrozumienia, zaśmiał się i zostawił zaszokowaną Violettę. Oczywiście zamiast na parkiet kieruję się ku wyjściu. Bez słowa odchodzimy od tej nieprzyjemnie głośnej muzyki oraz innych hałasów.
- Jak ci wczoraj z nim poszło? - pytam obojętnie, opierając się o drzewo.
image- No przecież ci mówiłem - przewraca oczami - dobrze. Będzie prosto.
- Tak, racja - dlaczego ja przyznaję mu rację? - a masz jakiś pomysł na następne dni?
- Mhm, słuchaj...

(Andres) Gdy omówiliśmy już szczegóły naszego planu wykurzenia dyrka, wróciłem do sali, gdzie wszyscy wciąż świetnie się bawili. Oprócz Violetty, która jak ją zostawiłem, tak została.
- Czemu nie tańczysz? - spytałem, ale gdy mnie spostrzegła, to ona zaczęła zadawać pytania.
- Czemu wyszliście na dwór? Co ci powiedział? Jest zły? - Oj, wyluzuj, Violka.
- Nie jest zły, musieliśmy tylko coś omówić - widząc jej wzrok dodaję - Nie, nie chodzi o ciebie.
No właśnie, nie wszystko musi się kręcić wokół niej, nie? Eh, dobra, wiem, musi.
- To dobrze - uśmiecha się. - A nie tańczę dlatego, że nie mam z kim tańczyć.
- To teraz już masz - śmieję się i znów idziemy na parkiet. My, tacy krejzole.
Po jakimś czasie, jest nam tak gorąco, że wychodzimy na dwór, żeby trochę odetchnąć...

(Violetta) Znowu nikt mi o niczym nie chce powiedzieć, jestem przekonana, że León i Andres coś planują, ale co takiego? Może lepiej nie wnikać, w końcu zamknęłam ten rozdział w swoim życiu, albo i on to zrobił, nie ważne.  Gdybym mogła to wróciłabym jak najszybciej do domu, ale muszę zostać dla Fran i Fede w końcu to ich wielki dzień. Potańczyłam chwilę z Diego, było miło. On zawszę wie jak poprawić mi humor, ale potem wrócił Andres i znowu zaczęliśmy wirować  jak szaleni na parkiecie, chwilę później zrobiło się nam trochę duszno i postanowiliśmy wyjść na zewnątrz.  Cały czas od środka nurtuje mnie jedno pytanie, ale może nie wypada, czy warto zaryzykować?
- Andres, czy ty coś do mnie czujesz? - Spytałam dosyć nie pewnie, ale muszę wiedzieć.
- Violetta... - Nie lubię jak ktoś zaczyna zdanie od mojego imienia, to nie wróży nigdy nic dobrego, a ja wiem, że jest tylko przyjacielem, nie chce powtórki z Diego. - Sam nie wiem, może - To kto ma wiedzieć za Ciebie? - Spędzamy razem dużo czasu, chyba tak - powiedział nie pewnie odwracając wzrok, a ja stałam bez ruchu. - Ale to co czuję na pewno nie wpłynie na naszą przyjaźń, nawet gdyby to nigdy nie wygram z Leónem - Uśmiechnął się sztucznie, a ja zrobiłam to damo. "Violetta i po co ci to było?" - odezwał się mój głos sumienia.
- Violetta masz chwilę? - podchodzi do mnie...

(León) Właściwie to miałem wrócić do domu, ale zostałem. Nie wiem dlaczego, pewnie żyłbym ze świadomością, że zamiast być gdzieś ze znajomymi siedzę w domu. Oczywiście, ja i moja głupota(żeby nie było. Ja nie jestem głupi. Ona tylko czasem przyłazi i miesza mi w życiu.) kiedy tylko nadarzyła się okazja, poszliśmy porozmawiać z Violettą.
- Violetta, masz chwilę? - pytam się jak ostatni kretyn, którym z resztą ostatnio jestem.
- Tak - odpowiada zdziwiona, odchodząc od Andresa. Oj, chyba coś się tu stało...
- Chodź - ciągnę ją jeszcze trochę dalej. - Chcę ci tylko powiedzieć, że rozumiem twoją decyzję. Po części. Nie popieram, ale rozumiem. Może kiedy zostawię cię samą z nim, zrozumiesz przed czym cię ostrzegałem. Tylko proszę cię, zareaguj wcześniej, a nie wracaj do mnie z płaczem. Nie lubię widzieć cię smutnej - puszczam rękę zaszokowanej dziewczyny. Zmierzam ku wyjściu z lokalu, ale widzę ciekawą sytuację..

(Mostowiak) Nabrałam niezłej wprawy w wpatrywanie się w sufit swojego pokoju. Bezmyślnie, albo z pełną głową myśli o nim. - Straciłaś go głupia już dawno czego ty chcesz do cholery ?! - Krzyczałam do poduszki, wiedząc że dziś ma ślub. Lub miał. Pewnie teraz szczęśliwy hula z nią na parkiecie. Walone życie. Co chwilę popijałam % aby zapomnieć. Moje życie jest skończone, jeśli tylko Daniel przekroczy próg wolności to już po mnie... "Może powinnaś zacząć startować do nowego dyrektora?" Odezwał się mój mózg. - A weź ty się pieprznij, szare komórki sprawiły że zrobiłeś 360 stopni obrotu ?! - Mówiłam do tej różowej cegły w środku mojej głowy. Nagle pojawiła się czkawka. - Oo..! - Odparłam zdenerwowana. - Mój wybawiciel, pan czkawka. - Dodałam i biorąc kurtkę wyszłam na dwór. Słońce zachodziło a ja dopiero teraz czułam że żyję, chyba przerzucę się na nocny tryb życia... Żeby nie patrzeć na ten jej ... na jej twarz. Hm... Zauważyłam coś niepokojącego w swoim życiu, dawniej byłam zrównoważoną, nie lubiącą alkoholu i zamieszań dziewczyną, która również nie lubiła złości, krzyku... Byłam dość dojrzała, wtedy od reszty a teraz ? Teraz jest na odwrót. Wszyscy wydorośleli a ja.... Ja się chyba stoczyłam... Poszłam do parku i tam waliłam głową o drzewo. Tak ! Bo tak właśnie robią bezmózgi ! Gdy nagle krew  zaczęła mi nieźle lecieć z czoła, nie zwróciłam na nią większej uwagi i dalej waliłam... W pewnej chwili myślałam że ta kora jest bardziej zraniona od mojej twarzy... - Ana ? - Usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam głowę i ujrzałam Leonidasa, wiernego partnera kuzynki. - Oszalałaś ?! - Prawie że się wydarł. Dopiero teraz zauważyłam że krew ścieka mi strumieniem. - Mam cię do psychiatry zabrać ? - Spytał po chwili rozbawiony.
- Leon ! Bo jak ja ci przypomnę TWOJE spotkanie z terapeutą...
- Dobra, dobra. Masz. - Podał mi chustkę. Jaki normalny człowiek nosi ze sobą chusty ? "Dzięki" Burknęłam. Łał Aniu, została ci resztka rozumu i powiedziałaś "dzięki" jakże to kulturalne. Choć sama nie wiem czy takie kulturalne gdy człowiek podaje chustę dla drugiego który ma w 3/4 rozwiercone czoło od drzewa. Przywiązałam sobie ją dookoła czoła, aby zatamować ten... KRWOTOK. - Masz jakieś problemy ? - Spytał nagle.
- Psychiczne ale to szczegół. Oddam ci ją jutro. - Dodałam i się oddaliłam. Poszłam na tył Stud!a i wspięłam się tam drabiną... Ci "mądrzy" pedagodzy nigdy jej nie zabierają... Weszłam na dach budynku i usiadłam na rogu, wyjęłam z kieszeni papierosa i zapaliłam, z oddali dalej widziałam Leonidasa, a z daleka było słychać wesołą muzykę... Westchnęłam i dokańczając, trucie swoich płuc patrzyłam jak księżyc wzbija się ku górze... Magicznie powędrowałam do krainy Morfeusza...




Koniec rozdziału !

Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 138.

8 komentarzy:

  1. Boski <3
    Ten plan Leośka i Andreas'a to chyba jest po to by Andreas udawał złego, by Violetta wróciła do Leona .. Jakby to była prawda to od razu mówię: POPIERAM! xDD
    Czekam na next'a i życzę weny!
    ~KatePasquarelli

    OdpowiedzUsuń
  2. Superowy i czadowy rozdzaiał

    OdpowiedzUsuń
  3. płacze ;(
    biedna Ana

    OdpowiedzUsuń
  4. nie przejmujcie się, że nie było komentarzy. :) ja nie miałam czasu zostawić. :D ale czekam jutro na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Boskie!!! :))
    Fede i Fran <333 W końcu ślub!!! Już nie mogłam się doczekać *.*
    Jejku, a moja Leonetta się rozpadła :'( Ale wciąż mam nadzieję, że będą razem, Nie ja to wiem, bo przecież nie może być inaczej :)
    LEONETTA FOREVER
    Biedna Ana :(
    Czekam z niecierpliwością na next'a!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. SUUPEEER!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka