czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 155 ''Czy to koniec?''

(León) Budzę się ze znacznie pozytywniejszymi myślami. W końcu jest sobota. Mam wrażenie, że czekałem na nią od poniedziałku. Po krótkim przeanalizowaniu rzeczy, które koniecznie muszę dzisiaj zrobić, stwierdzam, że mogę wszystko odpuścić i pójść na tor, dawno mnie tam nie było.
Spoglądam na zegarek. Ósma dwadzieścia trzy. Eh, nie mogłem się tak budzić do szkoły? Może bym się nie spóźniał, albo coś... więc na wyjście jest jeszcze za wcześnie. No dobra. Więc książkę skończyłem... laptop jest na dole, nie będę po niego szedł... co ja mam robić? Prycham i biorę gitarę do ręki.
Nie muszę już więcej marzyć,
Tylko ty i ja,
Jesteśmy prawdą. 

Serio zazdroszczę autorce tekstu takiego szczęścia. 
Odkładam gitarę na bok i wolnym krokiem wychodzę z domu. W drodze na tor spotykam...


(Andres) Nareszcie sobota. Jako że jest ładny dzień, postanawiam iść sobie do parku, poleżeć, pomyśleć... W drodze do niego, spotykam Leóna, który zapewne idzie na tor.
- Cześć - rzucam ostrożnie. Nie widząc jednak u niego w oczach instynktu mordercy, ciągnę - Co słychać?
- W porządku - odpowiada jak dawny León. To dobrze.
- Idziesz na tor? - pytam, chociaż wcale mnie to nie interesuje. Chcę tylko ciągnąć rozmowę z moim byłym (?) przyjacielem. A może wciąż się przyjaźnimy?
- Tak, dawno mnie tam nie było... Miłej soboty - mówi i odchodzi. Cóż, dobre i tyle.
Kładę się na trawie oświetlonej przez jasne promyki słońca. Wzdycham głęboko, wsłuchując się w śpiew ptaków, gdy nagle schodzę na zawał serca.
- BU! - krzyczy ktoś do mnie. Tak mnie straszyć?!...




(Violetta) Dziś jest taki ładny słoneczny dzień, a na dodatek to sobota, aż szkoda przesiedzieć ją bezczynnie i samotnie w domu, dlatego postanowiłam się przejść, świeże powietrze  z pewnością dobrze mi zrobi, dochodząc do parku, nucę pod nosem piosenkę...
Euforia! Te da la gloria,
Grita! La gente grita,
Canta! Siente la euforia,
Porque asi queremos cantar...
Kiedy nagle zauważam zamyślonego Andresa, no cóż, można by czegoś spróbować..
- BU! - Krzyczę od tyłu, i od razu wybucham śmiechem, widząc jego reakcję.
Jego mina jest niezastąpiona! Haha!
- Ale co ty robisz?! - jęczy, no przecież nie jestem taka straszna..
- Nudzi mi się. - burczę.
- To lepiej niech ci się nie nudzi! - Parcha obojętnie, no ej, ktoś się tu nie zna na żartach..
- Na mnie się gniewać, wiesz co?! - Rzucam dźgając go palcami w brzuch, ha! Sukces osiągnięty, na mnie się nie da gniewać, ciekawe czemu? Chłopak przewrócił oczami, i cmoknął mnie w policzek.. - Idziemy? - spytał mnie biorąc za rękę, kiedy na naszej drodze pojawia się...


( Federico )
Nie wierzę . Po prostu to cud ! Czysty cud . Niewiarygodne .
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA(...) ! - wydarłem się na cały szpital i chyba zmiażdżyłem lekarza uściskiem .
- Ale trzeba będzie co tydzień przychodzić na badania - tak , tak , tak . Ale już go nie słuchałem , bo wybiegłem jak oparzony z budynku .
Ciągle po głowie chodziły mi jego słowa : Wszystkie komórki rakowe zostały zniszczone , więc organizm zaczyna normalnie funkcjonować , i po jakimś czasie powinieneś wrócić do pełni zdrowia i sił .
Czuję się jakbym miał wybuchnąć z nadmiaru szczęścia . Już mnie policzki bolały , od tego uśmiechu .
Nagle zobaczyłem Violkę i Andresa , więc natychmiast do nich podbiegłem .
- No hej ! - krzyknąłem zagradzając im drogę . Nie mogąc się powstrzymać podniosłem przyjaciółkę do góry i mocno przytuliłem .
- Fede ... Powietrze ... Ja go potrzebuję - wydukała , więc ją puściłem .
- Kocham Cię wiesz ? - spytałem .
- Ej ! - krzyknął Andres .
- Ciebie też kocham . Kocham ten świat ! - odbiegłem zostawiając ich z pytaniem na ustach . Udałem się pod Studio , w nadziei , że znajdę tam pewną osobę . Udało mi się .
- Fran ! - zagrodziłem jej drogę , a ona krzyknęła zaskoczona .
- O co chodzi ? - uśmiech wypłynął na jej twarz .
- Coś wymyśliłem ...

(Francesca) Jest sobota, taki piękny dzień, a ja muszę iść do Stud!o, zostawiłam w nim partykuły które muszę dokończyć na poniedziałek, tak wiem, moja pamięć..
Nie lubię siedzieć sama w szkole, tak pusto, cicho, ugh..
Kiedy miałam już wyjść drogę zagrodził mi mój Federico!
- Fran - wrzasnął, cóż za euforia?
- O co chodzi? -  zapytałam podekscytowana.
- Coś wymyśliłem.. - Tak skarbie dużo mi to mówi, wiesz?
- Ale Federico, co? - zaśmiałam się krótko, ja to mam szczęście.
- Chodź - wziął mnie pod rękę, ajć nie szarp tak...
Wybiegliśmy ze szkoły, wpadając do parku, wszedł na ławkę i zaczął krzyczeć...


( Federico )
Wybiegliśmy ze szkoły do parku  , gdzie wskoczyłem na ławkę i zacząłem krzyczeć :
- Kocham moją żonę nad życie ! Jest skarbem , słońcem , które rozświetla mi drogę ! Dlatego mam dla niej niespodziankę ! - zeskoczyłem z ławki i podszedłem do niej . - Pojedziesz ze mną na Karaiby ?
Dziewczyna zamarła i otworzyła buzię ze zdumienia .
- Co się napadło ? - wypaliła po chwili .
- No wiesz ... Dowiedziałem się dziś , że jestem w pełni zdrowy , a uświadomiłem sobie , że nie mieliśmy podróży poślubnej , więc chyba nadszedł na to czas .
- Czekaj , czekaj ... - opatuliła moją twarz rękami . - Jesteś zdrowy ?
- Tak . Lekarz powiedział , ze choroba ustąpiła .
- Aaaa ! - rzuciła mi się na szyję . - To wspaniale !
- Wiem . Więc co ty na Karaiby ? Oszczędzałem na to od dawna , więc pieniądze to żaden problem .
- Z Tobą pojadę i na koniec świata - wspięła się na palce i mnie pocałowała .
Po chwili postanowiliśmy , że udamy się do Resto , gdzie zauważyliśmy ...




(León) Jeśli wierzysz, że powrócić, aby
Próbować,
Nie poddawaj się, nie przez przypadek!
Ciekawe, dlaczego akurat ta piosenka przyszła mi do głowy. Nie wiązałem z nią żadnych uczuć czy wspomnień, ale to ona utkwiła mi w pamięci. Nieważne.
Wychodząc z domu jestem pewien, że mam dzisiaj zajęcia, dopiero w połowie drogi przypomniało mi się, że jest wolne. Zmieniłem więc mój cel podróży na Resto. Wchodząc do baru zauważam Francescę oraz Federico. Hm, fajnie, że przynajmniej im się układa.
Czy ja mam jakiegoś pecha, czy zawsze jak pomyślę o niej to się pojawia? Ewidentnie, to jakieś fatum. Siada obok mnie i zamawia sok brzoskwiniowy. Luca odwraca się od nas, i wtedy zostaję z nią. Ha. Fajnie.
- O, właśnie! - mówię do niej, jakbym sobie coś przypomniał. Oczywiście tak nie było. - Chciałem cię przeprosić.
- Za co? - czyżbym wyczuł minimalną zmianę w tonie jej głosu?
- A nic, tak dla zasady. O, albo uznajmy, że za te zdjęcia...


(Violetta) Oczywiście, że zawsze muszę na niego trafić, tak? To się nazywa 'szczęście'. Przewróciłam oczami, i pomyślałam, czemu nie? Usiadłam naprzeciw niego, i zamówiłam sok brzoskwiniowy.

- O, właśnie! - Może się przywitasz? - Chciałem cię przeprosić?
- Za co? - Bo trochę się tego skumulowało, nie sądzisz?
- A nic, tak dla zasady? O, albo uznajemy, że za te zdjęcia..  A, ja już o nich zapomniałam, ale i tak nikt nie będzie porównywał mnie do ciebie, o nie.
- To cieszę się, że zrozumiałeś swoje zachowanie - rzucam obojętnie, popijając sok.
Siedzimy tak w cieszy, nic nowego, prawda? Patrzymy sobie w oczy, ze ściągniętymi brwiami, to śmieszne. Oboje dobrze wiemy jaka jest prawda, ale żadne z nas się nie przyzna. Po chwili wstałam, i wyszłam, ale zatrzymałam się słysząc swoje imię, obracam się nerwowo i wtedy nasze usta się spotykają...


(Andres) Świetnie. Idę do Resto, a tam cholerna Violetta i mój superowy przyjaciel León. I co robią? Całują się. Cudownie.
- Przepraszam? - warczę, na co Viola skacze jak oparzona. León stoi jak stał nic sobie z tego nie robiąc.
- Andres, ja... - zaczyna moja ukochana dziewczyna. - Ja nie chciałam... Ja...
- Przymknij się, dobra? - mówię niezbyt miło. Ups? - To nie tak miało wyglądać, nie tak, nie tak, nie tak... - mruczę do siebie nerwowo.
- Nie tak? - pyta mnie León. - A jak?
- Wszystko jest nie tak, do cholery! - krzyczę. - Viola miała być we mnie zakochana! Zapomnieć o tobie! A ja miałem ją udupić w samotnej samotności! - wybucham.
- Słucham? - Violetta patrzy na mnie zeszklonymi oczami. Ojć, chyba jej przykro. Świetnie.
- Czego nie rozumiesz? Wszystko jest naprawdę bardzo proste. Po prostu cię nie lubię, nie znoszę, jesteś głupia, całujesz się z każdym, uważasz się za jakiś pępek świata, każdy musi się z tobą obchodzić jak z jajkiem.
- Ja... Ty... Ty dupku! - powiedziała ze łzami w oczach. - Ufałam ci, byłeś moim przyjacielem, nawet kimś więcej, a ty... Zachowałeś się jak największy idiota świata!
Uu, jak niemiło.
- Ups? - mówię śmiejąc się szaleńczo. Nagle León podchodzi do mnie, pcha, a ja ląduję na stole. Znalazłem tam nóż, przypadek? No i jak go nie wykorzystać...
Mają całkiem ładną, czerwoną krew.
Po chwili przyjechało pogotowie, które zabrało Violettę i Leóna w stanie ciężkim do szpitala, a także policja, która zabrała mnie. Kilka dźgnięć nożem i wielkie halo...

KONIEC.



11 komentarzy:

  1. Omg... ;_;
    Ten rozdział jest genialny. Chociaż z deczka dziwny pod koniec ( XD ), ale i tak genialny. *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Viola. ;( czy ten Anders jest normalny? :O :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejku... Cudne! :)
    Feduś i Fran <333 Kocham ich!
    O Matko! Viola i Leoś!
    Że co?! Andres! Jak mogłeś?!
    Biedna Violetta :'(
    Smutne zakończenie :(
    Ale rozdział i tak bombowy! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeeeeeeee Fedw żyje tak tak tak
    Leon mniej żyje ;(
    A Fioletty mi nie szkoda znudziła sie mi ;P
    Bososuperowofajnowy rozdział ;***

    OdpowiedzUsuń
  5. czekam na next :**

    OdpowiedzUsuń
  6. genialny rozdział ^^
    Ale szkoda,że nie ma Lu :(

    OdpowiedzUsuń
  7. kto kogo dżgnął ja czytam tylko o Fede i Fran bo reszty sczerze nie lubie...Andres?Ludmila?czy kto?

    OdpowiedzUsuń
  8. to znowu ja blog mega lubie tylko w serialu Violki i reszy nie tylko Fran i Fede

    OdpowiedzUsuń
  9. e jakoś mnie zrozumiecie nie?

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka