środa, 12 lutego 2014

Rozdział 140

(León) Obudziłem się z totalnie innym nastawieniem niż wczoraj. Przypomniałem sobie to zachowanie Ludmiły. Dodałbym "dziwne" przed słowo "zachowanie", ale właściwie to nie było ono takie wyjątkowe. Powróciła stara, dobra Ludmiła, którą dobrze znałem. Mogłem bez trudu się domyślić, że coś knuje. Chyba na razie nie mam zamiaru jej przeszkadzać, może i ja na tym skorzystam. Eh, ale po co ja o tym myślę, skoro teraz idę spóźniony do Studio? Jeżeli dyrektor mnie zobaczy, będzie źle... kiedy już myślę, że udało mi się po cichu wejść do klasy Angie, okazuje się, że zastaję go w środku.
- Proszę za mną, panie Verdas - skąd on zna moje nazwisko? No dobra, mniejsza. Idę za nim do gabinetu dyrektora myśląc, jakby się tu wytłumaczyć, kiedy...




(Lara) Obudził mnie denerwujący dźwięk budzika, który chciałam wyłączyć, ale spadłam z łóżka. Świetnie.
- Normalne treningi - kłóciłam się po chwili z tatą przy śniadaniu.
- Nie.
- Tak.
- Lara!
- Tato!
- Ograniczone, póki nie pójdziesz na kontrolne badania. Lara, miałaś wypadek!
- Ygh... Świetnie! - rzuciłam sakrastycznie. Wypadek, wypadek, tralala, raz sobie wskoczyłam pozar i było świetnie, raz sie prawie zabiłam na motorze, to niewielka różnica. Takie życie.
Wyszłam z domu i wtedy sobie zdałam sprawę, że jestem spóxniona. Hura, może mnie dyrek złapie na moim spóźnieniu i wezwie policję. Niepunktualnośc jest zła. Zniszczymy tym ludzkość...
Wchodząc do szkoły i idąc przez korytarz zauważam Leon'a i Sz.P. Xabiani'ego.
- Leon! Nie zgadniesz! - zaczęłam krzyczeć. - Mój wujek, Tom stoi przed Studio'em.
- Pani... - zaczął dyrektor, ale go zginorowałam.
- Lara, jaki wujek Tom? - zapytał ogłupiały Leon. Ogłupiały, bo nie istnieje, ale nieważne.
- Ten, co bierze udział w zapasach - powiedziałam pogrudbionym głosem i się zaśmiałam
- Myśli pani, że się nabiorę? - zapytał Sz.P.Xabiani.
- Szczere? Tak. I nie pani, tylko Lara. - Uśmiechnęłam się najszerzej jak mogłam.
- Za mną! Oboje! - krzyknął dyrek.
- Yyy... Nie? - rzuciłam i zauważyłam kolejną spóźnioną osobę, która wchodziła do Studio'a...

(Andres) No i znów spóźniony. Eh. Wchodzę do Studio i od razu spotykam naszego kochanego dyrektora ciągnącego Larę i Leóna. Ojć, nie zapowiada się zbyt dobrze.
- Przepraszam, panie dyrektorze - zaświergotałem. Mogę świergotać? Nie wiem, ale i tak to robię. - Można wiedzieć o co chodzi?
- Tych dwoje mi podpadło. A ty jesteś trzeci, panie...
- Proszę mi mówić Andres - uśmiecham się powalająco, co tylko wkurza dyrektora. No i nie nazwał mnie Andresem, pff.
- Za mną - rozkazuje. Okej, okej, już się tak nie wściekaj.
- A wie pan dlaczego się spóźniłem? - mówię, żeby zyskać na czasie. Myśl, Andres, myśl... O, mam. Świetnie.
- Tak? - zaciekawiony dyrektor spogląda na mnie.
- Bo widziałem jak jakiś uczeń w schowku obija się, nie chcąc iść na lekcję. I dlatego chciałem pana o tym zawiadomić, ale przez jakiś czas nie potrafiłem pana znaleźć, więc miałem zamiar wrócić na lekcję, po czym się na pana natknąłem - mówię, starając się wyglądać na szczerego.
- Prowadź - Cóż... Dobre kłamstwo nie jest złe.
No to idziemy. Prowadzę ich wszystkich do schowka. Gdy dochodzimy do niego, pokazuję mu to miejsce, gdzie powinien być uczeń, którego oczywiście tam nie ma.
- I gdzie ten uczeń? - pyta zniecierpliwiony, wchodząc do środka.
- Tam, za drugimi drzwiami - Których oczywiście nie ma. No bo proszę was, po co dwa pomieszczenia w schowku na miotły i płyny do mycia?
- Gdzie?
- Tam - Co za niezwykła odpowiedź. Ale musi starczyć. Po chwili słyszę krzyki dyrektora zza zamkniętych już drzwi...

(León) Łał, Andres, nie spodziewałem się tego po tobie, dzięki. Wmówić dyrektorowi, że schowek ma podwójne drzwi, całkiem nieźle. Jak na plan wymyślony na poczekaniu, to serio całkiem nieźle.
- No i co teraz? - pytam, kiedy dyrektor wrzeszczy obraźliwe teksty pod naszym adresem.
- No jak to co? Chodźcie na zajęcia - no tak, nie mogłem przecież myśleć, że ten plan będzie perfekcyjny. Żadnego gazu ani nic..
Ponieważ trafiliśmy akurat na koniec przerwy, bez żadnego spóźnienia wchodzimy do sali Beto. Bardzo lubiłem tego nauczyciela, naprawdę znał się na tym co robi, ale to jego roztrzepanie zazwyczaj wszystko psuło. Po skończonej lekcji zostaję jeszcze chwilę, grając melodię chodzącą mi po głowie. Jesteśmy wietrzną policją, jesteśmy skrzydłami energii, podążaj za wewnętrznym instynktem i nie bój się miłości...
odkładam gitarę na bok, a do klasy wchodzi...


(Violetta) Piękny słoneczny dzień, ptaki śpiewają, tęcza świeci.. mhm.. chyba w snach!
Nie mogłam spać, przeszkadzały mi w tym setki myśli które naciskały na moją głowę, dlatego wstałam dość wcześnie i bez namysłu włożyłam na siebie wygodny dres, i wybiegłam z domu, na o dziwo nie spotykając nikogo drażniącego.
Kiedy wróciłam do mieszkania mój ojciec kłócił się z kimś przez telefon, ale kiedy tylko mnie zobaczył zamilkł, dziwne.. Czy ja o czymś nie wiem? Zresztą to ja zawszę dowiaduję się o wszystkim ostatnia, ale odkąd wrócił jest jakiś.. nieobecny?
Przekraczając próg Studio dobiega mnie znana melodia, więc postanawiam podejść bliżej by się jej przysłuchać, ale kiedy wchodzę do środka mam ochotę zatrzasnąć drzwi i odejść, ale po co?
W końcu będziemy musieli porozmawiać...
- Cześć - rzuca chłopak po niezręcznej ciszy, eh..
- Hej - odpowiadam po chwili, udając że szukam partykuły.
Szybko wzięłam 'coś' do ręki i opuściłam salę, wychodząc na zewnątrz...


(German)Eh ... To pewnie już pewne,  musimy się stąd wyprowadzić i nie ma na to rady ... A może ? Gdzieś tam jest światełko w tunelu ? Choć już tracę nadzieję ... Szedłem w stronę Stud!a aby poinformować o tym Violettę ... Bo nie chcę znów awantur dlaczego jestem tak nieodpowiedzialny że jej nie powiedziałem, tylko sama musiała się od kogoś tego dowiedzieć ... Mój krok był powolny, leniwy ... Trudno to było powiedzieć córce, która wręcz kocha i nie da rady opuścić tego miejsca ... Nagle zauważyłem szatynkę wychodzącą ze szkoły ... Zaczepiłem ją i usiedliśmy na ławce ... Zacząłem ; - Nie chcę cię okłamywać i tak prędzej czy później to się stanie ale ... Musimy się stąd wyprowadzić ... - Odparłem spokojnie lecz w środku drżałem na jej reakcje ... Nagle ktoś wykrzyknął;
- ŻE CO???!?!?!?!?!! - To była ...

(Mostowiak) Chodząc dumnie po BA. Ohh... BA ! durne i skomplikowane miasto które mnie coraz bardziej niszczy ! Ahh .... Więc szłam tak sobie i widzę Germiego i Violkę ? To Oni się pogodzili ??? Oo ... JUPI ! Ominęłam ich sprytnie i podeszłam do kolesia co sprzedawał jabłka w karmelu. Poprosiłam albo rozkazałam aby dał mi jedno i wyciągałam już peso kiedy powiedział mi cene jednego smakołyka. - ŻE CO ???!?!?!?!?!! - what ? WHAT ? - Pana pogięło ?! To niech se pan to wsadzi do ciemnej czeluści zwanej pańskim tyłkiem ! - Oburzona poszłam do S.O.B'a a tam co ? Słyszę jak dyrektorem się tłucze w schowku hahaha.... Wpadłam na genialny pomysł ! Szybko poszłam na osiedle i pożyczyłam psa sąsiada ... W sumie to wzięłam ale jak pies się nie przeciwstawia no to co ? Zaprowadziłam go do budynku i pędem otworzyłam drzwi i wpuściłam psiora ! Hiihihhihihi.... - Coś ty znowu odwaliła ? - Spytała Violetta stając koło mnie i zaczynając się chichrać ... 


(Violetta) Ha! No chyba nie, nie wiem jak ty, ale ja się stąd nigdzie nie wybieram! Już jutro kończę swoje osiemnaste urodziny, po prostu nie chcę, zostanę z Angie, przecież mogę, nie?
Ale dopiero po chwili przybrałam inny tok myślenia, a co jeśli ma kłopoty? Czy to ma związek z 'wypadkiem'? Nie wiem...Może tak będzie nawet lepiej, z dala od innych, jego..
- Tato - zaczęłam - Czy to jest pewne, musimy? - spytałam zmieszana, eh siedzę sobie na ławce myślę jak tu być niemiła, a on mi oznajmia, że wyjeżdżamy, to nie śmieszne..
- Tak - powiedział bez namysłu, brawo za przekaz.
- Znaczy nie, nie Violu, ale jest to bardzo prawdopodobne.. - dokończył, co nie dało mi satysfakcji.
- Wracaj na zajęcia, ja się wszystkim zajmę - uśmiechnął się na pozór i odszedł, tak jak ty się zajmiesz to wylądujemy w Republice Wschodnioafrykańskiej.
Tak i teraz mam wrócić na zajęcia, nic prostszego po czymś takim..
Kiedy weszłam do szkoły usłyszałam wielki wybuch śmiechu Any.
- Coś Ty znowu odwaliła? - spytałam dołączając do niej i co widzę? Psa, hahaha!
Ale kiedy tylko usłyszałyśmy wściekłego ziemniaczka udałyśmy się do sali tanecznej...


(Xabiani)To cholerne psisko !! Walnąłem go w łeb i od razu ucichł, kundel jeden. Wyszedłem przez tylne okno. I otrzepując się z ziemi poszedłem na około do Stud!a. A tam zobaczyłem tą gówniarę. Gdy mnie ujrzała od razu popędziła do sali tanecznej. Zamknęła małolata jedna drzwi ! Wkurzony tłukłem w nie ale nic ich nie ruszyło. Wkurzy na całego rozpędziłem się i swoim mięsistym ciałem wyważyłem drzwi. Zauważyłem tą gówniarę jedną za keyboardem. - Mostowiak duża ... Nie warta kurza ... - Śpiewała. - A pan mnie zabije ... Ostrym dłuuuuuugim kijem ... ! - Wrzasnęła i także uciekła oknem. YGH !!!! Miałem za nią biegnąć gdy zatrzymał mnie ten pedalik Pablo ! Ahh. "Co pan zrobił ?!" Bla,bla,bla... W końcu się wkurzyłem i go popchnąłem. A ten chuderlak zrobił to samo. Nie wytrzymałem że takie ... COŚ może mi prawić kazania więc mu oddałem i po chwili zaczęliśmy się tłuc na oczach tych pasożytów ! ...


(Ludmila) Od kiedy Pablo stracił posadę dyrektora jest nie do wytrzymania. Normalnie zachowuje się jak odpowiedzialny tatuś, a mnie to drażni. Nie mogąc słuchać kolejnych wykładów na temat tego, że nie umiem się odnosić normalnie do ludzi, wyszłam  z domu i udałam się do szpitala. Z samego rana dzwonił lekarz, więc szlam tam trochę przerażona. Po drodze kupiłam jeszcze jakąś bułkę na przegryzienie, bo ostatnio apetyt się mnie nie trzymał. Usiadłam na sekundę, żeby skonsumować zakup. Wchodząc na piętro oddziału, gdzie leżała moja córka, wszystko zaczęło się we mnie trzęść. Dwa razy zapukałam do gabinetu lekarskiego po czym usłyszałam "Proszę". Pomieszczenie nie było duże białe ściany na nich jakieś medyczne zdjęcia, biurko, biblioteczka z książkami kilka krzeseł i tyle.
- O jak dobrze, że jesteś. - zwrócił się do mnie lekarz.
- Czy coś się stało. ? - spojrzałam na niego.
- Usiądź. - wskazał mi fotel na przeciw siebie, posłuchałam go i po chwili siedziałam.
- Posłuchaj jest naprawdę bardzo dobrze, mała oddycha samodzielnie, odłączyliśmy większość sprzętu podtrzymującego ją przy życiu. Jest bardzo silna, chyba po Tobie to ma. - uśmiechnął, się ale ja wiedziałam, że zawsze znajdzie się jakieś " ale" - Jednak mamy inny problem. - dodał po chwili. - Musimy wypełnić wszystkie dokumenty, a dziewczynka nie ma imienia, nie jest nigdzie zarejestrowana i tu jest ten problem. - popatrzył na mnie.
- Po prostu zapomniałam, ja to wszystko zrobię, jak najszybciej, teraz muszę już uciekać zobaczę ją tylko. - wyszłam z gebinetu. Tym razem mogłam dotknąć jej małych paluszków. Zacisnęła je na moim palcu. Uśmiechnęłam się ucałowałam jej rączkę i wyszłam. Teraz musiałam jak najszybciej dotrzeć do Studio, nie spodziewałam się, że zobaczą bijatykę Pablo i nowego dyrektorka, trzeba było to przerwać.
- Yhm Yhm bardzo przepraszam, czy panowie mają równo pod sufitem. - oderwali się od siebie. - Ewidentnie stwierdzam, że patrzy na was cała szkoła, ale no dalej się lejćie na co czekacie. - patrzyli na mnie z otwartymi oczyma.
- Ludmila Ferro. - zgromił mnie nowy dyrektor.
- Tak się właśnie nazywam. - powiedziałam i odeszłam kierując się w stronę szafek spotkałam bardzo potrzebną mi osobę.
- Zostaniesz chrzestną/nym mojej córki ? - czekałam na odpowiedź...


( Diego ) Czas płynie nieubłagalnie . I nic na to nie poradzimy , ale ja postanowiłem wykorzystać go jak najlepiej .
Federico jest w szpitalu i muszę go dziś odwiedzieć . Przydałoby się coś zorganizować . Dla niego . Zrobić coś wspólnego z nim . Ten ostatni raz .
Lara ... Nie wiem na czym stoję , ale się dowiem . I w związku z tym coś przygotowałem.
Będąc w Studio , dziś spóźniony , udałem się w stronę szafek . Po chwili podeszła do mnie Ludmiła i nic nie mówiąc na powitanie , walnęła prosto z mostu :
- Zostaniesz chrzestnym mojej córki ?
Otworzyłem usta ze zdziwienia i nie mogłem ich zamknąć . Po krótkiej chwili w końcu wróciłem do żywych.
- Tak , pewnie - szczerze się uśmiechnąłem , co odwzajemniła i mocno mnie przytuliła .
- Przepraszam muszę iść . Mam wiele spraw do załatwienia - pożegnała się całując mnie w policzek i odeszła .
Stałem tam przez chwile , aż w końcu ruszyłem z miejsca i powędrowałem w stronę parku . Wyciągnęłam tam telefon i wybrałem numer .
- Cześć Lara . Wpadnij do parku na przedmieściach . To sprawa życia i śmierci - i nie czekając na odpowiedź , rozłączyłem się .
Siedziałem na kocu i patrzyłem jak zachodzi słońce . Przygotowałem projekcie filmu i piknik . Obok mnie leżał bukiet róż , dla dziewczyny . Po chwili zobaczyłem z daleka jej sylwetkę , zmierzającą w moją stronę ...


(Lara) Kiedy byłam na treningu na torze, Diego zadzwonił, żebym "wpadła do parku na przedmieściach" i powiedział, że to sprawa życia i śmierci. Otoczyli go motocykliści? Hę? Musiał się od razu rozłączyć?
Powiedziłam trnerowi, że muszę pilnie wyjść i pewnie już nie wrócę na trening. Wzięłam motor i ruszyłam w stronę parku.
Po paru minutach, byłam już na miejscu i zauważyłam Diego'a, siedzącego sobie na kocu. Co....? AHA.
- Sprawa życia i śmierci?! - krzyknęłam, zdejmując kask i rzucając nim w niego.
- Mojego życia - powiedział śmiejąc się. - Dla... - zaczął mówić podając mi bukiet róż, który mu wyrwałam. i usiadłam na kocu. Diego wyglądał na torchę zaskoczonego.
- No co? Skoro juz wyszłam w środku treningu, żeby tu przyjść, to nie będę chyba wracała zła do domu?
Nagle ktoś do mnie zadzwonił...


(Napo) Ta bijatyka Pablo'a z naszym ukochanym dyrektorkiem była bardzo ciekawa. Niestety przerwała ją moja kuzyneczka, Ludmiła. Właśnie, ostatnio gdzieś ciągle ucieka. Ehh... Nieważne. I tak juz znalazłem sobie znajomych.
Chowając rzeczy do szafki, zauważyłem na podłodze leżącą partyturę. Podniosłem ją i zauważyłem, że jest podpisana. Należała do Lary. Wyjąłem telefon i wybrałem jej numer. Po kilku sygnałach się odezwała:
- Halo? - usłyszałem w słuchawce.

- Cześć, Lara, tu Napo - przywitałem się, a ona po kilku chwilach się odezwała:
- Hej.
- Lara, zgubiłaś chyba partytaturę. Znalazłem ja przy szafkach.
- Serio? To... Mógłbyś mi ja jakoś przechować?
- Okay.
- Dzięki. Cześć!
- Pa! - Rozłączyłem się i schowałem kartki do swojej szafki, zamknąłem ja na klucz i wyszedłem ze Studio'a.
Po drodze zauważyłem....

(Lena) Dzwonili, jak zawsze. Powiedziałam że wszystko w porządku i nie mają się czym martwi. Oczywiście że pominęłam fakt, poznania wariatki ! Od razu by mnie bez żadnych "ale" wywali do dziadków. Ha ! Jakby tego było mi brak. Otoczenia krów, kur i innych gospodarczych zwierząt. Wędrowałam po zielonawym Buenos, gdy zobaczyłam jakiegoś niskiego chłopaka. Uśmiechnęłam się do niego zajadając jabłko i więcej uwagi na niego nie zwróciłam. Weszłam do Stud!a aby przywitać się z moim chrzestnym. Zauważyłam go na korytarzu jak szedł z jakimś facetem, wraz z siwowłosym dziadkiem. - Hej ? Coś się stało ? - Spytałam kierując pytanie do niego.
- TO TY GO ZNASZ ?!!! - Usłyszałam piski za sobą, odwracając się ujrzałam Ankę. Złapała się za twarz dłońmi i uklękła, z rozchylonymi ustami. - Do czego ten świat zmierza ? - Mówiła z nutką goryczy do sufitu. Ja naprawdę się o nią boję, a może niej ? Mężczyźni wraz z moim chrzestnym nie zwrócili na nią większej uwagi i poszli do pokoju obok. - Uciekaj biedna dziewczyno ! Jeśli masz taki sam charakter jak On w środku to niech spalą cię na stosie ! - Ton jak z jakiegoś horroru.
- Ej ?
- Hm ?
- Przymknij się.
- Ok. - Szybko zmieniła swój głos na po przedniejszy. Wzruszyłam ramionami i wyszliśmy na zewnątrz, znaczy . . . Byliśmy już prawie na dworze, gdyby ktoś nie wpadł na mnie i nie wywalił na sam dół moją osobę . . .



(Violetta) Ha! To było naprawdę coś błyskotliwego, zobaczyć rozwścieczonego dyrektora, nie jest codziennym przeżyciem, ale jakże miłym aż humor mi się poprawił..
Kończąc swoje zajęcia mam ochotę wyjść swobodnie ze szkoły kiedy przewracam jakąś dziewczynę, ale jak dla mnie ona weszła na mnie, więc..
- Auć - krzyczy na cały głos, dziewczyno błagam..
- No nie drzyj się tak, co? - rzucam i podnoszę się z ziemi, a potem Anka rzuca mi się na plecy i znowu upadam na tą samą dziewczynę, tak, jest tak miło..
- Violet wiedzę, że poznałaś już Lene - tak poznałam, aż przesadnie.
- Ty to Violetta, Ana coś o Tobie wspominała - Eh, czemu? Mam jej ochotę powiedzieć, że mi o niej nic, ale po co zrażać do siebie ludzi, nie?
- Eh, wybacz za no wiesz.. - wyciągnęłam rękę by pomóc jej wstać, no w końcu ja lecę na wszystkich, tak? (xD), gadałam z nią chwilę, jest całkiem.. taka jak Ana, ale to dobrze, lubię ją.
Kiedy wróciłam do domu znowu zapadła ta cudowna cisza..
Rzuciłam się na łóżko i czekałam na najgorszy dzień w moim życiu...


Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 141.

8 komentarzy:

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka