czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 141

(Violetta) Obudziła mnie Olga która na mnie siedziała i praktycznie wkładała moją twarz do ciasta czekoladowego, pycha, ale bez przesady..
- Wszystkiego najlepszego moja ty królewno - mówiła i mówiła.. Ale po co robić z tego jakąś aferę, to są tylko urodziny, więc..
- No czemu nic nie mówisz, może chcesz jeść? - Nie mówię nic bo przygniatasz mi trzustkę.
- Auć - wyjąkałam, a ona nie zgrabnie zeszła ze mnie, co bolało jeszcze bardziej, za co?
No męczyła mnie i męczyła, dlatego zjadłam kawałek tortu by kobieta dała mi spokój, mimo wszystko jest strasznie kochana i nigdy bym nie pozwoliła jej odejść..
Szybko się ubrałam w bordową bluzkę i czarne spodnie, modląc się by ten dzień dobiegł końca.
Oczywiście mój ojciec też nie podarował wielkiego kazania, zapytał jaki chce dostać prezent, a ja chciałam tylko dwóch rzeczy, zostać w domu i czegoś, ale to już nikt mi w tym nie pomoże.
Włożyłam delikatny sweter i wszyłam z mieszkania na lekcję, ale spotykam..
- Najleepszego - woła do mnie...


(Diego) Od samego rana byłem dzisiaj na nogach. Zapakowałem wszystkie partytury i rzeczy potrzebne do szkoły po czym ruszyłem na górę i chwyciłem pudełko z prezentem dla Violetty. Myślę, że jej się spodoba. Wyszedłem z domu i ruszyłem w stronę Studia. Po drodze spotkałem dziewczynę- Najleepszego!- wołam do niej i uśmiecham się- już pełnoletnia jak się czujesz? - zapytałem chwytając dziewczynę za rękę i okręcając w koło- Prawie idealnie.- uśmiechnęła się- Mam coś dla Ciebie.- powiedziałem, po czym wyjąłem zza pleców małe pudełeczko. Podałem je dziewczynie a ona je delikatnie otworzyła a tam zobaczyła łańcuszek w kształcie serca z napisem: Przyjaciele na zawsze V i D. Uśmiechnęła się delikatnie po czym poprosiła mnie żebym go jej założył, a po chwili mocno mnie przytuliła. -Dziękuję - wyszeptała, a kąciki moich ust powędrowały ku górze...



(Violetta) O! Nie spodziewałam się tak miłego gestu, naprawdę nie musiał.
- Dziękuję - wyszeptałam, wiem co chciał mi tym pokazać, ale nie zasłużyłam, ciągle tylko kogoś ranię. Przytuliłam go lekko, poczułam te perfumy które wywołują u mnie kichanie. A psik..
- Za mocno? - spytał widać moją reakcję, oj taak.
- Troszeczkę - posłałam mu delikatny uśmiech, Vioola ogarnij się.
- Idziesz do Studio? - pytał okręcając jeszcze raz w koło.
- Jeszcze muszę gdzieś pójść, ale widzimy się potem? - No w takie jedno miejsce, nic nie znaczące. Kiedy chłopak odszedł kilka metrów zmieniłam zdanie, ehh kobieta zmienną jest..
- Wiesz, mogę później to załatwić - Nie, później nie będę miała innej okazji, ale nie mam po co tam iść. Poszliśmy razem w kierunku szkoły.
- To pierwsza części niespodzianki, poczekaj do wieczora - rzucił i uśmiechnął się szeroko, nie proszę. - Diego, nie mam nastroju na jakąkolwiek zabawę dzisiaj, naprawdę - uśmiechnęłam się sztucznie, no przecież mu nie powiem, że wyjeżdżam, kiedyś, ale wyjeżdżam, tak..
- No to za późno już trochę, wiesz? - Przybrał ton jakby coś sugerował.
- To baw się beze mnie, wiesz? - Czemu ludzie nie mogą pojąć tak banalnych słów?
- Co Cię ugryzło - Standardowe pytanie mężczyzn..
- Wyjeżdżam, tak.. chyba, tak.. - powiedziałam za cicho by mógł usłyszeć, bo ja dramatyzuję...     - Znaczy, będę jeżeli to takie ważne, ale nie przesadzaj.. - pociągnęłam go do środka, a tam zauważam ....

(Mostowiak)  . . . . Szłam sobie. Idąc koło S.O.B'a zauważyłam Violkę jak ciągnię Diega do środka, bym weszła. Ale . . . No właśnie. Dziś to się stanie i będzie pewnie zadowolona. Z budynku usłyszałam wielkie głośne "NAJLEPSZEGO" i jakieś dźwięki. To . . . Dziwne ? Lecz nie ważne . . . Zauważyłam go . . . Szedł dumnym krokiem w moją stronę. Ten niewinny uśmieszek, oczy przekrwione, niby zwykły chłopak . . . A za nim jest morderca idealny. - Zdecydowana ? - Spytał szczerząc się.
- Jasne, daj mi sekundę. Po drodze zajdziemy jeszcze do pewnego domu. - Do powiedziałam i ruszyłam z kartką w ręce. Podążył za mną równym krokiem. Po kilku minutach zdecydowana weszłam na posesję Castillo, zapukałam raz i ujrzałam wuja. - Uściskaj Violettę, w ten dumny i zaisty dzień. To jest dla niej, ale proszę, niech go przeczyta o 18. Rozumiesz ? 18 i wcześniej nie może. A tu jeszcze. . . - Wyciągnęłam małe pudełeczko. - Prezent, ja nie dam rady jej dać tego osobiście. Dowidzenia. - Przytuliłam go, wiedząc że to już koniec. Tak zaplanowałam, tak się ma stać i tak . . . Każdy ma to w dupie. - Pamiętaj. - Dodałam i wyszłam. Zaprowadził mnie do lasu, a mianowicie do pewnego domku w lesie. Było to bardzo daleko od miasta, pociągnęłam nosem czując tą chwilę. Był obleśny . . . I straszny pokąd. Idealne miejsce . . . Wepchnął mnie do środka i kazał stanąć koło ściany. Nie wahając się zrobiłam to a On poszedł do pomieszczenia obok, aby wziąć . . . No tak . . . Daniel tak postanowił dawno a ja nawina wierzyłam że będzie lepiej. Głupie złudzenia . . . Przełknęłam nerwowo ślinę gdy ujrzałam go z . . . Nim. Był gotowy nasączyć się moją krwią . . . Jeszcze przypomniałam sobie na chwilę zamykając oczy co tam napisałam. "Violetta - Przeprosiny, wyznanie jak wiele znaczy; Diego - Przyjaciel. ; Lara - Koleżanka moto. ; Fran, Fede, Lena, German, - Przeprosiny." - TNIJ ! - Krzyknęłam i niespodziewanie nóż przejechał mi dokładnie po krtani. Powietrza odebrał, krwi również . . .

(Daniel) Wiedziałem i tak było mi przeznaczone. Gdy tylko wyszedłem mój pierwszy zamiar to ten. Szkoda . . . Była fajna. Wziąłem ją do starego domu poza Buenos'em. . . Nie mogłem się jej przeciwstawiać, chciała to ma. Wziąłem mojego starego dobrego przyjaciela, tasaczka. (<3) Gdy tylko wydarła się na mnie zamachnąłem się. Poleciała krew a ta upadła na skrzypiącą podłogę. Nieźle krwawiła, lecz . . . Nie pozwolę jej umrzeć. Powinna cierpieć. Zdjąłem koszulę i zawiązałem jej wokół szyi. Wyrwałem jej komórkę ze spodni i szukałem dobrego numeru. Była jakaś Violetta. Ojoj ! Jej kochana kuzyneczka. Heh, ale nie zepsuję komuś innemu humor. Wybrałem kontakt podpisany imieniem .... i wysłałem sms. Który znacznie dał do zrozumienia gdzie jest i co się dzieję. Zaśmiałem się i gdy tylko sms dotarł rzuciłem komórką w kąt i wyszedłem, wcześniej całując kochaną Anusie w czółko. Zaśmiałam się w duszy i wyruszyłem do siebie . . .


(Ludmila) Sprawy, sprawy, papiery już mnie oczy bola od przeglądania tego wszystkiego, a najgorsze z tego wszystkiego jest to, że nikt nie chce mi pomóc. Postanowiłam przewietrzyć mózg, do Studio się nie wybierałam, dlatego po cichu wyszłam z domu. Nagle dostałam jakiegoś SMS od Anki. W sumie nawet bym tam nie poszła, ale ona jest jedną z nielicznych która mnie dobija, ale z nią mogę pogadać wyruszyłam w to miejsce. Gdy tam dotarłam o mało nie dostałam zawału. Zrobiło mi się słabo. - Boże Anka !!!!! - zaczęłam się wydzierać. Jeju ona krwawila, ktoś ją napadł,
wszystko się we mnie trzesło, nie dałam rady utrzymać komórki w dłoni. Złapałam ją za tą koszulę, ledwo oddychała. - Anka błagam odezwij się. - krzyczałam. Jej oczy po prostu miały nie żywy wyraz. Zadzwoniłam ledwo po pogotowie. - Blagam przyjedźcie ona tu leży krwawi, ja nie wiem czy żyje - mówiłam. Kobieta prosiła żebym się uspokoiła, podalam jej wszystko. Karetka pojawiła się w oka mgnieniu zabrali ją. Stałam tam jak wyrta, ręce w krwi, Anka w karetce. Oni coś do mnie mówili, ja zupełnie byłam jak w transie, nie wiedziałam co robić. Gdzieś w oddali wydawało mi się, że widzę jakiegoś chłopaka, kręciło mi się w głowie. Ktoś nagle do mnie podszedł, a ja się po prostu z tymi czerwonymi od krwi rękoma do tej osoby przytuliłam...

(León) Chciałem zabić moją komórkę zaraz po tym, jak przypomniała mi, że dzisiaj są urodziny Violetty. Dlatego też zrzuciłem ją ze schodów i wyszedłem na dwór, próbując wymyślić coś logicznego. Ale jak ja mogę myśleć o czymkolwiek, kiedy nagle widzę Ludmiłę, z rękami czerwonymi... jakby od krwi? Ta dziewczyna nie da mi spokoju. Podchodzę do niej, zastanawiając się o co chodzi, a ona się do mnie przytula jakbym ręcznikiem był. Eh, no dobra, León, coś się stało, większość ludzi nie łazi z rękami czerwonymi od krwi po mieście.
- Ludmiła, o co chodzi? - pytam. Serio, nawet ja dziwnie zacząłem się czuć, to nie wyglądało normalne. Próbuję coś zrozumieć z tłumaczenia dziewczyny, ale opornie mi to idzie. Dopiero kiedy pokazała mi esemesa, którego dostała, chyba zrozumiałem. Ktoś zaatakował Anę, porządnie pociął i zostawił samą... no, niezupełnie, bo wysłał Ludmile wiadomość. Szkoda, że z telefonu Anki...
- Jak myślisz, kto to mógł być? - dobra, chyba nie będę jej męczył. - Chodź, odprowadzę cię do domu - proponuję. Na szczęście doskonale wiedziałem, gdzie mieszka, blisko. - Dasz sobie radę? ...



(Ludmila) Jak dobrze, że to był Leon. Naprawdę bardzo mi pomógł. Nie chciałam, żeby mnie zostawił ja byłam przerażona. Dalej cała się trzęsłam. Odprowadził mnie do domu. - Dasz sobie radę. ? - zapytał. - Leon błagam nie traktuj mnie jak najgorszego wroga. - spojrzałam na niego, nic nie odpowiedział. - Proszę Cię Leon, zrobiłam dużo błędów bardzo dużo, ale to nie oznacza, że ten z Tobą był dobry. - spojrzałam na niego. Staliśmy przed moim domem, ja patrzyłam na niego, on w ziemie i dalej nic. W pewnym momencie z domu wybiegła matka. - Boże co się stało, co Ty masz na rękach ? - spytała. - Idź do domu, potem, Ci powiem. - powiedziałam do niej. Na całe szczęście mnie posłuchała. I znowu staliśmy jak dwa dekle. - I co będziemy tak stali ? - spytałam. - Ludmila ... - nie dałam mu dokończyć. - Co Ludmila, miłość do Violetty Cię wypełnia czy co ? Ja Cię nie rozumiem, ile ja Ci razy tłumaczyłam, ale nie Ludmila jest głupią blondynka która nic nie wie. Tak ? To chciałeś powiedzieć ? - podeszłam bliżej. - O co chodzi wytłumacz mi, skrzywdziłam Cię, ale prxepraszałam, a Ty dalej jesteś w swoim transie. - zaczęłam podnosic głos. Podeszłam do niego dość blisko, że czułam na sobie jego oddech ...

(León) No dobra, ona ma trochę racji. Ale ja wiem swoje, tak? Nie mówię, że nie mogę jej wybaczyć, chyba wybaczyłem już dawno, ale nie mogłem tego zrozumieć. Nie wiem, czy mam ochotę znowu grać w jej gierki, ale teraz nie będę się z nią kłócił, nie mam na to ochoty.
- Ludmiła co ty robisz... - pytam, kiedy nagle się do mnie przysuwa, tak samo jak kilka dni temu. Tym razem wygląda to inaczej, jakby nie robiła tego na pokaz. Ta sytuacja zaczęła mnie trochę przytłaczać. Wiem, że w tej chwili wszystko zależy ode mnie, a ja nie lubię podejmować takich decyzji.  W chwili, kiedy usta blondynki stykają się z moimi, modlę się, aby to nie była najgłupsza decyzja w moim życiu.
 - Nie, nie, Ludmiła, przepraszam - odsuwam się od niej, ale chyba obydwoje wiemy, że w tej chwili słowa to tylko gra. Zastanawiam się, czy powinienem mówić cokolwiek więcej, kiedy...



(Ludmila) On nic nie rozumie i chyba nigdy nie zrozumie. Co mam z tym zrobić ? Nic, nie będę wchodziła na siłę w jego życie. - Leon nie oszukujmy się, dalej jesteś myślami z Violetta. - zaczęłam nawijac. - Zresztą po co komu laska z dzieckiem. Zaprzeczysz ? Taka prawda. - mówiła dalej. - Nie ważne ile razy bym Cię przeprasza, Ty dalej będziesz uważał, że to moje durne gierki, że gadam to by Ci zamydlic oczy, żeby zranić Violette. - patrzyłam na niego. - Szkoda, że tak myślisz, ja tego nie potrafię zmienić. - zrobiłam jakąś smutną minę. - To nie tak Ludmila, chodzi o to, że Ty się nie zmienisz bynajmniej nie teraz. - powiedział. - Dziękuję bardzo. - odpowiedziałam. - A co z Tomasem ? - zapytał. - To, że wyjechał gdzieś, że nie dam rady mu wybaczyć, że mam z nim dziecko. Czasu nie cofnę, wróżka nie jestem, ale w Twoje życie wchodzić nie będę, jeżeli tego nie chcesz. - odwróciłam się na poecie i otworzyłam bramkę...


(León) Nie no, jakby czytała w moich myślach. Ale to nie tak...
- Nie pozwolę ci myśleć, że nic mnie nie obchodzisz - mówię, odwracając się w jej stronę. - To wszystko wygląda zupełnie inaczej niż myślisz. Chociaż nie; to wygląda tak jak myślisz, z jednym małym wyjątkiem. Ja już dawno ci wybaczyłem. Całkowicie rozumiem to, co teraz robisz, i zostawiam to w twoich rękach. Ale zawsze jestem w tym samym miejscu, czekając na twoją decyzję - i tak po prostu odszedłem. Ej, León, nawaliłeś! Twój dar do ranienia wszystkich dookoła powrócił? Nie lubię gadać ze swoim sumieniem, ale nie umiem też tego wyłączyć, więc byłem na to skazany. Dlaczego myślałem, że spróbuje mi zaufać, kiedy wie, nawet na podstawie własnych doświadczeń, że nie miałbym problemu z wyrządzeniem jej krzywdy? Na serio, dziwię się że w ogóle się do mnie odzywa. Kopię właśnie niewinne kamienie w parku, kiedy obok mnie przechodzi ktoś znajomy...



( Federico )
Musiałem wyjść ze szpitala , po prostu musiałem i nie wiem dlaczego to nie docierało do lekarzy . Korzystając z okazji , że nikogo nie ma w sali , wymknąłem się na zewnątrz.
Idąc w stronę Studia , z nadzieją , że znajdę tam przyjaciółke zauważam Leona , który kopie kamiennie . Ostatnio nie wiem co się dzieję z tym chłopakiem , ale już się przyzwyczaiłem do tego , że nie potrafię ogarnąć psychiki innych ludzi .
Wszedłem do szkoły i naszły mnie wspomnienia . Tam wiele się tutaj zdarzyło . Tyle szczęśliwych chwil .
Idąc w stronę jednej z sal ,  w której spostrzegłem dziewczynę , napotykam się na tego dyrektorka .
- Ty chyba nie jesteś uczniem szkoły , prawda ? - złożył ręce na piersi . Coś dziwnie wyglądał .
- Nie .
- Więc nie masz prawa tu przychodzić - wskazał palcem na wejście . No wiem , że tam jest i co ?
- Pan też nie jest uczniem szkoły i może tu siedzieć , więc nie róbmy wyjątków , dobrze ? - ominąłem go i wszedłem do sali.
- Hej - powiedziałem do dziewczyny , a ona jak oparzona odwróciła się w moją stronę.
- Fede , co ty tu robisz ? Powinieneś być w szpitalu !
- Ale masz przecież urodziny i musiałem Ci przynieść prezent - wyjąłem opakowanie zza siebie i podałem go jej . Zaciekawiona otworzyła je i zobaczyła białego miśka .
- Oj Feder - podeszła i mnie przytuliła . - Dziękuje .
- Wszystkiego najlepszego - wyszeptałem jej do ucha .
- Dziękuje jeszcze raz , a teraz wynocha do szpitala - powiedziała przez śmiech , a ja wywróciłem oczami .
Wychodząc ze Studia napotykam się na ...



(Diego) Wiedziałem już gdzie wyciągam za niedługo Violette. Poszedłem jeszcze na chwilę do Studio żeby ją zgarnąć. Po drodze spotykam Fede jest dzisiaj jakiś dziwny przechodzi obojętny i idzie w nieznanym mi kierunku. Ja ruszam do sal prób z której wyciągam przyjaciółke i idziemy do jej domu.
 - Diego no ! Co ty kombinujesz ?!Ja nie chce dzisiaj nigdzie wychodzić !
- Idź się przebrać uderzamy na imprezę !- powiedziałem a dziewczyna wyjątkowo posłusznie poszła na górę a po chwili wróciła ubrana w czarną sukienkę
- Już, zadowolony ?
- Bardzo. - Odpowiedzialem i wyszliśmy z domu.
 Gdy byliśmy już na miejscu w klubie dziewczyna nie była specjalnie zadowolona. Zaniemówilem nam po drinku po czym ruszyliśmy na parkiet. Trochę rozruszałem dziewczynę ale ona dalej była zła. Potańczylismy jeszcze trochę po czym znowu wróciliśmy do baru. Wypiliśmy trochę a dziewczyna już w ciut lepszym humorze zaproponowała żebyśmy na chwilę wyszli na powietrze. Oczywiście się zgodziłem a po chwili byliśmy przed klubem. Zaczęliśmy rozmawiać i trochę się wyglupiac
- Ufasz mi ?- zapytałem a dziewczyna kiwnęla głową - Zamknij oczy - bez zbędnych pytań zrobiła to o co prosiłem. Byliśmy już leciutko wstawieni więc nie myśleliśmy o tym co robimy. Podszedłem bliżej dziewczyny po czym zlączylem nasze usta w pocałunku ,który ona pogłębiła. Odwzajemniła każdy mój ruch. W tej chwili wszystko wróciło.
Dziewczyna nie chciała przerywać, ale ja w końcu musiałem. Jestem idiotą. Mam dziewczynę a całuje inną. Gdy się od siebie oderwaliśmy dziewczyna przez chwilę patrzyła mi w oczy a ja pomyślałem ,,przyjaciele na zawsze, nie miało być czegoś więcej..." Po chwili moim oczom ukazała się...


(Lara) Cały dzień siedziałam w domu. To ten dzień... Przywraca wspomnienia co roku. Chciałam iść na tor, ale nie miałam siły. Siedząc tak, wpadałam na pomysł. Nie.... Nie mogę... Znowu za dużo wypiję.... Ech...
Chociaż się przejdę...
Nie minęło kilka chwil, a byłam już na zewnątrz. Przechodziłam koło jakiegoś sklepu, a potem koło baru... Nie, Lara, powtarzałam w myślach i spojrzałam na jakąś parę całujacą się przed lokalem.
Kiedy się od siebie "oderwali", myślałam, że mam zwidy. Czy to.... Nie... Tak... To była Violetta i... Diego. Yhym... Może gdybym nie była w podłym nastroju to bym się rozzłościła... Czemu mnie to w sumie dziwi? Wiele razy mi Leon mówił o Diego'u i Violetcie. Sama z resztą widziałam.
Podeszłam do nich i wtedy mnie zauważyli.
- Wszystkiego najlepszego, Violetto - wydusiłam do dziewczyny.
- Lara - zaczął Diego i odciągnął mnie z dala od Violetty.
- Spokojnie, nie pobiję jej - powiedziałam znudzonym tonem. - Przynajmniej teraz - dodałam cicho.
- Lara... Ja... trochę wypiłem i.... Ja potem to przerwałem - zaczął tłumaczyć.
- 'To" to pocałunek, Diego. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
- Ja nie chciałem... - mówił dalej. Jasne, jak zawsze, powiedziałam w myślach. Nic nie mówiąc weszłam do lokalu i usiadłam przy ladzie. Już chciałam coś zamówić, ale usłyszałam głos:
- Lara! Nie będziesz piła - powiedział stanowczo, chcąc mnie wyciagnąć z lokalu.
- Co cię to obchodzi?! Myślisz, że to przez ciebie?! Nie!!! Nie jesteś najważniejszy! Więc daj mi spokój i idź do Violetty, rób co chcesz... Nie interesuje mnie to. Może jutro będzie, ale dzisiaj nie! - krzyknęłam, wyrywając się.
- To czemu...? - zapytał. Już chciałam powiedzieć, żeby pilnował właśnych "spraw" i "problemów", ale zaczęłam tłumaczyć...
- Wiesz jaki dzisiaj dzień?
- Urodziny Violetty - odpowiedział niepewnie, a ja pokręciłam głową.
- Też, ale nie o to chodzi. To rocznica śmierci mojego brata - wyznałam smutno. - Zginął na torze. Podczas zawodów... Pięć lat temu. Chodziłam na tor, jasne... Ale od tego czasu spędzałam na nim jak najwiecej czasu, bo czułam jego obecność... Dlatego za wszelką cenę chcę jak najlepiej jeździć, dlatego rodzice tak się martwią, bo nie chcą stracić kolejengo dziecka, dlatego jestem często niemiła dla ludzi... Dlatego jestem taka, jaka jestem. Od tego czasu wszystko się zmieniło. Nikt tego nie wiedział. Nawet Leon...
Oboje milczeliśmy, a ja sie zastanawiałam czy wyjść bez słowa, czy nie, kiedy ktoś wszedł do lokalu...



(Violetta) Chłopak na siłę zaciągnął mnie na jakąś imprezę, ja to wiem. Ale to nie tak miało się skończyć, potańczyliśmy chwilę, aż w końcu zrobiło nam się za gorąco i postanowiliśmy zaczerpnąć świeżego powietrza, kiedy staliśmy już na zewnątrz, zadał najgorsze z możliwych pytań. - Ufasz mi? - Wiesz, mogłabym się tutaj kłócić sama z sobą, ale raczej tak. Lekko kiwnęłam głową, a potem kazał mi zamknąć oczy, a ja głupia to zrobiłam..
Chłopak nachylił się ku mnie i złączył swoje usta z moimi, Diego wiesz, że to był faul?!
Ale jednak.. Zastanawiałam się tylko czemu mu na to pozwalałam, dosyć przyjemnie jest mieć kogoś blisko siebie, ale czemu to zawszę on.. Wszystko było by dobrze, gdyby nie zjawiła się Lara.
Zawszę muszę coś zepsuć, ale.. Głupia dziewczyna która spadła z huśtawki marzeń, oto ja. Zostawiłam ich samych, a sama poszłam się przejść by pomyśleć, znowu męczy mnie to poczucie winy, nie ważne co zrobię, zawszę mnie dopadnie, to chyba cala Violetta..
Długo nie wytrzymałam, nie chciałam robić mu problemów, dlatego wróciłam z powrotem do knajpy i podeszłam do Lary.
- Lara - popatrzyła na mnie dosyć.. źle.. - To wszystko moja wina, wybacz mu, przejdź mnie swoim motorem, zjedz mnie.. - tylko tyle udało mi się wymówić.
- Ja nie jem ludzi.. tylko połykam w całości - Tak, wróciła Lara, ufff..
- Nie denerwuj się tak, okej? Wszystko gra, ale nie rób tego więcej - I tu nie dało się być pewnym o co jej chodzi, mówiła do mnie, ale patrzyła na chłopaka, ale z pewnością nigdy więcej..
- Obiecuję - Położyłam rękę na serce, dzięki Bogu! - To ja was zostawiam - uśmiechnęłam się lekko, ale i tak nadal obawiam się o swoje życie, ale na  szczęście Lara jest stworzona dla Diego.
Idąc w kierunku domu podśpiewuję sobie piosenkę..
"Chcę patrzeć na ciebie. Chcę śnić o tobie. Przeżyć z tobą każdą chwilę. Chcę cię przytulić. Chce Cię pocałować. Chce cię mieć blisko mnie".. I wcale nie myślałam o jej twórcy, nie ma mowy... Pfff jakże bym mogła.. Mhm.. Kiedy nagle dostrzegam upadającego na ziemię...



( Federico )
Nie chciało mi się wracać do szpitala , bo wiedziałem , że dostanę ochrzan . Wiem , że ryzykuję swoim życiem , ale ... I to "ale" . Zawsze jest jakieś " ale "  .
Usłyszałem kobiecy głos , ale nim zdołałem się odwrócić , upadłem na ziemie . Oczy zaczęły mi się pomału zamykać , ale nagle zobaczyłem kogoś nad sobą .
- Fede ?! Federico co jest ? - zorientowałem się , że to Violka . Wyciągnęła telefon z kieszeni i coś tam zaczęła mówić , ale nie byłem w stanie odróżnić słów .
- Feder karetka już jedzie ! - powiedziała po chwili , z trudem połykąjac ślinę . Zamknąłem oczy ...
Obudziłem się w szpitalu . Znowu . Nade mną stali lekarze .
- Chyba będziemy musieli przywiązać Cię do tego łóżka , co ? - mężczyzna obok podniósł brew .
- Ale przyjaciółka miała  urodziny i chyba nie mogłem jej zawieść , nie ? O ! O wilku mowa - mruknąłem pod nosem .
- Fede ! - szatynka wleciała do sali w towarzystwie Francesci . Lekarz zaśmiał się pod nosem i z dziwną miną opuścił salę . - Nie rób nam tego więcej ! Co ty sobie wyobrażałeś ? Przecież moje urodziny nie były takie ważne . Ważniejsze jest twoje zdrowie ! - Violka wychodziła z siebie .
- Violuś . Bez spiny - uśmiechnąłem się do niej , w nadziei , że to załagodzi sytuacje , ale jednak nie.
- Ja ..! - nie dała rady dokończyć , gdyż Fran zakryła jej usta ręką .
- Wydrzesz się na niego później . Daj mi najpierw . Ok - przyjaciółka kiwnęła głową i po pożegnaniu się opuściła salę .
- I po co Ci to było ? Czy do Ciebie nie docierała , że ryzykujesz życie ?! Mogłeś już tu nie leżeć tak spokojnie .
- Ale jeszcze leżę . Nie bądź zła . Dla przyjaciół warto ryzykować , przecież wiesz ? - nic nie powiedziała tylko podeszła i mnie przytuliła .
Po chwili poprosiła , bym się posunął , a ona położyła się obok mnie .
- Kocham Cię , wiesz ? - spytałem , obserwując jak kładzie swoją głowę , na mojej kladcę  piersiowej .
- Wiem - szepnęła . Niedługo usłyszałem jak jej oddech stał się umiarkowany . Po 3 minutach poszedłem w jej ślady ...




KONIEC



8 komentarzy:

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka