wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 134.

(Andres) Budzę się, próbuję otworzyć oczy, ale natychmiast je zamykam. Światło, ugh. Próbuję jeszcze raz i gdy mi się to udaje widzę biel. Wszędzie. Tak więc szpital.
Chwila nieogarnięcia mija i wkracza dokuczliwy ból. Chwilę później wchodzi pielęgniarka, podaje lekarstwa i pyta jak się czuję.
- Wspaniale. Wie pani, być połamanym i poharatanym to takie cudowne. Nie mogłem wymarzyć sobie czegoś lepszego - warczę, a ona obrażona wychodzi.
 I nie, wcale nie byłem niemiły. Ja tylko powiedziałem swoje racje. No bo w końcu jak ma się czuć ktoś po wypadku? Eh.
Nagle słyszę ponowne skrzypnięcie drzwi.
- Tak, czuję się dobrze, a teraz bardzo ładnie proszę, żeby wyjść, bo te cholerne lekarstwa nie dość, że są okropne w smaku, to jeszcze nie pomagają! - burczę. Gdy słyszę, że ktoś wszedł odzywam się znowu. - Nie, nie potrzebuję pomocy, proszę wyjść, poradzę sobie.
- Andres? - ten głos zdecydowanie nie należy do pielęgniarki. - Dobrze się czujesz?...

(León) Mimo tego wszystkiego, co się pomiędzy nami działo, kiedy tylko dowiedziałem się, że Andres miał wypadek, postanowiłem pójść i go odwiedzić. Kiedy wchodzę na salę, burczy coś śmiesznego, jakby myślał, że to nie ja.


- Dobrze się czujesz? - pytam, a wtedy podnosi głowę i orientuje się, że to ja. - Co ci te biedne pielęgniarki zrobiły? - pytam, a on przewraca oczami.
- Są - odpowiada, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Dobrze się czuję, dzięki.
- To dobrze. Co się dokładnie stało? Violetta nie mogła mi nic powiedzieć przez telefon - właściwie, dlaczego jej tutaj nie ma? Byłem prawie pewny, że ją tu spotkam.
- Nic takiego, wpadłem pod auto - e tam, każdemu się zdarza. Przez chwilę rozmawiamy o niczym, ale wchodzi lekarz i prosi, abym na chwilę wyszedł. Spełniam jego żądanie, a wychodząc natykam się na...


(Violetta) Wczorajszy wieczór pamiętam jak przez mgłę, najpierw to ja leżałam na jezdni, a potem już Andres. To był ułamek sekundy kiedy te auto go potrąciło. Chciałam z nim pojechać, ale nie byłam nikim z rodziny więc nie dostałam zgody. Nawet nie wiem jak wróciłam do domu, przecież gdybym nie była tak wielką sierotą na pewno nic by się nie stało. I znowu te poczucie winy, zostanie chyba ze mną na zawsze... Kiedy tylko wyszły pierwsze promienie słońca miałam zamiar iść do szpitala, ale wcześniej zadzwoniłam do Leóna w końcu powinien wiedzieć, że jego najlepszy przyjaciel miał wypadek.
Szybko się zebrałam i wyszłam z domu, a tuż pod budynkiem natykam się na chłopaka. Czyli jednak Andres nie jest mu tak obojętny, coś jeszcze jest bo nie musiał wcale przyjść, a jednak .. To dobrze.  - Hej -mówię i lekko go obejmuje, a on odwzajwmia gest. - Jak on się czuje..? - pytam dość nie pewnie, ale León przyjmuje to normalnie mówiąc mi, że akurat w tej chwili ma badania. - Masz ochotę się gdzieś przejść - zadaj pytanie, a ja kiwam głową, trochę mi tego brakuje. - Myślisz, że jeszcze możne mam się udać? - pytam dosyć nieśmiało....

(León) Violetta odwiedzająca Andresa. No, a już myślałem, że jestem głupi. Nawet nie musiałem kłamać, kiedy mówiłem, że ma badania i niezbyt możemy przeszkadzać, to miłe. Idziemy chwilę środkiem parku w zupełniej ciszy, kiedy słyszę jej głos, prawie szept;
- Myślisz, że jeszcze może nam się udać? - w pierwszej chwili nie wiem, o co jej chodzi. O nią, Andersa, czy o mnie?
- No tak. Dlaczego nie? - łał, León, to było twórcze.
- Wiesz o co mi chodzi - kobiety zawsze wymagają, żeby wiedzieć, o co im chodzi?
- No tak nie do końca - widząc jej minę, postanawiam coś dodać. - Tak, Violetta, uważam, że się nam uda. Przeszliśmy razem zbyt wiele, zbyt wiele dla mnie znaczysz, żeby teraz to skończyć. I wiem, że czasem masz mnie dość, ale ja tego nie kontroluję.
- Ale mógłbyś - ha, no, tak, będę chodził do psychiatry. No, czego jeszcze? Słucham.
- Mógłbym - nie będę zaprzeczał, a co. - Ale nie będę, i wiesz o tym. - ta, mistrz w prowadzeniu rozmów o uczuciach.
- Może wróćmy już do szpitala, co? - widocznie nie jest zbytnio zadowolona moimi słowami.
Wchodzimy do sali Andresa...

(Andres) Ledwo mi zrobili badania i znów ludzie. Eh, szpital.
- Jak się czujesz? - słyszę głos Violetty. I chrząknięcie Leóna.
Niechętnie otwieram oczy i widzę, jak trzymają się za ręce. Mówię, żeby sobie usiedli. I nie, wcale że niespecjalnie usiadłem tak, żeby musieli się rozdzielić, żebyśmy się zmieścili. Ani trochę.
- Wspaniale - sarknąłem - Ta obsługa, ten relaks...
- Przepraszam. Nie chciałam być taką ciapą... - Ale jesteś. - To moja wina, że wpadłeś pod ten samochód...
- Nie przejmuj się. To ja na ciebie wpadłem, więc to ja powinienem przeprosić - Czego oczywiście nie zrobię. No bo co? Ciapa się nie utrzymała na nogach... No dobra, dobra, wkurzony jestem. Nie lubię szpitali. - I widzę, że między wami też dobrze?
Violetta uśmiecha się lekko, za to León patrzy na mnie podejrzliwie. Ej no, co chcesz, ja tylko siedzę! I nie, nie siedzę bliżej Violetty niż ciebie! No... Tylko trochę.
- Wiesz Andres, my chyba pójdziemy - mówi León. To było tak niespodziewane... - Powinieneś odpocząć.
No i wyszli. Pff.
Myślami wracam jednak do Studio...

(Pablo) Siedziałem nad pianinem i próbowałem coś wymyślić gdy zadzwonił mój telefon. Niechętnie wyjąłem go z kieszeni i przyłożyłem do ucha. - Halo? - O jezusie... Antonio ! - Tak.Tak.Tak... - Przewracam oczami wiedząc że mam wrócić do Stud!a. Jakąś ważną sprawę ma... Wziąłem kurtkę i zostawiając wszystko wyszedłem. Esme była na zajęciach więc pewnie wie o co chodzi. Droga minęła mi... Mi podejrzanie przyjemnie. Wchodzę do budynku, zachodzę do nauczycielskiego i chyba już widzę... - Dzień dobry. - Zwracam się do faceta stojącego pomiędzy moją partnerką a Antoniem. Spojrzał na mnie spod byka i burknął tylko "Nie dla ciebie". - Co proszę ? - Zapytałem patrząc mu w oczy. Jezusie. Powtórzę się.
- Pablo siadaj.
- Nie dziękuje. - Odpowiedziałem do starca. - Coś się stało że mnie wzywacie? - Pytam mierząc wzrokiem ruchy faceta.
- Więc jak ci to powiedzieć delikatnie... Jesteś pozbawiony przwilejów dyrektora. - Dafuq ? - Twoje miesjce zajmie pan Xabiani Pere. - Pere, jak ziemniak. A wygląda na dorodnego buraka.
- Wyrzucacie mnie ?! - Prawie krzyknąłem zaskoczony, a jednocześnie oburzony.
- Nie skądże, nigdy bym sobie nie pozwolił na stratę takiego pracownika. - Dodał. Nie pozwalasz na stratę mnie, ale chyba twój mózg dawno się ulotnił. - Będzie po prostu nauczycielem tańca. - Skaczę z radości! - Możesz wracać do swojego urlopu. - Ulotnił się wraz z Gregoriem, Jackie i Angeles. Lecz ten PERE został i co najważniejsze zaczął dziwne gesty do Esmeraldy. Chrząknąłem a Ona również wyszła. Co zrobiłem źle ?!
- Oby dobrze się pan spisał. - Dodałem z odrobiną uczuć...

(Xabiani) Od rana czułem tą woń zwycięstwa i przewagi. Antonio dobrze mnie zna i sądzi że jestem tylko niewinnym mężczyzną, z odrobiną surowego charakteru. Nic bardziej mylnego dla tego starego frajera. Gdy ten frajerzyk z czupryną na pół metra powiedział; - Oby dobrze się pan spisał. - Zachciało mi się śmiać.
- Na pewno wypełnie funkcję dyrektora, odpowiedzialnie. Czyli zupełnie odwrotnie niż pan się spisał. - Odpowiedziałem z pół uśmieszkiem. Powinien się cieszyć że chociaż posyłam uśmiech do tak pedalskiego ciałka. Podniósł brew, wielce mi zaskoczony. - Wybaczysz ale muszę oznajmić pewną wiadomość moim studentom. - Dodałem i z zabójczym wzrokiem wyszedłem. Eh. Na korytarzu te dzieciaki pałętają się jak jakieś robale ! Desynsekcje chyba trzeba zrobić... Kilkanaście minut i dopiero się zaczął tak jakby "apel". Dłużej to nie mogło potrwać ? Ile można się zbierać ? Bezużyteczne smarki. Jeszcze ich wszystkich poukładam... Oczywiście staruszek powiedział że ma coś ważnego itepe, itede. Nie chciało mi się go wkurzać więc się wtrąciłem. - Macie nowego dyrektora ! - Powiedziałem z nutką radości i przeleciałem wzrokiem każdego z tych imitacji ludzkich.
- W kształcie pomidora... - Usłyszałem komentarz ze strony tego pedałka. Jeszcze go zgniotę... "Jak to nowego ? A co z Pablem?" Rozległo się pytanie.A więc tak... Ten patyk nosi imię Pablo. Szkoda że nie Dawida, bo do niego pasuję to żydowskie imię. (Sam nie wierzę że się wyzywam xD) - Ja nadal będę was uczyć więc spokojnie. Tylko na niższym stopniu. - Tak, trzeba się będzie do ciebie dokopać wiertłem aby znaleźć twój poziom intelektualny... Spojrzałem w bok. Koło niego stała ta szatynka, no niezła... Ciekawe jak z nią jest, gdybyśmy byli sami...
- Więc gotujcie się. Na surowe lekcje. - Posłałem im uśmiech i gdy pedagodzy wyszli dość daleko zamknąłem drzwi i walnąłem prosto z mostu. - Dobra smarkacze ! Macie tu regulamin ! - Rzuciłem im książkę. - Jeśli któreś z was złamie choćby jedno... Przewinienie od razu na dywanik jasne ?! - Mówiłem głośno ale niezbyt aby mnie nie usłyszeli. - Ktoś nie zrozumiał...?! - Dopytałem.
- Ja ! - Ktoś powiedział odważnie...

(Mostowiak) Eh. A ten nie chcę się zgodzić ! I weź tu go zrozum ! Chcę żyć, być szczęśliwy a nie chcę przeszczepu. No nic,  szłam do Violki bo chciałam z nią spędzić czas. Jednak brakuje mi jej. Jej energi która rozsadza wszystkich od środka. Lecz... Chyba ją coś ostatnio dręczy. Ale dupa. No trudno ! Zmuszę ją (:D) Weszłam do środka a tu cisza... LOL. Wchodzę do jednej z sal a tam jakiś przydupas krzyczy na moich przyjaciół ! O nie ! Co to to nie ! Gdy spytał czy ktoś nie zrozumiał ja zabrałam głos. - JA ! - Powiedziałam i zmarszczyłam brwi. - Dlaczego pan jest taki brzydki ? Zdeformowali pana przy wyjmowaniu z matki ? Czy pan jest z psa bo nie odróżniam ? W sumie tyle zmarszczek to mógłby być pan z buldoga, ale nie wnikam. Poza tym ! Kto dał panu prawo na krzyczenie na nich ?! - Powiedziałam odważnie. Bosh, Ana strasznie się zmieniłaś... Nic nie powiedział tylko wziął mnie za kaptur i wywalił z uczelni. Co za ... ! Dobra, Ana spokój. Spokój. Siedziałam na betonie i nagle...
- A ty co ? Czyścisz beton ? - Spytał/a ...


(Violetta) Czyli jednak jest jeszcze szansa? Jego odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała. Tak samo Andres jakby coś go ugryzło, przepraszam bardzo, ale czy to ja go wrzuciłam pod ten samochód? To się uważa jak się biega, a nie potem pretensje do całego świata. Wybawcie. Idąc z powrotem na zajęcia zauważam Ane siedząca na ziemi - A Ty co beton czyścisz? - woła do niej León, a ona posyła mu mordercze spojrzenie - Też się cieszę, że Cię widzę - burczy i wstaje z betonu. - Co jesteś taka otępiała? - pytam się kuzynki, a ona robi dziwna mine - Violet ty nigdy nic nie wiesz, co?! - przepraszam nie prawda! - Pablo nie jest dyrektorem, a na jego miejscu jest jakiś gości który wygląda jak cebula - Powiedz, że żartujesz. Ale jest poważna, jak nigdy. Kręci
 przecząco głową i wzrusza ramionami. - Pokaże mu jeszcze! Violuś kiedy idziemy na halucynki ? - Pyta dziewczyna, a ja momentalnie czuje na sobie wzrok Leóna, brawo Ana! Dorwe Cię jeszcze. Wchodząc po dzwonku do szkoły panuje wielka cisza, nikogo nie ma. To straszne, kierując się na zajęcia z Gregorio natykamy się na nowego dyrektora. - Stać! - woła. - Nie wiecie o której zaczynają się lekcje? - dodaje spoglądając na swój iphone, brawo nie ma to jak szpanować przy nas. - Przepraszamy to tylko 5 minut - odzywa się brunet. - Aż 5 minut odkąd jestem tu dyrektorem! Na pierwszej lekcji macie nie obecność, pozwolę wam zostać na drugiej, a sio! - przyjemniaczek! Wpycha się miedzy nas i odchodzi, spoglądam na Leóna i wybuchamy śmiechem, gdy podbiega do nas też spóźniony/ spóźniona... - Ale co się dzieje? - pyta widząc nasze miny i czemu nie idziemy dla klasy...


(Ludmila) Zaspałam już nie wiem który raz z rzędu. Czemu oni nigdy mnie nie obudzą. Zrywam się z łóżka jak w jakimś transie. Biegam po domu jak oszalała w poszukiwaniu swoich rzeczy. Gregorio mnie zatłucze posieka, a potem wyrzuci do jakiejś rzeki. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy do mojej ładnej torby. Zrobiłam makijaż, poprawiłam włosy i wyskoczyłam z domu. Nie miałam siły biec, wystarczający trening zrobiłam sobie wczoraj. Dość szybkim krokiem, udając się przez park, gdzie ludzie łażą jak opętani, bez czasu, bez choć chwilowego zatrzymania się i spojrzenia w piękne słońce. Też taka jestem, więc dlaczego jestem zdziwiona, że ludzie tak robią. Ludmila po co Ty zawracasz sobie głowę innymi. Szlam dalej rozmyślając o swojej przyszłości, która aktualnie była w nie najlepszym położeniu. Kiedy dotrałam do szkoły zobaczyłam zdezorientowamych Anę, Leone, Violki ... -Ale co się dzieje ? - pytam patrząc na ich uśmiechnięte twarze. - Już raczej nie wejdziesz na zajęcia - odpowiada mi Violka. - Bo ?? - pytam zdziwiona. - Bo mamy nowego dyrektora i nowe poddane zasady. - dodaje Ana. - Słucham ? Chyba to są jakieś żarty jest pięć minut po dzwonku, nie wiem jak wy, ale ja wchodzę na zajęcia. - odpowiadam i wchodzą do szkoły. Spokojnie kieruje się do szafek, a potem do sali Gregorio, ale ktoś łapie mnie za kark...

(Xabini) Cholerna gówniarzeria, im przydałaby się lekcja dobrego wychowania. Ta szkoła będzie taka jak ja chcę, a nie oni. Wszystko się zmieni. Patrolując korytarz dostrzegam jakąś blondynę szwędającą się po uczelni. Podchodzę do niej i łapie ją za koszulę. - Co Ty tu robisz ? - pytam jeszcze spokojnie. - Uczą się tu. - odpowiada bezszczelnie. - Posłuchaj jestem Twoim nowym dyrektorem ... - nie kończe gdyż ona mi przerywa. - Człowieku, śpieszę się mam zajęcia z Gregorio, chcę jeszcze trochę pożyć. - odpowiada arogancko i chce odejść, ale ją zatrzymuje. - Głucha jesteś ? - pytam - Nie masz wstępu na pierwszą lekcje, spóźniłaś się. - dodaje. - Koleś, słuchaj wiem, że jesteś nowym dyrektorem, ale ogarniaj, że my też mamy tu swoje zasady... - przerywam jej w połowie zdania. - Gówniaro nie takim, tonem do mnie jestem Twoim dyrektorem i za chwilę zostaniesz wydalona. - mówię jej, a ona sobie nic z tego nie robi. Podchodzi do mnie bliżej. - Śpieszę się na lekcje Gregorio, potem idę do córki do szpitala, daj mi pan spokój . - odpowiada. Co ta szkoła to patologia przyjmują ludzi z rodzin patologicznych. - Zostajesz wydalona. - odrzekam i chcę ją wyprowadzić, gdy słyszę - Proszę zostawić moją córkę ...

(Esmeralda) Jak Antonio mógł to zrobić. Pablo to jedyna osoba, która nadaje się w stu procentach na dyrektora. On tego nie przeżyje, załamie sie i będzie siedział w domu i mi jęczał, żebym wzięła urlop, ja się naprawdę dobrze czuję. Ten nowy dyrektor jest jakiś oschły, nieprzyjemny. Dobra może przesadzam, ale niespodobał mi się. Idąc po nuty do pokoju nauczycielskiego, słyszę podniesione głosy. Wychylajac sie zza rogu zauważam jak ten facet szarpie się z Ludmilą. - Proszę zostawić moją córkę ... - podchodzę do nich. - Ludmila na zajęcia natychmiast ! - mówię do niej, a ona natychmiast się ulatnia. - To jest pani córka. ? - pyta zdziwiony. - Tak - natychmiast
odpowiadam. - Jest bardzo bezczelna. - mówi. - Wiem o tym, ale dużo przeszła, więc proszę się jej nie dziwić. - mówie. - Ma dziecko ? - pyta znowu. Co go to obchodzi. - Tak ma córkę. - mówie oschle. Nagle zauważam dzieciaki na murku. - Co oni tam robią. ! - pytam, zdziwiona. - Spóźnili się nie mają wejścia na zajęcia. - patrzę na niego zdziwiona. - Violetta ! - krzyczę. - Zbieraj swoją ekipę i na zajęcia już już. - mówie, a dzieciaki wbiegają do szkoły. Facet przyglądał mi sie uważnie i na mój brzuch. - Nie może pani zmieniać mojego zdania. - patrzy na mnie, a jego wzrok jest tak cholernie przeszywający. - Dzieci nie są przystosowane do takich zmian - mówię, a on łapie mnie za ramię. - Proszę mnie puścić. - odpowiadam....


(Pablo) Esmeralda znów zapomniała kluczy, a co by było gdyby ... Szedłem w spokoju i dookoła widziałem rozweselone i roześmiane buzie. W sumie się nie dziwię, słonko przygrzewa nieźle. Wchodząc do Stud!a widzę... Pustke ? Ale pewnie mają zajęcia to co się dziwić. Szedłem w stronę pokoju nauczycielskiego gdy usłyszałem bardzo znajomy mi głos. - Proszę mnie puścić. - Mówił a gdy się odwróciłem zobaczyłem tego buraka. Wkurzyłem się i podszedłem. Wyszczerzyłem się w jego stronę.
- Coś panu nie pasuje w mojej narzeczonej ?! - Warknąłem nadal się uśmiechając. - Może pan znajdzie, a nie czepia się wszystkich. - Dodałem niemiło jak poprzednio. Spojrzałem na Esme wyczekująco, a Ona odeszła wyrywając się z objęć jego dłoni. - Hm ? Ogłuchł pan ? Czy mam dalej mówić ? - Dopowiedziałem odchodząc, nie odezwał się. Dzięki Bogu ! Wyruszyłem do sali prób gdzie pojawiła się moja partnerka. - Proszę. - Wcisnąłem jej do ręki klucze.
- Dzięki... - Chciałem już powiedzieć aby wzięła urlop, bo chyba nie wytrzymam jak ma pracować w takim towarzystwie , ale chyba to wyczuła. - Pablo... - Zaczęła. - Jeśli zaczniesz temat urlopu to możesz się w ogóle do mnie nie odzywać. - Odparła a ja westchnąłem.
- Chciałem tylko powiedzieć że wracam do pracy... - Zmieniłem zdanie. Nie będę siedzieć w domu myśląc że ten ziemniak może coś zrobić Esmeraldzie... - Chodź. - Objąłem ją ramieniem i wyruszyliśmy do pokoju nauczycielskiego, aby trochę ochłonąć... Gdy ktoś nas zaczepił...

(Gregorio) Co to ma znaczyć?! Już ten zgredek nie jest dyrektorem?! Ja powinienem być nowym dyrektorem, a nie jakiś koleś który wygląda jak po nie udanej aborcji! Ah... Szczęście, że Tomasa nie ma! Ale ten nowy Napoleon Bonaparte mnie denerwuje, jak można takich ludzi przyjmować do tak prestiżowej szkoły? A no tak PABLO! Nienawidzę człeka! Chce iść spokojnie napić się kawy w swoim gabinecie, a tu nagle przeszkadza mi Pablo.. Pablo.. wszędzie Pablo?! O i jest z nim ta kobieta.. Esmeralda? Nie mój typ. Zaczynam klaskać w ręce i uśmiecham się szeroko- Mój drogi Pablosie! Wyrazy współczucia, łącze się w bólu - Zgiń! Wyrzucie go stąd! 
- Gregorio - Tak mam na imię, wiem to! - Co ty znowu chcesz? - pyta się mnie z tą swoją niewinną miną zmęczonego człowieka, oh! Nie mogę! Roznosi mnie jak go widzę, nikt inny tak na mnie nie działa, aż mam ochotę iść rzucić się pod tramwaj byle na niego nie patrzeć!
- Napić się kawy! - Przecież po to chyba idę, nie?- To idź i mnie nie denerwuj! - Obejmuję kobietę ramieniem, juhu! Bohater, przewracam oczami. Posyłam mu uśmiech typu 'Gregoriowaty' i idę, jak najdalej! - Odłóż w końcu ten cholernie różowy, przyprowadzający mnie do mdłości zeszyt - Mówię do Violetty stojącej obok mnie, jak można z czymś takim chodzić? Wchodząc do mojego gabinetu zauważam w nim....

(Beto) Jedząc swoją dorodną bułeczke... Ale zaraz... Buła może być dorodna ? Nie! Jak mogłem?! Obraziłem bułeczkę mówiąc na nią buła, a raczej myśląc ! - Już bułeczko, przepraszam... - Zacząłem ją głaskać, przytulając ją. O jezusie... Bułeczce flaczki wyleciały... Jestem... Jestem.... MORDERCĄ ! Klękałem nad wnętrznościami bułeczki opłakując ją gdy nagle do pomieszczenia wszedł Gregorio.
- BETO ! Co ty tu robisz ?! - A ten jak zwykle mordę drze.
- Buuuuuuułeczka nie żyjeeeeee ! - Mówiłem ze łzami w oczach i zacząłem zbierać ogórka... Znaczy jej wątrobę. - Chcesz ? - Spytałem pokazując mu zmielone już flaczki. - No bierz ! - Wsadziłem mu to do dłoni. - Może urośniesz... - Dodałem i wyszedłem gdy zobaczyłem tego całego Peeere. Pere. Pere. Pere ? Pere... Pere ! Jak pyrki. Przywitałem się radośnie a ten burknął pod nosem, ah znowu jestem głoooodny. Właśnie w sali od muzyki mam zachomikowany zapas czekoczekolady!! Ominąłem Peere z ogórkiem w ręce, a on zrobił dziwne minę! Nie mój problem, wchodząc po moją czeeeeekolade zauważam...


(Xabiani) Wchodzę do sali od muzyki, patrzę tu i ówdzie. Muszę przyjrzeć się wszystkiemu, żeby potem nie okazało się, że... Dobra, a teraz ktoś mi wyjaśni co tu robi czekolada.
Nagle słyszę, że ktoś wchodzi do sali. Chyba widząc mnie miał zamiar wyjść, ale nie nie. Ze mną tak nie ma.
- Wejść - mówię stanowczo, a koło mnie zaraz pojawia się ten popapraniec Beto.
- Taaak? - pyta szczękając zębami i gapiąc na swoją czekoladę. Och, nie ukrywajmy, to na pewno jego, inaczej by się tak nie zachowywał.
- To twoje? - pokazuję mu tabliczkę.
- T-tak - mówi łkając nad czekoladą, którą właśnie rozwaliłem. Ups.
- Nie chcę nigdy więcej widzieć tutaj czekolady, jasne? Wyraziłem się jasno?!
Ten idiota wystartował jak rakieta i po ułamku sekundy już go nie było. Został tylko dźwięk jego rozpaczy rozchodzący się po korytarzach. Takie życie to ja rozumiem. Jako że zbliżał się wieczór, udałem się do domu i położyłem w fotelu. Oglądając jakiś głupi film, zasnąłem.


Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 135.

7 komentarzy:

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka