niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 151

(Mostowiak) Ohhh! Madafaka! ! Ohh Madafaka! ! Jestem z ciąży z tym... NIM! Obudziłam się z samego rana! Gdzieś tak o 12 i zaczęłam oglądać pingwiny z Madagaskaru. Odkąd pamiętam zawsze mi to pomagało! Siedziałam w pidżamie przed TV szamając ukradzione Lenie gofry. - Król Julian? Tak to ja...! No zobacz jaki mam jędrny tyłeczek. - WŁAŚNIE! ! Będę jak Julian! I nie chodzi mi o pośladki! ! Wyszłam szybko z domu i w pidżamie zaczęłam hasać po BA. Walić wszystko! To ja tu jestem królową! Hahahaha.... Glebnęłam się na łące. Leżałam na łące pośród tych zboczonych kwiatków i nagle ujrzałam że ktoś nade mną stoi...


(Xabini) Co za zgrana banda gówniarzy, bachorów. Nie są nic warci! Jak ja mogę tu uczyć, nienawidzę ich i jeszcze cały ten Pablo, w końcu odszedł.
Kolejna zrobiła sobie dziecko, jezu. Tak samo Leon i Andres, ee?! Zostawię to bez komentarza.
Idę sobie z nowym, białym iphone, kiedy zauważam jedną z tych gówniar, Ane.
Leżała w śród kwiatków, niczym dziewica na łące, ahhh..
- A ty co tak leżysz?! Do szkoły! - Stanęłam nad nią, zasłaniając jej słońce, pff, jak można wyjść z taką twarzą na dwór?
- Nie - Rzuciła otwierając oczy, Nie? Nie? Ja Ci dam nie, niewychowana smarkulo.
- To jesteś wydalina - Wypaliłem, moja dobrość się już skończyła, popamiętają mnie.
- Idiota. Mam gdzieś ciebie i tą szkołę, nara..
3,2,1,0. Kilka głębokich wdechów i jest lepiej.
Ominęłam tą plugawą dziewkę i poszedłem dalej póki następny gówniarz na mnie nie wpadł. ZABIJĘ KIEDYŚ!! ...




(Violetta) - Oczywiście, tak masz rację - burknęłam ironicznie do mojej rudowłosej przyjaciółki. Nie rozumiem po co się wtrąca w nie swoje sprawy. Ja jej nie pouczam, więc mogła by mnie też, jestem już chyba duża i wiem co robię, tak?!
- Violetta, zrozum to w końcu..
- Camila! Daj spokój, on sam wybrał.. - Skończyłam tą jakże interesującą dyskusje i odeszłam w stronę parku, zostawiając ją samą.
Szłam przed siebie, patrząc pod nogi, kiedy czuję jak wpadam na coś, czy kogoś.
- Violetta, sieroto.. - burczę pod nosem, podnoszę wzrok.. lepiej być nie może.
- Patrz pod nogi! - Krzyknął na cały głos nasz kochany dyrektor, eh bębenki wysiadają.
- No właśnie patrzyłam, tak? - Zwróciłam mu niegrzecznie uwagę, to już naprawdę nie moja wina, że on nie patrzy jak idzie, u mnie to normalne, więc..
Przewrócił oczami, chciał coś jeszcze dodać, ale się powstrzymał, odszedł.
Długo nie czekałam by pójść w jego ślady, ale gdy moje oczy dostrzegły bruneta siedzącego na ławce z gitarą w ręce i podśpiewując, zawahałam się. Z jednej strony chciałam z nim porozmawiać, może nasze relację nie muszą tak wyglądać? Może przynajmniej się pogodzimy.. O czym ja myślę? To jest León, on lubi się ze mną kłócić. Sprawia mu to przyjemność i satysfakcję kiedy się mylę.
Niechętnie zawróciłam, ale było już za późno, dostrzegł mnie..


(León)Pokonaliśmy to samo niebo, 
A ziemia otworzyła się,
Między nami...
Człowiek próbując się ogarnąć wychodzi z domu, ale oczywiście tam też nie może być spokojnie, a bo po co? Nie no, zdecydowanie lepiej, żeby, hm, nagle pojawiła się taka Violetta i przypatrywała mi się jak jakiemuś okazowi w zoo. No jak chce mnie zostawić w spokoju, to niech to zrobi, tak? Ale nie no, lepiej wlepiać we mnie gały i myśleć, że ja tego nie widzę, jasne. Przestałem grać i zawołałem ją.
No dobra, chwila. Idiota.
Po co ja to zrobiłem?
Czego ja od niej chcę, ktoś wie?
- Cześć, León - eh, nie no, też się cieszę na twój widok. -  Co tu robisz? - taka obojętna rozmowa? To nie za dużo na jej możliwości?
- Nieważne - zbywam temat machnięciem ręki. - Eh, nie widziałaś gdzieś Andresa? Musiałby mi pomóc przy nowej piosence - León, prawie nikt by się nie zorientował, że wymyśliłeś to pięć sekund temu, brawo.
- Nie wiem... - zacina się. - Ale, jak chcesz, to ja mogę ci pomóc - oferuje, a ja zastanawiam się, czy się nie przesłyszałem. No halo, ale to ty tu jesteś na mnie zła.
- Jak masz czas, to dobra - wzruszam ramionami...


(Violetta) Sądziłam, że się nie zgodzi i karzę mi odejść, a jednak.. Nie, coś musi chcieć, na pewno. Przecież jest na mnie zły, rozczarowany i zażenowany, a chce mojej pomocy?
Usiedliśmy na ławce, a chłopak zaczął grać melodię, początkowo nie mogłam się skupić, patrząc tylko jak gra, jego twarz jest wtedy taka skupiona, a brwi mocno ściągnięte.
Po jakimś czasie wyciągnęłam swój różowy pamiętnik z torebki i zaczęłam przeglądać stare teksty piosenek, może coś się przyda?
- Chyba mam - szepnęłam i pokazałam mu zapiski.
"Przy Tobie każdy dzień był zapomnieniem,
I chciało się bez trosko płynąć w dal,
Piliśmy nasze słodkie przeznaczenia,
Ty i ja.."
Czy jeśli się zastanawiam czy go kocham, to znaczy że już przestałam?
Chyba nie.. Nie che psuć niczego, osobno nam lepiej.
- Mam końcówkę, posłuchaj - Oznajmił, znowu przelatując palcami po strunach gitary.
"I nagle byłem gotów grać o wszystko, 
I nawet jeśli to największy błąd, 
Gdy kocha się naprawdę,
Cała reszta, to blade tło.."
- Wyszło całkiem, całkiem - Powiedziałam wymuszając uśmiech, jednak po chwili wstałam z ławki i iść w stronę.. no przed siebie.
- Zaczekaj - Ale na co León? Na kolejną kłótnię, naprawdę masz na to ochotę?
- Potrzebujesz mnie jeszcze? - Co? - Znaczy pomocy, tak. - Dodałam szeptem, eh to nie mało tak zabrzmieć...

(León) Nie no, fajnie wiedzieć, że z niczego może powstać jakaś fajna piosenka, tylko dlaczego akurat to ona musiała pomóc mi ją pisać... tak, wiem że sam poprosiłem ją o pomoc, wiem.
- Potrzebujesz mnie jeszcze? - słyszę jej pytanie, ale niestety natychmiast się poprawia - znaczy pomocy, tak.
Pozwolę sobie zagrać głupiego. Miła odmiana.
- Tak, Violetta, zawsze cię potrzebuję - aha, jakie twórcze. - Nie wyobrażam sobie bez ciebie życia. Kiedy jesteś ze mną, łatwiej mi się oddycha. Wiesz, jak to jest, kiedy jednocześnie się kogoś kocha i nienawidzi? Zakładam, że dobrze wiesz. Chcę... nieważne, z resztą, po co ja ci to mówię - prycham. - I tak masz to gdzieś - przewracam oczami i odchodzę, nie odwracając się w jej stronę, nie chcę już na nią patrzeć. Nie chcę już więcej jej ranić...
Wchodząc do Studio kieruję się do sali od muzyki, by przećwiczyć nową piosenkę, gdy wpada do niej..



(Violetta) Hę? Co? Nie. Violetta nie łudź się! On dacie ci niepotrzebną nadzieję, nadzieję która cię zgubi. Stałam wpatrzona jak odchodzi, po raz kolejny. Czy kiedyś wszystko się ułoży?
Chciałam krzyknąć za nim, że się myli, chciałam by został, ale nie mogłam, nie chciałam dać cokolwiek po sobie poznać, w końcu to ja podjęłam decyzję, nie on, ja!
Nie mogę tak się bawić, to boli i jego, i mnie.
Zamknęłam oczy i głęboko westchnęłam, stałam tak przez jakiś czas, oddychając głośno.
- Nie.. - Przerwałam swoją własną ciszę, nie mogę.
Przetarłam oczy i ruszyłam na zajęcia, tak, najłatwiej olać wszystko, odejść.
Przekraczając próg Studia po raz pierwszy przeszła mnie myśl, czy aby na pewno to jest moje miejsce, czy powinnam tutaj być? Obojętnie weszłam do pierwszej lepszej z sal, chciałam być sama. Oczywiście on musiał tam być, przy klawiszach, spoglądając przez okno.
- León.. - zaczęłam, ale po co? Heh, co ja mam mu powiedzieć, tak ja też nadal..
- Daj spokój - prychnął, dobrze wiesz, że jak tak mówisz to tym bardziej będę naciskać.
- Wiesz co?! Tak to już nie ma najmniejszego sensu, nigdy nie będziemy umieli się dogadać. Zawszę już będziemy odwracać wzrok kiedy któreś wejdzie, tak chcesz? Proszę bardzo! Lubisz się ze mną kłócić, kiedy ci mówiłam, że mi zależy, że chce, miałeś to gdzieś, czy kiedykolwiek zrobiłeś coś tak po prostu? Nie, więc nie mów, że nadal jest coś między nami. Przestańmy się łudzić, albo zacznijmy brać to na poważnie...




(León) To ja tu jej mówię, że mi na niej zależy, a ona na mnie warczy? Serio?
- Nie widzisz, jaką jesteś idiotką? - odpowiadam jej spokojnym głosem. - Próbujesz mi, i sobie chyba też, wmówić, że to wszystko to moja wina. Nie widzisz, że to ty stwarzasz problemy? Nie mogłabyś chociaż trochę ogarnąć się z twoimi wygórowanymi wymaganiami? To się stało nudne i przeszła mi ochota na twoje gierki. Ja już nawet nie wiem, czego ty oczekujesz, już się pogubiłem, już mam tego dość. Nie rozumiesz, że to jest męczące? Ciągle tylko się na mnie drzesz, za to jaki jestem. No to sorry, ale po co w ogóle zaczynałaś temat? Nie mogłaś stwierdzić na początku, kiedy tylko się poznaliśmy, że jestem totalnym idiotą i nie zmarnować mi kilku lat życia? Nie? Szkoda. To nie marnuj mi chociaż tych kilku minut z dzisiejszego dnia i idź sobie. Jesteś głupia - podniosłem nieco głos drugie słowo wypluwając w odrazą - jeżeli myślisz, że daleko zajdziesz zachowywaniem się jak niewinna dziewczyna odizolowana przez kilkanaście lat od świata. Dobrze wiemy, że tak nie jest, prawda? Nie raz zdołałem się o tym przekonać, słońce - chcę wyjść z klasy, kiedy nagle coś każe mi jeszcze raz na nią spojrzeć...



(Violetta) Z takim człowiekiem nie da się prowadzić żadnej, najmniejszej rozmowy. Kiedy w tak wspaniały sposób, obrażał moją osobę, czułam się jak najgorsza osoba na świecie, a może jednak nią jestem? Czy to on pokazał swoją prawdziwą stronę?Jest dokładnie taki sam jak Ludmiła, perfidny.
Miałam ochotę cofnąć czas, nigdy go nie poznać. Czy to normalne aby w kilki minutach znienawidzić kogoś tak bardzo? Najwyraźniej sam to zrobił.
Kiedy chciał opuścić salę, odwróciłam wzrok, nie chciałam na niego patrzeć, nie chciałam by już nic mówił, niech idzie.
- Słowa czasem bolą bardziej niż cokolwiek innego - burknęłam patrząc się w przestrzeń. No idź, bo sama cię zaraz wypchnę.
- Violetta.. - Nie mogę go już słuchać, dlatego przerywam.
- Co Violetta?! Przesadziłeś teraz, naprawdę. Miło wiedzieć co o mnie myślisz, co zawsze myślałeś.
Oczywiście, że wszystko jest moją winą, zawsze biedna Violetta, tak znamy to już.
Skoro chce bym czuła się jak najgorzej to można mu już pogratulować.
Odezwał się ten, który zawsze jest tak bardzo poszkodowany, ten który najbardziej cierpi, tak.
Nie mam zamiaru stać tu i czekać aż się odezwie, dlatego wyszłam pierwsza.
Nie wiem czy byłam bardziej smutna, zażenowana czy wściekła, trudno rozróżnić.
Spokojnie, jak na tą sytuacje włożyłam torbę do szafki, po czym energicznie i z hukiem zatrzasnęłam drzwiczki. I jak myślałam, nie pomogło.
Nie, jednak nie mam ochoty zostać na zajęciach, ale nie dam mu tej satysfakcji.
Wzięłam do ręki telefon i miałam zadzwonić do Federico, by spytać się co z Francescą, ale przeszkodził mi w tym huk, jeszcze gorszy niż mój...

(León) Nie no, znowu mnie opieprzyła za to, że jej prawdę powiedziałem? Dziewczyno no, ogarnij się... słysząc jej głośne trzaśnięcie drzwiczkami od szafki, trzaskam jeszcze głośniej. Ha, te drzwiczki sobie spadły... łaa, ale huuk... no ale nic, trudno, takie rzeczy się zdarzają? A co mnie to obchodzi...
Wchodzę sobie na zajęcia Angie. Ona jakieś ćwiczenie wymyśliła, no dlaczego teraz?
Czyli tak. Mamy w grupach zaśpiewać jakąś piosenkę. No a co my robimy na każdej lekcji, przepraszam bardzo? Teorię omawiamy? Ale jak tam sobie chce... no, tak... hm. Czy mogłem przewidzieć, że oczywiście to ćwiczenie będę wykonywał razem z Moim Najlepszym Przyjacielem oraz Jego Rozkapryszoną Dziewczyną? Mogłem, prawda? No, to dlaczego tego nie przewidziałem? Ehh... Angie wyczytuje resztę par, kiedy do sali wbiega zdyszany/a...

(Gregorio)Moje życie co raz bardziej,przestaję tracić sens! Kim ja się stałem!? I co robię w tak beznadziejnej szkole jak ta?..Już mnie to nawet nie obchodzi..
Nie mam kogo podenerwować czy chociaż zepsuć plany! A to za sprawą tego pożal się Boże dyrektorkowi od siedmiu boleści! Zrujnował wszystko na co przez te lata pracowałem i co dawało mi chodź trochę radości życiowej! Dopóki Pablo jeszcze tu uczył był jedynym obiektem do wyrzywania się,a teraz? Wszyscy mnie ignorują! Dosłownie!
A raczej chodzą jak w zegarku,bo dyrektor ma oczy do okoła głowy..To aż śmieszne,ale zrobiło mi się żal tych nieudaczników..Cała ta sytuacja przeprowadziła w moim umyśle nieodwracalne zmiany..Miałem rozdwojenie jaźni zupełnie jak Violetta!
Ja..ja zacząlem być dobry? Czy to możliwe!? Niestety to nie wszystko..
Nagłe napady śmiechu, raptowne objawy agresji,przypływy miłości do innych ludzi..
To...To mi się już w głowie nie mieści! Nawet mój doktor jest bezradny!
Spokojnie Gregorio...Spokojnie...Wdech i wydech..O tak...Potrafisz..Ty wszystko potrafisz!
-Nie! Ja dłużej tak nie wytrzymam!-palnąłem. Zawsze pokonywałeś przeszkody z podniesioną głową i jakiś niewiadomo kto, nie będzie Ci rozkazywał!
Gwałtownie podniosłem się z fotela,założyłem ręcę na piersi i pewnym krokiem przemierzałem pomieszczenie nauczycieli.

-Twój koniec jest bliski dyrektorze Pere!-wypowiedziałem na głos. I nagle dopadł mnie kolejny przypływ radości przez który zacząłem śpiewać.
-[..]Jutro się rozejdziemy, jutro się rozstaniemy na wieczny czaaaaas!-zakończyłem z triumfalnym uśmiechem.
Plan zaakceptowany,więc kolejna rzecz do uzgodnienia to,czy będe działał sam czy potrzebny będzie wspólnik? Hmm..
Antonio-ten pomysł chyba sam w sobie wydaje się absurdalny.
Jackie-nie znam tej kobiety w ogóle!
Esmeralda-ciężarna baba na nic mi się przyda!
Pablo-można spróbować zapytać,ale myślę,że ten pedancik raczej nic nie wskóra! Prędzej wypapla całą prawdę dyrektorkowi!
Beto-.....tu raczej nie ma się nad czym zastanawiać.
Ężi..Ążi..Angie!-to nawet niegłupi pomysł. Umie dogryźć i nie raz miałem z Nią na pieńku.
Pozatym także nie przepada za "Perim",a ukrywać prawdę,jak się przekonałem, umie dosyć długo... Taaa,co do innych trzeba jeszcze pomyśleć.
-Gdzie ja trzymałem ten kufer?-pomyślałem-A tam!-szybko wyskoczyłem z sali z nadzieją,że może znajdę w nim jakieś przydatne przedmioty i postaram się obmyślić dokładniejszy plan.
Wpadłem zdyszany do jakiejś sali,lecz jak się chwile później okazało to nie była ta co trzeba. Kilkanaście par oczu patrzyło się na mnie nierozumiącym wzrokiem.
Tak samo szybko jak weszłem tak i wyszłem,nie mając zamiaru przed nikim się tłumaczyć.
Gnając korytarzem, zauważyłem...


(Beto)

Jedząc kanapkę , widzę jak Gregorio biegnie przez korytarz . Nawet fajnie biega . Idę za nim i zderzam się z szafką . I BUM ! Kanapka mi spadła na ziemię . 
- Nieeeeeeeeeeeeee !! - drę się na cały korytarz . - Moja kanapka !! Oddajcie jej życie !! - klęcze i zbieram resztki mojego skarba . A u Federico  ... 


( Federico )

Siedząc w swojej sali , w szpitalu , jak zwykle się zamartwiam i strasznie nudzę . Nawet odechciało mi się przyjmować leków . Nie mam po co . 
Nagle do pomieszczenia wparował Jorge . To dziwnie , bo rzadko kiedy go tu wpuszczają . 
- Fedro !! - krzyknął , że aż uszy pękały . - Fran się budzi !! 
I już go nie było . 
Jak poparzony wstałem z łóżka i wybiegłem na korytarz za nim . W 3 minuty byłem już pod jej salą . Nie wiedząc jak się zachować , po prostu tam wszedłem . Brat siedział obok niej na łóżku i się szeroko uśmiechał . Lekarz było tuż obok niego . Ale co robi tu Jorga , tak się pytam ??
Podszedłem do łóżka dziewczyny i zauważyłem jak pomału zaczyna otwierać oczy ...




(Francesca) Auć, moja głowa. Co się właściwe stało? Dlaczego wszędzie panuję ciemność, próbuję otworzyć oczy, ale nie mogę, dlaczego?! Gdzie ja jestem? Co się znowu stało?! Wszystko słyszę, czuję, ale nie mogę otworzyć oczy, ani poruszyć jakąkolwiek częścią ciała. 

- Francesca? - Słyszę jak ktoś woła moje imię, próbuję jakkolwiek zareagować, ale nie wychodzi mi to. Ciemność, ciemność, ciemność...
Po chwili czuję na sobie czyjś dotyk, mimowolnie wzdrygam się i zabieram rękę.
- Francesca? - Głos jest co raz wyrazisty, przecież wiem do kogo on należy Fed..Fede..Federico.

Powoli otwieram oczy, lekko je mrużąc, za dużo światła. 

- No na reszcie, mogłaś się pośpieszyć, w telewizji leci moja ulubiona bajka! - Co? Co tu robi młodszy brat chłopaka - Jorge. 
- Młody, spokojnie. - Ucisza go delikatnie lekarz, eh to przerażające jak tyle ludzi się na mnie patrzy. 
- Właściwe co się stało? - Pytam obojętnie, nie wiem czy chcę wiedzieć.
- Wpadłaś do lodowatej wody, serce było na to nie przygotowane. Dostałaś zaburzenia układu nerwowego, zdarza się.
Mężczyzna zrobił jakieś podstawowe pytania, nawet nie pytałam, i po chwili wszedł zostawiając mnie z Federico.
- Jak się czujesz? 
- Dobrze.
- Na pewno, potrzebujesz teraz czegoś? - Tak ciszy i spokoju. 
- Nie, wszystko gra - wymusiłam uśmiech.
- Fran.. pamiętasz? - Przerwał ciszę, właśnie czy ja pamiętam? Chyba? Ale co powinnam pamiętać? Ja.. nie wiem, może, może nie?
- Federico, ja.. - zawahałam się.


KONIEC.



8 komentarzy:

  1. O jejku... Cudny! :)
    Ana, z kim ona w końcu jest w tej ciąży!?
    Nareszcie dużo Leosia i Violi :)
    Tylko dla czego oni na okrągło się kłócą?! Przecież oni się kochają!
    Hahaha... Gregorio :D
    O Matko, Fran się obudziła, żeby tylko pamiętała!
    Czekam z niecierpliwością na next'a! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z kim Ana jest w ciąży?
    Czemu Viola i Leon tak częśto się kłucą?
    I co dalej będzie z Fran i Fede?
    rozdział wspaniały
    czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. ANA JEST W CIĄŻY Z DIEGO ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. hahhaahahaha nieźle :D
    Anka mnie rozwala :D
    eeeej, zgłaszam reklamacje !
    FRan mówiła, że pamięta, teraz ma znowu nie pamiętać ? ;c
    jeju...
    I Vilu z Leonem ♥
    Kurde, wielbie każdego z was z osobna ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny, no po prostu pięknego masz tego bloga, zazdroszczę. zapraszam do mnie: http://leonetta-te-quiero.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Suupeeer!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Suuuuppeerrowy rozdzialik !!!

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka