niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 138.


(Mostowiak) Obudziłam się gdy tylko Helios zaczął sikać swoimi złocistymi promieniami. Niechętnie oderwałam powieki i ujrzałam ... Nic. Pustkę. Wstałam niechętnie i się otrzepałam z kurzu. Mogliby tu czasem sprzątać, a nie polegać na mnie, że niby co ?! Że ja im swoimi ubraniami wyczyszcz... - Odbija ci przez brak kawy pewnie. - Mówię do siebie i znowu siadam na skraju. Moje nogi widzą jedynie dół, i to jak wysoko jesteśmy a ja wpatruję się w kretynów którzy idą do Stud!a nie mając zawieszenia. Szukam jeszcze jednego jointa, ale nie mogę go znaleźć. No trudno. Nie nawdycham się najwyraźniej dziś dymu... Pociągnęłam nosem i przeczesując palcami włosy ludzie patrzyli się na mnie jak na idiotkę, wchodząc do Stud!a. Niech się walą. Nagle zauważyłam tego buraczka. Haha. Posłużył by za teczkę Pabla. - EJ ! - Wydarł się. Ten to ma głośnik. - SCHODŹ MI STAMTĄD ! - Dalej się drze. Tak, tak zwołaj całe BA kretynie. Westchnąwszy dumnie pokazałam mu swojego środkowego palca prawej ręki. Nie muszę tłumaczyć o co chodzi, bo gest i to co nim chcę przekazać jest oczywisty. Ten JAK SIĘ ZBULWERSOWAŁ ! Ahh. Pobiegł gdzieś. Hulałam nogami gdy usłyszałam jego głos za sobą... Szybko się odwróciłam a ten z żyłką na pół twarzy szedł w moim kierunku. CO ROBIĆ ?!!!! CO ROBIĆ ?!!!!!!
- DO WIDZENIA. - Powiedziałam szybko i skoczyłam. Mnie to już totalnie powaliło ! Spadałam i już czułam ten beton, tą trawę i krew która wypełnia moje ciało po zderzeniu się z ziemią... Gdy wpadam w czyjejś ramiona...

(Lena) Buenos Aires. Mm. Jak cudownie poczuć smak nowego miasta. Dobrze że się wyprowadziłam od rodziców, bo nie wiem jakbym zniosła dalej ich ciągłe kłótnie. Czy tylko ja mam takie życie ? Chyba nie. Bo potem zostałam jakąś bohaterką .. ? Przechadzałam się po okolicy gdy nagle zauważam jakiś niezwykle kolorowy budynek z napisem "Studio On Beat". Widziałam go na internecie. To chyba ta prestiżowa szkoła muzyczna. Chciałam zobaczyć jak wygląda w środku gdy nagle słyszę z góry. Tak z góry, krzyk "Do widzenia" ? Było to dla mnie dość dziwnie i jak
spojrzałam w górę spadła na mnie jakaś dziewczyna. Miałam ją w ramionach a Ona roztrzęsiona... No dobrze, może nie roztrzęsiona ale zaskoczona, zeskoczyła mi z objęć. Choć to trochę dziwnie brzmi. - Jezu ! Dziewczyno uratowałaś mi tyłek ! - Mówiła i przytuliła mnie mocno. Po chwili pół chyba miasta się zebrało koło nas, to było dziwne uczucie... - Uf. Mam u ciebie dług. - Gdy się odlepiła zauważyłam jak nosi na czole zakrwawioną chustę. Chyba bandamka. - To co idziemy na piwko ? - Zaproponowała tak nagle.
- Mm, ale chyba ktoś cię szuka. - Wskazałam na jakiegoś pana, na dachu.
- KIJ MU W OKO ! - Krzyknęła do niego a ja się zaśmiałam. Przebojowa dziewczyna.
- Kawa ? - Spytałam, a Ona przytaknęła. Kierowałam się za nią, gdyż sama nie wiedziałam co i jak. To dziwne, prawie się nie znamy. Nawet nie znam jej imienia. - Jak masz na imię ... ?


(Mostowiak) Kawa. Kawa... Jakaś wydaję się poukładana. Zupełnie nie moje towarzystwo... No dobrze. Ale jak już wczoraj okazałam tą kulturę Leonidasowi, to będę się jej trzymała. I jeszcze mu muszę oddać tą chustę. Chyba dość ją upierdzieliłam krwią. W drodze do jakieś kafejki jest cisza, póki nie pyta o moje imię. Dziewczyno nie bój się, jeśli masz taki słaby charakter to się nie zaprzyjaźnimy. Lecz ze swojej łaskawości odpowiadam jej. - Mów do mnie Mostowiak. Po prostu Mostowiak. - Odparłam lekko kusztykając. Sama nie wiem, ale zaczęła mnie cholernie boleć noga. - A ty ? - Jakby mnie to obchodziło, ale warto utrzymywać rozmowę jeśli już idziemy na tą kawkę.
- Lena. - Odpowiedziała nieśmiało. Ej ! Nie szalej z tą ilością słów, bo nie nadążę.
- Jesteś... Bardzo rozmowna. - Dodałam uśmiechając się w duchu.
- Może trochę nieśmiała. - Na serio ?! Nie zauważyłam ! Wow, ile my już o sobie wiemy ! Doszliśmy a tam wzięła zwykłe cappuccino. A ja z ziaren Arabiki, ahh. Ta jej kwaskowatość... Dobra Anka ! Ty ją zaprosiłaś na piwko... No właśnie na alko a nie na sztywną kawę... No dobra, daje jej godzinę. Jeśli nie wykaże objawy psychopaty nie znam jej... Zachichotałam pijąc kawę. - Coś się stało ? - Jezuuu... Jej kultura mnie dobija. I ten spokój... Normalnie pasowałaby do tego słodkiego obrazu Federa i ... Fran, jako ich idealne dziecko ... !

(Lena) Rozmowa się nie kroi, ale czuję że płynie od niej jakaś pozytywna aura... Yh. Czasem nie cierpię gdy tak jak słownik myślę, lub mówię. Nie powinnam mieć za złe rodzicom, ale wszyscy są tu jacyś na luzie. A chyba tylko ja mam problem. - Co cię napadło aby skakać z dachu ?
- Mój... A raczej jeszcze nie mój, słodki dyrektor pan BURAK ! Który pluje na każdą żywą istotę. - Zachichotałam. Miałam rację...
- Pewnie je koty i wyprawia rytuały, albo chociaż rysuje sobie na rękach znaki szatańskie. - Dodałam a Ona zmarszczyła brwi... Nagle zauważyłam przechodzącą po drugiej stronie ulicy jakąś blondynę, na którą Anka szczególnie wlepiła wzrok. Czasem wydaję mi się że Ona jest homo. Ale odtrącam tą myśl od siebie... - A co ty się tak na nią zagapiłaś ? Podoba ci się ? - Uśmiecham się a Ona chyba ma ochotę wystawić mi wiadomość w gestykulacji "fuck you". - Dobra, nie bij.
- No właśnie ! Nie wkurzaj... Nie dawno cię poznałam, więc nie mam hamulców aby ci zrobić piekło z życia. - Odparła. - A poza tym, chodź. - Ciągnie mnie za rękę. I idziemy w kierunku za tą blondyną. Chyba ma złe zamiary... Ha ! Jak jasnowidz jestem ! Kazał mi chwilę poczekać, a sama poszła na drugi koniec ulicy do jakiegoś sklepu. Kilka sekund a wybiega z niego i przebiega przez ruchliwą ulicę, i chowa się za mną. Normalnie już miałam ją zapytać o co chodzi gdy zauważyłam jakiegoś pana w podeszłym wieku, który posiadał wybujałego wąsa. Rozglądał się i chyba przeklął pod nosem. Wrócił po momencie do sklepu a ta głupawka wyjęła z kieszeni chyba z dziesiątki balonów... Nie zdążyłam znowu spytać o co chodzi tylko zaprowadziła mnie do swojego mieszkania. Boże ! Jaki tu syf ! No dobrze... Taki jak u mnie. Ale ja bym posprzątała jakby ktoś miał przyjść. Napełniła balony wodą a ja się przestraszyłam że będzie miała zamiar mnie oblać. Jaka ulga mnie ogarnęła gdy się tak nie stało ! Kazała mi zabrać kilka, więc tak uczyniłam i zeszłyśmy na dół. Poszliśmy do jakiegoś szpitala ... ? Czekałyśmy tam z kilka minut opierając się o ścianę, Ona czujna ja trochę znudzona. Gdy nagle kazała mi się ukryć, nie zrozumiałam sensu a Mostowiak zabierając mi balony rzuciła w tą całą blondynę która się tak wściekła że zaczęła ją gonić...


(Ludmila) Czyli tak, mamy już małżeństwo, ja mam dziecko, kogo jeszcze nam brakuje do kolekcji ? To był dziwny ślub, dobrze że już po... Nie wierzę w instytucje małżeństwa i nigdy nie uwierzę. Po moim pięknym trupie. Jedyna dobra rzecz, Violka rozstała się z Leonem ! Wiedziałam, jestem jak wróżka, tam między nią, a Andresem już dawno coś się kręciło tylko nikt oprócz mnie tego nie widział. I dlatego przyszedł czas na Lu. Szlam sobie spokojnie do sklepu, kiedy oberwałam balonami. - Ana - powiedziałam do siebie i zaczęłam ją gonić. - Zwariowałaś !!!?? - wydzierałam się na pół ulicy. - Ludmila to takie żarty. - zatrzymała się. - Weź przestał zgrywać z siebie durnia, o co Ci chodzi ? - gromię ją wzrokiem. - Ej daj spokój nie znasz się na żartach i tyle. - powiedziała odchodząc. Matko co za dzecinada, zamiast wiek iść w górę to oni się chyba cofają. Nagle dostrzegam bardzo potrzebną mi osobę. - Leon - podchodzę do niego. - Jeszcze Ciebie tu brakowało. - odwraca się. - Poczekaj, muszę z tobą porozmawiać. - mówię spokojnie. - O czym. ? - patrzy na mnie. - Nie chciałam Cię nigdy skrzywdzić Leon, nigdy, - mowie mu prosto w oczy, czy było Ci ze mną źle. - mowie dalej. On patrzy jakby ducha zobaczył. - Nigdy nie chciałam źle, wybacz mi. - przysuwam się bliżej niego...


(Mostowiak) Oj, Lu, Lu. Już taka miła to ty nie jesteś...  Kiedyś to buchała radością ! No dobrze przesadzam... Zostawiłam Lenę, ale nie powinna się wkurzać. No dobra, trochę mnie rozśmieszyła więc może warto ? To chyba jedyna osoba która dotrzyma mi towarzystwa w przyszłych kilku godzinach ? Albo minutach ? Nie wiem ile jeszcze ze mną wytrzyma. Wracałam po nią gdy widzę... OOOOOOOOOOOOOO! Ludmiła i Leon. Jakie to ... aż rzygać się chcę ! Zaśmiałam się w myślach. Wzięłam zakrwawioną bandamę z czoło i rzuciłam Lu, aby czasem Leonek nie zdradził Violetty. - No, no ! Nie ładnie tak zarywać Ludmiło ! - Odparłam i zabierając chustę odczepiłam Leoniastego od niej, odchodząc. - Wisisz mi przysługę, ocaliłam cię ze szpon wielkiego gada. Cieszysz się ? - Zapytałam...
- Tak ! Jestem wielce zachwycony ! - Mówił oschle.
- Ty tu tak nie rzucaj sakrazmami, bo zostaniesz sam z takim podejściem. - Tak, teraz chodziło mi o Violkę cymbale !
- Już i tak jestem... - Burknął pod nosem...
- WHAT ?! - Zatrzymałam się. - J-jak ?! Kiedy ?! Leon ! Pogięło cię ?! Nie no... Dała ci pewnie halucynków i to ich skutki ! - Mówiłam a On się lekko uśmiechnął, nie ogarniając moich słów... Westchnęłam a po chwili zauważyłam kątem oka ...


(Violetta) Moje zawieszenie dobiegło końca, dodatkowo uświadomiłam sobie coś istotnego dla mnie, powinnam się wziąć w garść i nie zostawiać tego co było dla mnie tak ważne, ale nie ma większej kretynki ode mnie, zawszę coś psuję, zawszę coś niszczę, przez swoją głupotę zostanę sama, choć już jestem.. Chciałam wszystko naprawić, w bardzo dobrym humorem szłam sobie do szkoły i co moje oczy zauważają? Ludmiła dosyć niebezpiecznie blisko Leóna... Zaraz czy ona chce.. Auć, a on nie odpycha jej. Auć, auć. AUĆ. To naprawdę zabolało, przeżyłabym wszystkich, ale nie ją z nim, auć. Całą tą romantyczną scenkę przerwała moja kuzynka, wspaniała kuzynka.
Zaczęła mu robić wykład nad tym co się właściwe stało, ale po co? Jest wolnym człowiekiem, dodatkowo biseksualnym, jego życie, ale czemu to mnie tak boli?
- Violetta..?! - wyszeptuje Ana, a chłopak się odwraca i głupio na mnie patrzy.
- To nie tak jak myślisz.. - Zaczyna, a jak? Chce wychowywać bękarta proszę bardzo.
- Nie bądź głupszy niż jesteś, okej? -  Mówię obojętnie, ale naprawdę to mnie zabolało.
To, że Tomas musiał wyjechać nie powód by się kleić do wszystkich, taka była wielka miłość, ha! Nie rozśmieszaj mnie, nie mogła bez niego żyć, a łatwo się pociesza, a on chyba jest największym idiotą świata, tyle że to już nie mój problem, koniec.
Idąc dalej napotykam wkurzonego Federico.
- Co jest? - Pytam się w końcu on jedyny jest normalny.
- Nic - burczy pod nosem - A z Tobą? - .
- Koniec - mówię oschle - Koniec z tą Violettą, od teraz jestem wredną wersją siebie, tak - dodaję i ciągnę go za sobą...



( Federico )
Budzę się , a przewracając się na bok co widzę ... Kobietę swojego życia .
- Fede jesteś genialny - powiedziałem do siebie . Taaaa ... Poziom mojej inteligencji spadł o kolejny poziom w dół . Czasem się zastanawiam ile będzie jeszcze tych poziomów , aż spadnę do zera ..? Hmm ?
Usłyszałem dzwonek do drzwi . Wstałem i udałem się do wejścia . Znajdowaliśmy się w domu nad jeziorem, tym , do którego kiedyś zabrałem Fran . Popatrzyłem przez wizjer , a tam ...
- O kur ... - wychodzi mi z ust , ale w porę się ogarnąłem . Tata Francesci ! Co on tu robi ??!!
On mnie zabije ... Potnie , poćwiartuje i wrzuci do tego jeziora z boku .
- Fran ! - zacząłem budzić dziewczynę .
- Hmm ? - wymruczała zaspana .
- Twój tata tu jest ! - krzyknąłem , co ją natychmiast otrzeźwiło .
- Ale ... ? Co ?! Jak ..?! No to wtopa - załamała ręce .
- Kogo pierwszego z nas zabije jak myślisz ? - uważnie się jej przyjrzałem .
- Czuję , że rzuci się na nas obu ... Uciekamy ?
- Pewnie - przytaknąłem . Spakowaliśmy swoje rzeczy , słysząc jak Rodrigo dobija się do drzwi . Będzie mi za nie płacił ...
- Piwnicą czy tylnymi ? - spytałem .
- Dawaj oknem - pokazuje głową .
Nie wiem jakim cudem , ale się nam udało . Gdy oddaliliśmy się od domku i wjechaliśmy na drogę prowadzącą do BA wybuchnęliśmy śmiechem . Jednak szybko on zniknął gdyż zauważyłem , że ojciec Fran nie odpuszcza i nas śledzi .
- Czy nie przeszło Ci czasem przez głowę , że Twój tata jest chory umysłowo ? - spytałem , niby obojętnie .
- Nawet nie wiesz ile razy zadaje sobie to pytanie .
Gdy jesteśmy w BA  , Francesca poprosiła mnie , bym wypuścił ją przed jej domem .
- Na pewno ? - podniosłem brew .
- Jakoś przeżyje - cmoknęła mnie w policzek . - Zadzwonię później . Módl się o moje życie .
Gdy wróciłem do domu , zostawiłem swoje rzeczy i po krótkiej rozmowę z mamą , udałem się do centrum . Mam ochotę mu przywalić , ale w sumie to mój teść i chyba nie powinienem .
Nagle spotkałem Violkę .
- Co jest? - spytała widząc w jakim jestem stanie .
- Nic - mruknąłem od nosem - A z Tobą? -
- Koniec - powiedziała nagle oschle - Koniec z tą Violettą, od teraz jestem wredną wersją siebie, tak - dodała i pociągnęła mnie za sobą , w stronę jeziora w parku . Te jeziora coś źle mi się zaczynają kojarzyć .
- Więc na co masz ochotę . Co odwalamy ? - spytała ...




(Violetta) Nie wiem dlaczego zabrałam go nad jezioro, może dlatego, że była tam cisza, ta przyjemna cisza, przy której da się odpocząć.. Albo po prostu lubiłam tam przychodzić, kiedy miałam zły humor, naprawdę nie wiem.
- Więc na co masz ochotę. Co odwalamy? - spytałam przyjaciela. A on uśmiechnął się głupio, już ja znam ten uśmiech, nie. Wiedziałam już o czym myśli, za nim zdążył mi to powiedzieć.
- Nie! Nie jestem jakąś dziesięciolatką z myślami samobójczymi, tak?! - pokiwałam przecząco głową i złożyłam ręce na piersiach.
- Nie zrobisz tego dla mnie? - Robi minę zbitego psa, wcześniej by to na mnie podziałało, ale teraz.. - Nie! - Nie mam zamiaru skakać do wody z tego.. nawet nie wiem co to jest. A jak się połamię?
I tak by nikt nie zauważył, ale nie!
- No, ale proszę, proszę, Violetta, no dawaj! Będzie fajnie, choć, proszę, no! - Przestaniesz tyle mówić?! - Federico! Nie mów tyle bo się zaraz zapowietrzysz! - burczę siadając na ławce.
- Wybacz, ale mam zamiar zrobić dramatyczną chwilę, a ty mi to psujesz, wiesz? - uśmiecham się lekko by złagodzić napięcie. - Jaką? - siada obok mnie. Jaką, dobre pytanie, nie wiem czy jestem do tego taka zdolna, ale raz się żyję.
- Skoczymy na bungee, tak! - On chyba naprawdę chce się zabić, mogę mu pomóc jak nie przestanie tyle mówić.
- To innym razem, okej? - eh.. znowu.. musiał? Wybucham śmiechem na jego miny, ale dobra ogar. Wstałam z ławki i wyciągnęłam z torby mój kochany zeszyt, przez chwile myślałam, czy to ma sens, ale trudno. Jednym ruchem wrzuciłam go do wody.
- Żeegnaj, nie będę tęsknić - zapięłam z powrotem torbę i chciałam odejść kiedy wpadł/a..
- Ale co ty robisz?! - mówi do mnie, wskakując do wody i wyławiając zeszyt, ehh co za człek...


(Andres) Przychodzę sobie, już chcę się pożegnać, a ona wyrzuca swój różowiutki sweetaśny pamiętnik? No nie! Muszę go uratować!
- Ale co ty robisz?! - mówię wskakując do wody.
Wynurzam się i podaję jej zeszyt, a ona patrzy na mnie jak na idiotę. Niewdzięczna.
- Co? Źle zrobiłem? - pytam smutając.

- Chciałam się go pozbyć, a ty go ratujesz. Co za człowiek - mówi z politowaniem.
- Pff. - Obrażam się. A co! Chlapię ją wodą, w której wciąż do cholery jestem. Zimno mi. A ona się jeszcze na mnie drze, że ją ochlapałem. Tak, bo ona ma się tak źle.
- Andres! Nie! Nie chlap! Zimno!
- A co ja mam powiedzieć? - śmieję się, po czym wychodzę, biorę ją na ręce i skaczę razem z nią do wody. Jej krzyk chyba mnie ogłuszył, ugh.
Wynurzamy się, na co ona, tak bardzo zła Viola, zaczęła mnie topić. Eh, no i z kim ja żyję? Jako że musiałem się bronić, zacząłem robić to samo. Federico tylko patrzył na nas jak na dziwaków. Oj tam.
- To ja was może zostawię... - zaczął się wycofywać, chociaż tego nie zauważyliśmy, dalej walcząc o życie. No co? Ona jest niebezpieczna. Po kilku minutach rozejrzeliśmy się.
- Gdzie Fede? - spytała Viola, na co ja tylko wzruszyłem ramionami i zanurzyłem ją...


(Violetta) No ja się pytam dlaczego ty mi to zrobiłeś. Brawo, dziękuję bardzo.
Nawet nie wiem kiedy on mnie wepchnął do tej lodowatej wody, zimno!
Zaczęliśmy się na przemian topić, raz to ja jego, a potem to on mnie, kiedy już chyba się ogarnęliśmy, przypomniała mi się jedna istotna rzecz.
- Gdzie jest Fede? - spytałam łapiąc oddech, ale nie na długo bo chłopak znowu zaciągnął mnie pod wodę, jak mam być przy nim poważna?
- Dobra, Andres dość - mówiłam przez śmiech, zimno.
- Lubię kiedy się uśmiechasz - Eh, przyjaciele powiadasz? Przewróciłam oczami z wielkim uśmiechem i wyciągnęłam do na brzeg, brrr...
Usiedliśmy na ławce i marznęliśmy, no idioci po prostu.
- Dzięki - rzucam szybko - Tak ogólnie - dodaję, by nie odebrał to w niezręczny sposób.
- Mam poooomysł! - Oczy chłopaka rozbłysły, no teraz to się boje...



(Andres) Jako że jesteśmy mokrzy, co jest winą Violi, oczywiście, idziemy do mnie się wysuszyć. Daję jej jakieś moje rzeczy, żeby nie siedziała w mokrych ubraniach, a ona idzie do łazienki się przebrać. Ja w tym czasie ogarniam troszkę mój pokój i sam również zaczynam się przebierać. Viola wchodzi, a ja stoję bez koszulki, na co na jej twarz wkrada się zdradliwy rumieniec. Ubieram jakąś koszulkę i siadamy na łóżku.
- To może jakiś horror? - uśmiecham się szeroko.
- Horror? No nie wiem, Andres... - zaczyna szybko.
- Boisz się? - szydzę. To zawsze działa.
- Ja? Nigdy!
No i włączamy film. To było tak proste... Leżymy sobie na łóżku i oglądamy. Robi się późno, a oczy same się zamykają i tak jakoś zasypiamy...

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 139.


9 komentarzy:

  1. Boskii :3
    Ah ta Lu xD
    Ana ^^
    Vilu nie chciała skoczyć na bungee xD
    Ah ten Andres *-*
    Już nie mogę doczekać się next! ❤️
    Pozdrawiam ^.^

    OdpowiedzUsuń
  2. Violetta, Andres, łóżko ????? Niet ;/
    Fran, biedaczysko ;(
    Mostowiak, bez komentarza ;P
    Boskie ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahahah boski ;*
    Fran i Fede uciekaja przez okno xD

    OdpowiedzUsuń
  4. ma nadzieję żę fede jednak nie umrze.

    OdpowiedzUsuń
  5. fajny rozdział czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. szkoda że Viola rozstała się z Leonem

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedy Antonio dowie się o tym BURAKU? heh xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział zapraszam do mnie na german-angie-germangie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. boski ;)
    Może Violka i Andres .... cd::)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka