(León) Obudziłem się z tysiącem pomysłów w głowie. Każdy kolejny był głupszy od poprzedniego, ale trudno. Nikt nie pozwoli na pomiatanie sobą. Co może mam się jeszcze nie spóźniać na lekcje? Przecież to już byłby jakiś totalny horror... Próby zaprowadzenia porządku w Studio zawsze kończyły się klęską, tym razem inaczej nie będzie. Cieszę się, że przynajmniej nie muszę wyłazić dzisiaj tak wcześnie z domu, ale chyba wolałbym udać się do tego normalnego Studio, gdzie każdy może być sobą, bez tego idioty zwanego dalej dyrektorem, niż siedzieć w domu. Nocna rozmowa z przyjacielem trochę podniosła mnie na duchu, ale wiedziałem, że nasz plan powiedzie się tylko jeżeli nie będzie on jedynie pojedynczym buntem. Patrząc na to, co działo się wczoraj, mogę być spokojny.
- León śniadanie! - słyszę głos ojca. Wstaję z łóżka i kieruję się w stronę drzwi, ale przerywa mi dźwięk telefonu...
(Violetta) Obudziłam się w nie najlepszym humorze, pora coś zmienić w swoim życiu.
Tylko co, jedynie wiem, że coś muszę bo nie mogę tak wytrzymać. Chyba mam zły okres ostatnio. Chciałam się zebrać i iść na zajęcia, ale nie mogę, a dlaczego? Jestem zawieszona.
Gratuluję pomysłowości, nic nie zrobiłam i zawieszona.
Ubrałam na siebie lekką kurtkę i wyszłam z domu, po chwili jednak zasiadam na pobliskiej ławce.
Przeglądając stare zapiski w notesie i porównując z nowymi do szłam do dość prostego wniosku.
To ja zawszę wszystko niszczę. Przeze mnie zawszę każdy cierpi, dajmy głupi przykład.
León i Andres, zepsułam ich przyjaźń, przez swoją osobę.
Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer chłopaka, nie wiem, dlaczego.
- Hej - rozlega się jego głos w słuchawce.
- Możemy się spotkać? - rzucam dosyć szybko.
- Teraz? - odpowiada jakby miał złe przeczucie.
- Tak, jestem w parku - skończyłam rozmowę. Czy to co zrobię będzie miało jakikolwiek sens, chyba nie. Ale potrzebuję się dowiedzieć, czy pozwoli mi odejść, czy zostawi tak i sam odejdzie, albo może pobiegnie za mną?
Po kilku minutach chłopak jest na miejscu...
(León) Trochę się zdziwiłem telefonem od Violetty. Może czuła się przybita tą atmosferą w Studio? Nie wiem, to było podejrzane. Ale w końcu chyba ma prawo ze mną pogadać kiedy jej się tylko podoba, co nie? Eh.
- Cześć - siadam obok niej. - O co chodzi?
- Cześć - odpowiada powoli. - O nic. Dlaczego musi o coś chodzić, jak chcę z tobą rozmawiać? - właśnie jakoś minutę temu stwierdziłem, że nie musi tak być, no ja cię proszę.
- Nie - uśmiecham się - ale wydajesz się jakaś zdenerwowana. Przejmujesz się tym całym dyrektorem?
- To też - zastanawia się chwilę. - Ale nie o to chodzi. León, to wszystko zaczyna już mnie przytłaczać. I chyba właśnie nieświadomie zepsułam kolejną rzecz. Przyjaźń twoją i Andresa - chcę zaprzeczyć, ale mi nie pozwala. - Nie udawaj, przecież widzisz to lepiej ode mnie.
- No dobra, nawet jeżeli tak uważasz. To co możesz zmienić? - jestem tego serio ciekaw.
- Nie wiem! - tak, to jest najłatwiejsza odpowiedź, księżniczko, bo ja też nie wiem. - Ale to wszystko przeze mnie, nie widzisz tego? - no tak, tak, mhm.
- A ja nic nie rozumiem. Po co mi o tym mówisz, w takim razie?...
(Violetta) Nie dość, że chce z tobą porozmawiać to sprawiasz mi łaskę.
- A ja nic nie rozumiem. Po co mi o tym mówisz, w takim razie? - mówi niezwykle obojętnie, jakby tylko marnowała jego czas, miły jesteś kotku.
- Bo liczy się dla mnie Twoje zdanie? - burczę pod nosem, to był błąd - Sądziłam, że może coś mi doradzisz - Ale się przeliczyłam, mam dość. Lepiej będzie nam osobno, przynajmniej jemu.
- Skończmy to głupie udawanie - wycedziłam.
- Znowu chcesz się rozstać? - Brawo za błyskotliwość, dość impulsywnie wstaję z ławki i zaczynam telepać rękami.
- Jesteś oschły, to nie jest to samo. Czuję jak z dnia na dzień, się od siebie oddalamy - Standardowa kwesta zrywających par, ale co mam mu innego powiedzieć?
Tak chyba będzie lepiej..
- Co ty znowu wymyślasz? - pyta, chyba twierdził, że nie mogę być do tego zdolna, ha!
- Nic, nie chce Ci robić problemu, nie potrzebnie się mną denerwujesz, możesz mieć każdą, szybko Ci pójdzie.. - to było.. genialne? - Tak będzie lepiej.. - kończę, choć nie wiem czy dało by się coś jeszcze uratować, kocham go, ale też tego oczekuję. Zmienił się. Z jego strony coś wygasło.
- Violetta.. - mówi kiedy odchodzę, ale się już nie odwracam, czekam aż sam za mną pójdzie.
Może to był by znak, że jednak mu zależy, ale nic, cisza, zero. Wiem, że jestem trudna, humorzasta, inna, czasami głupia, naiwna i nigdy nie wiadomo co zrobić by mnie zadowolić, ale od dzisiaj koniec z tą Violettą, każdy ma jej dość, pora na zmiany...
(Andres) No nareszcie! Ile można w szpitalu siedzieć! Wychodzę sobie ze szpitala z gipsem i wielgaśnym, różowym plastrem na twarzy (nie było innego, to nie moja wina!) i nagle spotykam Violę. Znaczy się, bardziej na mnie wpadła, ale...
Gdy mnie zobaczyła, spojrzała na mnie twardo, co mnie trochę zdziwiło, ale już sekundę później poleciała pierwsza łza, a za nią kolejne. Siadamy na ławce, gdzie ją obejmuję i głaszczę po ramieniu. Nie mówię jej, żeby powiedziała o co chodzi. Najpierw musi się uspokoić. Po paru dłuższych minutach zaczyna, a ja uważnie słucham. Zerwali? Oo, jakie to przykre.
- Słuchaj. Musisz po prostu żyć dalej. Widocznie los chciał, żeby tak się stało i musisz po prostu starać się wciąż być szczęśliwą, mimo takich trudności jak ta - uśmiecham się do niej lekko, a ona odwzajemnia uśmiech.
Opiera głowę na moim ramieniu i siedzimy tak dłuższą chwilę, bez żadnych niezręczności. Po prostu ta cisza jest obustronna. W końcu Violetta wstaje, pochyla się i całuje mnie w policzek.
- Za to, że jesteś - mówi i mnie przytula. Uśmiecham się pod nosem. Nagle mój telefon zaczyna wydawać niezidentyfikowane dźwięki. No tak, nowy dzwonek. Patrzę kto dzwoni i odbieram.
- Andres? - odzywa się León. - Mam plan na naszego dyrektorka - oświadcza szyderczo i zdradza mi szczegóły planu.
Czy to normalne, że obaj wpadamy w niekontrolowany śmiech jak psychopaci? Oj tam.
- Za 20 minut w Studio.
(León) Hah, zerwała ze mną. Nie ustanowiliśmy jakiegoś rekordu? Ile ze sobą wytrzymaliśmy? Chyba całkiem długo.. Czekam aż przyklei się do Andresa. A, właśnie, Andres! Nasz plan! Eh, który by tu...
- Andres - witam się z nim przed szkołą, która wydaje się nienaturalnie cicha. - To idź pierwszy.
- Boisz się? - pyta, ale nie złośliwie. To było takie dziwne, ale w sumie to do tego byłem przyzwyczajony.
- Kobiety i dzieci mają pierwszeństwo - odpowiadam, a on tylko uśmiecha się i idzie w stronę Studio. Całkiem długo kazał na siebie czekać. Wraca z kwiatem w ręce, który mi podaje.
- Dlaczego mi to dajesz? - pytam ze śmiechem.
- To nie dla ciebie, idioto, tylko dla dyrektora - kręci głową z niedowierzaniem. - Jest łatwy. Nic nie ogarnia.
- Pasujecie do siebie - prycham i odchodzę. Wchodzę do przeraźliwie pustej szkoły, ale oczywiście zastaję dyrektora w jego gabinecie. Dobra, trzy dwa jeden zero.
- Dzień dobry - witam się z moim kochanym dyrektorem.
- Nie no, kolejny.. czego chcesz? - ła, no tak, fajnie.
- Chciałem pana przeprosić za zachowanie moich kolegów. Wiem, że ich zachowanie było karygodne, ale oni tacy nie są. Wierzę, że będzie pan najlepszym dyrektorem tej szkoły, jakiegokolwiek miała i będzie mieć. - zostawiam kwiatek na biurku i wychodzę, ale przed Studio zamiast Andresa spotykam...
( Federico )
Nigdy więcej ! Żadnej wódki , piwa czy czegokolwiek . Nie wiem jakim cudem dostałem się do domu , ale doskonale zapamiętałam ochrzan mamy , a ty samym i lekarza , bo akurat przyszedł skonsultować pewne sprawy .
Każdego dnia coraz bardziej tracę rozum , ale czy ktoś wie , jak żyć , gdy się wie , że za 3 miesiące Ciebie już nie będzie ?
Znalazłem się przed Studiem i zobaczyłem Leona , który wychodził ze szkoły . Miał dziwny uśmieszek na twarzy .
- Cześć - rzucił wesoły i zniknął . Czyli znowu czegoś nie wiem tak ? Ok ...
Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do Diego .
- Stary mam super pomysł . Będę u ciebie za godzinę - powiedziałem i nie czekając na reakcje , rozłączyłem się .
Po ustalonym czasie , zjawiłem się przed jego domem .
- O co chodzi ? - spytał zaspany , a ja wyjaśniłem mu swój plan .
- Nie wiem czy to wyjdzie . Poinformowałeś wszystkich ?
- Właśnie ty mi w tym pomożesz . Już wszystko zrobione . Jest miejsce , dekoracje , tylko trzeba powiedzieć , że to będzie jutro .
- Ale wiesz , że ona może nie będzie zadowolona ? - podniósł brew .
- Ja sprawie , że będzie ... Tylko gęba na kłódkę . I ona ma się nie dowiedzieć . Jasne ?
( Diego ) Federico jest strasznie porąbany . Tyle mogę stwierdzić .
- Ale dlaczego chcesz zrobić to tak nagle ? - spytałem .
- Bo życie ulatuje mi przed nosem i zrobię wszystko , by ostatnie chwile swojego życia , spędzić z ukochaną osobą - wyjaśnił , a ja przytaknąłem .
- No to dzisiaj robimy wieczór kawalerski !! - wykrzyknąłem , a on się zdziwił . - Nie mów , że o tym nie pomyślałeś ?
- Szczerze to o tym zapomniałem , ale czym jest ślub bez wieczoru kawalerskiego , nie ? - uśmiechnął się .
W godzinę wszystko było już gotowe . Nie wiem dlaczego zorganizowaliśmy to u mnie , ale czego się nie robi dla przyjaciela ?
Zebrali się Marco , Leon , Broadway , Maxi i Andres .
- O co chodzi ? - spytali na równi , gdy się zjawili .
Popatrzyłem na Federa , a on szybko wyjaśnił o co chodzi . Na początku nie załapali , tak jak ja , ale później wszystko już było jasne .
Było już ok . 23 i każdy był trochę wstawiony , oprócz Federico , bo on musi porządnie wyglądać na własnym ślubie - jak to ujął , gdy nagle ktoś rzucił pomysł ...
(Andres)
I w końcu jest jakaś dobra impreza. Nagle wpadłem na genialny pomysł.
- Ej! Macie balony? - spytałem, a każdy się na mnie dziwnie spojrzał. Szczególnie Leon. On to może mieć dziwnie pomysły, a ja nie?
- Mamy, a co? - Diego zmrużył oczy .
- To daj.
Po 5 minutach wziąłem napompowane balony, związałem w jeden "bukiet" i wyszedłem na dwór. Podniosłem rękę do góry i wtedy wiatr porwał mnie do góry .
- Jak tu fajnie! - wykrzyknąłem z 3 metra w górę , ale zaraz balony pękły i spadłem na ziemie. Usłyszałem śmiech dobiegający ze środka, ale go zignorowałem .
Wróciłem do domu, wziąłem karton cukierków i wróciłem na zewnątrz . Wziąłem łopatę sprzed budynku i zacząłem kopać dół. Po jakimś czasie, gdy był już on wykopany, wrzuciłem tam cukierki. Klapnąłem sobie w ten dół i oświadczyłem sam do siebie, że idę spać.
Po chwili jednak usłyszałem kroki i gdy wynurzyłem głowę zauważyłem...
( Federico )
Nigdy bym nie pomyślał , że nasze niewinne spotkanko przeistoczy się w taki zwrot akcji . Wyszedłem na dwór i zaczęłam gapić się w gwiazdy . W domu dochodziła głośna muzyka , ale nagle przycichła . Po chwili zobaczyłem jakiś cień , ale w ciemności nie zdołałem rozpoznać kto to jest ..
Po tym , gdy zrobiło mi się strasznie zimno , zamierzałem wrócić do domu , gdy nagle przede mną wyrosła Lara z Violką . Zamarłem .
- Fede co tu się dzieje ? - spytała ostro przyjaciółka , ale ja nie byłem zdolny do odpowiedzi , do póki Lara nie przywaliła mi w ramię . - Ej !
- Mam wieczór kawalerski - wyjaśniłem i tym samym , teraz im język zamarł w buzi .
- Ale .. ? Co ?!! - Violka jakimś dziwnym trafem nie mogła tego pojąć . Ciekawe dlaczego ? Przecież to takie banalne .
- Fede gadaj do rzeczy !! - Lara traciła cierpliwość , a mnie zaciekawiło co one tu robią tak właściwie ? Ale gdy zobaczyłem minę Lary , natychmiast im wszystko wyśpiewałem , co je dziwnie uradowało . Odeszły w dwie przeciwne strony , a ja niezdolny do racjonalnego myślenia wróciłem do domu . Omijając "trupy " Maxiego , Broadway'a , Marco udałem się w stronę kanapy , a gdy na nią padłem błyskawicznie zasnąłem ...
- León śniadanie! - słyszę głos ojca. Wstaję z łóżka i kieruję się w stronę drzwi, ale przerywa mi dźwięk telefonu...
(Violetta) Obudziłam się w nie najlepszym humorze, pora coś zmienić w swoim życiu.
Tylko co, jedynie wiem, że coś muszę bo nie mogę tak wytrzymać. Chyba mam zły okres ostatnio. Chciałam się zebrać i iść na zajęcia, ale nie mogę, a dlaczego? Jestem zawieszona.
Gratuluję pomysłowości, nic nie zrobiłam i zawieszona.
Ubrałam na siebie lekką kurtkę i wyszłam z domu, po chwili jednak zasiadam na pobliskiej ławce.
Przeglądając stare zapiski w notesie i porównując z nowymi do szłam do dość prostego wniosku.
To ja zawszę wszystko niszczę. Przeze mnie zawszę każdy cierpi, dajmy głupi przykład.
León i Andres, zepsułam ich przyjaźń, przez swoją osobę.
Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer chłopaka, nie wiem, dlaczego.
- Hej - rozlega się jego głos w słuchawce.
- Możemy się spotkać? - rzucam dosyć szybko.
- Teraz? - odpowiada jakby miał złe przeczucie.
- Tak, jestem w parku - skończyłam rozmowę. Czy to co zrobię będzie miało jakikolwiek sens, chyba nie. Ale potrzebuję się dowiedzieć, czy pozwoli mi odejść, czy zostawi tak i sam odejdzie, albo może pobiegnie za mną?
Po kilku minutach chłopak jest na miejscu...
(León) Trochę się zdziwiłem telefonem od Violetty. Może czuła się przybita tą atmosferą w Studio? Nie wiem, to było podejrzane. Ale w końcu chyba ma prawo ze mną pogadać kiedy jej się tylko podoba, co nie? Eh.
- Cześć - siadam obok niej. - O co chodzi?
- Cześć - odpowiada powoli. - O nic. Dlaczego musi o coś chodzić, jak chcę z tobą rozmawiać? - właśnie jakoś minutę temu stwierdziłem, że nie musi tak być, no ja cię proszę.
- Nie - uśmiecham się - ale wydajesz się jakaś zdenerwowana. Przejmujesz się tym całym dyrektorem?
- To też - zastanawia się chwilę. - Ale nie o to chodzi. León, to wszystko zaczyna już mnie przytłaczać. I chyba właśnie nieświadomie zepsułam kolejną rzecz. Przyjaźń twoją i Andresa - chcę zaprzeczyć, ale mi nie pozwala. - Nie udawaj, przecież widzisz to lepiej ode mnie.
- No dobra, nawet jeżeli tak uważasz. To co możesz zmienić? - jestem tego serio ciekaw.
- Nie wiem! - tak, to jest najłatwiejsza odpowiedź, księżniczko, bo ja też nie wiem. - Ale to wszystko przeze mnie, nie widzisz tego? - no tak, tak, mhm.
- A ja nic nie rozumiem. Po co mi o tym mówisz, w takim razie?...
(Violetta) Nie dość, że chce z tobą porozmawiać to sprawiasz mi łaskę.
- A ja nic nie rozumiem. Po co mi o tym mówisz, w takim razie? - mówi niezwykle obojętnie, jakby tylko marnowała jego czas, miły jesteś kotku.
- Bo liczy się dla mnie Twoje zdanie? - burczę pod nosem, to był błąd - Sądziłam, że może coś mi doradzisz - Ale się przeliczyłam, mam dość. Lepiej będzie nam osobno, przynajmniej jemu.
- Skończmy to głupie udawanie - wycedziłam.
- Znowu chcesz się rozstać? - Brawo za błyskotliwość, dość impulsywnie wstaję z ławki i zaczynam telepać rękami.
- Jesteś oschły, to nie jest to samo. Czuję jak z dnia na dzień, się od siebie oddalamy - Standardowa kwesta zrywających par, ale co mam mu innego powiedzieć?
Tak chyba będzie lepiej..
- Co ty znowu wymyślasz? - pyta, chyba twierdził, że nie mogę być do tego zdolna, ha!
- Nic, nie chce Ci robić problemu, nie potrzebnie się mną denerwujesz, możesz mieć każdą, szybko Ci pójdzie.. - to było.. genialne? - Tak będzie lepiej.. - kończę, choć nie wiem czy dało by się coś jeszcze uratować, kocham go, ale też tego oczekuję. Zmienił się. Z jego strony coś wygasło.
- Violetta.. - mówi kiedy odchodzę, ale się już nie odwracam, czekam aż sam za mną pójdzie.
Może to był by znak, że jednak mu zależy, ale nic, cisza, zero. Wiem, że jestem trudna, humorzasta, inna, czasami głupia, naiwna i nigdy nie wiadomo co zrobić by mnie zadowolić, ale od dzisiaj koniec z tą Violettą, każdy ma jej dość, pora na zmiany...
(Andres) No nareszcie! Ile można w szpitalu siedzieć! Wychodzę sobie ze szpitala z gipsem i wielgaśnym, różowym plastrem na twarzy (nie było innego, to nie moja wina!) i nagle spotykam Violę. Znaczy się, bardziej na mnie wpadła, ale...
Gdy mnie zobaczyła, spojrzała na mnie twardo, co mnie trochę zdziwiło, ale już sekundę później poleciała pierwsza łza, a za nią kolejne. Siadamy na ławce, gdzie ją obejmuję i głaszczę po ramieniu. Nie mówię jej, żeby powiedziała o co chodzi. Najpierw musi się uspokoić. Po paru dłuższych minutach zaczyna, a ja uważnie słucham. Zerwali? Oo, jakie to przykre.
- Słuchaj. Musisz po prostu żyć dalej. Widocznie los chciał, żeby tak się stało i musisz po prostu starać się wciąż być szczęśliwą, mimo takich trudności jak ta - uśmiecham się do niej lekko, a ona odwzajemnia uśmiech.
Opiera głowę na moim ramieniu i siedzimy tak dłuższą chwilę, bez żadnych niezręczności. Po prostu ta cisza jest obustronna. W końcu Violetta wstaje, pochyla się i całuje mnie w policzek.
- Za to, że jesteś - mówi i mnie przytula. Uśmiecham się pod nosem. Nagle mój telefon zaczyna wydawać niezidentyfikowane dźwięki. No tak, nowy dzwonek. Patrzę kto dzwoni i odbieram.
- Andres? - odzywa się León. - Mam plan na naszego dyrektorka - oświadcza szyderczo i zdradza mi szczegóły planu.
Czy to normalne, że obaj wpadamy w niekontrolowany śmiech jak psychopaci? Oj tam.
- Za 20 minut w Studio.
(León) Hah, zerwała ze mną. Nie ustanowiliśmy jakiegoś rekordu? Ile ze sobą wytrzymaliśmy? Chyba całkiem długo.. Czekam aż przyklei się do Andresa. A, właśnie, Andres! Nasz plan! Eh, który by tu...
- Andres - witam się z nim przed szkołą, która wydaje się nienaturalnie cicha. - To idź pierwszy.
- Boisz się? - pyta, ale nie złośliwie. To było takie dziwne, ale w sumie to do tego byłem przyzwyczajony.
- Kobiety i dzieci mają pierwszeństwo - odpowiadam, a on tylko uśmiecha się i idzie w stronę Studio. Całkiem długo kazał na siebie czekać. Wraca z kwiatem w ręce, który mi podaje.
- Dlaczego mi to dajesz? - pytam ze śmiechem.
- To nie dla ciebie, idioto, tylko dla dyrektora - kręci głową z niedowierzaniem. - Jest łatwy. Nic nie ogarnia.
- Pasujecie do siebie - prycham i odchodzę. Wchodzę do przeraźliwie pustej szkoły, ale oczywiście zastaję dyrektora w jego gabinecie. Dobra, trzy dwa jeden zero.
- Dzień dobry - witam się z moim kochanym dyrektorem.
- Nie no, kolejny.. czego chcesz? - ła, no tak, fajnie.
- Chciałem pana przeprosić za zachowanie moich kolegów. Wiem, że ich zachowanie było karygodne, ale oni tacy nie są. Wierzę, że będzie pan najlepszym dyrektorem tej szkoły, jakiegokolwiek miała i będzie mieć. - zostawiam kwiatek na biurku i wychodzę, ale przed Studio zamiast Andresa spotykam...
( Federico )
Nigdy więcej ! Żadnej wódki , piwa czy czegokolwiek . Nie wiem jakim cudem dostałem się do domu , ale doskonale zapamiętałam ochrzan mamy , a ty samym i lekarza , bo akurat przyszedł skonsultować pewne sprawy .
Każdego dnia coraz bardziej tracę rozum , ale czy ktoś wie , jak żyć , gdy się wie , że za 3 miesiące Ciebie już nie będzie ?
Znalazłem się przed Studiem i zobaczyłem Leona , który wychodził ze szkoły . Miał dziwny uśmieszek na twarzy .
- Cześć - rzucił wesoły i zniknął . Czyli znowu czegoś nie wiem tak ? Ok ...
Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do Diego .
- Stary mam super pomysł . Będę u ciebie za godzinę - powiedziałem i nie czekając na reakcje , rozłączyłem się .
Po ustalonym czasie , zjawiłem się przed jego domem .
- O co chodzi ? - spytał zaspany , a ja wyjaśniłem mu swój plan .
- Nie wiem czy to wyjdzie . Poinformowałeś wszystkich ?
- Właśnie ty mi w tym pomożesz . Już wszystko zrobione . Jest miejsce , dekoracje , tylko trzeba powiedzieć , że to będzie jutro .
- Ale wiesz , że ona może nie będzie zadowolona ? - podniósł brew .
- Ja sprawie , że będzie ... Tylko gęba na kłódkę . I ona ma się nie dowiedzieć . Jasne ?
( Diego ) Federico jest strasznie porąbany . Tyle mogę stwierdzić .
- Ale dlaczego chcesz zrobić to tak nagle ? - spytałem .
- Bo życie ulatuje mi przed nosem i zrobię wszystko , by ostatnie chwile swojego życia , spędzić z ukochaną osobą - wyjaśnił , a ja przytaknąłem .
- No to dzisiaj robimy wieczór kawalerski !! - wykrzyknąłem , a on się zdziwił . - Nie mów , że o tym nie pomyślałeś ?
- Szczerze to o tym zapomniałem , ale czym jest ślub bez wieczoru kawalerskiego , nie ? - uśmiechnął się .
W godzinę wszystko było już gotowe . Nie wiem dlaczego zorganizowaliśmy to u mnie , ale czego się nie robi dla przyjaciela ?
Zebrali się Marco , Leon , Broadway , Maxi i Andres .
- O co chodzi ? - spytali na równi , gdy się zjawili .
Popatrzyłem na Federa , a on szybko wyjaśnił o co chodzi . Na początku nie załapali , tak jak ja , ale później wszystko już było jasne .
Było już ok . 23 i każdy był trochę wstawiony , oprócz Federico , bo on musi porządnie wyglądać na własnym ślubie - jak to ujął , gdy nagle ktoś rzucił pomysł ...
(Andres)
I w końcu jest jakaś dobra impreza. Nagle wpadłem na genialny pomysł.
- Ej! Macie balony? - spytałem, a każdy się na mnie dziwnie spojrzał. Szczególnie Leon. On to może mieć dziwnie pomysły, a ja nie?
- Mamy, a co? - Diego zmrużył oczy .
- To daj.
Po 5 minutach wziąłem napompowane balony, związałem w jeden "bukiet" i wyszedłem na dwór. Podniosłem rękę do góry i wtedy wiatr porwał mnie do góry .
- Jak tu fajnie! - wykrzyknąłem z 3 metra w górę , ale zaraz balony pękły i spadłem na ziemie. Usłyszałem śmiech dobiegający ze środka, ale go zignorowałem .
Wróciłem do domu, wziąłem karton cukierków i wróciłem na zewnątrz . Wziąłem łopatę sprzed budynku i zacząłem kopać dół. Po jakimś czasie, gdy był już on wykopany, wrzuciłem tam cukierki. Klapnąłem sobie w ten dół i oświadczyłem sam do siebie, że idę spać.
Po chwili jednak usłyszałem kroki i gdy wynurzyłem głowę zauważyłem...
( Federico )
Nigdy bym nie pomyślał , że nasze niewinne spotkanko przeistoczy się w taki zwrot akcji . Wyszedłem na dwór i zaczęłam gapić się w gwiazdy . W domu dochodziła głośna muzyka , ale nagle przycichła . Po chwili zobaczyłem jakiś cień , ale w ciemności nie zdołałem rozpoznać kto to jest ..
Po tym , gdy zrobiło mi się strasznie zimno , zamierzałem wrócić do domu , gdy nagle przede mną wyrosła Lara z Violką . Zamarłem .
- Fede co tu się dzieje ? - spytała ostro przyjaciółka , ale ja nie byłem zdolny do odpowiedzi , do póki Lara nie przywaliła mi w ramię . - Ej !
- Mam wieczór kawalerski - wyjaśniłem i tym samym , teraz im język zamarł w buzi .
- Ale .. ? Co ?!! - Violka jakimś dziwnym trafem nie mogła tego pojąć . Ciekawe dlaczego ? Przecież to takie banalne .
- Fede gadaj do rzeczy !! - Lara traciła cierpliwość , a mnie zaciekawiło co one tu robią tak właściwie ? Ale gdy zobaczyłem minę Lary , natychmiast im wszystko wyśpiewałem , co je dziwnie uradowało . Odeszły w dwie przeciwne strony , a ja niezdolny do racjonalnego myślenia wróciłem do domu . Omijając "trupy " Maxiego , Broadway'a , Marco udałem się w stronę kanapy , a gdy na nią padłem błyskawicznie zasnąłem ...
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 137.
Boskie
OdpowiedzUsuńTen dyrek to zue zuo ;)
Fajnie fajne. ;D
OdpowiedzUsuńNie myśleliście, żeby założyć forum o tematyce "violetty" i tam z innymi użytkownikami rozgrywać akcje ? Blog macie super i pomysły też, myślę, że mogłoby Wam się udać i chętni na takie forum na pewno by się znaleźli ;)
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuńnie ma leonetty
OdpowiedzUsuńbędzie Andresetta ?
OdpowiedzUsuńsuper rozdział
OdpowiedzUsuńczekam na ślub !