czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 148

(León) Obudziłem się jeszcze bardziej zmęczony niż wtedy, kiedy kładłem się spać. Spoglądając na wielki zegar cyfrowy na prawo ode mnie dowiaduję się, że jeżeli w tej chwili wstanę to wyrobię się na drugą lekcję, zawsze coś.
Pół godziny później idę przez park okalający Studio. Zostało jeszcze piętnaście minut do końca pierwszej lekcji, a tym samym dwadzieścia do drugiej. Wchodzę do budynku i kieruję się w stronę szafek. Otwieram swoją,(jak na złość znajdującą się tuż obok szafki Andresa) szukając nut, które wczoraj tu zostawiłem, ale kiedy nie mogę ich znaleźć, ze złością ją zamykam. Odchodzę kilka kroków, ale nagle coś zauważam. Szafka Violetty jest otwarta na oścież, a w niej leży jej pamiętnik. Nie, totalnie nie powinienem tego robić, pamiętam jak skończył się ten raz, kiedy to zrobiłem. No ale nic nie miałem do stracenia, i tak mnie nienawidzi, co nie? Na wrzeszczy na mnie albo nie, jedna kłótnia w tą czy w tamtą... Bez wahania przerzucam kartki, szukając najświeższych wpisów. Nigdy się tak na nikim nie zawiodłam... a, to o mnie? Er, chyba, nie wiem, nic z tego nie rozumiem. Chcę to odłożyć, i tak nic się z tego nie dowiedziałem, kiedy nagle zaskakuje mnie jeden wpis. Nadal go kocham... wpisane ot tak, mniejszym drukiem, to były jedne słowa na tej stronie. Chodzi jej... o mnie? Odkładam szybko pamiętnik jak leżał, i całe szczęście, bo w tym samym momencie wchodzi tu...


(Violetta) Obudziłam się dość wcześnie, ale byłam wypoczęta, rzadko tak śpię. To dobrze, będę mieć dobry humor, miejmy nadzieję. Do zajęć miałam jeszcze sporo czasu, ale nie chciałam siedzieć z ojcem, jest jakiś dziwny ostatnio, a może to ja się zmieniłam, eh nie wiem..
Szybko się ubieram i wyszłam z domu, droga mijała mi niezwykle spokojnie. Dochodząc do jeszcze pustej szkoły kieruje się w stronę mojej szafki, gdzie wkładam pamiętnik i nuty dla Angie.
- Violetta! - Dobiega mnie krzyk mojej rudowłosej przyjaciółki.
- Co? - mówię również z entuzjazmem.
- Musisz mi pomoc! - Ciągnie  mnie za sobą, nawet nie dając mi szansy zatrzasnać szafki, no dzięki! Kiedy dobiegmy na miejsce okazało się, że przed szkołą dziewczyna znalazła małe koty i zabrała je do klasy. - Camila!? - mówię oskarżycielsko, przecież jak dyrektor się dowie to ją wyrzuci! - Zabierz je stąd! - burczę i wychodzę z sali w końcu muszę zamknąć szafkę, ale zauważam obok niej dziwnie uśmiechniętego Leóna, a jemu co?
- Z czego się cieszysz? - rzucam obojętnie. - Wyglądasz dziwnie - dodaje z uśmiechem, zaraz.. nie.
- Nadal czekam na odpowiedź - mruczy pod nosem, to sobie poczekasz, słońce. - Chce Syriusza! - oznajmiłam, ale chyba po prostu chciałam zrobić mu na złość, już się pogubiłam w tym.. - Muszę iść - Tak, bo zaraz zrobię coś czego nie chcę, znowu mam ochotę krzyczeć, to chore. Idąc spotykam...


( Federico )
Czyli znowu koło fortuny się zatacza ? Jest dobrze , więc coś muszę schrzanić , bo jakie byłoby życie , bez ciągłych problemów ?
Francesca trafiła do tego samego szpitala , co w nim przebywam . Ale , że przeziębiłem się od przebywania w zimnej wodzie , lekarze nie wypuszczają mnie z łóżka . Dajcie mi młotek , walnę się nim w głowę .
Odrzucając od siebie 5 koców , wyskoczyłem z łóżka . Czy im jeszcze nie przyszło na myśl , by założyć jakąś wartę przy moich drzwiach ? Ale niech nie przyjdzie ...
Wychyliłem się , ale jak zwykle nikogo nie było na korytarzu , jednak gdy dobiegałem właśnie do windy usłyszałem głos .
- Wróć ! - i dziękuje , dobranoc. Odwróciłem się i zauważyłem mojego lekarza prowadzącego , który zmierza w moją stronę , z groźną miną . - Co chciałeś zrobić ?
- Pooddychać - wyznałem , a on podniósł brew , czyli zaczyna się kazanie .
- Możesz pooddychać w sali . Już ! - wskazał na drzwi od sali , a ja łaskawie się tam udałem . Padłem na łóżka i wziąłem telefon do ręki . Wybrałem numer Violki .
- Halo ? - spytała przez śmiech , a ja usłyszałem jeszcze głos Andresa , więc musiała z nim być .
- Jesteś zajęta ? - miejmy nadzieję , że będzie taka miła i powie , że nie .
- Tak trochę - i marzenie prysło .
- Ok . To nie będę przeszkadzał . Cześć - rozłączyłem się . Czyli kolejny fascynujący dzień , spędzony na robieniu wiele ciekawych rzeczy , czyli leżeniu i patrzeniu się w ścianę .
Po chwil , zauważyłem jak ktoś idzie korytarzem ...


(Lara) Wczoraj wieczorem wróciłam do BA! Mój "stary trener" zaprosił mnie na zawody, w których brał Tony Cairolli! Nie wiedziałam, że po tym kursie będzie wciąż tak fajnie. Kiedy do mnie zadzwonił i powiedział, żebym tego samego dnia już leciała do Rzymu, zdiwiłam się, ale warto było zrobić zamieszanie na cały dom!
Kiedy poszłam z samego rana do Studio'a (ciekawe czy dyrek zobaczył mą nieobecność - mam cichą nadzieję, że tak), spotkałam Leon'a, który sie dziwnie uśmiechał. Ten, to ma dziwne życie. Powiedział, że Diego jest w szpitalu i próbował się zabić. Najpierw myślałam, że to żart, ale widząc po chwili jego minę, stwierdziłam, że to musi prawda. CZEMU.CHCIAŁ.SIĘ.ZABIĆ?
W ciągu kilku minut byłam już na miejscu, dowiedziałam się, w której sali jest, a idąc zauważyłam w jedenj z sal Federico'a. Kolejny?
- Cześć, Lara! - krzyknął uradowany..
- Co ty tu robisz? - zapytałam prosto z mostu, wchodząc do sali.
- A nic. Przeziębiłem się - powiedział z wyszczerzem na twarzy. OK. Norma, co nie? No właśnie nie. Ale to Fede. Wszystko jest możliwe.
- OK, Fede. To wracaj do zdrowia... - pożegnałam go, a on mi pomachał i wyszłam z sali, przy której kręcił się jakiś lekarz. Hmm... Fede ma obstawę. Prawidłowo.
Poszłam do sali, w której miał się znajdować Diego. Okazało się, że jest w śpiączce. Podeszłam do niego i zobaczyłam jak "śpi". O co mu chodzi? Dlaczego chciał się zabić?
- Aha - wycedziłam tylko i wyszłam ze szpitala.
Idąc w stronę Studio'a, jakby nigdy nic, zauważyłam...


(Andres) Violetta ewidentnie coś ukrywa. Nie będę wypytywał co - na pewno chodzi o Leóna. Idę do Studio, a po drodze widzę Larę.
- Cześć Lara! - odzywam się do niej wesoło, chociaż nie jest mi zbyt wesoły dzisiaj, no ale cóż. Jestem Andres. - Co słychać?
- W sumie to średnio... - odpowiada, przygryzając wargę. Po chwili jednak lekko się uśmiecha. - No ale nic. A u ciebie jak?
- W porządku - odpowiadam powoli i zajmujemy się dalej zwykłą rozmową w drodze do Studio. Rozmawiamy o ogólnych rzeczach, o niczym konkretnym. Może to i lepiej? Dochodzimy do szkoły i mówię, że muszę iść jeszcze po nuty do szafki i się żegnamy. Moja szafka, oczywiście obok szafki Leóna, jak na złość nie chce się otworzyć. Męczę się z nią jakiś czas i w końcu udaje mi się wyciągnąć z niej potrzebne kartki. Wchodzę spóźniony do klasy i widzę, jak ... wpatruje się we mnie dziwnym wzrokiem...


(Camilla) Zaczęłam regularnie chodzić do Studio. Niech się ziemniaczek nie czepia... Właściwie mało ma do gadania. Jeśli chodzi o wyrzucenie kogoś to Antonio ma decydujący głos. Siedziałam w klasie gdy zadzwonił dzwonek. Do klasy wpadł  Andres który wyglądał... Śmiesznie... Na głowie miał coś co nie wyglądało jak żel. Popatrzył na mnie jak na idiotkę.
-Idź do łazienki i spójrz w lustro.- szepnęłam gdy zajął swoje miejsce. Chłopak przeprosił Angie i wyszedł z klasy. Po kilku minutach wrócił już z normalną fryzurą. Lekcja dłużyła się niesamowicie długo... Gdy w końcu lekcja minęła spokojnie udałam się do gabinetu Antonia. Starszy mężczyzna siedział w fotelu i wertował jakieś kartki.
-Słucham-spytał nie odrywając wzroku od papierów. Odczekałam kilka sekund.
-Chciałam cię poinformować że już nie mogę uczęszczać do Studia.
-Czemu ? Przecież nie masz problemów z nauką... -Czemu zawsze zadają to pytanie ?
-Postanowiłam że przeniosę się do normalnego liceum aby mieć później większe szanse w życiu- Chyba wystarczający powód...
-No dobrze... Ale wiedz że możesz wrócić...
-Dziękuję Antonio naprawdę. Do widzenia-Pożegnałam się ze staruszkiem i wyszłam ze szkoły. Po kilku minutach spaceru spotykam   .....



(Lena) Wędrując po słonecznym mieście napotykam się na rudowłosą, chyba... Camila tak ? To Ona się pokłóciła ostro z Anką ? A w sumie nie ważne. Posłałam jej tylko słaby uśmiech i dążyłam dalej. Wpadam w końcu na Mostowiakową. - Możemy porozmawiać.
- Tak ! Gadaj do ręki... Kua, kua, spieszę się na trening streszczaj ! - Odparła idąc w przeciwną stronę.
- Chodzi o przeprowadzkę.
- A, tak, tak... Możesz się wprowadzać, posprzątałam masz. - Rzuciła mi klucze a ja z dziwnym wyrazem na twarzy dalej szłam z nią równym krokiem.
- Jak "masz?" Nie boisz się że ci coś mogę ukraść ? Tak bez problemu dajesz mi klucze? - Pytam.
- Słuchaj, wiem jak wyglądasz i jak masz na imię. Mam znajomości więc jeśli zrobisz coś źle to cię kropnę czaisz ? - Powiedziała. - Idź jak chcesz mieszkać, potem obgadamy sprawy dotyczące z kasą... - Dodała i pobiegła dalej w stroju gimnastycznym. Przerażona a jednocześnie troszkę ucieszona poszłam do swojego mieszkania. (...) Godzinę potem szłam do jej mieszkania z kartonami... Wszystko idealnie, prawie że. Lecz ja jak zawsze musiałam się wywalić... I wszystko prawie że powypadało wraz z bielizną... CHOLERA ! .... Zaczęłam zbierać...


(Mostowiak) - Karla zawsze była odważna, nie bała się niczego. Jednak pewnego dnia, gdy została sama w domu postanowiła zaprosić do siebie 2 koleżanki. Jak to dziewczyny rozmawiały o chłopakach, modzie i imprezach. Karla znudzona zaproponowała zabawę w chowanego, ale żeby było ciekawiej, w ciemnego chowanego ze zgaszonym światłem.
- Boicie się? – Nabijała się z koleżanek – Przecież to tylko ciemności, tak samo wszystko przecież wygląda jak oświeci się światło.
- Dobra – Powiedziała Edith – Ty nas szukaj pierwsza
- Nie ma sprawy – Dziewczyna uśmiechnęła się. Zgasiła w całym mieszkaniu światła i zaczęła liczyć do 100.
- 1… 2… 3… 4… 5…… – Koleżanki biegały po całym domu, szukając kryjówki – 32… 33… 34… – Edith schował się pod łóżko w sypialni rodziców Karli – 55… 56… 57… 58… – Meg w łazience pod prysznicem – 98… 99… 10o SZUKAM – Zawołała dziewczyna po czym przez chwilę przyzwyczaiła swoje oczy do ciemności i zaczęła szukać.
Na parterze nie znalazła żadnej z dziewczyn, na górze tak samo. Postanowiła przeszukać jeszcze raz wszystkie zakątki, szafy. Zegar wybił 24.oo. Szukała po raz kolejny jednak nikogo nie znalazła.
- Wygrałyście, wychodźcie, szukam was już 40min! – Jednak nikt nie odpowiedział na jej wołanie. Podeszła do ściany aby oświecić światło, jednak ono się nie zapaliło – Zdarza się – powiedziała sama do siebie – czasami prąd wysiada. DZIEWCZYNY! – wołała dalej. Bezskutecznie.
Nagle usłyszała dobiegający z góry tupot i trzaśnięcie drzwiami w pokoju rodziców.
- To nie jest śmiesznie! – Weszła po schodach  i otworzyła powoli drzwi. Zobaczyła chowającą się nogę pod łóżko – No ładnie! Oszukiwałyście! – Podniosła pierzynę, schyliła się i zajrzała pod łóżko. Jednak nic tam nie było. Ani Meg ani Edith – Co jest?! Chcecie mnie nastraszyć?! Życzę powodzenia – Po czym roześmiała się. Jednak nagle usłyszała szemranie w szafie. Podeszła do niej, otworzyła drzwi i zaczęła grzebać między ubraniami rodziców. Nikogo tam nie było.
Zegar wybił po raz kolejny godzinę 24.oo.
- Co do cholery?… – Dziewczyna zbiegła na dół, wyjrzała przez okno. Na całej ulicy nie paliła się ani jedna latarnia, wszystkie światła w domach były pozgłaszane. Zegar znowu zaczął wybijać godzinę 24.oo – MEG! EDITH! Przestraszyłyście mnie! A teraz wychodźcie! – Karla pobiegła do swojego pokoju, w szufladzie miała małą latarkę. Nagle usłyszała skrobanie dochodzące spod jej łóżka – Meg? Edith? – Powoli podeszła, pochyliła się i zajrzała pod łóżko. Znowu nic tam nie było. Stanęła i zaczęła nasłuchiwać. W domu panowała idealna cisza, nawet jej budzik nie tykał co cichutku.
Poczuła na swojej nodze uścisk, popatrzała w dół. Coś trzymało ją za nogę. Ręka Meg! Rozpoznała ją po dużym tandetnym plastikowym pierścionku na środkowym palcu. Szarpnęła nogą i szybko chwyciła rękę dziewczyny i zaczęła ją wywlekać spod łóżka. Meg patrzała na nią jednak się nie odezwała.
- Dziewczyno dobrze się czujesz? – Zaczęła nią potrząsać – Wiesz jak mnie nastraszyłyście?!  - Jednak dziewczyna jej nie odpowiedziała. Oczy miała szeroko otwarte. Nagle Karla poczuła na swoich nogach coś ciepłego. Krew! Meg była martwa. Niespodziewanie coś zaczęło wciągać martwą dziewczynę z powrotem pod łóżko. Karle sparaliżował strach. Wstała szybko, jednak w tym samym momencie upadła z wielkim bólem na podłogę. Coś przecięło jej ścięgna. Nie potrafiła chodzić. Z wielkim wysiłkiem zaczęła czołgać się w kierunku drzwi lecz po chwili czyjaś ręka zaczęła wciągać ją pod łóżko…
            Gdy wybiła godzina 24.oo Meg i Edith wyszły ze swoich kryjówek.
- Czemu ona nas nie szuka? Już minęło tak dużo czasu! KARLA!! – krzyczały. Jednak nikt im nie odpowiedział. Zapaliły światła i zaczęły jej szukać. Gdy weszły do jej pokoju zobaczyły rękę wystającą spod łóżka – Tu jesteś! – Meg podeszła i zaczęła wyciągać Karle spod łóżka. Jednak to co wyciągnęła z pewnością nie było dziewczyną, przynajmniej nie całą. W swoich rękach trzymała jedynie dłoń należącą do Karli… - Opowiedziałam chłopakom gdy znowu odwołali mecz i poszłam do mieszkania, po chwili ujrzałam Lenę... Sierota ! Ale... Podszedł/a do niej ...



(Violetta) Kiedy wszystkie lekcje dobiegły końca, udałam się do mieszkania mojej kuzyneczki,
wypadało by ją przeprosić za tamtą niezręczną sytuację, ale to dziwne bo nie czułam się ani trochę winna. Ale aby nie mieć kłopotów, no powinnam.. Ruszyłam powili w jej stronę zastanawiając się co mam jej powiedzieć, ale oczywiście dziewczyny nie było w domu, bo po co? Lepiej się szlajać po mieście z innymi niż siedzieć jak normalny człowiek w domu, tak? Postanowiłam wrócić do domu, ale wpadłam na pomysł by odwiedzić Lenę, przyjaźnią się może ona będzie wiedzieć gdzie ją mogę znaleźć, bo jutro na pewno przejdzie mi ochota być miłą. Chwila.. ale ja nie wiem gdzie ona mieszka? Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mojego ojca, on wie wszystko o wszystkich z kim się spotykamy, więc.. Okazało się że dziewczyna mieszkała przecznice stąd, dlatego poszłam pieszo.
- Hej, wiesz gdzie jest Ana? - rzucam stojąc w progu, eh bardzo taktowne, tak.  Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem, przykre, co ja znowu zrobiłam? I wskazała ręką na prawą stronę.. Ana?  Jak ona się tu znalazła? Eh, nie ważne. Okay, pora przeprosić tak, ale za co?
- Przepraszam, ale tylko za to, że bezsensownie naskoczyłam.. - Powiedziałam, by mieć to jak najszybciej z głowy, eh. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, wzruszyła obojętnie ramionami i poszła w kierunku okna. - Twoje życie, twoje sprawy - burknęła, ej, ja cię tu przepraszam, a ty.. miło kochana, miło. Przewróciłam oczami, jak tu rozmawiać z takimi ludźmi?!
Wychodząc z bramy, kieruję się do parku, dosiadam się do...

(León) Przez tę dziewczynę nie mogłem w nocy zmrużyć oka. Myślałem, co zrobić z Syriuszem... a nad ranem do głowy przyszedł mi nie najgorszy pomysł. Pierwszy lepszy trening dla psów, jaki znalazłem w BA, szybki telefon, i psa od kilku godzin nie ma w domu.
Mogąc nacieszyć się swoim geniuszem, udałem się do parku. Skąpane w słońcu liście drzew dawały przyjemny cień, kiedy do moich uszu z słuchawek docierała kolejna piosenka.  Wtedy właśnie zauważyłem Violettę, która się do mnie dosiadła. Hmm.
- To kiedy mogę przyjść po Syriusza? - przepraszam, czy tylko ja wiedziałem, że dokładnie to powie?
- Nie ma go - odpowiadam, wzruszając obojętnie ramionami. - Jak już powiedziałem, dostaniesz go wtedy, kiedy zerwiesz z Andresem. A z tego co wiem jeszcze się tak nie stało. Dałem ci tydzień, teraz masz sześć dni. Poczekam, to nie mi powinno się spieszyć.
- Mógłbyś nie być tak cholernie zazdrosny? - o, a jestem?
- Nie, nie - uśmiecham się ironicznie, kręcąc przecząco głową. - Masz zerwać z Andresem, a nie być ze mną. Widzisz sporą różnicę? Bo ja tak. Wiesz, tym razem wolałbym nie mieć racji, żeby okazało się, że on na serio coś do ciebie czuje, ale skoro wiem, że jest inaczej, to nie mam zamiaru patrzeć, jak przychodzisz do mnie, mówiąc jaka to byłaś głupia i że mnie przepraszasz, bo to dzieje się za często. Znudziło mi się to, nie mam zamiaru znowu czuć twojego bólu, rozumiesz? To się stało nudne...


(Violetta) Ahm no tak zapomniałam, to ty jesteś tutaj najbardziej poszkodowany, zdecydowanie.
Hah, jak ty odczuwasz mój ból, to takie przykre, tylko tym razem to nie ja zawiniłam, słońce.
- Wiesz co jest nudne? - Powiedziałam mrużąc oczy - Jesteś zazdrosny do tego stopnia, że wymyślasz żenujące historyjki, dałbyś spokój, co? - Tak, wiem to jest oryginalne, ale niby co mam mu powiedzieć, że nadal mi zależy? Teraz, już za późno, nie umiemy ze sobą rozmawiać, lepiej to skończyć, choć nie da się pozbyć uczuć z dnia na dzień...
- O, nudna jest też twoja postawa, masz do wszystkich pretensje, ale nie do siebie. Nie zauważasz swoich błędów, swojej niechęci, obojętności.. - odwróciłam wzrok.
Jestem jaka jestem i nie planuję się zmieniać.
- Uważasz się za najlepszego, ale kochanie tak nie jest - znowu na niego popatrzyłam, ale tym razem to on odwrócił wzrok i uśmiechnął się lekko pod nosem.
- I nie musisz się martwić, nie mam zamiaru wracać z podkulonym ogonem, nie tym razem. Najlepiej będzie jak będziemy się unikać - Ah, bo o niczym innym nie pragnę, tak. Inteligencja. Wstałam z ławki z pretensjami do siebie, co ja chciałam osiągnąć?
Ale.. przecież nie mam nic do stracenia, prawda? Wpadłam na pomysł, odwróciłam się gwałtownie i podeszłam do bruneta nadal siedzącego na ławce, oh biedactwo, rozpacza, tak to pewne...

(León) Przepraszam, ale że co? Ja, jakieś żenujące historyjki? Prawdę prawię! Jeszcze do mnie wróciła, oczywiście, wiem że nie może beze mnie żyć, ale dałaby mi spokój. Skoro stwierdziła, że tak będzie lepiej (wiem, że nie wytrzymałaby dłużej niż tydzień) to mogła w tym postanowieniu trwać. Ale nie, wiadomo, po co...
- León... - zaczyna, a ponieważ dobrze wiem, że nie mam zamiaru jej słuchać, przerywam jej.
- Nie, ty się już nawet nie tłumacz, a tym bardziej nic nie mów - mówię, wstając. - Pewnie twoim największym marzeniem w tej chwili jest to, żeby zapomnieć o mnie na zawsze. To ci pomogę w jego spełnieniu - warczę i odchodzę, na powrót włączając muzykę w słuchawkach. Jak uciec? Od piosenki, która mówi o tobie, jeżeli jesteś moją piosenką... ha, to bardzo zabawne, jasne. Włączam kolejną piosenkę z listy, próbując nie zawracać sobie głowy swoimi odczuciami. Kieruję się w stronę domu, kiedy spotykam...




(Violetta) Nienawidzę kiedy mi zależy, wolę jak jest mi wszystko obojętne. I jak długo będę przeżywać rzeczy które odeszły? Chce dać mi spokój? Dobrze, ja też mu dam, pora iść na przód, koniec.
Idąc przed siebie - jak najdalej stąd - zakładam słuchawki na uszy i wbijam otępiały wzrok w krzywy chodnik. Zamykam oczy i głośno wzdycham, a kiedy je otwieram dostrzegam Leóna, ale jednak staram się go ignorować, tak będzie lepiej dla wszystkich.
Nie chciałam wracać do domu, zapewne pokłóciłabym się tylko z ojcem, dlatego wybrałam się do pewnej osoby, cholernie głupiej.
Zrobiło się już dość ziemno i ciemno, żałowałam że nie wzięłam swetra. Praktycznie całą drogę przeszłam z morderczym spojrzeniem na każdego kto ośmielił się na mnie popatrzeć, z zaciśniętymi pięściami. Chciałam się na czymś czy kimś wyładować, ale nie wiedziałam w jaki sposób mam to zrobić.
Kiedy doszłam do budynku, zawahałam się.
Ale nie wpadłam na nic lepszego, powoli zaczęłam się rozglądać po salach, czyżby przenieśli go?
O, nie jednak jest... Powoli podeszłam do łóżka na którym leżał chłopak, z mnóstwem kabli.
Nie umiałam rozróżnić żalu od złości, że próbował się zabić czy mu to się nie udało?
Ogarnęło mnie dziwne uczucie, nie od opisania. Chce umrzeć, to ja mu pomogę!
Stopniowo odłączałam jego kable, jakbym była w jakimś transie.
Kiedy maszyna zaczęła świecić na czerwono, a chłopakowi stopniowo spadało ciśnienie, otrząsnęłam się, ale było za późno?
Zabiłam go?
Czy ja zabiłam Diego?

KONIEC

5 komentarzy:

  1. No nie bez przesady Violka ogar

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejuniu...! Boski<333
    Yyyy... Że co?! Violetta zabiła Diego?! What the fuck! Co się z nią dzieje?!
    Leoś ma 100% rację, powinna zerwać w końcu z tym Andresem...
    Całe szczęście, że Fran nie stało się nic poważnego :)
    Hahaha... Fede! Po prostu jest boski!
    Czekam z niecierpliwością na next'a! :-)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka