środa, 19 lutego 2014

Rozdział 147


( Federico )
Wszystkie myśli skumulowały się teraz . Każda wchodziła na siebie , tworząc w mojej głowie chaos. Patrzyła na mnie , próbując złapać oddech , a woda otaczała nas z każdej strony . Oboje trzęśliśmy się z zimna , ale nie mogliśmy się poruszyć .
Francesca nagla zamknęła oczy i zniknęła pod wodą .
- Fran ? - zanurkowałem i ją złapałem . Podpłynąłem do brzegu i położyłem ją na ziemi . Straciła przytomność . Nachyliłem się i zauważyłem , że oddech jej zanika .
- Nie ! - nie wiedziałem co robić . Telefon został w szpitalu i nie miałem jak zadzwonić po karatkę . Zacząłem panikować .
Nagle zobaczyłem w oddali jakąś sylwetkę ....


(Violetta) To jest śmieszne, nie powinna się wtrącać w moje życie! Czy ja się wtrącam w jej prywatne sprawy, czy mówię jej jak żyć?! Nie! Kocham ją, ale nie powinna mnie pouczać, jestem jaka jestem. Wiem, że chciała dobrze, ale nie zawszę to nam wychodzi, w złym humorze wybrałam się na samotny spacer po lesie, miałam nadzieje być sama. Kiedy chciałam zawrócić do domu, usłyszałam znajomy krzyk. - Nie! - przeszła mnie gęsia skórka, brr.
Nie wiedząc czy to z mojej głupoty czy ciekawości poszłam sprawdzić co się stało...

Federico leżał nad ciałem jakiejś dziewczyny, no Francesci oczywiście. Podbiegłam do nich jak najszybciej i chciałam odpowiedzi, ale chłopak był zbyt roztrzęsiony by cokolwiek powiedzieć, wybrałam numer pogotowia, które po chwili zabrało dziewczynę do szpitala, nic nie mówiąc o jej stanie. Razem z Fede wróciłam do domu, gdzie napiliśmy się gorącego kakao i dzwoniliśmy po wszystkich szpitalach by dowidzieć się co z naszą przyjaciółką, wkrótce po tym zasnęłam..
*NOWY DZIEŃ!*
Obudziłam się z nadzieją, że wczorajszy dzień to tylko sen, ale jednak, nie!
Rozejrzałam się po pokoju, ale chłopaka już nigdzie nie było, musiał wyjść wcześniej. Schodząc na śniadanie zauważam karteczkę z napisem "Violetta", a w niej "Mam nadzieje, że się nie obrazisz, ale byłem głodny i zjadłem całe masło orzechowe, a teraz idę do Fran, dziękuję" To co ja mam teraz zjeść na śniadanie, co?! No trudno, szybko włożyłam na siebie sukienkę i wyszłam z domu, wpadając na ....


(Andres) Idę sobie po prostu, zwyczajnie chodnikiem i nagle ktoś na mnie wpada. Kto? Viola oczywiście! Ktoś powinien nauczyć ją chodzić, eh. Moja ciapa.
- Violetta? - śmieję się.
- Uh. Przepraszam, Andres - Ona również cicho się śmieje, po czym niepewnie wspina się na palce i całuje mnie w policzek. Uśmiecham się do niej.
- Co taka zła wypadłaś z tego domu? - pytam z ciekawością.
- Wiesz... - zaczyna smutno. - Fede zżarł mi całe masło orzechowe! - mówi okropnie zraniona.
Wybucham śmiechem, a ona strasznie oburzona tupie nogą i mówi:
- I teraz jestem głoooooodnaaa! - rozpacza.
- W takim razie zapraszam do Resto na pyszne rogaliki! - podaję jej ramię, które ona przyjmuje i kierujemy się do wspomnianego baru. Wchodzimy i mówię Violetcie, żeby usiadła, a ja kupię te rogaliki. Gdy idę w stronę stołu kątem oka widzę wchodzącego do baru Leóna...


(León) Możecie mi wierzyć albo nie, ale dzisiaj wyrobiłem się godzinę przed zajęciami. Tak, ja wiem. No ale... bywa? Mniejsza. No i nie mając zamiaru iść jeszcze do Studio(chyba by umarli, gdyby mnie tam tak wcześnie zobaczyli) poszedłem do Resto. Tam znalazłem swoje zguby z dnia wczorajszego; Violettę i Andresa. Jak ich nazywać? Andretta? Andreletta może? Violes! Ich imiona się nie łączą, to było do przewidzenia.
Wchodząc do baru, nachodzi mnie dziwna myśl. A gdyby tak...

- Cześć - rzucam, siadając obok Andresa i porywając jednego rogalika z jego talerza. No przecież w końcu się przyjaźnimy, czyż nie?
Obserwowanie ich zdziwionych reakcji to było coś, na co czekałem od dawna. Dobrze wiedziałem, że Andres nie da się wrobić w żadną z moich gierek, bo zna zasady każdej z nich aż za dobrze. Ale wydaje mi się, że ma świadomość, że mnie również na nic nie nabierze...
Ciężką atmosferę można było wyczuć chyba na kilometr, zdecydowanie miałem z tego satysfakcję. Oczywiście obydwoje próbowali nawiązać totalne luźną konwersację, co wychodziło im zaskakująco dobrze, więc zapytałem zupełnie obojętnie:
- Och, to wy jesteście razem? ...



(Andres) On mi wziął rogalika! Mojego rogalika! Jak on mógł?! Eh.
Widziałem, że León próbuje być obojętny, ale w środku aż w nim wrzało. Znam go zbyt dobrze, żeby tego nie widzieć. Staramy się nawiązać z Violettą luźną konwersację, nie zważając na nieco przytłaczające, dla Violi, towarzystwo i po chwili słyszymy 'obojętne' pytanie.
- Och, to wy jesteście razem? - pyta León z fałszywym uśmiechem. Ej no, kolego, po co ty mi kłamiesz w żywe oczy, halo? Och. Viola. No tak.
- León... - zaczyna dziwnie Violetta. No halo, jesteś ze mną, prawda?
- Tak, jesteśmy razem - chwytam ją za rękę, na co ona ściska ją niepewnie, ale po chwili jej dłoń się rozluźnia, jest o wiele spokojniejsza.
- To wspaniale. Cieszę się, że macie się ku sobie, w końcu od dawna to było widać - mówi przesłodzonym głosem, z nutką sarkazmu, prawie niewyczuwalną. To było perfidne, León, oj, perfidne.
- To miłe, że cieszysz się naszym szczęściem. Mam nadzieję, że nie będzie ci to - kaszlnięcie z mojej strony - przeszkadzało?
- Ależ nie. Chciałbym, żeby wam się jak najlepiej ułożyło, kochani - Gdybym go nie znał tak dobrze, uwierzyłbym. Nastaje cisza, podczas której ja i León wpatrujemy się w siebie zacięcie, ale nie wrogo, tylko podejrzliwie. Przerywa ją Violetta.
- Co się z wami dzieje?! - mówi oburzona. Zanim zdążę coś powiedzieć, odpowiada jej León...

(León) Przepraszam, Violetta, kochanie, ale czy ja robię coś złego, patrząc na twojego chłopaka? Ja go jeszcze nie mam zamiaru zabić, a po co. To mogę odłożyć na później.
- Próbuję go rozgryźć - odpowiadam zdawkowo i odchodzę.
Och, tak, uwielbiam te nasze poważne rozmowy. Umiejętność czytania pomiędzy wierszami, a zarazem długoletnia znajomość z Andresem nauczyła mnie, że nie warto ufać słowom wypowiedzianym przez niego bezpośrednio. Przepraszam, ale to coś złego, że próbowałem życzyć im szczęścia? Tak? Dobrze, ja to sobie zapamiętam. Próbuję być miły, a tu takie coś, pff...
Odruchowo idę do Studio i kieruję się do sali Beto. Lubię tam przebywać, zazwyczaj jest tam zupełnie pusto, dokładnie tak jak w tej chwili. Wykorzystuję to, biorąc pierwszą lepszą gitarę do ręki.
Daj mi powód twojego strachu,
Daj mi swoją miłość, 
Hej, powiedz mi jak zatrzymuje się czas... 
Nie zauważam, że ktoś mnie podgląda, dopóki nie wchodzi do sali...


(Violetta) Cała ta sytuacja była dosyć niezręczna, sposób jak na siebie patrzyli, mówił sam za siebie, jakby mieli za chwilę eksplodować.

- Próbuję go rozgryźć - Rzucił obojętnie i wyszedł, sama się tego domyśliłam, wiesz..?
Popatrzyłam na Andresa pytającym wzrokiem, ale on tylko podniósł ręce do góry, jakby nic nie wiedział i zajął się swoim nowym rogalikiem, mhm.
- Muszę iść na zajęcia - powiedziałam kończąc posiłek i całując go w policzek na pożegnanie.
- Zobaczymy się później? - spytał, a ja przytaknęłam.
Zajęcia zaczynałam dopiero za godzinę, ale nie miałam ochoty siedzieć ani z jednym, ani z drugim, za bardzo to dziwne. Oczywiście moje szczęście jest takie wielkie, że kiedy mijam próg Studio dobiega mnie znajomy głos, nie chciałam iść w jego kierunku, ale to tak.. samo wyszło..
Daj mi powód twojego strachu,
Daj mi swoją miłość, 
Hej, powiedz mi jak zatrzymuje się czas...
Tak, nadal o mnie myśli, jestem tego pewna, biedny. Dobra, przesadzam. Ludzie mają rację jestem wredna, czas się opamiętać. Stałabym tak dalej w kącie przyglądając mu się jak gra, ale pech chciał że mnie zauważył i by nie wyjść na głupią, weszłam do środka.
- Czego chcesz? - burknął, oj niemiło. Czy ja jestem niemiła dla Ciebie? Nie.
- Czy zawszę muszę czegoś chcieć? - Pytam się z uśmiechem, uhm.
- Aj, widzisz twoja natura jest taka, że albo czegoś chcesz, albo pokłóciłaś się z chłopakiem i szukasz pocieszenia, słońce - Oj tak, bo się zdziwisz jeszcze.
- Na pewno nie u Ciebie, chce Syriusza - przejechałam palcem po klawiszach, widząc jego minę dodałam - Ładna piosenka, nadal nie umiesz się pogodzić? - Przygryzłam wargę, po czym popatrzyłam na niego, jest słodki jak się denerwuje, mhm. Chwilę potem stał obok mnie...



(León) - A co by było, gdybym ci powiedział, że tu wcale nie chodzi o ciebie, kochanie? - pytam, stając za nią i lekko pochylając się w jej stronę, tak żeby widzieć jej oczy. Obróciła głowę w moją stronę, odważnie wytrzymując moje spojrzenie. - Nie jesteś jedyną dziewczynką na tej planecie - odpowiadam, jakby mi się wydawało, że właśnie tak myślała. Jej wzrok przez chwilę staje się zamglony, ale zaraz później odpowiada.
- Nic mnie to nie interesuje - no, tak, właśnie na to wygląda.
- Tak, oczywiście - prycham, odsuwając się od niej. - Dobrze. Zobaczysz Syriusza, jak skończysz z tym toksycznym związkiem z Andresem. - Widząc jej zdziwione spojrzenie, ciągnę dalej. - Nie udawaj, dobrze wiesz, że on cię nie kocha. Nie znasz go tak dobrze jak ja. A to ja znam prawdę. Tylko niezbyt rozumiem, czemu uparcie wierzysz mu, a nie mi. Więc daję ci ultimatum. To ja mam prawa do tego psa, nie ty. Masz... - przymykam jedno oko. - Tydzień. Mogę ci obiecać, że jeżeli się z tego nie wywiążesz, to nigdy więcej go nie zobaczysz. Dobrze wiesz, co mam na myśli - dodaję, kiedy próbuje mi przerwać.
- Przecież ty go kochasz! - powiedziała.
Ale nie tak jak ciebie, idiotko!
Chcę znowu zabrać głos, ale tym razem zdecydowanie mi przerywa...



(Violetta) Naprawdę bardzo śmieszne, żadna inna dziewczyna na świecie nie dałaby rady z nim wytrzymać, więc tak, jestem pewna..
- Po pierwsze, słońce, ultimatum możesz sobie dawać swoim kolegom, ale nie mi.
Po drugie Syriusz był moim pomysłem, a ty i tak się nie zajmujesz, lepiej mu będzie u mnie.
A po trzecie, moje relacje z Andresm nie powinny Cie aż tak interesować, kim jesteś by wtrącać się w moje życie, co?! - odpowiedziałam mu, ani razu nie odwracając wzroku.
- Nikim. Twoje życie, twoje błędy, ale nie przychodź tylko potem do mnie z płaczem jak wszystko wyjdzie na jaw, będzie za późno - To zabawne, naprawdę.
- Co wyjdzie na jaw?! - Podnoszę ton głosu, z nim się nie da rozmawiać!
- Jesteś głupia! On cię nie kocha! - Nie łudź się, wiem co robię, nie potrzebuję niczyjej troski.
- A ty kiedykolwiek mnie kochałeś? - spytałam lżej, nadal patrząc na niego.
- Tak - powiedział po chwili, czyli zawahał się. Zła odpowiedź.
- Nie, nie dałbyś mi odejść, a jednak.. - rzuciłam wychodząc z sali.  - Jutro przyjdę po Syriusza, ma być gotowy - powiedziałam odwracając wzrok i biorąc nuty z półki.
Kiedy usiadłam na ławkę zauważyłam, patrzyłam w jeden punkt, do póki nie usłyszałam za sobą głośnego chrząknięcia. Odwróciłam się i ujrzałam Andresa, to dobrze?
- Szukałam Cię - uśmiechnęłam się delikatnie...



(Andres) Jako że potrzebowałem świeżego powietrza, wyszedłem sobie przed Studio. I kogo widzę? Tak szmutną Violettę! *le chrząkam głośno*
- Szukałam cię - uśmiecha się do mnie. Fajnie.
- A ja cię tak właściwie nie, ale taki układ mi pasuje - szczerzę się i dosiadam do niej. Delikatny uśmiech na jej twarzy powoli znika, nastaje cisza, ona wpatruje się w ziemię. - Co jest?
- Ja... - przełyka ślinę. - León...
- Co ci powiedział? - pytam, wiedząc co to może być.
- On... Chce mi zabrać Syriusza. - mówi, chociaż czuję, że nie mówi wszystkiego, ale nie wspominam o tym.
- Zabrać? Dlaczego?
- Bo... - zamilkła. No dobra, dobra, nie mów.
- Nieważne - mówię i ją obejmuję. Wracamy do Studio, czekając na następną lekcję...

(León) Reszta dnia mija spokojnie, o dziwo. Ona serio myśli, że oddam jej tego psa? Och, szkoda byłoby ją zawieść... Lekcje na szczęście już się skończyły. Wróciłem do domu, żeby spokojnie pomyśleć, co z tym wszystkim zrobić.
No tak, oczywiście. Miałem iść do domu, a nogi same zaprowadziły mnie na tor motocrossowy. O tej porze był już zupełnie pusty, szkoda. W tej chwili dużo oddałbym za pięć minut rozmowy z Larą. Chociaż nasze kontakty zdecydowanie się pogorszyły wiem, że mogę jej ufać. Siadam na płocie, który odgradza tor od ludzi. Myślę, dlaczego chociaż to miejsce wiąże mi się jedynie z pozytywnymi wspomnieniami, i tak zawsze zostanie wyparte przez Studio. A muzyka... muzyka pozwoliła mi przeżyć różne chwile, zarówno te lepsze jak i te gorsze. Zastanawiam się, czy te lepsze wspomnienia mogły wyprzeć te związane z motocrossem. A może gdybym tak spróbował od nowa? Czy to nie wyglądałoby jak próba poddania się? Obecna sytuacja w moim życiu nie wygląda za ciekawie.
Ale przecież było gorzej.
Nie wiem, ile czasu tu spędziłem, ale kiedy już od dobrych dwóch godzin było ciemno, ruszyłem w stronę domu, myśląc co przyniesie mi kolejny dzień...

Koniec c;

8 komentarzy:

  1. Whats happen z moją Fran?! ♥
    Fede, mój Ty miszczuniu :*. KOCHAM SE MOJĄ OLĘ, WCZORAJSZĄ JUBILATKĘ <3333.
    Ale do rzeczy...
    czo się dzieje z Leonem, Vilu i Andresem :D. Uwielbiam ten "chaosik" :D
    jesteście wspaniali - wszyscy EVER <3.
    I koniec bezsensownej mej wypowiedzi :D
    Do zobaczenia w następnym, równie dobrym rozdziale <3.

    OdpowiedzUsuń
  2. co jest z Leonem i czemu miałby ostrzegać Violę przed Andresem. Mam nadzieję że będę wiedzieć to za niedługo

    OdpowiedzUsuń
  3. Andresetta forever xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nie Andresetta!!!
      LEONETTA FOREVER!!!!!!!!! <333

      Usuń
  4. O jejuniu, Boskie <333
    Yyyy... Co z Fran?!
    W końcu Leoś :) O taak! :D
    Nie no, na serio? Andresetta?! Że co!
    LEONETTA FOREVER!!! <333
    Czekam z niecierpliwością na next'a! :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka