niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 132


Bezpośredni odnośnik do obrazka(Francesca) Deszcz, deszcz, deszcz.. Pogoda jest okropna. Nie mam na nic ochoty, a muszę iść na zajęcia, wolałabym zostać w domu, ale co będę z tego mieć, nic! Obiecałam Federico, że spróbuję żyć normalnie, tak jakby wszystko było w jak najlepszym porządku - ale tak nie jest.
Przez kilka dni praktycznie nie zmrużyłam oka, więc wstałam dosyć wcześnie. Ubrałam się w szare jeansy i wyszłam z domu. Gdzie wpadam na Camilę.
- Hej - rzuca przyjaźnie dziewczyna.
- Cześć - odpowiadam, po czym idziemy razem do szkoły, ale ona dostaje telefon i wybiega na zewnątrz, a ja widzę...



(Andres) Deszcz spływa po mojej twarzy, wiatr strasznie wieje... Okropna pogoda. Kiedy dochodzę do szkoły wpada na mnie Fran, która patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Speszony spuszczam wzrok i idę dalej. Wchodzę do klasy, gdzie mam mieć lekcję. Chwilę później przychodzi Angie i zaczynamy. Czas dłuży się niemiłosiernie, zaczynam się strasznie nudzić, więc gdy słyszę dzwonek dziękuję w duszy za to błogosławieństwo. Już miałem wychodzić z klasy, gdy zauważam Violę rozmawiającą zaciekle z Francescą. Postanawiam się nie wtrącać i kieruję się w stronę Resto, mając nadzieję kupić koktajl brzoskwiniowy. Piję go powoli, słuchając wiadomości. Wiatr, bla bla bla, mocny, bla bla bla, trzeba uważać, bla bla bla, możliwe tornado, bla bla bla... Zaraz, co? Możliwe tornado? O kurde. Wychodzę na dwór i teraz czuję jak silny jest wiatr. Idąc z powrotem do Studio, napotykam...


nadia250
(Viola) Rozmowa z Ludmiłą dała mi bardzo dużo do zrozumienia, szczerze mówiąc to otworzyła mi oczy. Ale każdy myśli coś innego, a prawda jest taka, że Andres to tylko przyjaciel, więc nie wiem po co dopowiadać sobie resztę. Dopiero do mnie doszła wiadomość, że przez mnie przyjaźń między Leónem, a Andresem dobiegła końca. Moja wina! Tylko moja! Nie mogę tak dłużej tego ciągnąć, czas by coś naprawić. Przy wejściu Stud!o wpada na mnie właśnie Andres.
- Czeeeść, masz dzisiaj ochotę... - chłopak zaczyna z wielkim uśmiechem, nie rób mi tego.
- Wybacz jestem zajęta - skłamałam, ale tak będzie lepiej.
- A może jurto? - Nadal próbuje osiągnąć swego rodzaju sukces, proszę wystarczy.
- Andres.. - zaczynam, nie chce tego robić, ale muszę. Przecież tak będzie lepiej dla wszystkich, nie potrzebnie wchodziłam w ich relacje.  - Wyjaśnij sobie wszystko z Leónem - dodaję po czym słysząc swoje imię zjawia się właśnie chłopak - Wyjaśnić co? - burczy pod nosem. Zły humor.
- Nie powinnam się w trącać, w waszą przyjaźń, przepraszam - patrzę na jednego i na drugiego.
- To się więcej nie powtórzy, obiecuję. - dodaję i zostawiam ich samych wpadając na...


( Federico )
Deszcz , deszcz ... Czy świat robi to specjalnie ? Specjalnie każe mi się smucić mimo , że to właśnie teraz powinienem żyć pełnym sobą ?
Znowu przyłapałem mamę na tym , że mnie obserwuje . Strasznie się martwi i każdej nocy słyszę jak płacze . Natomiast Jorge chyba nie wie o co chodzi i może w sumie to lepiej ? Jutro przyjeżdża mój tata z babcią . I tu zostaną aż do mojej ... Nawet nie umiem tego powiedzieć w myślach . Może nazwę to sytuacją , której imienia nie wolno wymawiać ?
Pożegnałem się z rodzicielką i wyszedłem na spacer . Co z tego , że strasznie wieje i na ulicy woda sięga po kolana , jak ja muszę się lepiej zająć swoim ślubem . Udaje się w stronę Studia , bo wiem , że tam ją znajdę. Mama załatwiła z Pablo formalności i już nie chodzę na zajęcia . Za tydzień zaczynam leczenie i muszę w tym czasie jak najwięcej załatwić , by szatynka nie musiała wszystkiego robić sama .
Nagle po zauważam Violke idącą w moją stronę .
- Hej - przywitała się , dziwnie rozkojarzona . Uśmiechnąłem się słabo . - Jak się trzymasz ?
- Jakoś jeszcze żyje - chyba sprawiłem ,  że posmutniała , więc delikatnie ją przytuliłem. - Będzie dobrze . Ale przepraszam muszę iść - pocałowałem ją na pożegnanie w policzek i odszedłem . Gdy wkroczyłem do szkoły , wszyscy na mnie spojrzeli , ze współczuciem . Znaczy , że już każdy wie , nie ? Westchnąłem w duchu i gdy wszedłem w następny korytarz , wpadłem na ...


(Napo) Studio. Moja nowa szkoła, w której będę znowu mógł śpiewać i tańczyć. Moją poprzednią musiałem opuścić z powodu przeprowadzki do BA, ale dzięki temu mogę teraz tutaj chodzić na zajęcia, zaczynając w środku roku.
Wychodziłem właśnie z pokoju nauczycielskiego, kiedy wpadłem na jakiegoś chłopaka, który był chyba strasznie przygnębiony.
- Przepraszam - rzucił.
- Nie szkodzi. Uczysz się tutaj? - Kiwnął głową. - Napoleon. - Podałem mu rękę, a on ją uścisnął.
- Federico. Jesteś tu nowy?
- Tak - odpowiedziałem. - Znasz Ludmiłę Ferro? - zapytałem po chwili, a on na mnie spojrzał zdziwiony. - To moja kuzynka i podobno też tutaj chodzi do szkoły.
- Znam.. i tak, uczy się tutaj, ale jej dzisiaj nie widziałem... Przepraszam, muszę iść - rzucił i poszedł. Może powinienem go zapytać co go tak trapi? Z resztą... Chociaż wiem, że moja kuzynka się tu uczy na 100%. Czegoś się dowiedziałem.
Poszedłem w stronę korytarza, gdzie stały szafki i spotkałem...




(Ludmila) Przynajmniej dziś się wyspałam. Szpitalne kanapy nie porównują się do mojego mięciutkiego łóżeczka. Plan na dziś. Zajęcia w Studio, poranne z matką, potem Pablo i Gregorio. Potem zdążę skoczyć jeszcze na zakupy i do szpitala. Mój napęd juz nie wyrabia. Chociaż matka proponowała mi, że posiedzi jedną noc w szpitalu, ale ja nie chcę słuchać kolejnej kłótni z Pablo. O to że zbyt mało czasu mu poświęca. Ojeju mały chłopczyk żałosne. Ciekawe co będzie jak urodzi się ich dziecko. Mniejsza o to, w domu był tylko Pablo, jakimś dziwnym trafem pozwolił matce iść do Studio. Pewnie z powodu projektu który przygotowuje, mniejsza o to. - Idziesz do Studia ? - zapytał. - Tak, a gdzie mam iść ? - popatrzyłam na niego. - Wstałaś lewą nogą. - podszedł do mnie. - O co Ci chodzi.? - zrobiłam głupkowatą minę w jego stronę. - Znowu szalejesz Ludmila ? - dalej się gapił. - Jak będziesz w szkole poproś, żeby mama do mnie zadzwoniła. - dodał jeszcze. - Jak masz rozdwojenie jaźni to trzeba udać się do lekarza. - powiedziałam po cichu. - Słucham !? - podszedł bliżej. - Nic,Nic. - zabrałam torbę i wyszłam do szkoły. Matko jaki nerwowy chyba powinien się wybrać do tego lekarza i to koniecznie. Szybkim krokiem dotarłam do Studio, skierowałam się w stronę szafek, a tam o mało zawału nie dostałam. - Napoleon !!! - krzyknęłam. - Witaj kuzyneczko. - powiedział. - Co Ty do jasnej cholery tu robisz. - zapytałam, a może się wydarłam. - Przeprowadzilismy się tu. - powiedział spokojnie. - Że, że Ty i ciotka i wujek. - patrzyłam na niego jakby mnie piorun poraził. To chyba jakoś zły sen. Jeszcze ten mi tu potrzebny. Tego to w życiu bym się nie spodziewała. - Nie mogliście się przeprowadzić sobie, gdzieś indziej ? - stałam jak wryta ...


(Napo) Oczekiwałem choć trochę milszego powitania ze strony kuzynki. Chodzimy do tej samej szkoły i jesteśmy rodziną.
- Nie mogliście się przeprowadzić sobie, gdzieś indziej? - zapytała zszokowana.
- Rodzice dostali akurat tutaj pracę. Dziwny zbieg okoliczności, prawda?
- Kiedy się wyprowadzasz?!
- Nie wiem. Może zostaniemy tu na zawsze, a co? Nie cieszysz się? Będziemy chodzili razem na zajęcia, mieli wspólnych znajomych... - zacząłem wyliczać, a dziewczyna wyglądała jakby miała dostać zaraz jakiegoś ataku.
- Nie mów nikomu, że się znamy - warknęła, rozglądając się. - Nie rozmawiaj ze mną, nie zaczepiał moich znajomych, okey?! Ludmiła odchodzi! - krzyknęła i poszła w stronę jakiejś sali.
- To się jeszcze okaże...kuzyneczko... - wyśpiewałem, uśmiechając się do siebie.
Idąc na moje pierwsze zajęcia w Studio'u, napotkałem...

(Viola) Mam nadzieje, że zostawienie Leóna z Andresem nie było aż tak złym pomysłem, bo na pewno nie było i tym dobrym, ale jak nic sobie nie zrobią pół sukcesu będzie osiągnięte. Zaczynając zajęcia z Angie wpadam na.. nowego ucznia? Niski blondyn, na pewno nie stąd.
- Przepraszam - uśmiechnęłam się i chciałam odejść, ale zaczepił mnie.
- Wiesz może gdzie ma zajęcia... Angie? - spytał dość nie pewnie.
- Sala jest tam za rogiem - odpowiadam wyciągając nuty z torby - Jesteś nowy, prawda? Mam na imię Violetta! - podałam mu rękę, a on odwzajemnił gest.
- Napo, kuzyn Lu dla ścisłości - wyszczerzył zęby. Ludmiła ma kuzyna? Nie będzie zadowolona, ale może trochę ją sprostuję. - Idziesz na zajęcia? - spytałam nie myśląc, co będzie jak znowu w coś się w pakujesz?  Szybko odpowiedział 'jasne' i ruszyliśmy w stronę sali, ale oczywiście zapomniałam czegoś z szafki - Dogonię Cię - rzuciłam i poszłam ich stronę, ale po drodze wpada na mnie ... rozrzucając wszystkie swoje papiery do o koła. - Pomogę Ci - oznajmiłam...


(Mostowiak) Temu to już żyłka pęka jak widzi mnie na boisku ! Ostatnio zrobił się jakiś niecierpliwy. - No uważaj ! - Krzyczy, ten to niezły głośnik w strunach. - Domiquez zfauluj ją ! - Burknął pod nosem wpuszczając na stopera Davida.
- Co proszę ?! - Mówię oburzona. Wkurzona wykopałam piłkę w jego stronę, ale nie miałam farta i walnęłam w jego nogę. Kurde... Trochę wyżej a dostałby w swoje orzeszki... - Jak taka ma być gra to ja dziękuję ! - Krzyknęłam i udałam się przebrać. Nie będzie frajer mi psuł humoru ! Ostatnio piłka nożna coraz bardziej mnie denerwuje niż relaksuje jak kiedyś. Postanowiłam wstąpić do Violki bo dawno jej nie widziałam... Szkoda mi kuzyneczki wuju ciągle naburmuszony i poobijany. Eh... Weszłam do budynku i widzę jak Francesca wpada w Violkę... Bosh... Co za niezdara... I znów ! Znów czuję do niej tą gorycz... Eh. Wyszłam czym prędzej z budynku aby nie móc na nią patrzeć gdy widzę niedaleko mojej osoby...


(German) Auuuuuuuuuuuuuuuuu. I tak można wyrazić wszystko co się dzieję ok kilku tygodni. Jak ja nie cierpię sam siebie, za to co zrobiłem... Ból nie ustawał a gdy zrobiłem potajemne badania okazało się że mam 3 połamane żebra. To dlatego jak oddycham tak mnie kuje. Ramallo nic nie wie, tak jak wszyscy oprócz niej... Ale Ona i tak nikomu nie powie. Szkoda mi Angie, nie odzywa się do mnie, nasze kontakty znacznie się ochłodziły. Zachowujemy się oschle w stosunku do siebie, chciałem to naprawić bo już nie mogę tak żyć... Postanowiłem że zrobię dla nas kolacje. Tylko we dwoje, z tego co wiem Ana miała dziś ją zabrać do siebie. Chyba jakiś film ale nie wnikam. Olgę wyślę gdzieś z Ramallem i będzie spokój... Ale musiałem się upewnić co do pewnej sprawy więc wyruszyłem do jej mieszkania. Ból całego ciała był nie do zniesienia ale czego się nie robi dla miłości. Po kilkunastu minutach byłem na miejscu. Chciałem sprawdzić coś nie zwracając niczyjej uwagi ale niestety właścicielka mieszkania była w nim. 
-Co chcesz ?- rzuciła gdy mnie zobaczyła. Fajne powitanie. -Pomyliłeś adresy ? 
-Przyszedłem cię przeprosić i...-Musiałem się zaciąć ? Jakoś nigdy nie sprawiała mi problemów rozmowa z kobietą.-zaprosić na kolację w ramach zadośćuczynienia. -Angie odwróciła się abym nie dostrzegł jej rumieńców i zaczęła zbierać papiery z stołu. 
-A skąd wiesz że będę chciała ? Może mam coś innego do roboty ?-udawała. Znam ją za dobrze żeby nie wiedzieć że kłamie. Podszedłem do niej powoli tak aby nie pomyślała że chce jej coś zrobić i objąłem ją w pasie. Zadrżała. Bała się mnie ? Nie jestem pewny. Odwróciłem ją ku sobie aby móc spojrzeć w jej piękne oczy. Zbliżyłem swoją twarz do jej tak że stykaliśmy się czołami. Chciałem ją pocałować ale przerwał nad dzwonek do drzwi...





(Pablo) Równowaga świata mnie nie lubi. Zrobiłem sobie wolnę i dopadł mnie straszliwy kaszel, ale dobra... Postanowiłem dziś się przejść do Angie, dawno z nią nie gadałem. Znamy się od dzieciństwa a teraz każdy zajmuję się swoją sprawą, szedłem ciągle kaszląc. Cholera ! Nie ustaje! Gdy byłem na klatce zadzwoniłem i nie czekając długo otworzyła mi wierna przyjaciółka. - Hej. - Przywitałem się ciepło.
- No cześć, cześć. - Zachichotała sztucznie, czyli coś ukrywała... Nagle poczułem te żałośnie mocne perfumy które stosuje tylko jeden człowiek na tym świecie. German... Jeśli tu był to pewnie podsłuchuje. Hm...
- Idziemy na kolację ? - Oparłem się dłońmi na o framugę drzwi i puściłem jej oczko. - Hm ? Wiesz... Miło by było... - Wiedziałem że zaraz przyjdzie i miałem rację. Wyskoczył" za rogu i wypchnął mnie z mieszkania. Agresywny się coś zrobił, no nic. Otrzepałem się i wyszedłem. Potem z nią porozmawiam. Ale w sumie German nie stracił powera po tych siniakach. Szedłem w kierunku Stud!a gdy zauważyłem ... na drzewie.

(Esmeralda) Udało mi się go przekonać, żeby chociaż pozwolił mi powiedzieć dzieciakom, że projekt przekładamy. (...) Nie powiem, żeby byli zadowoleni z owego faktu, bo rozległy się piski po całej sali. - Spokojnie, zrobimy ten projekt. - mówilam do nich. - A teraz macie wolne. - powiedziałam i po chwili nikogo nie było w sali. Czas wracać do domu. Jeszcze po drodze potrącił mnie rozstrzepany jak zawsze Beto. - E e es me - wyjakał - Przepraszam. - i zniknął za słupem. Eh wszyscy są jacyś nieobecni. Na podwórku był wiatr, a ja w ręku niosłam ważne papiery, które po chwili znalazły sie na jednej z gałęzi. - Cholera. - rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie było. Cóż sama muszę to zdjąć. Najpierw próbowałam doskoczyć ale byłam za niska. Postanowiłam się wdrapać. Pomijając to, że jestem w ciąży, udało mi się. Nie było ciężko. Jedna noga na ławkę druga na drzewo i już miałam papiery w ręku. Gorzej było z zejście.
- Do jasnej cholery co Ty tam robisz ! - usłyszała, głos. Pięknie brakowało mi tu Pablo. - Podziwiam przyrodę. - odrzekłam. - Zobaczysz, że przywiążę Cię. Jesteś niepoważna. - powiedział i pomógł mi zejść. - Coś Ci się mogło stać, nie mówiąc o dziecku. ! - zaczął wymachiwac rękoma. - Do domu idziemy już - dodał jeszcze - Dobrze tato. - powiedziałam. - Bardzo zabawne - złapał mnie za rękę i pociagną ze sobą. Nagle uslyszelismy czyjś śmiech ...



(Marco) Spacerowałem właśnie przez park, gdy nagle ujrzałem dość nietypową sytuację.Zobaczyłem dyrektora Stud!a, jak mu tam było  ? Nie pamiętam coś na P...Patric ? Pedro ? Coś w tym styl, nie ważne. Ściągał jakąś kobietę w ciąży z drzewa  ? Wyglądało to komicznie, więc niemal od razu wybuchnąłem śmiechem.Oni natomiast odwrócili się do mnie i spojrzeli na mnie, dość dziwnie ? Jakbym był jakimś wariatem,a chyba to właśnie oni na nich wychodzili, no może bardziej ta pani która siedziała na drzewie.
-Przepraszam- wyjąkałem cicho i odwróciłem się w przeciwnym kierunku. Kiedy już odeszli wybuchłem niekontrolowanym śmiechem jednak za chwilę się opamiętałem, gdy przypomniałem sobie że ja nie dawno też wlazłem na drzewo, by pomóc ptakowi, który w każdej chwili mógł sobie po prostu odlecieć. Na samą myśl o tym palnąłem się w głowę, nie wiem czemu. Jakoś tak odruchowo. W pewnej chwili zobaczyłem pewną osobę która szła w moim kierunku.
- To ty nie na zajęciach - spytałem.....


(Camilla) Chodziłam jak głupia po Całym Buenos Aires szukając Marco. Co on ma do tych telefonów. Ciągle albo psuje albo gubi. To jest nienormalne.  Gdy już miałam się poddać znalazłam go w parku. Najwyraźniej miał dobry humor. Czyli przeciwnie do mnie.
-To ty nie na zajęciach-spytał. Kurde ! Przez te jego poszukiwania zupełnie zapomniałam o Studio. Ale co ?  Już nic nie poradzę a przyjście tak w połowie lekcji nie jest pochwalane.
-Nie.A obchodzi cię to ? Ty i tak ciągle tylko łazisz gdzieś i unikasz mnie. Jeśli jesteś ze mną bo nie wiem... Chcesz się zabawić to błagam powiedz i rozstaniemy się. Nie chce trwać w związku w którym nie jestem szanowana.-Wręcz krzyczę mu w twarz Wiem że nie powinnam ale muszę znać prawdę. -Kochasz mnie ?...



(Marco) Camila, od razu jak do mnie podbiegła zaczęła robić mi wyrzuty że w ogóle  z nią nie spędzam czasu.
- Kochasz mnie ? - zadała mi dosyć dziwne pytanie. Chyba gdyby było na odwrót to nie pytałbym jej o chodzenie, prawda ? Mimo to że wiedziałem co odpowiedzieć nic jej nie odpowiedziałem.
-Przepraszam - powiedziałem i spuściłem głowę. W sumie to niczego w tej chwili nie zawiniłem, nie widzieliśmy się zaledwie dwa dni, a ona robi z tego taki wielkie halo.
-Nie, to ja przepraszam, nie powinnam na ciebie wrzeszczeć to nie twoja wina. Po prostu mam jakiś zły, dzień- uśmiechnęła się do mnie i przytuliła.
-Dobra, to może ja faktycznie pójdę na te zajęcia - mówi odsuwając się ode mnie i machając. Odpowiedziałem jej tylko najzwyklejszym ''Pa''  i ruszyłem przed siebie. W pewnej chwili widzę jak rozpędzony samochód uderza w .....



(Tomas) Po raz pierwszy widziałem moją córeczkę, aż serce mi zmiękło, to jest takie maleństwo.
Duże, śliczne błękitne oczy i te jej blond włoski, nie da się nie zakochać. Mała od razu łapię Cię za serce, jest prześliczna i tak bardzo podobna do swojej mamy. Mogłem spędzać tam całe dnie, ale wiedziałem, że mimo lepszych stosunków z Ludmiłą, nadal jest na mnie zła, a ja wole teraz nie podpadać. Idąc przez park zacząłem rozmyślać, może źle zrobiłem? Brakuje mi Stud!o, to był mój drugi dom, a teraz nie mam nic, przecież zawsze chciałem być muzykiem, a nie pracować w jakimś barze. Moje przemyślenia przerwało rozpędzone auto, które uderzyło w słup tuż obok mnie, gdybym się nie odsunął latarnia mogłaby mnie zgnieść.
- Tomas! - słyszę czyjś krzyk, ale nic nie widzę. Wszędzie pełno kurzu.
- Nic Ci nie jest? - Podbiega do mnie Marco.
- Jeszcze żyję - odchrząkuję, a chłopak pomaga mi stanąć na nogi, rozglądam się i przypomniał mi się dość ważny szczegół... Auto! Co z ludźmi w środku? - Dzwoń na pogotowie! - krzyczę do chłopaka rzucając mu mój telefon. Podchodząc do samochodu widzę mężczyznę w średnim wieku z siwą brodą, mógłby być moim ojcem. Z czoła leci mu krew, ale oddycha bo majaczy coś pod nosem. - Może pan wyjść? - pytam się dosyć głośno bo facet jest oszołomiony, nawet nie zwraca uwagi, oczy mu się plączą. Próbuję otworzyć drzwi zniszczonego samochodu, ale zacięły się, dlatego zawołałem Marco i razem nam się udało. Wyciągnęliśmy mężczyznę i położyliśmy go na trawie i mieliśmy zaczekać na przyjazd karetki, ale koleś zaczął tracić przytomność więc ja zacząłem uciskać klatkę piersiową, a Marco robił usta, usta. Po kilku minutach przybyli ratownicy i zabrali ze sobą Davida bo tak pisało na jego plakietce, na dzisiaj już miałem dość wrażeń i wróciłem do domu, gdzie zasnąłem...

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 133.

8 komentarzy:

  1. Boskie *.*
    Może w końcu z Leonettą będzie wszystko w porządku, przynajmniej mam taką nadzieję :)
    German & Angie <333
    W końcu jest Tomas!!! Na szczęście nic mu się nie stało, uffff :)
    Hahaha, Esmeralda i Pablo ^__^
    Biedny Feduś :'(
    Czekam na next'a!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Suupeeer!!! :D
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, że ten blog nie opiera się głównie na Leonettcie, ale nie wytrzymam. Oni muszą się pogodzić. :( :*
    Biedny Fede. :(
    Ja tam wolę Pablo i Angie. :D
    Czekam na next. ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehehehe... Esme na drzewie XD :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak czytam to o Fede, to łzy same cisną mi się do oczu...
    Ola " Federicowa " jestes moim guru *-*
    No i cała reszta też jest wspaniała... ♥
    Nie mogę się doczekać ślubu Fedesci :D
    Czy Lu wybaczy Tomasowi?
    Czy Esme po raz kolejny coś "odwali" ? :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Co to za gość z końca rozdziału?? Bedzie miaĺ coś do całego opowiadania ??? Hmm... myśle że nie ;***

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka