(Ana) Obudziłam się na ziemi... Obok... TRUPÓW. A nie to te czopy... O widzę że nikt nie uciekł ! Wstałam i otrzepałam resztki ziemi z ubrań, ognicho dawno już zgasło i pozostał tylko pył... Usiadłam na autko i wyjmując z kieszeni paczkę chipsów opróżniam ją i pompuję wypełniając ją powietrzem. Gdy była napełniona dostatecznie, rozłożyłam dłoń i z całej siły uderzyłam... BUM ! Jak eksplozja. Wszyscy ocknięci ! Aleluja. - Jeszcze chwilę mamo... - Wymamrotał/a ... Na co wszyscy wybuchli śmiechem...
( Federico )
Jejku !! Czy ja śpię na ziemi ? A może na wgłębionej podłodze ? Hmmm ?
Wiem , że to na pewno jest twarde . A może to są schody ? Bo tak jakoś ... Stromo mi jest .
Co ja brałem ?
Nie mogłem otworzyć oczu , ale szczerze to nie chciało mi się . Już zaczynałem powoli zasypiać , gdy ktoś nagle coś ... wystrzeliło ?
- Jeszcze chwile mamo ... - wymamrotałem i usłyszałem śmiechy . - Czyli to nie mama ? Myślałem , że mi da coś ... Chcę ... Cukierka .
- Fede , obudź się - ktoś przede mną kleknął i zaczął mną szturchać .
- Ale nie chce . Bo ktoś mnie jeszcze tam zje ... Albo nie . Przecież i tak umrę to będzie wcześniej spokój .
- Co ??!! - usłyszałem krzyk .
- Dajcie mi spać ... - wymamrotałem i wtedy usłyszałem głos ...
(Diego) Po tej nietypowej nocy czułem się dziwnie. Rano wszystkich obudziła Ana. Taa, prawie wszystkich jedyny został Fede który zaczął mówić o swojej mamie. Wszyscy wybuchnęli ogromnym śmiechem.- Dajcie mi spać...- wymamrotał ledwo co.- FEDE! Ruszaj dupę bo się spóźnisz na śniadanko u mamy!- Krzyknąłem a ten nagle jakby się obudził i szybko podniósł na nogi- Śniadanko?! Już lecę!!- I chłopak pognał w nieznanym kierunku. Wszyscy wzruszyli ramionami, zaśmiali się, po czym każdy rozszedł się w swoją stronę. Ja ruszyłem standardowo do domu po kawę. Już nie mogę bez niej żyć (Jak Kasik bez czekolady XD). Idąc przez las zobaczyłem Federico na drzewie - Koleś co się z Tobą dzieje?! Co Ci odbija?- Przyznam, że był to komiczny widok- Szukam zasięgu nie widać?!- I wtedy podbiegła Fran. Zaczęła mu robić wywód, a chłopak ze spuszczoną głową zszedł z gałęzi. Ja postanowiłem się oddalić. Gdy byłem już przy drzwiach domu zastałem tam...
(Lara) Mój stan zdrowia jest aż tak "zły", że nie mogłam iść na imprezę Any. Argh... Dzięki, mamo, tato. Kocham was. Nie mogę iść na tor, nie mogę iść na imprezę, zaraz nie będę mogła iść do Studio'a. Bo przecież jak wejdę do szkoły, to sufit mnie zabije.
Jakimś cudem wypuścili mnie samą "na spacer". Przekonywałam mamę z dwadzieścia razy, ale w końcu się udało. Wymknęłam się na tor oczywiście, ale niewiele zobaczyłam, bo tata się ciągle po nim kręcił. Pewnie mama go przede mną ostrzegła...
W końcu wpadłam na pomysł i poszłam pod dom Diego'a. Musiałam kilka minut poczekać, bo nie było go w domu.
- Lara? Długo czekałaś? - zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- I tak nie mam nic ciekawszego do roboty - stwierdziłam. - Diego... Musisz pomóc...
- W czym?
- Idź na tor i dowiedz się czegoś.
- Czego?
- No wiesz... Komu jak idzie jazda, mechanikom, czy brakuje śrub, czy oleju, dobrze naprawione motory, dobra nawierzchnia - zaczęłam wymieniać.
- Lara - powiedział nagle. - Po co ci to?
- Bo to ciekawe.
- Naprawdę? - Kiwnęłam głową.
- To co? Pójdziesz? - Zrobiłam maślane oczka, nie wiem czy to podziała, ale mam zakaz wchodzenia na tor.
- Okey... Ale mam do ciebie jedno pytanie...
( Federico )
Czuje się tak , jakbym dostał łopatą w łeb . Ciągle gnębi mnie pytanie . Co ja brałem ? Cukierki ? Ale żeby aż tak mi od nich szkodziło ?
Chodziłem bez celu , po mieście , aż natrafiłem na Diego i Larę .
- Czy ty coś do mnie czujesz ? - wypłynęło z ust chłopaka . Uhuhuuh ! Schowałem się , by móc podsłuchiwać .
- Diego ja ...
- Czy zależy Ci na mnie choć trochę ? - przyjaciel nie dawał za wygraną .
- Oczywiście , że tak - Lara wyszeptała . Czy ona nie płacze ? Szczena mi opadła . Nagle znaleźli się jeszcze bliżej niż byli i się pocałowali , a mi od razu wpadł do głowy pewien plan .
- Moje gołąbeczki !! - wystrzeliłem w ich kierunku . - Co tam u Wasz ? - objąłem obuch za szyje .
- Fede ? Czy możesz ... ? - nie dałem dziewczynie dokończyć .
- Mogę , ależ oczywiście wyprawić Was ślub , ale to dopiero po moim , dobrze ? To ja spadam . Nie przeszkadzajcie sobie -przytuliłem każdego z osobna i odszedłem .
Nagle naszła mnie pewna myśl . Przecież ja nie zdążę ożenić się z Fran . Ja umrę ...
Ale może warto żyć tak jakby się nic nie wydarzyło ? Wie tylko Diego i Fran . Chyba ... Więc może nie warto zawracać głowy innym ?
Gdy tak myślałem wpadłem na ...
(Violetta) Co to było? Nigdy więcej nie iść na coś co organizuje moja kuzynka.. mnóstwo cukierków.. Kiedy już dotarłam do domu, obyło się bez większej kłótni. Co jest z moim ojcem? To raczej nie w jego stylu... Szybko się przebrałam, zjadłam jakieś śniadanie i z powrotem wyszłam z domu, tym razem natrafiając na Federico. Mimo, że moje głowa nadal była odurzona tym.. słodkim? To pamiętam rozmowę z Francescą. Federico umiera. Przecież się przyjaźnimy, jak mam mu pomóc? No przecież w tej sytuacji się nie da. - Hej, hej, hej - wołam trochę sztucznie, ale nie wiem jak mam się zachować, chłopak tak samo się uśmiecha - sztucznie.
- Cześć, cześć - mówi jakby był pozbawiony życia.. brawo Violetta.
- Jak tam? Jak się czujesz? Wszystko w porządku? - zawalam go pytaniami, nie wiedząc które może być właściwe. - Jasne, czemu by nie? - odpowiedział dość obojętnie.
- Fede... - zaczęłam - Ja.. wiem o wszystkim - powiedziałam spuszczając głowę, dziwne nawet tak bardzo się nie zdziwił, chyba wiedział, że to będzie kwestia czasu.
- Violetta.. ja nie wiem co mam zrobić teraz -
- Zrób teraz to na co masz ochotę, raz się żyje! - Brak słów, jak ja mogłam tak powiedzieć?
Ale na szczęście chłopak się lekko uśmiechnął. - Wiesz na co mam ochotę? - spytał robiąc tą 'uroczą' minę, a ja już wiedziałam o co może chodzić, to zabawne, wiesz iż umierasz, a próbujesz nadal być sobą. - Tak! - powiedziałam i pociągnęłam go w stronę stosika z lizakami, a przy nim stał/a krzycząca/y na gołębie...
(Andres) Idę sobie spokojnie przez park z moją nowo zakupioną bułą, a tu nagle atakują mnie gołębie! Eh!
Biegnę ile sił, ale one są szybsze.
- Nie! Zostawcie! To moja buła! MOJA! - No i masz. Zjadają mi bułę. Pff.
Postanawiam zostawić już tę bułę w spokoju i tak bym jej nie uratował. Widzę Violettę i Federico, którzy zaśmiewają się ze mnie bez tchu. No wiecie co? Ze mnie się śmiać? Ze mnie? Jeszcze pożałują!
- To była moja buła - jęczę zmarnowany, a oni śmieją się jeszcze bardziej. - Ja tu opłakuję swoją bułę, a wy się śmiejecie!
- Oj, już się tak nie obrażaj - mówi Federico. - Może lizaczka? - podaje mi okrąglutkiego, czerwonego, wielkiego lizaka. Aż ślina cieknie. Omnomnomnomnom.
- Lizaka? Zawsze! - szczerzę się i oblizuję usta, gdy dostaję swoją zdobycz. Mniam.
- I jeszcze zobaczycie, że ze mnie się śmiać, to nie byle co! - wymachuję lizakiem tak, że wypada z patyczka i ląduje na twarzy Violetty. Ej no, nawet go nie zacząłem jeść!...
(Violetta) Nie ma to jak dostać lizakiem w twarz! Cudowne uczucie! Naprawdę!
- Fu! - mówię - Auć! - dodaję ściągając lizaka z twarzy. - Będę się teraz kleić! - oddaje patyczek w ręce chłopaka. - Nie dramatyzuj tak, co? - Mówi z uśmiechem - Przecież był jeszcze nie zaczęty, prawda? - Chłopak pakuje go sobie do ust, ble! - No to co? - burczę pod nosem. Siadamy na pierwszej lepszej ławce i chłopacy jedzą swoje ogromne lizaki, a jakoś nie miałam na to ochoty po wczorajszym.
- Zakład, że zjem swojego pierwszy? - mówi Federico.
- Pff, nie masz co się zakładać, oczywiście, że to ja wygram - na usta Andresa wstępuje szyderczy uśmieszek i już po chwili ścigają się, kto szybciej zje.
- Ha! Pierwszy! - krzyczy Andres, połykając ostatni kawałek.
- Eh - wzdycha Federico, połykając swój. - A byłem tak blisko...
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - mówię do Federico ze śmiechem, na co oni się do mnie dołączają. Po chwili podchodzi do nas...
(Ludmila) Odłączyli ją od tych kabli, oczywiście nie wszystkich, ale widzę jak porusza się jej maleńka klatka piersiowa, jak próbuje wsadzić malutki palec do buzi. Jest jeszcze taka drobna, ale śliczna. Jeszcze ostatni raz na nią patrzę i wychodzę ze szpitala. W drodze powrotnej napotykamy Federa, Violki, i Andresa, coś tam się śmieją, coś gadają. Pff oni to się naprawdę nudzą.
- O matko jaka łuna szczęścia od was bije, aż się chce klaskać. - patrzę na nich, i zaplątuje ręce na klatce piersiowej. - Lu daj sobie spokój. - odzywa się Andres. - Andres, Twoja inteligencja jest na poziomie 10 latka proszę zamknij swój otwór gębowy i nie odzywaj się do mnie. - mówię do niego. - Ludmila nie przesadzaj, nie dokuczaj mu. - Violki chyba tez chce posłuchać chyba ode mnie trochę. - Kochana Moja nie mam ochoty na większa wymianę zdań z Toba, ostatnio było miedzy nami okej nie psuj tego. - odwracam sie w jej stronę. - Ja psuje ? - pokazuje na siebie. - Patrz ostatnio coraz częściej Cie widzę z nim. - wskazuje na chłopaka. - Może ja nie wiem ? Nie jesteś juz z Leonem ? - patrzę na nią. - Przestan ! - mówi głośniej. - Cos się stało ? - słyszę czyjś glos ...
(Lara) W rezultacie Diego nie poszedł na tor wypytać się o.. wszystko. Zaczął się pytać o to, czy zależy mi na nim... Myślałam, że się rozpłaczę, ale na szczęście przyszedł Federico. Najpierw miałam mu to za złe, ale może to lepiej...Porozmawiałam sobie z rodzicami i.. mogę chodzić do Studio'a, ale na tor na razie nie. Och, wspaniale.
Kiedy sobie tak chodziłam po mieście i parku, napotkałam Andreas'a, Violettę i Ludmiłę. Coś mnie ominęło? Powoli do nich podeszłam. I tak mnie nie widzieli, byli zajęci jakąś kłótnią.
- Może ja nie wiem? Nie jesteś już z Leon'em? - zapytała Ludmiła. Serio? Znowu? Gdyby nie fakt, że ostatnio nie widziałam Leon'a, może bym się przejęła.
- Przestań! - krzyknęła Violetta.
- Coś się stało? - odezwałam się nagle, a wszyscy na mnie spojrzeli.
- Lara! - zakrzyknęła Ludmiła z wielkim uśmiechem na twarzy. - Nic się nie dzieje, może ty nam powiesz co u ciebie... i Diego'a? - Rzuciłam jej złowrogie spojrzenie. Tak, to ta sama Ludmiła.Wróciła po ciąży i jest taka jak kiedyś.
- Wpadnij kiedyś na herbatkę, pogadamy - zaproponowałam ze sztucznym uśmieszkiem, który odwzajemniła. - To co? O co chodzi? - zapytałam po chwili.
- Violetta znalazła sobie nowego chłopaka z niższym IQ, najwidoczniej wolała kogoś na swoim poziomie...
- Ludmiła! - krzyknęła Violetta i uciszyła ją. Staliśmy tak w milczeniu, sama nie wiem czemu, kiedy nagle ktoś coś zaczął mówić...
(Andres) Spokojnie sobie rozmawialiśmy, gdy dołączyła do nas Ludmiła i zaczęła rozdawać obelgi. Najpierw chciałem ją zignorować, ale po prostu już nie mogłem.
- Jeśli my mamy niskie IQ, to twoje chyba wykracza poza możliwości - odezwałem się z zaciśniętymi zębami. - Ludmiła, uspokój się, bo nie wiem co chcesz osiągnąć obrażając nas i wpieprzając w czyjeś życie, ale jakoś mnie to nie obchodzi. Masz nas po prostu zostawić w spokoju, a zająć się sobą, bo najwyraźniej tego potrzebujesz.
Ludmiła zmrużyła oczy i popatrzyła na mnie groźnie. Ojej, tak bardzo się boję.
- Jeszcze się policzymy, Andres. Ludmiła wychodzi!
- Jesteś jedna, ja jestem jeden. Już nas policzyłem i co teraz mam robić? - zironizowałem, na co ona tylko warknęła i odeszła.
- Co się tutaj stało? - spytał/a...
(León) - Co się tutaj stało? - pytam, kiedy podchodzę do Violetty i Andresa( znowu...) Wściekła Ludmiła właśnie od nich odeszła.
- Nic, Ludmiła trochę przesadza - wzdycha Andres, jakby jak najszybciej chciał zakończyć tę rozmowę. W sumie też niezbyt miałem ochotę z nim rozmawiać. W tej samej chwili zadzwonił mój telefon.
- Halo? - rzucam automatycznie, odbierając połączenie.
- León, nie będzie mnie do końca tygodnia w domu - mówi moja matka. - Musiałam wyjechać - i się rozłączyła. Spoko, przyzwyczaiłem się.
Żegnam się z Violettą i Andresem i wracam do domu, kiedy spotykam...
(Francesca) Moje myśli cały czas krążą w okół jednym.. Nie mogę się skupić na czymś innym, przecież świadomość, że go stracę boli bardziej niż... niż nie wiem co. Próbuję mnie odepchnąć od siebie, ale nie mogę mu na to pozwolić.. po prostu nie mogę. Już sama nie wiem co mam robić. Idąc przez park spotykam nieco rozdrażnionego Leóna, nie zwróciłabym na niego uwagi gdyby nie kopnął kamyka w moją stronę, a po Luce mi już starczy atrakcji. - Hej, hej - wołam - Uważaj - dodaję po czym przyśpieszam kroku by mu dorównać. - Co się dzieje? - pytam, ale nie rozmawiałam z nim od tego 'incydentu' i nie wiem czy powinnam, ale chyba jest już dobrze.. - Violetta.. - wyszeptuje po chwili, a więc wszystko jasne. Kocham Violę, ale ona naprawdę nie umie docenić Leóna, wiem iż nie robi tego specjalnie, ale jednak.. Boli. - Mam dość, że ona jest z każdym.. - mówi, a ja go rozumiem, ale odrobinę przesadza. W sumie nie wiem dlaczego, ale zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim, ale o niczym, jak nigdy! Usiadłam na jednej z ławek, a chłopak się po chwili dołączył. To było dość... dziwne? Ale uświadomiłam mu coś jeżeli chodzi o Violettę, znaczy miałam taką nadzieję. Szczerze rozbawiło mnie to, on wie, że ona zaraz nie zniknie z jego życia.. Może się rozstaną, ale będzie żyć, a ja nie wiem nic. - Co Cię tak śmieszy? - pyta chłopak z uśmiechem - Wszystko! Federico umiera.. - Wypaliłam, co zrobiłam? Znowu! - Co? - wyjąkał, ale nie umiałam mu powiedzieć, bo znikłam....
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 132.
Nie wiem kto ma się ogarnąć Leon czy Violetta. ;d
OdpowiedzUsuńco oni wyrabiają?
oni muszą być razem. :*
co do rozdziału super. *.*
ale Federico. :(
czekam na next. :D
fajny rozdział czekam na next
OdpowiedzUsuńCudooo *.*
OdpowiedzUsuńświetneee <3
OdpowiedzUsuńSuupeeer!!!! <333
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a!!! *.*
megaa :)
OdpowiedzUsuńjej biedny Fede ;(
OdpowiedzUsuńrozdział świetny ;)