piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 142


( Federico )
Obudził mnie dziwny dźwięk , a gdy otworzyłem oczy zorientowałem się , że to Francesca spadła z łóżka . Wybuchnąłem nie powstrzymanym śmiechem , a ona podniosła się sfrustrowana .
- Bardzo śmieszne , wiesz ? - odgarnęła włosy z twarzy . Jak ona słodko wygląda , gdy jest zaspana.
- Co się mi tak przyglądasz ? - podniosła brew , siadając obok mnie .

- Jesteś piękna - wypaliłem , na co ona się zarumieniła . - No co ? Nie mogę powiedzieć komplementu mojej żonie ?
- No możesz - uśmiechnęła się . - Ja idę do domu , się ogarnąć - cmoknęła mnie w policzek i wyszła. Po chwili w drzwiach pojawił/a się ....



(Violetta) Czemu ja zawsze muszę dowiedzieć się o wszystkim ostatnia?! Kiedy ja się super bawiłam, jeżeli tak to można nazwać 'zabawą', to moja kuzynka wylądowała w szpitalu i znając życie bym się tego nie dowiedziała gdyby León do bmnie nie zadzwonił i jeszcze miał pretensję, ha!
Jest sobota więc mam czas by odwiedzić jak i Ane tak i Fredra, dosyć sprawnie wykonałam wszystkie poranne czynności i wszyłam z domu, na szczęście obydwoje byli w tym samym szpitalu. Najpierw miałam zamiar wejść do kuzynki, ale lekarz mi powiedział, że jest w złym stanie, więc 'lekko' mu odpowiedziałam, że mnie to nie obchodzi, bo muszę tam wejść i zobaczyć jak się czuję, ale mężczyzna mnie nie wpuścił, faaajnie.
Zdenerwowana poszłam do pokoju przyjaciela, zaczęłam dokańczać mój wczorajszy wykład, ale oczywiście przeszkodził mi w tym ten sam doktor uważając, że jestem znowu za głośno, więc wyprosił mnie już po raz trzeci..
Miałam ochotę wrócić do domu kiedy wpadła na mnie jakaś dziewczyna, spojrzałam do góry i okazało się, że jest to Camila.
- To, że jesteś ruda nie oznacza, że powinnaś być głupia - Co ja powiedziałam? Nie, no ja tak nie myślę, naprawdę.
- Ha, powiedziała ta która zdążyła być z każdym..  - Auć, miło...


(Camilla) - To, że jesteś ruda nie oznacza, że powinnaś być głupia- Że CO ? No to chyba przesadziła.
- Ha, powiedziała ta która zdążyła być z każdym.. - Jak już mamy stwierdzać "fakty" to proszę.
-Co ty mnie powiesz ? Chyba nie tylko ja tutaj mogę otrzymać takie "określenie".
-Dobra nie byłaś z każdym... Sorry... -Jest moją przyjaciółką nie chce się z nią kłócić. Wiem że takie słowa bolą z ust kogoś na kim nam zależy. Widocznie tylko ja jestem taka oschła że nic mnie nie rusza.
-Ja też przepraszam... Idziemy na miasto ? Ostatnio nic razem nie robimy trzeba to nadrobić...
-Okej.- Idziemy i choć ani Ja ani Violetta nic nie mówimy nie musimy. W pewnym momencie zatrzymuje nas jakiś dwóch typów ubranych w dresy.
-Ejj mała...-Zwraca się do Violetty. Bezczelny gnój.
-Mała to jest twoja pała (nie mogłam się powstrzymać po prostu nie mogłam xD)-Odpowiedziała mu moja przyjaciółka. Wybuchłam nie pohamowanym śmiechem. Ten drugi zaczął się do mnie przystawiać.
-Może pośmiejemy się razem u mnie w mieszkanku. Wiesz... Chętnie zapraszam
-Mam chłopaka.
-Nie martw się nie będę zazdrosny-No to chyba coś go walnęło na mózg. Rozumiem można "podrywać" ale żeby zachowywać się tak prostacko to już bez komentarza. Po około dwóch sekundach zobaczyłam jak Violetta wymierza drugiemu chłopakowi liścia w twarz odwraca się i idzie. Bez zastanowienia zrobiłam z tym drugiem to samo.
-Idź do swojej matki tak gadaj. -I pognałam za przyjaciółką...


(Daniel) Wiedziałem. W śpiączce leżała w szpitalku, bidulka ! Haha. Chodząc po tym śmierdzącym BA, widzę jej kuzyneczkę. No cóż warto złożyć życzenia. - Witaj, witaj. - Przywitałem się, patrząc jej głęboko w oczy. Jezu, brzydotę to mają w genach. Była jakaś wściekła ? Hm. - Pamiętasz mnie ? - Spytałem z uśmieszkiem. - Eh... Już ci podobno osiemnastka wybiła ! Ania mówiła, zanim . . . Nie poległa. - Ruszyłem brwiami a Ona rzuciła się na mnie ze swoimi mini, pici, pici . . . Piąstkami ! Hahaha. Złapałem za nie i ścisnąłem. - Uważaj bo ci połamię. - Szepnąłem do jej ucha a potem jej koleżanka . Rudowłosy paszczur ! Odepchnąłem ją a jej dalej zaciskałem biedne rączki. - Możesz być następna... Chcesz ? - Zbliżyłem się do niej i stykaliśmy się czołami. - Tylko ci zrobię wyjątek . . . Od razu cię poślę do matki. - Walnęła mi z liścia i puściłem ją. Zaczęła mnie wyzywać a ja przewróciłem oczami. - Weź bo cieczkę spuścisz... - Zaśmiałem się a Ona z ognistymi źrenicami rzuciła się znowu na mnie . Znudzony najzwyczajniej przywaliłem. Ale z plaskacza ! No co ? Rzuca się to ma. Jej policzek był już krwisty a ja jej pokazałem środkowego palca. Niech się wali na beton, celebrytka kurde. Ma zaciechę bo ze wszystkimi się liże a potem pretensje "OJEJU ! Dlaczego On mnie rzucił". Bo jesteś tępą dziunią. Odszedłem od tej . . . "Dziewczyny" i poszedłem pomęczyć Ankę przez śpiączkę. Haha, ciekawe jak to jest ? W szpitalu poszedłem do jej sali, wpadłem od razu a tam na krześle . . . Dobra, On/a też jest wkurzający/a ale lepszy/a niż ta morderczyni z monster wiewiórką...


(Diego) Jestem na siebie zły.  Jak mogłem pocałować Violettę?! Przecież Lara mogła ze mną zerwać, a ja ją kocham. Co ja sobie wtedy myślałem? A Lara mi jeszcze wyznała, czemu była smutna. Jestem beznadziejny. Muszę to naprawić.
Już chciałem iść do niej, ale dostałem telefon , że Ana jest w szpitalu.
Natychmiast poleciałem do szpitala.
Okazało się, że jest w śpiączce. Zrobiło mi jej się żal, bo jest w złym stanie.
Kiedy tak siedziałem na krześle obok jej łóżka, do sali wszedł Daniel. To mi się wydało niepokojące, więc szybko zareagowałem:
- Co ty tu robisz? - Wstałem z krzesła.
- Przyszedłem odwiedzić Anusię - odpowiedział.
- Wyjdź stąd - rozkazałem.
- A jak nie? To co mi zrobisz? - Podszedł do mnie z głupim uśmieszkiem, a do sali nagle ktoś wszedł...



(Lara) Wczorajszy dzień… był dziwny. Czułam się źle w rocznicę śmierci mojego brata, kiedy od tamtego czasu wszystko, dosłownie wszystko się zmieniło. Dowiedziałam się, że Ana jest w szpitalu, więc postanowiłam ją odwiedzić.
Wiem , że to nie jest najlepszy pomysł, ale chcę.
Kiedy byłam na miejscu i weszłam do jej sali zobaczyłam Diego szarpiącego się z Danielem. Co on tu robi?! Nie powinien być… hmm… Za kratkami? Przed oczami mi stanął obraz, kiedy przyłożył Anie nóż, a potem jak go aresztowali.
Zawołałam szybko kogoś kto wyrzuci ich z sali. Po paru minutach było już po sprawie, a wszyscy się rozeszli. Wolałam sama nie interweniować, Daniel był szalony i pewnie wciąż jest.
Kiedy podeszłam do automatu kupić sobie batona, Diego mnie zauważył.
- Lara -  powiedział nagle - jeśli zechcesz ze mną zerwać nie zdziwię się. Ale wiedz, że bardzo mi na tobie zależy i bardzo cię kocham.
Yhhh… Świetnie. Można by rzecz, że prawilnie. Tak, niby wczoraj obiecałam, że dam z tym spokój i tak... Próbowałam sobie przywołać moje jakże ciekawe rozmowy o sprawach miłosnych z Leon’em. Oczywiście to były jego problemy, nie moje. Potem przypomniałam sobie dni, w których mi odwalało po alkoholu. Tak, ludzie nie powinni tego pić, stwierdziłam.
- Działałeś pod wpływem alkoholu – zaczęłam mówić – więc to by było trochę nie fair. – W sumie teraz nie wiedziałam co mówię, zaraz wyjdzie, ze to moja wina. Zanim zaczęłam cokolwiek mówić, chłopak się uśmiechnął, pochylił się i mnie pocałował.
Po chwili ktoś nam przerwał cichym - Ekhem...



(Ludmiła) Czy mi jest głupio ? W sumie nie wiem jak się czuję. Jakoś tak ... Dziwnie, nieswojo. Leon to dobry chłopak, ale głupi, ale czego ja oczekiwałam, że wróci do mnie, że może zapomni o Violettcie. ? Tak nie będzie, i nie ma się co łudzić. Załatwiłam połowę formalności, ale dalej nie miałam chrzestnej i imienia dla małej. Bardzo, ale to bardzo nie chciało mi się wstawać z łóżka, było tak cieplutko i mięciutko, że mogłabym tak leżeć. Jednak trzeba było podnieść swoje szanowane cztery litery i ogarnąć się. Zrobiłam poranną toaletę, pomalowałam się i zeszłam na dół. Na stole przygotowane było już śniadanie, a moja familia już się zajadała. - Dzień Dobry - odezwałam się.
Spojrzeli tylko na mnie i nic nie powiedzieli. Matko jakieś fochy puszczana, wydaje się, że dorośli ludzie, a zachowują się jak gówniarze. Dobra nie będę sobie nimi głowy zawracać. Po zjedzeniu dwóch bułek, jabłka, byłam gotowa do wyjścia. W planach miałam odwiedzenie Anki w szpitalu i znalezienie chrzestnej. - Wybierasz się gdzieś. - przy drzwiach usłyszałam głos matki. -Emmm tak do małej, będę po południu. - odrzekłam i wyszłam. Na zewnątrz pogoda dawała się we znaki, zaczęła padać drobna mżawka, a i powietrze było ciężkie i nieprzyjemne. Nie wzięłam parasola więc do szpitala doszłam trochę mokrawa, ale nie to było teraz ważne. Wchodząc na piętro, zauważam Larę i Diego ślimaczących się. - Ekhem - mowie po czym odrywają się od siebie. W sumie czemu nie Lara, nie jest jakaś ułomna i w ogóle, byłaby chyba idealna. - Lara posłuchaj, chcesz być chrzestną mojej córki ? - zapytałam, a ona miała dziwną minę. - Tylko szybko się zastanów. - odrzekłam, i poszłam w drugim kierunku. Świt, świt ... Po chwili krzyknęłam na cały korytarz. - Alba! - w końcu znalazłam imię...


( Federico )
Idę sobie przez korytarz szpitala , z butelką wody w ręce , aż nagle słyszę krzyk .
- Alba ! - podskoczyłem i gdy się odwróciłem okazało się , że to Ludmiła się tak drżę . Spojrzała na mnie dziwnie i po chwili opuściła szpital .
Idąc dalej zauważyłem rozmawiających Larę i Diego . Pomachałem im na powitanie i poszedłem dalej .
Wędrując sobie przez szpital , zauważyłem w jeden z sal ... Anę ? Podszedłem bliżej , ale wzrok mnie nie mylił . To ona . Podłączona do masy rurek , poobijana . Nawet nie wiedziałem , że jest w szpitalu , a że jeszcze tak blisko mnie ?
Odszedłem od okna , przez które widać salę i poszedłem dalej . Czując , że zaraz zasnę , udałem się w stronę sali , ale po chwili zatrzymuję mnie krzykiem ...


(Mostowiak) - Morfeuszu ? Cóż poczynić mam ? Nie chcę zostać sam...
- Chyba sama, jesteś dziewczyną nie ? - Powiedział paląc jointa.
- Wiem ale "sam" się rymuje. "mam - sam" czaisz ?
- To mogłaś powiedzieć "mama - sama".
- Ta gówno ! Poza tym chciałeś mi coś powiedzieć.
- Właśnie... Eee... Nie jesteś w niebie, w sumie. Jak ci to wytłumaczyć... Te pedofile ze szpitala walczą o twoje życie. - Odparł a mnie zamurowało.
- Jakie ? M... Mada... Że co?!!

- No looknij ! - Pokazał mi jak leżę na jakimś głupim łóżku z podłączonymi rurkami do dupy.
- NIEEEEEEEEEEE ! - Krzyknęłam i nagle znalazłam się w swoim ciele. - NO WHAT THE...... !!!!! - Nagle wparowali do sali te ćwoki w kitlach. - WEŹCIE MNIE ZABIJCIE ! To nie może być to... - Czułam smutek. Ja się tu wycierpiałam, wykrwawiłam i znów żyje.
- Spokojnie leż spokojnie... - Powiedział gościu a mi się zachciało płakać. Nagle przez okienko widzę Lu, Diegosława, Larę i... Federica ?! Nie no na serio ?!
- WEŹCIE MNIE ZABIJCIE LUDZIE ! - Krzyknęłam a Oni mi wstrzyknęli coś do żył i zaczęłam odpływać... - Heh... Hee... Mama..? - Zaczęłam się śmiać i przed zamknięciem powiek ktoś pojawił się koło okna, koło nich .... Wszystko było rozmazane ale zauważyłam sylwetkę ...


(Violetta) Ha! To było żałosne, może miałam się go bać, tak przestraszył mnie, oj bardzo..
Lekko się poturlaliśmy po trawie, ale ja nie jestem agresywna, a on jeszcze tego pożałuję.
Wróciłam do domu lekko nabuzowana, ale nie wiem czy to dobrze.
Jednak po chwili naszła mnie ochota by przejść się jeszcze raz do kuzynki, nie wiadomo czy ten kretyn czegoś nie wymyśli. Szybko się przebrałam i wyruszyłam w stronę szpitala.
Dyskretnie spróbowałam przejść obok tego doktorka, co mi się nawet udaję, a przy pokoju Any zauważam Federico który powinien leżeć w łóżku!! Ludmiłę, ehh brak zdania. Diegosza z Larą, że musiałam przyjść w tej chwili co oni. Kiedy dochodzę do ich grona nieśmiało się uśmiecham, a Lu miażdży mnie wzrokiem, słońce chyba to ja powinnam.
- Co z nią? - spytałam po chwili ciszy.
- Dali jej leki nasenne - burknęła Lara, nie dziwie się jej.
- On tu był - dodał chłopak, a ja nie musiałam długo myśleć o co mu chodzi, wiedziałam.
Kiedy chciałam mu odpowiedzieć zadzwonił mój telefon, więc odeszłam kilka metrów w bok.
- Violetta! - Krzyknął Andres przez słuchawkę, wystarczyło powiedzieć normalnie, uwierz.
- To ja! - rzuciłam.
- Musisz przyjść jak najszybciej! - ciągnę sfrustrowany.
- Jaśniej, proszę.
- Umiera! - wybełkotał i się rozłączył. Ehh! Co się dzieje z tymi ludźmi ostatnio?!
Szybko pożegnałam się z przyjaciółmi i poszłam do domu chłopaka, oby nie zrobił nic głupiego...



(Andres) Siedzę sobie spokojnie w domu. Wstaję, żeby nakarmić moją śliczną rybeńkę i co widzę? Ona ledwo pływa! Ughh! Jak najszybciej dzwonię do Violi, żeby podzielić się tą okropną wiadomością i mówię, żeby szybko przyszła. Nie mogę stracić mojej rybki!
Już po chwili witam Violettę w moich skromnych progach i prowadzę do umierającej rybci.
- Ona umrze - mówię do niej smutno. - Nie chcę, żeby odeszła. Miała spełnić moje życzenie. Nie spełniło się jeszcze.
- Nie martw się Andres, jestem pewna, że się jeszcze spełni... - próbuje uspokoić mnie Violetta.
- Tak naprawdę, tylko dzięki temu 'życzeniu do złotej rybki' wierzyłem, że może się ono spełnić... Tak jak w bajkach. Choć wiem, że to niemożliwe.
- Andres, jakie to życzenie? - pyta mnie Violetta, patrząc na mnie z zainteresowaniem.
- Ja... - zaczynam, ale nie kończę. Ona wciąż na mnie patrząc, podnosi rękę i głaszcze mój policzek.
- Andres? - ponawia pytanie.
Patrzę na jej wyraz twarzy, który jest nadzwyczaj łagodny, po czym mijam dzielące nas centymetry i składam na jej ustach ciepły pocałunek.
Rybka zdechła.

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 143.

8 komentarzy:

  1. NIE! NIE! NIE! I JESZCZE RAZ NIE! :O
    Violetta i Andres? :x
    ale i tak czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo, Ja!!! :o
    Ale i tak boski <333
    Viola i Andres? Na serio? Nie, no nie wierzę...
    Ciekawe co na ten pocałunek Violetta zrobi, bo przecież ona nadal kocha Leosia :)
    Właśnie co na to Leoś? O mój Boże, czekam z niecierpliwością na następny rozdział!!!
    Lara i Diego <333 *___*
    Biedna Ana :'(

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudaśny!!! <333

    OdpowiedzUsuń
  4. ja się boje o Violke
    nie wiadomo co ten Daniel Zrobi ;(

    OdpowiedzUsuń
  5. Vilu i Andres
    nareszcie !

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka