niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 2

(Ana) Wstałam już o 6 by móc ominąć śniadanie z "kochaną" rodzinką. Zrobiłam sobie herbatkę i próbowałam się w ten sposób obudzić. Wczoraj Lu toczyła wielką wojnę, gdyż, iż, ponieważ coś się stało z jej bluzeczką. Widocznie nie tylko ja wpadłam na ten super pomysł. Po chwili ze swoimi polakierowanymi włosami weszła moja siostrzyczka. Odwróciłam wzrok, przyglądając się widokowi za okna.
- Bosh... To ty? Nie masz co robić? Prześladujesz mnie o tej porze? Zajmij się sobą psychopatko! - warknęła zaglądając do lodówki. Księżniczka od
siedmiu boleści. Niech Cię pochłonie ogień poczwaro. Pierwszy raz jej się nie odgryzłam, starałam zachować spokój aby nie robić awantury od wczesnej pory. Jeszcze wbiją nam szlaban i to dopiero będzie! 24/h z nią w mieszkaniu? Nie dziękuję. Przeczesałam włosy palcami i kolejna zgryźliwa uwaga. - Mogłabyś się w końcu umyć, a nie jak zwykle rozczochrana i śmierdząca chodzisz. Wstyd przynosisz kobieto! Co pomyślą ludzie, jak się dowiedzą że jestem twoją siostrą. - wstałam zaciskając zęby i po ułamku sekundy szklanka znalazła się na ziemi w kawałkach, a ja na stłuczone szkło upadła.
- Auć! Idiotko! - krzyknęłam niekontrolowanie. Prędko wyciągnęłam to co wbiło mi się w dłoń i dałam pod bieżącą wodę. - Cholera! Jesteś jakaś nienormalna! Priscilla powinna cię do psychiatryka zawieźć... Debilka. - oczywiście zaczęła się wykłócać że Ona jest "aniołkiem". Miałam jej dość i wlewając w szklankę zimną wodę, wylałam na tą perliczkę. - Miłego prysznicu. - syknęłam biorąc w ręce torebkę. Ponownie trzasnęłam drzwiami i udałam się na spacer...

(Fran) Wakacje we Włoszech były wspaniałe, ale wiadomo, że tęskniłam za Marco teraz to już sobie zupełnie nie wyobrażam bez niego życia. Bardzo, bardzo go kocham. I mam nadzieję, że on też nie zapomniał o mnie. No, ale przecież jakby mógł codziennie do mnie dzwonił, mimo że wydawał majątek na rozmowy międzykrajowe. On jest kochany i tak słodki. W ogóle to stęskniłam się za wszystkimi, mam dla nich drobne upominki. Mam taką ochotę uściskać Cami i Violę, że postanowiłam nic im nie mówić, że wracam tylko zrobić im niespodziankę. Nawet się nie rozpakowywałam. Byłam taka zakręcona i pełna energii, że musiałam wyjść z domu bo by mnie rozniosło. Ubrana w swoją zwiewną niebieską sukienkę podziwiałam wspaniałe BA. Oj tęskniłam tak bardzo, bardzo mocno tęskniłam. Idąc sobie ścieżką zdrowia, gdzie wszyscy uprawiają jogging, jeżdżą na rowerach czy
rolkach, zobaczyłam znajomą i twarz.
- Anaa !! - krzyknęłam do dziewczyny.
- Francesca ? - spojrzała na mnie zdziwiona.
- No Hej. - uściskałam ją bardzo mocno. Ana to naprawdę fajna dziewczyna, trochę żyje we własnym świecie, ale nie dziwię się skoro wychowuje się razem z Ludmila, i osobiście jej tego współczuję.
- Kiedy wróciłaś, wspaniale wyglądasz. - obeszła mnie dookoła.
- Dziękuję, to były genialne wakacje, w końcu odpoczęłam i nabrałam siły na kolejny rok, zaczęłam nawet pisać piosenki, i komponować i już nie mogę się doczekać kiedy wrócimy do Studio, a u Ciebie jak ? - popatrzyłam na nią z uśmiechem. Jej mina wskazywała, że chyba nie jest najlepiej.
- No wiesz byliśmy na Majorce i niby wszystko fajnie, ale przytrułam się jakimś dziadostwem i musieliśmy wracać, a wiesz jaka jest Ludmila, wszystko zwaliła na mnie i nie daje mi żyć, a ojciec jak to ojciec. - usiadła na ławce i patrzyła w niebo.
- Daj spokój nie przejmuj się tym wszystkim, ważne że niedługo będziesz wśród przyjaciół i wszystko wróci do normy, Ludmila się nigdy nie zmieni znasz ją najdłużej i dobrze o tym wiesz. Tak wiem to straszne, ale taka jest rzeczywistość. - usiadłam obok niej..

(Andres) Leon, Leon, Leon, Leon !!!!! Mój przyjaciel w końcu powrócił, no to tak jakby wstał z grobu co nie ? Rok go nie było, a ja myślałem, że zeświruję, może to nie brzmi jakoś normalnie, no ale tęskniłem za nim. Ciekawe czy wróci do Studio i w ogóle ciekawe, jak będzie z Violettą, normalnie poziom hard już sobie wyobrażam tą minę wszystkich. Bum Leon. Hahahaha. Wziąłem swój telefon i wybrałem numer przyjaciela.  Dobra kumam, że jest rano, ale co mnie to w tym momencie obchodzi. Wsłuchiwałem się w dźwięk sygnału. Pip Pip Pip.
- Andres zwariowałeś - usłyszałem jego zaspany głos.
- Bożeeeee mój przyjaciel powrócił z zaświatów - wydarłem się w słuchawkę.
- Pogieło Cię, człowieku jest 9 rano, a Tobie się nudzi. - wykrzyczał mi to, ale się tym nie przejąłem ja byłem tak szczęśliwy, że razem z tym telefonem skakałem do góry.
- Leon, wstawaj musimy się spotkać natychmiast, nie obchodzą mnie wymówki, musimy w ogóle wszystko musimy za godzinę masz być w Resto, a jak Cię nie będzie to wezmę koparkę ojca i rozwalę Ci dom, pamiętaj ja nie rzucam słów na wiatr. - zaśmiałem się do słuchawki i się rozłączyłem. Dziwnym trafem zauważyłem, że jestem na podwórku, a jak ja się tu znalazłem ?? Podrapałem się po głowie, spojrzałem na swoje odbicie w kałuży i poszedłem przed siebie. Dobra będę na niego czekał już teraz, a co mi szkodzi, no przecież dla przyjaciół się robi wszystko. Matko on jest teraz
znany może ja go powinienem prosić o jakiś autograf ? Albo zrobić sobie z nim zdjęcie nie wiem jak mam się zachowywać. Idąc sobie w kierunku Resto, zauważyłem na ławcę Ane i Fran, nie widziałem ich przez całe wakacje.
- Cześć dziewczyny - krzyknąłem na pół ulicy, a one aż podskoczyły.
- Andres Oszalałeś ? Chcesz nas do zawału doprowadzić ? - zapytała Ana - i Czego tak cieszysz szczękę ?- spojrzała na mnie.
- Nie uwierzycie kto wrócił. - trzymałem je w napięciu.
- No mów w końcu Ty nie umiesz trzymać języka za zębami. - dodała Fran.
- Leeeeeeeoooooon !!!!!! Wrócił !!!! - zacząłem tańczyć wkoło
- Że co ??? Violetta o tym wie ? - zapytała Fran
- Nie wiem, za godzinę widze się z nim w Resto to podpytam, Bajooooo dziewczynki do zobaczyska w szkole - puściłem im oczko i udałem się w stronę baru. Resto to najpopularniejszy bar, zyskał swoją sławe dzięki występom dzieciaków ze Studio, jak jeszcze nie wiecie, to jedna z najpopularniejszych szkół w Argentynie, żeby się tu dostać trzeba być naprawdę tak dobrym, no jak ja na przykład. W barze jak zawsze od samego rana tłum. Przeciskając się przez różnych ludzi dostrzegam wolny stolik...

(Pablo) Powoli wracamy do Stud!a, znów będę mógł usłyszeć jęki Gregoria, nowe piosenki moich uczniów, krzyki nieogarniętego Beto... Uśmiechnąłem się do siebie biorąc ostatniego łyka kawy w Resto. Akurat zauważyłem Andresa, który siadał przy którymś stoliku. Tak, już większość wróciła z wakacji i powoli szykuje się na rok szkolny. Wychodząc z baru wróciłem się do domu. Po postawieniu pierwszego kroku na działce naskoczył na mnie czarno-biały husky. Przywitałem się z Fredem, który o mało nie spowodował że papiery wylądowały na ziemi. - No już, już... - gdy tylko znów zaczął stać na czterech łapach, zamknąłem furtkę i pozwoliłem
mu wejść do mieszkania. Nalałem mu wody, oraz wsypałem psich smakołyków i mogłem odpocząć. Siadłem na kanapie i przetarłem twarz. Słyszałem tylko chrupanie czworonoga. No tak, samotność nie jest kolorowa. Daje wolność, ale przytłacza codziennością. Ale co poradzić? Nie mam czasu na żadne flirty. Ciągle jest coś do roboty... Przyjdzie jeszcze mój czas. Wyrwał mnie z zamyślań Fred który wesoły trzymał w pysku smycz. Zachichotałem rozbawiony i poszedłem się przebrać. Czując się swobodnie, przypiąłem go i mogliśmy wyjść. Zazwyczaj mój pupil nie ciągał mnie, ale teraz zdarzało mu się wyrywać. Był czymś najwyraźniej podekscytowany... Nie mam pojęcia czym. Aż pewny momencie gdy mieliśmy skręcać, spowodował upadek pewnej osoby...

(Esme) Byłam zadowolona z coraz większej pewności siebie. Po urodzeniu córki popadłam w depresje i pomagać mi musieli moi rodzice. Przeniosłam się do BA z jednego powodu. Potrzebowałam świeżości, czegoś nowego, odpoczynku od przeszłości. Zabrałam dziecko i wyjechałam. Teraz najważniejsze jest znalezienie pracy. Mam skończone Studia muzyczne, gram na fortepianie i skrzypcach, nie jest to jakiś hiper wyczyn, ale powinnam coś znaleźć. Po za tym potrzebna mi też opiekunka do małej, a pieniędzy nie starczy mi na wieczność. Rozpakowywałam właśnie rzeczy gdy rozległ się dźwięk telefonu. Podbiegłam do niego i podniosłam słuchawkę.
- Tak? - powiedziałam do kogoś po drugiej stronie.
- Esmeraldo, pakowałaś się w tak błyskawicznym tempie, że zapomniałaś poinformować mnie gdzie jesteś. - znałam go doskonale, głos przeszywający moje ciało i zawierający dech w piersiach. Od razu się rozłączyłam. Nie zdziwiłabym się, gdyby mnie teraz namierzał. Rzuciłam te rozpakowywanie, ubrałam Anastazję i wyszłyśmy na spacer. Moja córka ma cztery lata, i jest naprawdę cudownym i spokojnym dzieckiem. Jej śliczne
blond loki i błękitne oczy robiły z niej słodycz. Miałyśmy zawitać na jakiś plac zabaw, i wszystko byłoby pięknie ładnie, gdyby nie jakiś pies, który wpadł w moją małą księżniczkę. Zaczął się płacz. Natychmiast do niej podbiegłam i wzięłam ją na ręce.
- Czy pan zwariował to małe dziecko!? - spojrzałam na właściciela psa.
- Ja bardzo przepraszam, naprawdę to przypadek - zaczął się tłumaczyć.
- Trzeba lepiej pilnować swojego zwierzaka. Mógł zabić mi dziecko. - kontynuowałam moją złość.
- Ale na szczęście nic się nie stało. Prawda? - przyjrzał mi się dokładnie.
- Ale mogło się stać! - wydarłam się i poszłyśmy w stronę placu zabaw. Co za okropny człowiek. Ja nie wiem jak można być tak nieostrożnym, a gdyby upadła na główkę, albo złamała rączkę. Na szczęście bawiła się już na całego na zjeżdżalni....

(Cami) Beznadzieja, że już zaraz trzeba wracać do szkoły. Ja się pytam : Kto wymyślił dwa miesiące wakcji!? No kto? Znowu trzeba będzie rano wstawać i znowu znosić humorki pewnych osóbek. Jednak jest druga strona tego medalu, nareszcie będę mogła zobaczyć się z Fran i Violetta. Alelluja i do przodu Cam. Ubrałam się, umalowałam, ogólnie ogarnęłam swą zacną
osobę. Wyglądałam hmmmm na pewno jak nie ja. Trochę te wakacje mnie odmieniły. Stałam się pewniejsza siebie. Wyszłam z domu nie jedząc nawet śniadania. Bo kto normalny je śniadanie o 11? Hahahah już mi ogólnie odbija. Dzwoniłam do dziewczyn i umówiłam się z nimi przy starej fontannie. Jestem tak podekscytowana, że chyba uduszę je z radości, że je widzę. Idąc sobie noga za nogą, zauważyłam, że zrobili piękny plac zabaw dla dzieci. Nareszcie jakieś bezpieczne miejsce, gdzie mogą się bawić a nie ciągle kopały piłkę, która wylatywała na ulicę, naprawdę niewiele brakowało do jakiegoś wypadku. Dobra mniejsza o to powoli docieram do celu.

(Lara) -Jak jeździsz głupi idioto ?! - od rana zdzierałam sobie gardło.
Oczywiście czym byłoby miasto bez piratów drogowych? Jadąc swoim motorem po ulicach Buenos Aires, po raz pierwszy czułam ten dawny wiatr we włosach, który jeszcze 2 miesiące temu czułam codziennie.
-Ach. Jaki cudowny poranek. -wzdychałam powtarzając to sobie pod nosem.
Niedługo początek szkoły, a ja z wakacji wracam. No i prawidłowo! Jeszcze
parę dni wolnego i zacznie się... To poranne wstawanie. Może wyjdzie mi na dobre. Muszę zapomnieć o zerwaniu z chłopakiem. Eh... LARA OGAR.!! Są jeszcze wakacje i trzeba się cieszyć. Jadąc tak zobaczyłam jakiegoś chłopaka, który potyka się o krawężnik.
-Sierota... - pomyślałam i pokiwałam głową.
W oddali spostrzegłam znajomy mi budynek. To mój dom! Nareszcie dojechałam. Lecę przywitać się z rodziną.


(Tomas) -Tomaaas! Tomaaaaaaaaaaaaaaas! Ile można spać?! W tej chwili wstawaj i złaź na dół ! -krzyki mamy z kuchni  były nieubłagane.
- Idę juuuuuuuuuuuuuuuuż. - nie chciałem by gorszy więc podniosłem lekko głos.
-Nie tym tonem do mnie!!
Co byś powiedział, albo i nie powiedział, to tak źle i tak niedobrze.
Wczoraj wróciliśmy z wakacji. Dojechaliśmy do domu o 2 w nocy, aktualnie jest 10 więc kto normalny wstaje o 10 kiedy zostało już tylko zaledwie parę dni wakacji. NO KTO?!! Chcę się w końcu wyspać, bo to codzienne zwiedzanie już mnie znudziło. Takie życie. Zeszedłem do mamy, chwyciłem
jakąś kanapkę i łapiąc za klamkę z nadzieją, że wyjdę z domu na jakiś spacer widzę mamę stojącą przede mną. Dosłownie parę centymetrów przed nosem.
-Gdzie się wybierasz? -zaczęło się przesłuchanie.
-Na spacer. Chyba mi nie zabronisz wyjść do parku, na łonie natury, wśród zieleni dotlenić się? - mama osłupiała wycofała  się z progu drzwi.
Idąc potknąłem się o krawężnik. Jakaś dziewczyna na motorze gapiła się na mnie i gadała coś pod nosem kiwając głową. Jakby rzucała na mnie jakąś klątwę czy coś. Po drodze widziałem parę znajomych twarzy. Ludzie zupełnie się pozmieniali. Nie przeszkadzając im, przechodziłem obok nie wadząc nikomu. Do czasu...

(Leon) Spotkanie z Andresem było mi potrzebne on jedyny mnie rozumie, może nie ma po kolei po sufitem, ale mnie rozumie. Rzecz jasna nie mogło zabraknąć tematu Violetty. Nie miałem najmniejszej ochoty o tym rozmawiać.
- Ale dlaczego? - cały czas nie dawał mi spokoju.
- Andres błagam Cię, ile muszę Ci tłumaczyć, nie rozumiesz, że to jest dla mnie ciężkie. Kocham ją, ale z tego co wczoraj zrozumiałem ona mnie nie. - powiedziałem mu dosadnie.
- Eeee tam gadasz głupoty. - pocieszał mnie przyjaciel. - Jestem pewny, że
Cię kocha, ale się boi. Idź do niej do domu stamtąd nie będzie miała ucieczki i będzie zmuszona z Tobą porozmawiać. - powiedział po chwili. Myślałem, że Andres wpada tylko na g!upie pomysły, a tu proszę.
- Od kiedy stałeś się geniuszem? - podniosłem do góry jedną brew.
- Chyba od teraz - zaczęliśmy się śmiać. Trochę jeszcze pogadaliśmy, ale zadzwoniła mama Andresa, że natychmiast musi wracać do domu. Pożegnaliśmy się, a ja skierowałem się w stronę domu mojej Violetty. Dodatkowo zaczął padać deszcz. Ogromne mokre, krople spadały na moje ubranie, i twarz. W pewnym momencie wyglądało to jakbym płakał. Zacząłem biec. Miałem poczucie jakby stał w miejscu. Jakby beton chciał mnie pochłonąć. Kiedy w końcu zobaczyłem jej dom, odetchnąłem z ulgą. Miałem mieszane uczucia. Zapukać czy nie? Czy wypada nachodzić ją w domu? W końcu moja dłoń sama powędrowała do dzwonka i rozległ się pisk. Czekałam około dwóch minut. Kiedy otworzyła mi drzwi wyglądała zjawiskowo. Piękna czerwono czarna sukienka, lekkie loki, delikatny makijaż.
- Leon? - powiedziała zdziwiona - Co Ty tutaj robisz? - otworzyła szerzej oczy.
- Mogłabyś mnie wpuścić już i tak trochę przemokłem. - powiedziałem wchodząc do środka.
- Po co tu przyszedłeś? - miała zdenerwowany głos.
- Chcę porozmawiać nie wierzę w to, że od tak zapomniałaś o tym wszystkim co międzynami było, po prostu w to nie wierzę. - zacząłem jej tłumaczyć.
- Wybrałeś, a ja nie mogą mieć Ci tego za złe nie wiem co zrobiłabym w takiej sytuacji w jakiej Ty byłeś, ale rok minął i wszystko przeminęło razem z nim...

(Violetta) Jaka on ma w ogóle czelność nachodzić mnie w domu? Miałam ochotę zacząć uderzać go pięściami, wykrzyczeć mu, że był to najgorszy rok w moim życiu, że prawie każdą noc przepłakałam. Teraz jestem jak plastikowa lalka, bez uczuć, bez potrzeby aby kogoś mieć.
Kochałam go, ale teraz kiedy powrócił to wszystko odżyło, całe te wspomnienia. może gdybym znalazła sobie kogoś innego, kogoś bardziej odpowiedzialnego, Leon zrozumiałby co stracił. Głupie myślenie. Staliśmy teraz w ciszy, krople deszczu uderzały o parapet kuchenny. 
- Dobrze zrozumiałem. - odezwał się w końcu.
- Cieszę się, a teraz muszę Cię przeprosić, ale chciałabym zostać sama - otworzyłam drzwi i najzwyczajniej w świecie dałam mu do zrozumienia, że już powinien wyjść. Spuścił głowę, w progu jeszcze raz spojrzał na mnie i zamknął za sobą drzwi. Poczułam dziwne ukłucie. Jakby coś we mnie pękło. To oczywiste, że go kocham, ale nie było go tyle czasu wtedy kiedy go najbardziej potrzebowałam. Kiedy moja rodzina przechodziła najgorsze piekło, jego nie było. Usiadłam przy fortepianie i zaczęłam grać:

Voy donde sopla el viento
Hoy digo lo que siento
Soy mi mejor momento
y donde quiera yo

Voy donde sopla el viento
Hoy digo lo que siento
Soy mi mejor momento
y donde quiera yo voy


Tata mnie doskonale rozumiał, ostatnio nasz kontakt bardzo się poprawił. Zszedł z góry, zabrał mnie od fortepianu i mocno przytulił.
- Zaczynamy nowy okres w życiu malutka. - powiedział w tym momencie nie przeszkadzało mi nawet to jak mnie nazwał. - Ale teraz idź się połoz. Odpocznij, i nie myśl o niczym. - pocałował mnie w czoło i zaczekał, aż drzwi mojego pokoju się zamknął. Byłam tak zdezorientowana tym wszystkim, że nawet nie przebierając się w pizdzame położyłam się na łóżko.

Zapraszamy do Komentowania =)


5 komentarzy:

  1. Długa przemowa xd :D
    Ana musi naprawdę cierpieć bo mieszkać z kimś takim jak Lu i jej czepianie się siostry
    Jak fajnie że związek Marcescy przetrwał oh jaki on słodki nie zapomniał o niej
    Andres jak zwykle żyje w swoim świecie :D
    Fajnie że Cami jest pewniejsza sb
    może z tego '' wypadku '' Esme i Pablo coś wyjdzie chciałabym
    oh tomas nie wyspany :(
    Szkoda mi leonetty :( przecież się tak kochają a zarazem się tak ranią :(
    oh lara jak zawsze w ruchu
    czekam na coś z Maxim lub naty !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski rozdział. P doba mi się to, że Ana i Fran nie toczą jednej, wielkiej bitwy o Marco, tylko się przyjaźnią. Ludmiła i Ana to rodzeństwo jakich mało. Oczywiście rodzeństwa zawsze się kłócą, ale one....no wiadomo, przesadzają. Chociaż z charakterem Lu to czego innego można było się spodziewać. Camila, też nie cierpię porannego wstawania, lecz w wakacje samo z siebie tak wychodzi, świetnie, że nieco się zmieniła. Lara, jak to Lara, trochę wredna i cięta.
    Tomas ma świetną mamę, nie ma co. xD
    Leon, Violetta....lubię Leonettę i chciałabym, aby byli szczęśliwi, niestety chyba los chciał inaczej.
    No nic czekam na następny :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku jak ja tu dawno nie byłam za co bardzo Was przepraszam,
    Rozdział boski <3
    Widzę, że Wasz styl pisania z każdym rozdziałem jest coraz lepszy :)
    Podkreśle jeszcze, że niezwykle mi się podoba pomysł Any i Ludmily jako sióstr - jeszcze nigdy się z tym nie spotkałam,
    Życze Wam dużo weny i dodawajcie szybciutko rozdział, bo już nie mogę się doczekać :D

    Kinga Blanco

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka