niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 76


(Ludmila) Zaspałam, ale miała to totalnie, gdzieś. Po wczorajszym wydarzeniu, nie mam nawet ochoty wychodzić z pokoju. Violki i Camii już nie ma, ja zerkam na zegarek i jest już grubo po dziesiątej. Ubieram się w jakiś dres, robię delikatny makijaż, a w lusterku dostrzegam, czerwony ślad po wczorajszym spotkaniu z Angie. Nie daruję jej tego. Na śniadanie już nie zdążę, więc wybieram się do sali, gdzie akurat moja grupa ćwiczy nasz wykon. Niestety musi tam też być Pablo i Angie. Wchodzę do sali rzucam swoją torbę ze strojem gdzieś w kąt i siadam na krzesło. - A Ty co księżniczko, nie masz zamiaru ćwiczyć ? - Pablo i jego pytania. Nie no mam wielką ochotę na ćwiczenia, jeaa rozpiera mnie energia. Entuzjazm. Chyba jest jakiś niedorozwinięty skoro myśli, że z tak ogromnym bólem głowy będę cokolwiek robiła. - Nie zjawiłaś się na śniadaniu, spóźniasz się na próbę, chyba to nie jest fair wobec innych. Prawda ? - nie wytrzymam z nim. - Zaspałam - rzucam tylko i odwracam głowę w drugą stronę. - Ciekawe co Ty robiłaś w nocy ? - ja nie wiem on chce podtrzymać konwersację ze mną, mógłby już to skończyć. - Cudownie się bawiłam, poczynając od tego, że rozsadzał mnie ból głowy po spotkaniu ze ścianą, potem wzięłam sobie tabletkę nasenną, bo myślałam, że wysadzi mi czaszkę, a no i jeszcze przed tym wszystkich dostałam w twarz. - powiedziałam patrząc na Angie. - Słucham ? - zapytał ze zdziwieniem. - Nie rób takiej miny Pablo, ktoś tu się lubi znęcać nad młodzieżą, może powinieneś wymienić kadrę. - w tym momencie spojrzałam na Angie ...

(Violetta) Od rana męczy mnie poczucie winy, gdybym wczoraj tego nie zaczęła to Angie nigdy by nie uderzyła dziewczyny! Rano w ciszy wstają i ubieram się, nawet nie idę na śniadanie tylko od razu na zajęcia Pablo, gdzie się wszystko wydaję. Moją ciotkę mogą za to wyrzucić. Serce mi stoi, a to wszystko moja wina! -Ludmiła nawet tak nie żartuj!- zwraca się do niej Pablo. -Czyżbym śmiała?- parska dziewczyna i odchodzi. Po nie zręcznej ciszy, Angie wyznaje prawdę Pablo, w tym momencie chcę wejść do sali by opowiedzieć moją wersję zdarzeń, ale zamykają mi drzwi przed nosem. -Było by lepiej gdyby mnie tu nie było!- myślę sobie w duszy -Wszystko niszczę..- Czekając na windę zauważam Leóna z jakąś brunetką, o dziwo jej nie znam. Widać, że chłopak świetnie się bawi, a mi ciśnienie podskakuję. -Na co się tak patrzysz?- Za moich pleców wyłania się Camila. -Aaa.. Już wiem, chcesz mu dopiec?- pyta się z uśmiechem, a ja kiwam głową. Bierze mnie pod rękę i zaprowadza tuż obok chłopaka, aż możemy podsłuchać jego rozmowę. Mówią o jakiś bzdurach.. -Violetta musisz powiedzieć, że jesteś w ciąży!- wyskakuje Camila, robię wielkie oczy, w myślach chce ją zabić! Bo nie jestem w ciąży! -Słucham..?- Nagle León przypomniał sobie o mnie.. Chce mu powiedzieć, że to nie prawda.. -León.. Nie..- miażdżę wzrokiem rudowłosą, która się już dawno ulotniła. I co ja mam mu teraz powiedzieć?...

(León) Zbywam machnięciem ręki brunetkę, która się do mnie przylepiła.
- Co ona powiedziała? - podchodzę do Violetty.
- Ona? Camila? Nic - odpowiada, wzruszając ramionami.
-Violetta, czy to prawda? - wzdycham, wiedząc że i tak się z nią nie dogadam. Dziewczyna jakby chwilę się zastanowiła, ale po chwili kiwnęła głową. Chwyciłem ją za rękę, myśląc co powiedzieć...  - Chcę jakieś potwierdzenie, nie wierzę ci.
- A ktoś powiedział, że to ty jesteś ojcem? - prycha i próbuje wyrwać rękę z mojego uścisku, ale jej nie pozwalam.
- Ja to wiem, i to mi wystarczy - warczę. - Nie, nie, chodź, idziemy. Obiecuję, że nic ci nie zrobię! - dodaję widząc, że szatynka nie chce ze mną iść.
Wychodzimy z budynku, idąc przed siebie. Po raz pierwszy od dawna nie wiem, co powiedzieć.
- Violetta... - zaczynam. - to nie tak, że ty mnie nie kochasz, ja to wiem. Nie zaprzeczaj, to widać. I nie zaprzeczaj również, że zawsze kłócimy się przez ciebie. No dobra, w większości przypadków to jest twoja wina. Ale nie uważasz, że to... to ma nas pogodzić? Ty tego nie czujesz? - zatrzymuję się, czekając na jej reakcję....

(Violetta) W myślach mam ochotę zabić Camilę, jak mogła powiedzieć takie głupstwo i jak mam to odkręcić? Chciałam mu powiedzieć prawdę, ale jak zaczął swój wykład o tym, że to moja wina, od razu zmieniłam zdanie. -Mylisz się..Prawda jest taka, że już nic nie czuję. I nie wmawiaj mi czegoś czego nie ma co? A i "to" nazywa się dziecko! I nie musisz się o nic martwić...- skończyłam i zawróciłam do hotelu nie mając ochoty go widzieć. Jestem zła na siebie, ale na niego tym bardziej.
-Nie wmawiaj mi, że nie ma się o co martwić!- Nigdy nie odpuści. -Bo nie ma! Nie jesteś ojcem! Bo nie jestem w ciąży!- nie umiejąc z nim rozmawiać krzyczę na niego. -Czy ty poroniłaś..?- Chłopak musi mieć spóźniony zapłon. -Nie było, żadnej ciąży tak?- Kiwam głową -Szybki jesteś- prycham i idę w kierunku parku. Od kiedy zrobił się taki arogancki? Myślisz, że znasz kogoś a tak naprawdę się mylisz. -Dość tych gierek- znowu pojawia się za mną, czy nie może dać mi spokoju? Podchodzę do niego i mówię mu prosto w twarz -Gra się dopiero zaczyna! A to tylko Twoja zasługa- mówię i dochodzę. Czy On w ogóle pamięta jaki jest dzisiaj dzień? Właściwie rocznica.. Może przez to chodzę jakąś naburmuszona? Nie wiem.. Przechodząc obok sklepów, do klatki kanalizacyjnej wpada mi łańcuszek. -Violetta jesteś łamagą!- karcę się w duszy, na domiar złego chłopak nie daje za wygraną...

(León) To nie było fajne, kochanie, ale jak słusznie zauważyłaś, gra dopiero się zaczyna.
Idę kilka kroków za Violetta, widzę jak zatrzymuje się przy którymś ze sklepów, ale nie wchodzi do niego, tylko klęka przy klatce od kanalizacji.
- Zawsze wiedziałem, że jest nietoperzem! - mówię do siebie, i nawet nie mam zamiaru do niej podejść, ale ciekawość zwycięża.
- Co się stało? - pytam, korzystając z faktu, że nawet na mnie nie spojrzała.
- Łańcuszek mi spadł - odpowiada, po czym wreszcie łaskawie na mnie spogląda. - Och. To ty. Nieważne.
- Jasne, jak chcesz - prycham, nie korzystając z pomysłu, który właśnie przeszedł mi do głowy, a mianowicie próby wrzucenia ją za kratę.
Stwierdziłem, że lepiej pomyśleć nad lepszym rozwiązaniem.
Wracam do hotelu, udając się do pokoju, ale tylko na chwilę, żeby wziąć laptopa i słuchawki, po czym znowu wychodzę na korytarz. Siadam opierając się o ścianę przy drzwiach, włączam laptopa i zakładam słuchawki, ale nie puszczam muzyki. Wszyscy ludzie przechodzący koło mnie będą przekonani, że ich nie słyszę... może nic mi to nie da, może dowiem się czegoś ciekawego. Zaczyna mnie nudzić pustka na korytarzu, kiedy...

(Camilla) Chodzę po mieście. Na jednej z uliczek na której jest pełno kolorowych witryn sklepów widzę Violettę która kuca przy kanalizacji. Po chwili dochodzi do niej Leon ale szybko się zmywa.
-Co się stało Violu? Bo chyba nie masz zamiaru zostać kanalarzem ? Co nie? Bo jak tak to powodzenia w przyszłości-patrzę na przyjaciółkę której mimo kawału wcale nie jest do śmiechu.
-Spadł mi na dół łańcuszek. -żali się. Uff dobrze że nie zostanie kanalarzem. Muzyk to jej życie.
-To wstań.- Posłusznie wykonała "prośbę".-A teraz choć. I tak go nie odzyskasz a wyglądałaś śmiesznie.-zaczęłam się chichrać na wspomnienie sprzed kilku sekund.
-Ale to był łańcuszek od Leona. Dał mi go w prezencie na urodziny.-Jak można by wyłączyć funkcję narzekania u wszystkich ludzi już dawno bym go wcisnęła. U Ludmiły i Violetty na pewno. Vilu to maja przyjaciółka ale takie zachowanie jest niezmiernie denerwujące.
-Choć już chyba że masz zamiar tu stać cały dzień i czekać aż sam do Ciebie wróci.
-No dobra masz rację. Wracamy do hotelu ?-kiwam głową na znak zgody i ruszamy przed siebie.
W budynku znów wywiązuje się rozmowa na temat łańcuszka. Na korytarzu siedzi Leon ale na szczęście słucha muzyki i miejmy nadzieję że nic nie słyszy.
-Ale czemu ci tak zależy na tym łańcuszku to tylko łańcuszek.
-Bo był od Leona zanim się zmienił. Po prostu lubiłam go nosić.-Jej ton się zmienia. To oznacza...
-Ty dalej go kochasz! Przyznaj się. On zachowuję się jak idiota a mimo to ty dalej czujesz do niego coś więcej niż przyjacielskie odczucia.
-Po pierwsze ciszej po drugie nie prawda. Nic do niego nie czuję...

(Ana) Przez kilka dni cały czas płakałam i nocowałam poza hotelem. Nie dość że czuję się okropnie to jeszcze gdy szłam do Pabla aby powiedzieć mu jego decyzje to zobaczyłam Federica całującego się z Francescą... Teraz to już w ogóle rozbiło się moje życie... Łzy znòw naleciały a ja pobiegłam znòw do Henia, Henio to człowiek który pobłądził jak ja i zawsze mnie słucha. I tak mijały godziny... Nikt się mną nie przejmował, bo po co? Następnego dnia szłam do hotelu, po drodze zobaczyłam szkło, zapatrzona tak upadłam i ostre kolce wbiły mi się w twarz. Otwierając oczy i podnosząc się czułam jak coś ciepłego leci po mojej twarzy. - Cholera... Należało mi się... - Mówiłam do siebie. Jakoś doszłam do tego cholernego hotelu, poprosiłam o kartkę i długopis z recepcji. Napisałam szybki list.
"Pablo przepraszam ale nie dam rady, nie wystąpie ponieważ nie mam już siły do tego wszystkiego. Poza tym odchodzę ze Studia, do domu dotre własnym transportem. Anna"
Skończyłam i łezka znów zaszczyciła policzek...
- Ana?  - Tylko nie to...


(Pablo) Za niedługo występ, szykowałem salę. Wciąż mnie dręczyła sprawa z Angie. Nie wierzę!  Jak Ona mogła uderzyć Ludmile? Lecz wierzę że blondynka nie była bez winy, moja przyjaciółka nigdy nie była agresywna... Musiałem zadzwonić do faceta od oświetlenia bo w ogóle się nie zjawił! Eh, chciałem zadzwonić z własnej komórki ale zapomniałem że zostawiłem ją w recepcji. Schodząc nuciłem, na dole zobaczyłem Anke! Wyglądała fatalnie... Pisała coś.
- Ana? - Spojrzała na mnie wystraszona. - Co robisz?  - Spytałem biorąc do ręki papier. Przeczytałem go i nie wierzyłem. - Ana ty chyba nie miałaś zamiaru mi tego dać... - Powiedziałem do dziewczyny z zakrwawioną twarzą. Czemu już mnie ten widok nie dziwi?  - Nie możesz, przecież muzyka to twoje życie Ano... Nie wiem co się stało ale nie działaj tak pochopnie. - Kątem oka zauważyłem zbierających się uczniów.
- Pan niczego nie rozumie!  - Zaczęła podnosić ton niosąc się płaczem. - Zniszczyłam wszystko co miałam!  - A studenci stali i gapili się. - Nikt się mną nie przejmuje!  Znikłam i każdy miał mnie w dupie! Rodzice mnie nie chcą i mieszkam i wuja, były chłopak mnie męczył psychicznie, ciągle mnie zdradzając, gdy miałam 12 lat zostałam zgwałcona , teraz wszyscy mnie nienawidzą, kuzynka zaczęła mnie olewać, zniszczyłam swòj związek z cudownym chłopakiem! - Chciałem jej powiedzieć że prawie cały hotel ją słucha. - Zniszczyłam wszystko!  Już nie mogę tego naprawić, teraz mòj ex całuje się z inną, układa nowe życie, a mnie nie chce widzieć! Gdybym mogła cofnąć czas... Ale nie!  Mnie skazano na wieczne cierpienie w tym gównie czyli życiem. Jak mam żyć z świadomością że nie mam dla kogo? ! Pomyśli pan!  Chcę tylko żeby pan powiedział Federicowi że życzę mu szczęścia i niech zapomni o mnie...
- Ana... Spójrz. - Pokazałem ręką w prawo. Dopiero teraz zauważyła studentów którzy z przerażeniem patrzyli na nas.

(Ana) Oo, super!  Wszyscy usłyszeli jaka to ja jestem... Patrzyli się jak wryci. - No co? Czemu się tak patrzycie? - Cisza... - I nie... To nie żart. - Zwróciłam się do Pabla. - Odchodzę, nie zmieniam zdania. - Dopowiedziałam i znów spojrzałam na Federica i na stojącą obok niego Francesce. Łzy znòw się cisną... - Udanego występu.  - Palnęłam do nich. Wyszłam z budynku, tak jak się tego spodziewałam, nikt mnie nie zatrzymywał. Szłam przed siebie a pewnym momencie pobiegłam. Gdy dobiegłam do wysypiska straciłam siły i nie mogłam złapać oddechu chciałam stanąć, zrobiłam to tak nieudolnie że upadłam i nabiłam sobie prent w kolanie. - Aaa!!!! - Krzyknęłam z bólu. Krew lała się potokiem. Czerwona ciecz wypływała z mojego ciała, łzy zasłoniły obraz. Dotknęłam prentu, złapałam go mocno i wyciągłam. - Boże!!! - Darłam się na całą Hiszpanie. Dziura w kolanie była straszna... Zdjęłam marnykę i próbowałam zatamować krew. Zawiązałam ją wokół rany i złapałam za metalową rurę. Z 2 godz próbowałam wstać, udało się. Poszłam w stronę miasta, ludzie przerażeni, ale nic nie robili... Znalazłam się koło ulicy, miałam już wejść, umrzeć... Poczułam jak ktoś łapie mnie i odciąga, przy tym się odwracając... - I co robisz? ! - Krzyknęłam odwróciłam głowę i ujrzałam...


(Ludmila) Stałam jak wryta, skąd mogłam wiedzieć, że laska ma takie powalone życie. Wybiegła z

tego hotelu, w sumie poszłam za nią bo ona też mnie kiedyś zatrzymała. Chodząc po mieście tyle czasu, nigdzie nie mogłam jej znaleźć. - Dobra, wiem że dawno z Tobą nie gadałam - popatrzyłam w niebo. - Ale laska ma depresję i może jej coś durnego przyjść do bańki. - kontynuowałam . I nagle ją zauważyłam, lazła jak w amoku z czymś w nodze. - Dziękuje. - rzuciłam w niebo. Chciała wejść na ulicę, gdzie przemykały szybkie samochody. Zlapałam ją za bluzkę. - I co Ty robisz durna jesteś ?? - wykrzyczałam. - Daj mi spokój. - powiedziała i wyrwała się. - Spokoju Ci nie dam ale kopa w dupe bardzo chętnie. Idzemy do szpitala. - oznajmiłam i złapałam ją pod rękę. Nic nie powiedziała tylko posłusznie mi się podała. Całą drogę przeszłyśmy w ciszy. Po dotarciu na miejsce zajeli się nią lekarza, a ja postanowiłam wrócić do hotelu i zrobić tam ostrą wojnę. Zdziwilo mi, że nadal wszyscy tam byli. Pablo coś gadał, ale wtrąciłam mu się w zdanie. - Ale z was dupki !! Jesteście tacy beznadziejni dzisas, to już ja nie jestem taką suką jak wy ! Ana jest w szpitalu, prawdopodobnie będzie miała operację. Dalej stójcie jak te durne kołki i gapcie się na Pablo. Przyjaciele od siedmiu boleści, żenada. Jesteście do dupy. - wydzierałam się tak głośno, że po chwili zaczęło mnie drapać gardło. - Niech tylko wróci do siebie, to zemsta będzie słodka. - powiedziałam to wprost do Federa. Dobra nie ukrywam nie lubię Anki, ale bez przesady. Zauważyłam, że Violka wychodzi z hotelu . Jedna normalna. Popatrzyłam tylko na Tomasa i podeszłam do Pablo. - Musimy pogadać. - oznajmiłam mu i poszliśmy w jakieś ustronne miejsce. - Wiem, że myślisz, że to ja sprowokowałam Angie, jedyne co zrobiłam to się śmiałam, a to ona się do mnie rzuca od dwóch dni, a Ty tego nie widzisz, dalej jej broń, to w końcu wszystkich nas tu pozabija. - oznajmiłam mu i chciałam wyjść....

(Pablo) I co teraz? Jezu... Biedna dziewczyna, powinienem pòjść za nią ale nie... Gapiłem się jak studentka odchodzi. Ludmiła wybiegła a ja zacząłem. - Dobra... Jak słyszeliście Ana odeszła i... Oświadczam wam to że w tym roku na pewno już nigdzie nie wyjedziemy. Właśnie, co się dzieje z wami? ! Alkohol? Współżycie? Bójki? Czy wy na pewno jesteście studentami, mojego Studia? Bo ja was nie poznaję... Jesteście okropni! Ja już was nie uważam za tych miłych, spokojnych i uczciwych uczniów. Zmieniliście się diametralnie i...
- Ale z was dupki !! Jesteście tacy beznadziejni dzisas, to już ja nie jestem taką suką jak wy ! Ana jest w szpitalu, prawdopodobnie będzie miała operację. Dalej stójcie jak te durne kołki i gapcie się na Pablo. Przyjaciele od siedmiu boleści, żenada. Jesteście do dupy. - Przerwała mi Ludmiła. Potem zaczepiła mnie.
- Ludmiła... Pamiętaj że każdy gest może być źle odebrany przez nauczyciela. Ale masz rację Angie została... - Odchrząknąłem. - Wyrzucona, lecz to się jeszcze zobaczy... - Westchnąłem. - Wiesz w jakim szpitalu leży Ana?
- A co pana to obchodzi? ! - Warknęła. Ponownie westchnąłem i wróciłem do uczniów...

(Esmeralda) Brakuje mi Ludmily, ta cisza potrafi naprawdę doprowadzić do obłędu. Tym bardziej, że moja córka nie daje w ogóle znaku życia, do tej pory telefon jest wyłączony. Dobrze, że już niedługo wraca bo chyba tu zwariuje. Dzień w dzień robię to samo. Wstaję, ubieram się kawa śniadanie, potem spacer, chwila relaksu w parku, obiad, poczytam jakąś gazetę i zaraz robi się ciemno, kolacja film przed snem i do łóżka. Taka rutyna wkradła się w moje życie, chociaż
przemyślałam w tym czasie bardzo wiele, między innymi sprawy związane z Germanem i doszłam do wniosku, że dobrze się stało. Dziś postanowiłam wybrać się na jakieś zakupy. Może kupię Ludmile jakiś prezencik na powrót. Mam tylko nadzieję, że ona nic głupiego nie zrobiła i że ona w ogóle jest w tej Hiszpani bo po niej mogę się spodziewać wszystkiego. Po kilku godzinach łażenia po butikach, przysiadłam na chwilę w parku. Stwierdziłam, że spróbuję do niej ponownie zadzwonić. Wybrałam numer i o dziwo był sygnał. Czekałam Czekałam. - Halo - usłyszałam męski głos...
(Pablo) Miałem już skończyć swòj monolog po rozmowie z Ludmiłą ale usłyszałem głos telefonu. - Przepraszam... - Powiedziałem do uczniów i oddaliłem się od nich. - Halo?
- Z kim rozmawiam?  -!Usłyszałem znajomy głos. Spojrzałem na wyświetlacz i dostrzegłem że to Esmeralda.
- Ee, Esme słuchaj, Ludmiła Ona... Odebrałem jej telefon za karę, ale to jeszcze się wyjaśni jak wrócimy. Będę musiał zrobić zebranie i wtedy, ale twoja córka czuje się o wiele lepiej od tamtej sytuacji..
- Cco? ! Jakiej sytuacji co się stało. - Ale ja jestem... Przecież Ona o niczym nie wiem. Gdy chciałem już coś dopowiedzieć przyszła Ludmiła i zabrała mi komórke z ręki. Pozwoliłem jej dalej rozmawiać i sam się wymknąłem do studentów. - Ok więc... A gdzie jest Federico?  - Spytałem. - Poszedł... - Usłyszałem kogoś głos. Niechcąc analizować kto to myślałem czy nie odwołać występ. Nagle zauważyłem że wszyscy zaczęli się rozchodzić... I co teraz?  Eh... Odparłem się o blat recepcji i myślałem o Ance...

(Camilla) Ten dzień jest nienormalny. Pierw Ana i jej szokujące wyznania do Pabla które słyszał cały hotel później jej  wypadek i Ludmiła umoralniająca ludzi. Przemówienie Pabla przerywa telefon który pierw odbiera a później oddaje go Ludmile. Już nic nie mówi i wszyscy zaczynają się rozchodzić. Na korytarzu gdzie Pablo ani Ludmiła nie będą słyszeć mówię:
-Poczekajcie-O dziwo wszyscy posłuchali.-Nie uważacie że Pablo ma rację ? Popatrzcie co się z nami stało. Wcześniej przez większość czasu tworzyliśmy. Tworzyliśmy to co jest dla nas najważniejsze. Muzykę. Teraz jedyne co robimy wspólnie to kłócimy się, planujemy zemsty. To nie jest normalne. Ludmiła też ma rację. Ona przejrzała na oczy. I my też musimy. Nie wiem czy pamiętacie: RAZEM możemy więcej. Ja idę do szpitala. Ana teraz potrzebuje towarzystwa, pocieszenia a my mamy ją w głębokim poważaniu. Ktoś idzie ze mną? - Brak reakcji. Albo ogłuchli albo na prawdę już za późno na próbę nawrócenia ich. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę wyjścia. Po dwóch sekundach usłyszałam ściszone szepty i czyjeś kroki. Spojrzałam za siebie i spostrzegłam Naty i Maxiego idącego za mną. Z miejsca ruszyła też Francesca i szła z nimi. Po około 10 sekundach już wszyscy szli ze mną do szpitala. -I to rozumiem- Uśmiecham się....



(Tomas) Po tym jak Cami wygłosiła swoja przemowę wszyscy razem jak jeden mąż ruszyliśmy razem z nią do szpitala aby odwiedzić Anę. Gdy znaleźliśmy się w budynku szpitala otoczył nas ten nieprzyjemny zapach który zawsze towarzyszy szpitalom.Mimo to całą grupą ruszyliśmy w stronę sporej recepcji w której siedziała jakaś kobieta. Na oko miała ze 40lat. Jako pomysłodawczyni naszego wypadu to Cami wyszła przed szereg i zapytała się o to na której Sali możemy znaleźć Anke. Oczywiście nie obyło się bez protestu że tak liczna grupa nie wejdziemy, że to wbrew przepisom i takie tam bzdury ale nas to nie powstrzymało już po paru minutach staliśmy pod właściwą salą. Trzy… Dwa… Jeden… Wchodzimy. Naszym oczom ukazała się Ana leżąca na łóżku miała podłączoną kroplówkę i nie wyglądała za dobrze, ale przynajmniej była przytomna. Nieźle ją zaskoczył widok nas wszystkich. – Co wy tu robicie? – zapytała. – Jak to co, odwiedzamy przyjaciółkę. – odezwała się Cami. – I przepraszamy że były z nas takie osły. – dopowiedziałem. – I jesteś dla nas wszystkich naprawdę ważna. – zawołała Violetta na co inni przytaknęli chóralnie. Niestety chwilę po naszych zapewnieniach do Sali wparowały wściekłe pielęgniarki i zaczęły nas wyganiać uparcie twierdząc że na Sali nie może znajdować się więcej niż trzech odwiedzających na raz. Jako że ostatnio miałem już dość  pakowania się w kłopoty to opuściłem potulnie sale słyszałem jednak że parę osób awanturowało się o to by zostać lecz ostatecznie nie wiedziałem komu to się udało. Powoli wróciłem do Hotelu i poszedłem do swojego pokoju, nie wiem czemu ale czułem się kompletnie bez energii. Sam nie wiem kiedy zasnąłem…. 


Koniec rozdziału.
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujmy rozdział 77.

13 komentarzy:

  1. Fajny rozdział ;) Viola przynała, nadal czuje coś do Leona, a on to słyszał ! <3 dobra niech się teraz ogarnie i wszystko naprawi ;) biedna Ana :( dobrze, że chociaż Lu jej pomogła ;) czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski ^^
    Mam nadzieję, że León usłyszał, że Viola nadal go kocha i ,że ten łańcuszek to od niego, który się zgubił . Proszę, León ma to usłyszeć
    Czekam na next
    ~Kasiaa

    OdpowiedzUsuń
  3. Leonetta :* Ale ta scena z ciążą powala xD I Leoś podsłuchał rozmowę <3 Ja już chcę Leonettę :* Biedna Ana :( Ludmiła tu świetna taka dobra <3 Kocham i całuję :* ~~Kate

    OdpowiedzUsuń
  4. tylko błagam nie rób z Fran najgorszej osoby, bo wszyscy ją tak traktują..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie Fran jest cudowna osoba i nawet jak kazdy bedzie ja tu nienawidzil to ja bede ja kochala. W tym opowiadaniu nic jej sie nie udaje.. koniec przyjazni z Viola, klotnie, brak milosci ;(

      Usuń
    2. no dlatego napisałam żeby nie myślały o niej źle(Violetta, Anka) bo jest cudowna i to nie jej wina, że Leona ją pocałował

      Usuń
    3. Spokojnie przecież Violetta jest jej BFF kiedyś będzie musiała wybaczyć, a co do Any sami się przekonacie (: / Violetta.

      Usuń
    4. To fajnie ;* a jak u niej z miloscia ?

      Usuń
  5. Ja chcę Leonette tu i teraz!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Boski rozdział jeszcze wyznanie Violi do tego Leon to słyszał <3 niemogę doczekać się już następnego rozdziału :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Błagam, dawajcie Leonettę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Boski rozdział, na prawdę super:-)
    Kiedy powróci Leometta???<3
    Mam pytanko, nie czyałam waszego opowiadania od początku. I Cami powiediała że Viola jest w ciąźy. W którym rozdziale był ich pierwszy raz??
    Czekam na next:-D

    OdpowiedzUsuń
  9. Super! Nie mogę się doczekać nexta. I mam pytanie, w którym rozdziale był pierwszy raz Leona i Violetty?? Proszę, powiedz mi, bo nie czytałam niektórych rozdziałów. Przy okazji zapraszam do mnie ----------> http://domi1073.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka