sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 82.

(Esmeralda) Wczorajszy dzień był jakiś dziwny. Nie porozmawiałam z Ludmila, ta bójka Pablo i Germana. O nie, nie Esme bierzemy się w garść, czas doprowadzić do porządku swoją córeczkę z piekła rodem. Zeszłam sobie na dół, zrobiłam kawę i czekałam na córkę, po chwili człapała się po schodach. - Przyjdź tu - rzuciłam do niej od razu. - Nie mam czasu. - odpowiedziała. - Ludmila musimy porozmawiać, i to teraz. - wstałam z kanapy. - Dobra. - powiedziała i podeszła do mnie. - Posłuchaj, pierwsza sprawa do tej pory nie dowiedziałam się co się stało w Hiszpanii, druga sprawa nie możesz ingerować w moje sprawy, mam tu na myśli Pablo, po trzecie gdzie nocowałaś ? - zadałam jej te pytania, skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i czekałam na odpowiedź. - Hiszpania była i minęła, nie zgadzam się na Twój związek z Pablo to jest jasne oczywiste i nienormalne, nie możesz być z dyrektorem mojej szkoły, kobieto ogarnij się tylu facetów chodzi na świecie, a akurat musisz wybierać takich ?, a co do nocowania to chyba powinnaś się domyślić, że byłam u Tomasa. - odpowiadała jak gdyby nigdy nic, no tak o sobie rzucała słowami, zero przejęcie, zero mimiki na twarzy. - Ludmila, nie będziesz mi mówiła co mam robić nie będziesz mówiła z kim mam się spotykać, to jest moje życie. - powiedziała. - Ale ja też w nim jestem. - powiedziała i wyszła z domu. Uderzyły mnie jej słowa, wybiegłam za nią, ale zamiast niej na ulicy zauważyłam ....

(German) Mam normalnie deja vu, znów się pobiłem i znów Ona. Chciałem pójść za nią ale policjanci nas skuli i wzięli do aresztu... Nic niezwykłego, paplali ciągle, nic mam nie zrobili, przynajmniej mi... Wróciłem późno w nocy i od razu dostałem ochrzan od Angie, kolejna która nie rozumie a wrzeszczy ! Muszę chyba odpocząć... Ale zamiast tego szedłem do Esmeraldy, sam nie wiem po co ale zrobiło mi się jakoś głupio. Gdy byłem niedaleko jej domu zauważyłem jak jej córka wybiega z domu i biegnie w stronę Stud!a. Zdezorientowany odprowadziłem ją wzrokiem a następnie zauważyłem Esme. Podszedłem do niej. - Hej co się stało ?
- Co cię to obchodzi ?! Ludmiła uciekła widziałeś ją ? - Ah, ta i to miłe nastawienie z jej strony.
- Chodź wydziałem jak biegnie do Studia. - Odparłem i po chwili przemierzałem razem z nią do uczelni.  Cały czas gadała przez drogę, ale zdążyłem się przyzwyczaić, opowiedziała coś o tym że się pokłóciły ale nie umiałem wychwycić wszystkich słów gdyż mówiła bardzo szybko i bez ładu, nagle zobaczyliśmy ją na ławce w obecności...

(Pablo) Do późna w nocy trzymali mnie w komisariacie, jakby mało tego widział to Antonio... Zapewne mnie wywali ! Gdy wyspałem się miałem ochotę od razu iść do Esmeraldy aby ją przeprosić za moje zachowanie. Niestety dzwonił szef i musiałem szybko pojawić się w Stud!u. Po 10 min, byłem na miejscu. To co powiedział przybiło mnie... Straciłem posadę... Jestem teraz zwykłym nauczycielem... Po tym jak mi to ogłosił wyszedłem z budynku i chciałem coś rozwalić, wszystko przez tego milionerka piśniętego ! Ah ! Szedłem przez park aby się uspokoić, powietrze tam było nasączone radością, każdy biegał, śmiał się... Aż mi się lepiej zrobiło, w pewnej chwili zobaczyłem blondynkę na ławce... Najprawdopodobniej płakała, ale... Ludmiła... Mimo tego jakie ma do mnie nastawienie stanąłem koło niej i ukucnąłem. - Ludmiła... Ej, czemu płaczesz. - Mówiłem ze spokojem, jedyną odpowiedź jaką usłyszałem to dalszy szloch. Próbowałem ją uspokoić ale na marne... W pewnym momencie podniosła głowę i zobaczyłem te spuchnięte oczy. - Idź stąd ! - Mówiła słabym głosem łykając łzy. - Spokojnie... - Usiadłem obok dziewczyny. - Co się stało... - Nastała cisza... - Ludmiła... - W pewnym momencie znów uniosła głowę patrząc na mnie. - To przez moją matkę, chcę dla niej jak najlepiej dlatego mówię czasem za dużo, ale Ona tego nie rozumie! Jest zła na to że się o nią troszczę, nie chce aby cierpiała. - Skończyła i po chwili mnie przytuliła. Ocierając dłonie o jej plecy i mówiąc jak przez mantrę słowo "spokojnie" chciałem aby przestała płakać... Nagle przed sobą zobaczyłem Esme w towarzystwie JEGO...

(Esmeralda) To niewyobrażalne jaka ona jest nieodpowiedzialna, wzięła i sobie wybiegła. I jeszcze musiał się napatoczyć German, moje dzisiejsze szczęście nie zna po prostu granic. Chodziliśmy po całym parku, szukając jej, aż nagle dostrzegłam ją z Pablo. To był dziwny widok i bardzo niezręczna sytuacja German, Ja i Pablo. - Ludmila. - powiedziałam do córki. - Nie uciekaj tak więcej proszę. - dokończyłam zdanie. - Dajcie wy mi wszyscy święty spokój. - wstała z ławki i poszła w kierunku szkoły. Spojrzałam na mężczyzn i patrzyli na siebie jakby mieli się zaraz zabić. Byłam między młotem a kowadłem, nie mogłam pozwolić Ludmile odejść bez rozmowy, ale też nie mogłam zostawić Germana i Pablo samych. Cholera. - Macie tu stać i nawet się nie tknąć, muszę porozmawiać z córką. - spojrzałam na nich groźnie. Pobiegłam za Ludmila. - Lu, nie możesz myśleć że jesteś dla mnie nieważna, jesteś dla mnie najważniejsza rozumiesz, tylko Ty, ale musisz zrozumieć, że ja też zasługuję na coś takiego co zwie się szczęściem, to że tak dopieram mężczyzn to już taka moja przypadłość, ja wiem że ty byś chciała, żeby wrócił ojciec, ale to nigdy nie nastąpi. - powiedziałam. - Bo to zepsuliście i Ty nie chciałaś tego naprawić. - jej słowa bardzo, ale to bardzo mnie zabolały. I znowu poszła zostawiła mnie samą, a ja nie miałam już siły dalej za nią iść. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu ...

(Pablo) Heh, a ten czego tu chciał ? Sam się rzuca że ja do Angie a teraz On z Esmeraldą sobie jakby gdyby nic idzie. Wierciliśmy się nawzajem wzrokiem, w pewnej chwili odpuściłem i odwracając głowę poszedłem w kierunku którym pobiegła Esme."Bo to zepsuliście i Ty nie chciałaś tego naprawić." Wyleciało z ust blondynki, nie zrozumiałem o co chodzi. Potem dziewczyna poszła przed siebie a Esmeralda po prostu stała. Położyłem rękę na jej ramieniu, wzdrygnęła się, lecz gdy się odwróciła zobaczyłem tylko smutną minę. - Jest sens abym za nią pobiegł ? - Spytałem. - Nic nie ma sensu... - Rzuciła. Odruchowo ją przytuliłem, o dziwo mnie nie odepchnęła... - Będzie dobrze... - Szepnąłem jej do ucha i w pewnym momencie przypomniałem sobie o Germanie... Jej smutek przypomniał mi co przez ostatnie dni robiliśmy, ciągle tylko nienawiść, złość... - Poczekaj chwilę. - Powiedziałem i zawróciłem do mężczyzny. - Słuchaj... Nie mam ochoty znów popaść w konflikt z tobą, ciebie jak i mnie dużo to kosztuje... To co ? Zawieszenie broni ? - Spytałem. Od zniechęcenia rzucił "Tak" i poszedł. Odwróciłem się do Esmeraldy i posyłając jej lekki uśmiech zaprowadziłem do ją do domu... 

(Ana) Ja tu chcę zostać samotnikiem a tu Marco wyjeżdża ze swoim humorkiem. Przez pół dnia się śmiałam, rozbawiał mnie, był dość w sumie dziwny bo nigdy go takiego nie widziałam. Przypominał mi strasznie Federico... Eh, Anka! Wyrzuć go z tego łba ! Mówiłam do siebie krążąc po mieście z przyjacielem. W pewnej chwili zauważyłam matkę Lu i Pabla, był to dość dziwny widok ale nie będę się mieszała. Niedaleko Stud!a znajdował się pusty teren, tylko fontanna na środku. Nie dziwiąc się Marco pociągnął mnie w jej kierunku, chciał mnie tam wepchać ale On chyba już zapomniał że jestem sprytniejsza od niego. Ubezwładniając mu ręce wrzuciłam go tam, chciało mi się śmiać, jego włosy zupełnie opadły. Nagle zaczął mnie gonić, ludzie patrzeli się jak na nas jak na debilów, ale walić to. W pewnym momencie sama nie zauważyłam tej cholernej fontanny i wpadłam, a ten zaczął się śmiać.... - Weź się zamknij ! - Powiedziałam do niego z uniesionymi kącikami ust. Po chwili podszedł do nas Andres.

(Andres) Szedłem sobie spokojnie rozglądając się wokół. Wszyscy wrócili do Studia, które na powrót tętniło życiem. Brakowało mi tych ludzi. Zauważyłem Ankę i Marco.
- Cześć wszystkim! - przywitałem się uśmiechając powalająco. Pewnie wyglądałem jak jakiś ćpun, ale to można pominąć.
- Cześć Andres, dawno cię nie widziałam - uśmiechnęła się do mnie Ana - Gdzie idziesz?
- Właśnie szedłem do Leóna. Muszę z nim coś... Omówić - Szyderczy uśmiech mi nie wychodzi. Ale chociaż próbowałem.
- Dobra, to my lecimy, prawda? - spojrzała na Marco sugestywnie. Nie wnikałem, co ma na myśli i odszedłem powolnym krokiem.
Dlaczego León mieszka tak daleko? Ehh. Kiedyś złożę skargę. Otworzył mi i wpuścił do środka. Usiedliśmy na łóżku w jego pokoju.
- Już myślałem, że zapomnisz. Nie chciałbym na darmo płacić dwa razy więcej za rozmowę z tobą przez zagraniczne połączenie - zaczął mi narzekać. Cały León.
- Tak, tak, wiem. Zrzęda - posłałem mu kuksańca w bok i zaśmialiśmy się obaj.
- Dobra, więc jak już mówiłem, plan jest taki...

(León)Tego dnia akurat zostałem w domu, co było dobrą decyzją, ponieważ kilka minut przed południem przyszedł Andres. Jakimś cudem nie zapomniał, że powinniśmy omówić plan, który niedawno przeszedł mi do głowy.
- Wszystko już jest gotowe, tylko musisz mi pomóc ją ściągnąć... i ukryć dowody. Zajmę się resztą, dobra? - kiwa głową. - A co tam słuchać w Studio? - zmieniam temat na przyjemniejszy, ale dowiaduję się tylko, że gdy mnie tam nie ma ta szkoła nie jest warta uwagi, czym nie jestem aż tak bardzo zdziwiony.
Godzinę później, kiedy Andres postanawia wrócić na zajęcia, mówię mu gdzie i kiedy mamy się spotkać. Nie wiem, co będę robił przez resztę pozostałego mi czasu, ale moja matka, która właśnie postanowiła wrócić z pracy, stwierdza, że powinienem iść do któregoś z moich znajomych i zapytać się, co ostatnio robili na zajęciach. Oczywiście nie mam zamiaru jej słuchać.
Przez dwadzieścia minut wybijam przypadkowe akordy na gitarze, kiedy moja komórka informuje mnie, że dostałem nową wiadomość. "Będziemy za pół godziny"...

(Violetta) Czasami myślę, że mój ojciec jest nie poważny, jak mógł pobić się z Pablo? Jest sobą publiczną i na pewno wywoła skandal. Nie wiem, co chciał tym osiągnąć! Rano poszłam do szpitala zobaczyć jak się czuje Diego, ale lekarz zabronił udzielać mi jakichkolwiek informacji, dlatego postanowiłam iść w końcu na zajęcia, które się nie odbyły gdyż zajęcia Angie zostały na razie odwołane, ale i tak musiałam iść zabrać nuty z szafki. W drodze do domu, zaczepił mnie Andres.
-Violetta.. Eh?.. Jest sprawa.. Masz teraz czas?- Chłopak zaczął się jąkać i wymachiwać rękami na prawo i lewo. - Ale co się stało? - próbuję go dopytać, ale jest roztrzepany jak zawsze. - No chodzi o to, że tam jest to i ty musisz tam iść.. - Wziął mnie za rękę i zaprowadził do jakiegoś domu, na przedmieściach. Powoli zaczyna mi się to nie podobać. - Andres? Gdzie my jesteśmy? - Czy ludzie nie rozumieją prostych pytań? - No.. To.. Tu.. - ciągnął. Weszliśmy do tego starego domu, gdzie było mnóstwo myszy i brzydko pachniało, jakby coś gniło. Nie rozumiem, dlaczego szłam za nim jak głupia na sam dół, chyba za bardzo ufam ludziom!? Kiedy zeszłam do piwnicy, dostrzegłam Leóna który głupio się uśmiecha. Od razu wszystko zrozumiałam, chciałam wrócić na górę, ale wepchnął mnie do jakiegoś pustego pokoju.....

(León) Dokładnie pół godziny później stawiłem się w w umówionym miejscu. Wchodzę do starego domu w środku lasu i zbiegam po schodach do piwnicy. Sprawdzam jeszcze raz podłączenie rur w jednym z pokoi oraz podwójne lustro weneckie przedzielającą dwa pomieszczenia. Ustawiam na zegarze czas; dwadzieścia minut. Dokładnie za dwadzieścia minut do jednego z pokoi zacznie napływać trujące powietrze...
Tymczasem na górze słyszę dźwięki oświadczające mi, że za chwilę zobaczę Andresa i Violettę. Dziewczyna zanim zdążyła się zorientować, że nie powinno jej tu być, została przeze mnie zamknięta w jednym z pokoi. Biorę klucz i przekręcam szybko dwa razy, czując nacisk na drzwi, jednak zbyt słaby, żeby się otworzyły.
Idziemy z Andresem do drugiego pokoju, obserwując przez lustro zachowanie dziewczyny.
Nagle zaczęły mnie grzyźć wyrzuty sumienia. Próbowałem je od siebie odsunąć, ale one nadal krążyły mi po głowie. "Przecież ty ją kochasz, nie chcesz jej zabić", słyszałem dziwny głos, z którym się zgadzałem.
- Andres - mówię. - Trzymaj kluczyk, otwórz za dziesięć minut, a teraz zaklucz.
Przechodzę do drugiego pomieszczenia. Violetta podnosi wzrok.
- I co? Tak bardzo nudziło ci się w domu, że postanowiłeś się mną pobawić? To bardzo śmieszne, wiesz? - warczy, a ja podchodzę do niej.
- Za piętnaście minut z tej oto rury - wskazuję na przedmiot leżący na podłodze - zacznie lecieć trujący gaz, i mówię to poważnie w tej chwili. Violetta, nie o to mi chodzi. Chciałem... chciałem żebyś wiedziała, że wcale nie chcę tego robić, ale ja widzę, że ja ciebie nic nie obchodzę. Nie rozumiesz jakie to dla mnie trudne.
- Nic mnie nie obchodzisz? A kto ci to powiedział, idioto?! - chociaż jest zła, słyszę w jej głosie znaczną zmianę.
- To widać, przecież tylko wiecznie się kłócimy, nie zależy ci na mnie - mówię to co myślę. Nie odpowiada. - Nieważne - odwracam się i chcę wyjść, ale drzwi są zamknięte...

(Andres) León wszedł do pokoju, w którym miał się odbyć nasz plan. Nie wiem, co on wyprawia, ale daję mu wolną rękę. Trzymam kluczyk, który mi podał i odliczam czas. Minuty mijają niemożliwie wolno, a ja nie mając co robić zaczynam sobie nucić. Tak się wczułem w piosenkę, że zapomniałem o tym, co miałem zrobić, ale gdy tylko się ocknąłem szybko wkładam kluczyk w drzwi i próbuję przekluczyć. Nic. Klucz siedzi tak jak był i nie chce się ruszyć. Cholera. Próbuję jeszcze raz i znowu, i znowu... Po chwili słyszę walenie w drzwi z drugiej strony. To znaczy, że gaz zaczynał się rozprzestrzeniać. No i co ja mam zrobić? Szamotam się z kluczem, chociaż wiem, że to bezsensowne. Rozglądam się wokół, patrząc uważnie, czy nie znalazłoby się coś, czym mógłbym sobie pomóc. Widzę wsuwkę, więc szybko podbiegam do szafki, na której ona leży, biorę ją i próbuję coś zrobić. Kiedyś się uczyłem coś takiego robić, chociaż wyszło mi to tylko raz. Trudno, trzeba próbować. Gdy słyszę coraz bardziej natarczywe uderzanie zaczynam się mocniej denerwować. No kurde! Czekajcie! Przecież się staram, tak?! Biorę wszystko co mam pod ręką, ale nic nie chce dać mi tej satysfakcji, że potrafię otworzyć drzwi nie mając nic konkretnego. Wkurzyłem się i jeszcze raz biorę odłożony wcześniej klucz i kręcę. Moje zdziwienie jest naprawdę ogromne, bo udało mi się przekluczyć. Naciskam klamkę. Nic. Pcham drzwi mocniej, nic. Przecież wiem, że są otwarte, no! Otwórzcie się w końcu! Postanawiam wziąć rozbieg. Odchodzę kilka metrów i biegnę. Rzucam się na drzwi, które z impetem się otwierają. Słyszę zduszony krzyk, otwieram oczy, które teraz zauważyłem, że zamknąłem i widzę piękny obrazek.
Violka została przyciśnięta przez drzwi do Leóna, na którego prawdopodobnie wpadła i się całują. No to pięknie. Podnoszę się, dumny z siebie i uśmiecham głupkowato. Nasza para się od siebie odrywa i pierwszy odzywa się León.
- Czy to aby nie za szybko? - zaśmiał się - Ledwo próbowałem się pogodzić, no ale dobra, skoro nalegasz - przybliżył się znowu, ale Viola go odsunęła, wyraźnie zła. Znaczy się, zła, no nie do końca, bo widziałem u niej wesołe ogniki. Ech, ta kobieca duma. Trochę się oddaliłem, bo zapowiadało się na niezłą zadymę...

(Violetta) Czy to są jakieś żarty? Po raz kolejny o mało, co nie zginęłam przez Leóna? Jeszcze był na tyle bezczelny by mnie pocałować. Kiedy chciał znowu nachylił się ku mnie odepchnęłam go.
- Co Ty sobie wyobrażasz? Jesteś kompletnym idiotą! Mogłeś mnie zabić! Nas zabić! Lecz się człowieku! - Próbuję się opanować, ale nie specjalnie mi to wychodzi. - Przez Twoją głupotę o mało co nie zabiłeś mnie PO RAZ KOLEJNY! I tak będę się powtarzać! - po raz kolejny odpycham go ręką i wychodzę z tego domu. - Violetta.. - Brunet odgania mnie. - Nie Violetta! Zostaw mnie w spokoju! Nie chce Cię więcej znać, nie chce Cię więcej widzieć! Po prostu zostaw mnie! - Znowu próbuję odejść - Sądziłem, że wszystko sobie wyjaśniliśmy! A teraz znowu zaczynasz.. - Czy On jest naprawdę taki tępy? - Ekhemm - Coś drapie mnie w gardę.
- Ja zaczynam?! Żartujesz sobie? Jesteś chory psychicznie! Ja nie chciałam Cię zabić kilkakrotni! Robisz to dla zabawy? Czy może to Twoje nowe hobby? - krzyczę - Zast się, co jest z Tobą nie tak i daj mi znać! - Skończyłam dyskusję i wróciłam do domu gdzie akurat każdy siedział przy stole, nawet nie zwróciłam na nich uwagi i trzasnęłam drzwiami od mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i próbowałam zapomnieć o tym dniu, czemu On mi to robi? Przecież wie, że nadal go kocham, a On tak strasznie mnie rani, czasami myślę, że właśnie do tego dąży, bym zapomniała o tym wszystkim co nas łączyło.. Przyłożyłam policzek do poduszki i zamknęłam oczy, wyobrażając sobie, że to tylko zły sen...


Koniec rozdziału
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujmy rozdział 83.

11 komentarzy:

  1. O! Pierwsza jak fajnie :D
    Super rozdział, jak zawsze, uwielbiam waszego bloga :*
    Ale proszę niech Leonetta <3 się pogodzi, to moja ulubiona para, proszę niech beda razem.
    Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :-) Leoś, nieładnie, że chciałeś zabić Violę :-P,ale nareszcie pocałunek :-* błagam, niech się pogodzą i bd razem <3 czekam na nextaXD

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosko kocham :* To napięcie między Leonem a Violą ostro ale fajnie <3 Czekam niecierpiwie na nexta :* ~~Kate

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział super uwielbiam wszystkie!
    Nie mogę uwierzyć że leon chciał ją zabic mam nadzieje że wszystko wróci do normy
    czekam next

    OdpowiedzUsuń
  6. SUPER KOCHAM TWÓJ BLOG
    leon się rozkręca

    OdpowiedzUsuń
  7. ej a w sumie o co chodzi leosiowi że chce zabić Violette?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh jakby to wytłumaczyć? Ma problemy z sobą ;___; xDDDDD

      Usuń
  8. Świetny <3
    Violuś zrozum że Leoś cie kocha ;3 :*
    Pozdraeiam i czekam na :
    - Leonette.
    - Next rozzdział
    Paula :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka