(Ludmila) Jak zwykle z samego rana, chciałam zadbać o swój wygląd. Jednak tym razem gdy wstałam z łóżka doznałam dziwnego odkrycia. Na zewnątrz było ciemno, chociaż był ranek. Nie wiedziałam zupełnie o co chodzi. Mniejsza o to, zbytnio się tym faktem nie przejęłam, może jakaś anomalia pogodowa, kto to wie ? Zeszłam na dół, a tam z sufity spadały jakieś okropne zielone gluty, jeden niestety dotknął moich cudownych blond włosów. - Fuj. - krzyknęłam
zdejmując to coś z mojej czupryny. To już było dość nienormalne. Jak codziennie poszłam do lodówki, otworzyłam ją i zaczęłam krzyczeć. W lodówce leżała jakaś trupia czaszka, a w torebkach foliowych kawałki czerwonego mięsa. Chciałam uciekać, ale wplątałam się w jakąś siatkę. - Pomocy, Pomocy - zaczęłam walczyć z tym cholerstwem. Potem poczułam coś obślizgłego na mojej szyi. Nie chciałam się nawet zastanawiać co to mogło być. Nagle w domu zgasły wszystkie światła, tylko z oddalonego pokoju dostrzegłam jakieś małe światełko, które powoli zbliżało się do mnie. Zobaczyłam więcej tych świec, i jacyś ludzie w czarnych kapturach i takiego samego koloru maskach, zaczęli dotykać moich włosów rąk, twarzy. - Nieeeeee tylko nie twarz, mamooo pomocy mamooo gdzie jesteś. Założyli mi czarny worek na głowę wyciągnęli mnie z tej siatki i gdzieś prowadzili. Po chwili znaleźliśmy się w pokoju, który pokryty był pajęczynami, obleśnymi pająkami. Przede mną znajdował się jakiś tron, a na nim siedział ktoś też w masce i pelerynie, a w ręku trzymał nóż, i jakieś kawałki ludzkiego szkieletu. To było tak okropne. Rzucili mnie przed tą osobą. - Błagam zostawcie mnie, ja nie wiem o co chodzi! błagam. - prosiłam człowieka przede mną. Podniosłam wzrok, a ten ktoś zaczął zdejmować maskę. - Szczęśliwego Halloween - usłyszałam nagle i dostrzegłam moją matkę, Tomiego i innych. - Jesteście okropni. - tupnęłam nogą i po chwili zaczęłam się śmiać razem z nimi.
(Violetta) Obudził mnie przeraźliwy krzyk kobiety, wstałam na równe nogi, ale coś mi nie pasowało. Włosy na karku mi sie najeżyły kiedy dobiegł mnie kolejny krzyk kobiety.. Czy to Angie? Moja podświadomość mi tak mówiła, zerwałam się na równe nogi.. Znowu coś mi nie pasowało, gdzie ja jestem? To nie mój dom, a jakieś wstrętne zamczysko. Wychylam się przez okno, dookoła zamku znajduje się las i cmentarz.. Czy to z nieba spada .. krew? Gdzie ja jestem? W oddali widzę czarną postać przypatrującą mi się... Schowałam się za oknem, kiedy znowu spoglądam nikogo tam nie ma. Czy to moja podświadomość mi tak mówi? Znowu ten
krzyk.. Tym razem wyraźny wiem, że to Angie. Próbuję wyjść z komnaty kiedy obrazy same spadają ze ściany, a drzwi zatrzaskują mi się przed nosem. -Nie.. Nie.. Proszę- zaczynam
dławić się łzami, a w lustrze dostrzegam moją osobę... za mną stoi ta właśnie ta postać ze cmentarza, powoli odwracam głowę za siebie i nikogo nie ma.. z powrotem spoglądam w lustro i ktoś jest za mną.. Na swojej skórze poczułam dotyk, chłód, oddech, śmierć...To mi wystarczyło wypadam z pokoju niczym torpeda słysząc przeraźliwy śmiech -I tak Cię znajd,ę..Muhahah..- Biegnę przed siebie do wyjścia, ale drzwi są zamknięte. -Pomocy! Pomocy!- walę w nich pięściami. Od zachodniego skrzydła idą jakieś postacie ku mnie, poszarpane ciuchy i krew na twarzy.. zombie? -Kreeew, kreeew- stękają. Z sufitu zaczęły spadać pająki i różne wszelkie robaki... -AAA.. Ratunku!- Usłyszałam ostatnie jęki Angie. Nie ma już ratunku dla nas? Postacie z każdej strony napływają do mnie, czuję jak ich zęby zadają mi rany.. Chce uciec, ale jest ich za wiele.. Ostanie co widziałam jest postać w sukni ślubnej bez twarzy... Aaa może jednak? Czy to Angieeee?
-Violetta..Violetta.. Obudź się!- po raz kolejny otwieram oczy i widzę mojego tatę z kubkiem kakao. Wiec to był tylko sen? Na szczęście, opowiedziałam mu o moim śnie, ale zaczął się tylko śmiać mówić, żebym nie oglądała tyle telewizji przed snem. Kiedy w końcu wyszedł poszłam się ubrać i umyć zęby, wchodząc do pokoju zauważyłam znajoma mi postać w tej białej sukni.. -Tęskniłaś?- jej suknia nagle staje sie krwisto czerwona i rzuca sie na mnie.....
(Angie)Śniłam sobie w najlepsze,gdy nagle usłyszałam śmiech,piskliwy śmiech..
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju.Pierwsza myśl jaka mnie naszła to: gdzie ja jestem!?. W pokoju było ciemno; ład i porządek zastąpił haos; wszędzie wisiały pajęczyny; wszędzie roznosił się mdlący zapach karmelu,a to wszystko otaczała zielona aura. Miałam wrażenie,że ten pokój żyje..Moją uwagę przykuły dwie kukły-klauny,były rozmiarów sporego dziecka i siedziały na przeciwko mnie na komodzie. W pewnym momencie przemówiły do mnie: Witaj o pani!-powiedziały równocześnie,a ja myślałam,że umrę ze strachu; czym prędzej schowałam się pod kołdrę..-Nie bój się nas,przecież to my,twoi wierni słudzy!-ich głos mroził mi krew..
-Czee..Czego chcecie!?Odejdźcie stąd!Natychmiast!-rozkazałam
-Nie możemy..Chodź z nami! Goście już czekają!
-Słucham!? Nigdzie nie idę! Wynocha!!-darłam się
-Spokojnie królowo. Wstań!-rozkazali. "-Wstań" rozkazał mi głos w mojej głowie i wstałam mimo,że tego nie chciałam. -Co się ze mną dzieję?!. Ciało zbuntowało się przeciwko mnie i nie mogłam nic zrobić,byłam bezsilna. Klauny wstały i otworzyły mi drzwi..Moje wewnętrzne "ja" wypchnęło mnie z niego. -Gdzie mnie prowadzicie!?-wrzasnęłam
-Na przyjęcie!-odpowiedzieli w tym samym czasie.
"-To będzie niezapomniana noc!"-głos w głowie znowu się odezwał..Szłam krzywym korytarzem w rożne wzory. Po drodzę mijałam wszelakie "stworzenia" od gargulców po kelnera bez glowy. Mimo tych wszystkich okropieństw wydawało mi się to normalne? Coraz częściej zgadzałam się z wewnętrznym głosem; teraz on mną kierował; straciłam kontrole nad ciałem,a poprzednią świadomość zastąpiła ta...Będąc u celu wędrówki byłam w szampańskim nastroju, gdy wielkie wrota zostały otwartę moim oczom ukazała się wspaniała impreza. Wszedzie tańczyły zombie,wampiry,postacie bez twarzy,wiedzmy,szkielety.Po podłodzę pełzały węże i chodziły pająki,a cała sala była porośnięta gęstym bluszczem.Powietrze mieniło się różnymi kolorami,które ciągle się zmieniały.. Oczy wszystkich nagle zostały skierowane na mnie a pośrodku ukształtowała się droga do ogromnego tronu. Bez zastanowienia zmierzałam ku niemu spoglądając na innych z pogardą. Gdy zasiadłam zabawa została wznowiona..Dopiero teraz dostrzegłam,że mój strój także jest wyjątkowy. Miałam czarną,połyskującą magicznie kolorami kreacje,która sięgała mi do ud, wysokie kozaki na szpilce i ciągnącą się po ziemi pelerynę oraz pełno dodatków praktyczne wszędzie.Moje włosy też zmieniły odcień na szaro-biały.Wydawało się,że strój również żyję własnym życiem podobnie jak pokój..Muzyka była tajemnicza,bardzo wciągajaca i wręcz prosząca do tańca.Uległam jej i dołączyłam się do innych. Zupełnie poddałam się tej mealncholii,tańcząc bez opamiętania; zapominając kim tak naprawdę jestem..
Czułam ciepło i dotyk innych na moim ciele..
Nagle obudziła się we mnie ta sama wrażliwa Angie.-Stop!!-krzyknełam i otworzyłam oczy,lecz po tamtym magicznym świecie zostało tylko wspomnienie; wszystko znikneło jak mgła.. Ciężko dysząc patrzyłam na pustą ścianę swojego dawnego pokoju..
Dopiero świtało.. z powrotem się położyłam i uśmiechając się na myśl o tym wszystkim zasnełam...
(Francesca) Dzisiaj zostaje sama w domu, gdyż moi rodzice wychodzą na bankiet z okazji awansu, a mój brat jedzie na kilka dni do dziewczyny. Jak on może mieć dziewczynę? Leci moja ulubiony horror, dlatego poszłam do kuchni i wstawić popcorn... W przerwie na reklamy zadzwonił mój telefon -Halo?- nikt nic nie odpowiada -Halo?- głupi żart jakiś dzieciaków. Gdy reklamy dobiegły końca wróciłam do oglądania filmu. -Nie wchodź tam!..- krzyczę do telewizora. -No i weszła!... Film się skończył równo o północy kiedy poszłam do łazienki umyć zęby i przygotować się do spania usłyszałam trzask głównych drzwi. Czyżby rodzice już wrócili? -Maaaamo? Taaaaaato?- nikt nie odpowiada jedynie co słyszę to sapanie i kroki na schodach -Luuuuuuuuuuka?- ogarnęła mnie fala przerażenia, czy ja zamknęłam te cholerne drzwi? Osoba była już przy moim pokoju -Mamo? Tato? Luuka?- serce biło mi co raz mocniej.
Ale nikt nic nie odpowiadał, zamknęłam drzwi od łazienki na zamek, ale to i tak nic nie pomogło, ktoś z całej siły walił w nie krzycząc -I tak Cię dorweeee...- I co ja mam teraz zrobić? Jedyne co przeszło mi do głowy to wziąć nożyczki tak na wszelki wypadek. -Poooooooomocy!- zaczęłam krzyczeć. W tym samym monecie drzwi zostały wyrwane z zawiasów, a w nich stała osoba w czarnych ubraniu i masce z moją podobizną. Czy to jakiś głupi żart? W ręku trzymał nóż z mojej kuchni. -Pomoooocy- pisnęłam. Nawet nie wiem kiedy ten ktoś rzucił się na mnie zadając mi ranę w lewą rękę, ale na szczęście w prawej trzymałam nożyczki i wbiłam je w nogą napastnika. Zerwałam się na równe nogi z zbiegłam po schodach, cholerne drzwi ktoś zamkną na klucz i nie miałam się jak wydostać.. -Fraaaan chodź tu do mnie!- Osoba w masce jest już na schodach. -Tylne wyjście- olśniło mnie. Kiedy przez nie wybiegam znajduję sie na ulicy machając by ktoś się zatrzymał, ale jedynie co wiedzę do czerwoną ranę na mojej ręce i nodze... -Fraaan.. Fraan.. Co chcesz na śniadanie?- dobiega mnie głos matki, a ja otwieram oczy i uświadamiam sobie, że to tylko sen...
(Ana) Siedziałam wieczorem sama w domu Castillo, Violetta na randce, wuj poszedł chyba na nagrobki wraz z Olgą i Ramallem. Rozmawiałam z Federiciem przez skypa gdy doszły mnie dźwięki z tarasu. Podeszłam tam i ujrzałam labradora, "Chyba się nie obrażą jak go wpuszczę" Był przemarznięty, dałam mu resztki z kolacji i znów zasiadłam przed laptopem. Po chwili podszedł do mnie i lizał moją rękę którą wystawiłam poza sofę. Jakoś mi to nie przeszkadzało. W pewnym momencie zapadła ciemność, przestraszyłam się ale czując lizanie psa na chwilę się
uspokoiłam. Po chwili światło znów rozświetliło dom, lecz mój laptop przestał działać. Pies poszedł gdzieś na górę a ja próbowałam włączyć laptop !
- Cholera ! - Usłyszałam piski a potem jak ktoś schodzi po schodach. "Pewnie pies" Przeleciało mi przez głowę i po chwili znów poczułam lizanie psa. Ni cholera ! Nie chciał się włączyć ten cholerny komputer ! Do moich uszu zadzwonił dźwięk kapania, spojrzałam w górę, wspięłam się tam i otworzywszy swój pokój zobaczyłam coś przerażającego... Głowa psa z nożem w pysku powieszony na mojej ścianie, wokół była krew... Pełno krwi ! Jego ciało... Zostało poćwiartowane... Chciałam zacząć krzyczeć ale, ktoś zasłonił mi usta i szeptał.
- On już jest tam... W górze, pora na ciebie. - Poczułam jak wbija mi ostrze w brzuch i upadam... Ostatnie widoki to jedynie czysta, lśniąca krew....
(Camilla) Obudziłam się. Dookoła panowała ciemność. Nic nie widziałam, nic nie słyszałam. Po kilku sekundach moje oczy przyzwyczaiły się do mroku.Nie byłam w moim domu. Byłam na cmentarzu. Widziałam nagrobki z nazwiskami. Z nazwiskami moich przyjaciół: Violetta Castillo, Leon Verdas, Francesca Comello, Maximilian Ponte. Obok nich było jeszcze kilka... Nie byłam w stanie czytać dalej. Wszyscy mieli tą samą datę śmierci. Jeden z grobów wyróżniał się. Był nie zakopany. Uniosłam wzrok kilka centymetrów wyżej. CAMILLA TORRES... Litery
nie były wyryte tylko namalowane na kamieniu. Czerwoną farbą. A raczej krwią. Znieruchomiałam. Każdy podmuch wiatru przerażał mnie a jednak dalej nie potrafiłam się ruszyć. Przestałam nawet oddychać. Nie panowałam nad własnym ciałem. Od strony bramy ktoś wszedł na cmentarz. Ubrany był na czarno. Kaptur zwisał mu na twarz tak że zakrywał jej większość. W otchłani mroku mignęło mi coś srebrnego. Czyli tak mam zakończyć swój żywot ? Klęcząc w błocie ? Nie broniąc się ? Jak już mam umrzeć to przynajmniej z honorem. Podniosłam się i ruszyłam przed siebie. Każdy mój mięsień odmawiał ruchy ale i tak brnęłam dalej Byłam kilka kroków przed tym psycholem.
-Na proszę zabij mnie-rozłożyłam ręce-Tylko zdejmij kaptur! - Zaraz miała stracić to co miała najcenniejsze czyli życie a jedyne co chciałam to zobaczyć twarz mojego oprawcy. Spojrzeć mu w oczy i zobaczyć co się w nich kryje. Może rozbawienie ? Albo nienawiść? Zbrodniarz podniósł rękę do twarz przyłożył do rąbka materiału i pociągnął w dół. Przed moimi oczami stała Naty ... Potem poczułam tylko niewyobrażalny ból i zobaczyłam nicość....
(Lara) Wow, dzisiaj Halloween. Podobno wieczorem jest jakaś impreza, ale nie zamierzam na nią iść.- Lara! No, chodź. Musisz się przebrać za coś strasznego - mówił po raz setny Leon.
- Ooo!!! Już wiem!
- Co?
- Przebiorę się za ciebie!
- Śmieszne. Naprawdę. I co będziesz robiła? Do wieczora naprawiała motory? - zapytał.
- Tak. To jest to, co chcę dzisiaj robić - stwierdziłam. - A ty za kogo się przebierasz? Może za wampira? - Zaśmiałam się.
- Może tak - powiedział obrażonym tonem.
- Sprawdziłeś czy ci starczy żelu, żeby sobie przylizać włoski? - zapytałam.
- Lara, jak zawsze miła. Nie chcesz to nie idź. Zostań tu sobie sama. Cześć! - krzyknął i sobie poszedł.
Ja zostałam i naprawiałam moje motory. Dzięki temu jutro będę miała mniej pracy.
Kiedy było już ciemno i chyba wszyscy już poszli, zaczęłam się zbierać. Odłożyłam wszystkie narzędzia i już miałam odstawić motor, ale on po prostu zniknął. Co to za kiepski żart? Zaczęłam się się rozglądać po torze. Może to jakiś złodziej. Chodziłam tak z 10 minut i nic, aż nagle zobaczyłam coś dziwnego. Odbija mi, stwierdziłam. Czy na torze jeździ sobie coś przezroczystego? Bez głowy? Zaczęłam słyszeć trzepotanie skrzydeł i tu znikąd pojawiła się chmara kruków. Co to ma być?! Nagle zakręciło mi się w głowie i upadłam...
Obudziłam się... na cmentarzu?! Leżałam na czymś twardym. Aha, to był nagrobek. Już chciałam z niego zejść, ale zobaczyłam jakieś dziwne osobniki. Osoby w poszarpanych ubraniach, nie pachniało zbytnio ładnie, prawie oczy im wypłynęły. Eeee... Czy to zombie?!
- Z drogi! - Usłyszałam przeraźliwy pisk i pojawił się przede mną przezroczyste coś, co jechało na torze. Swoją głowę trzymał w ręku... - Mechaniczka na torze - znowu pisnął.
- Eee.. No - odpowiedziałam. Mógłby być to żart, ale on był przezroczysty. Dosłownie. A ci za nim zachowywali się jakby byli głupsi od Andreas'a.
- Przez takich jak ty, zginęliśmy! - krzyknął do mnie. - Leżysz na moim nagrobku - powiedział i spojrzałam na zdjęcie i na niego. Podobni. COO?! - Przez niedoświadczonych mechaników, zginęliśmy! - zawył. - Dlatego trzeba was zabić, zanim wy zabijecie kolejnych. - Zeskoczyłam z nagrobka i kopnęłam go w brzuch. A właściwie moja noga przeleciała przez to przezroczyste coś. Hmmm.. Prawdziwy duch... COOO?
- Zabiję cię i znowu wrócę na tor... - Jakiś zombie rzucił na nagrobek jakieś ciało. CZY TO LEON?! - Posiądę jego ciało, zacznę wygrywać wyścigi. Ten głupiec zmarnowałby talent dla tej muzyki - powiedział z obrzydzeniem i wszedł w Leon'a, dosłownie. A po chwili w ciele mojego przyjaciela podszedł do mnie z długim nożem. To się nie dzieje naprawdę... Nie... Zobaczyłam błysk ostrza przy mojej szyi.
- CHYBA CIĘ POGIĘŁO!!! NIE ZABIJAJ MNIE!!! - zaczęłam krzyczeć. - PRZECIEŻ SIĘ STARAM!!! ZREZYGNUJĘ Z TORU!!!
- I pójdziesz na imprezę? - Usłyszałam. Otworzyłam oczy Kiedy je zamykałam? Byłam na torze, a przede mną stał uśmiechnięty Leon.
- LEON?! - wrzasnęłam. - To ty?!
- Hej, bez niemiłych uwag. Nie przebrałem się jeszcze w strój halloweenowy. Tak w ogóle czemu zasnęłaś i zaczęłaś krzyczeć?
- Bo jestem wariatką - stwierdziłam i wzięłam głęboki wdech. Sen... - Poczekaj na mnie, posprzątam i mogę iść na imprezę - powiedziałam do niego. Mam dosyć toru na dzisiaj...
(Esmeralda) Ta noc była spokojna, chociaż może nie do końca. Zaczęło się od tego, że wzięłam dużą ilość tabletek nasennych, one zawsze mi pomagały gdy dręczyła mnie bezsenność. Nie tym razem, ta noc różniła się od poprzednich. Kiedy obudziłam się około trzeciej nad ranem, usłyszałam skowyt. Taki piskliwy dźwięk dobiegał z każdej strony. Początkowo pomyślałam, że to sen, jednak ten pisk stawał się coraz bardziej głośniejszy. - Cholera. - pomyślałam. - Zaraz to coś zbudzi Ludmile i będzie mi gadała cały ranek. - powiedziałam wstając z łóżka. Wędrując w
stronę pokoju córki towarzyszyło mi jakieś dziwne uczucie, a gdy otworzyłam drzwi przeżyłam szok. Pokój Ludmily nie wyglądał jak pokój nastolatki lecz jak niemowlaka. Zabawki, łóżeczko, huśtawka. Zupełnie nie rozumiałam o co chodzi, dodatkowo zajrzałam w głąb łóżeczka i zobaczyłam słodko śpiącego niemowlaka - Dziwne - pomyślałam. Poszłam dalej zwiedzać swój dom. Wszystko wyglądało jak zawsze może pojawiło si3 kilka zmian, ale zupełnie nielicznych, które ledwo można było zauważyć. Weszłam do kolejnego pokoju i tym razem doznałam tragicznego odkrycia. Jakaś dziewczyna to znaczy kobieta spała przytulona do mężczyzny. Podeszłam bliżej i jeżeli mnie wzrok nie mylił to tą kobietą była Ludmila, tylko to była dorosła Ludmila, w mężczyźnie rozpoznałam Tomasa. - Ludmila co to ma znaczyć. - powiedziałam do niej, a ona nawet nie zareagowała. - Proszę natychmiast wstać. - dalej nic. Zaczęł układać swoje myśli. Może ja mam sen proroczy, może widzę przyszłe życie Lu, ale jak przecież takie rzeczy się nie zdarzają, chyba że w bajkach dla dzieci. Jednak ona tu jest dorosła i ma swoją rodzinę, to aż zaskakujące. Nagle na zegarze wybiła godzina czwarta. Przeraziłam się bo nie przypominam sobie żebym w domu miała zegarek z kukułką. - Esmeraldo to nie sen - usłyszałam. - Kto to, kto do mnie mówi. - zaczęłam szukać źródła głosu. Nagle z drzwi wyszedł jakiś mężczyzna. - Esmeraldo, przyszłaś się pożegnać z córką, dokładnie tak wygląda jej przyszłość. - kontynuował, a ja patrzyłam na niego jak na wariata. - Nie należysz już do tego świata, nigdy już nie przytulisz córki, ani nie zobaczysz wnuczki, czas ruszać w drogę - wyciągną do mnie rękę. - Jaką drogę, jaka wnuczka Lu ma dopiero 16 lat co pan do mnie mówi. - gadałam cały czas patrząc na niego. - Nie należysz już do świata żywych Esmeraldo, czas się odalić i zostawić sprawy przyziemne ludziom takim jak Twoja córk. Nie martw się wszystko będzie dobrze. - podszedł bliżej. - Czy jesteś gotowa. ? - zapytał. - Zależy na co ? - odpowiedziałam pytaniem - Na przejście - pomachał dłonią, a ja ją złapałam i wszystko zaczęło się powoli rozmazywać, obraz Lu i Tomasa i całego domu....
(Naty)Wyjechałam w sierpniu do mojej babci i dziadka, którzy mieszkają na totalnym odludziu. Kiedy dojechaliśmy (z trudem), babcia otworzyła nam drzwi i od razu się odwróciła. Było widać, że płacze. Mama zapytała, co się stało. Babcia odpowiedziała, że kwadrans temu dziadka zabrało pogotowie. Nie wiadomo, dlaczego, ale skarżył się na serce. Kiedy usiedliśmy w salonie na kanapie, babcia poszła zadzwonić do szpitala i dowiedzieć się, co z dziadkiem. Wróciła zszokowana, bo telefon nie działał. Tata poszedł to sprawdzić. Gdy wrócił, powiedział, że ktoś...przeciął kabel od telefonu. I to tak, że nie dało się połączyć dwóch końców - ubyło z 10 cm kabla. Ja, mama i tata w pośpiechu wyjęliśmy swoje komórki, ale ze zgrozą stwierdziliśmy, że nikt nie ma tu zasięgu.- A więc jesteśmy odcięci od świata...? - zapytałam drżącym głosem. -Nie - odpowiedział tata - przecież mamy jeszcze samochód. Wyszedł na zewnątrz. Gdy wrócił, sam był już zdenerwowany. Oświadczył, że ktoś poprzebijał wszystkie cztery opony... W
ciężarówce dziadka też.Zaczęliśmy się naprawdę bać - kto chciał nas odciąć od wszystkich? -Mamo... Co jest najbliżej od waszego domu? Cokolwiek... spożywczy albo coś... - 25 kilometrów stąd jest szpital psychiatryczny... - padła odpowiedź. "Świetnie" pomyślałam, "nie mogło nas spotkać nic gorszego"późnym wieczorem - już około 22.00 mama i tata powiedzieli, że już dłużej nie będą czekać w niepewności i idą szukać tego szpitala psychiatrycznego, bo tam na pewno mają telefon. Była 23.30, a oni wciąż nie wracali. Babcia położyła się spać. Siedziałam sama w salonie. Nagle przede mną zrobiło się jasno. Zobaczyłam...dziadka! Ale był jakiś dziwny... po chwili skapowałam się, że to jego duch. Przestraszyłam się nie na żarty - dziadziuś nie żyje...? - Nie wychodź z domu - powiedział głosem, który odbijał dziwne echo - choćby nie wiem, co się stało... I zniknął. Zanim zdążyłam otrząsnąć się z szoku, usłyszałam dzwonek mojej komórki. Ale przecież...ona nie miała zasięgu! Zobaczyłam na ekranie jakiś nieznany mi numer. Odebrałam. - Mam twoich rodziców - powiedział jakiś cienki, 'żabowaty' i nieprzyjemny głos - w lesie... Rozłączył się. Przeszły mnie prawdziwe dreszcze. Jeszcze raz spojrzałam na ekran komórki - miałam jeden 'pasek' zasięgu. Ale był... Można zadzwonić. "A jeśli nie zdążę?" pomyślałam. Ubrałam kurtkę, buty i wyszłam. Było już kompletnie ciemno i aż mnie zmroziło, że po takiej ciemnicy będę musiała iść do lasu... Szczególnie teraz, po tym, co zobaczyłam i usłyszałam... Ale musiałam. Poszłam w kierunku lasu. Kiedy weszłam między pierwsze drzewa, usłyszałam trzask, jakby ktoś całkiem niedaleko stąpnął na gałęzi i złamał ją... Pomyślałam, że zaraz naprawdę zejdę na zawał... W miarę jak szłam coraz głębiej do lasu, słyszałam za sobą, obok siebie i gdzieś przed sobą kroki... szelesty, jakieś odgłosy... Byłam jak w transie. Myślałam, ze to zły sen, a ja się zaraz obudzę... W końcu emocje i nerwy wzięły górę. Stanęłam w miejscu i krzyknęłam: - Wyłaź,kimkolwiek jesteś! Nie boję się ciebie, rozumiesz?! Nie boję się!!!Chociaż bałam się jak cholera. Byłam zmarznięta, głodna i przestraszona.Wtedy usłyszałam za sobą kroki. Ciche, jak by ktoś się skradał... Nawet nie zdążyłam się odwrócić. Gdy otworzyłam oczy, byłam w szpitalu.Poczułam przeszywający ból w głowie. Przed oczami zamajaczyła mi twarz mamy, ktoś coś mówił, ktoś chwycił mnie za dłoń... Po kilku minutach wszystko zaczęło do mnie docierać. - Jak się czujesz, Fran...? - spytała szeptem mama. Miała łzy w oczach. - Znaleźliśmy cię rano w lesie... Z tamtego szpitala psychiatrycznego zadzwoniliśmy tutaj, gdzie był przewieziony dziadek... - Nie żyje - wyszeptała mama i ścisnęła moją rękę. Miałam jakiś uraz czaszki. Lekarze mówili, że niedługo z tego wyjdę. Po południu słuchałam radia szpitalnego. Nagle skostniałam z zimna... "Uwaga uwaga, ważny komunikat... Wczoraj około 22.30 ze szpitala psychiatrycznego (nazwa wycięta) uciekł groźny psychopata...Proszę zachować szczególną ostrożność..."
(Maxi) Świetnie dzisiaj jest impreza Halooweenowa w domu na przedmieściach, już od rana przeżywam jakiś horror, gdzie się podziały wszystkie moje czapki? Została mi tylko jedna... beret. Skąd ja mam beret?!
Nie ważne na włosy nałożę żel, który też gdzieś wcięło? Co to ma znaczyć? Było mi głupio wyjść z domu, no ale imprezy nie przegapię. Przebrałem się na wampira i ruszyłem przed siebie, jak ja uwielbiam te święto. Tuż przed wejściem na imprezę dostrzegam moją Naty przebraną za egipską bogini? Ahh.. Jak to brzmi "Moja Naty.." Kiedy impreza się rozkręciła, zabrałem
Natalię w kąt gdzie zaczęliśmy się całować, następnie jej oczy przybrały kolor krwisto czerwony i mówiła ochrypłym głosem -Nie uciekniesz mi nigdzie...-
Zacząłem się jej trochę obawiać -Natiś dobrze się czujesz? Brzmisz jakoś inaczej- dziewczyna obróciła głowę o trzysta sześćdziesiąt stopni. Co wywołało u mnie obrzydzenie i strach... Zarwałem się w nogi i chciałem wrócić do domu, ale z moimi przyjaciółmi było coś nie tak. Każdy kostium stał się rzeczywisty! Współczuje jedynie osobie przebranej za toaletę... Dość coś jest nie tak! Czemu tylko ja jestem normalny? Z sufitu zaczął spadać jakiś glut, ze szpar w ścianach wylewała się krew, drzwi i okna trzaskały w tą i tamtą. -CO TU SIĘ DZIEJE?..- jestem idiotą, przez mój krzyk, te bestie mnie zauważyły. Powoli szły w moją stronę, a ja zacząłem biec w kierunku wyjścia. Czemu wszystkie drzwi są zamknięte? Nie to jest chore! Przy drzwiach stało jeszcze kilka normalnych osób, byli w gorszym szoku niż ja, bez skutecznie walili w drzwi.. Jeden z potworów zaczął szarpać pozostałości tego biednego chłopca.. Fuu. Nawet nie miałem mu jak pomóc.. Nie mogłem na to patrzeć, cała ta krewww? Ten świeży ciepły zapach, zrobiłem się głodny. DOŚĆ. Czemu ja tak myślę? Dlaczego reszta zostawiła mnie w spokoju? Tylne wyjście było otwarte wiec jak najszybciej wybiegłem do ogrodu gdzie wchodziło słońce, zaczęło robić mi się co raz cieplej i cieplej, aż w końcu moja skóra nie wytrzymała i popękała.....
Nie ważne na włosy nałożę żel, który też gdzieś wcięło? Co to ma znaczyć? Było mi głupio wyjść z domu, no ale imprezy nie przegapię. Przebrałem się na wampira i ruszyłem przed siebie, jak ja uwielbiam te święto. Tuż przed wejściem na imprezę dostrzegam moją Naty przebraną za egipską bogini? Ahh.. Jak to brzmi "Moja Naty.." Kiedy impreza się rozkręciła, zabrałem
Natalię w kąt gdzie zaczęliśmy się całować, następnie jej oczy przybrały kolor krwisto czerwony i mówiła ochrypłym głosem -Nie uciekniesz mi nigdzie...-
Zacząłem się jej trochę obawiać -Natiś dobrze się czujesz? Brzmisz jakoś inaczej- dziewczyna obróciła głowę o trzysta sześćdziesiąt stopni. Co wywołało u mnie obrzydzenie i strach... Zarwałem się w nogi i chciałem wrócić do domu, ale z moimi przyjaciółmi było coś nie tak. Każdy kostium stał się rzeczywisty! Współczuje jedynie osobie przebranej za toaletę... Dość coś jest nie tak! Czemu tylko ja jestem normalny? Z sufitu zaczął spadać jakiś glut, ze szpar w ścianach wylewała się krew, drzwi i okna trzaskały w tą i tamtą. -CO TU SIĘ DZIEJE?..- jestem idiotą, przez mój krzyk, te bestie mnie zauważyły. Powoli szły w moją stronę, a ja zacząłem biec w kierunku wyjścia. Czemu wszystkie drzwi są zamknięte? Nie to jest chore! Przy drzwiach stało jeszcze kilka normalnych osób, byli w gorszym szoku niż ja, bez skutecznie walili w drzwi.. Jeden z potworów zaczął szarpać pozostałości tego biednego chłopca.. Fuu. Nawet nie miałem mu jak pomóc.. Nie mogłem na to patrzeć, cała ta krewww? Ten świeży ciepły zapach, zrobiłem się głodny. DOŚĆ. Czemu ja tak myślę? Dlaczego reszta zostawiła mnie w spokoju? Tylne wyjście było otwarte wiec jak najszybciej wybiegłem do ogrodu gdzie wchodziło słońce, zaczęło robić mi się co raz cieplej i cieplej, aż w końcu moja skóra nie wytrzymała i popękała.....