środa, 1 stycznia 2014

Rozdział 100


(Violetta) Każdy z nas miał określone zadanie: 
Piosenką zajęłam się ja razem z Leónem i Federico.
Melodią zajęli się Tomas, Ana i Andres
Tańcem zajęli się Diego, Maxi i Broadway. 
Reszta osób musiała przygotować scenografię i kostiumy.
Tak naprawdę przygotowując to wszystko zapomniałam o moich problemach w domu, czy z chłopakiem w tej chwili liczyło się ocalenie naszego drugiego domu. Już od samego rana dzięki Luce spotkaliśmy się przed otwarciem w Resto dokańczając naszą wczorajszą prace. Wszystkie zadania były praktycznie gotowa, ale nie umieliśmy ich połączyć w jedność, co chwilę trzeba było poprawiać melodię czy taniec bo nie pasowały w rytm muzyki.. - Wszystko musi wyjść perfekcyjnie! - Mówię do wszystkich, kiedy już się za coś zabiorę to porządnie to skończę! Szczególnie jak chodzi o coś tak ważnego. Po godzinach ciężkiej pracy brat Francesci, która nie będzie mogła zobaczyć tego wszystkiego, ponieważ jest we Włoszech, przyniósł nam gorące kakao i rogaliki z czekolada. - Jestem wykończona! - Burczę pod nosem. Po chwili przychodzą Lara z Naty, a za sobą ciągną wielki transparent, w sumie to się cieszę, że każdy potraktował to poważne.
- Nigdy nie dasz za wygraną, co? - Spytał/a mnie...

(León) Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby wszyscy pracowali nad jednym projektem. Ale tym razem chodziło o coś więcej, może dlatego do tej pory nie wybuchła jeszcze żadna kłótnia.
- Nigdy nie dasz za wygraną, co? - pytam Violetty, kiedy robimy przerwę. Dziewczyna chyba nadal jest zła za naszą ostatnią rozmowę, ale obydwoje nie chcemy o tym myśleć. Kręci tylko twierdząco głową, ale w jej oczach widzę trochę inną odpowiedź.
- Nie mogę, nikt nie może zawieść - odpowiada cicho, ale mam wrażenie, że jej słowa mają drugie dno.
- I wszystko się uda, zobaczysz - uśmiecham się, odpowiada tym samym gestem.
- Violetta! - w tej samej chwili słyszę krzyk Cami. - Chodź tutaj! - dziewczyna przewraca tylko oczami i odchodzi. Wzrokiem szukam Andresa, ale nie mogę go znaleźć. Wchodzę do drugiej sali, ale spotykam tam tylko...

 (Diego) Musimy zorganizować ten pokaz jak najlepiej. Nie mogą zamknąć Studio, ono jest przecież dla nas jak drugi dom. Tu nauczyliśmy się wszystkich rzeczy dotyczących muzyki. Siedziałem w jednej z sal i ćwiczyłem po chwili do pomieszczenia wpadł Verdas. O jak miło. Skaczę z radości na jego widok. Nic nie powiedział tylko spojrzał na mnie jak na największego wroga, (a nie mówię, że nim nie jestem) i wyszedł z sali. Zostałem sam więc postanowiłem dalej ćwiczyć. Dzisiaj dawałem z siebie wszystko bo wiedziałem, że mam o co walczyć. Podczas krótkiej przerwy poszedłem się przewietrzyć chciałem trochę od tego wszystkiego odpocząć i oderwać się od rzeczywistości. Po chwili zobaczyłem...


(Ludmila) Te kilka dni spędzonych w szpitalu dało mi dużo do myślenia. Nikt nie miał pretensji, że nie odzywam się gdy mnie odwiedzają. Jestem w złym stanie psychicznym, ale dobrze że o tym wiem. Dziś mnie wypisują. W końcu odpoczne we własnym łóżku, wrócę do Studio, gdzie pewnie już wszyscy wiedzą o mojej ciąży. W ogóle to miała po mnie przyjechaç matka, ale najwyraźniej zapomniała. Super. - Mama nie przyjedzie coś pilnego się wydarzyło wezmę taxówkę i wróce prosto do domu. - wybłagałam lekarza, żeby mnie puścił. Z moją matką też ostatnio jest coś nie tak. Może się pokłóciła z Pablo. Ich nie rozkminisz. Rzeczywiście lekarz wezwał mi taxówkę, dał mi stos recept i kazał się nie denerwować. Łatwo mówić. Poprosiłam taksówkarza, żeby wysadził mnie przy parku. Poczułam powiew wiatru i chyba chęć do życia powróciła i dodatkowo zauważyłam Diego. Podbiegłam do niego i przytulilam mocno. - Lu jak dobrze, że już jesteś. - odwzajemnił uścisk. - Nawet nie wiesz jak ja się ciesze. Jutro mam już zamiar wracać do Studio. - oznajmiłam mu.- Eeeeyyyyy - zaczął się jąkać. - Ludmila Studio chcą zamknąć - powiedział. - Coooooo ?? - spojrzałam na niego. - Posłuchaj idź do domu odpocznij i przyjdż potem do Resto tam się wszystko. Dał mi buziaka w policzek i pobiegł. Jak oni mogą zamknąć Studio. Z tą myślą doszłam aź do domu. Panowała tam kompletna cisza. Coś się musiało stać. Zobaczylam jakiś pierścionek na stole. -Halooo ktoś tu jest ?? - zapytalam ...


(Esmeralda) Ciche dni stały się tak ciche, że już nikt nic nie mówi. Po wczorajszym dni jest jeszcze gorzej, on ma pretensje o Germana, ale ja go nie calowalam. Znowu spal na kanapie. Wyszedl tak wcześnie, że nawet tego nie slyszalam. Jeszcze ta cala akcja z zamknięciem Studio. I ta myśl w glowie, że czegoś zapomnialam. Dziś mialam na późniejszą godzinę dlatego leżałam w łóżku do czasu gdy uslyszalam znajomy mi głos. Wyskoczylam jak oparzona i zobaczylam Ludmile. Już wiedzialam o czym zapomnialam. - Lu matko ja zapomniałam. - przytuliłam ją. - Przepraszam tyle teraz się wydarzyło, jak ja moglam zapomnieć. - mówiłam do niej. - Dobrze spokojnie, dałam radę idę się się odświeżyć, a potem spotkać ze znajomymi. Dobrze być już w domu. - uśmiechnęła się i zniknęła na schodach. Porozmawiam z nią wieczorem, a teraz czas biec do Studio. Jak mogłam zapomnieć o swojej córce, jestem naprawdę okropną matką. Jeszcze jak dowie się o wszystkim co się teraz dzieje to będzie zła a to nie jest dla niej wskazane. Wybiegłam z domu jak torpeda. Bieglam, żeby się nie spóźnić, i pomóc ratować uczelnię. Tak chciał los że nie zauważyłam przeszkody na mojej drodze i poleciałam jak długa. Ręce obdarte, ale gdy chciałam wstać, poczułam masakryczny ból w kostce. - No pięknie - pomyślałam i spróbowalam wstać jeszcze raz. - Aucc - krzyknęłam....

(Germán) Dobra, omińmy wczorajsze wydarzenie... Wstałem ze złością, w sumie dlaczego miałoby być inaczej? ! Moja partnerka całowała się z tym frajerem! Rano już wytrzeźwiała ale nie miałem zamiaru się odzywać. Violetty nie było na śniadaniu co mnie bardzo zdziwiło! Więc była grobowa cisza.... - Germán posłuchaj nie wiem co się wczoraj stało możesz mi powiedzieć? - Zgromiłem ją wzrokiem i wyszedłem. Pogoda nie dopisywała zupełnie jak mòj humor. Chodziłem pomiędzy domami gdy zobaczyłem krzyczącą kobietę z bólu. Poszedłem a dokładniej klęknąłem przy niej i dopiero teraz zauważyłem że to Esmeralda. - Ej... Co ci jest? - Spytałem zmartwiony. - Moja kostka... - Wyjęczała . Nie zastanawiając się zbyt długo wziąłem ją na ręce. - Zabiore cię do szpitala. - Oznajmiłem. Kobieta nie stawiała oporu, na szczęście budynek był niedaleko jej domu. Kilka minut i już leżała w sali, lekarze zaczęli swoją pracę a ja usiadłem na korytarzu. Póki...


(Pablo) Dziś wstałem w świetnym humorze, pomijając fakt że spałem na kanapie! Wyszedłem wcześniej rano do banku, musiałem załatwić pewną sprawę... A potem wstąpiłem do kwiaciarni, nie chciałem i już po prostu nie mogłem się kłócić z Esme. Jest przecież najważniejsza w moim życiu... Kupiłem bukiet jej ulubionych kwiatów i z endorfiną we krwi ruszyłem do mieszkania. Wszystko miałem zaplanowane ale jednego nie przewidziałem... Germán znòw w akcji! Esmeralda w jego rękach przytulona do jego torsu, gdzieś ją niósł... Lecz mòj mózg już tego nie odbierał. Rzuciłem kwiaty w kałuże i wsiadzając ręce w kieszeń wróciłem do domu. Wszedłem do środka a tam wyjąłem kartkę i zacząłem pisać, szybko się spakowałem. I wróciłem do swojego starego mieszkania... Rzuciłem wszystko w kąt tylko list zabrałem. Zaniosłem go do szpitala i wręczyłem inżynierowi. - Jak będziesz się z nią widzieć to daj jej to. - Powiedziałem spokojnie i wyszedłem. Teraz ja chodziłem po mieście bez celu, usiadłem na ławce i wgapiony w szare niebo myślałem nad wszystkim. Pogoda mnie wręcz przytłaczała póki nie usłyszałem dźwięk, śpiew... Może piosenkę? Nie wiem ale szedłem za hałasem, dotarłem pod rezydencję burmistrza a tam... Byli moi uczniowie? Co oni robią? Nagle rozległy się krzyki. - Nie pozwolimy zamknąć Studia! On Beat! - Zmarszczyłem brwi i walnąłem się rozłożoną dłonią w twarz. Krzyczeli tańczyli i śpiewali... Eh moi studenci... Nie wiem jak ale chyba dowiedzieli się o zamknięciu...


(Camilla) Wszyscy uczniowie Studia którzy wiedzieli o naszej akcji zebrali się pod domem burmistrza. Niektórym mogłoby to się wydawać dziwne czy żałosne ale my chyba nie cofnęlibyśmy się przed niczym co mogłoby uratować nasze Studio. Wszyscy pracowali zgodnie i bez kłótni. To w takich momentach pokazujemy że jesteśmy w stanie zapomnieć o niezgodach i działać wspólnie. Nawet Ludmiła przyszła popatrzeć mimo że nie przez swój stan nie za bardzo mogła tańczyć i
śpiewać. Przechodzący obok nas ludzie gapili się na nas jak na debili i kretynów. Ciekawe co oni by zrobili jakby mieli im zabrać dom. Śpiewaliśmy piosenki z starego repertuaru jak i te które
napisała Viola z Leonem i Federem w nocy. Wszystko było niesamowite. Pełne pasji i energii którą czuje się tylko podczas robienia tego co się kocha. Wszystko przygotowaliśmy w jeden dzień i jedną noc a wyglądało jakby było planowane miesiącami. W pewnej chwili niedaleko nas pojawił się Pablo. Trudno po nim było poznać czy jest dumny czy raczej zły. Wszystko szło świetnie dopóki...


( Federico )
6 nad ranem . Violetta , Leon i ja pochylamy się nad kartką papieru próbując co napisać . Z senności waliłem głową o biurko strajając się , by coś mi sie w niej poustawiało . W końcu po dwóch dłuuuuuuuuuuuugich godzinach skończyliśmy .
Spotakaliśmy się jeszcze w Resto . Cały dzień to były zawzięte przygotowania . Wszystko mnie bolało , ale nie podawałem się . Nikt się nie podał , bo walczylismy o to co kochamy . O nasz drugi dom , o nasze magicznie miejsce .Około południa znaleźliśmy się pod domem burmistrza i
zaczęliśmy protest . Wszystko szło genialnie . Tańczyliśmy , śpiewaliśmy . Walczyliśmy . Do czasu Przed dom wyszedł we własnej osobie prezydent miasta . Był cały czerwony na twarzy . Zamarlismy .
- Co to ma być ?!!!!! - wydarł się .
- Nie pozwolimy , by Pan zamknął Studio - powiedziała Violka .
- To nasz dom - dodał Marco .
- Nasze miejsce - uzupełniła Naty .
Burmistrz nie wiedział co robić . Patrzył na nas jakby chciała nas rozszarpać . Nagle przez tłum zaczął przebijać się Pablo . Od razu przez moją głowę przeszło wyobrażanie , że trzyma w ręku różową teczkę. Fede to nie jest moment na to . Dyrektor już miał coś powiedziec gdy ...

(Ludmila) pablo się wyprowadził, matka gdzieś wyszła, co się dzieje, tego nie wiem i nikt nie chce mnie pooinformować. dostałam tylko sms od diego, że są pod domem burmistrza i robią pikietę. nie mogłam się denerwować, ale studia zamknąć nie pozwolę. wyszłam z domu i ruszyłam do tego wielkiego domu grubego burmistrza. piosenki i krzyki słychać było z daleka. - przepraszam, przepraszam. - zaczęłam się przeciskać. ten grubas coś mówił i pablo też chciał coś powiedzieć, ale ja wyszłam przed rząd. - panie burmistrzu, cóż nie powiem, że jestem zadowolona z pana widoku, ale cóż takie życie. to zacznijmy od początku. wyszłam dziś ze szpitala i dowiaduje się, że jakiś stary dziad chce zamknąć nam uczelnie. - mówiłam patrząc na niego. - po drugie nie mogę się denerwowa, chyba że chce pan mieć moje dziecko na sumieniu. - no tak teraz już na pewno wszyscy będą wiedzieć. - więc posluchaj mnie czlowieku, nie damy ci zamknąć studio bo to nasza przyszłość. możesz trochę schudnąć, i nie wpieprzać smakołyków a przekazać te pieniądze na naszą szkołę. uwierz mi że jestem gotowa tu spać, nie ważne czy na ziemi czy na ławce, ale nie pozwolę ci wybudować hotelu. zburz sobie swój dom i tu postaw hotel. - uśmiechnęłam się do niego i cofnęłam z powrotem w tłum...

(Pablo) Szczerze? Po wymowie Ludmiły zachciało mi się śmiać, dlaczego? Bo ustaliłem późnym wieczorem z burmistrzem że nie zamknie Studia. Mam pieniądze od ojca, pożyczył mi wystarczającą sumę na zapłacenie wszystkiego. - Ej! - Krzyknąłem. - Przecież nie zamykamy Studia! - Ogłosiłem. - Jak to! - Spytała Ana. - Tak to że załatwiłem wszystko już, nie macie się czym martwić. Poza tym kto wam powiedział że zamykamy je? - Momentalnie spojrzeli na siostrzenice Angie. - No właśnie... - Szepnąłem do siebie. - Jesteście wspaniali że tak się przejeliście ale niepotrzebnie.... Naprawdę. - Poczułem dumę. - Lepiej byście przeprosili naszego kochanego burmistrza nie... - Jak na zawołanie powiedzieli chórem "Przepraszamy" jedni chętnie drudzy mniej. - Zbierzcie to i widzimy się jutro. No już! - Rozkazałem z uśmiechem. Po kilku minutach było już spokojnie. - Wybaczy pan to zamieszanie, przyrzekam że już nigdy coś się takiego nie powtórzy. - Odparłem a on tylko warknął "Oby" i poszedł. Ja również wybrałem się do domu, mòj humor to duma i radość, pomieszana z zawiedzeniem... Zeszłam jeszcze do Studia, koło budynku również zauważyłem...


(Esmeralda) Tak założyli mi gips, więc mój ruch aktualnie jest ograniczony. Kiedy wyszlam z gabinetu z białym dzidostwem na nodze, German czekał na korytarzu. - Zawiozę Cię do domu. - oznajmił. Nie stawiałam się bo sama doczłapałabym się może na wieczór. Podróż minęła w ciszy. -
Przeczytaj to w domu. - podał mi list. - Co to jest ?? - zapytałam - To od Pablo. - wysiadłam z samochodu i udałam się do domu, który świecił pustką. Ludmila mówiła że wychodzi. Usiadłam na kanapie i otworzyłam list. " Wiesz że Cię kocham, jesteś dla mnie najważniejsza, ale ja dłużej tak nie mogę, nie wyrobię z taką konkurencją jak German, dlatego postanowiłem się wyprowadzić... " Nie przeczytałam wszystkiego, ale się zdenerwowałam. Zachowuje się jak gówniarz. No ja sobie z nim porozmawiać. Ledwo wyszłam z domu z tą nogą. Powoli szłam w stronę Studio, na moje szczęście nie musiałam daleko iść, żeby go znaleźć. - Wiesz co wypchaj się tym listem ! - rzuciłam w niego papierkiem. - To najlepszy sposób uciec od problemów. Złamałam nogę, a Ty nawet tego nie możesz zrozumieć, gdyby nie German to bym tam dalej siedziała. - mówiłam już spokojniej, a on jakby mnie olewał. - Czy Ty nie rozumiesz, że kocham Ciebie, naprawdę tego nie rozumiesz ?? Czy gdyby tak nie było "biegłabym" tu z tym gipsem na nodze. - kontynuowałam. - Nie chcę nikogo innego, nie i koniec kropka ! Jestem wkurzona na Ciebie za ten pocałunek, ale gdybyś mi spokojnie wytłumaczył inaczej to by dziś wyglądało. - on nic nie mówił. - Chce być z Tobą, nawet dziś moźemy wziąć ślub ... - powiedziałam, ale on tylko patrzył. Nie chciałam okazywać słabości, dlatego odeszłam ...

(Pablo) - (...)ale gdybyś mi spokojnie wytłumaczył inaczej to by dziś wyglądało... - Myślałem że zaraz wybuchne. Rzuciłam się na mnie ze szmatą a teraz spokojnie? ! Gdy odeszła nie wiedziałem co powiedzieć, zrobić więc podbiegłem do niej i momentalnie wziąłem ją na ręce. - Chętnie. - Odpowiedziałem. - Daleko raczej z tą nóżką nie zajdziesz... - Dodałem i zaniosłem ją do mieszkania. W środku ostrożnie położyłem ją na kanapie. Uśmiechnęła się lekko a ja narnormalniej na świecie się nachyliłem i ją pocałowałem. Oddałem się w całość pocałunkowi, gdyby nie jej noga nie skończyłoby się tylko na tym. Gdy się od niej oderwałem zauważyłem w jej oczach słodkie iskierki. - To kiedy ślub? - Uśmiechnąłem się wystawiając rząd białych zębów. Nagle usłyszałem dzwonek do dzwonek - zaraz mi odpowiesz. - Dopowiedziałem i poszedłem otworzyć...


(Violetta) Czemu ja nigdy nie myślę? Cała manifestacja przemijała pomyślnie, ale w końcu pojawił się Pablo i ogłosił, że Studio pozostaje otwarte. W tamtej chwili myślałam, że spalę się ze wstydu!
- Czy ty musisz być zawsze taką idiotką? - Krzyczę na siebie w myślach. Oczywiście musiałam serdecznie przeprosić burmistrza za całą tą sytuacje. Następnie zwołałam naszą grupę i bardzo ich przeprosiłam, próbowałam wytłumaczyć, że nie mogłam tego przewidzieć, ale każdy z nich spojrzał tylko po sobie i wszyscy wybuchli wielkim śmiechem, tylko ja stałam z poważną miną.
- To nie jest śmieszne... - Próbuję mówić, ale przerywa mi w tym Federico - Daj spokój, to było tego warte.. - Parska śmiechem - Wszyscy nie mogli przestać się śmiać. - Widziałaś twarz burmistrza kiedy Lu mu wygarnęła? - Spytała Camila. - Epickie! - Dodała Lara. Nie rozumiem całej tej sytuacji, to nie jest śmieszne. - Wiec nie jesteście źli? - Spytałam lekko się uśmiechając.
- Nie! Coś ty! To była genialna zabawa! Adrenalina. - Zgodzili się chórem, a mi poprawił się humor. Wiec zostało mi tylko jedno.. Po kilku chwilach stałam pod tym domem. Bałam się zapukać, gdyż nie wiedziałam jak ta osoba może zareagować, ale nie mogłam tam stać w nieskończoność. - Violetta? - Spytał zaciekawiony Pablo - Co ty tutaj robisz? - Popatrzył czy aby na pewno nie ma nikogo ze mną. Gdy starałam się przeprosić nauczyciela, on zaczął się śmiać i powiedział, że wszystko jest w porządku, ale następnym razem mam uważać. Wracając do domu spotykam....

(Angie)Od wczorajszego dnia coś we mnie pękło.Starałam się zrozumieć co takiego,lecz nie potrafie..Jedyne co pamiętam to ból głowy i co wydało się mi dziwnę- serca..
Szczerze powiedziawszy nie wypiłam dużo. Mam wrażenie,że moja dziwna podróż do "przeszłości" wyrządziła większe szkody niż alkohol...
Próbowałam rano się dowiedzieć czegoś więcej,lecz zamiast usłyszeć logiczne wytłumaczenie od Germana,usłyszałam trzask dzwi.. To..To tak boli!! Kiedy stajesz się coraz bardziej obojętny dla osoby poza którą świata nie widzisz!..
Ze mną jest co raz gorzej. Słyszę głosy,a nawet osoby,które już odeszły..Mówią dużo,lecz bardzo nie wyraźnie,a najgorszę jest to,że dla mojego umysłu jest to normalne!
Ręce zaczeły mi się trzęść. Desperacko szukałam jakiś tabletek uspokajających,a potem zażyłam prawie wszystkie na raz.Wyglądałam jak człowiek,który został pozbawiony duszy..
Wziełam zimny prysznic i doprowadziłam swój wygląd do porządku..
Nie mogłam znaleźć miejsca w domu. Robiłam rzeczy najmniej oczekiwane: sadziłam kwiaty w ogrodzie, malowałam płot,a nawet wdrapywałam się na drzewo żeby później z niego zejść. Jednym słowem wszystko to na co miałam ochotę..
Zauważyłam na stole różne ulotki i gazetki z biurami podróży,proponujące ciekawe rejsy do   różnych mniejsc świata. Jedna propozycja szczególnie mi się spodobała:Japonia-kraj kwitnącej wiśni.Zawsze chciałam zobaczyć ten kraj,skosztować orientalnych smaków tamtejszej kuchni zwiedzić niezwykle wyglądające budynki..
Nie wiele myśląc zadzwoniłam do biura i zarezerwowałam rejs;sama nie wiem po co..
Okazało się,że jest to rejs dla dwóch osób..No nic.. Poproszę Germana żeby pojechał ze mną; będzie poprostu w niebo wzięty!-zaśmiałam się.
Kolejną moją zachcianką było wyjście gdzieś na miasto. Jak pomyślałam tak i zrobiłam.
Przechadzając się tak chodnikiem,podziwiając każdy drobny szczegół spotkałam Violette.
-Cześć Violu! Jak się dzisiaj bawiłaś?-byłam,aż nie naturalnie wesoła.
-Genialnie! Poprostu fantastycznie Angie! Wyszłam na idiotkę przed całym studio i nagrabiłam sobie u burmistrza!-odpowiedziała nieco zdenerwowana..
-Ejj to nie możliwe. Ciebie wszyscy kochają a nie nie nawidzą. Coś nie mogę uwierzyć w twoje słowa..
-Są prawdziwe.. Dowiedziałam się,że zamykają studio i jak to ja,zamiast się upewnić czy to prawda zoorganizowałam wielki bunt przed domem burmistrza, nie pozwolilam spać przez całą noc dla uczniów żeby wszystko się udało,a tu się okazuję,że tak naprawdę szkoła będzie dalej funkcjonować!.. Angie! Mam poprostu ochotę uciec stąd i nie pokazywać się przez najbliższe dni! Te ciągłe sprzeczki z ojcem,Leonem mnie wykańczają!-wyżaliła się mi i mocno sie do mnie przytuliła..
Dobrze ją rozumiem. Potrzebuję odpoczynku, zebrania w spokoju myśli, zupełnie jak ja..
Nagle mnie olśniło! Przecież kilka minut temu zarezerwowałam miejsce do doskonałego wypoczynku! Taka okazja się więcej nie zdarzy...
-Violuuu.. Mam taką małą propozycję.. Masz może ochotę pojechać ze mną we wspaniały rejs do Japoni?-uśmiechnełam się promiennie,a ona tylko otwarła buzie ze zdziwienia.
-Chodzi o to,że zarezerwowałam dwa miejsca zupełnie bez celu,bo byłam pewna,że i tak nigdzie nie pojadę,gdyż nie miałam z kim.. Sądzę żebyśmy się wybrały tam razem,nie muszac martwić się o nic i nie pytać nikogo o zgodę. Hmm? Co ty na to?-spytałam
Spoglądała na mnie dziwnie. Dobrze wiem,że tego chcę,ale na drodzę stoi jedna osoba:
-Aaale tata się nigdy na to nie zgodzi! Bardzo chciałabym popłynąć,aa..ale to jest chyba nie
realne-skwitowała.
-I to jest właśnie dobry powód żeby udowodnić mu,że nie jesteś już małą dziewczynką. Wiem,że to jest trudna decyzja. W tym roku będziesz już pełnoletnia i twój ojciec będzie się musiał nauczyć się akceptować twoje decyzje;poza tym nie będziesz sama. Ja będe z tobą przez cały czas,bo o ile się nie mylę też jestem twoją rodziną-pogładziłam ją po ramieniu dodajac otuchy..
Widać było walkę w jej oczach,lecz po chwili posłała mi uśmiech:
-Zrobię to! Chyba oszalałam,ale zrobię to!
-Życie czasami zmusza nas do szalonych decyzji,a tak poza tym odpływaly za 2 godziny...

<2 godziny później>
Wsiadłyśmy na ogromy statek. Na szczęście uwinełyśmy się dość sprawnie ze wszystkimi sprawami,że nikt się nie zoorientował..
Viola rozpakowywała rzeczy w kajucie,a ja z braku chęci na takie czynności podziwiałam zachodzące słońce. Oddawało swoję ostatnie pomarańczowe tchnienie chowając się za horyzont. Fale obijały się o statek. Wszedzie gdzie sięgał wzrok morzę; bezdenna głębia.
Coś się we mnie zmieniło i krzyczało cichym głosikiem żebym się obudziła,lecz nie mogłam,a raczej nie chciałam..
Zapatrzona w dal wreszcie poszłam do przydziału i rzucając się na łóżko momentalnie zasnełam pod wplywem spokojnego kołysania i miękkości pościeli; uwcześnie posyłając Violi:dobranoc...


Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 101.

12 komentarzy:

  1. super świetnie fantasycznie

    OdpowiedzUsuń
  2. co sie sta Angie super rożdziałł

    OdpowiedzUsuń
  3. Angie będzie rozmawiać z Mariiją czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  4. Viola wreszcie się sprzeciwiła German pewnie zwariuje

    OdpowiedzUsuń
  5. Super ! W koncu Lu <3 i ta jej przemowa ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej Lu ;) Jak zwykle cudowne opowiadanie ;***** Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  7. EKSTRA CZEKAM NA NEXTA
    a Z KIM lU JEST W CIĄŻY ?

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzisiaj trafiłam na tego bloga. Bardzo mi się podoba. Cieszę się ,że Vilu sprzeciwiła się tacie. Bardzo fajne.
    CZekam na next
    http://violettadisneypoland.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Dlaczego nie ma nowego opowiadania?!

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka