poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 119

(Esmeralda) Jeju jakie to łóżko jest niewygodne. Caly kręgosłup mnie boli. Chyba czas pomyśleć o czymś nowym. Jakoś tak mi głupio że tak potraktowałam wczoraj Pablo, a może on w coś się wpakował. Wstałam i zobaczyłam, że nie ma go przy mnie. Zerwałam się złóżka. Naprawdę się wystraszyłam, że go nie ma, ale na całe szczęście siedział w kuchni. - Przepraszam. - przytuliłam się do niego. - Za co ? - zapytał zdziwiony. - Za to jak Cię wczoraj potraktowałam. - oznajmiłam i spojrzałam na niego. - Przestań, nic się nie stało. - powiedział. - Nie powinnam tak gadać, ale co ja poradzę, że się tak bardzo, bardzo martwię o Ciebie. - zrobiłam smutną minkę. - Nie musisz się martwić. - powiedział. - Muszę, bo jesteś dla mnie obok Ludmily akutalnie najważniejszy, i nie mogę gadać głupot. - uśmiechnęłam się delikatnie. - A tak w ogóle to musimy zmienić łóżko. - oznajmiłam. - coo ? - zapytał zdziwiony. - Zmieniamy łóżko. - powtórzyłam. - Nie ma mowy, ja je uwielbiam. - sprzeciwiał się. - A mnie boli kręgosłup, jak chcesz to ja sobie kupię nowe łóżko i będziemy spali oddzielnie. Jeżeli chcesz takiego rozwiązania. - powiedziałam i skierowałam się ku drzwiom . - A teraz jadę do sklepu. - powiedziałam i wyszłam przed dom ....

(Pablo) Wiedziałem że będzie zła i dlatego wstałem wcześniej żeby jej się nie narażać, a ta zaczęła się przytulać i przepraszać... Ale gdy wyskoczyła ze zmianą łóżka to zdziwiłem się i na złość zacząłem się sprzeciwiać. Gdy wyszła z domu poszedłem za nią gdyż już miałem pewne plany co do nas... - Nie, nie, nie... - Odparłem łapiąc ją za nadgarstek i przyciągając do siebie. - Nigdzie nie idziesz... - Szepnąłem. - Pójdzie pani ze mną i dziś nie ma pani prawa się przemęczać. - Dodałem i zaprowadziłem ją na plażę, mimo tego chłodu i tak przyjemnie się tu chodziło. Było jeszcze wcześniej dlatego mogliśmy jeszcze ujrzeć jak ognista kula wznosi się ku górze. Objąłem ją ramieniem mrucząc do ucha jak ją kocham...

(Esmeralda) No tak mój mężczyzna zawsze mi pokrzyżuje plany, jednak mię powiem to co zaplanował było cudowne. Ahh słońce było tak piękne, że nie chciało się stamtąd nigdzie ruszać. Położyłam głowę na jego ramieniu i słuchałam kojącego głosu, który wyznawał mi miłość. Mogłabym stać tam wieczność. - Weźmy ślub. - wyskoczyłam nagle. - Kiedy  - zapytał zdziwiony. - Nawet dziś. Zobacz jestem w ciąży chcę żeby nasz synek wychowywał się w normalnej rodzinie, co to za problem nie musimy nic planować, tylko Ty ja i Ludmila. - powiedziałam. On się uśmiechnął i przytulił mnie. - Jesteś szalona - oznajmił po chwili. Podeszłam do wody i ochlapałam go. - Że coo. To jest niewybaczalny incydent. - uśmiechnął się i po chwili ja też byłam cała w wodzie. Wracaliśmy szczęśliwi i mokrzy jak nastolatkowie. Trzymaliśmy się za ręce i nic nie mogło zepsuć naszego szczęścia....

(Pablo) Pomysł ze ślubem bardzo mnie ucieszył, zawsze marzyłem o tej chwili odkąd jesteśmy razem. Cali mokrzy, nasyceni w szczęściu wracaliśmy. Lecz ja wolałem iść dłuższą drogą, przez łąke. Ciągle się chichraliśmy... - Pablo - wypowiedziała moje imię, spojrzałem na nią, a Ona pociągnęła mnie za koszulę i sprawiła że spadłem na ziemię wraz z nią. Teraz mogliśmy nawzajem tonąć w swoich oczach, schowałem jej kosmyk włosów za ucho i dodalem; - Nie potrzebuje ślubu aby udowodnić Ci że jesteś dla mnie najważniejsza... - Po czym wtopiłem swoje usta w jej...

(Mostowiak) Boli mnie głowa niemiłosiernie... Ale na treningu udawałam że nic się nie stało, byłby wykład że powinnam bardziej dbać - uważać na siebie, bla, bla, bla... Po wyczerpującym meczu szłam sobie przez łąke aby odrelaksować się. Nawet tu spokojnie... Nagle z daleka ujrzałam jakąś parkę. Nie chciałam im przeszkadzać, więc trochę skróciłam drogę, wchodząc znów na teren miasta. Wszystko by było dobrze gdyby nie poczuła mocnego ukucia! Złapałam się za głowę, marszcząc brwi i próbując jakoś umorzyć ból. Jakoś doczłapałam się do mieszkania i tam łyknęłam kilka tabletek. Olga zaczęła mnie zasypywać pytaniami co sprawiło że pogorszyło to mój stan. Powiedziałam na odczepke że idę się położyć. Wspięłam się na górę i tam faktycznie się walnęłam (;3) na łóżko... Zamknęłam oczy, ale nie dano było mi spać gdyż do mojego pokoju wszedł/ weszła...

(Ludmila) Nic mi się nie chce nie mam co ze sobą zrobić. Czekałam wieczorem na Anę, ale nie zawitała. Powinnam dziś iść na badania kontrolne, ale zrobię to jutro, jeden dzień później nic się nie stanie. Tak pomyślałam, że skoro mam teraz dobre kontakty z Anka to dlaczego by jej nie odwiedzić. Wzięłam tylko torebkę z łóżka i wyszłam z domu, w sumie nie miałam daleko, przecież mieszkała z Violką. Zapukałam kilka razy do domu Castillo, otworzyła mi ich pomoc. - Słucham ?? - zapytała. - Czy Ana jest w domu ?? - stałam i czekałam na odpowiedź. - Tak, ale źle się czuje i nikt nie powinien jej odwiedzać. - oznajmiła mi. - Albo mnie pani wpuści, albo zaczną krzyczeć - uśmiechnęłaam się, a ona patrzyła na mnie przerażona i otworzyła szeroko drzwi. Weszłam po schodkach na górę i skierowałam się do pokoju dziewczyny. - A Ty co ?? Umarłaś ?? - zapytałam.  - Ludmila ? Co Ty tu robisz ? - podniosła się z łóżka. - Byłam w pobliżu, a tak serio, nie poszlak na badania i budziło mi się. - zaśmiałam się. - Pogieło, jakie badania ?? Weź ubieram się i idziemy razem. - oznajmiła. Poczekałam chwilkę, a dziewczyna wyszła do mnie już lepiej wyglądając. Wyszłyśmy z domu i kierowałyśmy się w stronę szpitala. - Coś się stało, że musisz robić te badania. ? - popatrzyła na mnie. - Nieee to kontrola, czy wszystko z nią w porządku. - pokazałam na brzuch...

(Camilla) Kto ma numer do psychiatryka ? Przyda mi się od razu. Szłam przez park i ZNÓW ujrzałam Ludmiłę z Aną. Albo się zaprzyjaźniły albo... Nie to niemożliwe. To tylko moja głupia wyobraźnia. Poszłam dalej nie zwracając na nie większej uwagi. To ich sprawa co robią nie moja. Ostatnim razem nie mogłam się napić więc spróbowałam dziś po raz kolejny. Czy ja mam deja vu ? Znów Pablo... -Stój-zatrzymał mnie.-znów tam idziesz ?-wskazał ręką na budynek po drugiej stronie ulicy.
-Dzień dobry. Też miło pana widzieć. Ale kultura-burknęłam zła. To że miałam raz chwilę słabości tonie znaczy że może mnie kontrolować.
-Mam zadzwonić do twoich rodziców i powiedzieć co wyprawiasz ?-gapi się na mnie.
-Moi rodzice mają mnie głęboko.. Może Pan dzwonić. Chętnie podam panu numer...
Dawidzie xD dajesz 

(Pablo) Gdy wróciliśmy do domu moja partnerka postanowiła się wykąpać a ją poszedłem przebrać ubrania. Gdy jeszcze siedziała w łazience ja poszedłem do sklepu. Miałem kupić niewiele więc z optymistycznym wyrazem na twarzy ruszyłem do marketu. Nagle zobaczyłem Camile, chciałem ją ominąć gdy ujrzałem że zmierza do kolejnego baru... Szybko podszedłem i zatrzymałem ją. Dziewczyna wyglądała na wielce oburzoną... -Mam zadzwonić do twoich rodziców i powiedzieć co wyprawiasz ? - Spytałem. - Moi rodzice mają mnie głęboko.. Może Pan dzwonić. Chętnie podam panu numer... - Odparła a ja westchnąłem ciężko. - Nie możesz tak mówić jasne? - Dodałem. - Kochają cię na pewno, choć możesz nie zdawać sobie z tego sprawy... Chodź. - Objąłem ją ramieniem. - Wracasz do domu... - O dziwo nie stawiała oporu a ja... Dziwnie się czułem...

(Camilla) Pablo postanowił robić za dobrego "tatusia" i zaprowadzić mnie do domu. Tylko nie wiem po co. Rodzice jeszcze nie wrócili z wyjazdu. Nie wiem czemu nie protestowałam. Może nie miałam już siły na to. Po kilku minutach dotarliśmy do celu.
-Możesz już iść Pablo.-powiedziałam gdy wszedł do domu.
-Nie. O której będą tu twoi rodzice ?-zaśmiałam się.Spojrzałam na zegarek na ręce.
-Na prawdę chcesz czekać ?
-Tak...-rzucił rozglądając się dookoła.
-Tylko za jakieś pięć dni. Mówiłam że mnie olewają. -Poszłam do pokoju i puściłam na całą głośność muzykę. Mimowolnie zaczęłam śpiewać i tańczyć....

(Pablo) Pięć dni? Serio? Eh... Mimo to czułem że kręci więc poczekałem, nagle z pokoju dziewczyny wyleciała głośna muzyka. Po chwili usłyszałem jej śpiew, nie zwróciłem na ten hałas większej uwagi gdyby nie huk po sekundzie. Zerwałem się na nogi i wszedłem do pokoju, gdyż stamtąd dotarł do moich uszu dźwięk. W środku ujrzałem leżącą Camile na podłodze trzymającą swoją rękę, była straszynie czerwona. Pomogłem jej usiąść na fotelu i wyłączyłem radio które nadal nadawało... - Co się stało? - Spytałem zmartwiony stanem jej ręki. - Bolii... - Wyjęczała szybko poszedłem do kuchni i wyszukałem lód w zamrażalce, wróciłem z nim do dziewczyny i przyłożyłem do dłoni. - Lepiej? - Spojrzałem na nią...

(Camilla) Było fajnie dopóki nie zahaczyłam nogą o kant łóżka i nie przewróciłam się. Jaka ze mnie idiotka. Na dodatek ręka bolała mnie niemiłosiernie. Po chwili do pokoju wszedł Pablo i mi pomógł. -Lepiej?-spytał gdy przyłożył mi lód do ręki.
-Może. Ale dałabym sobie sama radę.-wiem że to nie prawda ale próbuję zachowywać si twardo.
-Przestań być uparta jak dziecko i pozwól sobie pomóc.-syczy. Chyba udało mi się go wyprowadzić z równowagi.
-Dam radę Pablo idź do Esmeraldy. Pewnie się już martwi.-kiwam głową w stronę drzwi i w tym samym momencie ktoś dzwoni dzwonkiem...

(Violetta) Kolejny dzień i kolejny brak odpowiedzi od ojca, to ciekawe! Sądziłam, że to on właśnie będzie mnie nękał telefonami, a jest na odwrót. - Może po porostu ma dużo pracy? - Jest to jedyne tłumaczenie Angie, a mi się wydaje, że coś między nimi zaszło, zresztą sama już nie wiem.
Dość szybko wyszłam z domu, bo miałam się przed zajęciami spotkać z Camilę, dlatego podeszłam do domu dziewczyny i kiedy dzwonię dzwonkiem otwiera mi.. Pablo?! Co on tam robi? Wychylam się lekko by spojrzeć na adres i wszystko się zgadza. - Przepraszam? - zaczynam - Jest Camila? - pytam nie pewnie, ale to w końcu nie ja powinnam się tłumaczyć. - A właściwie co pan tu robi? - zadaję mu pytanie, a mężczyzna nie wie co odpowiedzieć - Camila skręciła nogę i musiałem jej pomóc.. - mówi  nie pewnie, ale on jest dorosły, dlatego nie wnikam. Z niepewnością odeszłam od budynku i zawróciłam do Stuido. Lekcja z Beto mijała nie miłosiernie długo.. Jak nigdy.
Gdy na szczęście dobiegł dzwonek, który ogłosił koniec lekcji wyszłam z sali. Po drodze do szafek woła mnie ... - Vioooooooola! -.......

(Andres) - Vioooooooola! - wołam do niej. Odwraca się i patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- Taaaak? - odpowiada również przeciągając samogłoski.
- Przejdziemy sięęę? - pytam podchodząc do niej.
- A gdzieeee? - pyta równie dziwacznie, więc odzywam się już normalnie.
- Na kręgle - szczerzę zęby i patrzę na jej niedowierzającą twarz.
- Żartujesz? Ja nie potrafię grać w kręgle!
- Na łyżwach też nie umiałaś jeździć, pamiętasz? - przekonuję ją i idziemy do pobliskiej kręgielni. W sumie, dużo rzeczy w tym mieście mamy. Podczas spaceru rozmawiamy o wszystkim co może być, oprócz Leóna. Ciągle unika jego tematu.
Przebieramy buty i bierzemy kule. Viola rzuca pierwsza, ale jej kula toczy się na bok.
- Widzisz? Nie umiem. - narzeka mi. Chwytam drugą kulę i podchodzę do niej.
- Robisz to za delikatnie. Z tą kulą trzeba obchodzić się brutalnie. - rzucam kulą i strącam wszystkie kręgle.
- Co te biedne kule ci zrobiły? - mówi 'zrozpaczona' Viola i po chwili się śmieje. Dołączam do niej, ale zaraz gramy dalej. Chwilę później czuję niewyobrażalny ból w plecach, upadam na zimną podłogę...

(León) Nie sądziłem, że wybranie się z ludźmi z toru motocrossowego na kręgle będzie tak bardzo udanym pomysłem... nigdy za bardzo nie przepadałem za tą grą. Ale w tym momencie stwierdzam, że nie mogłem trafić lepiej.
Kogo widzę przy ostatnim torze?
To nie powinien być dla mnie jakiś wielki szok. Taak, Violetta, Andres, czeeeeść!
Usilnie próbuję nie zwracać na nich uwagi, ale to niewykonalne, kiedy ta dwójka co chwilę wybucha głośnym śmiechem. Przepraszam na chwilę znajomych, mówiąc, że muszę się z kimś przywitać. Idę w ich stronę, ale nagle orientuję się, że w ręce trzymam kulę od kręgli. Musiałem zapomnieć ją odłożyć. Nie chciało mi się wracać na drugi koniec sali... i nagle ta kula znalazła się na plecach Andresa... ups?
To ciekawe, że nikt się nie skapnął, od kogo dostał. Może i dobrze, nie wytoczy mi procesu czy czegoś. Niestety, jego towarzyszka zdała sobie sprawę z mojej obecności...



(Violetta) Eh? Ta gra jest straszna! Czemu mi to nie wychodzi? Kiedy gra stawała się co raz bardziej ciekawsza, Andres nie spodziewanie upadł na ziemię jęcząc z bólu, a obok niego leżała różowa kula do kręgli. Przez moment stałam i nie mogłam się ruszyć, ale tylko jedna osoba w świecie była by zdolna do czegoś takiego - León! - szepczę do siebie i odwracam się w kierunku chłopaka, który chyba specjalnie się tym nie przejął. - Jesteś nienormalny?! - krzyczę kucając do leżącego wciąż na ziemni Andresa. Po chwili jeden z pracowników zadzwonił po karetkę, a drugi wyrzucił Leóna z kręgielni. - Jak się czujesz? - zwracam się do Andresa, ale on tylko jęczy...
Po kilku minutach przyjechało pogotowie, które zabrało chłopaka na noszach. Chciałam pojechać z nim, ale mi nie pozwolono... Kiedy wyszłam z budynku dotknęło mnie wielkie poczucie winy, bo w końcu gdybym nie ja to León by nigdy czegoś takiego nie zrobił. Czemu zawsze chodzi o mnie?! Idąc w stronę szpitala natykam się na chłopaka, ale próbuję go ominąć. - Violetta! - podbiega za mnę - Jak on się czuję? - Od kiedy go to interesuję? Nie mam zamiaru z nim rozmawiać, w końcu jak tak można było postąpić? - Violetta, proszę.. - łapie  mnie za rękę.
- Nie Violetta! - podnoszę głos. - To już nie jest zabawne! - mówię do niego, ale on chyba nie czuję się winny - Albo pójdziesz do psychiatry albo León koniec z nami! - powiedziałam poważnie, a on milczał - Mam dość! Nie można być tak zazdrosnym! - Wiedzę, że chce coś powiedzieć, ale mu nie daję bo wiem, że mnie przeprosi, a ja ulegnę.. - Przykro mi, stawiam Ci ultimatum León to dla Twojego dobra, ostatnio coś jest z Tobą nie tak.. Nawet jak chcesz będę mogła chodzić z tobą do specjalisty, ale proszę.. Zastanów się, bo ja mam już dość, albo zmienisz swoje zachowanie, albo ja odejdę... - skończyłam - Daj mi znać, kiedy się zastanowisz - odeszłam z wielkim bólem serca.
Nagle spotykam.... -Violet! Czekaj  -...

(Marco) Przechodziłem właśnie przez park, co chwilę nucąc inną melodię, gdy naglę zobaczyłem dość złą, a może i smutną ? Sam nie wiem, była to Violetta.
- Violet ! Czekaj - krzyknąłem i zacząłem biec za nią.
-Cześć- powiedziała cicho pod nosem i przyśpieszyła kroku jakby chciała mnie zgubić.
- Co się stało ?
-Nic  - odpowiedziała nadal na mnie nie pacząc - O Marco, cześć - popatrzyła się na mnie i znów spuściła głowę. Czyli że nawet nie wiedziała z kim rozmawia. Spoko. Zacząłem znów się jej wypytywać, o co chodzi. -Chodzi o to że Leon zachowuje się okropnie. Mam go czasami dość. Byłam na kręgielni z Andresem, a on oczywiście musiała wykręcić jakąś akcje i walnąć go kulą do kręgli. - ie wiedziałem co jej odpowiedzieć była w dość trudnej sytuacji. Nic jej nie odpowiedziałem tylko szturchnąłem ją w ramię co miało oznaczać 'Nie przejmuj się'' chyba tego nie zrozumiała bo niemal od razu spiorunowała mnie wzrokiem.
-Będzie dobrze - tym razem odpowiedziałem, chociaż i tak nie poprawiło jej to humoru. Szliśmy tak i szlśmy gdy  nagle ujrzałem również nie typową sytuację jak ta o której opowiadała.......

(Mostowiak) Chodziłam z Ludmiłą (już na początku to dziwnie brzmi xD) po mieście i wcale mi się nie dłużyło, kto by pomyślał że polubie Ludmiłe! Pogadałyśmy tak od serca, jakbyśmy były jakimiś BFF od dzieciństwa! Trochę to dziwne uczucie ale nie można zarzucić że Lu jest bardzo atrakcyjną kob... Yyyy. To znaczy dla chłopaków! Jezu... Anka ty czopie! Ogar! Gdy tak chodziliśmy zajrzeliśmy do tętniącego życiem parku. Tam usiedliśmy i jak zwykle gadaliśmy, gdy niespodziewanie Lu wtopiła swe usta w moje. To... To było dziwne! A zarazem... Przyjemne? Gdy się oderwałam od niej zauważyłam Marca i Violettę koło nas którzy patrzyli się jak wryci z lekko rozchylonymi ustami... - Ani nie ma! - Rzuciłam i uciekłam... Pobiegłam na boisko i tam samotnie usiadłam na krzesełku. Zechciało mi się płakać ale dlaczego? Ale jeśli mi się podobało znaczy że jestem homo? Nie... Nie... - Ej... - Usłyszałam czyjś głos, podnosząc wzrok ujrzałam...

(Marco ) To był  trochę, no dobra dziwny widok. Ana całująca się z Ludmiłą ? Przez myśl by mi nie przeszło żeby te dwie chociażby się lubiły, a co dopiero, no.  Zaraz po tym gdy nas zobaczyły Ana odbiegła wcześniej coś krzycząc. Pobiegłem zaraz za nią, doprowadziła mnie do boiska. Czułem się trochę dziwnie,
było mi jej żal, nie wiem dla czego.
-Ej.. - oparłem się o jej ramie i czekałem na reakcję. Popatrzyła się na mnie i znowu spuściła wzrok.
- Odejdź ode mnie- powiedziała stanowczo i zaczęła... płakać ? No nie dzisiaj wszyscy mnie odrzucają serio ? Jednak za chwilę odwróciła się w moją stronę i zaczęła się zwierzać - Czuję się dziwnie, ten pocałunek z Ludmiłą, to było.. no.. ehh - zaczęła i nie wiedziała jak dokończyć zdanie.
- Rozumiem, nie do końca, ale rozumiem.
- Chodzi mi o to że to... nawet .. mi się .. podobało- odpowiedziała mi lekko zakłopotana, jak zwykle w takich chwilach Marco musi mieć za wiechę! Pięknie. Nic  już nie odpowiedziałem tylko pociągnąłem ją za rękę, sam nie wiedziałem gdzie idziemy, ale gdzieś w końcu musieliśmy dojść, gdy przechodziliśmy obok Parku, nadal siedziała tam Ludmiła tym razem już nie sama tylko z ......

(Camilla) To miasto jest... Dziwne ? Bo na pewno nie normalne. Pablo założył mi bandaż na rękę i na szczęście poszedł. Oczywiście nawet nie raczył mnie poinformować kto przyszedł bo ja jestem gościem we własnym domu i nie mam prawa wiedzieć.Wyszłam na miasto tym razem nie do żadnego baru bo pewnie Pablo tajemniczym sposobem też by w tym czasie się tam znalazł. Szłam sobie spokojnie parkiem aż co widzę ? Ana całuje się z Ludmiłą wszystko obserwują Violetta
 i Marco. Gdy Ana zauważa ich ucieka a za nią gna Marco. Violetta udaje się w nieznanym kierunku a Lu dalej siedzi na ławce. Przysiadam się do niej choć wiem że zachwycona nie będzie.
-Jeśli masz zamiar śmiać się z tego to idź sobie-mówi płaczliwym tonem.
-To twój wybór co robisz. Tylko zastanów się czy nie będziesz później tego żałować.-odpowiadam. Każdy ma prawo do własnych wyborów i inni nie mogą go potępiać za to a jeśli to robią to nie są godni mieć przyjaciół.
-Ale mi się podobało.-zakrywa rękami twarz pewnie aby ukryć łzy. W oddali widzę Marca wraz z Aną.
-To porozmawiaj z nią o tym.-Wskazuję na nich ręką. Wstaję i idę do parki przyjaciół.
-Zostawmy je razem. Muszą to omówić-szepczę tak aby tylko Marco usłyszał.
-Ok. Ana ja muszę wracać. Pa-Żegna się z przyjaciółką i odchodzi ze mną.
-Masz czas pochodzić ze mną ? -pytam....

(Marco )
''Zostawmy je razem. Muszą to omówić''  Po tych słowach razem z Camilą opuściliśmy Lu i Ane. Miała racje, musiały to razem przedyskutować.
-Masz czas pochodzić ze mną ? - zapytała po kilku minutach drogi.
-Jasne, czemu nie i tak nie mam nic innego do roboty.
Nawet fajnie nam się rozmawiało, muszę przyznać że Cami jest baaaaaardzo rozgadana. Z jej propozycją poszliśmy do Resto.
- Wiesz co ? Może pójdźmy gdzie indziej okej ? - powiedziała szybko i za chwilę się nawróciła. Nic nie rozumiem. O co jej chodzi ? - Powiem ci później ! Ale teraz chodź.- szybko wykonałem jej polecenie. Gdy już byliśmy w sporej odległości od Baru zaczęła mi wszystko wyjaśniać.
-Tam był Pablo, a ja nie mam najmniejszej ochoty go widzieć- powiedziała, nadal nic nie rozumiałem więc tylko spojrzałem na nią pytająco. -Powiedzmy że zachowałam się jak ostatnia debilka przy nim. Myślę że całowanie nauczyciela nie jest dobrym pomysłem co nie? Zwłaszcza że ma narzeczoną i dziecko w drodze- trochę zdziwiła mnie ta odpowiedź bo. 1. Całowała się z nim ? 2.Pablo ma dziecko ? 3. I narzeczoną ? No dobra teraz muszę częściej przebywać na dworze, matka miała rację. Poszliśmy więc na lody, przy jednym ze stolików pod budką siedział/a ......

(Naty) Hm. Od czego mam zacząć ? Przeprowadziłam się z znów do BA gdy tylko ukończyłam tą 18... No cóż jakieś kilka miesięcy temu wyprowadziłam się... Jak myślałam... Nikt nawet nie zauważył! Pracuję jako pielęgniarka w jednej ze szkół podstawowych, nawet lubię tych małych psotników ! Słodkie... Chociaż czasem dają mi w kość ! W ogóle nie mam kontaktu z Maxim, rozpłynął się w powietrzu... Dziś nie miałam co robić dlatego pomyślałam że posłodze ten dzień lodami. Szłam w kierunku najbliższej lodziarni i natykam się na budkę niedaleko mojego mieszkania. Zamawiam gałkę i nagle ujrzałam obok mnie Anę. - Czeeeeedź Nati ! Ty paskudo, gdzie byłaś ?! - Mówiła z uśmiechem na twarzy. Zachichotałam i biorąc słodkość w ręce ubrudziłam jej nos. - O. Lody ! - Zaśmiała się, dziś chyba miała jakiś dobry humor. Usiadłyśmy razem przy stoliku a Ona zaczęła mówić, a ja słuchałam. Znów zamieniłam się chyba w tą starą, nieśmiałą Naty... Nagle ujrzałam Marca wraz z Camilą. - O bosh... Zaraz wracam ! - Rzuciła i chciała chyba uciec ale nie patrząc przyryła głową w budkę i padła...

(Camilla) Dobrze rozmawiało mi się z Marco. Weszliśmy do Resto gdzie wśród ludzi był Pablo. Wyszłam bo nie chciałam znów popełnić jakiegoś "błędu" i nie dostać upomnienia. Jako że nie umiem trzymać języka za zębami wytłumaczyłam chłopakowi który szedł ze mną że pocałowałam nauczyciela. Z jednej strony ulżyło mi bo w końcu przyznałam się przed kimś z drugiej zaś bałam się co chłopak sobie o mnie pomyśli. Trafiliśmy na budkę z lodami przy której siedziały Naty i Ana. Ta druga wyglądała jakby chciała uciec. Wstała gwałtownie i uderzyła głową o wystający kant budki. Po chwili leżała już na ziemi. Marco wystrzelił do niej jak z procy co uczyniłam także ja ale kilka sekund później. Naty klęczała przy znokautowanej dziewczynie i tamowała krew lecącą  jej głowy. Chcieliśmy jej pomóc ale powiedziała że da sobie radę. Po kilku minutach które dłużyły się jak godziny przyjechała karetka  wezwana przez lodziarza. Ratownik uspokoił nas mówiąc że rana jest niegroźna i nie potrzebne będzie szycie. 
-Co jej odbiło ?-Zapytałam Naty. Ona tylko wzruszyła ramionami i odeszła. 
-Choć do mojego domu dam ci melisy na uspokojenie. -Chłopak tylko kiwnął głową na znak zgody. Gdy otwierałam drzwi wejściowe na niebie pojawiła się błyskawica której towarzyszył grzmot a na rękach poczułam krople deszczu.
-Chyba będziesz musiał zostać u mnie w domu na noc.-stwierdzam.
-Ale matka mnie zabije-Chyba gorzej będzie jeśli dostaniesz zapalenia płuc co nie ?
-No w sumie..
-Przecież cię nie zjem. Poza tym mogę puścić jakiś film.-Chłopak dalej nie jest pewny ale wchodzi do domu. Puściłam na dvd jakiś nudny dramat aby łatwiej było nam zasnąć. Już po 20 minutach czułam jak oczy mi się zamykają. Położyłam głowę na kolanach chłopaka i zasnęłam....

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 120.

6 komentarzy:

  1. Luana ? :D Podoba mi się ;)
    wgl kapitalny rozdział - jak zawsze ;)
    wszyscy jesteście świetni :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie!!!!!!!!! Ona (Lu) nie może być lesbijką ! :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Uu swietny rozdzial niemoge sie doczekac jutra aaaa ciekawe co bedzie z andresem i viola i leon kurde jestem strasznie niecierpliwa ale rodzial kapulitalny zajefajny
    karola

    OdpowiedzUsuń
  4. Lu homo.? :D Lepszej komedii nigdy nie czytałam. :*****

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny rozdział , a Ludmi jest najlepsza :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny rozdział

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka