środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 121

(León) Właściwie to chyba nie spałem w nocy. Co dziwnie, właściwie w ogóle nie czułem się zmęczony, więc zszedłem na dół, zastając totalną pustkę. Gdzie się wszyscy podziali? Z resztą, kogo to obchodzi... Wystukałem kilka przycisków na ekspresie do kawy. Chwyciłem kubek z parującym napojem w jedną rękę, w drugiej trzymałem tekst piosenki. Nie wiem, skąd on się tu wziął, wszystko co związane ze Studio trzymałem u siebie(no, pomijamy fakt, ze raz szukałem struny od gitary po całym pokoju, a okazało się, że matka pomyliła ją z widelcem i schowała do szuflady ze sztućcami), ale szybko go przejrzałem. Ach. No tak. "Świat już prawie idealny jest, i prawie wszystko jest moją rzeczywistością..." Hoy somos mas. To dziwne, że akurat w trakcie czytania tego tekstu do drzwi zadzwoniła jego autorka...

(Violetta) Wczorajszą wizytę u psychiatry pozostawię bez komentarza! Jak on mógł się tak zachować?! Co on sobie myślał?! Przecież ten człowiek chciał mu tylko pomóc!! A on ?! Zachował się gorzej niż.. Nie ma takiego określenia!! Nie ma!! Dodatkowo zostawił mnie tam samą!! Wczoraj już definitywnie przesadził!!...
Tej nocy praktycznie nie spałam, zastanawiałam się kiedy León zmienił się w osobę zupełnie nie do poznania. "No ona się przystawia do każdego napotkanego faceta, to się wkurzyłem, tak?" - Jedno zdanie, a tak zabolało. Czyli w jego oczach tak wyglądam? Wstałam dosyć wcześnie i udałam się do kuchni by zjeść coś na śniadanie. Wychodząc z domu, nogi same mnie prowadząc do jego domu..  - Cześć - rzuca - Jak tam? - pyta jak gdyby nigdy nic, z trudem opanowuję nerwy. - Jak tam?! Jak tam?! Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! - mówię zatrzaskując za sobą drzwi.
- Sama tego chciałaś, nie? - Mówi z oburzeniem, jakby to była moja wina! W myślach liczę do dziesięciu by nie powiedzieć czegoś, czego będę potem żałować. - Przepraszam, że się martwię, okej?! - rzucam i chce z powrotem wyjść z domu, ale mnie zatrzymuję - Mówię Ci, że nie masz o co się martwić! Bo ze mną wszystko w jak najlepszy porządku, nie wiem czy jesteś głupia czy tylko udajesz, że do Ciebie to nie dociera!? - podnosi głos. - Zastanów się nad tym.. - mówię już spokojnie, to raczej ja powinnam czuć się urażona, a nie on. - Nad czym znowu?! - jego ton głosu się nie zmienia. - Nad nami! Bo wszystko co robię to robię dla nas, a Ty najwidoczniej chyba nie chcesz już tego ciągnąć, prawda? - Mówię. - Violetta.. proszę... - Chłopak łapie mnie za rękę.
- Zostaw mnie, po prostu zostaw.. i zastanów się czego chcesz, bo ja nie chce byś spoglądał na mnie w ten sposób.. Cześć - kończę i wychodzę z domu, cała w złości spotykam....

(Diego) Z samego rana wyszedłem z domu w poszukiwaniu weny. Ślepo błądziłem po Buenos Aires nie wiedziałem co się, ze mną dzieje  byłem ostatnio jakiś przybity... zły na cały świat za byle co. Idąc w stronę Studia spotykam Violettę. Była wyraźnie zła. Postanowiłem z nią porozmawiać:
-Hej.- Dziewczyna spojrzała na mnie tak jakby miała mnie zaraz zabić wzrokiem.
-Cześć- burknęła pod nosem.- Nie mam ochoty rozmawiać.- Powiedziała i chciała odejść, ale ja ją zatrzymałem.- Co się ostatnio z Tobą dzieje? Jesteś na wszystko obrażona! Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi i możemy opowiedzieć sobie o wszystkim, a ty mnie olewasz...- Po chwili namysłu odezwała się- Diego, nie bądź na mnie zły, ja po prostu nie wiem czy mogę Ci o tym opowiadać.- Jestem Twoim przyjacielem oczywiście, że możesz...- Dziewczyna zmiękła więc wybraliśmy się do pobliskiej kawiarni, usiedliśmy przy jakimś stoliku i zaczęła mi o wszystkim opowiadać. Widziałem, że gdy wszystko z siebie wyrzuciła było jej dużo lepiej. - Violetta, z czasem będzie lepiej, uporządkujesz sobie wszystko. Z Leonem będzie tak samo, zobacz tyle razy się kłóciliście, a jednak znowu jesteście razem. Gdy on jest przy Tobie widać, że jesteś szczęśliwa.- Sam, nie mogłem uwierzyć, że to powiedziałem, ale dziewczynie chyba poprawił się humor uśmiechnęła się pod nosem, wstała i lekko mnie przytuliła. Razem wyszliśmy z budynku i udaliśmy się w stronę szkoły. Tam dopiero się rozstaliśmy. To spotkanie w bardzo dużym stopniu polepszyło nasze kontakty. Violetta na nowo mi zaufała a ja byłem szczęśliwy. Od razy udałem się do sali Beto, wziąłem gitarę do ręki i zacząłem śpiewać ,,Yo Soy Asi''. Po chwili zauważyłem, że ktoś mnie obserwuje to był/była...

(Lara) Całą noc nie zmrużyłam oka. To mnie niszczy... A może nie... Sama nie wiem. Dzisiaj nie poszłam wyjątkowo na tor. Wiem, że muszę utrzymywać kondycję i takie tam, ale nieważne... Odkąd wróciłam z tego kursu, wszystko nagle się zmieniło. Nie wiem czy na dobre... Niby tak, ale...No, właśnie, ale co?
Wstałam powoli, ubrałam się w rzeczy, które leżały na wierzchu półki szafy, a potem dostrzegłam na krześle kurtkę. Diego'a. No, tak... Wciąż mu jej nie oddałam. Wzięłam ją do ręki i chwilę ją trzymałam, aż ją właściwie przytuliłam. To się zmieniło, uświadomiłam sobie i wyszłam z domu w stronę Studio'a, zabierając kurtkę.
Kiedy byłam na miejscu, chciałam pójść do sali tanecznej, ale usłyszałam jak ktoś gra na gitarze. To mój ulubiony instrument.. Po chwili rozpoznałam melodię i usłyszałam słowa piosenki. Stanęłam przy drzwiach i zobaczyłam go. Dlaczego...eh... Powinnam się cieszyć, a widzę problem... Wiem co nieco, co przeżywał Leon, mówił mi o tym. Ja tak nie chcę... Ale już za późno...
Gdy mnie zauważył, uśmiechnął się i zaczął śpiewać do mnie..dla mnie... W momencie, kiedy skończył, chciałam mu wszystko powiedzieć, ale rozum mnie przystopował.
- Lara...
- Przepraszam, nie oddałam ci jej. - Podałam mu kurtkę, a on na nią spojrzał i ją wziął.
- Dzięki. - Odłożył gitarę i podszedł do mnie bardzo blisko. Po chwili chciał mnie pocałować w policzek, ale go gwałtownie odepchnęłam. - Lara? - zapytał cicho, a ja poczułam kilka łez płynących na policzku. - Co się dzieje?
- Też bym chciała wiedzieć... - szepnęłam, podeszłam do drzwi i je zamknęłam. Diego był zdziwiony. - Ja... - zaczęłam, ale przygryzłam wargę. Nie mogę mu tego powiedzieć.. - Ja się w tobie zakochałam, idioto! - krzyknęłam nagle. - A ja się boję miłości, jasne? I teraz... Teraz, kiedy mnie pocałowałeś na torze... To sobie uświadomiłam, że to co niby czułam do Federico'a to było co najwyżej zauroczenie, a wtedy mnie to bolało... I wiesz co jest najgorsze? - Chłopak powoli pokręcił głową. - Że ci teraz o tym wszystkim mówię, że wczoraj byłam zła, a ty nagle sprawiłeś, że się uspokoiłam... - wydusiłam. Diego milczał. I czemu mu to mówiłaś?! Prawie, że wybiegłam z sali, słysząc po chwili jego krzyk, który próbowałam zignorować. Chciałam jak najszybciej wyjść ze Studio'a, ale ktoś mnie zatrzymał...

(Diego) Gdy Lara weszła do tej sali poczułem się jakoś tak lepiej.  Gdy skończyłem śpiewać, podszedłem do dziewczyny i chciałem pocałować ją w policzek, lecz ona mnie odepchnęła po czym na jej policzkach pojawiły się łzy. Nie wiedziałem o co chodzi. Zamknęła drzwi i podeszła do mnie. Powiedziała mi co czuje, a ja byłem w lekkim szoku. Po wszystkim co z siebie wykrztusiła wybiegła z sali. Uświadomiłem sobie, że nie mogłem jej tak zostawić więc wyszedłem za nią. Zauważyłem dziewczynę przy wyjściu ze Studio. Na holu byliśmy tylko my więc mogliśmy spokojnie porozmawiać. Podszedłem do dziewczyny i złapałem za ramię, po czym ona odwróciła się do mnie cała zapłakana: - Błagam zostaw mnie!- krzyczała przez łzy.- Nie, nie zostawię Cię, na pewno nie po tym co mi powiedziałaś i na pewno nie w takim stanie!- dziewczyna popatrzyła na mnie jak na idiotę- Zrozum! Ja też Cię kocham i to bardzo mocno! Pamiętam jeszcze nasze pierwsze spotkanie. Przez te wszystkie dni nie zapomniałem o Tobie. Miałem inne dziewczyny, ale teraz zrozumiałem, że przez ten cały czas kochałem tylko Ciebie! Nic tego nie zmieni i już nie mogę odepchnąć od siebie tego uczucia! Zrozum to...- dziewczyna patrzyła na mnie na początku z zaszklonymi oczami, ale po chwili rzuciła mi się na szyję i mocno przytuliła- Kocham Cię...- wyszeptałem po cichu- Ja Ciebie też...- Dziewczyna oddaliła się ode mnie, a ja złączyłem nasze usta w pocałunku. Wiedziałem, że Lara jest w tym momencie szczęśliwa, po prostu to czułem.  Gdy się od siebie oddaliliśmy na twarzy dziewczyny ujrzałem uśmiech, a łzy zamieniły się w pogodne iskierki. Chwyciłem jej dłoń i razem wyszliśmy ze szkoły. Moje zajęcia zaczynały się dopiero za trzy godziny więc miałem sporo czasu dla dziewczyny. Poszliśmy do pięknego parku na spacer. Mocno trzymałem rękę dziewczyny, nie chciałem jej puścić za nic. Idąc alejką spotykamy...

(Ludmila) O kurde nie wierzę, jestem z Aną, to chyba był sen, albo to rzeczywista prawda. Jestem mega szczęśliwa. Napisalam jej SMS, czy byśmy się dziś spotkały i od razu dostalam odpowiedz. "Widzimy się dziś. Całuje ". Byłam podekscytowany, miałam motyle w brzuvhu. Chociaż cos nie dawało mi spokoju, cos się zle czulam dzis. Pomyslalam, ze spacer może mi pomoc. Wyszlam niepostrzeżenie z domu. Ahh świeże powietrze zawsze działa na mnie cudownie. Idąc tak alejkami, zauważa, Diego i Lare i oni trzymają się za ręce. Ten to dopiero zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Gdybym go nie znala i nie kochała jak brata moglabym rzec, ze to ewidentny obraz męskiej dziwkosci. - Ono co ja widzę, czy mnie wzrok nie myli ? - przeszywam ich wzrokiem. - Nasza Lara w końcu kogoś znalazla, wyleczylas się z Feder ? - skierowalam sie do dziewczyny. - Lu przestan, co u Ciebie. - zapytał mnie przyjaciel. - A olej a co ... - nie zdazylam nic powiedzieć, bo poczulam dziwne uczucie. - EJ wszystko gra ?? - zapytał mnie chłopak. - Wody mi odeszły. - spojrzalam na niego przerażona, a on stal jak slup soli nie wiedząc co czynić ...

(Diego) Po drodze spotkaliśmy Lu. Oczywiście nie obyło się od głupiego komentarza dotyczącego Lary. Uspokoiłem ją i zapytałem co u niej. Dziewczyna ledwo coś odpowiedziała i w połowie złapała się za brzuch. Dziewczyna tylko wykrztusiła - Wody mi odeszły.- Nie wiedziałem co zrobić, najlepiej było zadzwonić po karetkę więc tak uczyniłem, szybko wybrałem numer a po paru minutach była już pomoc która zabrała Lu do szpitala. Szybko dowiedziałem się do którego i razem z Larą tam pojechaliśmy. Gdy byliśmy już na miejscu chciałem dowiedzieć się gdzie jest Ludmila. Przedstawiłem się jako jej brat co ułatwiło mi dostęp do informacji. Szybko pobiegliśmy pod salę w której rodziła. Przez długi czas nikt nie wychodził, a my czekaliśmy aż w końcu coś się okaże. Po parunastu minutach do szpitala wtargnął/wtargnęła...

(Esmeralda) Wstalam wyspana, gotowa na kolejny dzień. Dziś miało być ciekawie, bo dzieciaki miały przynieść swoje pomysły, na rozpowszechnienie Studio. Juz nie mogłam się doczekać ich pomyslow. Obudzilam Pablo. - No wstawaj rząd dwa. - powiedziałem do niego. - Sekunda jeszcze. - odpowiedział zaspany. - Nie ma mowy, w stajemy raz dwa !! - krzyknelam mu do ucha. Wyszlam z pokoju. - Ludmila Ty tez juz wstajesz - krzyknelam w kierunku schodów. - Ludmila ? - powtórzylam. Zajrzalam na gore, ale córki tam nie było no dziwne, ale jest dorosła, nie mogę jej non stop kontrolowc. Pablo juz wstał zaczął mi dokuczać w kuchni za to, ze go zbudzilam i rozległ się telefon. - Pani Ferro ?? - zapytał ktoś. - Tak - powiedziałem niepewnie. - Pani córka zaczeła rodzic, niestety nie możemy podtrzymać ciąży, proszę natychmiast pojawić się w szpitalu. - odlozylam telefon. - Co się stało ? - uslyszalam glos Pablo. - Ludmila zaczeła rodzic. - odpowiedzialam. - Przecież ona jest w 7 miesiącu. - powiedział. - Zawiez mnie do szpitala. - zaczelam się szybko ubierać i po chwili siedzielismy w samochodzie. Gdy wbieglam do szpitala, szukalam jakich kolwiek ludzi, którzy mi pomogą. - Ludmila Ferro gdzie jest.? - zapytalam. - To ta dziewczynka z wczesniakiem I Pietro porodowka. - odpowiedziała mi kobieta. Za dosłownie sekundę byłam na górze,a Pablo ze mną. Na krzesłach zauwazylam Pablo z jakaś dziewczyna. - Co z nią ? - zapytalam chlopaka .- Nic nie wiemy. - odpowiedział chłopak. -  Pani Ferro ?? - zapytał mężczyzna. - Tak. - odpowiedzialam. - Walczymy o życie pani córki i dziecka.. Poród w 7 miesiącu jest bardzo bardzo niebezpieczny. Jeżeli wszystko się uda dziecko będzie musiało być pod długa opieka szpitala. - odpowiedział mi, a ja zlapalam się za głowę i usiadlam. - Spokojnie, one sa silne. - pocieszał mnie Pablo, nagle ktoś wbiegł na gore ...

(Mostowiak) Miałam postanowienie, że jak tylko Lu urodzi i się uspokoi po ciąży to jej to powiem, bo ja już chyba nie mogę tak dłużej! Nagle dostałam telefon od Larusi! Mówiła że Ludmila jest w szpitalu! Zaczyna rodzić a ja się przestraszyłam, przecież jeszcze 2 miesiące! Jak torpeda wystrzeliłam do szpitala a tam podałam się za siostrę, przez co szybciej uzyskałam informacje gdzie przebywa. Wspięłam się na górę i od razu rzuciła mi się w oczy jej matka oraz Lara i Diego, wraz z Pablem. Podchodząc zaczęłam ich zasypywać pytaniami aż w końcu kobieta zapytała; - Ana spokojnie, ale... - Pociągnęła nosem. - Dlaczego się tak martwisz o Lu ? - Spojrzałam na Diega aby jej nic nie wypaplał o nas! W sumie nie wiem czy On wie, ale pewnie Violetta mu powiedziała...
- No bo pomimo jej charakterku dużo mi pomogła i muszę być z nią... - Dodałam, myśląc że mi uwierzy...

(Ludmila) Ból i ogromny strach, ból i strach. Dwa słowa, a znaczą tak wiele. Wozili mnie po tym szpitalu jak worek kartofli. Chyba objeździliśmy już cały szpita. Byłam na skraju wyczerpania. Ból był nie do zniesienia. - Spokojnie jeszcze chwila. - ktoś osierał mi czoło zimnym okładem. - NIE WYTRZYMAM !! - zaczęłam krzyczeć. - Cesarskie musimy zrobić cesarskie bo dziecko się udusi. - powiedział jakiś lekarz.- Ratujcie ją, wyciągnijcie. - powtarzałam. - Posłuchaj, musimy zrobić cesarkie cięcie, za chwilę pojedziemy na salę operacyjną. - powtarzał mi. Ja już nie dałam rady go słuchać. Kiedy zajechaliśmy na tą salę, położyli mnie na takim śmiesznym łóżku, połączyli jakieś kable, i poczułam zimny płyn w żyłach,już potem nic nie słyszałam, ale pojawił się jakiś obraz chyba sen. To musiało być kilkanaście lat w przód, byłam w pięknym domu na podwórku w ogrodzie słychać było jakieś śmiechy. Wyszłam tam i zobaczyłam Tomasa, dlaczego jego, nie chcę go w swoich snach. Bawił się z dwójką dzieci. Widok był piękny, ale zupełnie nierealny. I dopiero po chwili doszły do mnie głosy. - Jest silna da radę, ta doba będzie decydująca dla dziecka. - głosy stwały się coraz wyraźniejsze. W końcu delikatnie otworzyłam oczy. - Wszystko poszło dobrze, teraz musimy tylko czekać. - powiedział do mnie. Nie słyszałam płaczu, nigdzie nie widziałam dziecka. Byłam wykończona. Przewieźli mnie na salę. - Jest w inkubatorze, śliczna dziewczynka, dzielnie walczyła. Jak się lepiej poczujesz to zawiozę Cię do niej. - powiedziała pielęgniarka. - Nie, Nie chcę jej widzieć, nie chcę. - zaczęłam powtarzać, a ktoś w tym czasie wszedł do sali ...

(Tomas) Odsypiałem ostatnią nocną zmianę w pracy gdy zadzwonił mój telefon, z wielką niechęcią zwlokłem się z łóżka i odebrałem. Okazało się że dzwoni Diego z tego co zrozumiałem Ludmila urodziła!? Zaraz jak to?! Przecież ona jest dopiero w 7 miesiącu?! Wybiegłem z domu tak jak stałem dziękując po drodze Bogu że teraz mieszkam tak blisko szpitala. Już po 5ciu minutach dotarłem na recepcje, gdy podałem się za ojca dziecka łaskawie powiedziano mi gdzie leży Lu. Wbiegłem na górę po schodach ale zatrzymałem się tuż przed drzwiami od jej sali, no bo co niby miałem zrobić? Dziecko było moje co do tego nie miałem wątpliwości ale nie byliśmy już razem i nie wiedziałem czy wolno mi mieszać się w jej życie. Dalej Tomas rusz się bądź że facetem - powiedziałem sobie w myślach. Powoli otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, była tam leżała na łóżku podpięta do tej całej aparatury. Usłyszałem jej rozmowę z pielęgniarką nie chciała widzieć swojej córki... naszej córki. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z mojej obecności, spojrzałem jedynie smutnym wzrokiem w jej kierunku i wyszedłem z sali, jednocześnie pragnąłem tam z nią zostać a zarazem coś we mnie krzyczało "wyjdź! odejdź jak najdalej!". Usiadłem na krzesełku przed salą nie wiedząc co robić ani co myśleć po paru sekundach z sali wyszła pielęgniarka, natychmiast do niej podszedłem. - Przepraszam, co z dzieckiem? - zapytałem. - Przykro mi ale nie mogę udzielić panu tego typu informacji. - powiedziała i ruszyła dalej korytarzem. Znów usiadłem na krzesełku i wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer Fran "Abonent czasowo niedostępny" usłyszałem w słuchawce, a może by tak? Niee ona ma dość swoich problemów, a może jednak? Powoli wybrałem numer do Violetty, odebrała po kilku sygnałach. - Violetta? - zapytałem tępo. - Tak, o co chodzi Tomas? - usłyszałem. - Ja przepraszam że do Ciebie dzwonie ale jestem w szpitalu Lu urodziła i nie wiem co robić, mogła byś przyjść? Błagam. - powiedziałem niemal na jednym wydechu....

(Violetta) Brawo Diego! Łatwo mówić będzie 'okej' jak jestem w totalnej rozsypce. Bardzo cenie sobie jego zdanie, ale dzisiaj nie pomogło mi tak jak przypuszczał. Mimo to dobrze, że jest.
Dzień mijał nie ubłagalnie wolno aż tak bardzo, że kiedy wróciłam do domu po zajęciach miałam na coś ochotę, na coś czego nie rozbiłam już od bardzo, bardzo dawna. - Gdzie ty możesz być? - szepczę do siebie przeszukując cały pokój, aż w końcu znajduję moją zgubę pod łóżkiem. Usiadłam na podłodze i otworzyłam delikatnie fioletowy zeszyt, przeglądając wszystkie stare wpisy... - Mamy dużo do nadrobienia, wiesz? - Spytałam sięgając po długopis. - Od czego tu zacząć? - pytam sama siebie "Drogi pamiętniku..." Nie pamiętałam tego uczucia, nie pamiętałam tego, że jak opiszę wszystko  co się dzieje w moim życiu na kartce papieru poczuję taką ulgę, to dziwne. Opisałam wszystko od momentu mojej amnezji do dzisiejszej kłótni z Leónem, kiedy już skończyłam zadzwonił do mnie roztrzęsiony Tomas, który błagał mnie bym przyszła jak najszybciej do szpitala. I co ja mam teraz zrobić?! Nie mogę tak go zostawić! - Zaraz będę! - powiedziałam do słuchawki po chwili namysłu... Po jakimś kwadransie byłam już pod pokojem Lu gdzie siedział Tomas. - Jestem - oznajmiłam rzucając torbę na siedzenie obok niego. - Co jest?! Jak ona się czuję? Co z dzieckiem?! - Zadaję mnóstwo pytań. - Nie wiem! - powiedział nie patrząc na mnie - Nie chcą mi nic powiedzieć! - okrył twarz rękami, a mi zachciało się w jednym momencie śmiać i płakać "Złe dni!" - Jak nie chcą?! Jesteś ojcem tego dziecka! - Pod nosze głos, a z sali Lu wychodzi lekarz prowadzący. - Przepraszam - zaczynam łagodnie - Jak się czuję Ludmiła i jak dziecko? - Pytam, a lekarz mnie olewa mówiąc, że nie jestem z nikim z rodziny i odchodzi, następnie Tomas próbuję się dowiedzieć jakiś informacji, ale to samo. - To są jakieś żarty! - Znowu podnoszę głos - Czy to jakiś kłopot powiedzieć jak się czuję nasza koleżanka?! CO?! - krzyczę. - Violetta daj spokój! - Uspokaja mnie chłopak - Nie! - odpowiadam...

(Tomas) To są jakieś żarty nic nie chcą nam powiedzieć, Violetta jest chyba bardziej wkurzona ode mnie już nie daje rady jej uspokajać. Zaczęła się nadzierać na personel. - Violetta daj spokój! - krzyczę do niej - Nie! - odpowiedziała mi. W sumie to ma racje jestem ojcem i mam prawo wiedzieć co z moją córką - Dobra koniec tej farsy! Wchodzimy tam i Ludmila musi mi powiedzieć co z dzieckiem! - niemal że wykrzyczałem wskazując na drzwi od jej sali. Violetta jedynie mi przytaknęła, weszliśmy do środka kompletnie zignorowałem osoby znajdujące się w pomieszczeniu i skupiłem się na Lu. - Co z naszym dzieckiem? Nikt tu nie chce mi nic powiedzieć co się dzieje! To że nie jesteśmy już razem nie znaczy że nie martwię się o naszą córkę i o Ciebie! - nie chciałem podnosić głosu ale to jakoś tak samo wyszło. Mój wywód przerwało.....

(Ludmila) Nie chce jej widzieć bo po co? Nie chce sie przywiązywać, nie chce jej dotykać, bo wtedy juz na pewno jej nie oddam. Wiem tylko, ze jest taka malutka i ze musi walczyć, żeby przezyc . Cos działo się po moja sala, ale nie obchodziło mnie to teraz. Wszystko mnie bolalo, każdy mięsień, nawet serce nie wiem dlaczego, nie mogę jej zatrzymać ja nie dam rady. Po chwili do sali weszła matka. Przytulia mnie a ja się rozryczalam jak mała dziewczynka. - Jest bardzo malutka, ale taka śliczna. - powiedziała. - Nie mów mi o niej, mamo nie mów nie chce nic wiedzieć. - odwrocilam się w druga stronę. - To Twoja corka, Ludmila, tak nie mozna. - zaczela mowi. I jeszcze dodatkowo dobija m je mysl, ze jest tuTomas, a ja nie chce go widziec. Matka gadala dalej, ale ktos wpadl do sali.To był Tomas i Violka. Zaczął pytać mała mówić, ze się o nią martwi i ze o mnie. kłamstwo. - ZAMKNAC SIE . - krzyknelam. - Nikt z was nie będzie mówił mi co mam robić. To moja corka , tylko i wyłącznie moja. - spojrzalam na Tomasa - Kocham Cie, caly czas Cie kochalam, ale Ty się zmieniles, i tak to ja Cie rzucilam, ale nie mysl sobie, ze możesz o niej decydować, nie możesz. - zwrocilam się bezpośrednio do chlopaka. Chciałam ja zobaczyć, tak bardzo chcialam, ale nie mogę muszę być silna. Nie, nie dam rady. - Chce ja zobaczyć. - powiedzialam do matki, a o a usmiechnela się do mnie. Wzięła wózek, a ja na niego usiadlam. - Nikt nie idzie ze mną, - oznajmiła .Na korytarzu dostrzeglam.....

(Lara) Czułam się dziwnie radosna. A teraz jestem w szpitalu... Lu urodziła swoje dziecko... W sumie to ciekawe przeżycie jak ktoś z twoich znajomych rodzi. Bardzo, Lara... Sama już nie wiesz co bredzisz, serio. Zobaczyłam, że Diego jest zmartwiony. Powinnam go jakoś pocieszyć?
- Hej, będzie okey. Pogłaskałam go po plecach, a on pokiwał głową. - Wiesz, możemy sprawdzić co u niej. W końcu jesteś jej bratem. - Zaśmiałam się, a on się uśmiechnął. Po chwili oboje wstaliśmy i już mieliśmy iść, ale zobaczyliśmy akurat jak Ludmiła jedzie wózkiem przez korytarz.
- Lu! - krzyknął Diego i do niej podbiegł.
- Spokojnie, ona jest zmęczona - syknęłam i delikatnie go odciągnęłam, aby dać jej kawałek jakiejś przestrzeni. Chyba coś mu powiedziała, a potem pojechała dalej przez korytarz.
- Jest okey? - zapytałam cicho, a Diego kiwnął głową.
- Nie musimy już tu siedzieć, jeżeli nie chcesz - powiedział po chwili, a ja pokręciłam głową.
- Musimy. To twoja siostra. - Uśmiechnęłam się.
- Nie musisz trenować? - dopytywał.
- Jeju, to jest dla ciebie ważne, dlatego dla mnie też, okey? - powiedziałam, a on po chwili mocno mnie przytulił.
- Dziękuję - szepnął mi do ucha.
Poszliśmy później kupić coś za automatu, przy którym stał/a...

(Mostowiak) Yh... Ludmiła pojechała po swoją córeczkę ! Juhu ! Kurde... Jak ją zobaczy to będzie się cieszyła jak dziecko a jak ja jej to powiem to chyba mnie udusi ! Ale nie mogę tak wiecznie to ciągnąć ! Po prostu nie mogę, sama dobrze o tym wie, ale chyba już sobie tego nie uświadamia. No nic, powiem jej jak będzie już w domu, uspokojona... Poszłam na dół i akurat zachaczyłam o automat, jak ja nie cierpię tego cholerstwa ! Zawsze zabierał mi pieniądze i batoników nie dawał ! Cham jeden, gorzej niż człowiek ! Waliłam głową o szybę gdy znów pożarł mi pieniądze, moje walenie głową przerwał głos Diega; - Tak się tego nie robi. - Zaśmiał się, spojrzałam w jego stronę i dostrzegłam Larę. Nowa dziewczyna ! On to szybki jest, w sumie ja byłam pierwsza z nową partnerką (xD) więc mi w podrywie nie dorówna.
- Szybki jesteś Diegosławie. - Wytknęłam mu język i kopnęłam w maszynę, a ta łaskawie dała mi batonika. - Jak się czujesz ze świadomością iż wiesz że twoja była jest lesbą ? (xD) - Spytałam zjadając słodycz.
- Hm ? - Nagle zakrztusiłam się lekko. Anka ty deklu ! Przecież On nie wie !
- Ym... Ja spadam. - Wykrztusiłam i pobiegłam na górę, a tam otworzyłam okno i wyrzuciłam czekolado podobny wyrób. - Uwaga ! Leci samolocik ! - Krzyknęła z góry i zamknęłam okienko. Poszłam przed siebie i spotkałam Ludmiłę... 

(Ludmila) Dlaczego tu są wszyscy, czego oni chcą, ja ich tu nie chce, nie sobie stąd idą blagam. Matka wiozla mnie w stronę, pokoju dla noworodków. Bałam się naprawdę się bałam i nagle stanęłam przed tym wielkim oknem i zobaczyłam ją. Moja mała kruszynka, była naprawdę maleńka, leżała w tej wielkiej sali sama, podłączona do miliona kabelków. Zaczęłam płakać, nie wytrzymałam. Jej małe rączki ledwo się ruszały. Lekarz mówił, że ta doba jest decydująca, ale ja wiem że ona jest silna, że pokona wszystko. Tylko co będzie dalej skoro nie potrafiłam dać jej ochrony, gdy jej jeszcze nie było, co będzie teraz ? Jak mam ją chronić. - Mamo zostaw mnie.- powiedziałem, a ona oddaliła się. Nie chcę zostawić jej tu samej, ona się boi bardziej niż ja, chcę ją dotknąć, a muszę mieć tą świadomość, że nie mogę. Jest taka śliczna, taka moja. Przyłożyłam rękę do szyby i po ciuchy zaczęłam śpiewać;

Wiem, że tam Cię znajdę
Ludzie pytają co i jak.
Mówią odwagi i choć ciężko mi
Chcę otrzeć Twoje łzy
Czy dasz mi znak ?
Nie mamy nic prócz siebie
Ciebie - ja Ty - mnie...

Łzy same napływały mi do oczu, gdzieś w oddali zauważyłam Anę, ale nawet z nią nie miałam siły rozmawiać skierowałam się do swojej sali, z nikim już nie rozmawiając i położyłam się.....

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 122.

9 komentarzy:

  1. Boski rozdział:D
    Jejuu -.- co się dzieje z naszym Leonem?
    A Violetta coś się wkurzyła bardziej od Tomasa w tym szpitalu!
    Emm . . .
    Czekam na next'a
    Pozdrawiam
    ~KatePasquarelli

    OdpowiedzUsuń
  2. O.. Leon jeszcze z sesji dla 1-szego seoznu! Zupełnie zapomniałam jak wyglądał. :D
    Rozdział wspaniały!
    Niestety dopiero niedawno odkryłam ten blog, więc zupełnie nie jestem w temacie, a szkoda.
    http://violettadisneypoland.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Super nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu

    OdpowiedzUsuń
  4. jak słodko *.*

    Niech Ana i Lu wychowują to dziecko ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział w miarę (przeraża mnie Ludana). :D A gdzie Angie.? Co się z nią dzieje.? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział <3
    Zapraszam do mnie :3
    http://leonetta-nowahistoria.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Pikne <3
    Postacie sie powtarzaja ale i tak supcio :)
    Brak mi Fran i Fede ;((
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka