(Tomas) Boże co za ból, niby już nie spałem ale wolałem nie otwierać oczu. Bolała mnie głowa i plecy, na dodatek czułem że leże na czymś zimnym i twardym. Nie było wyjścia trzeba było wstawać, powoli uniosłem powieki leżałem obok auta ojca Violetty, no tak jestem w jej garażu, zacząłem sobie przypominać wydarzenia z dnia wczorajszego, wyławianie kota, Violetta, klub, tatuaże... Zaraz tatuaże?! Natychmiast zerknąłem na swój nadgarstek na którym był niedbale zawinięty opatrunek, błyskawicznie go odwinąłem, ukazał mi się napis " Just Breathe" . Nie może być, przetarłem oczy aby upewnić się że dobrze widzę. Okey Tomas to tylko sen połóż się a zaraz obudzisz się w swoim cieplutkim łóżku witany przez swoją matkę - podpowiadała mi podświadomość. Zdjąłem z siebie kurtkę, zwinąłem ją w kłębek tworząc prowizoryczną poduszkę na której już po chwili się położyłem i spałem dalej, niestety nie było mi dane spać długo gdyż obudziła mnie....
(Violetta) Rano obudziło mnie rażące światło, podnosząc się z łóżka dopiero poczułam ten ból jakby mi ktoś głowę rozsadzał i wszystko sobie przypomniałam, co to wczoraj się działo?! Najpierw impreza z Diego, a potem z Tomasem?! Co na najlepszego robię? Zraz Tomas?! Gdzie on jest? Wstałam szybko z łóżka po mimo mroczków przed oczami i przechodząc obok lustra miga mi jakiś napis na ręce. - Violetta tylko nie mów..! - Mówię sobie w myślach, powoli podnoszę prawą rękę do góry. - Cholera... - Jedyne co zdołałam powiedzieć, kiedy i gdzie?! Na moim prawym nadgarstku widniał napis "All You Need Is Love" - Żartujesz Violetta! - burczę pod nosem. - Garaż! - Przypomniałam sobie gdzie chłopak miał nocować, szybkim krokiem wchodzą do pomieszczenia, a chłopak chyba jeszcze śpi. - Wstawaj! - Podnoszę głos - Powiesz, że to są jakieś żarty?! - Pokazuję mu mój nadgarstek. - To patrz na to! - Powiedział wstając na nogi pokazując mi swój tatuaż "Just Breathe" . - Gratuluję pomysłowości - mówię oschle.
- To teraz moja wina?! - opiera się o ścianę. Po chwili ciszy razem wybuchamy śmiechem.
- Przecież mój ojciec mnie zabije! - Mówię przez śmiech, a tak naprawdę boję się jego reakcji.
- Obronię Cię - Uśmiecha się - No chyba, że mnie zabije pierwszego, że dopuściłem do tego.. - Śmieje się, ale widzę iż coś jest z nim nie tak, chce zapytać, ale nie chce go męczyć.
- To co masz ochotę na śniadanie.. - pytam
(Tomas) Boże normalni to my nie jesteśmy, już widzę reakcje ojca Violki na jej tatuaż no ale może się nie dowie. Poza tym muszę dzisiaj wrócić do domu, dowiedzieć się kiedy pogrzeb. - To co masz ochotę na śniadanie? - zapytała mnie. Dopiero teraz uświadomiłem sobie że cały wczorajszy dzień nic nie jadłem. - Nie powiem jestem głodny jak wilk, ale nie sądzę żeby twój tata ucieszył się z mojej obecności w waszym domu więc chyba wrócę do siebie. - powiedziałem lekko podminowany. - Okey to do zobaczenia jutro w studio? - zapytała. - Tak do zobaczenia. - odpowiedziałem i ruszyłem do wyjścia z garażu, już miałem wyjść gdy coś mnie tknęło. - Violetta. - zawołałem. - Tak? - zapytała. - Dziękuję, za wszystko. - powiedziałem i ruszyłem w stronę swojego domu, nie chciałem tam wracać ale musiałem poza jednym smsem wysłanym do ojca wczoraj rano nie dawałem żadnego znaku życia, pewnie już wezwał policje i FBI. Szedłem pogrążony w rozmyślaniach aż zauważyłem po drugiej stronie ulicy....
(León) Wstałem wcześnie rano z zamiarem odwiedzenia Violetty. Było mi głupio że wczoraj miałem dla niej tak mało czasu. Szedłem w kierunku jej domu gwiżdżąc pod nosem "Salta", gdy byłem już niemal na miejscu po drugiej strony ulicy mignął mi Tomas zignorowałem go jednak i ruszyłem dalej przed siebie. Gdy dotarłem do jej domu zapukałem cicho w drzwi, miałem szczęście bo otworzyła mi właśnie ona a nie jej ojciec. - León? - zdziwiła się. Jedynie pocałowałem ją w policzek na przywitanie. - Dzisiaj jestem cały Twój. -
oznajmiłem z uśmiechem na twarzy, odwzajemniła go. - Poczekaj chwilę tylko wezmę kurtkę. - powiedziała znikając w głębi domu by już po chwili wrócić. Gdy zakładała ją na siebie mignęło mi coś na jej nadgarstku, złapałem ją za rękę i odwróciłem w swoją stronę by się przyjrzeć. Był to napis " All You Need Is Love". - Ładne, też chciałem sobie zrobić. Całkiem niezła henna, dużo zapłaciłaś? - zapytałem ją. - Eemmm... To nie jest henna León. - odpowiedziała zawstydzona a we mnie się zagotowało. - Że Co?! Ale kiedy, co, jak, gdzie? Jak możesz być tak nie odpowiedzialna?! Co Ty robisz?! - zawaliłem ją masa pytań. - Tak jakoś wczoraj wieczorem... - zaczęła mówić. - Violetta czy Ty oszalałaś? Przecież to zostaje na całe życie, a Ty tak sobie na spontana strzeliłaś tatuaż, i jeszcze pewnie w jakimś lewym studio bo nie sądzę aby twój ojciec dał Ci na to zgodę. - uniosłem głos. - Ciiii León! Bo tata usłyszy! Dobra przyznaje że mądre to nie było ale nic już na to nie poradzę, więc może przestań się na mnie wydzierać i przejdźmy się gdzieś? - zaproponowała. - Ehh niech Ci będzie. - stwierdziłem nadal lekko obrażony. Ruszyliśmy na miasto, ulice świeciły pustkami kto normalny wstaje tak wcześnie w niedzielę. Na całe szczęście różne kawiarenki były otwarte dlatego zaciągnąłem do jednej z nich Violette. Siedzieliśmy sobie pijąc kawę i rozmawiając gdy za oknem mignęła/mignął mi.......
(Tomas) Wróciłem do domu tylko na chwilę by pokazać ojcu że żyję i dowiedzieć się co z pogrzebem mamy. Był na mnie zły że tak po prostu uciekłem, ale powiedział też ze mnie rozumie i że pogrzeb mamy jest już jutro. W pokoju czekał na mnie uratowany kociak, chciałem go zatrzymać ale kuzynka miała uczulenie na sierść więc musiałem zabrać go do schroniska. Szedłem przez miasto w stronę schroniska, ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, w sumie to im się nie dziwiłem, pogniecione ubranie, podkrążone oczy, twarz jak u ducha, spokojnie mógłby straszyć małe dzieci. Gdy w końcu dotarłem do schroniska z bólem serca pożegnałem kota. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić więc postanowiłem pokręcić się bez celu po mieście, w jednej z kawiarni zauważyłem Violette z Leónem pomachałem jej na przywitanie i szybko ruszyłem dalej przed siebie, jednak po paru sekundach usłyszałem za sobą znajomy głos. - Tomas, zaczekaj....!
(Violetta) Nie sądziłam, że León aż tak się zdenerwuje przecież to w końcu moje życie i moja ciało, tak? Ale na szczęście udało mi się uspokoić chłopaka, wybraliśmy się do kafejki, gdzie w końcu nie wytrzymał i zrobił mi gigantyczne kazanie o tym co ja najlepszego zrobiłam! Że nie myślę! Że jak chciałam coś takiego powinnam iść do profesjonalisty! I dużo innych... - Powiedz mi jeszcze co Ci odwaliło?! - Spytał kończąc swoją przemowę. - Mam być szczera? - Pytam się chłopaka, na co kiwa głową - Nic nie pamiętam z wczorajszego wieczoru.. - Mówię biorąc łyk gorącej kawy. Brunet ciężko wzdycha. - Z kim byłaś? - pyta po chwili. Kiedy miałam mu dopowiedzieć w szybie okna zauważam Tomasa, który macha do mnie. León jednak jest spostrzegawczy - Tylko mi nie mów, że.. - Przewraca oczy. - Nic się nie wydarzyło, okej?! Miał problem i potrzebował towarzystwa, zaraz wraca. - Oznajmiam chłopakowi i wychodzą za Tomasem. - Tomas, zaczekaj! - Uśmiecham się do niego. - Coś się stało? - spogląda na moją rękę i się uśmiecha. - Znam Cię i wiem, że coś jest nie tak, jak będziesz potrzebował kogoś do pogadanie to daj znać w końcu dużo nas kiedyś łączyło, a teraz muszę wracać - Wskazałam ręką na lokal. - Violetta - Zawołał mnie chłopak, a ja się odwróciłam - Dziękuję - Uśmiechną się, a ja wróciłam do Leóna, gdy....
( Federico )
Czuje , że czegoś nie wiem . Że coś się stało i tylko to coś czeka aż to odkryje . Ale po co się martwić na zapas ..?
Właśnie szedłem do Diego , bo umówiłem się z nim w pewnej sprawie , gdy zobaczyłem Violkę i Leona przez szybe , w kawiarni . Siedzieli nad czymś pochyleni , ale dziewczyna na chwilę podniosła głowe i się do mnie uśmiechneła . Odwdzięczyłem się jej tym samym i poszedłem dalej . Nudziło mi się strasznie bez Studia, więc wróciłem do domu po gitarę i udałem się w stronę parku . Usiadłem sobie na murku i zaczęłem sobie coś tam cicho brzdąkać , aż melodia i słowa ułożyła się w piosenkę .
Rzucamy ścianą o groch,
Biegniemy w siebie przed tył,
Jutro wymyśli nas proch,
I urodzimy się w pył,
Nic nie znaczące to coś,
I najważniejsze to nic,
Widziałem dzisiaj Twój głos,
Nie ma nikogo, jak Ty
Dlatego...
wywołać uśmiech na jego twarzy. - Fran Ty nie rozumiesz? Jeszcze moja.. moja.. mama...nie..nie ważne, muszę iść.. - Wstał z ławki o odszedł bardzo szybko, ale coś musiało się stać nigdy nie widziałam by miał łzy w oczach, powinnam za nim pójść, ale i tak nic mi nie powie, musi pobyć sam.. w końcu znam takie uczucie.... Idąc wzdłuż placu natykam się na Federico. - Cześć słoneczko - Wita się obejmując mnie wzdłuż tali. Ale lekko go odsuwam. - Co jest Fran? - Pyta nie wiedząc o co mi chodzi. - Nie nic - odpowiadam oschle. - Po prostu nie uważasz, że wszystko idzie nam za łatwo? Nigdy się nie kłócimy, zawsze każde ustępuję każdemu.. A ja nadal czuję coś dziwnego w środku, jakbyś nie mógł zapomnieć o Ani'e. Wiem, że to pewnie tylko moje przeczucia, ale Federico.. Czuję się inaczej.. Odkąd no wiesz... Po prostu jestem przewrażliwiona, zresztą nie ważne, okej? - uśmiecham się szeroko obejmując go bardzo mocno - Francesca! - powiedział odstawiajac mnie od siebie...
( Federico )
Umówiłem pewną sprawe z Tomasem , ale wiem , że coś z nim nie tak . Coś się musiało stać ... Ale pewnie mi nie powie , bo nie jesteśmy przecież takimi super przyjaciółmi .
Szedłem przez ulice BA , gdy zobaczyłem Francesce .
- Cześć słoneczko - powiedziałem łapiąc ją w tali , ale lekko mnie odsunęła . - Co jest ? - spytałem nie wiedząc o co jej chodzi .
- Nie nic - odpowiedziała oschle. - Po prostu nie uważasz, że wszystko idzie nam za łatwo? Nigdy się nie kłócimy, zawsze każde ustępuję każdemu.. A ja nadal czuję coś dziwnego w środku, jakbyś nie mógł zapomnieć o Ani'e. Wiem, że to pewnie tylko moje przeczucia, ale Federico.. Czuję się inaczej.. Odkąd no wiesz... Po prostu jestem przewrażliwiona, zresztą nie ważne, okej? - uśmiechnęła się szeroko obejmując mnie bardzo mocno .
- Francesca ! - powiedziałem odsuwając ją od siebie . - O co Ci znowu chodzi ? Ana i ja to przecież zamknięty rozdział . Ona to schrzaniła , zraniła , a ty ciągle do tego wracasz . Możesz chcesz się roztać , jak tak Ci na tym zależy ?
- To chyba Ci bardzo na tym zależy ! - zaczyna krzyczeć . - Jeśli tak to proszę !! Jesteś od teraz wolny . Idź do Any , jak tak bardzo tego chcesz ! - odbiegła z łzami w oczach . Stałem tam przez chwilę , aż sam nie ruszyłem się z miejsca . Idąc w kierunku domu , widzę z daleka ...
(Pablo) Rozmawiałem z Antoniem i doszliśmy do jednego. - Musimy ich wyrzucić... - Dodał starzec a ja się zasmuciłem. - Daliśmy im już szansę, nikt absolutnie już NIKT nie chodzi na zajęcia ! Olewają nauczycieli, nie wykonują zadań ! Nawet tą piosenkę świąteczną ! My po prostu musimy zwolnić miejsca dla nowych przykładowych uczniów.
- Mam zrobić listę ? - Westchnąłem. Pokiwał głową i wyszedł. Ociężale usiadłem na krzesło... Wszyscy moi
ulubieni uczniowie zostaną wydaleni z uczelni... Ale nic nie poradzę, zalegają też z wpłatami na Stud!o, fakt nie chodzą już na lekcje... Wyjąłem kartkę i zacząłem pisać. - Violetta Castillo, Leonidas Verdas, Ludmiła Ferro, Ana Rawlison, Diego Dominguez, Camilla Torres, Maximilian Ponte... - I tak wymieniałem te nazwiska wraz z imionami na kartce. Z każdą literą czułem ból... Nie chciałem ale muszą zapłacić za swoją nieodpowiedzialność. Gdy skończyłem wypisywać wziąłem papier i zawiesiłem ją na tablicy ogłoszeń że zostają wyrzuceni. Spojrzałem jeszcze na kartkę i nazwiska moich studentów, pokręciłem przecząco głową i wyszedłem na zewnątrz. Miałem okienko i przeszedłem się do parku, po drodze ujrzałem Federico . Przywitał się a ja z bólem że niedługo się dowie odpowiedziałem. - Zbierz wszystkich swoich przyjaciół i powiedz im żeby spojrzeli na ogłoszenia. - Dodałem i poszedłem dalej, nie zwracając już uwagi na zdeozorientowanego chłopaka. Ze smętną miną znów kogoś ujrzałem i tym razem była to Esmeralda... Kąciki ust ledwo co, ale podniosły się ku górze. Ucałowałem jej policzek i się przywitałem, akurat szła w stronę Stud!a gdyż miała na późniejszą porę. Zaczęliśmy rozmawiać w sumie o wszystkim...! Ale musiałem zapytać; - To kiedy nasz ślub...? - Uśmiechnąłem się do niej...
(Esmeralda) Źle się czułam jak wstałam z rana, dobrze że Pablo nie było w domu bo zaraz znowu podniósł by swój alarm. Wypiłam miętę, spojrzałam na grafik. Uff dziś na późniejszą godzinę. Położyłam się jeszcze na godzinkę i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Na całe szczęście nastawiłam budzik. Otworzyłam zaspane oczy i tak strasznie nie chciało mi się wstawać, ale obowiązki to obowiązki i nie ma wyjścia. Zakręciło mi się w głowie, aż przysiadłam na krześle. - Matko co się ze mną dzieje. - powiedziałam sama do siebie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał, że czas już wychodzić do pracy. Porwałam kurteczkę z wieszaka i wyszłam z domu. Powolutku szłam, stawiając stopę za stopą. Błagałam tylko, żeby nie spotkać Pablo, ale moje prośby na nic się zdały, gdyż zauważyłam go po drodze. Udawałam, że jest super, extra, czad. I nagle usłyszałam to pytanie. - To kiedy nasz ślub ? - zapytał z taką śmieszną miną. - Skarbie, musimy dziś o tym rozmawiać.?- spojrzałam na niego. - Coś się stało ? - popatrzył na mnie. - Nie, nie nic mam gorszy dzień - skłamałam. Chyba coś wyczuł, bo wiercił mnie wzrokiem jakby chciał mi zrobić dziurę w mózgu ...
(Pablo) "Nie nic mam gorszy dzień" Po tych słowach zacząłem jej się uważnie przyglądać, dopiero teraz zauważyłem że z nią jest coś nie tak. Stanąłem przed nią, jednocześnie zatrzymując ją. - Dobrze się czujesz ? - Spytałem dla pewności, coś z nią było nie tak. Kiwnęła głową że tak a ja zmrużyłem oczy. - Na pewno ? - Dopytywałem. - Coś ci nie wierzę, chodź. - Złapałem ją za rękę i skierowałem się do jej mieszkania.
- Gdzie mnie ciągniesz... ? - Wyleciało z jej ust.
- Nie pozwalam ci pracować. Tak - jeśli wszystko w porządku, ale widzę że jest już coraz gorzej. Więc nawet nie śnij że pójdziesz uczyć. - Dodałem i zabrałem ją do swojego mieszkania. Nie obyło się bez przemowy typu "Nie możesz mi zabronić pracować..." W środku kazałem jej usiąść, dałem jej koce i przygotowałem herbatę. Niosąc napój do salonu jej już nie było... Cholera ! Uciekła ! Postawiłem herbatkę i wyszedłem. Zacząłem jej szukać a po drodze spotkałem tylko ... więc skierowałem się do Stud!a.
(Ana) Dziś wiele zrozumiałam, przynajmniej to że... Zostałam wyrzucona ze Stud!a ! Świetnie... Ale nie tylko ja... Lecz co mnie to obchodzi ? Oburzona wyszłam z budynku i akurat trafiłam na wymienianie śliny Federico z tą... Tym człowiekiem! Ominęłam ich z bólem w sercu i trafiłam do centrum, ujrzałam tam Pabla... Przez niego napawałam się złości ! Ale... To ja zaniedbywałam Studio... Stojąc tak przez chwilę pobiegłam do mieszkania. W kilkanaście sekund się tam znalazłam, wyjęłam kartkę i długopis zaczęłam pisać... "Violetta... Moja kuzyneczko kochana ! Zawsze będę ci wdzięczna że jesteś przy mnie i byłaś, zapamiętaj mnie jako zwykłą dziewczynę z wielkimi marzeniami. Bo teraz możesz mnie znaleść w kałuży krwi, albo w rzecę..."," Marco - Jezu, rozpisałabym się tu jaki jesteś wspaniały, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła... Ale wiedz że wtedy... Nie było dobrze, nie będzie i...(...)" Pisałam tak do każdego którego znam... I zaczęło się na tym najgorszym... "Federico - Co mogę ci powiedzieć ? Jesteś, a raczej byłeś moim najlepszym przyjacielem. Świetnie się z tobą bawiłam, ale potem było... Dziwnie. Zepsuliśmy naszą więź przez związek który nie wypadł bo uległam... Przykro mi jest że już nigdy nie będzie i nie było tak samo. Życzę ci jak najwięcej dobra, z Francescą. Ale wiedz... Że moja miłość nie ustała i nadal... Cię kochałam/ Ana" Kartkę zostawiłam na łóżku Violetty i pobiegłam teraz w miejsce gdzie miał być mój koniec... Nad rzekę, dla pewności wzięłam jeszcze rewolwer którego trzymam w rzeczach, gdyby była ta "nagła" sytuacja. Stanęłam na skraju mostu i przyłożyłam sobie broń do skroni. - Kocham was... - Szepnęłam do siebie a po chwili broń wystrzeliła. Poczułam jak rozsadziło mi wszystko... To był już naprawdę koniec... Nie czułam już bólu, ale wiem że spadałam... A tak oto zakończyłam swój żywot...
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 112.
(Violetta) Rano obudziło mnie rażące światło, podnosząc się z łóżka dopiero poczułam ten ból jakby mi ktoś głowę rozsadzał i wszystko sobie przypomniałam, co to wczoraj się działo?! Najpierw impreza z Diego, a potem z Tomasem?! Co na najlepszego robię? Zraz Tomas?! Gdzie on jest? Wstałam szybko z łóżka po mimo mroczków przed oczami i przechodząc obok lustra miga mi jakiś napis na ręce. - Violetta tylko nie mów..! - Mówię sobie w myślach, powoli podnoszę prawą rękę do góry. - Cholera... - Jedyne co zdołałam powiedzieć, kiedy i gdzie?! Na moim prawym nadgarstku widniał napis "All You Need Is Love" - Żartujesz Violetta! - burczę pod nosem. - Garaż! - Przypomniałam sobie gdzie chłopak miał nocować, szybkim krokiem wchodzą do pomieszczenia, a chłopak chyba jeszcze śpi. - Wstawaj! - Podnoszę głos - Powiesz, że to są jakieś żarty?! - Pokazuję mu mój nadgarstek. - To patrz na to! - Powiedział wstając na nogi pokazując mi swój tatuaż "Just Breathe" . - Gratuluję pomysłowości - mówię oschle.
- To teraz moja wina?! - opiera się o ścianę. Po chwili ciszy razem wybuchamy śmiechem.
- Przecież mój ojciec mnie zabije! - Mówię przez śmiech, a tak naprawdę boję się jego reakcji.
- Obronię Cię - Uśmiecha się - No chyba, że mnie zabije pierwszego, że dopuściłem do tego.. - Śmieje się, ale widzę iż coś jest z nim nie tak, chce zapytać, ale nie chce go męczyć.
- To co masz ochotę na śniadanie.. - pytam
(Tomas) Boże normalni to my nie jesteśmy, już widzę reakcje ojca Violki na jej tatuaż no ale może się nie dowie. Poza tym muszę dzisiaj wrócić do domu, dowiedzieć się kiedy pogrzeb. - To co masz ochotę na śniadanie? - zapytała mnie. Dopiero teraz uświadomiłem sobie że cały wczorajszy dzień nic nie jadłem. - Nie powiem jestem głodny jak wilk, ale nie sądzę żeby twój tata ucieszył się z mojej obecności w waszym domu więc chyba wrócę do siebie. - powiedziałem lekko podminowany. - Okey to do zobaczenia jutro w studio? - zapytała. - Tak do zobaczenia. - odpowiedziałem i ruszyłem do wyjścia z garażu, już miałem wyjść gdy coś mnie tknęło. - Violetta. - zawołałem. - Tak? - zapytała. - Dziękuję, za wszystko. - powiedziałem i ruszyłem w stronę swojego domu, nie chciałem tam wracać ale musiałem poza jednym smsem wysłanym do ojca wczoraj rano nie dawałem żadnego znaku życia, pewnie już wezwał policje i FBI. Szedłem pogrążony w rozmyślaniach aż zauważyłem po drugiej stronie ulicy....
(León) Wstałem wcześnie rano z zamiarem odwiedzenia Violetty. Było mi głupio że wczoraj miałem dla niej tak mało czasu. Szedłem w kierunku jej domu gwiżdżąc pod nosem "Salta", gdy byłem już niemal na miejscu po drugiej strony ulicy mignął mi Tomas zignorowałem go jednak i ruszyłem dalej przed siebie. Gdy dotarłem do jej domu zapukałem cicho w drzwi, miałem szczęście bo otworzyła mi właśnie ona a nie jej ojciec. - León? - zdziwiła się. Jedynie pocałowałem ją w policzek na przywitanie. - Dzisiaj jestem cały Twój. -
oznajmiłem z uśmiechem na twarzy, odwzajemniła go. - Poczekaj chwilę tylko wezmę kurtkę. - powiedziała znikając w głębi domu by już po chwili wrócić. Gdy zakładała ją na siebie mignęło mi coś na jej nadgarstku, złapałem ją za rękę i odwróciłem w swoją stronę by się przyjrzeć. Był to napis " All You Need Is Love". - Ładne, też chciałem sobie zrobić. Całkiem niezła henna, dużo zapłaciłaś? - zapytałem ją. - Eemmm... To nie jest henna León. - odpowiedziała zawstydzona a we mnie się zagotowało. - Że Co?! Ale kiedy, co, jak, gdzie? Jak możesz być tak nie odpowiedzialna?! Co Ty robisz?! - zawaliłem ją masa pytań. - Tak jakoś wczoraj wieczorem... - zaczęła mówić. - Violetta czy Ty oszalałaś? Przecież to zostaje na całe życie, a Ty tak sobie na spontana strzeliłaś tatuaż, i jeszcze pewnie w jakimś lewym studio bo nie sądzę aby twój ojciec dał Ci na to zgodę. - uniosłem głos. - Ciiii León! Bo tata usłyszy! Dobra przyznaje że mądre to nie było ale nic już na to nie poradzę, więc może przestań się na mnie wydzierać i przejdźmy się gdzieś? - zaproponowała. - Ehh niech Ci będzie. - stwierdziłem nadal lekko obrażony. Ruszyliśmy na miasto, ulice świeciły pustkami kto normalny wstaje tak wcześnie w niedzielę. Na całe szczęście różne kawiarenki były otwarte dlatego zaciągnąłem do jednej z nich Violette. Siedzieliśmy sobie pijąc kawę i rozmawiając gdy za oknem mignęła/mignął mi.......
(Tomas) Wróciłem do domu tylko na chwilę by pokazać ojcu że żyję i dowiedzieć się co z pogrzebem mamy. Był na mnie zły że tak po prostu uciekłem, ale powiedział też ze mnie rozumie i że pogrzeb mamy jest już jutro. W pokoju czekał na mnie uratowany kociak, chciałem go zatrzymać ale kuzynka miała uczulenie na sierść więc musiałem zabrać go do schroniska. Szedłem przez miasto w stronę schroniska, ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, w sumie to im się nie dziwiłem, pogniecione ubranie, podkrążone oczy, twarz jak u ducha, spokojnie mógłby straszyć małe dzieci. Gdy w końcu dotarłem do schroniska z bólem serca pożegnałem kota. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić więc postanowiłem pokręcić się bez celu po mieście, w jednej z kawiarni zauważyłem Violette z Leónem pomachałem jej na przywitanie i szybko ruszyłem dalej przed siebie, jednak po paru sekundach usłyszałem za sobą znajomy głos. - Tomas, zaczekaj....!
(Violetta) Nie sądziłam, że León aż tak się zdenerwuje przecież to w końcu moje życie i moja ciało, tak? Ale na szczęście udało mi się uspokoić chłopaka, wybraliśmy się do kafejki, gdzie w końcu nie wytrzymał i zrobił mi gigantyczne kazanie o tym co ja najlepszego zrobiłam! Że nie myślę! Że jak chciałam coś takiego powinnam iść do profesjonalisty! I dużo innych... - Powiedz mi jeszcze co Ci odwaliło?! - Spytał kończąc swoją przemowę. - Mam być szczera? - Pytam się chłopaka, na co kiwa głową - Nic nie pamiętam z wczorajszego wieczoru.. - Mówię biorąc łyk gorącej kawy. Brunet ciężko wzdycha. - Z kim byłaś? - pyta po chwili. Kiedy miałam mu dopowiedzieć w szybie okna zauważam Tomasa, który macha do mnie. León jednak jest spostrzegawczy - Tylko mi nie mów, że.. - Przewraca oczy. - Nic się nie wydarzyło, okej?! Miał problem i potrzebował towarzystwa, zaraz wraca. - Oznajmiam chłopakowi i wychodzą za Tomasem. - Tomas, zaczekaj! - Uśmiecham się do niego. - Coś się stało? - spogląda na moją rękę i się uśmiecha. - Znam Cię i wiem, że coś jest nie tak, jak będziesz potrzebował kogoś do pogadanie to daj znać w końcu dużo nas kiedyś łączyło, a teraz muszę wracać - Wskazałam ręką na lokal. - Violetta - Zawołał mnie chłopak, a ja się odwróciłam - Dziękuję - Uśmiechną się, a ja wróciłam do Leóna, gdy....
( Federico )
Czuje , że czegoś nie wiem . Że coś się stało i tylko to coś czeka aż to odkryje . Ale po co się martwić na zapas ..?
Właśnie szedłem do Diego , bo umówiłem się z nim w pewnej sprawie , gdy zobaczyłem Violkę i Leona przez szybe , w kawiarni . Siedzieli nad czymś pochyleni , ale dziewczyna na chwilę podniosła głowe i się do mnie uśmiechneła . Odwdzięczyłem się jej tym samym i poszedłem dalej . Nudziło mi się strasznie bez Studia, więc wróciłem do domu po gitarę i udałem się w stronę parku . Usiadłem sobie na murku i zaczęłem sobie coś tam cicho brzdąkać , aż melodia i słowa ułożyła się w piosenkę .
Rzucamy ścianą o groch,
Biegniemy w siebie przed tył,
Jutro wymyśli nas proch,
I urodzimy się w pył,
Nic nie znaczące to coś,
I najważniejsze to nic,
Widziałem dzisiaj Twój głos,
Nie ma nikogo, jak Ty
Dlatego...
Zauważyłem , że ktoś mi się zaczął przyglądać , więc przerwałem gre . Tym kimś był ...
(Tomas) Po rozmowie z Violettą złapałem jeszcze większego doła znaczy to miłe że się o mnie martwi ale nie chciałem rozmawiać o ostatnich wydarzeniach. Szedłem przed siebie patrząc się tępo w przestrzeń, powinienem powiedzieć Lu prawdę, ukrywanie kłamstwa nigdy nic nie daje, no i studio, ciężko mi będzie się z nim pożegnać i do tego jutro pogrzeb mamy, moje rozmyślania przerwało to że zauważyłem Federico, w sumie można by z nim pogadać, załatwić chociaż jedną sprawę. Podszedłem do niego - Cześć - przywdziałem na twarz sztuczny uśmiech. - No hej - odpowiedział. - Chciałem Cie zapytać czy robimy coś z tym naszym biurem podróży, to dla mnie naprawdę ważne i chciałbym wiedzieć czy ty też traktujesz to choć odrobinę poważnie. - wyłożyłem kawę na ławę. - To że się przy tym dobrze bawię nie znaczy że nie biorę tego na serio zresztą mam już przygotowany plan pewnej wycieczki dla nas wszystkich, tylko czeka na dobrą okazję! - wykrzyczał radośnie. - Okey to wyślij mi to mailem, zobaczę co wymyśliłeś, Cześć. - pożegnałem się i ruszyłem na miasto miałem jeszcze trochę drobnych w kieszeni a byłem strasznie głodny więc jedyne czego szukałem wzrokiem to jakakolwiek knajpka z jedzeniem. Spotkałem jednak na swojej drodze...
(Francesca) Odkąd Federico się o wszystkim dowiedział, czuję się jakby kamień spadł mi z serca. Rano w dobrym humorze wychodzą z domu ostrożnie się rozglądając po ulicach. Słońce świeci, ptaki śpiewają i czegoż można chcieć więcej? Idąc przez ulice ciepłego Beunos Aries spotykam na swojej drodze Tomasa, z którym coś jest nie tak. - Wszystko w porządku? - Pytam się chłopaka i lekko uśmiecham na powitanie. - To samo pytanie chciałem zadać Tobie - uśmiecha się na siłę.
- Tomas? - Mówię delikatnie - Widzę, że coś Cię nurtuję. Zawsze kiedy było źle to byłeś przy mnie i jako Twoja przyjaciółka mam obowiązek być przy Tobie! - Nie daję za wygraną. - Dobrze wiesz, że możesz okłamać Lu czy Violettę, ale mnie nie okłamiesz! - Ciągnę go na ławkę obok nas. Widzę, że chłopak się męczy i kiedy chciałam przerwać to zaczął sam mówić. - Całowałem się z Larą... - Westchną - To wszystko? Tomas jeżeli chodzi o Ludmiłę to będzie zła, ale Ci wybaczy! Patrz na mnie... - Próbowałam (Tomas) Po rozmowie z Violettą złapałem jeszcze większego doła znaczy to miłe że się o mnie martwi ale nie chciałem rozmawiać o ostatnich wydarzeniach. Szedłem przed siebie patrząc się tępo w przestrzeń, powinienem powiedzieć Lu prawdę, ukrywanie kłamstwa nigdy nic nie daje, no i studio, ciężko mi będzie się z nim pożegnać i do tego jutro pogrzeb mamy, moje rozmyślania przerwało to że zauważyłem Federico, w sumie można by z nim pogadać, załatwić chociaż jedną sprawę. Podszedłem do niego - Cześć - przywdziałem na twarz sztuczny uśmiech. - No hej - odpowiedział. - Chciałem Cie zapytać czy robimy coś z tym naszym biurem podróży, to dla mnie naprawdę ważne i chciałbym wiedzieć czy ty też traktujesz to choć odrobinę poważnie. - wyłożyłem kawę na ławę. - To że się przy tym dobrze bawię nie znaczy że nie biorę tego na serio zresztą mam już przygotowany plan pewnej wycieczki dla nas wszystkich, tylko czeka na dobrą okazję! - wykrzyczał radośnie. - Okey to wyślij mi to mailem, zobaczę co wymyśliłeś, Cześć. - pożegnałem się i ruszyłem na miasto miałem jeszcze trochę drobnych w kieszeni a byłem strasznie głodny więc jedyne czego szukałem wzrokiem to jakakolwiek knajpka z jedzeniem. Spotkałem jednak na swojej drodze...
(Francesca) Odkąd Federico się o wszystkim dowiedział, czuję się jakby kamień spadł mi z serca. Rano w dobrym humorze wychodzą z domu ostrożnie się rozglądając po ulicach. Słońce świeci, ptaki śpiewają i czegoż można chcieć więcej? Idąc przez ulice ciepłego Beunos Aries spotykam na swojej drodze Tomasa, z którym coś jest nie tak. - Wszystko w porządku? - Pytam się chłopaka i lekko uśmiecham na powitanie. - To samo pytanie chciałem zadać Tobie - uśmiecha się na siłę.
wywołać uśmiech na jego twarzy. - Fran Ty nie rozumiesz? Jeszcze moja.. moja.. mama...nie..nie ważne, muszę iść.. - Wstał z ławki o odszedł bardzo szybko, ale coś musiało się stać nigdy nie widziałam by miał łzy w oczach, powinnam za nim pójść, ale i tak nic mi nie powie, musi pobyć sam.. w końcu znam takie uczucie.... Idąc wzdłuż placu natykam się na Federico. - Cześć słoneczko - Wita się obejmując mnie wzdłuż tali. Ale lekko go odsuwam. - Co jest Fran? - Pyta nie wiedząc o co mi chodzi. - Nie nic - odpowiadam oschle. - Po prostu nie uważasz, że wszystko idzie nam za łatwo? Nigdy się nie kłócimy, zawsze każde ustępuję każdemu.. A ja nadal czuję coś dziwnego w środku, jakbyś nie mógł zapomnieć o Ani'e. Wiem, że to pewnie tylko moje przeczucia, ale Federico.. Czuję się inaczej.. Odkąd no wiesz... Po prostu jestem przewrażliwiona, zresztą nie ważne, okej? - uśmiecham się szeroko obejmując go bardzo mocno - Francesca! - powiedział odstawiajac mnie od siebie...
( Federico )
Umówiłem pewną sprawe z Tomasem , ale wiem , że coś z nim nie tak . Coś się musiało stać ... Ale pewnie mi nie powie , bo nie jesteśmy przecież takimi super przyjaciółmi .
Szedłem przez ulice BA , gdy zobaczyłem Francesce .
- Cześć słoneczko - powiedziałem łapiąc ją w tali , ale lekko mnie odsunęła . - Co jest ? - spytałem nie wiedząc o co jej chodzi .
- Nie nic - odpowiedziała oschle. - Po prostu nie uważasz, że wszystko idzie nam za łatwo? Nigdy się nie kłócimy, zawsze każde ustępuję każdemu.. A ja nadal czuję coś dziwnego w środku, jakbyś nie mógł zapomnieć o Ani'e. Wiem, że to pewnie tylko moje przeczucia, ale Federico.. Czuję się inaczej.. Odkąd no wiesz... Po prostu jestem przewrażliwiona, zresztą nie ważne, okej? - uśmiechnęła się szeroko obejmując mnie bardzo mocno .
- Francesca ! - powiedziałem odsuwając ją od siebie . - O co Ci znowu chodzi ? Ana i ja to przecież zamknięty rozdział . Ona to schrzaniła , zraniła , a ty ciągle do tego wracasz . Możesz chcesz się roztać , jak tak Ci na tym zależy ?
- To chyba Ci bardzo na tym zależy ! - zaczyna krzyczeć . - Jeśli tak to proszę !! Jesteś od teraz wolny . Idź do Any , jak tak bardzo tego chcesz ! - odbiegła z łzami w oczach . Stałem tam przez chwilę , aż sam nie ruszyłem się z miejsca . Idąc w kierunku domu , widzę z daleka ...
(Pablo) Rozmawiałem z Antoniem i doszliśmy do jednego. - Musimy ich wyrzucić... - Dodał starzec a ja się zasmuciłem. - Daliśmy im już szansę, nikt absolutnie już NIKT nie chodzi na zajęcia ! Olewają nauczycieli, nie wykonują zadań ! Nawet tą piosenkę świąteczną ! My po prostu musimy zwolnić miejsca dla nowych przykładowych uczniów.
- Mam zrobić listę ? - Westchnąłem. Pokiwał głową i wyszedł. Ociężale usiadłem na krzesło... Wszyscy moi
ulubieni uczniowie zostaną wydaleni z uczelni... Ale nic nie poradzę, zalegają też z wpłatami na Stud!o, fakt nie chodzą już na lekcje... Wyjąłem kartkę i zacząłem pisać. - Violetta Castillo, Leonidas Verdas, Ludmiła Ferro, Ana Rawlison, Diego Dominguez, Camilla Torres, Maximilian Ponte... - I tak wymieniałem te nazwiska wraz z imionami na kartce. Z każdą literą czułem ból... Nie chciałem ale muszą zapłacić za swoją nieodpowiedzialność. Gdy skończyłem wypisywać wziąłem papier i zawiesiłem ją na tablicy ogłoszeń że zostają wyrzuceni. Spojrzałem jeszcze na kartkę i nazwiska moich studentów, pokręciłem przecząco głową i wyszedłem na zewnątrz. Miałem okienko i przeszedłem się do parku, po drodze ujrzałem Federico . Przywitał się a ja z bólem że niedługo się dowie odpowiedziałem. - Zbierz wszystkich swoich przyjaciół i powiedz im żeby spojrzeli na ogłoszenia. - Dodałem i poszedłem dalej, nie zwracając już uwagi na zdeozorientowanego chłopaka. Ze smętną miną znów kogoś ujrzałem i tym razem była to Esmeralda... Kąciki ust ledwo co, ale podniosły się ku górze. Ucałowałem jej policzek i się przywitałem, akurat szła w stronę Stud!a gdyż miała na późniejszą porę. Zaczęliśmy rozmawiać w sumie o wszystkim...! Ale musiałem zapytać; - To kiedy nasz ślub...? - Uśmiechnąłem się do niej...
(Esmeralda) Źle się czułam jak wstałam z rana, dobrze że Pablo nie było w domu bo zaraz znowu podniósł by swój alarm. Wypiłam miętę, spojrzałam na grafik. Uff dziś na późniejszą godzinę. Położyłam się jeszcze na godzinkę i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Na całe szczęście nastawiłam budzik. Otworzyłam zaspane oczy i tak strasznie nie chciało mi się wstawać, ale obowiązki to obowiązki i nie ma wyjścia. Zakręciło mi się w głowie, aż przysiadłam na krześle. - Matko co się ze mną dzieje. - powiedziałam sama do siebie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał, że czas już wychodzić do pracy. Porwałam kurteczkę z wieszaka i wyszłam z domu. Powolutku szłam, stawiając stopę za stopą. Błagałam tylko, żeby nie spotkać Pablo, ale moje prośby na nic się zdały, gdyż zauważyłam go po drodze. Udawałam, że jest super, extra, czad. I nagle usłyszałam to pytanie. - To kiedy nasz ślub ? - zapytał z taką śmieszną miną. - Skarbie, musimy dziś o tym rozmawiać.?- spojrzałam na niego. - Coś się stało ? - popatrzył na mnie. - Nie, nie nic mam gorszy dzień - skłamałam. Chyba coś wyczuł, bo wiercił mnie wzrokiem jakby chciał mi zrobić dziurę w mózgu ...
(Pablo) "Nie nic mam gorszy dzień" Po tych słowach zacząłem jej się uważnie przyglądać, dopiero teraz zauważyłem że z nią jest coś nie tak. Stanąłem przed nią, jednocześnie zatrzymując ją. - Dobrze się czujesz ? - Spytałem dla pewności, coś z nią było nie tak. Kiwnęła głową że tak a ja zmrużyłem oczy. - Na pewno ? - Dopytywałem. - Coś ci nie wierzę, chodź. - Złapałem ją za rękę i skierowałem się do jej mieszkania.
- Gdzie mnie ciągniesz... ? - Wyleciało z jej ust.
- Nie pozwalam ci pracować. Tak - jeśli wszystko w porządku, ale widzę że jest już coraz gorzej. Więc nawet nie śnij że pójdziesz uczyć. - Dodałem i zabrałem ją do swojego mieszkania. Nie obyło się bez przemowy typu "Nie możesz mi zabronić pracować..." W środku kazałem jej usiąść, dałem jej koce i przygotowałem herbatę. Niosąc napój do salonu jej już nie było... Cholera ! Uciekła ! Postawiłem herbatkę i wyszedłem. Zacząłem jej szukać a po drodze spotkałem tylko ... więc skierowałem się do Stud!a.
(Ana) Dziś wiele zrozumiałam, przynajmniej to że... Zostałam wyrzucona ze Stud!a ! Świetnie... Ale nie tylko ja... Lecz co mnie to obchodzi ? Oburzona wyszłam z budynku i akurat trafiłam na wymienianie śliny Federico z tą... Tym człowiekiem! Ominęłam ich z bólem w sercu i trafiłam do centrum, ujrzałam tam Pabla... Przez niego napawałam się złości ! Ale... To ja zaniedbywałam Studio... Stojąc tak przez chwilę pobiegłam do mieszkania. W kilkanaście sekund się tam znalazłam, wyjęłam kartkę i długopis zaczęłam pisać... "Violetta... Moja kuzyneczko kochana ! Zawsze będę ci wdzięczna że jesteś przy mnie i byłaś, zapamiętaj mnie jako zwykłą dziewczynę z wielkimi marzeniami. Bo teraz możesz mnie znaleść w kałuży krwi, albo w rzecę..."," Marco - Jezu, rozpisałabym się tu jaki jesteś wspaniały, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła... Ale wiedz że wtedy... Nie było dobrze, nie będzie i...(...)" Pisałam tak do każdego którego znam... I zaczęło się na tym najgorszym... "Federico - Co mogę ci powiedzieć ? Jesteś, a raczej byłeś moim najlepszym przyjacielem. Świetnie się z tobą bawiłam, ale potem było... Dziwnie. Zepsuliśmy naszą więź przez związek który nie wypadł bo uległam... Przykro mi jest że już nigdy nie będzie i nie było tak samo. Życzę ci jak najwięcej dobra, z Francescą. Ale wiedz... Że moja miłość nie ustała i nadal... Cię kochałam/ Ana" Kartkę zostawiłam na łóżku Violetty i pobiegłam teraz w miejsce gdzie miał być mój koniec... Nad rzekę, dla pewności wzięłam jeszcze rewolwer którego trzymam w rzeczach, gdyby była ta "nagła" sytuacja. Stanęłam na skraju mostu i przyłożyłam sobie broń do skroni. - Kocham was... - Szepnęłam do siebie a po chwili broń wystrzeliła. Poczułam jak rozsadziło mi wszystko... To był już naprawdę koniec... Nie czułam już bólu, ale wiem że spadałam... A tak oto zakończyłam swój żywot...
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 112.
OMG! Co to ma byc
OdpowiedzUsuńswietny ale CO TO MA BYC
buziaki:*:*:*
Czy wasze pomysły się kiedykolwiek wyczerpią?
OdpowiedzUsuńchce to sprawdzić, wieć będę czytać was już zawsze !
co tu sie działo....
To mi się nie mieści w głowie...
Matko ! <333
Boski rozdział !
OdpowiedzUsuńTatuaż se strzeliła na ślepaka, a co tam :D
Czekam na next'a
~KatePasquarelli
Fran i Fede ;c
OdpowiedzUsuńAnka ;c
Smutny ale swietny
Swietny rozdzial
OdpowiedzUsuńAAAA to koniec anki ciekawe jak na to zateaguje viola fede marco i inni
KAROLA
świetny rozdział tylko szkoda ,że nie było Lu :( Ale czekam już na jutro :***
OdpowiedzUsuńświetny rozdział szkoda tylko Anki czekam na next :****
OdpowiedzUsuńCuudoo ^__^
OdpowiedzUsuńLeonetta xD
Fran i Fede <333 Moi kochani ulubieńcy :)
Szkoda Any :(
Leoś!!! :))) :*****
Oh My God... :) Co tu się działo,
OdpowiedzUsuńAwwwww, Czekam na więcej i jeszcze raz więcej :D
Boskiiii *______* :*******
OdpowiedzUsuń