czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 115

(Ludmila) Wstałam gotowa na nowy dzień. Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że muszę coś ze sobą zrobić, serio to już jest przesada, od trzech miesięcy siedzieć w domu i nic nie robić. Co się ze mną stało ? To, że jestem w ciąży nie skreśla mnie z bycia człowiekiem. Bez przesady. Matko i Pablo
znowu mają do siebie jakieś wąty. Dlatego też śniadanie przebiega w ciszy, którą przerywam ja. - Muszę coś ze sobą zrobić. - oznajmiam im. - Chcesz wrócić do Studio. ? - matka podrywa się od stołu. - Niee, nie chcę wrócić, bynajmniej na pewno nie teraz, po za tym jak miałabym ćwiczyć, trochę jest mi ciężko jakbyś nie zauważyła. - mówię. - To w takim razie co planujesz. ? - Pablo też dorzucił jakieś swoje trzy grosze. - Serio, to jeszcze nie wiem, ale stwierdziłam, że nie mogę tu siedzieć z wami starymi zgredami. - obydwoje się na mnie spojrzeli. - Bez urazy oczywiście. - uśmiecham się delikatnie. - Ludmilka coś wymyśli, ale w domu nie mam zamiaru siedzieć, po za tym dziś mam spotkanie z ośrodkiem adopcyjnym. - wstaję od stołu i zanoszę naczynia do zmywarki. - Jesteś pewna, że chcesz to zrobić. ? - kobieta dołącza do mnie. - A czy Ty kiedykolwiek byłaś czegoś stu procentowo pewna ? - spojrzałam na nią, a ona nic nie powiedziała. - No właśnie. W taki razie wychodzę. - dałam jej buziaka, pomachałam do Pablo i wyszłam. Do ośrodka miałam trochę drogi, i jeszcze musiałam spotkać ....

(Mostowiak) Robiłam kilka kółeczek wokół boiska za faul, ale to On sam mi się wpierdzielił pod nogi ! Gdy trener nie zauważył wymknęłam się na chwilę i poszłam sobie potruchtać. Nie daleko mnie zauważyłam Ludmiłę, nie chciałam do niej zagadać z powodu ostatnich wydarzeń... Ale coś mnie skusiło. - Hej. - Przywitałam się. - Jak się czujesz ?
- Ana... Daj mi spokój, spieszę się. - Odparła i ruszyła przed siebie, ja jej dotrzymywałam kroku idąc tyłem.
- Ej, no. Chciałam tylko pogadać, nie musisz być zła. - Dopowiedziałam. - Pamiętam że mnie nie olałaś jak reszta wtedy w Hiszpanii i byłaś ze mną pomimo sprzeciwów, teraz powinnam ci się odwdzięczyć. - Nie usłyszałam odpowiedzi, czyli... Mam to przyjąc za "tak" ? - To gdzie idziesz ?
- Do sierocińca. - Rzuciła. Ale.... Albo to oznacza że się tam przeprowadza, lub chcę oddać swoje dziecko. Lecz chyba to drugie, szkoda... Ale wiem że i tak go nie odda bo poczuję ten "instynkt macierzyński" czy jakoś tak... Więc nie odpowiedziałam tylko szłam z nią. Droga minęła nam w ciszy, ale i tak nie miałyśmy daleko.
- Poczekam na ciebie. - Oznajmiłam gdy byliśmy koło drziw budynku. Weszła a ja oparłam się plecami o ścianę i nuciłam sobie Euforię... Gdy nagle poczułam wibrację w spodenkach. Wyjęłam komórkę i ujrzałam numer Krzyśka. Przeanalizowałam że trenerek musiał zauważyć iż uciekłam, szybko napisałam i wysłałam Lu sms-a że muszę spadać i takie małe sorry. Schowałam telefon i pobiegłam na murawę... Po drodze ujrzałam...

(Marco) Co za piękny dzień! Aż chce się żyć! Rano obudziła mnie matka mówiąc, że ma się czymś w końcu zająć, bo nie mogę siedzieć kolejne pół roku na dupie. - Okay, okay - powiedziałem wychodząc z domu. Spacerując na świeżym powietrzu nie wiedziałem co mam począć i czym ma się zająć? Na Studio nie mam szans, motory to nie dla mnie, poszedłbym na medycynę, ale ta krew...NIE. Strażak? - Boję się ognia. Policjant? - Nie lubię biegać. Nauczyciel? - Nie noszę małych bachorów. Nie ważne! Pójdę na kaskadera! Rozmyślając o moim nic nie wartym życiu wpadam prosto na Anę. - Siema! - mówi dziewczyna - Żyj - po chwili wali mnie w ramię, a ja się otrząsam z transu. - Cześć, cześć.. - Mówię obojętnie, ale w głębi cieszę się, że ją widzę. Dobra, czas się ogarnąć i powiedzieć co czujesz, nie? No właśnie nie! Bo ona tego nie czuję, a ja się tylko skompromituję, więc nie! Ale to będzie tylko tchórzostwo! - Ogar! - wykrzyczałem do niej, ale chciałem to powiedzieć w myślach, Marco Ty idioto! - Dobra! - krzyknęła jakby zła, a tej co? Kobiety i te humorki.. Okej więc masz dwa wyjścia? Jedno: Daj jej odejść i poczekaj aż przejdzie jej... no coś i drugie: zatrzymaj ją i czekaj jak Cię walnie. - Czekaj! - nie wierzę, że to robię. Podchodzę do dziewczyny, biorę jej twarz w ręce i całuję, gdy skończyłem czekam aż walnie mnie w twarz, ale...

(Violetta) Rano obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez okno. - Super - burknęłam przykrywając głowę poduszką. Jednak po chwili zrezygnowałam z opcji pozostania w domu i zaczęłam się powoli zbierać do wyjścia. Włożyłam na siebie błękitne spodnie i koszulę bez rękawków. Szybko zjadłam śniadanie i miałem zaczekać na Angie, ale kobieta dopiero wstała, wiec postanowiłam pójść bez niej. Idąc po słonecznym BA natrafiam na moją kuzyneczkę całującą się z Marco?! Czemu jestem taka zacofana? Kiedy?! Jak?! Okay! Zgrabnie ich omijam idąc dalej do Stduio. Ależ tuż przy progu spoglądam na zegarek i chyba za bardzo się pośpieszyłam, do zajęć miałam jeszcze ponad godzinę. Dlatego postanowiłam się przejść po mieście, może spotkam kogoś z kim warto porozmawiać? Szłam tam gdzie mnie nogi prowadziły, aż w końcu doszłam do parku, w którym było pełno ludzi. Usiadłam sobie na trawie i założyłam słuchawki na uszy, z torby wyciągnęłam notatnik gdyż natchnęło mnie na tekst nowej piosenki, kiedy już wpadłam w jej rytm przeszkodził mi w tym zachodzący mnie od tyłu Andres. - Dawno się nie widzieliśmy, co? - Pyta siadając obok mnie, a sądziłam iż mam to już za sobą. - Co robisz? - uśmiecha się szeroko i spogląda do zeszytu - Całkiem fajne - mówi poprawiając swoje włosy na żelu (xD). - Mam pewną propozycję, chodź. - Wstaję z trawy i podaje mi rękę. - Ostatnim razem kiedy to słyszałam zwisałam sobie z dachu - mówię śmiejąc się, a chłopak się lekko speszył. - Było minęło - rzucił. Szliśmy tak pogrążeni w rozmowie dopóki...

(Andres) Postanowiłem dzisiaj przejść się do parku. Z oddali widzę Violettę, podchodzę do niej i siadam obok zaczynając rozmowę. Proponuję jej wyjście, na co ona wspomina ze śmiechem akcję z
dachem. Peszę się lekko, ale zaraz znów powróciliśmy do zwykłej, wesołej rozmowy, gdy zauważamy, że w naszą stronę idzie León. Gdy pochodzi bliżej, zaczyna:
- Gdzie idziecie? - pyta podejrzliwie. Chyba nie myśli, że znowu ciągnę ją na dach?
- Idziemy sobie do baru - odpowiadam. - Na koktajl. Przeszkadza ci to? Jeśli nie chcesz, żebyśmy szli, to...
- Nie, nie ma sprawy. Idźcie, ja i tak nie mam czasu - odpowiada szybko, trochę za szybko, ale nie zwracam na to większej uwagi, tylko idę z Violettą dalej. Docieramy do baru i zamawiam dwa koktajle truskawkowe.
- Proszę bardzo - uśmiecham się zniewalająco i kładę przed nią koktajl.
- Ależ dziękuję - śmieje się wesoło i znów rozmawiamy o wszystkim i o niczym, co chwila wybuchając śmiechem. Spoglądam za szybę i widzę Leóna przypatrującego się nam z uwagą i gdy tylko napotyka mój wzrok, chowa się. Udaję, że tego nie widzę i wciąż spokojnie gawędzę z Violą...

(León) Ja nie wiem, czy to, że mój najlepszy przyjaciel i moja dziewczyna nagle zaczeli się lubić, jest normalne. Nogi same kierują mnie do miejsca, w które się udali. Ja wcale nie chcę ich podglądać czy coś, przecież nie jestem taki, co nie? No. Tylko zajrzałem przez szybę od baru przecież! Patrzyłem, na, ee... ogłoszenia dotyczące... co? "Nigdy nie jesteś sam ze schizofrenią"? Jak najprędzej oddaliłem się od tego dziwnego miejsca...
Patrząc na wyświetlacz komórki zauważam, że do zajęć zostało mi już tylko kilka minut. Zignorowałem to, przecież i tak zawsze się spóźniam. Dlaczego Andres jest miły dla Violetty? Nie to, że kiedyś jej nie lubił, ale nie uważał jej za swoją przyjaciółkę... a może to ona? Przecież zawsze stara się mieć ze wszystkimi dobre kontakty, może to dlatego? Na serio tego nie rozumiem, to jest nienormalne... ale może właściwie to dobrze, może niepotrzebnie się przejmuję? Chyba myślę o rzeczach, które nigdy nie będą miały miejsca. Idę właśnie w kierunku Studio, kiedy zauważam...

(Violetta) Nie powiem, że nie zdziwiła mnie ta sytuacja. Nie sądziła, że mogę się tak dogadywać z Andresem, ale to chyba dobrze, prawda? Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas rozmawiając o wszystkim, ale o niczym konkretnym. Niestety była już pora wracać na zajęcia i tak się spóźniliśmy, chłopak musiał jeszcze załatwić jedną sprawę, dlatego do Studia poszłam sama. Przed progiem szkoły natykam się na Leóna, to musi być dla niego dziwne jeszcze bardziej niż dla mnie.
- Wszystko w porządku? - Pytam dochodząc do niego, chłopak lekko się uśmiecha. - A czemu miało by nie być? - pyta gdy mijamy próg. - Jakoś tak - mówię nie pewnie - Nie chciałeś do nas dołączyć.. - staję na przeciw niego. - Musiałem iść na tor.. - odpowiada oschle, a ja widzę iż to go trapi, jednak po chwili oznajmia, że cieszy się z naszej przyjaźni. Okay. Właśnie zaczynały się zajęcia z Gregorio, który miał dzisiaj bardzo dobry humor. - Dobierzcie się w pary! - krzyknął rzucając piłeczką w radio. Kiedy szłam w stronę Leóna, nie oczekiwanie zjawił się Andres i zapytał się, czy może być moją parą. - Jasneee.. - rzuciłam patrząc na Leóna, który na siłę się uśmiechną. Czy to jest już dziwne? Całe zajęcia minęły dość szybko, praktycznie przegadałam je z chłopakiem. Wychodząc z sali znowu zaczepia mnie...

(Andres) Zajęcia z Gregorio mijają szybko, trochę nawet za szybko. W parze z Violettą było naprawdę wesoło i miło mi się z nią pracowało. W czasie przerwy między zajęciami wchodzimy do wolnej sali i zaczynam grać na gitarze Ty foto de verano. Śpiewamy, a gdy kończy się piosenka, Violetta zaczyna:
- Andres, ja... - przerywa nie wiedząc co powiedzieć. Ech, po co ona się tak denerwuje? Przecież już jej mówiłem, że to nic takiego.
- Violetta, spokojnie, to tylko piosenka, nie musisz się martwić - uśmiecham się do niej ciepło.
- Och... No to okej - znów się śmieje i idziemy na zewnątrz, bo mamy jeszcze trochę czasu. Wesoło spędzamy czas i w końcu odprowadzam ją pod klasę, a sam jeszcze musiałem po coś szybko skoczyć. Po drodze spotykam...

(German) Dziś dowiedziałem się że muszę wyjechać na kilka dni do Włoszech aby załatwić kilka formalności... Eh... Kto by pomyślał ! Poszedłem do Stud!a aby poinformować o tym Violettę, bo chciałem się z nią pożegnać. W środku widzę przyjaciela jej chłopaka, nie zwracam na niego większej uwagi i widocznie nie mogę się z nią pożegnać bo ma lekcję, zostawiłem jej małą karteczkę w szafce i na przypadek wysłałem jej jeszcze sms-a. Poszedłem do pokoju nauczycielskiego pożegnać się z Angie i akurat siedziała przy biurku popijając kawę. - Co tu robisz ? - Rzuciła oschle. Wiem że nie układa się nam najlepiej ale chciałem się z nią pożegnać, chociaż to nie koniec świata. Wyjaśniłem jej całą sytuację a Ona już zwróciła na mnie większą uwagę. - Będę tęsknić. - Szepnęła tuląc się do mnie, uśmiechnąłem się szeroko chociaż wtedy... Nie wiedziałem że zaraz mi ten uśmieszek zniknie... Kilkanaście minut później byłem już aucie wraz z Ramallem i jechaliśmy na lotnisko, włączył radio z dziwną muzyczką i ruszyliśmy... Podróż obyła się bez rozmów, był obrażony za to że go nie biorę ze sobą ale dobra... Kilka minut i mieliśmy być na miejscu gdyby nie pewien problem... Który zaraz nastąpił... - Uważaj tu, ludzie często biegają jak cymbały. - Doradziłem mu a ten tylko coś burknął pod nosem... Zamknąłem oczy ale po chwili musiałem je uchylić, usłyszałem pisk opon i poczułem uderzenie... Zobaczyłem przerażonego menedżera i jęk jakieś osoby... Szybko wysiadłem i zobaczyłem kulącą się Esmeraldę... - Boże ! Esme... ! Dzwoń po karetkę idioto ! - Krzyknąłem....

(Esmeralda) Lekcje w Studio ostatnio przebiegają bardzo szybko. Nie zdążę się obejrzeć a już wracam do domu. Caly czas męczy mnie ta sprawa z Lu i ten jej głupi pomysł z oddaniem dziecka. Mam nadzieję, że jak zobaczy tą kruszynkę to zmieni zdanie. Wyszlam ze Studio, i powędrowałam spokojnie  w kierunku domu. Powietrze było takie ciepłe że nie chciało się wchodzić do domu i siedzieć w tych czterych ścianach. Postanowilał zrobić sobie kawę i wypić ją w ogródku. Delektując się pysznym napojem, przypominam sobie,że zapomniałam kilku ważnych dokumentów ze szkoły. I trzeba się wracać. Wyszłam z domu i pobiegłam powoli w kierunku Studio, i wszystko bylo by super, gdyby nie to, że nagle poczulam ból, pisk opon i czyjeś glosy. Uderzenie nie było mocne, ale zaryłam kolanami o ziemię, z nosa poleciała mi krew. Spodnie były dziurawe, kolana piekły jak cholera, lewej ręki nie czułam. Pisnęłam z bólu kiedy chciałam wstać. - Esme błagam boże coś mu narobili - to był głos Germana. - Nie, nie, nie chce karetki, nie czuje ręki. Nie dam rady jej podnieść. - powiedziałam telepiąc się. Potem raptowanie złapałam się za brzuch. - Moje dziecko. - jednak wszystko wydawało się być w porządku, tylko ten ból wszystkich kończyn był przerażający...

(Pablo) Ostatnie dni są coraz cięższe, muszę chyba zrobić sobie urlop od wszystkiego...  Zmęczony zebrałem swoje rzeczy i westchnąwszy do pokoju weszła ta cała Jackie. Ona jest jakaś niepoważna, zachowuję się jakby pracowała w burdelu (xd). Omijając ją szerokim łukiem wyszedłem, przekładając torbę. Wychodząc zrobiłem sobie mały spacerek po BA, pomyślałem że mógłbym na zgodę z Esme gdzieś wyjść, jest w ciąży ale od przyjemności chyba nie jest zwolniona ? (xD) Gdy miałem skręcać w moją uliczkę dostrzegłem jak jakiś facet klęka nad kobietą, a obok nich samochód... Przerażony podszedłem a tam Esmeralda ! Szybko odepchnąłem Germana i uklęknąłem przy partnerce. - Kochanie... - Nie zdążyłem nic dodać, gdyż usłyszałem syrenę karetki i tylko One przejęły moje uszy. Kuliła się, bałem iż coś z naszym dzieckiem mogło się stać... Jacyś kolesie odepchnęli mnie od niej i pomogli wejść do karetki, nie pozwolili jednak pojechać z nią i z piskiem odjechali. Po chwili odwróciłem się do inżyniera i uśmiechnąłem się do niego sztucznie... - Wołaj ich... - Powiedziałem spokojnie... - Szkoda że odjechali... Bo ci też by byli potrzebni ! - Krzyknąłem oburzony. - Bym ci przyłożył ale obiecałem że nie będę się zachowywać jak dziecko... - Dodałem i odszedłem... Pobiegłem w stronę szpitala zostawiając go samego, w budynku jak zawsze... Dziwna, baaaardzo dziwna ! Kobieta powiedziała mi co i jak. Poszedłem ze wskazówkami i stanąłem przed salą....




(Tomas) Byłem dzisiaj w szpitalu odebrać swoje wyniki badań kontrolnych do pracy, przeklęte zasady BHP, kto to w ogóle wymyślił no ale jak mus to mus w końcu zależało mi na tej robocie. Szedłem jednym z korytarzy w stronę wyjścia gdy pod jedną z sal zauważyłem Pablo wyglądał na zdenerwowanego więc do niego podszedłem. - Stało się coś? Coś z Lu? - zapytałem, to że nie byliśmy już razem nie oznaczało że przestałem się o nią martwić. - Tomas? - zapytał zdziwiony lecz po chwili odpowiedział na moje poprzednie pytania, okazało się że mama Ludmiły miała wypadek, nie chciałem się mieszać więc jedynie powiedziałem mu że na pewno wszystko będzie dobrze po czym się pożegnałem i wyszedłem ze szpitala. Niespodziewanie przed budynkiem zauważyłem....

(Ludmila) Siedziałam w domu pisząc coś na kartkach. Tak była to piosenka bo nigdy nie zapomnę o muzyce. Kiedy byłam już w kulminacyjnym punkcie zadzwonił mój telefon. - Ludmila przyjedź do szpitala, mama miała wypadek. - usłyszałam zdenerwowany glos Pablo. Rozłączyłam się natychmiast, wezwałam taxówkę i po 10 minutach byłam przed budynkiem. I tu nagle jakby z powietrza pojawia się Tomas. Prawie nic się nie zmienił trochę wydoroślał. - Eeee Cześć. - powiedziałam, i skierowałam się w stronkę budynku. - Ludmila zaczekaj - usłyszałam głos chłopaka. - Dawno się nie widzieliśmy, co u Ciebie, słyszałem, że rzuciłaś Studio ? - sypał pytaniami jak z rękawa. - Nie wydaje mi się, że powinno Cię to interesować Tomas. - powiedziałam i znów chciałam iść. Jednak on nie dawał za wygraną. - Nadal nosisz moje dziecko. - oznajmił, a ja się zaśmiałam. - Jesteś tego taki pewny. - zostawiłam go samego z tą niewiadomą. Weszłam do budynku i na korytarzu dostrzegłam Pablo podtrzymującego za rękę matkę. - Co się stało ??. - podbiegłam do nich. - Spokojnie, nie denerwuj się wszystko jest dobrze. - uspokajała mnie. - No za dobrze to nie wygląda. - wskazałam na jej ręce i nogi. - Wracajmy do domu proszę. - dodała po chwili. Wyszliśmy z budynku, a po drugiej strony ulicy dostrzegłam....

(Francesca) Kolejny dzień mija nim się obejrzę. Studio pochłania cały mój czas wolny, a tu trzeba dopracować piosnkę, a tam układ taneczny.. Ile tak można? Ale nie narzekam w końcu sama tego chciałam. Kiedy w końcu moja zajęcia dobiegły końca dostałam SMS'a od Federico, że znowu nie da rady się ze mną spotkać i porozmawiać, okej! Niech mu będzie, tu w końcu tylko on zawinił, a teraz nie ma czasu. Przechodząc obok szpitala zauważam Ludmiłę, ostatnio nie wiem co się z nią dzieje, rzuciła w końcu szkołę. Za blondynką wyszedł Pablo z trzymającą pod rękę Esmeraldą, ciekawo co się stało, kobieta była pobijana jakby wpadła pod auto. Kiedy tylko Ludmiła mnie dostrzegła, zmierzyła wzrokiem i wsiadła do auta nauczyciela... Powoli kierując się w kierunku domu, wyciągnęłam telefon by sprawdzić listę kontaktów, nie miałam zamiaru siedzieć kolejny dzień w domu, trzeba było by gdzieś wyjść do ludzi, ale jak na złość nikt nie odebrał telefonu, gdy wpadam na....

(Tomas) Tylu ludzi na ziemi a ja musiałem spotkać właśnie Lu. Próbowałem z nią porozmawiać w miarę normalnie, ale nie oszukujmy się znam a właściwie znałem ją na tyle dobrze że od razu wiedziałem że to się źle skończy i jeszcze to pytanie czy jestem pewny że to moje dziecko. Tak byłem tego pewny i nie ważne co powie ja to wiem. Szedłem do pracy aby zanieść swoje wyniki badań gdy wpadła na mnie Fran. - Hej! - przywitałem się z uśmiechem. - Tomas! - wykrzyknęła radośnie. - Czym że zasłużyłem na ten okrzyk radości? - zapytałem. - Po prostu szukałam kogoś z kim mogła bym coś porobić, nie chcę się kisić w domu.- powiedziała. - To dobrze trafiłaś bo dzisiaj mam wolne, muszę tylko zanieść wyniki badań do pracy i możemy szaleć! - zawołałem. - No biegniemy! - odkrzyknęła łapiąc mnie za rękę. Długo biegliśmy jak nienormalni śmiejąc się bez powodu aż dotarliśmy do mojego baru, zostawiłem ją przy stoliku a sam poszedłem na górę zanieść wyniki. Gdy wróciłem na dół usiadłem obok niej- To co dzisiaj robimy? - zapytałem...

( Federico )
Mówią , że czas wszystko naprawi . Ale on tylko pogarsza sprawę. Co raz bardziej się tym zadręczasz , dołujesz , aż w końcu nie zostaje z Ciebie nic . Tylko marna imitacja żywego człowieka .
Szedłem przez BA, gapiąc się w chodnik . Nagle wpadłem na kogoś . Okazało się , że to jakaś starsza pani. Grzecznie przeprosiłem i już miałem odchodzić , gdy w oknie jakiegoś baru zobaczyłem roześmianą  Fran z Tomasem. Nawet mnie nie zauważyli , więc ruszyłem się z miejsca , by tego nie zmienić .
Po jakimś czasie trafiłem na most , na przedmieściach . Spacerowało ty kilka zakochany w sobie par . Serio?! Akurat teraz ?!!
Zignorowałem je i zszedłem na kłatkę . Usiadłem na niej po turecku i zaczęłem szukać kamyka . Po chwili , gdy jeden trafił w moje ręce chciałem pożyczać kaczki , ale coś mi nie wychodziło i tylko wpadały one do wody , robiąc PLUM ! Przeczesałem grzywkę , która była dziś wyjątkowo oklapła . Przesiedziałem tu z kilka godzin , aż zrobiło się ciemno . Popatrzyłem na most i naszła mnie pewna myśl . Było tu nawet głęboko, więc czemu , by nie spróbować ? Taka adrenalinka może coś da mi na mózg . Wstałem i otrzepałem spodnie . Wspiąłem się i już po chwili dotykałem stopami miejsca za poręczą . Pomyślałem o tym wszystkim. O moim porąbanym zyciu . O tym ile w nim straciłem , przez własną głupotę .
No to hop , siup !
Póściłem się i już po chwili poczułem , jak wpadam do wody . ZIMNO !! - to tylko przeszło mi przez głowę. Wynurzyłem się i zachłystchnąłem się powietrzem . Zaczęłem kaszleć . Nagle usłyszałem czyjś krzyk.
- Odbiło Ci ?!!!

(Francesca) - Tomas - zaczęłam - Przepraszam, ale muszę coś zrobić, spotkamy się jutro? - Uśmiechnęłam się lekko, a chłopak odwzajemnił gest i pokiwał głową. I znowu to poczucie winy, skłamałam. Wszyłam z baru i popatrzyłam w szybę w której stał Federico, czy myślał, że go nie widzę? Nie miałam pojęcia w którą stronę poszedł, dlatego wybrałam pierwszą lepszą, mając nadzieję, że go spotkam, a z drugiej strony nie chciałam go widzieć. Powoli szłam sobie laskiem, który prowadził na przedmieścia. Siadając na trawię oparłam się o duży stary dąb i zamknęłam oczy, siedziałam tak pogrążona w myśleniu, aż nie otrząsnął mnie przeraźliwy plusk do wody. Odruchowo wstałam na nogi i zauważyłam jakiegoś idiotę, który pewnie dla szpanu skoczył z mostu. - Odbiło Ci?! - Krzyczę na chłopaka oburzona, a gdy dopływa do brzegu pomagam mu wstać i uświadamiam sobie, że to - Federico? - szepczę, na co brunet podnosi wzrok - No, a jak? - uśmiecha się szeroko, a ja czuję jak się czerwienię ze złości. - Pogięło Cię?! - podnoszę głos - Co.. Jak.. Kiedy.. Nie wierzę! - W mojej głowię rodzi się mnóstwo pytań, a nic nie umiem z siebie wykrztusić.  - Co Ty sobie wyobrażałeś?! - Walę go w ramię - Jesteś.. Głupi!! - próbuję się opanować, ale nikt nie umie wyprowadzić mnie z równowagi jak on. - Francesca, skończyłaś już? - Chłopak wzdycha mocno. - Skończyłam? - czuję się urażona, w końcu się o niego martwiłam. - Mogłeś się zabić! Geniuszu! I nie, nie skończyłam! Nie myślisz?! - Zaczynam wymachiwać rękami.
- Dlaczego się tak martwisz, co? - Pyta szczękając zębami - Bo Cię Koch... - Nie dokończyłam, miałam tego nie mówić! - Bo.. Bo.. Dobra, nie ważne już nie będę, cześć - ...

( Federico )
- A możesz mnie chociaż przytulić czy dasz mi szanse zamarznąć ? - spytałem coraz bardziej szczękając zębami .
Popatrzyła na mnie jak na idiotę . Miałem chęć zakopać się w piasku i już nie wychodzić , z tego zimna .
Dziewczyna po chwili wachania podeszła i deliktanie mnie objęła , ale ja nie mogłem wytrzymać i ścisnąłem ją z całych sił .
- Fede ?? - wysapała z trudem . - Powietrze !!
- Ups ! Przepraszam - natychmiast postawiłem ją na ziemi i mimo mojego tragicznego położenia miałem ochotę wybuchnąć śmiechem na widok plamy na jej bluzce .
- Co się z nami stało ? - spytała z nienacka patrząć na podłoże .
- Nie mam pojęcia - zamilkłem , lecz po chwili zaczęłem swoją przemowę . - Wiem , że to było przez mój głupi błąd . Nie powinnieniem się tak zachowywać , ale alkohol potrafi zrobić swoje . Te 3 miesiące dały mi wiele do myślenia i doszłem do wniosku , że straciłem największy dara jakim Bóg mnie mógł obdarzyć . Moje słoneczko ... - klapnąłem na piasek , a brunetka usiadła obok mnie .
- Fede ... - zauważyłem łzy w jej oczach .
- Wyjdziesz za mnie ? - przerwałem jej .

(Francesca) Nie mogłam patrzeć jak chłopak szczęka zębami, dlatego delikatnie go objęłam i przypomniało mi się wszystkie nasze wspólnie chwile.. Miałam zamiar być twarda, ale swoim wyznaniem zmiękczył mnie za bardzo. - Fede.. - Zaczęłam siadając obok niego na zimnym piasku, nie spodziewanie chłopak klęknął i wyciągnął z mokrych spodni coś w rodzaju kółka, a dopiero potem orientuję się, że to pierścionek  - Wyjdziesz za mnie? - popatrzył mi w oczy."Co Ty robisz Federico?" Przeszło mi przez myśl? Przecież wie, że mu nie odmówię, tak? Co ja mam? Jak.. Co?
- Francesca? - Spytał trochę nie pewnie, a ja nadal nie mogłam mówić. Nie pewnie wstałam z
wilgotnego piasku, a on tuż za mną. - Federico.. Jak Ty to sobie wyobrażasz? - Pytam tak naprawdę nie wierząc w to co się dzieje. - Ty już jesteś pełnoletni, a ja? - chodzę w kółko nie wiedząc co ze sobą zrobić - Przecież każdy z nas miał jakieś plany dotyczące przyszłości, nie? - oparłam się o drzewo. - Jesteśmy jeszcze za młodzi.. Nie uważasz? - czuję się jakbym mówiła sama do siebie. - Kochasz mnie? - spytał po chwili ciszy. - Kocham - odpowiedziałam nie pewnie.
- Ale potrzebuję czasu... - odwróciłam wzrok. - Rozumiem - uśmiechną się także nie pewnie. Kiedy miałam zamiar wyjść z lasku, dotarło do mnie jedno. Przecież powinniśmy żyć chwilą, tak? Kocham go i to się liczy, tak? - Federico? - odwracam się w zawrotnym tępię - Okej przemyślałam - uśmiecham się szeroko - Wyjdę za Ciebie! - Podbiegam do niego i rzucam mu się na szyje lądując w lodowatej wodzie...

( Federico )
AAAAAAAAAAAAAA ! Zgodziła się !!!! Fede górą !!
Lądując w wodzie wybuchneliśmy głośnym śmiechem .
- Żono moja, serce moje,
Nie ma takich jak my dwoje
Bo ja kocham oczy Twoje
Do szaleństwa, do wieczora... (je je) - zaczęłem śpiewać , a ona popatrzyła na mnie jak na idiotę .
- Zjadłeś za dużo cukierków ? - spytała z uśmiechem .
- Takkk !!
- I teraz zacznie Ci odbijać ?
- Takkkk !!
Zaczęła się śmiać , a ja po chwili do niej dołączyłem .
- Może w końcu wyjdziemy z tej wody , co ? - otrząsneła się i wstała ze mnie . Usiadliśmy na piasku , a ja zaczęłem się rozglądać za jakimiś patykami , na ognisko .
- Masz zapałki ? - spytałem .
- Taaaaa ! Pewnie ! - Fran podniosła brew .
- No co ? Ja zawsze nosze tylko na chwile obecną są  mokre .
- Nosisz zapałki w kieszeni ?
- Zawsze i wszędzie . No to sobie poradzimy inaczej . Jak ludzie pierowotni ! - po jakimś czasie jasne płomienie wybuchneły w górę . Razem z Francescą siedziałem w okół ogniska , które cudem nie zgasił wiatr i tak sobie myślę , jakie to ja mam szczęście! - Fran , znasz jakąś fajną piosenkę ? -pytam dziewczyny , która jest wtulona w moje ramię . Nagle odrywa się ode mnie i nuci pod nosem tekst piosenki..
" Mężu mój, już od dzisiaj spełniają się moje sny. Nasze duszę się złączyły, razem serca nam zabiły. Mężu mój, takie życie bądź mym nocą i o świcie jesteś moim przeznaczeniem, mną miłością i spełnieniem. Wierzę w to "
Kiedy dziewczyna kończy uśmiecham się i biję jej brawo. - Wiesz, że moja narzeczona jest jednak utalentowana? - Uśmiecham się mimo, że jest mi przeraźliwie zimno! - Tak jak mój narzeczony - mówi i po raz kolejny wtula się we mnie. Kładziemy się na bluzach i patrzymy w niebo, kiedy Fran zauważa spadającą gwiazdę szybko mi ją pokazuję i mówi - Chciałabym by było tak już zawsze, tylko Ty i ja! - Jak dobrze znowu mieć ją przy sobie, całuje ją w czoło i po jakimś czasie zasypiam, ale teraz mam już po co wstać i powitać nowy dzień....

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 116.














10 komentarzy:

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka