piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 116

( Federico )
Obudziłem się na plaży , w piaskiem we włosach , w butach , w kieszeni . Było go wszędzie . Rozejrzałem się i natrafiłem na  Fran . Jeszcze spała . Ognisko już wygasło . Nie miałem siły wstawać , więc poleżałem sobie jeszcze z 10 minut zanim podjąłem próbe podniesienia się . Przetarłem oczy . Jezu ... Spojrzałem na swoje ciuchy . Wyglądam pewnie jak ruski cygan . Wyjąłem telefon z kieszeni - to cud , że on jeszcze żyje -  i zobaczyłem 43 nieodebranych połączeń . Mama mnie zabije !!
- Ej Fran !! - kucnąłem i szturchnąłem ją w ramie . Coś tam  mruknęła pod nosem . Wywróciłem oczami i wziąłem ją na ręce , nie zważają , że nagle gwałtownie się obudziła i zaczęła wygłaszać swoje przemowy . Szliśmy , właśnie przez centrum , a dziewczyna się juz trochę uspokoiła , gdy zobaczyłem ...

(Lara) Obudziły mnie oślepiająco jasne promienie słoneczne. Wstałam szybko i z uśmiechem na twarzy powitałam nowy dzień. Wyszłam z domu i pojechałam na motorze do centrum miasta. Tata powiedział, że otworzyli nowy sklep z narzędziami i śrubami! Muszę go zobaczyć.
Po jakiś 20 minutach byłam na miejscu i oglądałam wyposażenie sklepu. Kiedy się wreszcie obkupiłam i spojrzałam z zadowoleniem na moje zakupy, wychodząc ze sklepu zobaczyłam Federico'a i Francescę, którzy chyba też mnie zauważyli. Pomachałam im radośnie, a oni mi uśmiechnięci od ucha do ucha też odmachali. Ciekawe co tu robili tak rano, pomyślałam i wsiadłam na motor, aby pojechać na tor.
Kiedy już znalazłam się w moim drugim domu, tata powiedział mi, ze ktoś na mnie czeka. Okazało się, że to był Diego. Co on tu... No, tak. Miałam go uczyć jeździć.
- Cześć, jeżeli teraz nie możesz to... - przerwałam mu.
- Mogę. Już tu nie pracuję jako mechanik, tylko jeżdżę, więc szczerze mówiąc, mogę robić co chcę. - Uśmiechnęłam się do niego i kazałam mu się przebrać.
Na szczęście włożenie kombinezonu zajęło mu mniej czasu, niż Leon'owi za pierwszym razem. Pamiętam jaki miałam z niego wtedy ubaw...
- Nie idziemy na tor? - zapytał, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Nie umiesz jeździć. A to. - Wskazałam na jego przebranie. - Żebyś się nie połamał. - Pokiwał głową i zaczęłam go "uczyć". Nie wiem czy to moja zasługa, czy to jego, ale po dwóch godzinach ćwiczeń można powiedzieć, że zrobił duże postępy.
- Hej, dobrze ci idzie - rzuciłam do Diego'a, który wrócił już przebrany z namiotu.
- Dzięki. To zasługa trenera - powiedział uśmiechnięty, a mi właściwie zrobiło się miło.
- Twoja też - dodałam i poklepałam go po ramieniu.
- Lara... - zaczął nagle innym tonem.
- Tak? - zapytałam, a on tak po prostu pochylił się nade mną, uniósł moją brodę i złączył nasze wargi. Inaczej mówiąc... Pocałował mnie...
Równocześnie, kiedy raczył się odsunąć i na jego twarzy pojawił się znowu uśmiech, przywaliłam mu jak najmocniej w twarz. Diego jęknął i złapał się za czerwony policzek, a ja aby uniknąć pytań zwiałam do parku, gdzie zobaczyłam...



(Tomas) Wstałem dzisiaj wcześnie rano zwarty i gotowy do pracy, dziś miałem szczęście przypadała mi popołudniowa zmiana więc w nocy będę miał wolne. Nie że nie lubiłem tej pracy po po prostu nocą poziom osób kompletnie zalanych i wylewających swoje życiowe problemy do barmana znacznie wzrastała a za tego typu sytuacjami nie przepadałem. Szedłem sobie jak zwykle przez park gdy zauważyłem Lare, wyglądała na ostro wkurzoną więc podszedłem do niej. - Hej, stało się coś? - zagadnąłem. - Nie twój interes. - odburknęła. - Hej spokojnie, polecał bym jakieś medytacje. - zaśmiałem się. - Nie wkurzaj mnie jeszcze bardziej Tomas. - wykrzyknęła. - Przestanę jak powiesz co się stało? - powiedziałem. - A co Cię to interesuje? - zapytała. - Ty pomogłaś mi wtedy w barze, to teraz ja chcę pomóc tobie. - powiedziałem, jak by nie patrzeć wysłuchała mnie wtedy mimo iż była pijana i sama miała problem. - Hę? Jakim barze? - zapytała zdezorientowana. - To ty nic nie pamiętasz...? - zaśmiałem się. - Nic a nic, jakim barze gadaj o co tu chodzi! - wykrzyknęła. - Zaraz po śmierci mojej mamy spotkaliśmy się przypadkiem w barze, oboje byliśmy lekko mówiąc pijani, no ale ja przynajmniej to pamiętam. - tu puściłem do niej oko - W każdym razie pogadaliśmy sobie od serca i tyle. - uznałem że skoro i tak tego nie pamięta a Anka nikomu nas nie wydała to po co jej o tym wspominać. Już miała mi coś powiedzieć gdy zauważyłem przyglądającego/przyglądającą nam się......

(Mostowiak) Siedziałam w mieszkaniu, w końcu jutro są moje urodziny i jak tylko znajdę jakąś dobrą pracę wynosze się stąd. Nie że mi jest jakoś tu źle ale muszę się odizolować od wuja i jego ciągłych jęków, chociaż teraz wyjechał... No nic, wyszłam na miasto i zaczęłam się rozglądać... Po chwili ujrzałam Tomása i Larę, hm... Myślałam że ten pocałunek był jednorazowy, w sumie... Po co mnie to obchodzi ? Chyba zauważyli że się na nich gapię, dlatego pomachałam im a Oni odwzajemnili gest. Poszłam dalej przed siebie, szukając jakieś roboty... Po kilku godzinach męczeń znalazłam propozycje na "kelnerkę". Już widzę się w tej roli... Ale nie jest tak źle. Lecz zastanowie się jeszcze nad tym, wychodząc niedaleko mnie dostrzegam...

(Violetta) Specjalnie wstałam dzisiaj wcześniej, no w końcu mam dużo pracy, a nie wiem w co ręce włożyć. Idąc do łazienki zauważam na kalendarzu namalowany wykrzyknik. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. - To już jutro? - spytałam sama siebie. - Okay! - uśmiechnęłam się promiennie i rozczesałam włosy. Już jutro moja kuzyneczka kończy swoją osiemnastkę, no trzeba coś zorganizować, nie? Mojego ojca w końcu nie będzie kilka dni, a to jest niesamowita okazja. Tylko, że jak się za coś biorę to zawszę to psuję, więc czy jest w tym jakiś sens? A nie mam ochoty mieć rozwalonego domu, może lepiej będzie gdzieś wyjść na miasto? Nie wiem. Szybko wypiłam gorącą kawę i wyszłam z domu, spotykając właśnie Ane, Może lepiej będzie udawać, że nie pamiętałam? - Siema Violet! - woła dziewczyna. - No hej, hej - uśmiecham się i macham jej na powitanie, pogadała bym z nią, ale i tak jestem spóźniona. - Ana? - krzyczę do niej za rogu. - To co? "Szczęki" na dzisiaj? - mówię podekscytowana. - Jaaasne! - . Przekraczając próg Studio akurat roznosi się odgłos dzwonka, czyli nie jestem spóźniona!! Wbiegając na lekcję Angie siadam na swoje miejsce, po między Francescę i Leóna. - Dzisiaj zaczynamy od rozgrzania głosu, kto idzie pierwszy? - pyta nauczycielka, a ja podnoszę rękę do góry. - Dobrze Violu zaśpiewasz wraz z ... - Angie prosi by .... wstał/a....

(Camilla) Dobra niby miałam wyjechać do dziadków i tak zrobiłam ale tam jest za nudno. Dziecko nie ma co tu robić a co dopiero nastolatek. Zero zasięgu, internetu), cywilizacji.... Niczym w średniowieczu. I do tego zajęcia których chciałam opuszczać jak najmniej. Wsiadłam w pierwszy autobus który dzisiaj jechał do mojego rodzinnego miasta i wróciłam. Na szczęście pierwsze lekcje miałam o 11:00 dlatego zdążyłam. Zaczęła się lekcja z Angie. Kobieta spytała kto zaśpiewa.W sekundzie do góry rękę podniosła Violetta.-Dobrze Violu zaśpiewasz z... Camillą.-Wstałam z miejsca i szybko ustaliłam z moją przyjaciółką że zaśpiewamy Veo Veo. Wyszło nam bardzo dobrze. Lekcja minęła szybko i bezproblemowo. Poi niej wychodzę przed budynek gdzie widzę Pabla który śpieszy się gdzieś...

(Pablo) Na szczęście nic poważnego Esmeraldzie się nie stało. Ale mam ochotę na prawdę przywalić milionerkowi, choć chyba za późno bo Angie mówiła iż "Pan doskonały" wyjechał. Ma
szczęście... Dziś szybkim tempem szedłem w stronę Studia, gdyż zaraz miałem lekcje ale po chwili ujrzałem uśmiechniętą Cami machnąłem jej ręką. Dziewczyna uśmiechnęła się miło i zniknęła mi gdzieś z oczu. Wchodząc do środka ujrzałem że jeszcze nie było dzwonka, wpadłem do pokoju nauczycielskiego i gdy spojrzałem na grafik zawiodłem się! Dziś czwartek... Co oznacza że mam lekcję na 9... Trochę poirytowany usiadłem na krześle, nie minęła sekunda aby ktoś wszedł do pomieszczenia, tą osobą był/a...

(Esmeralda) Czuję się jak jeden wielki siniak. Ból dosłownie wszystkiego nie dał mi spać przez całą noc. Miałam ochotę na gorący prysznic, który zamiast mi ulżyć pogorszył sytuację. Nawet woda sprawiała ból. Z rana Pablo zastrzegł, że nie mam prawa nawet podnosić się z łóżka, ale on dobrze wie, że ja bez tej pracy usycham jak kwiat bez wody. Dlatego spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam do szkoły. Jednak słowo ruszyłam nie pasowało do sytuacji bo ja się po prostu człapałam walcząc z bólem. Na całe szczęście jakoś dotarłam, jednak nowe wyzwanie stawiały przede mną schody. Jeju jaka to ciężka przeszkoda to pokonania. Uf udało się. Tak spokojnie weszłam do pokoju nauczycielskiego, stawiając torebkę na biurku. - To co jakie dziś mam zajęcia ? - uśmiechnęłam się do Pablo. Jego mina była genialna, aż naprawdę zachciało mi się śmiać. Wiem, że nie powinnam, bo on się o mnie martwi, ale nie musi bo jestem dorosłą osobą i robię wszystko na swoją odpowiedzialność. - Żartujesz prawda ? ...

(Pablo) No świetnie!  A ta znowu zlekceważyła moje prośby... - To co jakie dziś mamy zajęcia?  - Spytała z lekkim uśmiechem ale wiedziałem że ją wszystko boli... - Żartujesz prawda?  - Spytałem a Ona zaprzeczyła. A ja poczułem że ją moje zdanie w ogóle nie obchodzi... - Co chcesz tym pokazać?  - Spojrzała na mnie pytająco. - No mów... Chyba że cię już totalnie pogieło żeby po tym wszystkim wychodzić. - Mówiłem oburzony (;3)
- Pablo... - Zaczęła a ja przewróciłem oczami.
- Tak słucham?  - Przerwałem jej. - Nie!  Nie powinno ciebie tu być, masz wrócić do domu. - Rozkazałem. Posłała mi obrażone spojrzenie. - No co? Myślisz że odpuszcze ? Oo, nie... Nawet nie śnij że będziesz pracowała w tym stanie... - Wziąłem kurtkę i zabrałem ją na ręce. Momentalnie się skrzywiła i wyglądała jakby chciała wykrzyczeć ból który teraz w sobie tłumiła... - Na serio? Bolą cię kości i ty chcesz mnie może namówić abyś została. - Wyprowadziłem ją z budynku i skierowałem się do mieszkania...

(Esmeralda) Nie, tego za wiele. Nie dość, że ścisnął mnie jak lalkę to jeszcze przy wszystkich wyprowadził mnie z budynku, bez przesady. Wyrwałam swoje ramię z jego ręki. - Nie traktuj mnie jak pięcioletniego dziecka. - odrzekłam. - Słucham ! - powiedział wzburzony. - Wiem, że się o mnie martwisz, ale ile razy mogę Ci powtarzać, że jestem dorosła, że wiem co robię. - powiedziałam. - Wiesz co ja serio nie wiem jak do Ciebie mówić, wczoraj miała wypadek a dziś chce świat ratować, no przepraszam czy Ty masz trochę oleju w głowie.? - zapytał. - Nie, no bez przesady, przeginasz. - odwróciłam się w drugą stronę, a on po chwili znowu stał naprzeciw mnie. - A Ty to co nie przeginasz ? Nie rozumiesz, że się martwię, a Ty to wszystko masz gdzieś, nie rozumiesz że jesteś w ciąży ? Nie rozumiesz, że wczoraj miałaś wypadek i ledwo łazisz i każdy to widzi oprócz Ciebie ? Jeszcze mam Ci udowadniać, że jesteś nieodpowiedzialna, że nie obchodzi Cię Twoje zdrowie, ani nikogo wokół Ciebie ? Czy Ty wiesz, że ja nie spałem pół nocy, patrząc na Ciebie czy na pewno jest wszystko dobrze, a Ty sobie od tak przychodzisz do Studio, informowałem Antonio, że miałaś wypadek, i na kogo wyszedłem ? Na głupka, który nie wie co dzieje się z jego kobietą. Czy chociaż raz mnie posłuchasz, czy dalej będziesz tak cholernie uparta, a może naprawdę mam Cię zamknąć w tym domu, albo lepiej poprosić Ludmilę, żeby zrobiła Ci wykład, ona jest w tym genialna. - gadał i gadał i twarz mu się nie zamykała, a ja stałam tak jakbym miała 15 lat, i słuchałam jego wykładu, w końcu się zdenerwowałam i pocałowałam go, żeby przerwać tą jego gadaninę. - Mhm, a teraz chcesz zatrzeć całą sprawę ? ....

(Pablo) To ja się tu produkuje i próbuje jej coś uświadomić a Ona najzwyczajniej zbliżyła się do mnie i mnie pocałowała. Nie powiem... Było przyjemnie. - Mhm, a teraz chcesz zatrzeć całą sprawę ? - Spojrzałem na nią lekko się uśmiechając. - Ale i tak ci nie pozwalam...
- Ey! Ja na to nie idę. - Oburzona i postawiła kilka kroków w stronę uczelni. Odruchowo złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie, teraz staliśmy twarzą w twarz.
- Na pewno? - Szepnąłem czując na sobie jej oddech. Patrzyła mi się prosto w oczy tak samo jak ja, iskierki w jej oczach plątały się między sobą i rozświetlały jej źrenice. Skapitulowałem, nachyliłem się łącząc nasze usta w całość. Nie dawno była "wymiana zdań" a teraz oddaję jej się w pocałunku. Nagle moja  intuicja mnie obudziła i oderwałem się od partnerki. - Poczekaj chwilę... - Dodałem głaskając jej polik. Poszedłem koło Studia i jedynie ujrzałem tam ...

(Ludmila) Na całe szczęście nic poważnego się jej nie stało, no i ważne że dziecko też jest całe, ona by chyba nie przeżyła, gdyby coś było nie tak. Po rozmowie w ośrodku adopcyjnym byłam pewna obaw. Ja naprawdę już miałam mętlik w głowie i nikt nie potrafi mi pomóc, nikt za mnie nie zdecyduje. Dlaczego ? Ja nie jestem gotowa na taką odpowiedzialność. Kobieta powiedziała, że jest
wiele par, które bardzo chętnie zaadoptują moją dziewczynkę i będzie jej tam bardzo dobrze. Muszę tylko podpisać dokumenty, no i oczywiście nie będą mogła wziąć jej nawet na ręce. Nie wiem, naprawdę nie wiem. Na razie o tym nie myślę, będzie dobrze. Dom był pusty, oni w pracy ja sama jak palec. Postanowiłam wyjść, gdzieś rozerwać się. Przecież nie będę siedziała non stop w domu. Miałam ogromną ochotę pójść do Studio tak bardzo mi tego brakuje, ale nie mogę się przyznać, ja podjęłam taką decyzję. Gdzieś tam po drodze zobaczyłam Pablo, który był jakiś wiele rozanielony, hmm nie wnikam. Jakoś duszno mi się zrobiło, i mała zaczęła kopać jak szalona, usiadłam sobie na ławce, a po chwili ktoś się dosiadł....

(Violetta) Cały dzień minął dość szybko. Gdy dobiegł dzwonek kończący moje zajęcia przy gabinecie Pablo zauważyłam Natalię i Max'iego. Przywitałam się z nimi i ruszyłam do szafki by spakować swoje rzeczy, wychodząc ze Studio z oddali widzę Ludmiłę, jak mam być szczera to brakuje mi blondynki w Studio, szkoła bez niej nie jest tym samym. Jest za cicho i spokojnie, a po za tym dziewczyna ma wielki talent. Ominęła bym ją w spokoju, gdyby nie to, że momentalnie złapała się za brzuch i usiadła na ławce. - Ludmiła - podchodzę do niej - Wszystko w porządku? - pytam dosiadając się. - Tak - zacisnęła zęby i poszła w inną stronę zostawiając mnie na ławce. Tak jest zawszę, jak chcesz komuś pomóc to będą Cię olewać, a ja nie pomożesz to Ty jesteś tą złą. Wyciągnęłam z małej torebki telefon i wybrałam numer Leóna, ale chłopak nie odebrał telefonu, co z wami ludzie? - Violetta - Przypadkowo spotykam Andresa. - Masz czas? - uśmiecha się chowając telefon do bordowych spodni. - Na co? - pytam rozglądając się w okół. - Czyli masz, chodź - pokazał zęby i złapał mnie pod ramię jak starego przyjaciela. No właśnie.. Nie rozumiem jego ostatniego zachowania! Czy to może ja jestem przewrażliwiona? Szliśmy parkiem, cały czas pogrążeni w rozmowie, gdy dotarliśmy na lodowisko. - Nie! - zaczynam się śmiać - Nie umiem, Andres! - stanęłam i postanowiłam nie iść dalej. - No to co? - poprawia włosy - Ja też nie! Będzie fajnie, chodź - pociągnął mnie do kolejki...

(Andres) Wychodzę ze Studio znudzony lekcjami. Idę przez park myśląc czy mógłbym sobie czymś poprawić humor i trafia mnie pewna myśl. Widząc Violettę proponuję jej wyjście. Gdy dochodzimy do lodowiska, stanowczo protestuje. Ale co tam, ja też nie potrafię jeździć. Może być zabawnie.
Wchodzimy na lodowisko i oboje w tej samej chwili upadamy, czując jak jest ślisko. Wybuchamy gromkim śmiechem, wstaję i pomagam wstać mojej towarzyszce. Próbujemy utrzymać się na lodzie, co nie bardzo nam na początku wychodzi, ale gdy zaczynam utrzymywać równowagę, czuję się prawie jak na rolkach, na których jeździłem często jak byłem mały i śmigam jak nigdy dotąd. Widząc, że Violetta trzyma się bandy, podjeżdżam do niej jak najszybciej i gwałtownie hamuję tuż przy niej.
- Andres! - krzyczy wystraszona, na co ja tylko się śmieję.
- Tak? - pytam z miną niewiniątka. Patrzy na mnie tak zabawnym wzrokiem, że znów nie powstrzymuję śmiechu.
- A ciebie co tak śmieszy? - pyta naburmuszona moją reakcją.
- Twoja mina - uśmiecham się rozbrajająco i chwytam ją pewnie za rękę, na co ona trochę się rozluźnia i ufając mi, jedzie ze mną na środek lodowiska.
- Mogę prosić do tańca? - śmieję się. Mój humor stanowczo się poprawił. Odpowiada mi niepewnym uśmiechem, ale kiwa głową, na co w rytm muzyki puszczanej przez głośniki, tańczymy nasz dziwny taniec...

(Violetta)  Nie sądziłam, że tak świetnie można się bawić nie umiejąc jeździć. Ludzie patrzyli na nas jak na jakieś sieroty, no ale trudno. No nazwijmy "jazdą" trzymanie się przez większość czasu bandy. Na dodatek chłopakowi zachciało się mnie przestraszyć. - Andres! - krzyczę na niego, kiedy tylko o mały włos nie wjeżdża na mnie. Przymrużyłam oczy, a on zaczął się śmiać, super. Wziął mnie pod rękę i odjechał ze mną mniej więcej na środek lodowiska. - Mogę prosić do tańca? - pyta śmiejąc się, a ja nie pewnie kiwam głową i podaję mu drugą rękę. To chyba wykracza już po za normę przyjaźni, nie? Ehh tańczyliśmy?  To chyba nie jest dobre określenie. To chyba nawet tańca nie przypominało. Praktycznie co chwilę któreś z nas się potykało. Po skończonej melodii podjechaliśmy do bandy by złapać oddech, śmiejąc się strasznie głośno, aż ludzie na nas znowu krzywo patrzyli. - Zimno tu! - oznajmiam. - Tobie to zawszę zimno, a mi cieplutko - Uśmiecha się. - Wiesz nie sądziła, że będziemy przyjaciółmi - mówię pocierając już zmarznięte ręce o siebie. Chłopak nic nie odpowiedział, jedynie wyciągnął rękę do mnie - Jak Ci zimno to chodź - lekko uśmiechnął. Odwzajemniłam gest i wyliśmy do szatni...

(Andres) Idziemy razem do szatni, siadamy na ławce, a ja wyjmuję plecak.
- Zamknij oczy - mówię.
- Po co? - pyta z ciekawością.
- Zobaczysz - uśmiecham się szeroko, a ona wykonuje moją prośbę. Wyciągam z plecaka trzy czekoladki.
- Otwórz buzię - po chwili wahania, spełnia polecenie. Wkładam jej pierwszą czekoladkę do ust, a ona powoli smakuje.
- Mmm... Orzechowa? - pyta, na co ja przytakuję, a ona zaraz potem znów otwiera buzię, a ja powtarzam czynność. Tym razem wkładam jej czekoladkę z nadzieniem truskawkowym. Po zjedzeniu oblizuje wargi. Widocznie jej smakowało. Na koniec daję jej najlepszą moim zdaniem słodycz.
- Toffi? Mniam. - mówi, a ja śmieję się głośno. Otwiera oczy i patrzy na mnie wesoło.
- To co? Cieplej? - kiwa głową i znów wchodzimy na lodowisko. Po kilku wywrotach kończy się czas naszej jazdy, przebieramy łyżwy na buty i wychodzimy, zauważając...

(León) W przerwie pomiędzy zajęciami wróciłem do domu, żeby wyjść z Syriuszem na spacer. Właśnie chyba po raz któryś okrążałem centrum miasta, kiedy zauważyłem Violettę i Andresa. Znowu! Totalnie przestało mi się to podobać. Niby przypadkiem ich zauważam.
- Hej - mówię, podchodząc do nich. - Gdzie byliście? - to wcale nie zabrzmiało jak wyrzut. Nie.
- Spotkaliśmy się przed chwilą, to tyle - odpowiada Andres, chociaż mam wrażenie, że dziewczyna chciała odpowiedzieć coś innego. Nie będę wnikał, skoro nie ma zamiaru powiedzieć mi prawdy...
- León, to ja odprowadzę Syriusza, idźcie już na zajęcia - mówi szatynka, głaszcząc psa po grzbiecie.
- Nie, muszę jeszcze wrócić do domu po nuty, pójdę z tobą - mam nadzieję, że będę mógł z nią pogadać sam na sam.
- Dobra. Andres, do zobaczenia w Studio - uśmiecha się dziewczyna. Bierze ode mnie smycz. Odchodzimy już na tyle daleko, że mogę zacząć.
- Co ostatnio dzieje się pomiędzy tobą a Andesem? - pytam. - Violetta, proszę, powiedz... - waha się przed odpowiedzią...

(Violetta) Wiedziałam, że prędzej czy później León się dowie o naszej "przyjaźni". Wiem, że to może być dziwne dla niego, ale tym razem ma się o co martwić. Wzięłam od niego smycz i udaliśmy się w kierunku  domu  chłopaka. Gdy byliśmy już dosyć daleko od Andresa, León przerwał ciszę - Co ostatnio dzieje się pomiędzy tobą a Andesem? - pyta mnie, a ja naprawdę nie wiem, co mu odpowiedzieć bo nic się nie dzieję!  - Violetta, proszę, powiedz... - Chłopak zatrzymuję mnie jednym ruchem i czeka na odpowiedź. - León - zaczynam - Nic się nie dzieję! - oznajmiam i ruszam dalej. - Nie bądź śmieszna - zaczyna - Przecież widzę! - oburza się, a ja przewracam oczami. - León, ale to już było! Powtarzasz się, wiesz o tym? - Oddaję mu smycz kiedy znajdujemy się już pod budynkiem. - A dajesz mi inne wyjście? - wyciąga klucze ze spodni.
- Jesteś przewrażliwiony chyba! - odchodzą w stronę furtki - A Ty dokąd? - woła za mną.
- Skoro mi nie wierzysz, to co tu robię? - czekam na jego odpowiedź, ale on milczy. - Właśnie - kończę bezsensowną rozmowę i odchodzę w kierunku domu, gdzie widzę Andresa - Czemu skłamałeś? - Mówię z wyrzutami i łzami w oczach, czemu zawszę mnie mam te poczucie winy? Mimo, że nic nie zrobiłam to czuję się jakby całe zło na świcie należało do mnie. Sama nie wiem kiedy łapię mnie w ramiona...

(Andres) Spotykając Leona, od razu wiem, że szykują się kłopoty, dlatego skłamałem. Jeśli miałem nadzieję, że to choć trochę pomoże Violetcie, to się myliłem. Mój przyjaciel czasem za dobrze mnie zna. Idąc wolno chodnikiem, zauważam szybko idącą Violę, ze łzami w oczach i wielkim smutkiem.
- Czemu skłamałeś? - pyta łamiącym głosem, więc przytulam ją, próbując ją pocieszyć. Po chwili ciszy, podczas której dałem jej się chwilę uspokoić, odpowiadam:
- Nie chciałem kłopotów. Ale widocznie kłamanie mi nie wychodzi. - Khem. - Widzę, że trochę pokłóciłaś się z Leónem?
- To była tylko krótka wymiana zdań - ucina szybko, chociaż wiem, że chciałaby się wyżalić. Nie jest tylko pewna, czy może mi zaufać. Przytulam ją mocniej, puszczam i chwytam lekko za ramiona.
- Violetta - mówię uśmiechając się lekko - Możesz mi powiedzieć, spokojnie.
Waha się, ale po chwili streszcza mi ich rozmowę.
- Nie martw się - głaszczę ją przyjacielsko palcem po policzku, dodając otuchy - León potrzebuje czasu, żeby ochłonąć, przyzwyczaić się do naszych lepszych stosunków. Zobaczysz, jeszcze będziecie naprawdę szczęśliwi.
Uśmiecha się lekko, na co ja odpowiadam szerokim uśmiechem i oboje wybuchamy śmiechem. Odprowadzam ją do domu, a wychodząc zauważam Leóna. Oj.
- Możemy pogadać? - pyta trochę za spokojnie...

(León) Serio, czy ona musi się o wszystko kłócić? Na prawdę, ona nigdy nie umie postawić się w mojej sytuacji, a sama tego ode mnie wymaga. Chcę iść do niej i chociaż ją przeprosić (chociaż to ona powinna przepraszać mnie), ale zamiast tego zauważam Andresa wychodzącego z jej domu. Zamykam oczy, liczę szybko do dziesięciu i mówię, w miarę spokojnie.
- Możemy pogadać?
- A o czym? - nie udawaj idioty, akurat ja dobrze wiem, że nim nie jesteś.
- Przestań. To nie jest normalne, dobrze o tym wiesz - histeryzuję. Zdecydowanie.
- Nie chcę z tobą rozmawiać, skoro nie masz zamiaru wierzyć ani mnie, ani swojej dziewczynie - wymija mnie w drzwiach. Wchodzę do domu, ale kiedy otwieram drzwi do pokoju dziewczyny, nie zastaję jej tam samej...

(Camilla) Dziś nie miałam nic po zajęciach do roboty więc postanowiłam odwiedzić Violettę. Przed jej domem stali Andres i Leon i kłócili się. Postanowiłam że wejdę wejściem znajdującym się od strony kuchni. Moją przyjaciółkę zastałam w jej pokoju roztrzęsioną. Bez słowa podeszłam i przytuliłam ją.
-Co się stało Vilu ?-pytam choć wiem że nie ma ochoty o tym rozmawiać-ulży ci..
-Leon.. On... Jest zazdrosny od mnie i Andresa. -jęczy w poduszkę.
-Zastanów się czy na prawdę czegoś między wami nie ma-W tym momencie do pokoju wparowuje Leon.
-Ja was zostawiam.-mówię-Powodzenia.-szepcę tak aby usłyszała tylko właścicielka pokoju.
 Kieruję swe kroki w stronę budynku "Studia 21". Muszę jeszcze poprawić kilka szczegółów choć nie mam pojęcia jak. Ale wiem kto może mi pomóc.
-Pablo pomożesz mi z utworem ?-pytam gdy widzę naszego nauczyciela...
.
(Pablo) Planuje jakiś wyjazd z uczniami, lecz się trochę boję po tym co stało się w Hiszpanii. No cóż, czasu nie zmienię, a przeszłością się nie żyję. Lecz muszę jeszcze nad tym pomyśleć... Miałem okienko więc chciałem wyjść się przewietrzyć, odpocząć. Wychodząc z pokoju Camila zaczepia mnie pytając czy pomogę jej. Nie chciałem odmówić, więc zgodziłem się i po chwili powędrowaliśmy do klasy Angie. Przeszukała papiery w poszukiwaniu partytury.Po kilku minutach stanęła za keyboardem, a ja próbowałem się skupić... Dziewczyna zaczęła naciskać klawisze i śpiewać. Po przesłuchaniu utworu stwierdziłem że jest zbyt nieśmiała i kazałem jej okazać większą stanowczość. Gdy znowu wyczułem nieśmiałe muskania klawiszy ustawiłem się za dziewczyną i kładąc swoje ręce na jej, kierowałem ruchem dłoni...

(Camilla) Przedstawiłam moją piosenkę dyrektorowi uczelni. Kazał mi zaśpiewać z większą pewnością siebie przez co stałam się jeszcze mniej stanowcza. Dziwna zależność. W pewnym momencie mężczyzna podszedł do mnie od tyłu i kierował ruchem moich rąk. -Widzisz ? Pokaż tą głębię uczuć. Każdy ruch musi być zmysłowy.-ledwo go słuchałam. Ciągle dotykał moich rąk stojąc za mną co dziwnie na mnie działało. Niby to mój nauczyciel ale nikt nie może zaprzeczyć że też mężczyzna. Mimo wszystko przystojny mężczyzna. Camilla opamiętaj się!-nakazałam swojej chorej wyobraźni zastopować.
-A jeśli uczucia są zbyt mocne ? Gra wychodzi za chaotyczna. Lepiej być delikatnym.-Jedyne sensowne zdanie które teraz byłam zadać. W duchu błagałam Boga aby moje policzki jak i reszt ciała była w normalnym kolorze a głos nie drżał .
-Delikatność nie wyklucza stanowczości.-jego głos przeszedł w szept. Nie wytrzymałam odwróciłam się i spojrzałam mu głęboko w oczy....

(Pablo) - Delikatność nie wyklucza stanowczości. - Dodałem a studentka szybko odwróciła się ku mojej osobie. Zdezorientowany miałem coś powiedzieć gdy przybliżyła swoje usta do moich, wszystko się działo tak szybko że nawet nie zauważyłem kiedy, co i jak... Oderwała się ode mnie i uciekła a ja... No właśnie... Co miałem zrobić? Było już tak dobrze z Esmeraldą a tu nagle takie coś! Nawet nie zauważyłem wcześniej że robi się ciemno... Gdzieś o 22 wróciłem do mieszkania, partnerka kończyła wcześniej dlatego zastałem ją śpiącą na kanapie. Wyczerpany po cichu odstawiłem torbę i żeby być spokojniejszym przeniosłem delikatnie ją do sypialni. Spała tak słodko, a ja nie umiałem długo na nią patrzeć przez dzisiejszą sytuację...

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 117.

7 komentarzy:

  1. Boski <3
    Leoś zazdrosny?
    Andreas . . . najpierw przez niego Violetta zwisa z dachu, a teraz przyjaciel . . . Coś jest tu bardzo podejrzane ...
    A zrobiłybyście tak, że Violetta byłaby w ciąży? Hahh... wiem, ja i te moje pomysły . :D
    A może miałyście już taki pomysł? Ale w późniejszym rozdziale?
    No dobra, mniejsza o to . Czekam na next'a i życzę weny na rozdziały!
    Pozdrawiam
    ~KatePasquarelli

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzie FRAN i FEDE?! Ja chce ich! Kocham ich! Są świetni! <333
    FEDERCESCA. Jesteście najlepsze! FEDERCESCA i LEONETTA!! <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham was i wasze opowiadania :**

    OdpowiedzUsuń
  4. ^^ ja chcę już nowy rozdział!!! xD

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne opowiadanie:) czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. Mało Lu ale i tak świetnie :)

    Całuję Naty

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka