(Angie) Piękne słońce wlatuje do naszej sypialni przez otwarte okno. Cóż wczorajszy wieczór zaliczam do niezmiernie udanych. Budząc się dotykam miejsca obok siebie, i jest zimne. Dziwne. Pewnie German miał coś do załatwienia. Postanowiłam, że poleżę jeszcze trochę. Powyciągałam się na łóżku, ziewnęłam kilka razy, i wtuliłam głowę w poduszkę. (...) Dźwięk rozbitego szkła bardzo mnie zaniepokoił i szybko zakładając szlafrok zbiegam na dół. Kierując się w stronę kuchni zauważam rozbite naczynie i warzywa dookoła.
- Dzień Dobry. - mówię widząc Germana.
- Yyyy Przepraszam nie chciałem Cię obudzić. - odpowiada i próbuje uporać się ze szkłem. Jednak nie wychodzi mu to zbyt umiejętnie. Mężczyźni nie nadają się do kuchni.
- Olgi nie ma, że sam próbowałeś coś robić. - patrzę na niego z podniesioną brwią.
- Emmm, yyy, eehh - jąka się - Chciałem Ci zrobić śniadanie i przynieść do łóżka, ale coś mi nie wypaliło. - posmutniał, ale wyglądał przezabawnie. Dorosły mężczyzna wśród warzyw. Niezmiernie cieszę się, że go mam.
- Pomogę Ci. - kucam obok niego i przez przypadek nasze czoło stukają się o siebie.
- Auuuć - złapałam się za czoło, i szybko wstałam.
- Boli ? Daj podmucham. - podszedł do mnie bliżej i pocałował mnie w czoło, a potem już nasze usta się złączyły, i trwalibyśmy w tym dalej, gdyby nie weszła tam...
(Violetta) Tą są chyba jakieś żarty! Schodzę sobie spokojnie na dół a tam Angie całuję się z moim ojcem! Minął dopiero jeden dzień, a ona już mu wybaczyła tą akcję! - Cześć - rzucam szybko.
- Violetta co powiesz na wspólne wyjście do kina? - Pyta mój ojciec jak gdyby nigdy nic się nie stało. - Mam już na dzisiaj plany... Wiec.. - Burczę pod nosem, ale tak naprawdę nie mam. Szybko wychodzę szybko z domu. Patrząc na zegarek i okazuję się, że moje zajęcia zaczynają się dopiero za godzinę, wiec chyba się lekko pośpieszyłam, ale naprawdę nie miałam ochoty siedzieć w domu razem z Angie i moim ojcem.. Z kieszeni niebieskich spodni wyciągam telefon i wykręcam numer do Leóna, w końcu ostatnio znowu nie umiemy się dogadać, a ja tak nie lubię się z nim kłócić! Oczywiście kiedy jest na torze nigdy nie odbiera telefonu wiec nagrywam się mu na pocztę -
Cześć! Masz jakieś plany na wieczór? Pomyślałam sobie, że może wyjdziemy na miasto, co? Kocham Cię! Violetta - Nagrałam wiadomość i wsunęłam znowu telefon do kieszeni. Usiadłam na ławce i dostałam olśnienia - Przecież dzisiaj Francesca wraca! - Krzyknęłam na głos! Jak ja mogłam o tym zapomnieć? Próbowałam się dodzwonić do dziewczynę, ale miała całkiem wyłączony telefon.. No nic pewnie spotkam ją na zajęciach.. Idąc w stronę Resto z taksówki wysiada....
(Francesca) - Nie myśl o tym Fran! Po prostu nie myśl... - Mówi do mnie Lucka na przywitanie po czym przytula mnie z całych sił - Wszystko się ułoży... - Próbuję mnie pocieszyć, ale ja wiem, że już nigdy nie będę taka sama... Nie po tym co się stało we Włoszech.. Nigdy tego nie zapomnę, po prostu nie będę umiała... Ale mimo to wszystko będę musiała udawać, że wszystko ze mną w porządku, ale to tak bardzo boli.. Nie dam rady spojrzeć w oczy Federico, nikomu. Kiedy wychodzimy z samolotu, Lucka pakuję moje walizki do taksówki i jedziemy do domu. Gdy wychodzimy z taksówki za swoich pleców słyszę głos moje przyjaciółki - Francesca! - Violetta rzuca mi się na szyję, a ja naprawdę cieszę się, że ją widzę. - Tak bardzo tęskniłam - Obejmuję szatynkę. - Violuś pogadamy później, muszę się rozpakować - Na mojej twarzy widnieje sztuczny uśmiech.
- Francesca musisz z tym żyć, nie możesz się cofać wręcz przeciwnie musisz iść na przód! - Szepczę do mnie brat kiedy szatynka znika z pola widzenia. - Łatwo mówić! Bo Tobie tego nikt nie zrobił! - Mówię oschle i biegnę do swojego pokoju. - Wszystko się ułoży.. - Mówię sama do siebie. Ja nie zrobiłam nic złego, po prostu byłam w złym miejscu o złym czasie.. Nie mogę przez to rozpaczać do końca, ale nie moge zrozumieć czemu nadal to tak boli? Moja głowa nie wytrzyma już tych nurtujących pytań, dlatego postanawiam się przewietrzyć wychodzę na dwór i kieruję się do parku, gdzie podbiega do mnie od tyłu.... I na jego/jej dotyk podskakuję ....
( Federico )
To dziś , to dziś . Francesca wraca !!! Aaaaaaa ! Od samego rana nuce sobie naszą piosenkę . Jestem bardziej nakrecony niż zazwyczaj . Jak to ja zapomniałem o której ma samolot , więc po prostu wyszedłem z domu , miałem nadzieje , że spotka mnie szczęście . Udałem się do parku i widze jak idzie przez alejki drzew. Podbiegłem do niej błyskawicznie . Podskoczyła lekko . Złapłem ją w tali i delikatnie okręciłem dokoła .
- Jak ja się za Tobą stęskniłem ! - wykrzyczałem szczerząc się jak głupi . Dziewczyna odsuwa się ode mnie lekko przestraszona . Wymusza uśmiech . - Fran co jest ? - zaniepokoiłem się .
- Nic , nic . Ja też się ciesze ...
- Coś nie wierze . Co się stało ? - patrze jej prosto w oczy . Odwraca wzrok .
- Mówiłam nic - lekko się unosi . Wyrywa swoją ręke z moje dłoni i ucieka . CO ?!!! DLACZEGO JA ZNOWU NIC NIE WIEM ?!!
Stałem tam z 10 minu . Miałem już stawiać pierwszy krok , gdy ...
(Ludmila) Życie, Życie, jakie to dziwne słowo. No naszczęście wszystko się powoli układa. Sprawy między matką, a Pablo są chyba dobre. Niestety gorzej z tym, że ta pierwsza złamała nogę. Ja w sumie trochę przytyłam, i trzeba by rozejrzeć się za nowymi ciuchami, ale mniejsza o to. Z uśmiechem na twarzy co dość rzadko się pojawia wyruszam na uczelnie. Matce zostawiłam jakieś śniadanie i kawe przy łóżku żeby już nie łaziła. Gdzieś w oddali widzę Fran, która ucieka od Federa dziwne, ale w sumie tonie moja sprawa, ale zawsze fajny sposób by mu dokuczyć, ale nie tym razem. - Feder .. - zagadnęłam. - Czego chcesz ?? - burknął. - Weź może trochę spokojniej, chcialam Ci podziękować, za to że mi wtedy pomogłeś, ale jak nie to. - powiedziałam i odwróciłam się na pięcie. Może jeszcze myśli że będę mu ukłony dawać. Po moim trupie niech w ogóle się cieszy, że mu podziękowałam. Dobra teraz trzeba ogarnąć wszystko w Studio, pogadać z Gregorio i takie inne. Odrzucilam moje włosy do tyłu i powędrowałam dalej. Cóż los jednak chciał, żeby ktoś trzasnął mnie drzwiami w glowe ...
(Tomas) Przyszedłem dzisiaj do studio dużo przed czasem, chciałem trochę poćwiczyć piosenkę którą niedawno napisałem. Usiadłem na krześle w sali muzycznej i grałem, o tak muzyka dawała mi pozytywną energię, sprawiała że przyszłość malowała się w lepszych barwach. Gdy skończyłem z twarzy nie schodził mi uśmiech, odłożyłem gitarę gdyż wpadł mi do głowy pomysł udania się do Resto. Szybkim krokiem ruszyłem korytarzem w stronę drzwi wyjściowych, pech chciał że akurat gdy je otwierałem po drugiej stronie był kto inny. Okazało się że przywaliłem Ludmile prosto w głowę... Jestem kretynem - przeszło mi przez myśl. - Lu, ja strasznie Cię przepraszam, nie chciałem. Wszystko dobrze? - dopytywałem podchodząc do niej. - Czy to był zamach na moje życie? - zapytała z niesprecyzowaną miną której za żadne skarby świata nie potrafiłem rozszyfrować. - To było naprawdę niechcący, jestem idiotą. - walnąłem się w czoło. - Tomi daj spokój! Żartowałam, nic się przecież nie stało. - odpowiedziała śmiejąc się, nie powiem ulżyło mi ale zemsta będzie słodka. - Ha! Nic się nie stało? To czemu krwawisz? - zapytałem niby z poważną miną, gdy dziewczyna skupiła się na sprawdzaniu stanu swojego czoła wykorzystałem jej nieuwagę i wziąłem ją na ręce. - Tomiii postaw mnie! - zawołała. - Nic z tego, gdzie Cię zanieść królowo? - zapytałem śmiejąc się, już miała mi odpowiedzieć gdy usłyszałem zza pleców - Wam serio odbija....
(Pablo) Rano nie mogłem się pozbierać, powinno być lepiej a było gorzej. Szkoda słów... Piłem właśnie kawę, gdy uświadomiłem sobie że powiniem już wyjść. Biorąc kurtkę zamknąłem dom i skierowałem się do budynku. Ale zanim to zrobiłem przed drzwiami mieszkania Ferro zostawiłem wczoraj zakupiony naszyjnik.... Będąc już w Studiu zauważyłem tam Tomása trzymającego na rękach Ludmiłę, obok nich przeszła Ana. - Wam już odbija. - Burknęła i poszła dalej. Chyba nie była w świetnym nastroju. Podobnie jak ja. Wchodząc do pokoju nauczycielskiego położyłem torbę i spojrzałem na plan zajęć... Jezu... Dziś mam tylko jedną lekcję i to akurat prywatną o 15... "Jesteś roztrzepany" przeszło mi przez głowę. Westchnąwszy ciężko miałem wyjść gdy do sali wparował Gregorio. Wziął mnie za ręce i zaczął tańczyć... Eee? Coś nucił pod nosem a następnie wyszedł... Zdezorientowany patrzyłem się jeszcze przez chwilę na miejsce w którym zaczął tańczyć. Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze... Wyszedłem i znòw odetchnąłem świeżym powietrzem... Lecz nadal dokuczał mi ból... Chyba pójdę na rehabilitacje... Usiadłem na ławce i schowałem twarz w dłoniach. - Hej, co ci jest? - Usłyszałem znajomy głos. Unosząc wzrok ujrzałem...
(Esmeralda) Chceee spać. Nie wiem czemu męczy mnie nawet leżenie w łóżku. Matweko ja chyba muszę iść do Studio nie będę marnowała swojego i ich czasu. Wypiłam kawe którą Ludmila mi zostawiła. Powoli się ubrałam, wzięłam kule i wyszlam z domu. Na wycieraczce zauważyłam jakieś pudełeczko, a w nim naszyjnik i karteczka "Kocham Cię". Pablo, ahhh spakowalam pudełko do torebki i szlam w stronę Studio. Nie powiem zajmowało mi to trochę czasu, ale po drodze na laweczce zobaczyłam Pablo, ale chyba był jakiś nie w sosie. - Hej, co Ci jest. - usiadlam obok niego. - Eeeee eeee nic. - spojrzał na mnie. - Co TY tu w ogóle robisz ??! - zapytał zdenerwowany. - Idę sobie na lekcje. - uśmiechnęłam się. - Chyba żartujesz z tą nogą, do domu masz wracać natychmiast. - powiedział i wstał, ale jego wyraz twarzy był jakiś dziwny. - Pablo coś Cię boli ?? - zapytałam. - Nie, nic mnie nie boli. - rzucił tylko. - Przecież widzę mógłbyś nie kłamać. - spojrzałam na niego. - Nie kłamię, wracamy do domu. - wziął mnie pod rękę. - Nie, nie beędę szla z klamczuchem. - zrobilam obrażoną minę i ruszyłam zamist w stronę domu to w stronę szkoły...
(Pablo) - Nie, nie będę szła z kłamczuchem. - Naśladowałem ją głośno gdy szła w stronę szkoły. Odwróciła się w moją stronę i uciszyła mnie na chwilę wzrokiem. - Nie będę szła z kłamczuchem, nie będę rozmawiała z kłamczuchem, nie będę się patrzyła na kłamczucha. - Mówiłem piskliwym głosem gestykulując. Po chwili kąciki ust same mi się podniosły do góry. - No co? - Wrócił mòj dawny ton. Zmrużyła oczy. - Kłamczuch ci nie pozwoli iść do Studia. - Dodałem i podszedłem do niej. Za uśmiechem schowałem ból, starałem się iść jak najbardziej normalnie... Nie chciałem jej mówić co się stało, lepiej aby nikt nie wiedział... - Idziesz do domu albo sam cię tam zaniose. - Odparłem. Na chwilę nastała cisza...
- Po to wyszłam aby nie gnić w domu, więc uspokój się...
- Nie będziesz pracowała z taką nogą. - Odpowiedziałem stanowczo. Chciała coś dodać ale przeszkodziłem jej, zabierając ją na ręce. Gdy chciała ponownie coś powiedzieć postawiłem jej palec na usta. - Cii... - Uciszywszy ją ruszyłem w stronę jej domu. W drodze było dość chłodnawo... No ale czego mogłem się spodziewać? Niedługo zima... - Rozgrzeję cię w domu... - Dodałem. Po drodze z drugiej strony ulicy dostrzegłem....
(Mostowiak) Ygh! Nic mi dzisiaj nie wychodzi, chyba zaczną mówić na mnie klasowa łamaga ! Nawet spakować nie umiałam się bez małego wypadku...Wstając myślałam że po pogodzie będzie to cudowny dzień, lecz nie umiałam dorównać z humorem.. No ale nic ! Jestem Anka, nie raz było źle... Trzeba się ogarnąć! A nie burczę na Tomasa i Lu. Wypiłam napój energetyczny i po kilku minutach zaczęło mi odbijać, ja, ja... Biegałam ?! O jo... Zaczęłam skakać po ławkach, itp... Po kilkunastu minutach mój zapał zgasł... I czułam się gorzej niż wcześniej, jednak nie warto zażywać tych drinków... Ale co było najgorsze ? Że utknęłam na drzewie ! Ah... Mądra Ana, mądra... Próbowałam zejść ale się bałam, czemu ja zawsze muszę mieć jakiś problem ?! Nagle usłyszałam znajomy głos. - Aj, widzę że mój koteczek nie umie zejść z drzewka... - Na dole dostrzegłam rozbawionego..
(Diego) Dokończyłem wreszcie piosenkę! Muzyka też jest, warto było nie spać całą noc żeby wreszcie mieć to z głowy. Dzisiaj miałem w Studio zajęcia później więc nie śpieszyło mi się. Około godziny 10.00 wyszedłem z domu. Jak zwykle do szkoły szedłem parkiem. W połowie drogi zacząłem się śmiać. Zobaczyłem Anę na drzewie. Widziałem, że nie może zejść co wyglądało śmiesznie bo wlazła zaledwie na jakieś 3 metry. Tylko po co i jak? Nie ważne. Powiedziałem do niej:
-Aj, widzę że mój koteczek nie umie zejść z drzewka... -Diego, debilu powiedz mi jak zejść a nie się śmiejesz ! -No już, już nie denerwuj się...- Podszedłem do drzewa i wyciągnąłem ręce. -Chyba sobie żartujesz, że niby mam skoczyć a ty mnie złapiesz? Nie mam mowy! -Ufasz mi? No błagam to zaledwie 3 metry skocz, nic Ci się nie stanie...- Dziewczyna zamknęła oczy i skoczyła, wpadła prosto w moje ramiona po czym odstawiłem ją na ziemię.- I co było, aż tak strasznie?- Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem.
- Możemy już skończyć ten temat? Chodźmy lepiej do Studio.- Już nic jej nie chciałem mówić po prostu udaliśmy się w stronę szkoły. W budynku rozstaliśmy się po czym ja ruszyłem do sali od muzyki. Stanąłem przy keyboardzie i zacząłem grać moją piosenkę. Byłem z niej całkiem zadowolony. Po chwili zobaczyłem, że przygląda mi się...
(Pablo) Musiałem na chwilę wrócić do Studia gdyż "jest problem z..." więcej przez komórkę mi tego Gregorio nie mógł dać. Przechodząc koło klas udaję się do sali prób. Ale zatrzymuje mnie miła piosenka, uchylam drzwi w pomieszczeniu gdzie wydobywa się dźwięk i zauważam tam Diega. Jego głos dobrze grał wraz z tekstem piosenki, którą w sumie posłuchałem tylko przez ułamek sekundy. Uniósł wzrok z nad keyboardu i spojrzał na mnie pytająco. - Nie przeszkadzaj sobie. - Dodałem jedynie i odszedłem. W klasie gdzie miał być owy problem nic nie było, rozejrzałem się i dostrzegłem jedynie kartkę ns fortepianie. Wziąłem ją w dłonie i przeczytałem... Co tu dużo mówić... Nauczycielowi tańca najwidoczniej się nudzi i robi sobie ze mnie kpiny. Zgniotłem kartkę w kulke i wyrzuciłem wracając do partnerki. "Zachowuje się jak bachor" przeszło mi przez głowę zamyślony o głupich żartach Cassala... . W środku domu Ferro przeraziłem się, nie ma mnie pięć sekund i już taki syf?! Ciuchy były porozrzucane po mieszkaniu... Przechodząc pomiędzy nimi dostrzegłem Esmeraldę szukającą czegoś w szufladzie... - I co ty znowu odwalasz? - Spytałem...
(Esmeralda) Jak on może bawić się w mojego tatusia, ahh naprawdę chciałam nie opuszczać tych lekcji, ale co ja poradzę jak związałam się z upartym czlowiekiem. Pablo zostawił mnie w domu, a sam pobiegł do Studio, bo jakaś tam ważna sprawa. Mniejsza o to, po pierwsze musialam ugotować obiad, a po drugie naszla mnie ochota na jakieś porządki. Usiadlam obok szafy i zaczęłam wyrzucać ciuchy, które fruwały po całym domu. - I co Ty znowu odwalasz. ? - uslyszałam za sobą. - Nie rozmawiam z klamczuchami i ludźmi którzy nie pozwalają mi iść do pracy. - burknęlam. Rzucałam dalej ubraniami. - Ohoho co to takiego.? - odwrócilam się i zobaczyłam że trzyma moją czerwoną koronkową bieliznę. - Oddaj to. - spojrzałam na niego groźnie. - No jakoś Cię nigdy w tym nie widziałem, a dlaczego. ? - popatrzył na mnie, a ja miałam ochotę dać mu w leb tym gipsem. - Pablo, proszę nie żzartuj sobie. - powiedzialam. - No ja sobie już Ciebie wyobrażam w tym. - gadał i gadałam a ja wstałam, i chciałam mu to wyrwać, nie udalo mi się. - Auuucc. - krzyknęłam i złapałam się za gips. - Matko Esme co się stało ?? - zapytał i podszedł do mnie, a ja popchnęłam go na kanape, nie przewidzialam jednak tego, że upadnę razem z nim. Leżalam z nim twarzą w twarz ...
(Pablo) Wyrzucała ciuchy z szaf jak karabin maszynowy - błyskawicznie i niebezpieczenie. Nie chciała gadać a ja nagle zauważyłem jej sexi bieliznę. Aby ją powkurzać zacząłem temat. - Ohoho a co to takiego? - Nawet jej groźne spojrzenie i stanowcze "Oddaj" nie zmieniło moich planów. - No, no ładnie... Takie rzeczy przede mną ukrywać? - Uśmiechnąłem się a Ona próbowała mi to wyrwać. Bez skutku. Nagle pisnęła z bólu a ja szybko do niej podszedłem z pytaniem. Czy ja jestem aż taki naiwny? Popchnęła mnie, lecz los chciał aby upadła razem ze mną na tej kanapie... Czułem jej oddech na twarzy i bicie serca. Zanim zdążyłem wpaść w trans jej pięknych szmaragdowych oczu powiedziała;
- Nawet nie próbuj... - Szepnęła, a po moim ciele niespodziewanie przeszły ciarki. Dopiero teraz zauważyłem jaki ma kojący głos...
- A co nie chcesz tego. ..? - Spytałem w końcu, jednocześnie przerywając chwilową ciszę... Nie odpowiedziała, więc jaką odpowiedź mam wybrać? Uśmiechnąłem się do niej lekko i po chwili już dotykałem jej wargi swoimi...
(Esmeralda) Nie pomoglo moje " Nawet nie próbuj", ale niestety byłam w gorszej sytuacji, moja noga była trochę ciężka więc nie mialam jak nawet wstać. Nagle jego wargi dotknęły moich. No i co oddalam się pocalunkom. Nagle przerwał. - To co uraczysz mnie swoją piękną bielizną. ? - zapytal z glupim uśmiechem. - Nieee. - spojrzalam na niego, a on przyciągnął mnie do siebie i zaczął
rozpinać moją bluzkę, ja zdjęłam jego koszulę. Oddawaliśmy się pocałunkom, ale po chwili byliśmy już nadzy. Jego wargi wędrowały po moim ciele, a mnie ogarnęła gęsia skórka. - Wiesz że idę jutro do pracy ?? - powiedzialam, a on tylko zgromił mnie spojrzeniem. Calkowicie odplynęłam, przy nim w jego ramionach czulam się tak cholernie bezpiecznie. Po wszystkim wtulilam się w niego. - Kocham Cię mój klamczuchu. - powiedzialam. - Tak, Tak jasne, jak ja jestem klamczuchem to Ty bardzo upartym czlowiekiem i powracając do poprzedniego wątku, dopóki nie zdejmą Ci tego cholerstwa z nogi, nawet nie ruszasz się z domu bo Cię przykuje. - powiedział. - Bardzo śmieszny jesteś, hahaha serio patrz bo Cię poslucham. - spojrzałam na niego. Wtulilam się mocno i zasnęłam ...
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 103.
Wow świetnie piszesz masz talent, uwielbiam Violettę i Leona :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na jedyny w swoim rodzaju fanclub Nicki Minaj - http://nickiworldpl.blogspot.com/ :)
Fajny
OdpowiedzUsuńFajnie ;) czekam na next ^^
OdpowiedzUsuńFajny
OdpowiedzUsuńCo sie stało Fran ?...
Super czekam na next
OdpowiedzUsuńUwielbiam. Bloga
OdpowiedzUsuńCo jest Fran .
Jejciu ! Co jest Fran .? ;c
OdpowiedzUsuńsuper *.*
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM DO MNIE:
http://violetta-leonetta12.blogspot.com/