wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 106

(Lara) Kiedy rano się obudziłam, wiedziałam co to za dzień. Uśmiechnęłam się do siebie. Wczoraj byłam najlepsza i dzisiaj też muszę. Muszę, muszę, muszę... Motocross to moja przyszłość.
Okey... Teraz na tor na tą rozmowę... A potem jak najszybciej do Studio'a.
Po niecałej godzinie, byłam już z tatą na miejscu. Coś mi tam mówił, ale ja go nie słuchałam. Sama wiem co mówić, o czym, czym jest dla mnie motocross i tak dalej...
Kiedy nadeszła ta chwila, przywitałam się z nim i zaczęliśmy rozmawiać o torze, motorach, jaka moja ulubiona marka, czemu pracuję jako mechanik oraz czy lubię swoją pracę. Myślę, że "dobrze" na nie odpowiedziałam, ale nagle doszło do pytania co jeszcze oprócz tego robię i wyszedł temat Studio'a...
- Co jest dla ciebie ważniejsze? Muzyka czy motocross? - zapytał po chwili.
- Oczywiście, że motocross - odpowiedziałam, ale on chyba mi nie uwierzył i pokręcił głową.
- W tej sytuacji nie wiem co dalej - powiedział i chciał już iść, ale go zatrzymałam.
- Pan żartuje?! Z całym szacunkiem, ale nie przychodzę na tor dla fanu, bo lubię wąchać benzynę lub bawić się narzędziami! Motocross od zawsze jest dla mnie najważniejszą rzeczą w życiu, a jeżeli przeszkadza panu, że chodzę do szkól artystycznej to pański problem. Inni najwidoczniej dostają więcej, niż jeden talent... A inni nawet mniej... - powiedziałam patrząc na niego z tryumfalnym uśmieszkiem. Trudno, obraziłam go. Nic nie straciłam... Zostawiłam go zaskoczonego i poszłam do szkoły. Mam tylko nadzieję, że tata nie będzie miał przeze mnie problemów. Trudno, nie wyszło.
- Bo nie można już się tu uczyć i jeździć na torze.. - burknęłam do szafki. - Przecież bym zrezygnowała ze Studio'a... - zapewniłam siebie, nie do końca w to wierzyć i wtedy zobaczyłam stojącą obok mnie osobę...


(Violetta) Eh... Moja głową.. Co to właściwie wczoraj było?! Jak ta lampa mogła na mnie spaść? Przez nią mam ogromnego guza na czole. Co jakiś czas widzę tylko mroczki przed oczami, a ta pielęgniarka powiedziała, że nic mi się nie stało, właściwie uznała to za lekkie draśnięcie, chciałabym zobaczyć jak te jej "lekkie draśnięcie" jej się przytrafia. Rano w z wielkim bólem głowy cudem udaje mi się zejść z łóżka. Schodząc na dół nikogo już nie ma w domu, może to i lepiej, ostatnio nie rozmawiam z moim ojcem. Włożyłam na siebie czarny sweterek i wyszłam z domu wkładając słuchawki na uszy. Całą drogę słuchałam moich
ulubionych piosenek, a kiedy play lista dobiegła końca minęłam próg Studio. Patrząc na plan pierwszą lekcję miałam z Beto, dlatego poszłam do szafki by zostawić w niej torbę, a tam zobaczyłam Larę, która gadała coś do siebie, że ma zamiar zrezygnować ze uczęszczania na zajęcia. - Cześć - Podeszłam do dziewczyny. - Hej! - Odpowiada i odwraca się w moją stronę - Eee..? Violetta co Ci się stało w głowę? - Wskazuję palcem na moje czoło. - Lekkie draśnięcie - Mówię uśmiechając się. - Chcesz odejść? - spytałam.
- Przykro mi, ale to nie Twoja sprawa, a ja nie mam ochoty na tłumaczenia.. Muszę iść na zajęcia - Burknęła, a ja podniosłam ręce na znak, że nie wnikam. Z oddali zobaczyłam się Andresa i od razu przypomniała mi się pewna sprawa do załatwienia. - Musimy pogadać! - Rzuciłam szarpiąc go za koszulkę w stronę wyjścia...

(Andres) Idę przez park, myśląc o całym tym zamieszaniu. No bo w końcu co, ja nic nie zrobiłem. To znaczy, zrzuciłem Violę z dachu, ale ćśś. León mi uwierzył, za to Viola wciąż ma jakieś pretensje. Pff.
- Musimy pogadać! - mówi do mnie, pojawiając się znienacka i szapie mnie za koszulkę.
- O co chodzi? - pytam milutko. Za milutko. Ale kto by się tym przejmował? No tak, ona.
- Ty już mi się tak nie cackaj, bo dobrze wiem, że to ty mnie 'przypadkiem' zrzuciłeś z tego dachu! Mogłam zginąć! - wrzeszczy, jakby mogło stać się coś wielkiego...
- Och. Ups. Tak bardzo mi przyk... Ech, nie będę kłamał. Nie jest mi przykro. - Na to zdanie w jej oczach pojawił się mord. Ciekawy widok.
- Ty głupi, niepoważny, okropny idioto! I ty mówisz, że nie będziesz kłamał? A Leónowi to co, bajki na dobranoc opowiadasz? - mruży niebezpiecznie oczy. Odsuwam się o krok, na wszelki wypadek, jakby miała się na mnie rzucić.
- Cóż... Skoro tak to ujmujesz, to powiedzmy że tak - uśmiecham się złośliwie. - Czy już sobie to wyjaśniliśmy?
- Nie - warczy. - Dopilnuję, żeby León się o tym dowiedział, zobaczysz!
- Tak, oczywiście, że zobaczę, słonko. - odwracam się i dodaję jak 'zwykły, kochany' Andres - Do zobaczenia!
- Ta, do zobaczenia - ten ton tak dziwacznie brzmi w jej ustach, więc śmieję się pod nosem. Odchodzę i w oddali widzę...

(Ana) Siedziałam na górze i nie wiedziałam jak porozmawiać z wujem. Długo nad tym myślałam i pozwoliłam aby mój mózg odpoczął, wyszłam na powietrze i krążąc po mieście wdychałam świeże powietrze. Zobaczyłam z daleka wkurzoną kuzynkę i Andresa, ale chyba się tylko posprzeczali... W sumie nie wiem jak można się na niego wkurzać, zawsze ma dobry humor i zaraża śmiechem. Takich ludzi mało istnieję ! Pomachałam mu i poszłam dalej, przy okazji zobaczyłam sprzedawcę napojów energetycznych. - Jeszcze raz mi pan to wciśnie to ja panu wcisnę narzędzia do narządów wewnętrznych. - Spojrzał na mnie jak na idiotkę, bo chyba nią jestem że tak powiedziałam. Gdy oddaliłam się dosyć daleko zaczęłam się śmiać.
- A tobie co tak wesoło ? - Spytał/a... Nawet nie zauważyłam kiedy stanął/ęła przede mną....

(Tomas) Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? Nie dość, że zgubiłem kluczę do domu, prawię potrącił mnie samochód, to na dodatek Ludmiła nie odbiera moich telefonów. Wracając ze sklepu rzucając się na łóżko i uświadamiam sobie, że jest ta pora by iść na zajęcia, ale jak mam być szczery to nie miałem na to najmniejszej ochoty, ale moja matka na siłę wygoniła mnie z domu - Nie po to się tam zapisywałeś, by siedzieć w domu i nic nie robić.. - Burczy pod nosem, a ja uśmiecham się szeroko - Też Cię Kocham! - Mówię wychodząc z domu. Po drodze spotykam kuzynkę Violi - A Tobie co tak wesoło? - Podchodzę do Any. - Życie jest pięęęęęękne! - rzuciła cała w skowronkach. - Okej? Idziesz na zajęcia? - Kiwam głową w stronę szkoły, ale do dziewczyny zadzwonił telefon, a jej mina spoważniała - Przepraszam muszę odebrać! - powiedziała wymuszając uśmiech - Mówiłam Ci byś do mnie nie dzwonił...! Jeszcze nie teraz....! - Jedynie to udało mi się usłyszeć za plecami. Ciekawe co się stało? Nie Tomas nie Twoja sprawa! Przekraczając próg drzwi, wzrokiem szukam jedynie Ludmiły, ale jak na złość widzę wszystkich, czyli Maxi'ego zarywającego do Natalii, Federico z Violettą, Larę krzyczącą do telefonu, ale nie jej! Dlatego wchodzą do byle jakiej sali mając nadzieję, że spotkam tam moją dziewczynę, ale zamisat tego spotykam tam ...

(Francesca) Pora wrócić do normalnego życia! Obiecałam Pablo, że w najbliższym czasie powrócę na zajęcia, mimo iż nie mam na to ochoty to muszę się postarać. Muszę mieć jakieś zajęcia by nie myśleć tak ciągle o jednym.. Wyszłam dosyć wcześnie by zaszyć się w jednej sali i unikać pytań. Usiadłam sobie na parapecie i wzięłam pod rękę gitarę i próbowałam wydusić z siebie jakiś dźwięk, ale nie specjalnie mi to wychodziło. Siedziałam wpatrzona w okno kiedy do sali nie wparował Tomas. - Widziałaś Ludmiłę? - Przywitał się uśmiechem. - Przykro mi - Odpowiadam. Miał już wyjść kiedy postanowił zawrócić. - Fran co się dzieje? - Usiadł obok mnie. Wszystko w porządku, dlaczego pytasz? - Odpowiedziałam zdejmując kolana z parapetu. - Wiem, że od dłuższego czasu nie rozmawiamy ze sobą, ale Fran Ty jesteś i zawszę będziesz moją przyjaciółką, nie ważnie co się stało czy stanie, znamy się już tak długo i nie psujmy tego.. - Uśmiecha się, a mi przypominają się wszystkie nasze przypały . - Jesteśmy przyjaciółmi na dobre i na złe! A teraz opowiadaj co się dzieje.. - Podaje mi na "zgodę" mały palec. - Wszystko w porządku Tomas - Upewniam go i wychodzę z pomieszczenia spotykając..

(Ludmila) Matko jakie to wszystko jest posrane nie rozkminiam swojej matki i jej humorów, raz chce wyjeżdżać przez Pablo, potem chce brać ślub, jak dorosłość ma tak wyglądać to ja serdecznie podziękuje. I jeszcze zachcialo jej się uczyć w Studio, eh dobrze, że teraz jest na zwolnieniu. Ubralam się w nowe ciuszki i wyruszyłam do miejsca sztuki. I tak zapomnialam oddzwonić do Tomasa, który mnie chyba zje, bo się tak o wszystko denerwuje i obchodzi się ze mną jak z jajkiem. Uśmiechnęłam się do lustra i wyszlam z domu. Droga minęło mi dość szybko, a wchodząc do Studio zauważam Fran. - Fran skarbie, ewidentnie potrzebuje teraz wody, moglabyś mi przynieść ?? - pytam ją. - Ludmila Haloo !! nie jestem Twoją służoncą. - odpowiada. - Ehh Fran jesteś taka okropna, to straszne skąd w Tobie tyle jadu ?? - pytam z glupkowatym wyrazem twarzy. - Odczep się i zajmij się swoimi ważnymi sprawami. - podkreśla to wszystko, a ja dokładnie wiem o co jej chodzi. - Masz jakiś problem, jeju biedaczko przykro mi, że Tobie i Federowi co sie psuje, ale odczep się ode mnie i od moich spraw. Coś Ci nie pasuje, że jestem w ciąży, jak chcesz zrób sobie dziecko. Ahh no tak Fran, czy ty w ogóle kiedykolwiek ahh szkoda gadać ... Bajoo. - odchodzę z triumfem na twarzy. - W końcu, gdzie TY bylaś .... - slyszę ....

(Tomas) Bardzo dobrze znam Francesce i jestem przekonany, że coś złego musiało się stać. W końcu kłamać to ona nie umie. Kilka minut gdy dziewczyna opuściła salę wparowała do niej  zadowolona Ludmiła! - W końcu, gdzie Ty byłaś?! - Oderwałem się od parapetu na równe nogi i
objąłem ją w pasie, lekko całując w policzek. - Pablo.. - Wyszeptała mi do ucha i już wszystko stało się jasne. - Okej, a jak Ty się czujesz? - Zerknąłem dyskretnie na brzuch dziewczyny. A ona uśmiechnęła się szeroko. - Bardzo dobrze - Kiedy miałem ochotę ją pocałować do sali wpadł roztrzepany Beto. - Ludmiła! Tomas! - Krzyknął, a ja odsunąłem się od blondynki. - Nie macie teraz przypadkiem zajęć.. Yyy... Tam.. - Wskazał lewą ręką w stronę drzwi, niestety rozwalił przy tym stojące bębny - Sio! Już was nie widzę .. - Pogonił nas z sali rozrzucając papiery. - Ludmiła? - Pytam dziewczyny, która śmieję się z zaistniałej sytuacji. - Nie mam ochoty dzisiaj na zajęcia? - Uśmiechnęłam się i już wiedziałem, że zrozumiała moje słowa. - To chodź! - Pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia, gdzie widzimy....

(León) Jak zwykle wpadłem spóźniony do Studio. Nawet nie wiedziałem, gdzie mam obecnie lekcję, więc zatrzymałem się w wejściu, ale w tej samej chwili wpadają Ludmiła i Tomas. Nie wiem, co tu robią, ale dobra.
- Ej, z kim mamy teraz lekcję? - pytam, chociaż wolałbym żeby stał tu ktokolwiek inny.
- Na pewno nie z Beto - słyszę dziwną odpowiedź - Angie.
- Dzięki - rzucam, ale chyba już mnie nie słyszą.
Wchodzę do klasy, przepraszając wszystkich za spóźnienie, ale chyba już się przyzwyczaili. Siadam na swoim stałym miejscu, to jest pomiędzy Violettą a Andresem. Reszta lekcji mija spokojnie, wręcz zadziwiająco zwyczajnie. Po lekcji miałem czas wolny, więc wróciłem do domu po psa, którego powinienem wziąć na spacer. Zapiąłem mu smycz do obroży i ruszyłem w przyjemniejsze ulice Buenos Aires. Po drodze spotykam....

( Jackie )
To ten dzień ... Nareszcie ! Tylko na to czekałam ... Wyszłam z domu ubrana w najlepszą sukienkę świata , odpowiednio umalowana do Studia - prestiżowej szkoły muzycznej . To tam zamierzam zostać nową nauczycielką tańca ... A to na pewno się uda . Podążając ulicami Buenos Aires zauwazyłam jakiegoś chłopaka . Wydawała mi się znajomy , a po chwili zorientowałam się , że widziałam go jak byłam w Studio , kilka dni temu . Minełam go bez większego zainteresownia i po chwili już byłam na miejscu . Masa dzieciaków , ogromny hałas . Podeszłam po drzwi pokoju nauczycielskiego i delikatnie zapukałam .
- Prosze - usłyszałam aksamitny męski głos ...
- Dzień dobry - weszłam . - Ja w sprawie pracy .
- A już - mężczyzna , jeśli dobrze pamietam - Pablo , wstał i zaczął grzebać w jakiś dokumentach . Niczego sobie ... - Panna Jackie , tak ? - kiwnęłam twierdząco głową . - Hmmm ? Zobaczmy . Doświadczenie ogromne , praca z dziećmi w akademi sztuki ... - w końcu podniósł na mnie wzrok i zamarł . No wiem - od razu pomyślałam .
- Tak ? - spytałam patrząc na niego jak kompletnego debila . Otrząsnął się szybko .
- No więc ... Jest pani ...

(Pablo) Oto nastał kolejny cudowny dzień, jestem pogidzony z ukochaną i jestem ojcem! Niczego więcej nie chcę... No może oprócz jednej rzeczy. Kazałem jak zwykle zostać Esmeraldzie w domu, nie może się przemęczać. Szkoda że nie mogę być teraz z nią... No nic, jest praca!  Siedziałem popijając kawę gdy ktoś zapukał. Po moim "proszę" do pomieszczenia weszła jakaś kobieta, mówiła o pracy więc zacząłem grzebać w papierach i znalazłem. - Panna Jackie... Tak?  - Zacząłem czytać i uniosłem wzrok. Zatkało mnie, ale po chwili się otrząsnąłem. - No więc... Jest Pani... Znaczy to zbyt wyzywający strój. - Dodałem mierząc ją wzrokiem. - Proszę żeby... - Nagle do sali wparował Beto z płatkami. - Ppppablo!  Musimy... Ooh... Dzień dobry. - Przywitał się, westchnąłem bo mówiłem mu nieraz żeby mi nie przeszkadzał. - Beto rozmawialiśmy już... - Ale... - Beto! - Zrobił smutną minę i miał wychodzić gdy znòw zaczepił kobietę. Szczerze wygoniłem go, wypchnąłem za drzwi bo On jak zacznie z kobietami to koniec... (xd). Nagle poczułem rękę na ramieniu...

(Esmeralda) Tak tak, już jest wszystko w porządku na całe szczęście. Nie chce narazie nikomu mówić o dziecku mam nadzieję że Pablo nie wygada się Ludmile . Dziś zdejmują mi gips, nareszcie ile można siedzieć w domu. Kiedy Pablo wyszedł do pracy, ja wybrałam się do lekarza. Po dwóch godzinach bylam wolna od tego ciężkiego dziadostwa na nodze. Noga trochę pobolewała, ale byłam wolna i mogłam chodzić do pracy. Pomyślałam, że w sumie przed pójściem do pracy mogę skoczyć do ginekologa czy aby wszystko jest w porządku. Pani doktor okazała się cudowną osobą. Powiedziała że wszystko jest w porządku, że muszę dbać o siebie, zrobiła mi usg i zobaczyłam taką malutką fasolkę na papierku. Aż się wzruszyłam z tego wszystkiego. Z dokumentami i zdjęciem usg, wybrałam się do Studia, nie wiem czemu ale po drodze śmiałam się sama do siebie, coś niezwykego. Wiedziałam że Pablo siedzi w gabinecie bo mówił mi wczoraj, że musi nadrobic wypełnianie jakiś papierków. Weszłam do gabinetu. - Beto blagam Cię idź już. - rzucił. Położyłam mu rękę na ramieniu. - Czy ja jestem podobna do Beto. ? - zaśmiałam się. - Esme co Ty tu robisz ?? - poderwał się z krzesła. - A przyszłam do pracy, a widzisz nie mam gipsu. - pokazałam mu noge. - Dlaczego mi nie powiedziałaś poszedłbym z tobą. - zasmucił się. - Ojj masz dużo na glowie, ale mam niespodziankę. - wyjęłam z torby zdjęcia usg. - To nasza mała fasolka. - popatrzylam na niego, a on wpatrywał się w zdjęcie i chyba był wzruszony. Podszedl do mnie i polożył rękę na moim brzuchu. - Kocham was ....

(Pablo) Obok mnie pojawiła się Esmeralda. Zdenerwowałem się ale nie potrzebnie. Zdjęli jej gips! Ah... Jak cudownie że nie muszę się tak bardzo o nią martwić. Trochę mnie zasmuciło że nic mi nie mówiła, ale cóż... Po chwili dała mi do rąk zdjęcie USG. Mòj humor od razu się poprawił... Zawsze marzyłem by mieć swoją rodzinę  i to właśnie nastało. Podchodząc dotknąłem jej brzucha. - Kocham was... - Szepnąłem do jej ucha i ucałowałem skroń kobiety. - A teraz muszę wracać bo... O Antonio! - Zobaczyłem szefa. - Mogłbyś zająć się pewną sprawą? W środku jest kobieta która jest kandydatką na nauczycielkę tańca... - Pokiwałam spokojnie głową i wszedł do pokoju nauczycielskiego a ja obejmując moją partnerkę wyszliśmy na zewnątrz. Wciągając świeże powietrze do płuc, rozmawialiśmy. O wszystkim i o niczym... W końcu poruszyłem temat który mógł ją wkurzać, ale raczej wie jaki jestem i nie pozwolę aby się przemęczała. - (...) Ale wiesz że nie pracujesz tak ? - Spojrzałem na nią a Ona się zatrzymała...

(Esmeralda) Wiedziałam, że się ucieszy. Kiedy wyszliśmy z budynku miał jakąś dziwną minę. Zatrzymał się na chwilę i zaczęło się. - Ale wiesz, że nie pracujesz tak ? - zapytała, a mnie zamurowało. On sobie chyba robił ze mnie żarty. - Pablo, ale ... - chciałam coś powiedzieć. - Ty chyba nie myślałaś, że ja Ci pozwolę pracować w takim stanie. - spojrzał na mnie. - Posłuchaj, ciąża to nie choroba, naprawdę już raz byłam w ciąży i pracowałam wtedy, więc nie musisz się martwić. - musnęłam dłonią jego policzek. - Ale Esme proszę Cię bo ja będę się martwił, a nie chce tego, będę Cię kontrolował, a tego też nie chcę. - patrzył w niebo mówiąc to, bo dokładnie wiedział, że to coś mi się nie spodoba. - Nie, nie mój drogi tak jak już wspomniałam normalnie dnia jutrzejszego pojawiam się w pracy, i ciii nie ma pan aktualnie nic w tym momencie do powiedzenia, bo nie można mnie denerwować, zapomniałeś ? - spojrzałam na niego i chyba odniosłam ten mały sukces. Nic nie powiedział, zrobił naburmuszoną minkę, a ja złapałam go za rękę i wróciliśmy do domu. Ściemniało się już, więc postanowiliśmy zrobić sobie jakąś kolację przy świecach, znakomicie się przy tym bawiąc. W całym domu słychać było nasz śmiech. Zasiedliśmy do stołu, a ja mocno go pocałowałam. - Weźcie bez ślimaków mi tu, możecie chociaż tu się opanowywać, eeehhh - krzyknęła Ludmila. - Daj spokój Lu. - uśmiechnęłam się do niej. Wtuliłam się w Pablo i włączyliśmy sobie jakiś horror.

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 107.

7 komentarzy:

  1. Znakomite, czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny dział... tylko szkoda, że nie było Leonetty :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chcę więcej XD Nie mogę się doczekać następnego działu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Suuupeeer!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. O co chodzi Fran super roździał

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka