niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 118

(Lara) Kiedy się obudziłam, strasznie bolała mnie głowa. Jeju, co ja...
- DIEGO?! - wrzasnęłam na widok chłopaka, do którego byłam przytulona... Aham... - To znowu jakiś sen z nim. Obudź się, Lara, obudź się, Lara - zaczęłam powtarzać.
- Co? Jaki sen? - zapytał nieprzytomnie Diego. To nie sen... To co ja tu... Hmm... Czyżbym znowu
odwiedziła bar?
- Gadaj! - Chwyciłam go za bluzkę i tak jakby go podniosłam. - Co ja wczoraj robiłam?!
- Nie krzycz, proszę. Głowa mnie boli - jęknął.
- Też piłeś?
- Nie, ale ktoś mi wczoraj przywalił drzwiami... - Nie musiał mówić kto, wiedziałam, że to ja. - Czekaj, czy ty mówiłaś coś, że znowu sen ze mną? - zapytał.
- Nie... - odpowiedziałam cicho, ale chyba mi nie uwierzył. - Mów. Co. Wczoraj. Robiłam. Ale. To. Już!
Diego w kilku zdaniach opowiedział mi o wczorajszym wieczorze. Odwiedziłam bar, oczywiście, a potem Diego nie chciał mi robić kłopotu i mnie tu zaprowadził. Chyba nie kłamał.
- Hmmm... Dziękuję - powiedziałam cicho i pocałowałam go usta. Sama nie wiem czemu to zrobiłam... A może wiem, tylko nie chcę dopuścić do siebie tej myśli. - Okey... - szepnęłam potem niepewnie.
- Co "okey"? - zapytał zdziwiony.
- Nasza rozmowa w parku. Wczoraj. A teraz muszę iść do domu, bo zaraz zajęcia - rzuciłam i szybko wyszłam. Byłam dziwnie radosna, aż mnie to przeraża.
Kiedy szłam w stronę domu, przez park oczywiście, dopiero wtedy zauważyłam, że mam na sobie jakąś kurtkę. W sumie wiem jaką, bo sobie przypomniałam wszystko jak pocałowałam Diego'a... Taaa... To jego kurtka. Może się nie obrazi? W pewnym momencie na drodze zauważyłam...

(Mostowiak) Uf! Na szczęście wczoraj obyło się bez alkoholu, ostatnio mam obrzydzenie do jakichkolwiek %. Każdy tylko piwo, wino, wódka, piwo, wino, wódka itd. I właśnie się takie kółeczko robi! Dziś muszę wyruszyć aby spytać czy praca kelnerki aktualna, ale wpierw trening! Szłam w stronę stadionu gdy ujrzałam Larę. Przywitałam się z nią ciepło a dopiero potem ujrzałam że nosi czarną skórzaną kurtkę. - Oo nowy styl?  - Spytałam. - Zamieniasz się w Diega? - Uśmierchnęłam się lekko. Dziewczyna powiedziała albo... "Wypsnęło" jej się że to akurat jego. Hm... Czyli Dieguś znalazł dziewczynę?  - Dobra, ja spadam pa! - Zawołałam gdy odeszłam. Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu, przebrana. Oczywiście trener jak zwykle się wydarł, ale w końcu dał nam poćwiczyć. Nagle ujrzałam...


(Ludmila) Ja chyba jestem nieformalna, ale to szczegół najbardziej mnie wkurze, że wszyscy wtrącają się w moje życie. Czasami mam wielką ochotę wykrzyczeć im wszystkim "Odwalcie się ode mnie". Po słowach Violki coś we mnie pękło. Jak ja mogłam rzucić Studio, to była dopiero nieodpowiedzialna

decyzja jak na
dorosłego człowieka. Wstałam wcześnie, żeby z rana dorwać jeszcze Pablo. Jednak chyba było jeszcze bardzo wcześnie. Kiedy zajrzałam do sypialni oni jeszcze spali. - Pablo, Pablo, Pablo - powtarzałam jego imię szeptem. - Ludmila co Ty robisz która godzina ? - zapytał zasypany - Wczesna ale potrzebuję pogadać - powiedziałem i poszlak do salony czekając na niego, po około 5 minutach pojawił się. - Co jest tak ważne, że nie możesz spać - zapytał - Chcę wrócić do Studio, oczywiście gdy urodzę, nie dam rady żyć bez muzyki. - oznajmiłam a on spojrzał na mnie zdziwiony. - Pogadam z Antonio, a teraz idź się połoz - powiedział - Dziękuje, ale idę do sklepu. - uśmiechnęłam się i wyszłam z domu. Przechodziłam sobie przez centrum miasta i ujrzałam grupę biegających ludzi, a z nimi była chyba Ana. - Ana - zapytałam. Dziewczyna spojrzała na mnie i po chwili była przy mnie. - Hej, a Ty gdzie tak wcześnie ?? - zapytała. - Do sklepu, lodówka pusta. - zaśmiałam się, a ona ze mną. Miała taki ładny uśmiech, taki szczery. Maaaatko czy ona mi się podoba. Ludmila ogarniamy się raz dwa. - To może pomogą Ci ?? - popatrzyła na mnie. - Nie trzeba dam radę, ale możesz wpaść wieczorem na jakiś film - powiedziałam i skierowałam się w stronę sklepu ....

(Mostowiak) O. Fajnie. Lu. Jak miło widać jej uśmiech. Zaproponowałam jej pomoc ale odmówiła i zaprosiła mnie na wieczór. Poszła w stronę sklepu a ja podążyłam za nią. - A jak się czujesz? Jak twój mały dzidzuś się sprawuje? - Spytałam patrząc przelotnie na brzuch.

- Dobrze, dziś czuję się w miarę. - Powiedziała uśmiechając się ponownie. Fajnie że mogę sprawić że kąciki ust podnoszą jej się do góry, to sprawia że w moim ciele występuje endorfina. Szłam tyłem krocząc z nią równym krokiem, w między czasie gawędziłyśmy. Niestety mòj kochany los chciał abym się wyryła... Poczułam beton na plecach i na innych cześciach ciałach.... Oraz niewyobrażalny ból...

(Violetta) Wczorajsze urodziny Any minęły bardzo spokojnie, aż za spokojnie jak na nią. Wstałam dosyć wcześnie i wybrałam się na poranny jogging, nie wiem dlaczego, ale bieganie z rana pozwala mi się odstresować. Założyłam wygodny dres i zakładając słuchawki na uszy, wybiegłam z domu. Po
niespełna godzinie wróciłam do swojego pustego mieszkania, tato nadal się nie odzywał, a Ana jak zawszę wyszła wcześniej ode mnie. Przebrałam się w normalne ubranie i powędrowałam do kuchni by zjeść płatki, ale oczywiście nie było moich ulubionych, dlatego zrezygnowałam.
Idąc w kierunku szkoły widzę z daleka jak moja kuzyneczka potyka się o własne nogi i upada prosto na beton, co za kaleka! Szybkim krokiem podchodzę do dziewczyny, która jęczy z bólu. A w między czasie zauważam obok niej Ludmiłę, to one się już pogodziły?.  - Nie wkurzaj mnie tylko! - burczy brunetka wstając z ziemi. - Jak można być taką kaleką?! - Łapię dziewczynę razem z pomocą Lu za rękę, a ona mamrocze coś pod nosem. - Życie, nie? - odpowiada siadając na ławkę, wyciągnęłam z torebki paczkę chusteczek i podałam jej. Chciałam zaprowadzić ją do lekarza, ale dziewczyna się nie zgodziła. Po jakimś czasie zostawiłam je same i poszłam do Studio. Kiedy już przekraczam jego próg, powoli kieruję się w stronę tablicy ogłoszeń, na której widnieje napis, że nasza klasa ma odwołane zajęcia. Eh? To co mam dzisiaj robić? Niedługo po tym podchodzi do mnie....

(Andres) Siedzę w Studio niewyobrażalnie się nudząc. Mamy odwołane lekcje, więc łażę od jednej sali do drugiej szukając jakiegoś zajęcia, gdy zauważam Violettę. Podchodzę do niej, chcąc ją nastraszyć, jednak ona odwraca się pierwsza i mnie widzi. Ech. Co za pech. Wzdycham głęboko.
- Co jest? - pyta Viola.
- No wiesz... Chciałem cię nastraszyć, a ty się odwracasz - udaję obrażonego.
- Och, tak mi przykro - mówi ironicznie moja towarzyszka. Pff.
- To może w zamian przejdziemy się gdzieś? Strasznie mi się nudzi - namawiam ją. No bo co ja mam sam robić no?
- Czy ja wiem... - waha się, więc robię minę zbitego psa, na co ona śmieje się w najlepsze. Śmiać się ze mnie? Jak ona może? - Pójdę, pójdę.
Wydaję niezidentyfikowany odgłos radości i ciągnę ją do salonu z automatami...

(Violetta) Kiedy chciałam wrócić do domu, podszedł do mnie Andres z propozycją przejścia się gdzieś razem. Nie byłam pewna czy powinnam iść, w końcu wystarczy mi tych kłótni z Leónem, ale kiedy zrobił tą swoją słynną minę jakoś nie mogłam mu odmówić. - Pójdę, pójdę - zdeklarowałam się i wymusiłam sztuczny uśmiech. Szybko jednak zmieniłam o nim zdanie, nie wiem dlaczego, ale chłopak umie mnie rozśmieszyć praktycznie nic nie mówiąc. Kiedy dotarliśmy do salonu z automatami sądziłam, że to jakiś żart. - No dajesz! - powiedział ciągnąc mnie za rękę.
- Andres! - zmiażdżyłam go wzrokiem, ale i tak nie dał za wygraną. Już po chwili znaleźliśmy się w środku, chciałam podejść do kasy by kupić żetony, ale chłopak mnie zatrzymał wyjmując z kieszeni całą garść - Ale skąd!? - patrzę na niego dziwnie - Dobra nie ważne! - Tym razem to ja go zaciągnęłam w stronę maszyn. - To co pierwsze? - spytałam....

(Andres) Wchodzimy do salonu z grami, wyjmuję żetony i zaczynamy. Jako pierwszy ogień idzie automat, na którym walczy się różnymi postaciami. Wybieram jakiegoś napakowanego potwora, za to Viola jakąś dziewczynę w czerwonej przepasce. Zaczynamy walkę i jak wiele osób, krzyczymy do swoich wojowników polecenia, żale, opinie, chociaż wiemy, że to nic nie da. E tam, to fajna zabawa.
- No nie! Masz ją uderzyć, a nie się wywalać, idioto! - wrzeszczę do automatu, na co Viola wybucha śmiechem.
- Ha! Dobrze ci tak! - krzyczy do mnie, na co donośnie prycham z oburzenia. Już ja jej pokażę!
Obmyślam strategię i robię wszystko co w mojej mocy, żeby wygrać tę walkę. Spoglądam na Violkę, która najwidoczniej klika co popadnie, ale sprawia jej to wielką zabawę. Po chwili na ekranie widzę, że to ona wygrała.
- Ale jak to?! - załamuję się. Taka strategia, tyle myślenia... Uh.
- Widzisz, jestem od ciebie lepsza! - mówi odgrywając jakiś taniec szczęścia. Po chwili zauważa maty do tańczenia, biegnie tam i wrzeszczy z drugiej strony salonu "Andres! Chodź tu! Chodź, chodź, chodź, chooooodź!", na co śmieję się głośno i podchodzę do niej. Zaczyna się nasza gra. Tym razem wygram!...

(Violetta) Ha! Wygrałam! Mistrz! Zaczęłam odgrywać swój kompromitujący taniec szczęścia.
- Co za skromność - powiedział pod nosem chłopak, a ja szturchnęłam w ramię. Mieliśmy zagrać rundę rewanżową, ale z końca sali zauważyłam fioletową maszynę do tańca! Troszeczkę za szybko do niej "podeszłam", ale to tylko dlatego by nikt nam nie zajął. - Andres! Chodź tu! Chodź! Chodź! Chodź! Choooooodź! - krzyczę cała w skowronkach, ostatnio grałam w to kiedy miałam dziesięć lat. - Ty chyba sobie żartujesz, że na to wejdę?! - Przybiera poważną minę - Nie? - odpowiadam
- Wiem, że to zrobisz! - wyjmuję z jego kieszeni żetony i wsadzam do gry - Violetta! Błaaagam, zlituj się! - próbuję zabrać mi z ręki monetę - Nie? Andreeeeeees! Proszę! Dla mnie? - uśmiecham się i przybieram jego minę, chłopak lekko westchną i wszedł na grę. - Tylko ja wybieram piosenkę! - oznajmił, a ja przewróciłam oczami. Zajęliśmy swoje miejsca i zaczęła się pierwsza rudna, którą oczywiście wygrałam ja! W drugiej rundzie miałam pecha, znaczy no dałam mu wygrać! Natomiast w trzeciej decydującej Andres grał nie fair! Kiedy miałam wygrać zrzucił mnie z maty!
- Nie! Tak się nie bawimy! - mówiłam z oburzeniem! - Andres! - krzyknęłam.
A on zrobił nie winną minę, kiedy chciałam mu powiedzieć, że chce rewanż podszedł do nas ochroniarz i za nasze "wrzaski" (Których sobie nie przypominam) wyrzucił nas z salonu. Kiedy staliśmy za zewnątrz, Andres był oburzony, a ja wybuchłam śmiechem....

(Andres) Ja?! Przegrać?! Nigdy! I wcale nie oszukuję! Ja tylko... Stosuję ciekawsze metody. Kiedy ochroniarz wywala nas z salonu gier, tupiąc nogą patrzę miażdżąco na Violę, na co ona tylko się śmieje.
- Nie śmiej się tak! - oburzam się.
- Ja? Ja się wcale nie śmieję! - zakrywa usta dłonią starając opanować śmiech, przez co śmieje się jeszcze mocniej. Nie mogę wytrzymać, sam zaczynam się śmiać.
Stoimy tak kilka minut starając się uspokoić, ale coś nam nie idzie. Gdy w końcu udało nam się wziąć głęboki wdech i nie wybuchnąć śmiechem, idziemy w kierunku parku, wciąż co jakiś czas chichocząc, spotykając...
(Lara) Kiedy wróciłam do domu, znowu było: "Gdzie ty byłaś?". Dobra... Nie ich wina. Przesadzam. Powiedziałam im, ze byłam u koleżanki i telefon mi padł, zapomniałam zadzwonić... Uwierzyli... Dobra, nie powinnam kłamać... "Byłam u chłopaka i spałam u niego w domu". Brzmi lepiej? Nie sądzę. Dla ich dobra niech znają wersję nr.1.
Przebrałam się szybko i potem sobie zdałam sprawę, że rodzice widzieli mnie w tej kurtce. Może nie skojarzą, że mam inną?
Wyszłam z domu i zaczęłam iść w stronę toru. Muszę trenować! Kiedy tak szłam, spotkałam Violettę i Andreas'a, którzy z czegoś chichotali.
- Heeej - przywitałam ich.
- O, cześć, Lara - odpowiedzieli razem i zaczęli się śmiać. Eee...
- Przepraszamy cie, Lara... - zaczęła Violetta, opanowując śmiech - ale nie... możemy... przestać... się śmiać. - Oboje wyglądali jakby umierali, a zabijał ich śmiech.
- To wy się przyjaźnicie? - zapytałam po chwili, a oni nie mogli się opanować od śmiechu. - Nieważne. - Machnęłam ręką i po chwili zobaczyłam jak w naszą stronę idzie...

(Francesca) Ostatnie dni były.. ciężkie? Po pierwsze mój ojciec nie spodziewanie przyjechał do BA i nie wiem jakim cudem, ale dowiedział się o wszystkim, wiec nie był zachwycony, ale to moje życie. A po drugie, po naszej nocy nad jeziorem rozchorowałam się. Mimo to jestem taka szczęśliwa, że mam ochotę śpiewać. Chciałam zadzwonić do Federico, ale mój tato zabrał mi telefon, dla niego powinnam siedzieć całymi dniami i się uczuć, a to co ja czuję to się już dla niego nie liczy! Tylko, że ja sobie tak nie dam! Kiedy wyszedł tylko do sklepu, ubrałam się w sukienkę i wychodząc z domu spoglądnęłam po raz kolejny na swoją lewą dłoń! Już za rogiem natykam się na Larę i Violettę z .. Andresem?! Kiedy?! Jak?! Gdzie?! Przecież mówiła mi, że chciał ją.. Nie moja sprawa! - Cześć - rzucam witając się z nimi. - Hej - odpowiadają chórem, nie minęło pięć minut kiedy Violetta orientuje się, że coś jej nie pasuje. - Fran, możemy na słówko? - Pyta, a ja kiwam głową. - Nie powiesz mi, że... - zaczyna uśmiechając się, ale nie pozwalam jej dokończyć
- Powiem! - pisnęłam, a ona rzuciła mi się na szyję. Z daleka zauważyłam Federico, dlatego grzecznie przeprosiłam szatynkę i ruszyłam w jego stronę...

( Federico )
- Nie ma słów, które zniszczą Cię we mnie.
Przenoszę się do miejsc, w których mam Cię
Na zawsze, jesteś dla mnie.
Twój obraz w mojej głowie nie zgaśnie,
Nie zgaśnie, nie wyblaknie.
Zachowam Cię już w sercu na zawsze,
Na zawsze, jesteś dla mnie
I zostań już - ostatnie nuty zostały zagrane , więc wstałem wielce zadowolony z murka przed Studiem i ruszyłem na miasto , z gitarą przewieszoną przez ramie . Gdzieś po 20 minutach zobaczyłem Fran i Violkę . W odali stali Andres i Lara . Brunetka po chwili ruszyła w moją stronę .
- Hej - stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek .
- Hejka skarbie - wziąłem ją w objęcia i zakręciłem w kółko .
- Nie mógłbyś chociaż raz się normalnie przywitać ? - powiedziała po chwili , stojąc już na własnych nogach.
- Nie ! Mam coś dla Ciebie i ... - przerwała mi Violetta , która nagle do nas podbiegła .
- Nie mówcie ! Aaaaaa - zaczęła krzyczeć z radości . - Ale jajko ! Nieee . Jezu , ale fajnie - zaczęła piszczeć .
- Vilu , Vilu , Vilu , Vilu ! - złapałem ją za ramiona zmuszając , by stanęła w miejscu . - Oddychaj , spokojnie, bez nerwów .
- Ale ... ? AAA . Nie mogę . Paaa ! - wystrzeliła w jakimś kierunku . Przewróciłem oczami .
- To co za niespodzianka ? - ściągnęło mnie na ziemie pytanie Francesci  i zauważyliśmy ....

(Pablo) Uf. Wpadłem na jakiegoś gostka i o mało co mnie nie zabił! Ale na szczęście uciekłem, zdyszany usiadłem bezpiecznie na murku ciężko oddychając i myślałam ci jest z Camilą... Wiem że w tym wieku dorastają, interesują się mężczyznami i ich narządami ale dlaczego ja? Ja jestem od niej starszy, mógłbym być jej ojcem... Gdy tak rozmyślałem nie zauważyłem... - Ekhem... - Ktoś chrząknął, unosząc wzrok ujrzałem tamtego gostka. Momentalnie poczułem ból i upadłem na beton. Z bólem wokół oka wracałem do mieszkania, niedaleko mnie ujrzałem Fede i Fran nie zwróciłem na ich większej uwagi przez ból... Po kilku minutach byłem w domu, nie chciałem się pokazywać Esme gdyż zrobiłaby mi wyrzuty i odparła iż jestem "nieodpowiedzialny" chciałem wpełznąć do sypialni bez hałasu, lecz... - Pablo... - Usłyszałem jej głos

(Esmeralda) To byl szalony dzieñ. Studio, potem zakupy, trochę poplotkowania z Ludmila i nawet nie mialam czasu spędzić chociaż chwili z moim mężczyzną. Dziś znowu długo go nie było, możnaby rzecz taka praca, ale to już było uciążliwe. Postanowiłam, że poczekam na niego. Wzięłam jedną, drugą trzecią gazetę, a on dalej nie przychodził poddałam się w końcu zgasiłam lampkę i polożyłam się. Po jakiejś godzinie obudziły mnie szmery. Zapaliłam światło. - Pablo ?? - zapytałam. - Ciiii idź
spać. - powiedział, kładąc się obok mnie. - Co Ty masz na oku. ?? - spojrzałam na niego. - Nic, pobrudziłem się. - oznajmił, takie śmieszne tlumaczenia, to on sobie może wciska pani z warzywniaka. - Biłeś się ?? - zapytałam oburzona. - Nie no coś Ty ja nieee. - kręcił. - W zamrażarce jest lód idź sobie przyłóż nie będziesz miał takiej wielkiej śliwy. - oznajmiłam i odwróciłam się na drugi bok . Uslyszałam, że wstaje z łóżka. Jak dziecko naprawdę zero odpowiedzialności. Po kilku minutach wrócił . - Jesteś zła. ?? - skierował pytanie do mojego ucha. - Nie. - odpowiedziałam. - To znaczy że jesteś. - powiedział. Odwróciłam się w jego kierunku. - Jest poźno chcialabym iść spać, jestem zmęczona nie mam siły robić Ci dziś wykładu, więc jeżeli mógłbyś przestać gadać byłabym wdzięczna. - uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy ...

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 119.

8 komentarzy:

  1. Super jak zwykle
    Fajnie by było jakby Lu wróciła do studia
    Andres i viola = przyjaźń ale nie wyobraźam sobie ich razem

    http://lluuiizzaaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak szczerze nie podoba mi się za mało a nawet żadnego momentu leonetty :(((( 😞😞😒

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog nie opiera się na samej Leónettcie.
      W najbliższym miesiącu - jakoś tak - będzie ich dużo.
      Sami będziecie mieli ich dość c; / Violetta.

      Usuń
  3. Super ale daj coś z Leonettą ale nie dawaj zerwania

    OdpowiedzUsuń
  4. Lu lezbijką? nie to nie przejdzie! A tak to fajnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny
    Dopiero w weekend znalazlam ten blog i
    Nadrobilam rozdzialy
    Czekam na nexta

    Misia Verdas

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka