sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 124.

(Lara) Obudziłam się dziwnie wypoczęta, leżąc obok pustego pudełka ciastek. Wyszłam spod śpiwora i spojrzałam na salę. Wszyscy w niej spali. Po drugim końcu pomieszczenia spał Diego. Czułam się winna i smutna, ale od początku wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Ze Studio'em. Spojrzałam na okno. Nie padało. Jak dobrze pójdzie to jutro pojeżdżę na torze. Dzisiaj poproszę tatę, abyśmy poszukali trenera.
Wyrzuciłam pudełko ciastek, zwinęłam śpiwór, zadzwoniłam do mamy, że pewnie niedługo wrócę i poszłam w stronę szafki pozbierać rzeczy i ewentualnie wyrzucić nuty...
W pewnym momencie zauważyłam kogoś na korytarzu...

(Diego) Obudziłem się rano w Studio. Podniosłem się z podłogi i zobaczyłem że Lary już nie ma. Ruszyłem szukać jej po Studio. Przy automacie jej nie było, w żadnej z sal też nie. W końcu znalazłem ją przy szafkach. Podszedłem od tylu i objąłem w pasie. - Hej jak się spało ? - Zapytałem dziewczynę, a ona tylko się ode mnie odsunęła i nic nie odpowiedziała. Zobaczyłem, że drze partytury. Nie wiedziałem o co chodzi. - Ej, co Ci jest ?- Zaniepokoiłem się zachowaniem dziewczyny, dalej nie odpowiadała.- Lara...Co jest ?- zobaczyłem na polikach dziewczyny łzy. - Diego.. Ja odchodzę ze Studio- ogarnął mnie szok..- Dlaczego ?- popatrzyłem na dziewczynę- Zrozumiałam, że muszę teraz skupić się głównie na motocross'ie. - Nie, Lara! - Zaprzeczałem dziewczynie.- Zrozum jeżeli zostawiasz Studio z nami też może być koniec, a ja tego nie chcę! Lara!- złapałem dziewczynę za ręce albo nawiązać kontakt wzrokowy- Nie możesz tego zrobić. Lara nie !- Podszedłem bliżej do niej żeby ją przytulić ale ona mnie odepchnęła.- Kocham Cię i wiem, ze będziesz żałowała tej decyzji...- Dziewczyna chciała odejść, ale ją powstrzymałem...

(Lara) Musiałam akurat jego spotkać na korytarzu? Musiałam? I jeszcze znowu te łzy. Muszę stąd jak najszybciej uciec. Ja taka nie byłam. I nie wiem czy chcę tak dalej żyć. Przez Studio nic mi nie wychodziło, ci luzie osiągną karierę, cokolwiek, ale ja zawsze będę na torze. Jako mechanik lub zawodnik. To ode mnie teraz zależy.
- Kocham Cię i wiem, ze będziesz żałowała tej decyzji... - powiedział po chwili. Może na początku, ale potem zapomnę, odpowiedziałam w myślach. Chciałam stąd jak najszybciej odejść, ale mnie zatrzymał.
- Odejdę ze Studio'a, Diego. Nie zmienię zdania - powiedziałam.
- Czyli co? Z nami koniec - podsumował i chyba czekał aż coś powiem. Że się wycofam? Może by i tak było, ale postanowiłam.
Blado się uśmiechnęłam, nawet nie wiem sama co to miało znaczyć i poszłam w kierunku sali tanecznej.
- Lara. - Diego chwycił mnie za rękę.
- Przestań - syknęłam.
- Czemu? - Przybliżył się do mnie bardzo blisko.
- Proszę, przestań - załkałam, kiedy prawie mnie pocałował i się nagle odsunął. - Chcę być zawodnikiem na torze, wygrywać wyścigi... A Studio mi to utrudnia.
- Ale...
- Daj spokój. Nie oszukujmy się. W trzy dni miłość? W ogóle co to jest miłość? Nikt z nas chyba nie wie, a szczególnie ja, przez jakąś głupotę zniszczę marzenia - powiedziałam i poszłam do sali tanecznej, w której już wszyscy się obudzili...

(Esmeralda) Cała noc spędzona na materacach w Studio. Wstałam z bólem kręgosłupa i chyba wszystkich kości. Dzieciaki już powoli wstawały. Śmiesznie było widzieć ich zaspane buzie. Wstałam i pierwsza rzeczą jaką zrobiłam była poranna toaleta, spartańskie warunki, ale o higienę trzeba zawsze i wszędzie dbać. Przy wejściu do sali spotkałam Larę. - Hej, wszystko w porządku. - zagadałam ją. - Wszystko w porządku. - odpowiedziała, ale jej mina była jakaś nie mrawa. - Aby na pewno ? - popatrzyłam na nią. - Jak chcesz pogadać to jestem otwarta. - usmiechnelam się lekko. - Dziękuje będę pamiętać. - i poszła gdzieś do swoich kolegów. Ah te dzieciaki i ich rozterki, a chciałoby się każdemu pomóc. Weszłam do łazienki,umyłam buzię i zrobiłam delikatny makijaż. Wychodząc z łazienki, mocno popchnęłam drzwi, które uderzyły ...

(Pablo) Eh... Kręgosłup mnie tak nawala że szkoda słów, które mógłby wyrazić mój dyskomfort... Rano szedłem zaspany do łazienki, gdy nagle dostałem w twarz drzwiami. Odruchowo złapałem się za nos który najbardziej ucierpiał. Na szczęście krew nie zaczęła lecieć, tylko czułem ból. Otworzyłem oczy i zobaczyłem że winowajcą jest moja partnerka. To nie był mój najlepszy dzień dlatego czułem uraz do niej. - Przepraszam, Pablo wybacz... Ja po prostu (...) - zaczęła się tłumaczyć i nie dała mi dojść do słowa więc ją uciszyłem tymi słowami;
- Mścisz się?
- Co? ? - Udawała jakby nic nie wiedziała.
- Za wczoraj, odpłacasz się tak? - Mówiłem zły. - To był żart, nie musisz od razu atakować drzwiami! - Chciała mi przeszkodzić ale nie pozwoliłem jej. - Nawet nie próbuj mi przerywać, na serio to było chamskie. Z samego rana już potrafisz mnie wkurzyć...
- Pablo! - Wrzasnęła uciszając mnie....

(Esmeralda) Co !! On uważa ze specjalnie walnelam go drzwiami. Całkowicie go pogielo. I jeszcze nie dał mi dojść do głosu. No nie teraz to się wkurzyłam. - Pablo ! - wrzasnęłam. Popatrzył na mnie w końcu. - Czy Ty myślisz, że ja zrobiłam to specjalnie, a co ja mam kamerę w oczach, że widzę co dzieje się za drzwiami. Skąd mogłam wiedzieć, że ktoś będzie tędy szedł. - wykrzyczałam mu. - Nie przesadzaj proszę Cie, bo ostatnio ciągle masz jakieś pretensje do mnie. Jakieś waty, psychicznie nie wyrabiam. To źle zrobiłaś, tamto źle zrobiłaś, a dla Ciebie w ogóle coś dobrze robię ? - spojrzałam na niego. - Tak specjalnie Cię walnęłam bo mi się nudziło wiesz. - powiedziałem sarkastycznie. - Już normalnie nie wyrabiam. - gadałam dalej wymachując rękoma. - I to zawsze ja Cię wkurzam, bo ty jesteś święty, bądź sobie dalej taki. Cześć. - powiedziałam im odwróciłam się...

(Pablo) - Już normalnie nie wyrabiam. - Żaliła się.  - I to zawsze ja Cię wkurzam, bo ty jesteś święty, bądź sobie dalej taki. Cześć. - Gdy odwróciła się a ja czując ukłucie zareagowałem. Łapiąc ją za nadgarstek odwróciłem ku sobie i namiętnie pocałowałem. Ale szybko się odczepiłem. - Przepraszam... - Szepnąłem. - Przepraszam, wybacz. - Przytuliłem ją mocno ale mnie odepchnęła i
bez słowa wyszła na zewnątrz. Poszedłem jej śladami i mimo moich przekonań nie chciałem aby była zła. - Nie gniewaj się kochanie, na prawdę. Zły dzień... Wiem zachowałem się głupio...
- Nawet bardziej niż głupio. - Odpowiedziała normalnym tonem.
- Aa, rozumiem... Czyli już się nie gniewasz?  - Spytałem z usmiechem stając na przeciwko niej. Westchnęła ciężko i odparła;
- Jeszcze raz a... - Nie dałem jej skończyć i ją ponownie przytuliłem. Po chwili ujrzałem jak ze Studia wychodzi...

(Violetta) Obudziłam się z wielkim bólem pleców. Nigdy więcej nie spać na podłodze w szkole! - zapamiętać. Ale kogoś mi brakuje..
Zdziwiłam się bo dobrze pamiętam, że kładłam się obok Leóna, a teraz go nie ma!
Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie go nie było, może wyszedł wcześniej? Ale bez uprzedzenia? Wstałam prostując wszystkie obolałe kości, na szczęście pogoda się poprawiła i pozwolono nam wrócić do domu, wyciągnęłam telefon ze spodni i wybrałam numer chłopaka. - León? - Eh. Poczta. - Gdzie jesteś? - pytam idąc w kierunku wyjścia mijając  Pablo i Esme, uśmiechnęłam się do nich, a oni odwzajemnili gest. - Musimy porozmawiać - rzucam do telefonu i rozłączam połączenie.
Mimo, że nie znoszę burzy to powietrze po niej jest takie .. świeże czy może czyste? Sama nie wiem, ale przyjemne..
Wróciłam do domu gdzie Olga prawiła mi ogromne kazanie prawie jak mój ojciec, ale on noego piszczy aż tak bardzo więc.. Poszłam na górę by wziąć prysznic i przebrać się w inne ubranie. Kiedy już to zrobiłam poczułam ogarniający mnie głód, gdy dotarłam do lodówki zadzwonił dzwonek do drzwi....

(Andres) Pogoda się poprawiła, wypuścili nas, nie było zajęć, więc miałem trochę czasu. Poszedłem do Violetty, żeby wyjaśnić tę sprawę z Leonem.
Zadzwoniłem do jej drzwi, a gdy mnie zobaczyła, lekko się zdziwiła.
- Co ty tu robisz? -spytała.
- Przyszedłem wyjaśnić tę sprzeczkę wcześniej. Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Ja... Jest mi przykro, że przeze mnie kłóciłaś się z Leonem... Ja może po prostu nie będę wam wchodzić w drogę. Cały czas czuję się jak kołek pomiędzy wami, a wtedy ani ja, ani wy nie jesteście szczęśliwi. Tak więc chyba tylko tyle chciałem ci wyjaśnić... - mówię na jednym wydechu.
Violetta stoi i gapi się na mnie bezwiednie, więc odwracam się i mam zamiar już iść, gdy słyszę jej wołanie:
- Andres!...

(Violetta) Czy w tym świecie nie da się zjeść nawet spokojnie w samotności śniadania? - Nie. Co mu strzeliło do głowy? No racja, że odkąd się z nim widuję to mam same problemy z Leónem, ale w końcu to mój przyjaciel, nie? Tak mi się wydaje. Nie wiem czy jestem aż tak naiwna czy ..coś! Ale lubię go. - Anders! - wołam chłopaka kiedy chce odejść - Co Ty znowu wymyślasz?! Nie możesz tak mówić! Nie kłócimy się przez Ciebie - Chyba nie? - Po prostu mamy gorsze dni - Co raz częściej - Przecież León jest Twoim najlepszym przyjacielem nie powinnam się wtrącać, ale porozmawiaj z nim.. - I wtedy mnie olśniło, może to ja jestem problemem? - Nie? - Burkną chłopak, ale ja już miałam pomysł! - Dobra nie ważne, muszę iść - uśmiechnął się lekko. - Głodny? - zaproponowałm uchylając szerzej drzwi, czas zmienić temat. - Jak wilk - zaśmiał się. Nie sądziłam, że można zrobić taki bałagan w tak krótkim czasie, braliśmy wszystko co wpadło nam do rąk począwszy od żelek, kiedy skończyliśmy nasze 'danie' to nie wyglądało tł zbyt dobrze..

(Andres) - Głodny? - pyta mnie Violetta bo krótkiej rozmowie, po której miałem zamiar iść do domu.
- Jak wilk - odpowiadam, śmiejąc się.
Wchodzimy do kuchni, bierzemy miskę i robimy... coś. Nie da się określić co to jest, ponieważ to nie ma konkretnej nazwy.
- To co? - szczerzę się - Jemy?
- Tak! - odpowiada mi Viola i zabieramy się za jedzenie. To co zrobiliśmy, chociaż nie wyglądało zbyt pysznie, jest niesamowite w smaku i umawiamy się, że kiedyś trzeba to powtórzyć.
Wychodzimy razem do parku, a gdy przechodzimy obok drzewa, na którym zwisałem jak małpa ostatnio, wspominam o tym, na co ona śmieje się w najlepsze i każe mi to pokazać. Wspinam się na drzewo, siadam na gałęzi, chwilę się wiercę i znów zahaczam o nią kolanem, i zwisam. Jestem dość wysoko, tak, że ledwo dosięgam jej dłoni, gdy oboje je wyciągamy w górę. Postanawiam lekko się wygiąć i chwycić ją, co po chwili jej niezrozumienia mojego zamiaru, udaje mi się. Podciągam ją i nasze twarze są naprzeciwko siebie. Ona krzyczy, że mam ją postawić, pewnie trochę się boi, ale co tam. Śmieję się z jej przerażenia, na co ona udaje, że się obraża. Słyszymy chrząknięcie z dołu, patrzymy w tamtą stronę, a przed nami stoi...

(Mostowiak) Umierać... Szłam do Lu, do szpitala bo tym wszystkim aż rzygać mi się chcę. Muszę jej to powiedzieć ! A nie być takim tchórzem, zawsze chciałam dobrze dla ludzi ale to chyba już przesada... Szłam przez park gdy widzę wiszącego na drzewie Andresa, który trzyma Violkę za ręce i w sumie... Wychodzi na to że oboje wiszą. Chrząknęłam a ci momentalnie się na mnie spojrzeli. - Ja tam nie wiedziałam że małpy mamy w rodzinie. - Wyszczerzyłam się do kuzynki i odeszłam. Zanim wstąpiłam do sali Ludmiły poszłam aby mi ten bandaż z głowy w końcu ściągneli ! Chociaż sama bym mogła to zrobić... No ale trudno ! Lubię jak ktoś skacze koło mnie.... Kilka minut później już wyszłam z sali i ciesząc się że mogę dotknąć swojej głowy widzę jak z jednego, z pomieszczeń wychodzi poobijany/a...


(German)
Podróż nie zakończyła się dla mnie dobrze, może oprócz jednej rzeczy... Co była bardzo przyjemna... Mówili mi iż byłem chyba z tydzień w śpiączce... Sam nie rozumiem jak to się stało. Dziś wyszedłem z siniakiami i w kulach. Po drodze ujrzałem Anę. - Wuju ! - Mówiła głośno a mnie zabolała głowa, skwrzywiłem się... ZARAZ WRACAM  '


(Ludmila) Do domu, dziś zostaję wypisana, ale tylko ja. Moje maleństwo będzie musiało jeszcze co najmniej dwa miesiące tu zostać. Czy obudził się we mnie instynkt macierzyński ? Gdy tylko spojrzałam w jej błękitne oczy nie dało się nie zakochać, i te jej malutkie paluszkie wyciągnięte w moją stronę. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy, zaszłam tylko do gabinetu po wypis, lekarza oznajmił mi, że mogę przychodzić do małej, i że codziennie będą mnie informowali co i jak. Wyszłam z sali i poszłam jeszcze się z nią pożegnać.Spojrzałam przez szybkę, najgorsze był widok tych wszystkich kabli podłączonych do jej malutkiego ciałka. Położyłam rękę na szybie. - Jutro przyjdę do Ciebie. - powiedxiałam po cichu. Wyszłam ze szpitala jakaś taka szczęśliwa, nie wiem czemu, żyję teraz nadzieją na lepszą przyszłość, ale trzeba będzie rozwiązać kilka kwestii. Szlam sobie przez park, nie informowałam nikogo o tym, że wychodzę przecież sama sobie poradzę. Gdzieś tam w oddali dostrzeglam ojca Violetty o kulach, nie wyglądał zbyt dobrze, ale w sumie przecież tyle czasu go nie widziałam. Wsiadłam do autobusu, który wiózł mnie w stronę domu. Myślałam nam milionem małych rzeczy, mało co nie przegapiłam przystanku. Wysiadłam i skierowałam się ku mojej chatce. Przekręciłam klucz w drzwiach. Nagle z kuchni usłyszałam glos. - Pablo ? - zapytała. - Nie to ja. - odrzekłam, i ujrzałam jej głowę. - Ludmila, czemu nie powiedzialas że wychodzisz ? - przytuliła mnie. - Musiałam trochę pomyśleć. - uśmiechnęłam się delikatnie. - Chodź zrobię Ci herbaty, i coś pokażę. - oznajmiła i pociągnęła mnie na górę do mojego pokoju. Zamurowano mnie. Stało tam piękne łóżeczko, takie białe z baldachimem. Gdzieś w kącie pokoju był przewijak, potem szafka z malutkim i ubraniami. - Dziękuję - przytuliłam ją. Zjadłyśmy, pogadałyśmy, a potem się położyłam ....

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 125.

3 komentarze:

  1. Boski 💖💖💖💖💖Pierwsza

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdzialik. Co w końcu stało się z Germanem.? Coś ominęłam, czy jak.? XD

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka