sobota, 11 stycznia 2014

Rozdzial 110


(Ludmila) Obudziły mnie poranne promienie mocnego slońca. Jak mi się strasznie nie chciało wstawać, ale tak bardzo bardzo na nie. Dziś weekend więc wolne od Studio, można leniuchować ile wlezie, ale ja muszę trochę pobiegać, wiem że nie powinnam, ale czuję taką wewnętrzną potrzebę. Ubrałam się w dresik i wyszłam z domu. Lekki truchcik jeszcze nikomu nie zaszkodził, a ciąża to nie choroba. Po drodze wzięłam wykręciłam numer Tomasa, ale kiedy pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, dziesiąty raz nie odebrał to się poddałam. Nie było sensu nagrywania się na pocztę, on powinien przejąć inicjatywę. Schowałam telefon do kieszeni i biegłam dalej. - Uważaj tleniona blondyno. - ktoś krzyknął. - Do mnie to mówisz palancie. - nie znałam człowieka. - Jeszcze chcesz podyskutować - rzucił. - Wal się pało. - rzuciłam. On złapał mnie za rękę, a ja mu wywinęłam z liścia. - Patrzę ostro z samego rana - dobiegł mnie znajomy głos ...

(Violetta) Zaraz po śniadaniu miałam się spotkać z Camilą, już od kilku dni męczyła mnie bym poszła z nią na zakupy, ale rano dziewczyna odwołała spotkanie z powodu choroby. Wróciłam na górę do mojego pokoju by przebrać się z wygodnego dresu na czarne jeansy i zwiewną bluzkę. Przez ramię zarzuciłam małą torebkę i wszyłam z domu, zakładając słuchawki na uszy zauważyłam
Ludmiłę uderzającą jakiegoś chłopaka w twarz. - Patrzę ostro z samego rana - Powiedziałam uśmiechając się. - Violetta... Nie moja wina, że jakiś frajer działa mi na nerwy, tak?! - Powiedziała zdenerwowana - Widziałaś Tomasa?! - Burknęła odwracając się w moją stronę, a ja nie wiem dlaczego, ale zaczęłam patrzeć na jej brzuch, ciekawe jakie to uczucie? - Dzisiaj nie - Otrząsnęłam się. Przewróciła oczami i odeszła. Ja zrobiłam tak samo. Szłam przed siebie, tam gdzie nogi mnie prowadziły. Dzień był piękny promienie słoneczne raziły mnie tak bardzo, że wpadłam na...

(León) Wczoraj cały dzień próbowałem się dodzwonić do Violetty, która miała wyłączony telefon. Przez kartkę, która mi zostawiła wiedziałem, że na pewno jest w domu i na pewno jej ojciec robi jej awanturę dlaczego nie wróciła na noc do domu. Miałem ochotę podejść do niej, ale nic by to nie zmieniło... Rano zadzwoniła do mnie wściekła Lara, że od kilku dni nie pojawiam się na torze, ale nie robię tego specjalnie, po prostu brakuje mi czasu. Żeby nie denerwować jej bardziej postanowiłem przejść się na tor. Wychodząc z domu wziąłem pod ramię torbę sportową i dzwonię do Andresa, ale włącza się poczta. Idąc przez park wpada na mnie Violetta. - León? - Pyta zasłaniając ręką rażące promienie słoneczne. - Cześć - Uśmiechnęła się szeroko i objęła mnie.
- Czemu nie odbierałaś telefonu? - Pytam, choć znam już odpowiedź.
- Tato był trochę zły, ale ostatecznie uwierzył, że spałam u Francesci - Powiedziała, ale nie uwierzyłem w to "trochę" znam jej ojca i wiem do czego jest zdolny. - Gdzie idziesz? - pyta szatynka. - Obiecałem Larze, że wpadnę na tor, chcesz iść? - Uśmiechnąłem się. - Nie mam zamiaru długo jeździć, a potem możemy iść na miasto - Zaproponowałem, czekając na jej reakcje. Dziewczyna złapała mnie za rękę i poszliśmy, spotykając...

(Diego) Dalej myślałem, nad moim zerwaniem z Aną. Czy to był dobry pomysł? Słyszałem o niej i o Marco. Szybko zapomniała. Zresztą mam to tak samo jak ją gdzieś. Chodziłem po Buenos Aires z milionem myśli na sekundę. W sumie już nic nie miało dla mnie znaczenia. Na dzień dzisiejszy miałem jeden cel- skończyć Studio z jak najlepszym wynikiem. Reszta się nie liczyła. Chciałem też ponownie wyjechać do Madrytu, do mojej rodziny. Nie wiem czemu, ale mam potrzebę
porozmawiania z ojcem, z bratem, nawet z Sophi która dla nas już jest częścią rodziny. Traktuję ją jak siostrę. Po drodze do parku spotkałem Violettę i Leona rzuciłem oschle ,,Cześć'', na co odpowiedziała tylko dziewczyna a chłopak z głową wysoko do góry, jak to on zwykle nie zareagował. Gdy dotarłem już do parku usiadłem na jednej z ławek. Popełniłem w życiu wiele błędów, z których zdaję sobie sprawę. Może gdybym nigdy tu nie przyjechał by tak nie było? Kiedyś odnajdę to czego szukam przez całe życie... Na pewno. Po chwili podszedł/podeszła do mnie....

(Tomas) Nie wiem co się wczoraj ze mną działo pamiętam tylko to że całowałem Larę?! Całe szczęście że przerwała to Ana. Oby tylko nie wygadała się przy Ludmile bo mi nigdy nie wybaczy. Wyglądałem trochę jak żywe zombie, nie zdziwiło mnie to jednak w końcu spałem w parku na trawie. Wstałem i otrzepałem się z kurzu, nie byłem jeszcze w stanie pogodzić się z tym wszystkim co się wczoraj wydarzyło. Zerknąłem na swój telefon ponad 50 nieodebranych połączeń większość od ojca. Nie miałem ochoty wracać do domu dlatego gdy zauważyłem na ławce nieopodal Diego uznałem to za znak od boga, szybko do niego podszedłem. - Cześć. - przywitałem się siląc na pogodny ton. - Cześć. - odpowiedział, tez był jakiś podminowany. - Co się stało? - zapytałem siadając obok niego. Opowiedział mi o swoim rozstaniu z Aną, szkoda mi go było. - Znam metodę na smutki. Starczy je utopić w alkoholu. - powiedziałem mu, spojrzał na mnie dziwnie. - Serio? Świetne metody macie... - usłyszeliśmy zza naszych pleców znajomy głos.....

(Ludmila) Rzeczywiście poranne bieganie polepsza samopoczucie. Czułam się znakomicie, lepiej niż kiedykolwiek. Tak naprawdę nie wiedziałam co e sobą zrobić, siedzenie w domu odpadało bo dostałabym pierdolca. Matka i Pablo gdzieś wyszli, dlatego ja też wybrałam się na spacer. Chodząc sobie pięknymi uliczkami, przyglądając się czystemu błękitnemu niebu, myślałam o mojej przyszłości. Co dalej będzie, co zrobić, na całe szczęście zauważyłam interesujący obrazek. Tomas i Diego. No tak z nim ma się czas spotykać, a mnie ma gdzieś. Coś mówili o zatapianiu smutków w alkoholu. - Serio ? Świetne metody macie. - podeszłam bliżej. - Ludmila. - powiedzieli jednocześnie. - Tak dzień dobry to ja, przepraszam Diego, ale muszę porozmawiać z tym człowiekiem. - wskazałam na Tomasa i po sekundzie byliśmy już sami. - Tomas Ty sobie ze mnie żartujesz ? - zapytałam zdenerwowana. - Słyszysz mnie ? - patrzyłam na niego. - Nie mam ochoty na rozmowy. - odpowiedział. - Tomas co się z Tobą dzieje nie poznaje Cię. - powiedziałam. - Moja matka nie żyje to chciałaś wiedzieć ?! - wykrzyczał mi w twarz. - Too Toomas ja nie wiedziałam, przepraszam. - podeszłam do niego i mocno go mocno. Staliśmy w takiej ciszy przez kilka minut....


(Lara) Obudziłam się rano z bólem głowy. Jeju, czemu? Na dodatek leżałam we wczorajszych ubraniach. Próbowałam sobie przypomnieć wczorajszy dzień, ale nic nie pamiętałam. Kiedy zeszłam na dół, rodzice zaczęli na mnie krzyczeć, że jestem nieodpowiedzialna i takie tam... Dowiedziałam się, że wczoraj wróciłam pijana do domu... Fajnie. W sumie dobrze, że trafiłam...
Nie wiem czemu potem zadzwoniłam do Leon'a, czemu nie przychodzi na tor. Lubię go, ale to, że ma świetny głos, nie zwalnia go z ćwiczenia na motorze. Chociaż jemu jakoś pomogę...
Wyszłam z domu i zaczęłam iść w stronę toru. Na głupie wyniki naszych "przesłuchań". Miałam zamiar nie iść, ale stwierdziłam, że może lepiej tego przedstawiciela przeprosić, bo nie chcę narobić kłopotu mojemu tacie.
Idąc parkiem spotkałam Ludmiłę i Tomas'a, który na mnie dziwnie popatrzył. O co mu chodzi? O co chodzi tym wszystkim ludziom?
- Cześć - rzuciłam. "Idę na tor, może rzucę się pod motor, chcecie iść ze mną?" - powiedziałam w myślach i szybko odeszłam, nie przejmując się nawet czy coś odpowiedzieli. Tylko im przeszkadzam.
Po paru minutach byłam już na miejscu. Przedstawiciel coś tam mówił, że to wielka szansa i tylko jeden ją zdobył, zaraz to ogłosi, blabla, zachwycił swoim talentem, determinacją i tak dalej. Tralala... Jak mam go przeprosić?
Nagle usłyszałam swoje nazwisko i podniosłam głowę.
- Gratulacje - powiedział i wszyscy zaczęli klaskać.
- Ja? - zapytałam z niedowierzaniem, a on pokiwał głowę i na jego twarzy dostrzegłam mały uśmiech.Wygrałam? WYGRAŁAM!!! Coś mi się udało! TAK! Lara, mistrzem, Lara mistrzem, podśpiewywałam w myślach. Podziękowałam mu i dowiedziałam się, że w ciągu najbliższych dni wyjadę oraz coś o umowie z torem i o dodatkowych sponsorach, z racji tego, że jestem córką właściciela.
Uścisnęłam tatę, a potem mu przybiłam piątkę. Będzie tak jak kiedyś, pomyślałam. Już nie był na mnie zły. Szybko wybiegłam z z toru. Chciałam znaleźć Leon'a i mu o tym powiedzieć. W sumie każdemu. Po drodze zobaczyłam...

(Ana) Udawałam przed Marco że wszystko gra, w sumie nie powinnam go sama zasmucać moimi głupimi problemami. Postanowiłam że wrócę do klubu, ciekawe czy moim "kochani" piłkarze już wrócili. Przebrałam się w zwiewną na białą koszulkę, spodenki i po drodze sobie truchtałam i od czasu do czasu biegłam. Orzeźwiający wietrzyk sprawiał że czułam się wyśmienicie i zapomniałam na chwilę o swoich problemach. Po drodze natknęłam się na rozweseloną Larę; - Ana ! Nie uwierzysz wygrałam ! - Mówiła coś o sponsorze, że udało jej się.
- To świetnie ! - Uściskałam ją ale po chwili oderwałam się, uświadamiając sobie pewną rzecz. - Czyli... Wyjedziesz ?! Zostawisz mnie ?! A kto teraz będzie moją ochroną...? - Zachichotałam. - Ja bez twojej ręki nie przeżyję jak napotkam się znów na to babsko co mi w głowę pierdzielnęło... - Zaczęliśmy się śmiać, ale przeszkodził mi w tym słodki widok mojej ulubionej pary. - Powiadom też o tym Federa. - Wskazałam na jego i szatynkę u jego boku. - Zmywam się... - Dodałam szeptem i pobiegłam dalej. Koło murawy dostrzegłam trenera i zawodników. - No witajcie...! - Zaczęłam oburzona. Spojrzeli na mnie przelotnie. - I co ? Jak było na meczyku beze mnie ? - Splotłam ręce i umieściłam je na klatce piersiowej.
- Ana, podjęliśmy decyzję i powinnaś albo się przykładać do treningów, a wtedy jeździsz z nami. Albo odpuścić piłkę lub twoje nowe hobby...
- Hobby ? Mam odpuścić ze Stud!o ? Na serio ?
- Wybierz; Trenujesz ale zostaniesz wywalona. - Odparł bezczelnie a ja zmarszczyłam brwi. Zanim zdążyłam odpowiedzieć niedaleko boiska dostrzegam ...

(Diego) Może Tomas ma rację? Najlepszym sposobem na zatopienie smutków i zapomnienie o tym cholernym świecie jest właśnie to. Jest moim przyjacielem i od zawsze dawał mi świetne rady. Postanowiłem się wybrać do jednego z moich ulubionych barów. Zmierzając do miejsca stanąłem przy boisku i zacząłem oglądać jakiś mecz. Odwróciłem się i ujrzałem Anę. Ona również mnie zauważyła. Chciałem do niej podejść i porozmawiać, ale coś mi się przypomniało. Gdy ponowie chciałem zerknąć na dziewczynę jej już tam nie było.Wzruszyłem ramionami, bo już mnie nie obchodziła. Ruszyłem w stronę mojego celu. Gdy już tam dotarłem usiadłem przy barze. Było już około 19.00. Zamówiłem jedną kolejkę a po niej następną i jeszcze kilkanaście kolejnych. W połowie przestałem liczyć. Jeszcze mniej więcej kontaktowałem ze światem, ale zaczynało mi już uderzać do głowy. Po chwili usłyszałem czyiś znajomy głos:
-A Tobie co znowu odwal!- podniosłem głowę i zobaczyłem...

(Violetta) Kiedy chłopak skończył popołudniowy trening mieliśmy iść się przejść, ale zadzwonił do niego jakiś sponsor i musiał zostać dłużej. Dlatego postanowiłam nie czekać i iść gdzieś sama. Przechadzając się po mieście w oknie jakiegoś baru zauważyłam Diego z mnóstwem kieliszków do o koła, co on znowu robi? Szybko weszłam do środka i podeszłam do niego - A Tobie co znowu odwala?! - Mówię oburzona, chłopak spojrzał na mnie dziwnie. - Violeeeeetta? - spytał majacząc coś pod nosem, co mnie jeszcze bardziej zdenerwowało. - Chodź! - Zrobił mi miejsce na siedzeniu obok. - Wypijmy za to życie, które  i tak nie ma sensu.. - Zamówił jeszcze jedną kolejkę, podśpiewując sobie pod nosem. - Powaliło Cię? Diego! - Mówiłam jak do ściany. - Jak masz marudzić to lepiej idź stąd! - Burknął odwracają się do barmana, który podał mu kieliszek. No przecież nie mogę zostawić go samego w takim stanie, nie? - Nie wierzę, że to robię! - Powiedziałam oschle siadając brzy barze... Miałam zamiar zaczekać aż upije się tak, że pozwoli mi się odprowadzić się do domu, ale mój plan nie wypalił bo gdy tak siedziałam obok niego, zrozumiałam iż chłopak nie mówi głupot, wszystko czego się dotkniemy psujemy, wszystko i wszystkich... Sama nie wiem kiedy sięgnęłam po kieliszek, ale zrobiłam to tylko dlatego by szybciej go wyprowadzić, nie byłam pijana. Jemu miało się tak tylko wydawać, przynajmniej chciałam
 - Violetta!? - ..

(Diego) Podeszła do mnie Violka. Nie wiedziałem o co jej chodzi w końcu nie wiedziała czemu to robię, nie miała prawa się czepiać. Po chwili sama usiadła ze mną i zaczęła pić. Minęło dobre pół godziny a wyglądała tak jakby już nie kontaktowała. -Violetta!?- krzyknąłem na co ona coś wymamrotała pod nosem.
Postanowiłem wyprowadzić ja z baru i zaprowadzić prosto do domu. Mimo iż tyle wypiłem nie czułem się najgorzej a moje wszystkie zmartwienia jakby się rozwiały Tomas miał racje. Zapłaciłem barmanowi i wyprowadziłem dziewczynę z miejsca i zacząłem prowadzić do domu. Była w dość złym stanie. Jej ojciec ja chyba zabije, ja i mnie. Byliśmy z połowie drogi a ja cały czas musiałem ją podtrzymywać nie wiedziałem jak w tak krótkim czasie można się tak upić. Byliśmy już pod jej domem. Delikatnie otworzyłem tylnie drzwi i wprowadziłem dziewczynę. Na szczęście nie było nikogo. No tak jeszcze schody. Sama nie wejdzie. Wziąłem ja na ręce i wniosłem na górę. Podążyłem do jej pokoju, otworzyłem drzwi i położyłem na łóżku.
Po paru minutach wyglądała jakby spala. Lekko ucałowałem jej czoło, po czym starałem się niezauważony wyjść z pokoju, lecz zaskrzypiały drzwi na co usłyszałem cichy głos dziewczyny...

(Violetta) Trochę jednak przesadziłam, chciałam jedynie udawać iż ma towarzystwo do picia, a jednak po dwóch kolejkach wyglądałam dwa razy gorzej od niego, albo tak dobrze wczułam się w rolę.. Najgorsze jest to, że zachowywałam jasność umysłu, ale świat mi wirował do góry nogami. Chłopak odprowadził mnie domu, zupełnie bez potrzeby bo to on był w gorszej formie, prawda? Całe szczęście iż dom był pusty. Położył mnie na łóżko i myślał, że śpię. - Nie jestem dzieckiem, wiesz? - Pytam ironicznie. - To chyba Ty potrzebowałeś eskorty do domu, a nie ja! - Wstaję z łóżka jak gdyby nigdy nic. Diego spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach. - To po co to było? - Próbował mówić spokojnie i z powagą, ale i tak język mu się plątał. Kiedy miałam już odpowiedzieć usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi. - Violetta! Wróciłem! - Krzyknął mój ojciec, a ja wpadłam w przerażenie, po tym jak nie wróciłam na noc do domu, teoretycznie dostałam szlaban, ale jak by mnie zobaczył wstawioną i na dodatek z Diego w moim pokoju, zamkną by nie w jakiejś wieży! - Musisz iść! - Szepnęłam, kiedy chłopak chciał wyjść drzwiami.
- Nie! Zobaczy Cię oknem! - Próbuję mówić cicho, a on spogląda na mnie jak na idiotkę. - I to ja jestem pijany? - mówi ironicznie - Violetta jesteś? - Dobiega mnie głos ojca, który wchodzi po schodach. - No już! Proszę! - Zaciągnęłam go w stronę otwartego okna. - Chcesz mnie zabić? - Parsknął śmiechem - Okej - Wszedł na parapet i kiedy chciałam już go zatrzymać wskoczył na drzewo oddalone jakieś pół metra, akurat w tym momencie do pokoju wszedł mój ojciec..
Po kilku minutach gdy wyszedł, spojrzałam na to czy chłopak żyje i odetchnęłam z ulgą stał na dole oparty o drzewo - Śpij dobrze księżniczko! - Mrugnął i znikł w mroku, kładąc się dzwoni do mnie....

(Tomas) Jakoś nie mogłem znieść tego że Ludmila mi współczuła w końcu byłem zdrajcą całowałem się z Larą, spławiłem ją mówiąc że muszę teraz pobyć trochę sam. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, dzwoniłem do Fran ale nie odbierała, Diego to samo, przeglądałem listę kontaktów w telefonie zatrzymałem się na Violettcie, w sumie to czemu nie, nie było jakoś specjalnie późno a
naprawdę potrzebowałem kogoś z kim mógł bym skoczyć do jakiegoś baru i się napić. Tak było dużo łatwiej, po chwili wahania wybrałem jej numer. Odebrała po kilku sygnałach - Violetta? - zapytałem głupio przechodząc przez jeden z parkowych mostków. - Tomas? Dlaczego dzwonisz? - zapytała. -Jestem w parku... Ale to nie ważne chciałem Cię prosić żebyś... - nie dokończyłem bo zauważyłem że na samym środku strumyka małego kotka dryfującego na kawałku jakiegoś drewna, skoczyłem do strumyka z głośnym chlupnięciem już po sekundzie telefon zamókł i się wyłączył się ale to nie było ważne podpłynąłem do niego był przerażony ale poza tym chyba wszystko było okej, już po chwili oboje byliśmy na brzegu. - Zostajesz ze mną futrzaku - powiedziałem z uśmiechem na twarzy. Byłem tak padnięty po tej mini akcji ratunkowej że położyłem się jak długi na trawie z kociakiem na piersi. Nie minęło parę minut jak tuż nad sobą zobaczyłem twarz...

(Violetta) - Tomas? Tomas? Tomas!! - Krzyczę jak głupia do słuchawki mimo iż wiem, że połączenie zostało przerwane. Przez chwilę chodzą w kółko po pokoju z milionem pytań w głowie, a następnie wydzwaniam do niego, ale za każdym razem słyszę głos, że jest nie osiągalny. Alkohol we krwi sprawił, że podjęłam decyzję za nim ją przemyślałam, a kiedy dotarło to do mnie szłam już w kierunku parku, z jednym nurtującym pytaniem w głowie. "Dlaczego ja to robię?". Przez całą drogę próbowałam dodzwonić się do chłopaka, ale nic. Kiedy dotarłam do parku nikogo w nim nie było. Idąc wzdłuż alejek dostałem oświecenia, przecież słyszałam odgłosy wody! Szybko zawróciłam na tyły parku i podbiegłam nad strumyk, a tam ujrzałam chłopaka z kotem pod rękę.
- Czy Ty jesteś poważny?! - Krzyknęłam idąc do niego szybkim krokiem. - Nie mogłeś mi powiedzieć, że bawisz się w strażaka? Wiesz jak się martwiłam! - Nie mogłam się uspokoić mimo iż wiedziałem, że jest mokry i wykończony. - Spokojnie! - Mówił wstając z trawy i wytrzeszczając zęby. - Zi-zi-zimno ni-nie? - Pyta szczękając. Zdejmuję z siebie zieloną kurtkę i owijam nią w okół niego. Chciał zaprzeczyć, ale mu nie pozwoliłam. Idąc w kierunku jego domu opowiedział mi o jego super-odważnej akcji. - Właściwie co ode mnie chciałeś? - Zmieniam temat tuż pod jego domem. - Potrzebowałem kogoś do towarzystwa, w sumie to nie chce wracać do domu... - Powiedział, a jego mina przybrała bólu. - To mam pomysł, co? - Już drugie dzisiaj olśnienie - Idź się szybko przebierz i odstaw tego futrzaka, a ja tu zaczekam - Powiedziałam uśmiechając się, noc jeszcze młoda można by się zabawić i oderwać....

(Tomas) Ta sytuacja z kotem była naprawdę zabawna, napędziłem Violettcie niezłego stracha, ale to miłe że mnie szukała. I na dodatek ma jakiś pomysł na dzisiejszy wieczór, wszystko tylko by nie siedzieć w tym domu. Po cichu zakradłem się do swojego pokoju i przebrałem w suche ciuchy, miałem szczęście bo nikt z domowników mnie na zauważył już po chwili wróciłem do szatynki. - To co robimy? - zapytałem. - Jak to co? Idziemy się bawić! - zawołała łapiąc mnie pod ramię i ciągnąc gdzieś przed siebie. Po paru minutach znaleźliśmy się w jakimś klubie z bardzo głośną muzyką. Zaciągnąłem jej do lady i zamówiłem nam po drinku, potem był kolejny i kolejny, byliśmy już nieźle wstawieni wparowaliśmy na scenę i zaczęliśmy tańczyć niestety już po paru sekundach dorwała nas ochrona i wywaliła z klubu. - I co teraz? - zapytała zdołowana brunetka. - Mam pomysł! - zawołałem i zacząłem ją ciągnąć w stronę jednej z głównych ulic w mieście usilnie szukałem odpowiednie lokalu w końcu znalazłem stary lekko mówiąc zdemolowany budynek z ledwo co świecącym napisem " Studio Tatuażu" o tak tu na pewno nie pytają o wiek a i ceny nie powinny być tragiczne. O dziwo Violetta nie miała żadnych sprzeciwów ale to chyba głownie dlatego że była bardziej pijana ode mnie, weszliśmy do środka oboje zdecydowaliśmy się zrobić sobie napisy na nadgarstku. Ja " Just Breathe" ona natomiast wybrała "All you need is love" byliśmy tak znieczuleni alkoholem że nawet nie bolało. Po wszystkim wyszliśmy ze studio śmiejąc się jak dwójka wariatów. - Wiesz że ojcowie nas zabiją? - śmiałem się głośno. - A kto powiedział że mają się o tym dowiedzieć. - odpowiedziała również śmiejąc się donośnie. - Pani pozwoli że odprowadzę do domu. - zaśmiałem się kłaniając się nisko. Lekko się zataczając ruszyliśmy w kierunku jej domu. Gdy byliśmy już na miejscu zapytałem - Violettaaaa ja nie dam rady w domu mogę spać u ciebie w garażu błaaaaagam. - zrobiłem oczy kota ze Shreka. - A rób co chcesz możesz nawet spać u mnie w salonie na kanapie. - zaśmiała się znikając za drzwiami. Uznałem to za pozwolenie ledwo do niego dotarłem a już zasnąłem na podłodze....

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 111

8 komentarzy:

  1. Biedna Lu :( Super rozdział :****

    OdpowiedzUsuń
  2. najlepsi vilu-diego-tomas
    ciekawe co na to powie Leon
    buziaki :*:*:* <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuuuuu ^__^ Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Suuupeeerrrr!!! *_____*

    OdpowiedzUsuń
  5. Booski *__*
    Jestem ciekawa co na to wszystko powie Leoś jak się dowie :o
    Mam nadzieję, że w następnym rozdziale dacie dużo Leonetty, Fede i Fran ^__^
    Biedna Ludmi :((
    Hihihi, ciekawe co z Aną i marco ;p

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka