(Camilla) Obudziłam się gdy słońce wstawało. O dziwo dobrze mi się spało. Teraz dopiero skapnęłam się że dalej leżę na Marcu a on nie śpi.
-Sorry-rzuciłam pośpiesznie i wstałam.
-Mi to wcale nie przeszkadzało.-Na jego twarzy pojawił się głupi uśmieszek.
-Co ty masz za myśli w tej swojej główce ? I to od rana...-zaśmiałam się-Chodź jak już tu spałeś jak w hotelu to dostaniesz śniadanie.
-A można prosić do łóżka ?-wrócił i znów położył się na meblu.
-Jeszcze czego... Może masaż do tego ?-Śniadanie do łóżka ? A co ja służba domowa.
-Przydałby się.-Odpowiada. No tego już za dużo.
-Jesteś bezczelny-zrzucam go z łóżka. Miało go zaboleć zamiast tego zaczął się głupio chichrać.
-Wiem. I dziewczyny to we mnie kochają.-Chciałam zachowywać się poważnie ale zamiast tego zaczęłam się śmiać jak głupi do sera.
-To chyba się mylisz. Mi się to nie podoba-mówię pomiędzy napadami śmiechu.
-Jesteś pewna?-pociąga mnie za rękę tak że leżę bardzo blisko niego...
(Marco)
-Jesteś pewna ? - po tych słowach pociągnąłem ją mocno za rękę chyba za mocno, by wylądowała z wielkim hukiem tuż obok mnie. Zaczęła się śmiać głośniej niż przedtem, przez co i ja dostałem niekontrolowanej głupawki. Miałem wrażenie że chichramy się tak na cały dom, jednak dobrze że nikogo nie było u niej w domu. Zacząłem ją gilgotać czego nie odebrała tak samo ja inne moje gesty. Zaczęła drzeć się ,kopać i turlać po całej podłodze.
- Dobra dosyć ! - powiedziała stanowczo i wstała na nogi. - A tak na serio to muszę zrobić śniadanie. Za chwilę mam zajęcia w Studiu, pewnie znowu się spóźnię. -powiedziała i wyszła
-Ej czekaj nie znam tego domu !- krzyknąłem i jak strzała popędziłem za nią. Zjedliśmy śniadanie i wyszliśmy. Mówiąc '' Za chwilę'' i '' Znowu się spóźnię'' miała na myśli '' Nie chce mi się tu siedzieć i patrzyć w ścianę, mam dużo czasu i dużo rzeczy na głowie'' Oczywiście wytłumaczyła mi to dopiero po wyjściu z domu, ale okej. Nic do niej nie mam. Gdy już doszliśmy do S21 pożegnaliśmy się a rudowłosa weszła do środka. Idąc parkiem wpadłem na ..... który/która gdzieś się śpieszył...
(Naty) Jezu, dziś byłam u Any i ma bandaż dookoła głowy. - Wyglądam jak ninja tylko taki po prochach bo oni są czarni, a mój się zdeformował. - Lekarz mówił że będzie gadać bezsensu, ale jakoś nie wiedziałam kiedy gada przez wypadek. I tak zawsze gadała jak głupol. Dziewczyna mimo urazu poszła gdzieś na boisko a ja pospiesznie szłam do Stud!a ! Ygh... Muszę porozmawiać z Pablem, czy aktualnie mogę jeszcze chodzić. Ale chyba nie, tak długo mnie nie było... Może się nie skapnie i tak nie miałam dużego talentu więc... Idąc do budynku wpadam na kogoś, po chwili zorientowałam się że to był Marco, przyjaciel Anki. - Hej - Rzuciłam i będąc koło uczelni weszłam. W środku tłok jak zawsze, przeciskając się miedzy ludźmi zauważam Anę. A Ona tu co ?! - Co ty tu robisz ? - Pytam dziewczyny. - Ff, sumie to nie wiem... Nie wygląda to na stadion, raczej zachodzi się na szkołe sztuki karate. - Palnęłam się w głowę rozłożoną dłonią. - Jesteś chora... - Odparłam. - NIE JESTEM ! - Krzyknęła i zamachnęła się rękoma w tył przez co uderzyła dyrektora...
(Mostowiak) Mhm... Dziś gdy się obudziłam czułam się jak na haju. Szkoda że mnie nie ubezpieczyliii... Ciągle gadam jakieś głupoty, jak nie ja ! Szłam dziś na murawę, gdy jakimś cudem wpadłam na szkołę... Hm.... Skąd ją znałam, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć... Nagle Natka wyskoczyła z tekstem "Co ty tu robisz?" niczym ninja. Co ja mam dziś z ninjami ? Hm? Nagle zarzuciła mi że jestem chora ! - NIE JESTEM ! - Wrzasnęłam i zamachnęłam się do tyłu rękoma aby zrozumiała że tak nie jest, poczułam jak moja dłoń styka się z czyjąś twarzą. Odwracając się ujrzałam Pablosa.... Zatkało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. - Każda polityczna ściera ci wpiera że gra gitara. - Dodałam od siebie robiąc niewinną minę a On wskazał na drzwi. - Ok, ok, żeby ci żyłka nie pękła... - Burknęłam pod nosem i wyszłam. Ah! I znów to cudowne rześkie powietrze. Nagle uderzyło we mnie, niczym Titanic o krę lodu. (:D) Skierowałam się do restauracji aby zapytać jeszcze o tą fuchę kelnerki. Kilkanaście minutek i mam potwierdzenie że mogę zacząć...! Jeśli mi zdejmą opaskę białą z czoła... No ale co ja poradzę ? Usiadłam na ławkę dla ochłody mózgu i nagle widzę po drugiej strony ulicy ....
(Lara) Z samego rana powędrowałam na tor oczywiście znowu ćwiczyć. Kocham motory i w ogóle, ale tata chce mnie dalej trenować i muszę być na torze codziennie o 6... Zwariował. I to na maksa... A te jego "wskazówki" i "rady" zaczynają mnie wkurzać. Jeszcze muszę w Studio'u wszystko ogarnąć... Nie sklonuję się, co nie?
Kiedy wreszcie mogłam wyjść z toru, co jest dziwne, bo ja zawsze mogłam 24/7 na nim przesiadywać, przyszedł oczywiście Diego...
- Wychodzisz? - zapytał.
- Tak - warknęłam.
- Hej, czemu jesteś zła?
- Nieważne...
- Ważne - powiedział cicho.
- Jeju, na tym polegają związki? Na wkurzaniu drugiej osoby?! - krzyknęłam i zostawiłam go zdziwionego na torze i szybko wyszłam. Zaczęłam iść w stronę parku, czy tam Studio'a. Na jakiejś ławce zobaczyłam Anę, ale zaczęłam iść dalej. Już mnie to wszystko wkurza, pomyślałam i nagle ktoś mnie schwytał za rękę...
(Diego) Dzisiaj wybrałem się na tor. Nie po to żeby ćwiczyć tylko, żeby spotkać Larę i obmówić wszystko. Gdy tam dotarłem widziałem, że była wyraźnie wkurzona. Po chwili odeszła ode mnie. Postanowiłem nie zostawiać tak tego. Zacząłem iść za dziewczyną. Gdy w pewnym momencie stanęła podszedłem do niej i złapałem za dłoń. Dziewczyna popatrzyła na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi.
-Wytłumacz mi co się dzieje, zaufaj...- dziewczyna wzięła głęboki wdech i powiedziała co jej leżało na sercu. Po tym delikatnie ją przytuliłem, a ona nie chciała się ode mnie oderwać. Chyba poprawił jej się humor. Usiedliśmy na jednej z ławek i zaczęliśmy rozmawiać. W oczach dziewczyny widziałem iskierki. Gdy wstaliśmy z ławki a ja delikatnie ją pocałowałem. Przestała się złościć mam nadzieję, że już na zawsze. Odprowadziłem ją do domu, a sam chciałem wrócić do siebie, ale po drodze spotkałem...
-Sorry-rzuciłam pośpiesznie i wstałam.
-Mi to wcale nie przeszkadzało.-Na jego twarzy pojawił się głupi uśmieszek.
-Co ty masz za myśli w tej swojej główce ? I to od rana...-zaśmiałam się-Chodź jak już tu spałeś jak w hotelu to dostaniesz śniadanie.
-A można prosić do łóżka ?-wrócił i znów położył się na meblu.
-Jeszcze czego... Może masaż do tego ?-Śniadanie do łóżka ? A co ja służba domowa.
-Przydałby się.-Odpowiada. No tego już za dużo.
-Jesteś bezczelny-zrzucam go z łóżka. Miało go zaboleć zamiast tego zaczął się głupio chichrać.
-Wiem. I dziewczyny to we mnie kochają.-Chciałam zachowywać się poważnie ale zamiast tego zaczęłam się śmiać jak głupi do sera.
-To chyba się mylisz. Mi się to nie podoba-mówię pomiędzy napadami śmiechu.
-Jesteś pewna?-pociąga mnie za rękę tak że leżę bardzo blisko niego...
(Marco)
-Jesteś pewna ? - po tych słowach pociągnąłem ją mocno za rękę chyba za mocno, by wylądowała z wielkim hukiem tuż obok mnie. Zaczęła się śmiać głośniej niż przedtem, przez co i ja dostałem niekontrolowanej głupawki. Miałem wrażenie że chichramy się tak na cały dom, jednak dobrze że nikogo nie było u niej w domu. Zacząłem ją gilgotać czego nie odebrała tak samo ja inne moje gesty. Zaczęła drzeć się ,kopać i turlać po całej podłodze.
- Dobra dosyć ! - powiedziała stanowczo i wstała na nogi. - A tak na serio to muszę zrobić śniadanie. Za chwilę mam zajęcia w Studiu, pewnie znowu się spóźnię. -powiedziała i wyszła
-Ej czekaj nie znam tego domu !- krzyknąłem i jak strzała popędziłem za nią. Zjedliśmy śniadanie i wyszliśmy. Mówiąc '' Za chwilę'' i '' Znowu się spóźnię'' miała na myśli '' Nie chce mi się tu siedzieć i patrzyć w ścianę, mam dużo czasu i dużo rzeczy na głowie'' Oczywiście wytłumaczyła mi to dopiero po wyjściu z domu, ale okej. Nic do niej nie mam. Gdy już doszliśmy do S21 pożegnaliśmy się a rudowłosa weszła do środka. Idąc parkiem wpadłem na ..... który/która gdzieś się śpieszył...
(Naty) Jezu, dziś byłam u Any i ma bandaż dookoła głowy. - Wyglądam jak ninja tylko taki po prochach bo oni są czarni, a mój się zdeformował. - Lekarz mówił że będzie gadać bezsensu, ale jakoś nie wiedziałam kiedy gada przez wypadek. I tak zawsze gadała jak głupol. Dziewczyna mimo urazu poszła gdzieś na boisko a ja pospiesznie szłam do Stud!a ! Ygh... Muszę porozmawiać z Pablem, czy aktualnie mogę jeszcze chodzić. Ale chyba nie, tak długo mnie nie było... Może się nie skapnie i tak nie miałam dużego talentu więc... Idąc do budynku wpadam na kogoś, po chwili zorientowałam się że to był Marco, przyjaciel Anki. - Hej - Rzuciłam i będąc koło uczelni weszłam. W środku tłok jak zawsze, przeciskając się miedzy ludźmi zauważam Anę. A Ona tu co ?! - Co ty tu robisz ? - Pytam dziewczyny. - Ff, sumie to nie wiem... Nie wygląda to na stadion, raczej zachodzi się na szkołe sztuki karate. - Palnęłam się w głowę rozłożoną dłonią. - Jesteś chora... - Odparłam. - NIE JESTEM ! - Krzyknęła i zamachnęła się rękoma w tył przez co uderzyła dyrektora...
(Mostowiak) Mhm... Dziś gdy się obudziłam czułam się jak na haju. Szkoda że mnie nie ubezpieczyliii... Ciągle gadam jakieś głupoty, jak nie ja ! Szłam dziś na murawę, gdy jakimś cudem wpadłam na szkołę... Hm.... Skąd ją znałam, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć... Nagle Natka wyskoczyła z tekstem "Co ty tu robisz?" niczym ninja. Co ja mam dziś z ninjami ? Hm? Nagle zarzuciła mi że jestem chora ! - NIE JESTEM ! - Wrzasnęłam i zamachnęłam się do tyłu rękoma aby zrozumiała że tak nie jest, poczułam jak moja dłoń styka się z czyjąś twarzą. Odwracając się ujrzałam Pablosa.... Zatkało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. - Każda polityczna ściera ci wpiera że gra gitara. - Dodałam od siebie robiąc niewinną minę a On wskazał na drzwi. - Ok, ok, żeby ci żyłka nie pękła... - Burknęłam pod nosem i wyszłam. Ah! I znów to cudowne rześkie powietrze. Nagle uderzyło we mnie, niczym Titanic o krę lodu. (:D) Skierowałam się do restauracji aby zapytać jeszcze o tą fuchę kelnerki. Kilkanaście minutek i mam potwierdzenie że mogę zacząć...! Jeśli mi zdejmą opaskę białą z czoła... No ale co ja poradzę ? Usiadłam na ławkę dla ochłody mózgu i nagle widzę po drugiej strony ulicy ....
(Lara) Z samego rana powędrowałam na tor oczywiście znowu ćwiczyć. Kocham motory i w ogóle, ale tata chce mnie dalej trenować i muszę być na torze codziennie o 6... Zwariował. I to na maksa... A te jego "wskazówki" i "rady" zaczynają mnie wkurzać. Jeszcze muszę w Studio'u wszystko ogarnąć... Nie sklonuję się, co nie?
Kiedy wreszcie mogłam wyjść z toru, co jest dziwne, bo ja zawsze mogłam 24/7 na nim przesiadywać, przyszedł oczywiście Diego...
- Wychodzisz? - zapytał.
- Tak - warknęłam.
- Hej, czemu jesteś zła?
- Nieważne...
- Ważne - powiedział cicho.
- Jeju, na tym polegają związki? Na wkurzaniu drugiej osoby?! - krzyknęłam i zostawiłam go zdziwionego na torze i szybko wyszłam. Zaczęłam iść w stronę parku, czy tam Studio'a. Na jakiejś ławce zobaczyłam Anę, ale zaczęłam iść dalej. Już mnie to wszystko wkurza, pomyślałam i nagle ktoś mnie schwytał za rękę...
(Diego) Dzisiaj wybrałem się na tor. Nie po to żeby ćwiczyć tylko, żeby spotkać Larę i obmówić wszystko. Gdy tam dotarłem widziałem, że była wyraźnie wkurzona. Po chwili odeszła ode mnie. Postanowiłem nie zostawiać tak tego. Zacząłem iść za dziewczyną. Gdy w pewnym momencie stanęła podszedłem do niej i złapałem za dłoń. Dziewczyna popatrzyła na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi.
-Wytłumacz mi co się dzieje, zaufaj...- dziewczyna wzięła głęboki wdech i powiedziała co jej leżało na sercu. Po tym delikatnie ją przytuliłem, a ona nie chciała się ode mnie oderwać. Chyba poprawił jej się humor. Usiedliśmy na jednej z ławek i zaczęliśmy rozmawiać. W oczach dziewczyny widziałem iskierki. Gdy wstaliśmy z ławki a ja delikatnie ją pocałowałem. Przestała się złościć mam nadzieję, że już na zawsze. Odprowadziłem ją do domu, a sam chciałem wrócić do siebie, ale po drodze spotkałem...
(Violetta) Wczorajszy dzień był dość dziwny!? Cała sytuacja Andresem i Leónem robi się już męcząca na dodatek z kim moja kuzynka się całowała?! Z Ludmiłą!! Ja nie wiem czy to jest normalne! A może mi się tylko wydawało, w końcu jestem ostatnio przewrażliwiona? Przecież to jest nie możliwe! One się nie cierpią, a tu nagle coś takiego. Eh?! - Nie wnikaj!! - krzyczę sobie w duchu, w końcu to ich życie! Ale to już wykracza poza moje możliwości. Dodatkowo czuje się winna za "wypadek" Andresa. Wczoraj byłam w szpitalu, ale niczego się nie dowiedziałam... Obudził mnie dźwięk telefonu, dlatego wyciągnęłam go spod poduszki i spojrzałam na wyświetlacz "Federico" - Później oddzwonię - powiedziałam przez słuchawkę i rzuciłam telefon na drugą stronę łóżka. Miałam ochotę zostać w łóżku i nigdzie nie wychodzić, ale zbyt dużo było dzisiaj do zrobienia.. Wychodząc z domu spotykam Diego. - Cześć Violcia ! - rzuca przyjaźnie, ale nie mam na to nastroju. - Hej - odpowiadam. - Coś nie tak? - pyta jakby wyczuł moją niepewność. - Wszystko w jak najlepszym porządku! - mówię surowo. Oczywiście omijając fragmenty takie jak pobyt Andresa w szpitalu, brak odzewu od mojego ojca, że mój związek z Leónem jest nie pewny i, że Lu i Ana! Eh... Ale po co mu to wiedzieć? Mimo, że się przyjaźnimy to nie jest najlepszym pomysłem by mu o tym mówić, niech zajmie się Lara. - Przepraszam, tak? - Spoglądam na zegarek, jestem spóźniona na zajęcia. - Zły dzień Diego, przepraszam.. - kończę i szybkim krokiem idę do Studia gdy....
(Ludmila) Co ja zrobiłam !!! ???? Co ja zrobiłam. - takie myśli nie dawały mi spać, nie mogłam się skupić na niczym, myślałam tylko o tym wczorajszym incydencie i jeszcze wszyscy to widzieli to straszne, to nienormalne. Przecież ona była moim wrogiem, a teraz to niemożliwe jest, że ona mi się podoba przecież ja jestem w ciąży w sumie z facetem nigdy nie czułam jakiegoś pociągu do kobiet, a z nią jest jakoś inaczej. Lubię jak się śmieje, lubię jak mówi, nawet jak gada jakieś durnoty to mi się to podoba. - Ludmila ogarnij się. - karcę siebie w myślach. Muszę z nią to wyjaśnić wytłumaczyć, może ona też się czuje tak jak ja, ale ona się nawet temu nie sprzeciwiała, czyli to może oznaczać, że ja się jej też podobam. Za dużo myślę, całkowicie za dużo myślę. - Mamoo !! - krzyczę zbiegając na dół. - Nie musisz się wydzierać masz dość donośny głos.- taa, a ten czego się wtrąca. - Mówiłam do Ciebie ? Raczej nie, więc się nie wtrącaj. - powiedziałam i skierowałam się do kuchni. - Co się stało. - jeju mojej matce ta ciąża pomagała wyglądała genialnie, lepiej niż ja.- Wychodzę nie wiem kiedy wrócę. - odpowiadam i wychodzę z domu. Teraz tak zadzwonić, czy iść do niej czy może nie wiem sama cholera. - Ludmila zaczekaj. - słyszę głos. Odwracam się i dostrzegam Violette. - Jeżeli chcesz mi prawić kazania to nie tu i nie teraz, poza tym nie jesteś odpowiednią osobą do tego. - Ej, Anka chodzi jak zbita chyba powinnaś z nią porozmawiać. - oznajmia mi. - Wiesz co Amerykę odkryłaś, a myślisz, że tego nie chcę, ale co ja jej powiem "Cześć Anka podobasz mi się" - dopiero teraz zauważyłam, że ktoś stoi za nami ....
(Mostowiak) O Larusie zobaczyłam! Ale mnie ominęła, nawet nie zwróciła uwagi na mnie... Eh. Siedziałam trochę na tej ławce a potem chciałam wrócić do mieszkania, po drodze towarzyszył mi śpiew ptaków i chłodnawy wietrzyk. Nagle ujrzałam Lu i Violettę, momentalnie usłyszałam; - Cześć Anka podobasz mi się... - Podniosłam brwi i rozchyliłam usta z niedowierzania. Musiałam wyglądać jak jakaś idiotka... Odwróciły się a ja dalej tam stałam jak sparaliżowana. - Jeju, Ana... Co ty masz na głowie? - Zapytała blondynka. - T-t-ty... - Zacięłam się. - Fiolet zostaw nas same... - Dodałam już normalnie. Dziewczyna pokiwała głową i odeszła, gdy znikła z pola widzenia usiadłam na ziemi. - Nie wierzę... Czyli nie tylko ja ześwirowałam... - Westchnęłam. - Jak to możliwe że... Że do tego doszło? Bo ja nie ogarniam... - Oparłam się dłonią o brodę.
- Sama nie wiem... Ale... - Usiadła koło mnie. - Czuje coś do ciebie... - Zobaczyłam że się smuci.
- Dobra, wiesz co? ! - Wstałam. - Jestem bi! I mam to głęboko co pomyślą inni! Jesteś z meine? - Spytałam podając jej ręke...
- Sama nie wiem... Ale... - Usiadła koło mnie. - Czuje coś do ciebie... - Zobaczyłam że się smuci.
- Dobra, wiesz co? ! - Wstałam. - Jestem bi! I mam to głęboko co pomyślą inni! Jesteś z meine? - Spytałam podając jej ręke...
(Ludmila) Ah, że to musiała być Ana, chociaż w końcu sobie porozmawiamy. Gdy Violetta już odeszła, to ona zaczęła rozmowę i padły z jej ust słowa. - Jestem bi ! I mam to głęboko gdzieś co pomyślą inni ! Jesteś z meine.? - podała mi dłoń a ja ją chwyciłami wstałam. - Wiesz, że to będzie dziwne i ludzie mogą głupiorp reagować, ale co nas obchodzą ludzie, co nie. ? - puściłam do niej oczko. - No jasne -odpowiedziała mi uśmiechem. - Chociaż może aktualnie lepiej nie mówić nikomu wystarczająco, że Violka wie. - powiedziałem. - Ludmila, a takie głupie pytanie mam w którym Ty jesteś miesiącu. - spojrzała na brzuch. - 7, a co ?? - zapytałam - Nie nic jakoś tak mnie to zaciekawiło. I co serio chcesz oddać ? - zapytała. -.Wszystkie dokumenty załatwione. - odrzekłam. - A Tomas. ? - spojrzała na mnie. - Nie ma do niej prawa. - zakończyłam ten temat, bo w pobliżu nas zauważyłam coś śmiesznego ...
(Andres) W końcu wyszedłem ze szpitala. Byłem tam krótko, ale cóż, jednak stanowczo za długo. Violetta pomogła mi wyjść ze szpitala bez upadku, wciąż chodzę jak jakaś łamaga. Miałem pęknięte żebro i poobijane plecy, ale już jest w porządku, nadal trochę boli, jak chodzę, ale cieszę się, że w końcu wyszedłem. Viola postanowiła odprowadzić mnie pod sam dom, bo jak stwierdziła "Taka ciapa jak ty, to nawet dwóch kroków sama nie zrobi". Nie miałem ochoty siedzieć w domu, w końcu nie po to wyszedłem ze szpitala, żeby dalej kisić się w łóżku!
Szliśmy przez park, co chwila się śmiejąc, co sprawiało mi nieco bólu, więc robiłem to cóż... dziwacznie. Całe połączenie mnie, chodzącego i śmiejącego się jak pijany, wyglądało dość zabawnie.
Z daleka widzieliśmy Ludmiłę i Anę, siedzące na ławce. Na ich widok Violetcie zszedł uśmiech z twarzy, ale nie pytałem o co chodzi. Chyba lepiej nie wiedzieć.
- Cześć - uśmiechnąłem się ciepło, za co Viola spojrzała na mnie lodowatym wzrokiem. Podniosłem ręce w obronie, na co ona znów się roześmiała...
(Violetta) Czyli to jednak na poważnie? Ludmiła i moja kuzynka naprawdę są razem... W końcu serce nie sługa, prawda? ... To całkiem dziwne, że tak szybko Andres wyszedł z tego szpitala, był raptem jeden dzień, ale to chyba dobrze znaczy. Postanowiłam odprowadzić chłopaka do domu, w końcu sam by nigdzie nie doszedł! Idąc z nim pod ramię przez park, śmiejemy się z jego kaletctwa. Niestety gdy tylko zauważyłam Lu z Aną uśmiech zeszedł mi z twarzy, ale to dlatego, że nie umiem pojąc tej sytuacji. - Cześć - woła do niech Andres, następnie gdy widzi moją minę podnosi ręce w geście obrony, a ja wybucham śmiechem bo chłopak traci równowagę i upada na ziemię.
- Auć! - jęczy - Miałaś mnie trzymać, co nie?! - mówi urażonym tonem, ale racja wszystko zawszę moja wina. - Wstawiaj - mówię z uśmiechem. - Chodź bo i tak jestem już spóźniona - pośpieszam chłopaka... Kiedy cudem udaję się nam dotrzeć do jego domu, jestem przerażona faktem jaki można mieć bałagan w pokoju! - No co? - pyta pokazując zęby, a ja zadaje mu pytanie które od dawna mnie męczy w środku - Dlaczego tak nagle staliśmy się przyjaciółmi? - ....
(Andres) Idziemy do mojego domu, a gdy wchodzimy do mojego pokoju, mojego czyściutkiego pokoju, Violetta zadaje mi strasznie trudne pytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć. Zastanawiam się chwilę i mówię:
- Sam nie wiem. Cóż... To wyszło jakoś... Samo.
- Samo?
- Samo. Po prostu. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie znam odpowiedzi.
- Skoro tak uważasz...
- Wcale nie jesteś spóźniona, co? - jej mina wyraża niezrozumienie. - Powiedziałaś tak. W parku. Ale ty się nie spieszysz.
- Ja... To nie jest rozmowa na teraz, Andres.
- Jak chcesz - nie naciskam, w sumie nie bardzo mnie to obchodzi. Zastanawiało mnie tylko, czemu wtedy skłamała. - Masz może ochotę na kakao?
- Kakao? - jej oczy zabłyszczały. - Zawsze!
Nagle słyszymy pukanie do drzwi, zza nich wygląda...
(Camilla) Jakoś już po pierwszej lekcji nie chciało mi się siedzieć w Studio więc postanowiłam że umówię się z kimś. Jak na złość nikt nie odbierał telefonu. To jest jakaś zmowa ? Jak odbierają to wszyscy jak nie to nikt... Słyszałam że Andres miał przez Leona wypadek na kręgielni i dziś wyszedł. Jako że jest moim przyjacielem mogę go odwiedzić (c'nie xD ?). Po 10 minuta spaceru doszłam do domu chłopaka. Zapukałam A gdy usłyszałam w odpowiedzi "Proszę" weszłam. Obok Andres'a stała Violetta z "bananem" na twarzy.-Eeee... To ja może nie przeszkadzam w randce.-Ledwo wydukałam i odwróciłam się w drugą stronę.-Cami to nie tak!-usłyszałam głos Violetty gdy odchodziłam. Nie zwróciłam większej uwagi na to. Byłam chyba w zbyt ciężkim szoku. Po kilku minutach moje myśli uspokoiły się. W pewnym momencie dzwonek mojego telefonu zadzwonił.
-Marco-wyszeptałam...
.
(Marco) Jak zwykle o tej samej godzinie robię jak zwykle to samo, czyli wielkie nic. A mogłem jechać do tego super marketu. Chwyciłem telefon i wybrałem ''na ślepo'' pierwszy lepszy numer, miejąc nadzieję że należy do jednego z domowników. Jednak gdy popatrzyłem na wyświetlacz telefonu, okazało się że dzwonie do Camili. Chciałem się jak najszybciej rozłączyć, jednak za szybko odebrała moje połączenie.
-Marco - wyszeptała cicho, ale tak że spokojnie usłyszałem moje imię.
-Cześć - w ostatniej chwili połączenie padło, a telefon wypadł mi z rąk. ''Pięknie ! Marco ! Ty idioto !'' - Skarciłem siebie w duchu. Wepchnąłem resztki urządzenia pod łóżko, z myślą ''posprzątam jak wrócę'' i wyszedłem z domu.W sumie to nawet nie wiedziałem gdzie idę, ale to już normalka. Dotarłem do Parku, ostatnio cały czas tu ktoś przebywa, a pamiętam jak było tu kiedyś tak pusto. Akurat pod jednym z drzew siedziała Cami, jej wyraz twarzy był dziwny, zdziwiony ? Nie wiem, ale wiem że wyglądała dość zabawnie.
-Czemu się rozłączyłeś ? -zapytała nie odrywając twarzy od wyświetlacza. Szczerze mówiąc, zrobiło mi się trochę smutno (XD) bo mój telefon teraz jest wkopany pod wielką jaskinię którą jest moje łóżko, w stu kawałkach. Ehh, tak bywa jak jest się ciamajdą taką jak ja.
-Telefon mi się rozwalił, czwarty raz w tym miesiącu.- popatrzyła na mnie jak na idiotę a ja tylko się zaśmiałem- Idziemy do zoologicznego? - palnąłem coś od czapy.
-Czemu nie ? - trochę się zdziwiła, ale widać było że spodobał jej się ten pomysł. (...) Wybierałem króliczka którego chciałem kupić , Camila zniknęła przy dziale z rybami, gdy nagle zauważyłem całkiem mi dobrze znaną osobę, dziwiło mnie jednak kto wpadł na ten sam pomysł żeby tu przyjść. Był/a do mnie odwrócony/a więc postanowiłem podejść ją/jego od tyłu.....
(Violetta) Randka?! Randka?! Zabiję kiedyś Camilę! Randka?! Ha! Ha! NIE! Jak? Jak ona mogła tak pomyśleć?! No to już nie można pomóc przyjacielowi w potrzebie?! Kiedy próbowałam wyjaśnić wszystko rudowłosej odeszła. Nie wiem tylko dlaczego Andresa rozbawiła ta sytuacja.
- A Ty z czego się tak cieszysz?! - pytam dosyć złośliwie bo kakao się skończyło. - Z tego.. - odpowiada. Rzeczywiście powód do śmiechu, niech się tylko León o tym dowie.. Po krótkiej chwili chłopak zaparzy mi melisy na uspokojenie, ale ja twierdzę iż nie była mi potrzebna. - Potrzebujesz jeszcze czegoś? - pytam, uspokajając nerwy. - Tak.. Nie..Ale.. Tak.. - Chłopak waha się z odpowiedzią - Dokładniej? - pytam odstawiając kubek na stół. - Bo.. No.. Teraz.. Jestem trochę samotny i nie mam z kim rozmawiać .. i chciałbym przyjaciela... - Mówi nie pewnie uśmiechając się, a mi przyszła na myśl bardzo zła rzecz, mówił tak jakby chciał bym z nim zamieszkała. - No ja chciałem .. rybkę! - mówi śmiejąc się, a mi ulżyło. - Rybkę? - powtarzam a on kiwa głową, czy on chce rozmawiać z rybką?! I kto tu jest szalony?! - Dobra? - rzucam. - Zaraz wracam? - mówię nie pewnie bo nie jestem przekonana czy dobrze rozumiem. Na szczęście Andres mieszka obok sklepu ze zwierzętami, gdzie natykam się na Marco i Camilę!! Chłopak podszedł mnie od tyłu i chciał przestraszyć, ale zauważyłam go w lustrzę i bum! Żart spalony! Rozmawialiśmy przez chwilę, ale zaraz mieli zamykać wiec szybko kupiłam "złotą" rybkę, choć dla mnie była żółta, ale jak kto woli.
Kiedy już byłam z powrotem u chłopaka cieszył się jak małe dziecko! - Violetta? - Zaczyna nie pewnie - Myślisz, że moje życzenie się spełni? - Pyta wciąż z wielkim uśmiechem - Jakie? - ...
(Andres) Violetta poszła kupić mi rybkę! Zawsze chciałem mieć rybkę!
- Violetta? - zaczynam - Myślisz, że moje życzenie się spełni? - uśmiecham się wesoło.
- Jakie? - pyta mnie zaciekawiona.
- Nie powiem, bo się nie spełni. - odwracam wzrok - Ale możesz być pewna że niedługo ci powiem. Jak tylko się spełni.
Uśmiecha się lekko, trochę speszona tym nagłym wyznaniem zaufania. Po chwili jednak rozmawiamy tak jak wcześniej, pijąc drugą porcję kakao.
- A jakie jest twoje największe marzenie? - pytam ją.
- Ja... Chciałabym być szczęśliwa. Tylko tyle. - odpowiada całkowicie szczerze.
- Rozumiem - uśmiecham się do niej ciepło.
- Andres, ja... już muszę iść. Muszę z kimś... porozmawiać.
- Z Leónem? - pytam, a ona tylko kiwa głową. - Idź. Daj mi znać, jak będziesz chciała się spotkać.
Odprowadzam ją do drzwi i lekko przytulam na pożegnanie. Ona odwzajemnia gest i wychodzi...
(León) - León! Violetta do ciebie! - słyszę głos matki. Przewracam tylko oczami i odwrzaskuję tylko, żeby ją wpuściła, nie zależy mi na jej towarzystwie w trakcie naszej rozmowy.
Po chwili drzwi się otwierają. Nie spoglądam na nią, uparcie gapię się na swoje dłonie.
- No i jak? Podjąłeś jakąś decyzję? - muszę się zastanowić nad odpowiedzią. Bardzo chciałbym jej powiedzieć, że nie, ma spadać z mojego życia, ale wiem, że to nie będzie miało sensu.
- Nie jestem psychopatą. Ale jeżeli mi nie wierzysz, to mogę iść do tego psychiatry - wzdycham.
Nie wiem, czy to była dobra decyzja. Nie; ja wiem, że to była zła decyzja.
Ale jak takie upierdliwe, wkurzające coś, zwane dalej twoją dziewczyną, zajdzie ci za skórę<i serce> to robisz o co cię prosi.
Wychodzimy z mojego domu, kierując się w jakieś dziwne ulice Buenos Aires, o których istnieniu nawet nie wiedziałem. Przed nami materializuje się wielki, niezbyt ładny budynek...
(Violetta) Ja już nie wiem co mam robić! Aktualnie wydaję mi się, że tylko tak naprawdę mi zależy by dalej ciągnąc nasz związek. Przecież ewidentnie jest coś z nim nie tak, a specjalista może mu pomóc rozwiązać jego problemy. Cudem udaję mi się go przekonać, ale gdybym mu nie postawiła wczoraj warunku na pewno by nie miał zamiaru rozmawiać o swoich problemach. Przeglądając wczoraj gazetę znalazłam 'niby' polecanego dobrego psychiatrę. Ale gdy zagłębialiśmy się w co raz to ciemniejsze uliczki BA, straciłam na to ochotę. Kiedy znaleźliśmy się w dość ponurym budynku, chciałam się wycofać, ale nie mogłam tego zrobić, ale następnym razem pójdziemy gdzieś indziej.
- Violetta - zaczyna - Nadal uważasz, że to dobry pomysł? - pyta zadziwiająco spokojnie.
- Mhm - ciągnę go w stronę biura doktora Giovanni'ego C. Pukam raz, drugi, trzeci, nikt nie odpowiada. - Zostawmy to, co? - Prosi już zdenerwowany chłopak, czuli się denerwuję, a jak się denerwuje to się boi, a jak się boi to wie, że coś jest z nim nie tak! Kiedy mieliśmy już odejść otworzono nam drzwi. Gabinety był dość dziwny? Stare brązowe meble, pełno porozwalanych papierów, a na dodatek cały pokój był w dymie od cygaro. - Pan León Verdas? - pyta dość młody mężczyzna, szturcham łokciem bruneta by coś odpowiedział. - Tak! - mówi miażdżąc mnie wzrokiem. Psychiatra dość dziwnie mnie obserwował po czym kazał nam usiąść na sofę, zapowiadała się dość interesująca rozmowa....
(León) Totalnie nie podobało mi się to miejsce. Ani trochę.
Dziewczyna krótko omówiła mój "problem". Starałem nie wtrącać się jej w zdania, ale czasem to było niemożliwe.
- Czy może jej pan nie przerywać? - nienawidzę, jak ktoś się zwraca do mnie per "pan". Ja wcale nie wyglądam tak staro.
- Nie, nie mogę! - odwarkuję. - Ona mija się z prawdą!
- Zaprzecza... - notuje w zeszycie. - No dobrze. A jaka jest pana wersja wydarzeń, panie Verdas? - zabiję tego gościa. Przysięgam.
- No ona się przystawia do każdego napotkanego faceta, to się wkurzyłem, tak? - prycham.
- Możesz nie kłamać? - pyta dziewczyna. Ha, tylko problem w tym, że wcale nie kłamię...
- Tak, jasne, przecież cały czas mówię prawdę, nie ma problemu - przewracam oczami.
- Panie Verdas - kontynuuje psychiatra - myślę, że powinniśmy się spotkać za tydzień, o tej samej porze. Może moglibyśmy omówić pana... problemy. - on ma coś nie tak z głową.
- Słuchaj - mówię, wstając z miejsca i podchodząc do jego biurka. - Ja nie mam żadnych problemów, tak?! - wrzeszczę. Kiedy facet próbuje mnie uspokoić, nie wytrzymuję i zaciskam rękę na jego koszuli, podciągając go do góry. Hah, gościu był śmiesznie niski, nie zauważyłem tego wcześniej. W sumie... co mi szkodzi, już i tak nic z tego nie będzie. Ze znikomym problemem po prostu rzucam nim o ścianę...
Nie wiedząc czemu, strasznie mnie to rozbawiło. Wyszedłem z gabinetu, zostawiając zaszokowaną Violettę. Kieruję swoje kroki w stronę domu. Przez resztę dnia i nocy nie wychodzę ze swojego pokoju. Co jakiś czas wybucham niekontrolowanym śmiechem...
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 121.
Szliśmy przez park, co chwila się śmiejąc, co sprawiało mi nieco bólu, więc robiłem to cóż... dziwacznie. Całe połączenie mnie, chodzącego i śmiejącego się jak pijany, wyglądało dość zabawnie.
Z daleka widzieliśmy Ludmiłę i Anę, siedzące na ławce. Na ich widok Violetcie zszedł uśmiech z twarzy, ale nie pytałem o co chodzi. Chyba lepiej nie wiedzieć.
- Cześć - uśmiechnąłem się ciepło, za co Viola spojrzała na mnie lodowatym wzrokiem. Podniosłem ręce w obronie, na co ona znów się roześmiała...
(Violetta) Czyli to jednak na poważnie? Ludmiła i moja kuzynka naprawdę są razem... W końcu serce nie sługa, prawda? ... To całkiem dziwne, że tak szybko Andres wyszedł z tego szpitala, był raptem jeden dzień, ale to chyba dobrze znaczy. Postanowiłam odprowadzić chłopaka do domu, w końcu sam by nigdzie nie doszedł! Idąc z nim pod ramię przez park, śmiejemy się z jego kaletctwa. Niestety gdy tylko zauważyłam Lu z Aną uśmiech zeszedł mi z twarzy, ale to dlatego, że nie umiem pojąc tej sytuacji. - Cześć - woła do niech Andres, następnie gdy widzi moją minę podnosi ręce w geście obrony, a ja wybucham śmiechem bo chłopak traci równowagę i upada na ziemię.
- Auć! - jęczy - Miałaś mnie trzymać, co nie?! - mówi urażonym tonem, ale racja wszystko zawszę moja wina. - Wstawiaj - mówię z uśmiechem. - Chodź bo i tak jestem już spóźniona - pośpieszam chłopaka... Kiedy cudem udaję się nam dotrzeć do jego domu, jestem przerażona faktem jaki można mieć bałagan w pokoju! - No co? - pyta pokazując zęby, a ja zadaje mu pytanie które od dawna mnie męczy w środku - Dlaczego tak nagle staliśmy się przyjaciółmi? - ....
(Andres) Idziemy do mojego domu, a gdy wchodzimy do mojego pokoju, mojego czyściutkiego pokoju, Violetta zadaje mi strasznie trudne pytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć. Zastanawiam się chwilę i mówię:
- Sam nie wiem. Cóż... To wyszło jakoś... Samo.
- Samo?
- Samo. Po prostu. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie znam odpowiedzi.
- Skoro tak uważasz...
- Wcale nie jesteś spóźniona, co? - jej mina wyraża niezrozumienie. - Powiedziałaś tak. W parku. Ale ty się nie spieszysz.
- Ja... To nie jest rozmowa na teraz, Andres.
- Jak chcesz - nie naciskam, w sumie nie bardzo mnie to obchodzi. Zastanawiało mnie tylko, czemu wtedy skłamała. - Masz może ochotę na kakao?
- Kakao? - jej oczy zabłyszczały. - Zawsze!
Nagle słyszymy pukanie do drzwi, zza nich wygląda...
(Camilla) Jakoś już po pierwszej lekcji nie chciało mi się siedzieć w Studio więc postanowiłam że umówię się z kimś. Jak na złość nikt nie odbierał telefonu. To jest jakaś zmowa ? Jak odbierają to wszyscy jak nie to nikt... Słyszałam że Andres miał przez Leona wypadek na kręgielni i dziś wyszedł. Jako że jest moim przyjacielem mogę go odwiedzić (c'nie xD ?). Po 10 minuta spaceru doszłam do domu chłopaka. Zapukałam A gdy usłyszałam w odpowiedzi "Proszę" weszłam. Obok Andres'a stała Violetta z "bananem" na twarzy.-Eeee... To ja może nie przeszkadzam w randce.-Ledwo wydukałam i odwróciłam się w drugą stronę.-Cami to nie tak!-usłyszałam głos Violetty gdy odchodziłam. Nie zwróciłam większej uwagi na to. Byłam chyba w zbyt ciężkim szoku. Po kilku minutach moje myśli uspokoiły się. W pewnym momencie dzwonek mojego telefonu zadzwonił.
-Marco-wyszeptałam...
.
(Marco) Jak zwykle o tej samej godzinie robię jak zwykle to samo, czyli wielkie nic. A mogłem jechać do tego super marketu. Chwyciłem telefon i wybrałem ''na ślepo'' pierwszy lepszy numer, miejąc nadzieję że należy do jednego z domowników. Jednak gdy popatrzyłem na wyświetlacz telefonu, okazało się że dzwonie do Camili. Chciałem się jak najszybciej rozłączyć, jednak za szybko odebrała moje połączenie.
-Marco - wyszeptała cicho, ale tak że spokojnie usłyszałem moje imię.
-Cześć - w ostatniej chwili połączenie padło, a telefon wypadł mi z rąk. ''Pięknie ! Marco ! Ty idioto !'' - Skarciłem siebie w duchu. Wepchnąłem resztki urządzenia pod łóżko, z myślą ''posprzątam jak wrócę'' i wyszedłem z domu.W sumie to nawet nie wiedziałem gdzie idę, ale to już normalka. Dotarłem do Parku, ostatnio cały czas tu ktoś przebywa, a pamiętam jak było tu kiedyś tak pusto. Akurat pod jednym z drzew siedziała Cami, jej wyraz twarzy był dziwny, zdziwiony ? Nie wiem, ale wiem że wyglądała dość zabawnie.
-Czemu się rozłączyłeś ? -zapytała nie odrywając twarzy od wyświetlacza. Szczerze mówiąc, zrobiło mi się trochę smutno (XD) bo mój telefon teraz jest wkopany pod wielką jaskinię którą jest moje łóżko, w stu kawałkach. Ehh, tak bywa jak jest się ciamajdą taką jak ja.
-Telefon mi się rozwalił, czwarty raz w tym miesiącu.- popatrzyła na mnie jak na idiotę a ja tylko się zaśmiałem- Idziemy do zoologicznego? - palnąłem coś od czapy.
-Czemu nie ? - trochę się zdziwiła, ale widać było że spodobał jej się ten pomysł. (...) Wybierałem króliczka którego chciałem kupić , Camila zniknęła przy dziale z rybami, gdy nagle zauważyłem całkiem mi dobrze znaną osobę, dziwiło mnie jednak kto wpadł na ten sam pomysł żeby tu przyjść. Był/a do mnie odwrócony/a więc postanowiłem podejść ją/jego od tyłu.....
(Violetta) Randka?! Randka?! Zabiję kiedyś Camilę! Randka?! Ha! Ha! NIE! Jak? Jak ona mogła tak pomyśleć?! No to już nie można pomóc przyjacielowi w potrzebie?! Kiedy próbowałam wyjaśnić wszystko rudowłosej odeszła. Nie wiem tylko dlaczego Andresa rozbawiła ta sytuacja.
- A Ty z czego się tak cieszysz?! - pytam dosyć złośliwie bo kakao się skończyło. - Z tego.. - odpowiada. Rzeczywiście powód do śmiechu, niech się tylko León o tym dowie.. Po krótkiej chwili chłopak zaparzy mi melisy na uspokojenie, ale ja twierdzę iż nie była mi potrzebna. - Potrzebujesz jeszcze czegoś? - pytam, uspokajając nerwy. - Tak.. Nie..Ale.. Tak.. - Chłopak waha się z odpowiedzią - Dokładniej? - pytam odstawiając kubek na stół. - Bo.. No.. Teraz.. Jestem trochę samotny i nie mam z kim rozmawiać .. i chciałbym przyjaciela... - Mówi nie pewnie uśmiechając się, a mi przyszła na myśl bardzo zła rzecz, mówił tak jakby chciał bym z nim zamieszkała. - No ja chciałem .. rybkę! - mówi śmiejąc się, a mi ulżyło. - Rybkę? - powtarzam a on kiwa głową, czy on chce rozmawiać z rybką?! I kto tu jest szalony?! - Dobra? - rzucam. - Zaraz wracam? - mówię nie pewnie bo nie jestem przekonana czy dobrze rozumiem. Na szczęście Andres mieszka obok sklepu ze zwierzętami, gdzie natykam się na Marco i Camilę!! Chłopak podszedł mnie od tyłu i chciał przestraszyć, ale zauważyłam go w lustrzę i bum! Żart spalony! Rozmawialiśmy przez chwilę, ale zaraz mieli zamykać wiec szybko kupiłam "złotą" rybkę, choć dla mnie była żółta, ale jak kto woli.
Kiedy już byłam z powrotem u chłopaka cieszył się jak małe dziecko! - Violetta? - Zaczyna nie pewnie - Myślisz, że moje życzenie się spełni? - Pyta wciąż z wielkim uśmiechem - Jakie? - ...
(Andres) Violetta poszła kupić mi rybkę! Zawsze chciałem mieć rybkę!
- Violetta? - zaczynam - Myślisz, że moje życzenie się spełni? - uśmiecham się wesoło.
- Jakie? - pyta mnie zaciekawiona.
- Nie powiem, bo się nie spełni. - odwracam wzrok - Ale możesz być pewna że niedługo ci powiem. Jak tylko się spełni.
Uśmiecha się lekko, trochę speszona tym nagłym wyznaniem zaufania. Po chwili jednak rozmawiamy tak jak wcześniej, pijąc drugą porcję kakao.
- A jakie jest twoje największe marzenie? - pytam ją.
- Ja... Chciałabym być szczęśliwa. Tylko tyle. - odpowiada całkowicie szczerze.
- Rozumiem - uśmiecham się do niej ciepło.
- Andres, ja... już muszę iść. Muszę z kimś... porozmawiać.
- Z Leónem? - pytam, a ona tylko kiwa głową. - Idź. Daj mi znać, jak będziesz chciała się spotkać.
Odprowadzam ją do drzwi i lekko przytulam na pożegnanie. Ona odwzajemnia gest i wychodzi...
(León) - León! Violetta do ciebie! - słyszę głos matki. Przewracam tylko oczami i odwrzaskuję tylko, żeby ją wpuściła, nie zależy mi na jej towarzystwie w trakcie naszej rozmowy.
Po chwili drzwi się otwierają. Nie spoglądam na nią, uparcie gapię się na swoje dłonie.
- No i jak? Podjąłeś jakąś decyzję? - muszę się zastanowić nad odpowiedzią. Bardzo chciałbym jej powiedzieć, że nie, ma spadać z mojego życia, ale wiem, że to nie będzie miało sensu.
- Nie jestem psychopatą. Ale jeżeli mi nie wierzysz, to mogę iść do tego psychiatry - wzdycham.
Nie wiem, czy to była dobra decyzja. Nie; ja wiem, że to była zła decyzja.
Ale jak takie upierdliwe, wkurzające coś, zwane dalej twoją dziewczyną, zajdzie ci za skórę<i serce> to robisz o co cię prosi.
Wychodzimy z mojego domu, kierując się w jakieś dziwne ulice Buenos Aires, o których istnieniu nawet nie wiedziałem. Przed nami materializuje się wielki, niezbyt ładny budynek...
(Violetta) Ja już nie wiem co mam robić! Aktualnie wydaję mi się, że tylko tak naprawdę mi zależy by dalej ciągnąc nasz związek. Przecież ewidentnie jest coś z nim nie tak, a specjalista może mu pomóc rozwiązać jego problemy. Cudem udaję mi się go przekonać, ale gdybym mu nie postawiła wczoraj warunku na pewno by nie miał zamiaru rozmawiać o swoich problemach. Przeglądając wczoraj gazetę znalazłam 'niby' polecanego dobrego psychiatrę. Ale gdy zagłębialiśmy się w co raz to ciemniejsze uliczki BA, straciłam na to ochotę. Kiedy znaleźliśmy się w dość ponurym budynku, chciałam się wycofać, ale nie mogłam tego zrobić, ale następnym razem pójdziemy gdzieś indziej.
- Violetta - zaczyna - Nadal uważasz, że to dobry pomysł? - pyta zadziwiająco spokojnie.
- Mhm - ciągnę go w stronę biura doktora Giovanni'ego C. Pukam raz, drugi, trzeci, nikt nie odpowiada. - Zostawmy to, co? - Prosi już zdenerwowany chłopak, czuli się denerwuję, a jak się denerwuje to się boi, a jak się boi to wie, że coś jest z nim nie tak! Kiedy mieliśmy już odejść otworzono nam drzwi. Gabinety był dość dziwny? Stare brązowe meble, pełno porozwalanych papierów, a na dodatek cały pokój był w dymie od cygaro. - Pan León Verdas? - pyta dość młody mężczyzna, szturcham łokciem bruneta by coś odpowiedział. - Tak! - mówi miażdżąc mnie wzrokiem. Psychiatra dość dziwnie mnie obserwował po czym kazał nam usiąść na sofę, zapowiadała się dość interesująca rozmowa....
(León) Totalnie nie podobało mi się to miejsce. Ani trochę.
Dziewczyna krótko omówiła mój "problem". Starałem nie wtrącać się jej w zdania, ale czasem to było niemożliwe.
- Czy może jej pan nie przerywać? - nienawidzę, jak ktoś się zwraca do mnie per "pan". Ja wcale nie wyglądam tak staro.
- Nie, nie mogę! - odwarkuję. - Ona mija się z prawdą!
- Zaprzecza... - notuje w zeszycie. - No dobrze. A jaka jest pana wersja wydarzeń, panie Verdas? - zabiję tego gościa. Przysięgam.
- No ona się przystawia do każdego napotkanego faceta, to się wkurzyłem, tak? - prycham.
- Możesz nie kłamać? - pyta dziewczyna. Ha, tylko problem w tym, że wcale nie kłamię...
- Tak, jasne, przecież cały czas mówię prawdę, nie ma problemu - przewracam oczami.
- Panie Verdas - kontynuuje psychiatra - myślę, że powinniśmy się spotkać za tydzień, o tej samej porze. Może moglibyśmy omówić pana... problemy. - on ma coś nie tak z głową.
- Słuchaj - mówię, wstając z miejsca i podchodząc do jego biurka. - Ja nie mam żadnych problemów, tak?! - wrzeszczę. Kiedy facet próbuje mnie uspokoić, nie wytrzymuję i zaciskam rękę na jego koszuli, podciągając go do góry. Hah, gościu był śmiesznie niski, nie zauważyłem tego wcześniej. W sumie... co mi szkodzi, już i tak nic z tego nie będzie. Ze znikomym problemem po prostu rzucam nim o ścianę...
Nie wiedząc czemu, strasznie mnie to rozbawiło. Wyszedłem z gabinetu, zostawiając zaszokowaną Violettę. Kieruję swoje kroki w stronę domu. Przez resztę dnia i nocy nie wychodzę ze swojego pokoju. Co jakiś czas wybucham niekontrolowanym śmiechem...
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 121.
Kocham ten blog <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do naboru :3
http://livmaddiepl.blogspot.com/
Boski <3
OdpowiedzUsuńA ten Andreas wydaje się strasznie dziwny . . . to on powinien iść do psychiatry zamiast mój kochany Leon!
Hahh . . . Leon :D Rzucił facetem o ścianę i się jeszcze śmieje, ja na serio się go teraz boję!!!
Czekam na next'a i życzę weny!
Pozdrawiam
~KatePasquarelli
Szczerze okropnyyy prawię żadnych miłych momentów leonetty tylko ciągle ta Andreas i Violetta mam dosyć.. Leonetta 💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńParę rad : więcej momentów leonetty , León nie ma być agresywny, Violetta i Andres mają się mniej spotykać PS.Ciągle tylko są Pablo Esmeralda Mostowiak Ludmi Lara
To przykre, my się zawsze przecież staramy zaskoczyć czymś nowy, prawda? xD
UsuńLeón nie jest agresywny - Chyba nie? - Ada jest? c;
Eh, spokojnie xD My mamy wszystko zaplanowanie, nie może być wiecznie idealnie, co nie? ^^
Skoro Wam się teraz nie podoba, to czekajcie dalej, wtedy będą hejty xD
Blog jak już mówiłam, nie opiera się na samej Leónettcie, ale także na innych bohaterach, więc raz będzie nas więcej, a raz mniej.. / Violetta ;* <33
Macie coś do Mostowiakowej ? :) Daj adres a ci wytłumaczę dlaczego jest. ;) (XD)
UsuńGdyby cały czas była Leónetta, ten blog byłby oklepany i nudny. To moje zdanie. Staramy się, żeby było jak najciekawiej i inaczej niż na innych blogach. No ale jeśli Ci się nie podoba, to przecież nie musisz czytać. I te rady moim skromnym zdaniem brzmiały jak rozkazy, ale nie będę wnikać...
UsuńPozdrawiam.
A ja tam się ciesze że coś innego , bo mam już dość Leonetty...
OdpowiedzUsuńRozdział ŚWIETNY !
ANA I LU
KOCHAMMM
NARESZCIE AKCJA
LARA DIEGO <3
NEXT PLIS
Fajny rozdzialik. Ale zauważyłam też, że Angie od dawna nie ma. :(
OdpowiedzUsuń