poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 105.

(Pablo) Obudziłem się z ogromnym, niemiłosiernym bólem głowy... Uniosłem głowę znad blatu i ujrzałem to samo, "wynik pozytywny". Eh... Westchnąwszy przypomniałem sobie co zrobiłem.  Zdeptałem nasze dziecko... Przeszło mi przez głowę i nagle mnie olśniło, niczym meteor i ziemię. Szybko pobiegłem na strych, choć trochę kulawo a jednak!  Zabrałem stamtąd pędzle i puszki z farbami. Zszedłem i spojrzałem na zegarek... 5;30... Wyszedłem z przyrządami do centrum i biorąc głęboki oddech wziąłem się za pracę... Miałem kilka wpadek dlatego byłem upaćkany, no ale cóż... Nie wyglądało to jakoś super/ekstra bo nie jestem wybitny ale dość zrozumiale to namalowałem. Gdy udało mi się skończyć była już 7 i ludzie zaczęli się zbierać a ja popędziłem do Esmeraldy... Zapukałem raz, dwa i otworzyła mi we własnej osobie. - Nic nie mów!  - Uciszyłem ją widząc rozchylone usta kobiety. - Chodź!  - Rozkazałem i pociągnąłem ją w stronę swojego dzieła... Widząc to chyba ją zamurowało...

(Esmeralda) Nie chciałam nic mówić Ludmile po co ja denerowowac juz i tak wystarczająco ma dużo stresow. Chociaż powinnam poinformować ja o wyjeździe muszę toi zrobić nie mogę jej oklamywac. Kiedy tylko córka schodzi z gory zaczynam rozmowę. - Posłuchaj Lu musimy wyjechać - oznajmiam jej spokojnie. - Chyba Cie pogielo o czym Ty do mnie mówisz, jakie musimy wyjechać. - córka od razu wybucha gniewem. - Przepraszam musimy. - mowie ponownie. - To ze poklocilas się znowu z Pablo, nie może mieć wpływu n mnie rozumiesz !! Nie wyjezdzam wyprowadzał się do Tomasa. - odpowiada i wychodzi z domu. Ehh i co ja mam zrobić. Nagle słyszę pukanie do drzwi. Otwieram i co ?? Za nimi stoi Pablo. Mam ochot go zbesztac wyzywac, walnac, ale on łapie mnie za rękę i ciągnie ze sobą. Po chwili jesteśmy w jakims dziwnym miejscu. - Co to ma być ? - pytam się - Spójrz tu. - pokazuje mi fragment ulicy, a na nim kolorowe napisy, wyznania miłości, i inne rzeczy. - Ty myślisz, ze to cos zmienia ? - patrze na niego. - Kochm Cie jestem czasami głupi, ale to z miłości do Ciebie ja wariuje, i jeszcze nasze dziecko. - dotyka moje brzucha. - Nie wytrzymam bez Ciebie. Chce być zawsze przy tobie i zawsze budzić się przy tobie. Wybqcz mi. - ględzil i ględził. Co miałam zrobić wskoczyć mu w ramiona. Oczywiście, ze chciałam to zrobić, ale cos mi nie pozwalalo. - Obiecaj mi tylko, ze juz nigdy wiecej mnie nie zostawisz. - mowie do niego i przytulam sie . - Nigdy przenigdy. - obejmuje mnie ramieniem, łapie za rękę i kierujemy się w stronę domu....

(Violetta) Nadal nie mogę uwierzyć, że jednak adopotowaliśmy Syriusza. Niby jest tylko psem, a daje tyle radości wobec nas. Oczywiście, że gdy tylko rano się obudziłam to ubrałam się jak najszybciej i szybko wyszłam w stronę domu Leóna. Przechadzajac się po parku zauważam Esmeralde z Pablo pod ręką. Kobieta zgrabnie mi pomachała, a ja uśmiechnelam się delikatnie.
Może ze względu na stare czasy gdy ją widzę robi mi się ciepło na duszy. Zawsze umiała mi pomoc czy doradzić, a teraz? Teraz jest dla mnie obca.. Za bardzo przywiązuje się do innych. - Wszystko dobrze? - głos chłopaka budzi mnie z transu. - Tak - podchodzę do niego i obejmuje go - W jak najlepszym - dodaje. Gdy nasz spacer dobiegł końca odprowadzamy psa do domu, a sami kierujemy się do Studio gdzie gram sobie melodie Hoy Somos Mas i 'przypadkowo' spada na mnie jedna z lamp. - AUĆ - Krzyczę kiedy wbiega...

(Lara) Od samego rana byłam zdenerwowana. Chciałam pójść na tor, ale mam zajęcia, a za dużo ich już opuściłam... Weszłam do Studio'a i poszłam na zajęcia, na których nie mogłam się skupić. Od razu po nich pobiegłam do szafki  i sprawdziłam telefon. Nic... Miałam ochotę rzucić nim w ścianę, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Nagle usłyszałam jakiś hałas z sali muzycznej, do której szybko wbiegłam. Zauważyłam tam Violettę, przygniecioną przez lampę. Pomogłam jej wstać z ziemi i podnieść "mebel".
- Dzięki - powiedziała Violetta, a ja się do niej uśmiechnęłam.
- Nie ma za co... Przepraszam, ale muszę iść - rzuciłam.
Pójdę na tor... Tak na chwilkę...
Prawie, że wybiegłam ze Studio'a i po paru minutach byłam już na torze.
- Jest już? - zapytałam taty, a on się mnie chyba przestraszył.
- Lara, powiedziałem, że do ciebie zadzwonię lub wyślę wiadomość... Nie powinnaś być w Studio'u?
- Dobra, już idę - rzuciłam i wyszłam z toru. Po drodze do szkoły spotkałam....

(Camilla) Jak co dzień szłam do Studia okrężną drogą. Lubię delektować się ciepłymi promieniami słońca ogrzewającymi moją skórę. Gdy przechodzę obok toru właśnie z niego wychodzi Lara. Jest uśmiechnięta i wręcz bije z niej pozytywna energia. Nie podobne to do niej ale nawet jak jej udziela się ta pogoda to zapowiada się cudowny dzień. Nie zwracam na nią większej uwagi tylko przyśpieszam swe kroki ponieważ chcę przed zajęciami zagrać jedną wyjątkową piosenkę. Tak "Te creo" jest wyjątkowe.  Już z samych jej słów emanują emocje. Wręcz wbiegłam do Studia a później do sali muzyki. Stanęłam przy pianinie które lokowało się na środku sali. Przyłożyłam palce do klawiszy i zaczęłam grać melodie. Po chwili z moich ust leciały już pierwsze słowa piosenki którą tak dobrze znałam:
Mientras algo me hablo de ti,
Mientras algo crecía en mí,
Encontré las respuestas a mi soledad
Ahora se que vivir es soñar.

Ahora sé que la tierra es el cielo,
Te quiero,
Te quiero.

Que en tus brazos ya no tengo miedo,
Te quiero
Te quiero


(Broadway) Jakoś ostatnio coraz rzadziej bywałem w Studio. Zaczęło wiać nudą. Wszyscy się zrywali a nawet jak już ktoś przyszedł to i tak mało co robiliśmy. Postanowiłem że przestanę być leniem i wrócę do systematycznego uczęszczania na zajęcia. Pierwsze co usłyszałem to melodia a później i słowa "Te creo". Ten głos poznam wszędzie. Camilla-szepnąłem i ruszyłem w stronę
pokoju z którego dobiegały dźwięki. Gdy dziewczyna skończyła spostrzegła że też tam jestem.
-Hej-rzuciła obojętnie.
-Hej co jest ?-pytam zmartwiony. Nie chcę aby między nami coś stawało.
-Nic, naprawdę. Po prostu nie odzywałeś się i myślałam że już mnie nie chcesz...-jak ona mogła nawet tak pomyśleć. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
-Chodź...-Łapię ją za rękę i zmierzam w kierunku wyjścia...

(Camilla) W sali oprócz mnie stał Broadway. Byłam trochę zła bo jesteśmy parą a on nie odzywa się przez tydzień. W pewnym momencie powiedział -Chodź- i pociągnął mnie w stronę wyjścia. W połowie drogi stanęłam nie chcąc dalej iść.
-Póki nie powiesz mi gdzie chcesz mnie zabrać nie ruszam się stąd.- W oka mgnieniu znalazł się przy mnie. W powietrzu można było wyczuć woń jego perfum.
-Nie ufasz mi ?-spytał powoli. Zbliżył swoją twarz do mojej i złożył na moich ustach pocałunek delikatny jak muśnięcie skrzydeł motyla. Po chwili poczułam jak moje nogi odrywają się od podłogi. Odkleiłam się od niego.
-Co ty wyprawiasz ?-wydarłam się na całe gardło. Na szczęście na korytarzu nikogo nie było.
-Pójdziesz sama czy mam cię tak nieść ?-Uśmiecha się pogodnie...
-Ok. Królowa ma dobry humor i może z tobą iść.- Chichoczę. Chłopak chwile grzebie w kieszeni. Po chwili wyjmuje z niej chustę. -A ty nie za dużo wymagasz ? To są jakieś podchody ?....

(Broadway) ... -Nie za dużo wymagasz ? To są jakieś podchody ?-powiedziała a ja nie wiedziałem co powiedzieć-Dobra jak już musisz to zawiąż to.-wskazała ręką na opaskę.
Zawiązałem przedmiot wokoło jej głowy tak aby zasłaniał jej widok. Po kilkunastu minutach w końcu trafiliśmy do mojego mieszkania.
-Witamy w restauracji "U Brodiego". Ja jestem szefem kuchni a zabawiać będzie Panią kot Filemon.-mówię ledwo zachowując "powagę".-Zapraszam do stolika.
Ma pani wybór. Pójść ze mną i mi pomóc przygotowywać jedzenie lub bawić się z naszym komikiem Filemonem w chowanego. Ale muszę ostrzec że jest sprytny.
Jeszcze mikt go nigdy nie znalazł.
 -Wiesz co ? Chyba pójdę z tobą-udaje "niezdecydowanie". Po pół godzinie obiad jest gotowy. Niestety kuchnia ucierpiała w tej wojnie.
-Straciłam apetyt po tym widoku-wskazała palcem plamę z oleju.-Ale deser chętnie skosztuję-Co ona wymyśliła. Nic na deser nie robiliśmy. Po chwili podeszła do mnie nieśmiało i zarzuciła mi ręce na szyję. Nasze usta zwarły się w jedność. -Kocham cię-padło z jej ust. Całowaliśmy się namiętnie lecz w pewniej chwili w pokoju rozdzwonił się telefon Camilli...

(Francesca) Zapomnieć? Łatwo mówić! Nie da się zapomnieć tak wyrządzonej krzywdy wobec innego człowieka. Mimo to wszyscy którzy wiedzą co się stało każą mi zapomnieć. Zapomnieć o żyć dalej. Może kiedyś dam sobie radę? Wiem tylko tyle, że na razie muszę się postarać i ogarnąć! Violetta, Federico i Pablo liczą na mnie, a ja ich nie zawiodę. Nie miałam ochoty by iść nq zajęcia mimo to obiecałam nauczycielowi, że zacznę powoli wracać do sobie. W końcu już za dużo rzeczy mnie ominęło. Nie chciał iść tam sama, nie mogłam. Próbowałam się dodzwonić do Violetty, ale nie odebrała żadnego połączenia, ciekawe czy coś się stało?  Do Federico nie chciałam dzwonić, nie chce mu ciążyć, dlatego wybrałam numer Camili. - Fran?! - spytała lekko zirytowana.
- Przeszkadzam w czymś? - spytałam, ale kiedy usłyszałam  głos chłopaka w telefonie zrozumiałam, że tak. - Zadzwonię później - uśmiechnęłam się lekko i wszyłam z domu, spotykając dobrze znaną mi osobę....

(Tomas) Czy to normalne, że się cieszę i za razem obawiam? Lu? Dziecko? Co będzie jak nie sprawdzę się jako ojciec? Co będzie jak dam dziecku zły przykład? Wiem, że mamy jeszcze mnóstwo czasu, ale.. To nie moja wina, że się już martwię. Idąc do Stud!o spotykam dość chyba smutną Francesce? - Cześć - rzucam z uśmiechem, ale nie czuję tego. - Hej - odpowiada nie pewnie. - Wszystko w porządku? - pytam bo widzę, że wygląda gorzej ode mnie. - Jasne, a u Ciebie? - odpowiada nie pewnie, idziemy razem w kierunku szkoły. Trochę rozmawiamy, nawet się na pozór śmiejemy, ale jest inaczej. Rozdzielamy się dopiero przy klasach, ona idzie do Pablo, a ja pomóc Beto w instrumentach. Kiedy wymieniam struny do gitary, do sali wpada Ludmiła.
-Toomi! - odgarniając te swoje piękne blond włosy rzuca mi się na szyję. Bardzo przyjemne uczucie, wszystkie problemy znikają. - Hej kochanie - całuję ją w czoło...

( Ludmila) Piękny dzień, piękna ja i co jeszcze pięknego się dziś wydarzy. Słoneczko świeci, ja czuje się coraz lepiej. Kogoś mi tylko brakuje, tak dokładnie Tomiego, chociaż nie wiem czemu, ale ostatnio wyczuwam miedzy nami jakieś napięcie. Może to spowodowane jest ciąża, może czymś innym ... Mniejsza o to. Z uśmiechem wyruszam do Studio, na całe szczęście nikogo po drodze nie spotykam, moje humory staja się nie do zniesienia, więc dobrze, że na nikogo się nie napataczam. Będąc już w Studio, znajduję Toniego w sali Beto, rzucam się mu na szyje. - Hej kochanie. - całuje mnie w czoło. - Jak się czujesz. ? - pyta. - Powiem Ci, że coraz lepiej. - uśmiecham się do niego. - Masz ochotę na krótki spacer ? - pytam, a on tylko macha głowę na potwierdzenie. Łapie go za rękę i wychodzimy ze Studio. Nagle zauważam .... - Hahaha Ciebie chyba dziś piorun trzasnął - mówię do ....

(Ana) O. Mój. Bosh... Rzygać mi się chce tym wszystkim... Wyglądam jak sto nieszczęść, ale to ja ! Ana Mostowiak, ja muszę być.... Taka ? Dobra, w pół ogarnięta wyszłam z domu. Co mnie choć trochę rozweseliło ? Violetta chodziła jak pijana, podobno dostała lampą... Powinnam jej współczuć ale... Ekhem. Szłam do parku gdy nagle zauważyłam Ludmiłe... Ojej ! Jak bardzo mi jej brakowało i jej komentarzy; - Hahaha Ciebie chyba dziś piorun trzasnął. - Zaśmiała się a ja zgromiłam ją wzrokiem.
- Przymknij się łaskawie i zajmij się soooobą. - Przedłużyłam widząc jej tłuszczyk na brzuchu. Tym razem spoważniała i wyglądała jakby chciała mnie zabić, zrezygnowałam z spaceru do parku i zawróciłam do domu...

(Lara) Musi się udać, musi się udać, powtarzałam w myślach. Wyszłam z tego Studio'a gapiąc się w telefon. Jeszcze go nie ma? Albo tata zapomniał do mnie zadzwonić...
Idąc na tor, zauważyłam Anę, ale mnie chyba nie widziała, więc poszłam dalej.
Będąc na miejscu, okazało się, że przedstawiciel z Rzymu przed chwilą przyjechał. Świetnie. To jakieś przeznaczenie, pomyślałam i zebrałam się z resztą zawodników i niektórymi mechanikami, aby posłuchać jakiegoś "wstępu".
Jako, że stwierdzili, że nasz tor jest jeden z najlepszych i jeżdżą na nich przyszłe gwiazdy motocross'u, jedna osoba może wygrać kurs pod okiem trenera włoskiego mistrza.
Kazali nam się przebrać, a potem pokazywaliśmy co umiemy. Widziałam, że reszta się denerwowała. Zwiększają się moje szanse...
Kiedy nadeszła moja kolej i wsiadłam na motor, poczułam, że to moja chwila... Czułam się pewnie . Chciałam to wygrać.
Iiii.... jak się okazało byłam najlepsza!
Tyle wygrać!
Przedstawiciel mówił jeszcze, że musimy przejść rozmowę, bo umiejętności to nie wszystko, ale ja czułam w sobie taką radość, że... Nic nie stanie mi już na przeszkodzie. Musi mi dobrze pójść ta rozmowa. Musi mi się coś dobrze udać, stwierdziłam, a kiedy byłam w domu natychmiast zasnęłam...

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 106.

9 komentarzy:

  1. Jejciu co jest tej Fran :c ?
    Rozdzial supeeer :*

    OdpowiedzUsuń
  2. trochę mnie już nudzisz tymi rozdziałami zakończ to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To czego czytasz , jak to Cię nudzi ?

      Usuń
    2. Serio nie musisz czytać my piszemy dla przyjemności i dla ludzi którzy lubią nasz blog :)

      Usuń
  3. Super rozdział :D LEONETTA <33333 Oby tak dalej i więcej Violi i Leosia xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Znakomite :) Już nie mogę doczekać się następnego :P

    OdpowiedzUsuń
  5. GENIALNE!!!! Czekam na więcej :) Oby więcej Leonetty :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja chcę więcej...!!! XD :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super wręcz fantastico

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka