(Ana) Nagle otworzyłam oczy i uświadomiłam sobie że to tylko okropny sen ! Ah... Boże, moje serce waliło jak szalone. Spojrzałam zdenerwowana na zegarek i dostrzegłam 7;45, w pośpiechu wywlokłam się spod kołdry i wyruszyłam do łazienki. Szybko się ogarnęłam i nawet nie zdążyłam zjeść śniadania bo bym się spóźniła na lekcję! Szybki ogarniacz nakładania kurtki i wyszłam. - Szłam sobie oszołomiona snem, prze park gdy ujrzałam na swojej drodze...
(Esmeralda) Ojeju uciekłam od swojego faceta, jestem psychiczna i to ostro. Zadzwoniła wieczorem do Ludmily, że nie wracam na noc. Obudziłam się w miękkim hotelowym łóżku, wzięłam długi i relaksujący prysznic, ale samopoczucie mi się nie polepszyło. Lekarka mówiła, że ciąża w moim
wieku jest niebezpieczna, ale przecież nie mówiłam o tym Pablo bo już by totalnie ześwirował. Jak on mógł zabronić mi chodzić do pracy, przecież to jest śmieszne, bez przesady nie róbmy jakiejś afery. Po dwóch godzinach wymeldowałam się z pokoju, i ruszyłam do swojego mieszkania. Po drodze zauważyłam zamyśloną Anę. - Hej, hej co z Tobą ? - złapała ją za ramię. - Nic nic. - powiedziała jakby otrząsnęła się z transu. - Posłuchaj powinnam Cię przeprosić za to, że na Ciebie wtedy naskoczyłam za tą sytuację z Gregorio, nie powinnam. - powiedziałam jej z lekkim uśmiechem. - Nie, nie ma problemu trochę przesadziłam, przepraszam muszę już uciekać. - powiedziała i zniknęła mi z pola widzenia. Z uśmiechem na twarzy ruszyłam dalej. - Dzień Dobry. - usłyszałam za sobą i się skrzywiłam ...
(Pablo) Jak Ona mogła ?! Wydzwaniałem do niej a ta ma pocztę głosową ! Byłem jeszcze u niej w mieszkaniu, ale Ludmiła oznajmiła mi że jej tam nie ma ! Jeszcze wysłała jej jakiegoś sms-a że nie wróci na noc. Ja z nią zwariuję ! Rano wstałem niewyspany jak nigdy w życiu, całą noc szukałem jej osoby, ale to była syzyfowa praca. Zmarnowany ruszyłem przed siebie do Stud!a, chociaż nie wiem jak mogę pracować gdy mam przeczucie że z moją partnerką dzieję się coś złego. Nagle zauważam ją w towarzystwie Any, gdy dziewczyna odchodzi ja podchodzę do kobiety od tyłu (xd). - Dzień dobry. - Rzuciłem oschle. Gdy się odwróciła skrzywiła się lekko a ja patrzyłem na nią oburzony. - Jak tam noc ? - Splotłem ręce i umieściłem je na klatce piersiowej.
- Pablo... - Zaczęła.
- Nie, nie Pablo. Uciekłaś i nikomu nie powiedziałaś gdzie jesteś, coś się z tobą dzieję i nie chcesz powiedzieć co, nawet nie wiem gdzie spędziłaś ostatnią noc ! Na serio mnie tak mi nie ufasz że uciekasz ? Hm ? Wiesz jak się martwiłem ? Bo chyba sobie nie wyobrażasz ! - Mówiłem ze złością, choć nie podnosiłem tonu. - Jeśli możesz być ze mną szczera to powiedz mi co się z tobą dzieję. I mów prawdę...
(Esmeralda) Tak i nie obeszło się bez wykładu. Słuchałam bo przecież nie dał mi dojść do głosu, bo on wie najlepiej co jest dla mnie dobre. Wiem, że źle zrobiłam, że mu nie powiedziałam, strasznie głupio się teraz czułam. - Przepraszam skarbie. - powiedziałam skruszonym głosem. - Nie przepraszaj mnie tylko powiedz mi prawdę, co jest. ? - zaczął znowu. Jeju nie chcę go denerwować bo naprawdę zamknie mnie w domu i nie pozwoli nawet samej wyjść do ogrodu. - Serio nic się nie dzieje, po prostu nie wysypiam się ostatnio. - kłamałam znowu. - Czy ty myślisz Esme, że ja jestem głupi, i nie widzę, i nie umiem rozpoznać kiedy kłamiesz ? - jeju wiercił mi dziurę w brzuchu. - Posłuchaj, byłam ostatnio u lekarki, i powiedziała że ciąża w moim wieku jest niebezpieczna, ale proszę Cię nie denerwuj się błagam. - spojrzałam na niego. - Słucham !? - usłyszałam...
(Pablo) Czekałem i czekałem aż mi powie tą prawdę i w końcu wyktrzusiła. - Posłuchaj, byłam ostatnio u lekarki, i powiedziała że ciąża w moim wieku jest niebezpieczna, ale proszę Cię nie denerwuj się błagam. - A ja automatycznie musiałem wypalić swoje "Słucham ?!".
- Naraziłem cię... - Szepnąłem do siebie, ale widocznie musiała to usłyszeć bo przeszkodziła mi.
- Nie ! Nie ! I jeszcze raz nie ! - Odparła a ja westchnąłem. - Uspokój się i nie obwiniaj się za nic. Nie możesz...
- Łatwo ci mówić ! - Tym razem ja jej przeszkodziłem. - I ty chcesz mi pracować teraz ? - Zaśmiałem się.
- Nie śmiej się, myślisz że będę siedziała 9 miesięcy na tyłku i nic nie robiła. - Przewróciłem oczami uchylając lekko usta.
- To zrobię sobie wolne i razem spędzimy następne dni. - Spojrzałem na nią łobuzersko...
(Violetta) Rano wstałam bardzo zadowolona, gdyż w nocy dopracowałam tą piosenkę charytatywną dla Pablo, nie spałam z pół nocy, ale zdecydowanie się opłacało. Schodząc na śniadanie podśpiewuje sobie pod nosem. - Dzień Dobry - Mówię z uśmiechem do wszystkich domowników domu, prócz Any bo tej to nigdy w domu nie ma. Ubieram na siebie lekką kurtkę i wychodzę z domu w kierunku Studio.. Gdy dochodzę na miejsce, czuję iż coś jest nie tak. Ludzie są strasznie pogaszeni, pozbawienie życia w pewnym sensie. Mimo to miałam iść zaraz do Pablo by oddać tekst piosenki, akurat stał po drugiej stronie ulicy wraz z Esmeraldą.
- Cześć, nie przeszkadzam? - Pytam podchodząc do nich. - Violetta? A co Ty.. - Przerwałam nauczycielowi - Mam tą piosenkę - Podałam mu do ręki fioletową teczkę. Szybko rzucił okiem i westchnął ciężko - Jest naprawdę dobra, ale Violetta Ty chyba jeszcze nic nie wiesz... - Powiedział ze spokojem w oczach. - Ale o czym? - Uśmiechnęłam się nie śmiało. - Ehh.. - zaczyna - Połowa uczniów została wydalona ze szkoły, przykro mi, ale jesteś w niej i Ty... - Próbował mnie pocieszyć kładąc mi rękę na ramię, a mi w głowie przeleciało milion pytań.
- Przepraszam.. - rzuciłam i wbiegłam do środka spoglądając na tablicę ogłoszeń i było czarno na białym "... Violetta Castillo... Wydalona ze szkoły..." NIE! NIE! NIE! Co to ma znaczyć?
Na moje szczęście z gabinetu wyszedł Antonio. - Możemy porozmawiać przez chwilkę? - Pytam się grzecznie, a starzec uśmiech się szeroko - Oczywiście, coś się stało? - Pyta jak gdyby nigdy nic. - Antonio co się stało? Wyrzucił Pan najlepszych uczniów Studia - Próbuje mówić spokojnie, ale słychać mój żal w głosie. - Violetta kochanie, zdajesz sobie sprawę jak dużo opuszczacie zajęć? Nie stać nas na to.. - Udaję, że jest w porządku, ale widzę iż nie.
- Błagam Pana! Gdybym nie interesowała się Studio zrobiłabym ten cały skandal z burmistrzem?! To jest mój drugi dom i tak zaniedbujemy go, ale jesteśmy w okresie dorastania i buntu chcemy próbować nowych rzecz, ale chcemy się uczyć tutaj! Bez tego miejsca była bym nikim, bardzo dobrze znasz moją historię i wiesz ile to dla mnie znaczy, tak jak dla innych. Antonio proszę, obiecuję zmienić moje podejście i inni zrobią to samo, wyobrażasz sobie to miejsce bez nas? - Pytam ze łzami w oczach, kiedy chce odpowiedzieć podchodzi...
(Francesca) Kolejna noc nie przespana, ciekawe ile tak dam rade?! Jak mogłam zerwać z Federico!? Czemu jestem taka głupia? Wszystko muszę psuć przez zazdrość?! Nie umiem bez niego funkcjonować, ale pora się ogarnąć! Nie będę problemem więcej dla niego... Rano szybko włożyłam na siebie ubranie, zrobiłam makijaż i zjadłam w biegu płatki czekoladowe. Wychodząc z domu dostałam SMS'a od Camili, że w Studio jest niezła afera. Dlatego przyśpieszyłam kroku i już po kilku minutach stałam przed drzwiami szkoły muzycznej, gdzie świeciło pustkami. Przekraczając próg zauważam Violettę, która próbuję wytłumaczyć coś Antonio. Podchodzą bliżej i przysłuchuję się ich rozmowie. Nie mogę usłyszeć o co dokładnie chodzi, ale to co powinnam to zrozumiałam. Antonio chce wydalić uczniów, którzy nie angażują się w sprawy szkoły. NIE! Kiedy widzę iż Violetta jest co raz bliżej wybuchnięcia płaczem to pora bym ja wkroczyła do akcji.
- Antonio? - Podchodzę bliżej. - Wiem, że ostatnio nie ma mnie tu praktycznie, ale naprawdę miałam ważny powód, zresztą rozmawiał pan z moim ojcem, ale już wszystko wróciło na miejsce.. Nie możesz nam tego zrobić! - Próbuję mówić ostrożnie z rozwagą. - Dziewczynki... - Zaczyna właściciel Studio. - Właśnie na to czekałem! Na takie podejście! To co wracamy do roboty! - Uśmiecha się szeroko, a ja z Violettą przytulamy go przyjaźnie. - Ale niech mi się to tylko powtórzy! - Jego mina spoważniała po czym uśmiechną się szeroko zrywając kartkę papieru z tablicy...
*30 MINUT PÓŹNIEJ*
... Wszyscy uczniowie Studio zebrali się w głównej sali z pianinem, musieliśmy wyjaśnić sobie pewną kwestię. Stanęło na tym, że od dzisiaj robimy to na czym nam zależy, musieliśmy przypomnieć sobie iż jesteśmy tu by osiągnąć sukces, a nie by się bawić w najlepsze! Jak ktoś ma z tym problem to drzwi są otwarte.. Kiedy do pomieszczenia weszli wszyscy nauczyciele, każdy z nas staną na scenie i razem złapani za ręce zaśpiewaliśmy piosenkę ''Ven y Canta''. Po skończonym występie zeszliśmy ze sceny, próbuję unikać wzroku Federico nie mam ochoty z nim rozmawiać, niech pójdzie do Any. - Francesca?! Może przestała byś się bawić i porozmawiasz ze mną?! - Podnosi głos...
(Federico)
Cała ta akcja z Francesca , to największy błąd w moim życiu . No może nie aż tak duży , ale na pewno wiele mi dał do myślenia .
Wchodząc do Studia , znowu czuje coś w powietrzu . Uczniowie są jacyć podenerowani . Wczoraj nie miałem jakoś siły zastanawiać się nad słowami Pablo i może o to chodzi ?
Zerknąłem na tablice ogłoszeń ... CO ?!!!Ale jak to wydaleni ... ? CO ?!!
Nie chciało to do mnie dotrzeć ... Zaczęłem ciężko oddychać . Straciłem swój drugi dom?
Po ok. pół godzinie zebraliśmy się w auli i omówiliśmy sobie pewną kwestię . Wspólnie chcieliśmy pokazać nauczycielom , że nam na prawde zależy na Studio . Zaśpiewaliśmy " Ven y Canta " - chodź i zaśpiewaj . Nasz rymn .
Po występie Francesca zaczęła mnie unikać , aż w końcu nie wytrzymałem .
- Francesca?! Może przestała byś się bawić i porozmawiasz ze mną?!
- Nie mamy o czym ! Idź do Any !
- A może to ty idź , ale do Marco ! Zawsze to ja jestem tym złym i to ja wszystko psuje , tak ?! Tak mnie zawsze postrzegałaś ?! Martwiłem się , a ty mnie olewałaś , ale ja nadal próbowałem , bo mi na Tobie cholernie zależy ! Na Twoim szczęściu ! Chyba Tobie na moim nie ? -...
(Francesca) - Tak! Ile razy mam Ci to udowadniać? - Krzyczę - Zależmy mi na Tobie, idioto! - Uspokajam się widząc jak ludzie w okół nas zmierzają nas wzrokiem. - Właśnie dlatego chce byś był szczęśliwy! - Chce skończyć rozmowę, ale chłopak nie daje za wygraną. - To po co się kłócimy? Jestem szczęśliwy przy Tobie! - Obracam mnie w swoim kierunku. A ja nie wiem co mu odpowiedzieć. - Nie bądź już zła, proszę! - Nachyla się ku mnie - Słoneczko? - Uśmiecha się szeroko, a kiedy widzę jego wielki uśmiech to momentalnie robię to samo, ale dobra Fran! Ogarnij się kobieto! - Nie jestem zła.. Raczej zawiedziona - mówię siadając na parapecie. - Wszystko popsułam Federico! Wszystko... - Chłopak dosiadł się do mnie - Nic nie zepsułaś.. - Próbował mnie pocieszyć, ale wiedziałam iż to ja mam racje - Czyżby? - Lekko się zaśmiałam - Zepsułam związek Leóna i Violetty, Twój i Any, przeze mnie Antonio chciał zamknąć Studio i jeszcze zepsułam nasz związek.. - Otarłam ręką oczy. Przez dłuższą chwilę chłopak myślał, po czy stwierdził. - No przecież nasza słodka Leónetta jest razem, nie? Nic nie zepsułaś. To Ana nas rozwaliła! Nic nie zepsułaś. To nie Twoja wina, że opuszczałaś zajęcia, każdy to robił! Nic nie zepsułaś. A co do nas to przecież nie wszystko skończone! Prawda? - Powiedział, a ja głośno westchnęłam. Zastanawiałam się co zrobić by cofnąć czas, ale niestety nie znałam na to odpowiedzi. Nie umiałam mu na to odpowiedzieć, jedyne co wiem w tej chwili to, że go kocham. - Ja nadal uważam, że beze mnie będzie Ci lepiej, uwierz mi! - Próbowałam go przekonać, ale żałowałam tego co powiedziałam, nie chce tego kończyć, miło mieć osobą na której możesz polegać i ufać jej bezgranicznie, dlatego wpadłam na inny pomysł....
( Federico )
- Ja nadal uważam, że beze mnie będzie Ci lepiej, uwierz mi! - no chyba ją zaraz walnę . - Albo nie . Chodź! - gwałtownie wstaje i wyciąga w moim kierunku rękę . Podnoszę brew . - Nagle jesteś takim tchórzem ? - zażartowała .
- Prędzej się stopie - bez wachania chwytam ją za rękę i pozwalam się ciągnąć w jakimś kierunku . Po wyjściu ze Studia , udajemy się w prawo i idziemy na przedmieścia . Po pewnym czasie dziewczyna się zatrzymała , ściągneła opaske z włosów i obróciła w moją stronę .
- Musze Ci zawiązać oczy - powiedziała od niechcenia i nie czekając na moją reakcje , wspięła się na palce i przewiązałam mi chustkę przez głowę .
- To konieczne ? - spytałem , knując bunt .
- Tak ! - wykrzyknęła radośnie . Westchnęłem , a ona w tym czasie ponownie złapała mnie za rękę i szarpnęła , bym szedł dalej . Po 10 minutach ciszy Francesca zatrzymała się , i odwiązała chustkę , ale nie zdjęła jej z oczu .
- Gotowy ? - kiwnąłem głowę i po sekundzie ujrzałem , że jesteśmy na jakiejś polanie , w środku lasu , a tam ... Czy to łóżko ?
- Fran ? - podniosłem brew , a ona z rozpędu padła na tapczan i zanurzyła się w pościeli.
- Nazywam to Leśną sypialnią . Kiedyś jak mi się nudziło , zaczęłam chodzić po lesie i trafiłam na tą polanę . Nie mam pojęcia jak to się tu znalazło , ale co tydzień jest inna pościel ... - wyjaśniła gdy podszedłem .
- Nie no ... Fajnie - uśmiechnęła się szeroko . - A co ty tu robisz ?
- Głównie to sobie leże i rozmyślam .
- A o czym ?
- O Tobie , wiesz ? - pokazała mi język . Położyłem się obok niej . Ona przewróciła się na bok , by mnie widzieć .
- A po co mnie tu przyprowadziłaś ? - spytałem .
- Szczerze to nie wiem - uśmiechnęła się , a ja przybliżyłem się i złączyłem nasze usta w pocałunku . Przeskoczyłem tak , że znalazłem się nad nią i wplątałem ręce w jej włosy . Ona objęła mnie za szyję . Po iluś tam wiekach oderwaliśmy się od siebie , by zaczerpnąć oddech .
- Idziemy ? - spytała .
- Jeszcze chwilę - poprosiłem i znowu ją pocałowałem .
Po jakimś czasie jednak wstaliśmy i ruszyliśmy w powrotną drogę . Złapała mnie za rękę tak mocno jakby nie chciała już w póścić . Zauważyłem ...
(Tomas) Dzisiaj był pogrzeb mamy, to było takie dziwne, ta świadomość że już nigdy jej nie zobaczę. Ale chyba tego właśnie potrzebowałem, w końcu to do mnie dotarło. Już wczorajszej nocy postanowiłem że muszę się wziąć w garść i wszystko pozałatwiać dlatego wracając z cmentarza od razu ruszyłem do studio, dziwnie się czułem spacerując po mieście w garniturze, po drodze zauważyłem Federico i Fran, chciałem ją przeprosić że wczoraj tak sobie poszedłem ale nie chciałem im przeszkadzać więc skupiłem się na szybkim dotarciu do Studio. Gdy byłem już na miejscu korytarze świeciły pustkami gdyż trwały zajęcia, miałem jednak nadzieje że Pablo ma akurat okienko. Zapukałem do pokoju nauczycielskiego, usłyszałem ciche "Proszę" więc wszedłem do środka. Nie był to Pablo ale Antonio, w sumie on też może to załatwić. - Antonio po pierwsze chciałem Cię przeprosić że ostatnio wiecznie nie ma mnie w studio ale umarła moja mama i to dlatego... Ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać, chodzi o to że nie stać mnie już na studio i muszę odejść. Przepraszam. - powiedziałem i spróbowałem szybko wyjść lecz mnie zatrzymał. - Tomas, bardzo mi przykro z powodu twojej matki, ale przecież można by rozłożyć opłatę za studio na raty albo coś takiego, porozmawiam z Pablo i na pewno coś wymyślimy więc głowa do góry. - uśmiechnął się do mnie. - Dziękuję Antonio. - powiedziałem i wyszedłem z pokoju, zajęcia już się chyba skończyły bo korytarz zapełnił się uczniami, nagle podszedł/podeszła do mnie......
(Ludmila) Jestem wkurzona, w sumie to za mało powiedziane, ale wszystko we mnie buzuje, dostałam jakiegoś sms, którego treść oznajmia, że zostałam wyrzucona ze Studio. Jeju szlak mnie
trafi co oni tam wyrabiają. Nie zdążyłam nawet nic zjeść i wyleciałam jak strzała. Doszłam do Studio w blyskawicznym tępie, ale patrząc na miny uczniów chyba wszystko było okej. No to chyba sobie ktoś przesadził z takim żartem. Gdzieś w tłumie zauważam Tomasa, jestem na niego cholernie zła i w końcu to musi wybuchnąć. - Tomas !! - podchodzę do niego. - Słucham ?? - patrzył na mnie. - Cieszę się że słuchasz, więc wsłuchaj się dokładnie. Wiem, ze jest Ci ciezko, wiem ze dzis byl pogrzeb Twojej mamy, ale zatapiajac smutki w alkoholu to juz jest przesada. Nie pytaj skad wiem, ale wiem. - spojrzałam na jego ręce. - A to co okres buntu ?? To jest smieszne, ja naprawde nie mam juz sily. Masz mnie w dupie. Zmieniłeś się. - spuściłam wzrok. - Kocham Cie nad życie, ale nie mogę tak dłużej, musimy się rozstać ...
(Tomas) Naskoczyła na mnie, ale miała racje. Za dużo rzeczy ostatnio schrzaniłem, nagle z jej ust padło zdanie którego się którego się kompletnie nie spodziewałem. - Kocham Cie nad życie, ale nie mogę tak dłużej, musimy się rozstać ... - powiedziała - Okey. Rozumiem. - te słowa same wydobyły się z moich ust, Tomas co ty gadasz? Przeszło mi przez myśl. Ona cały czas miała spuszczony wzrok. - W sumie skoro nie jesteśmy razem to nie jest to już takie ważne ale powinienem chociaż na koniec powiedzieć prawdę. Gdy jak to ujęłaś zatapiałem smutki w alkoholu byłem tak pijany że całowałem się z Larą, ale to już raczej nie ważne, odchodzę ze studio więc raczej się już nie spotkamy. Żegnaj. - wszystko to powiedziałem głosem wypranym z jakichkolwiek uczuć dzisiaj było mi już naprawdę wszystko jedno co będzie dalej. Jedyne o czym jeszcze pomyślałem to nasze dziecko, tyle że Ona i tak chciała je oddać więc odwróciłem się napięcie i szybkim krokiem opuściłem studio, miałem dość tego miasta, najchętniej wrócił bym do Hiszpanii, zapomniał o wszystkim. Byłem tak zamyślony że niechcący wpadłem na..... Przewracając ją/go.
(German) Od dziś trzeba wszystko ogarnąć ! Muszę porozmawiać w końcu z córką, nie może mnie tak traktować! Od rana nie widziałem Angie, ale nie dziwię się. Wczoraj znowu poszło o to jak "źle wychowuję Violettę" ma teraz bunt i nawet nie raczy się na mnie spojrzeć. No nic, powiadamiając Ramalla że wychodzę zabrałem kurtkę i wybrałem się do Stud!a. Po dordze ujrzałem Anę która wpadła na Tomasa i się przewróciła, chciałem jej pomóc ale chłopak sam z łaski swojej podał jej rękę. Skupiając się na swoich działaniach wszedłem do środka i nie musiałem długo szukać, dostrzegłem swoją córkę w towarzystwie Leona. Stanąłem za nią i chrząknąłem, chłopaczek od razu zrozumiał i ulotnił się. - Musimy pogadać. - Odparłem plotąc ręcę i umieszczając je na klatce piersiowej.
- Może nie tu ? Jestem w Studiu daj spokój...! - Warknęła. A u niej skąd tyle agresji ?!
- A kiedy masz zamiar ?! - Odpowiedziałem lekko podnosząc ton...
(Ana) Dalej przechodzą mnie dreszcze przez ten cholerny sen ! Ygh, ale to z wyrzuceniem ze Stud!a, to nie na żarty. Ale udało nam się wrócić, trzeba będzie teraz ogarnąć jakoś życie... Piłka vs Stud!o. I co mam wybrać ? Obie rzeczy są dla mnie bardzo ważne i co teraz ? Usiadłam na ławce i westchnąwszy rozmyślałam jak poukładać sobie wszystko... Przykładając palec do brody zmrużyłam oczy i spojrzałam w niebo. - I weź tu myśl człowieku ! - Powiedziałam do siebie gdy zobaczyłam nadchodzące chmury, szybko zebrałam się z ławki i podbiegłam do drzewa. I runęło ! Deszcz padał i padał a czas mijał... Wzdychając usiadłam i oparłam się plecami o korę. Zaczęło mi być zimno ale przecież przeżyję ! Stud!o było niedaleko ale zabrakło mi sił, nie chciało mi się. Skulając nogi gapiłam się w koronę drzew...
(Violetta) Ciekawe kiedy mój ojciec przypomniał sobie, że ma córkę? W końcu już nie jest tak samo, z dnia na dzień oddalamy się od siebie i co myśli, że jak teraz przyjdzie to rzucę mu się z uśmiechem na szyję? Wiem, że ostatnio i ja się zmieniłam, ale zawszę mogłam na niego liczyć, a teraz nigdy go nie ma, a jak jest to tylko dla Angie.. Kiedy łaskawie opuścił Studio wróciłam na zajęcia Beto gdzie komponowaliśmy nuty do mojej charytatywnej piosenki. Po dzwonku przez okno w sali muzycznej zauważyłam Ane biegnącą w deszczu, a tej co znowu? Zarzuciłam na siebie sweter i z szafki wyciągnęłam parasolkę. Szybkim krokiem podeszłam do dziewczyny skulonej pod drzewem. - Wszystko gra? - Spytałam podchodząc do niej. - Czemu miało by nie grać? - Burknęła szczękając zębami. - No nie wiem? Może dlatego, że siedzisz pod drzewem w burzę? - Kucam obok niej zasłaniając jej głowę przed deszczem. - Może lubię? - Uśmiechnęła się ironicznie. - Nie rób cyrków i chodź - Pociągnęłam ją za rękę w stronę szkoły, gdy do niej dotarłyśmy kazałam się jej ogarnąć i przebrać w suche ubrania, a sama usiadłam na parapet i spoglądałam na padający deszcz. - Dobra Violetta czas się ogarnąć! Nie możesz się kłócić z ojcem, nie ważne co by się stało to twoja jedyna rodzina! Ostatnio jesteś inna, wredna i samolubna. Pora to zmienić, nie? - Mówiłam sobie w duszy, wyciągnęłam telefon by zadzwonić do mojego taty by porozmawiać, ale....
(León) Dzisiaj od samego rana pracowałem w Studio nad nową piosenką. Po ostatniej akcji musieliśmy się wszyscy ogarnąć. Dzisiejszy dzień był jakiś ponury, szary. Nic nie miało dzisiaj swoich dawnych barw. Siedziałem przy klawiszach w sali Angie i rozmyślałem. Postanowiłem przejść się po Studio. Gdy tylko przekroczyłem próg sali, na parapecie zobaczyłem siedzącą
Violettę z telefonem w ręce. Podszedłem do niej, na co ona szybko zeskoczyła z parapetu i mnie przytuliła. -Hej.- Cześć...- odpowiedziała dziewczyna oschle.- Violu, co się stało?- zapytałem lekko zmartwiony.- Nic, po prostu mam już dość tych ciągłych kłótni z ojcem.- Violetta, popatrz na mnie.- Dziewczyna uniosła wzrok.- Zobaczysz jeszcze pogodzisz się z tatą i będzie tak jak kiedyś... Słuchaj mam pomysł na poprawę Twojego humoru.- Jaki?- Chodź na spacer.
-Spojrzała na mnie jak na idiotę- Leon, przecież pada deszcz!- No to zobaczysz jak będzie fajnie. No chodź.- Dziewczyna uległa i razem podążyliśmy do wyjście mieliśmy akurat jedną godzinę wolną. Poszliśmy do najbliższego parku, w którym kwitnęły piękne czerwone róże. Przechodziliśmy pomiędzy alejkami a od czasu do czasu dziewczyna podbiegała szybciej. Po chwili wrzuciłem ją w jedną z kałuż na co ona się zdenerwowała. Odbiegła ode mnie, ale ja pobiegłem za nią. Idąc przez alejki pośliznęła się i upadła prosto w moje ramiona. Patrzyłem w jej oczy a po krótkim czasie zatopiłem się w jej ustach. Gdy się od siebie oderwaliśmy zobaczyliśmy stojącą/stojącego nad nami...
(Lara) Lara mistrzem, Lara mistrzem! Kto wygrał kurs? Kto? Kto? No kto? Ja! Rządzę. Nareszcie. Przez tą radość jestem codziennie dla każdego miła, na torze każdy chce, żebym mu naprawiła motor, gratulują mi. Ach... Ta sława. Zaraz zacznę rozdawać autografy... Podobno zaimponowałam temu... Castellitto? Nie wiem co dalej ze Studio'em. Dzisiaj idę poznać szczegóły mojego wyjazdu.
- Lara mistrzem, dum, dum, dum, Lara mistrzem, tralala - śpiewałam po drodze na tor, kiedy to nagle zobaczyłam Leon'a i Violettę. A dokładniej całującą się Leonettę. Stałam chwilę nad nimi i czekałam aż skończą. Jeju... Po niecałej minucie się od siebie oderwali... Jak dobrze. - Cześć - rzuciłam.
- Hej, Lara - przywitali się.
- Leon, rozumiem, że dzisiaj nie wybierasz się znowu na tor? - zapytałam, a on zrobił minę jakby
zjadł coś kwaśnego.
- No, wiesz... Nie mogę teraz... Może jutro przyjdę. - Pokręciłam przecząco głową.
- Jak chcesz, ale zacznij sobie szukać nowego mechanika, bo ja ci już nie pomogę - powiedziałam i chciałam już iść, ale Leon stanął przede mną, a po nim zaraz doszła Violetta. Jaka obstawa...
- Nie obrażaj się, Lara. Chcę spędzić trochę czasu z Violettą. To nie jest takie łatwe jak mam Studio i tor.
- Leon, nie obrażam się. Gdybyś przychodził częściej na tor to byś wiedział, że był konkurs na kurs we Włoszech z trenerem wiesz kogo? - zapytałam, a on tylko objął Violettę. - Tony'ego Cairoli'ego! - wykrzyknęłam.
- Kłamiesz - stwierdził, a ja się złowieszczo uśmiechnęłam i poszłam w stronę toru. Po mistrzostwach we Włoszech będę mogła wziąć udział w kursie pod okiem trenera włoskiego zawodnika, który aż siedem razy wygrał Gran-Prix. Mógł mi nie uwierzyć, ale takie były fakty...
Na torze omówiłam wszystkie szczegóły wyjazdu, dostałam wskazówki, instrukcje i dowiedziałam się, że za trzy tygodnie wyjeżdżam. Nareszcie coś mi się udało na tak wielką skalę, stwierdziłam i kiedy byłam już w domu, od razu zasnęłam...
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 113.
(Esmeralda) Ojeju uciekłam od swojego faceta, jestem psychiczna i to ostro. Zadzwoniła wieczorem do Ludmily, że nie wracam na noc. Obudziłam się w miękkim hotelowym łóżku, wzięłam długi i relaksujący prysznic, ale samopoczucie mi się nie polepszyło. Lekarka mówiła, że ciąża w moim
wieku jest niebezpieczna, ale przecież nie mówiłam o tym Pablo bo już by totalnie ześwirował. Jak on mógł zabronić mi chodzić do pracy, przecież to jest śmieszne, bez przesady nie róbmy jakiejś afery. Po dwóch godzinach wymeldowałam się z pokoju, i ruszyłam do swojego mieszkania. Po drodze zauważyłam zamyśloną Anę. - Hej, hej co z Tobą ? - złapała ją za ramię. - Nic nic. - powiedziała jakby otrząsnęła się z transu. - Posłuchaj powinnam Cię przeprosić za to, że na Ciebie wtedy naskoczyłam za tą sytuację z Gregorio, nie powinnam. - powiedziałam jej z lekkim uśmiechem. - Nie, nie ma problemu trochę przesadziłam, przepraszam muszę już uciekać. - powiedziała i zniknęła mi z pola widzenia. Z uśmiechem na twarzy ruszyłam dalej. - Dzień Dobry. - usłyszałam za sobą i się skrzywiłam ...
(Pablo) Jak Ona mogła ?! Wydzwaniałem do niej a ta ma pocztę głosową ! Byłem jeszcze u niej w mieszkaniu, ale Ludmiła oznajmiła mi że jej tam nie ma ! Jeszcze wysłała jej jakiegoś sms-a że nie wróci na noc. Ja z nią zwariuję ! Rano wstałem niewyspany jak nigdy w życiu, całą noc szukałem jej osoby, ale to była syzyfowa praca. Zmarnowany ruszyłem przed siebie do Stud!a, chociaż nie wiem jak mogę pracować gdy mam przeczucie że z moją partnerką dzieję się coś złego. Nagle zauważam ją w towarzystwie Any, gdy dziewczyna odchodzi ja podchodzę do kobiety od tyłu (xd). - Dzień dobry. - Rzuciłem oschle. Gdy się odwróciła skrzywiła się lekko a ja patrzyłem na nią oburzony. - Jak tam noc ? - Splotłem ręce i umieściłem je na klatce piersiowej.
- Pablo... - Zaczęła.
- Nie, nie Pablo. Uciekłaś i nikomu nie powiedziałaś gdzie jesteś, coś się z tobą dzieję i nie chcesz powiedzieć co, nawet nie wiem gdzie spędziłaś ostatnią noc ! Na serio mnie tak mi nie ufasz że uciekasz ? Hm ? Wiesz jak się martwiłem ? Bo chyba sobie nie wyobrażasz ! - Mówiłem ze złością, choć nie podnosiłem tonu. - Jeśli możesz być ze mną szczera to powiedz mi co się z tobą dzieję. I mów prawdę...
(Esmeralda) Tak i nie obeszło się bez wykładu. Słuchałam bo przecież nie dał mi dojść do głosu, bo on wie najlepiej co jest dla mnie dobre. Wiem, że źle zrobiłam, że mu nie powiedziałam, strasznie głupio się teraz czułam. - Przepraszam skarbie. - powiedziałam skruszonym głosem. - Nie przepraszaj mnie tylko powiedz mi prawdę, co jest. ? - zaczął znowu. Jeju nie chcę go denerwować bo naprawdę zamknie mnie w domu i nie pozwoli nawet samej wyjść do ogrodu. - Serio nic się nie dzieje, po prostu nie wysypiam się ostatnio. - kłamałam znowu. - Czy ty myślisz Esme, że ja jestem głupi, i nie widzę, i nie umiem rozpoznać kiedy kłamiesz ? - jeju wiercił mi dziurę w brzuchu. - Posłuchaj, byłam ostatnio u lekarki, i powiedziała że ciąża w moim wieku jest niebezpieczna, ale proszę Cię nie denerwuj się błagam. - spojrzałam na niego. - Słucham !? - usłyszałam...
(Pablo) Czekałem i czekałem aż mi powie tą prawdę i w końcu wyktrzusiła. - Posłuchaj, byłam ostatnio u lekarki, i powiedziała że ciąża w moim wieku jest niebezpieczna, ale proszę Cię nie denerwuj się błagam. - A ja automatycznie musiałem wypalić swoje "Słucham ?!".
- Naraziłem cię... - Szepnąłem do siebie, ale widocznie musiała to usłyszeć bo przeszkodziła mi.
- Nie ! Nie ! I jeszcze raz nie ! - Odparła a ja westchnąłem. - Uspokój się i nie obwiniaj się za nic. Nie możesz...
- Łatwo ci mówić ! - Tym razem ja jej przeszkodziłem. - I ty chcesz mi pracować teraz ? - Zaśmiałem się.
- Nie śmiej się, myślisz że będę siedziała 9 miesięcy na tyłku i nic nie robiła. - Przewróciłem oczami uchylając lekko usta.
- To zrobię sobie wolne i razem spędzimy następne dni. - Spojrzałem na nią łobuzersko...
(Violetta) Rano wstałam bardzo zadowolona, gdyż w nocy dopracowałam tą piosenkę charytatywną dla Pablo, nie spałam z pół nocy, ale zdecydowanie się opłacało. Schodząc na śniadanie podśpiewuje sobie pod nosem. - Dzień Dobry - Mówię z uśmiechem do wszystkich domowników domu, prócz Any bo tej to nigdy w domu nie ma. Ubieram na siebie lekką kurtkę i wychodzę z domu w kierunku Studio.. Gdy dochodzę na miejsce, czuję iż coś jest nie tak. Ludzie są strasznie pogaszeni, pozbawienie życia w pewnym sensie. Mimo to miałam iść zaraz do Pablo by oddać tekst piosenki, akurat stał po drugiej stronie ulicy wraz z Esmeraldą.
- Cześć, nie przeszkadzam? - Pytam podchodząc do nich. - Violetta? A co Ty.. - Przerwałam nauczycielowi - Mam tą piosenkę - Podałam mu do ręki fioletową teczkę. Szybko rzucił okiem i westchnął ciężko - Jest naprawdę dobra, ale Violetta Ty chyba jeszcze nic nie wiesz... - Powiedział ze spokojem w oczach. - Ale o czym? - Uśmiechnęłam się nie śmiało. - Ehh.. - zaczyna - Połowa uczniów została wydalona ze szkoły, przykro mi, ale jesteś w niej i Ty... - Próbował mnie pocieszyć kładąc mi rękę na ramię, a mi w głowie przeleciało milion pytań.
- Przepraszam.. - rzuciłam i wbiegłam do środka spoglądając na tablicę ogłoszeń i było czarno na białym "... Violetta Castillo... Wydalona ze szkoły..." NIE! NIE! NIE! Co to ma znaczyć?
Na moje szczęście z gabinetu wyszedł Antonio. - Możemy porozmawiać przez chwilkę? - Pytam się grzecznie, a starzec uśmiech się szeroko - Oczywiście, coś się stało? - Pyta jak gdyby nigdy nic. - Antonio co się stało? Wyrzucił Pan najlepszych uczniów Studia - Próbuje mówić spokojnie, ale słychać mój żal w głosie. - Violetta kochanie, zdajesz sobie sprawę jak dużo opuszczacie zajęć? Nie stać nas na to.. - Udaję, że jest w porządku, ale widzę iż nie.
- Błagam Pana! Gdybym nie interesowała się Studio zrobiłabym ten cały skandal z burmistrzem?! To jest mój drugi dom i tak zaniedbujemy go, ale jesteśmy w okresie dorastania i buntu chcemy próbować nowych rzecz, ale chcemy się uczyć tutaj! Bez tego miejsca była bym nikim, bardzo dobrze znasz moją historię i wiesz ile to dla mnie znaczy, tak jak dla innych. Antonio proszę, obiecuję zmienić moje podejście i inni zrobią to samo, wyobrażasz sobie to miejsce bez nas? - Pytam ze łzami w oczach, kiedy chce odpowiedzieć podchodzi...
(Francesca) Kolejna noc nie przespana, ciekawe ile tak dam rade?! Jak mogłam zerwać z Federico!? Czemu jestem taka głupia? Wszystko muszę psuć przez zazdrość?! Nie umiem bez niego funkcjonować, ale pora się ogarnąć! Nie będę problemem więcej dla niego... Rano szybko włożyłam na siebie ubranie, zrobiłam makijaż i zjadłam w biegu płatki czekoladowe. Wychodząc z domu dostałam SMS'a od Camili, że w Studio jest niezła afera. Dlatego przyśpieszyłam kroku i już po kilku minutach stałam przed drzwiami szkoły muzycznej, gdzie świeciło pustkami. Przekraczając próg zauważam Violettę, która próbuję wytłumaczyć coś Antonio. Podchodzą bliżej i przysłuchuję się ich rozmowie. Nie mogę usłyszeć o co dokładnie chodzi, ale to co powinnam to zrozumiałam. Antonio chce wydalić uczniów, którzy nie angażują się w sprawy szkoły. NIE! Kiedy widzę iż Violetta jest co raz bliżej wybuchnięcia płaczem to pora bym ja wkroczyła do akcji.
- Antonio? - Podchodzę bliżej. - Wiem, że ostatnio nie ma mnie tu praktycznie, ale naprawdę miałam ważny powód, zresztą rozmawiał pan z moim ojcem, ale już wszystko wróciło na miejsce.. Nie możesz nam tego zrobić! - Próbuję mówić ostrożnie z rozwagą. - Dziewczynki... - Zaczyna właściciel Studio. - Właśnie na to czekałem! Na takie podejście! To co wracamy do roboty! - Uśmiecha się szeroko, a ja z Violettą przytulamy go przyjaźnie. - Ale niech mi się to tylko powtórzy! - Jego mina spoważniała po czym uśmiechną się szeroko zrywając kartkę papieru z tablicy...
*30 MINUT PÓŹNIEJ*
... Wszyscy uczniowie Studio zebrali się w głównej sali z pianinem, musieliśmy wyjaśnić sobie pewną kwestię. Stanęło na tym, że od dzisiaj robimy to na czym nam zależy, musieliśmy przypomnieć sobie iż jesteśmy tu by osiągnąć sukces, a nie by się bawić w najlepsze! Jak ktoś ma z tym problem to drzwi są otwarte.. Kiedy do pomieszczenia weszli wszyscy nauczyciele, każdy z nas staną na scenie i razem złapani za ręce zaśpiewaliśmy piosenkę ''Ven y Canta''. Po skończonym występie zeszliśmy ze sceny, próbuję unikać wzroku Federico nie mam ochoty z nim rozmawiać, niech pójdzie do Any. - Francesca?! Może przestała byś się bawić i porozmawiasz ze mną?! - Podnosi głos...
(Federico)
Cała ta akcja z Francesca , to największy błąd w moim życiu . No może nie aż tak duży , ale na pewno wiele mi dał do myślenia .
Wchodząc do Studia , znowu czuje coś w powietrzu . Uczniowie są jacyć podenerowani . Wczoraj nie miałem jakoś siły zastanawiać się nad słowami Pablo i może o to chodzi ?
Zerknąłem na tablice ogłoszeń ... CO ?!!!Ale jak to wydaleni ... ? CO ?!!
Nie chciało to do mnie dotrzeć ... Zaczęłem ciężko oddychać . Straciłem swój drugi dom?
Po ok. pół godzinie zebraliśmy się w auli i omówiliśmy sobie pewną kwestię . Wspólnie chcieliśmy pokazać nauczycielom , że nam na prawde zależy na Studio . Zaśpiewaliśmy " Ven y Canta " - chodź i zaśpiewaj . Nasz rymn .
Po występie Francesca zaczęła mnie unikać , aż w końcu nie wytrzymałem .
- Francesca?! Może przestała byś się bawić i porozmawiasz ze mną?!
- Nie mamy o czym ! Idź do Any !
- A może to ty idź , ale do Marco ! Zawsze to ja jestem tym złym i to ja wszystko psuje , tak ?! Tak mnie zawsze postrzegałaś ?! Martwiłem się , a ty mnie olewałaś , ale ja nadal próbowałem , bo mi na Tobie cholernie zależy ! Na Twoim szczęściu ! Chyba Tobie na moim nie ? -...
(Francesca) - Tak! Ile razy mam Ci to udowadniać? - Krzyczę - Zależmy mi na Tobie, idioto! - Uspokajam się widząc jak ludzie w okół nas zmierzają nas wzrokiem. - Właśnie dlatego chce byś był szczęśliwy! - Chce skończyć rozmowę, ale chłopak nie daje za wygraną. - To po co się kłócimy? Jestem szczęśliwy przy Tobie! - Obracam mnie w swoim kierunku. A ja nie wiem co mu odpowiedzieć. - Nie bądź już zła, proszę! - Nachyla się ku mnie - Słoneczko? - Uśmiecha się szeroko, a kiedy widzę jego wielki uśmiech to momentalnie robię to samo, ale dobra Fran! Ogarnij się kobieto! - Nie jestem zła.. Raczej zawiedziona - mówię siadając na parapecie. - Wszystko popsułam Federico! Wszystko... - Chłopak dosiadł się do mnie - Nic nie zepsułaś.. - Próbował mnie pocieszyć, ale wiedziałam iż to ja mam racje - Czyżby? - Lekko się zaśmiałam - Zepsułam związek Leóna i Violetty, Twój i Any, przeze mnie Antonio chciał zamknąć Studio i jeszcze zepsułam nasz związek.. - Otarłam ręką oczy. Przez dłuższą chwilę chłopak myślał, po czy stwierdził. - No przecież nasza słodka Leónetta jest razem, nie? Nic nie zepsułaś. To Ana nas rozwaliła! Nic nie zepsułaś. To nie Twoja wina, że opuszczałaś zajęcia, każdy to robił! Nic nie zepsułaś. A co do nas to przecież nie wszystko skończone! Prawda? - Powiedział, a ja głośno westchnęłam. Zastanawiałam się co zrobić by cofnąć czas, ale niestety nie znałam na to odpowiedzi. Nie umiałam mu na to odpowiedzieć, jedyne co wiem w tej chwili to, że go kocham. - Ja nadal uważam, że beze mnie będzie Ci lepiej, uwierz mi! - Próbowałam go przekonać, ale żałowałam tego co powiedziałam, nie chce tego kończyć, miło mieć osobą na której możesz polegać i ufać jej bezgranicznie, dlatego wpadłam na inny pomysł....
( Federico )
- Ja nadal uważam, że beze mnie będzie Ci lepiej, uwierz mi! - no chyba ją zaraz walnę . - Albo nie . Chodź! - gwałtownie wstaje i wyciąga w moim kierunku rękę . Podnoszę brew . - Nagle jesteś takim tchórzem ? - zażartowała .
- Prędzej się stopie - bez wachania chwytam ją za rękę i pozwalam się ciągnąć w jakimś kierunku . Po wyjściu ze Studia , udajemy się w prawo i idziemy na przedmieścia . Po pewnym czasie dziewczyna się zatrzymała , ściągneła opaske z włosów i obróciła w moją stronę .
- Musze Ci zawiązać oczy - powiedziała od niechcenia i nie czekając na moją reakcje , wspięła się na palce i przewiązałam mi chustkę przez głowę .
- To konieczne ? - spytałem , knując bunt .
- Tak ! - wykrzyknęła radośnie . Westchnęłem , a ona w tym czasie ponownie złapała mnie za rękę i szarpnęła , bym szedł dalej . Po 10 minutach ciszy Francesca zatrzymała się , i odwiązała chustkę , ale nie zdjęła jej z oczu .
- Gotowy ? - kiwnąłem głowę i po sekundzie ujrzałem , że jesteśmy na jakiejś polanie , w środku lasu , a tam ... Czy to łóżko ?
- Fran ? - podniosłem brew , a ona z rozpędu padła na tapczan i zanurzyła się w pościeli.
- Nazywam to Leśną sypialnią . Kiedyś jak mi się nudziło , zaczęłam chodzić po lesie i trafiłam na tą polanę . Nie mam pojęcia jak to się tu znalazło , ale co tydzień jest inna pościel ... - wyjaśniła gdy podszedłem .
- Nie no ... Fajnie - uśmiechnęła się szeroko . - A co ty tu robisz ?
- Głównie to sobie leże i rozmyślam .
- A o czym ?
- O Tobie , wiesz ? - pokazała mi język . Położyłem się obok niej . Ona przewróciła się na bok , by mnie widzieć .
- A po co mnie tu przyprowadziłaś ? - spytałem .
- Szczerze to nie wiem - uśmiechnęła się , a ja przybliżyłem się i złączyłem nasze usta w pocałunku . Przeskoczyłem tak , że znalazłem się nad nią i wplątałem ręce w jej włosy . Ona objęła mnie za szyję . Po iluś tam wiekach oderwaliśmy się od siebie , by zaczerpnąć oddech .
- Idziemy ? - spytała .
- Jeszcze chwilę - poprosiłem i znowu ją pocałowałem .
Po jakimś czasie jednak wstaliśmy i ruszyliśmy w powrotną drogę . Złapała mnie za rękę tak mocno jakby nie chciała już w póścić . Zauważyłem ...
(Tomas) Dzisiaj był pogrzeb mamy, to było takie dziwne, ta świadomość że już nigdy jej nie zobaczę. Ale chyba tego właśnie potrzebowałem, w końcu to do mnie dotarło. Już wczorajszej nocy postanowiłem że muszę się wziąć w garść i wszystko pozałatwiać dlatego wracając z cmentarza od razu ruszyłem do studio, dziwnie się czułem spacerując po mieście w garniturze, po drodze zauważyłem Federico i Fran, chciałem ją przeprosić że wczoraj tak sobie poszedłem ale nie chciałem im przeszkadzać więc skupiłem się na szybkim dotarciu do Studio. Gdy byłem już na miejscu korytarze świeciły pustkami gdyż trwały zajęcia, miałem jednak nadzieje że Pablo ma akurat okienko. Zapukałem do pokoju nauczycielskiego, usłyszałem ciche "Proszę" więc wszedłem do środka. Nie był to Pablo ale Antonio, w sumie on też może to załatwić. - Antonio po pierwsze chciałem Cię przeprosić że ostatnio wiecznie nie ma mnie w studio ale umarła moja mama i to dlatego... Ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać, chodzi o to że nie stać mnie już na studio i muszę odejść. Przepraszam. - powiedziałem i spróbowałem szybko wyjść lecz mnie zatrzymał. - Tomas, bardzo mi przykro z powodu twojej matki, ale przecież można by rozłożyć opłatę za studio na raty albo coś takiego, porozmawiam z Pablo i na pewno coś wymyślimy więc głowa do góry. - uśmiechnął się do mnie. - Dziękuję Antonio. - powiedziałem i wyszedłem z pokoju, zajęcia już się chyba skończyły bo korytarz zapełnił się uczniami, nagle podszedł/podeszła do mnie......
(Ludmila) Jestem wkurzona, w sumie to za mało powiedziane, ale wszystko we mnie buzuje, dostałam jakiegoś sms, którego treść oznajmia, że zostałam wyrzucona ze Studio. Jeju szlak mnie
trafi co oni tam wyrabiają. Nie zdążyłam nawet nic zjeść i wyleciałam jak strzała. Doszłam do Studio w blyskawicznym tępie, ale patrząc na miny uczniów chyba wszystko było okej. No to chyba sobie ktoś przesadził z takim żartem. Gdzieś w tłumie zauważam Tomasa, jestem na niego cholernie zła i w końcu to musi wybuchnąć. - Tomas !! - podchodzę do niego. - Słucham ?? - patrzył na mnie. - Cieszę się że słuchasz, więc wsłuchaj się dokładnie. Wiem, ze jest Ci ciezko, wiem ze dzis byl pogrzeb Twojej mamy, ale zatapiajac smutki w alkoholu to juz jest przesada. Nie pytaj skad wiem, ale wiem. - spojrzałam na jego ręce. - A to co okres buntu ?? To jest smieszne, ja naprawde nie mam juz sily. Masz mnie w dupie. Zmieniłeś się. - spuściłam wzrok. - Kocham Cie nad życie, ale nie mogę tak dłużej, musimy się rozstać ...
(Tomas) Naskoczyła na mnie, ale miała racje. Za dużo rzeczy ostatnio schrzaniłem, nagle z jej ust padło zdanie którego się którego się kompletnie nie spodziewałem. - Kocham Cie nad życie, ale nie mogę tak dłużej, musimy się rozstać ... - powiedziała - Okey. Rozumiem. - te słowa same wydobyły się z moich ust, Tomas co ty gadasz? Przeszło mi przez myśl. Ona cały czas miała spuszczony wzrok. - W sumie skoro nie jesteśmy razem to nie jest to już takie ważne ale powinienem chociaż na koniec powiedzieć prawdę. Gdy jak to ujęłaś zatapiałem smutki w alkoholu byłem tak pijany że całowałem się z Larą, ale to już raczej nie ważne, odchodzę ze studio więc raczej się już nie spotkamy. Żegnaj. - wszystko to powiedziałem głosem wypranym z jakichkolwiek uczuć dzisiaj było mi już naprawdę wszystko jedno co będzie dalej. Jedyne o czym jeszcze pomyślałem to nasze dziecko, tyle że Ona i tak chciała je oddać więc odwróciłem się napięcie i szybkim krokiem opuściłem studio, miałem dość tego miasta, najchętniej wrócił bym do Hiszpanii, zapomniał o wszystkim. Byłem tak zamyślony że niechcący wpadłem na..... Przewracając ją/go.
(German) Od dziś trzeba wszystko ogarnąć ! Muszę porozmawiać w końcu z córką, nie może mnie tak traktować! Od rana nie widziałem Angie, ale nie dziwię się. Wczoraj znowu poszło o to jak "źle wychowuję Violettę" ma teraz bunt i nawet nie raczy się na mnie spojrzeć. No nic, powiadamiając Ramalla że wychodzę zabrałem kurtkę i wybrałem się do Stud!a. Po dordze ujrzałem Anę która wpadła na Tomasa i się przewróciła, chciałem jej pomóc ale chłopak sam z łaski swojej podał jej rękę. Skupiając się na swoich działaniach wszedłem do środka i nie musiałem długo szukać, dostrzegłem swoją córkę w towarzystwie Leona. Stanąłem za nią i chrząknąłem, chłopaczek od razu zrozumiał i ulotnił się. - Musimy pogadać. - Odparłem plotąc ręcę i umieszczając je na klatce piersiowej.
- Może nie tu ? Jestem w Studiu daj spokój...! - Warknęła. A u niej skąd tyle agresji ?!
- A kiedy masz zamiar ?! - Odpowiedziałem lekko podnosząc ton...
(Ana) Dalej przechodzą mnie dreszcze przez ten cholerny sen ! Ygh, ale to z wyrzuceniem ze Stud!a, to nie na żarty. Ale udało nam się wrócić, trzeba będzie teraz ogarnąć jakoś życie... Piłka vs Stud!o. I co mam wybrać ? Obie rzeczy są dla mnie bardzo ważne i co teraz ? Usiadłam na ławce i westchnąwszy rozmyślałam jak poukładać sobie wszystko... Przykładając palec do brody zmrużyłam oczy i spojrzałam w niebo. - I weź tu myśl człowieku ! - Powiedziałam do siebie gdy zobaczyłam nadchodzące chmury, szybko zebrałam się z ławki i podbiegłam do drzewa. I runęło ! Deszcz padał i padał a czas mijał... Wzdychając usiadłam i oparłam się plecami o korę. Zaczęło mi być zimno ale przecież przeżyję ! Stud!o było niedaleko ale zabrakło mi sił, nie chciało mi się. Skulając nogi gapiłam się w koronę drzew...
(Violetta) Ciekawe kiedy mój ojciec przypomniał sobie, że ma córkę? W końcu już nie jest tak samo, z dnia na dzień oddalamy się od siebie i co myśli, że jak teraz przyjdzie to rzucę mu się z uśmiechem na szyję? Wiem, że ostatnio i ja się zmieniłam, ale zawszę mogłam na niego liczyć, a teraz nigdy go nie ma, a jak jest to tylko dla Angie.. Kiedy łaskawie opuścił Studio wróciłam na zajęcia Beto gdzie komponowaliśmy nuty do mojej charytatywnej piosenki. Po dzwonku przez okno w sali muzycznej zauważyłam Ane biegnącą w deszczu, a tej co znowu? Zarzuciłam na siebie sweter i z szafki wyciągnęłam parasolkę. Szybkim krokiem podeszłam do dziewczyny skulonej pod drzewem. - Wszystko gra? - Spytałam podchodząc do niej. - Czemu miało by nie grać? - Burknęła szczękając zębami. - No nie wiem? Może dlatego, że siedzisz pod drzewem w burzę? - Kucam obok niej zasłaniając jej głowę przed deszczem. - Może lubię? - Uśmiechnęła się ironicznie. - Nie rób cyrków i chodź - Pociągnęłam ją za rękę w stronę szkoły, gdy do niej dotarłyśmy kazałam się jej ogarnąć i przebrać w suche ubrania, a sama usiadłam na parapet i spoglądałam na padający deszcz. - Dobra Violetta czas się ogarnąć! Nie możesz się kłócić z ojcem, nie ważne co by się stało to twoja jedyna rodzina! Ostatnio jesteś inna, wredna i samolubna. Pora to zmienić, nie? - Mówiłam sobie w duszy, wyciągnęłam telefon by zadzwonić do mojego taty by porozmawiać, ale....
(León) Dzisiaj od samego rana pracowałem w Studio nad nową piosenką. Po ostatniej akcji musieliśmy się wszyscy ogarnąć. Dzisiejszy dzień był jakiś ponury, szary. Nic nie miało dzisiaj swoich dawnych barw. Siedziałem przy klawiszach w sali Angie i rozmyślałem. Postanowiłem przejść się po Studio. Gdy tylko przekroczyłem próg sali, na parapecie zobaczyłem siedzącą
Violettę z telefonem w ręce. Podszedłem do niej, na co ona szybko zeskoczyła z parapetu i mnie przytuliła. -Hej.- Cześć...- odpowiedziała dziewczyna oschle.- Violu, co się stało?- zapytałem lekko zmartwiony.- Nic, po prostu mam już dość tych ciągłych kłótni z ojcem.- Violetta, popatrz na mnie.- Dziewczyna uniosła wzrok.- Zobaczysz jeszcze pogodzisz się z tatą i będzie tak jak kiedyś... Słuchaj mam pomysł na poprawę Twojego humoru.- Jaki?- Chodź na spacer.
-Spojrzała na mnie jak na idiotę- Leon, przecież pada deszcz!- No to zobaczysz jak będzie fajnie. No chodź.- Dziewczyna uległa i razem podążyliśmy do wyjście mieliśmy akurat jedną godzinę wolną. Poszliśmy do najbliższego parku, w którym kwitnęły piękne czerwone róże. Przechodziliśmy pomiędzy alejkami a od czasu do czasu dziewczyna podbiegała szybciej. Po chwili wrzuciłem ją w jedną z kałuż na co ona się zdenerwowała. Odbiegła ode mnie, ale ja pobiegłem za nią. Idąc przez alejki pośliznęła się i upadła prosto w moje ramiona. Patrzyłem w jej oczy a po krótkim czasie zatopiłem się w jej ustach. Gdy się od siebie oderwaliśmy zobaczyliśmy stojącą/stojącego nad nami...
(Lara) Lara mistrzem, Lara mistrzem! Kto wygrał kurs? Kto? Kto? No kto? Ja! Rządzę. Nareszcie. Przez tą radość jestem codziennie dla każdego miła, na torze każdy chce, żebym mu naprawiła motor, gratulują mi. Ach... Ta sława. Zaraz zacznę rozdawać autografy... Podobno zaimponowałam temu... Castellitto? Nie wiem co dalej ze Studio'em. Dzisiaj idę poznać szczegóły mojego wyjazdu.
- Lara mistrzem, dum, dum, dum, Lara mistrzem, tralala - śpiewałam po drodze na tor, kiedy to nagle zobaczyłam Leon'a i Violettę. A dokładniej całującą się Leonettę. Stałam chwilę nad nimi i czekałam aż skończą. Jeju... Po niecałej minucie się od siebie oderwali... Jak dobrze. - Cześć - rzuciłam.
- Hej, Lara - przywitali się.
- Leon, rozumiem, że dzisiaj nie wybierasz się znowu na tor? - zapytałam, a on zrobił minę jakby
zjadł coś kwaśnego.
- No, wiesz... Nie mogę teraz... Może jutro przyjdę. - Pokręciłam przecząco głową.
- Jak chcesz, ale zacznij sobie szukać nowego mechanika, bo ja ci już nie pomogę - powiedziałam i chciałam już iść, ale Leon stanął przede mną, a po nim zaraz doszła Violetta. Jaka obstawa...
- Nie obrażaj się, Lara. Chcę spędzić trochę czasu z Violettą. To nie jest takie łatwe jak mam Studio i tor.
- Leon, nie obrażam się. Gdybyś przychodził częściej na tor to byś wiedział, że był konkurs na kurs we Włoszech z trenerem wiesz kogo? - zapytałam, a on tylko objął Violettę. - Tony'ego Cairoli'ego! - wykrzyknęłam.
- Kłamiesz - stwierdził, a ja się złowieszczo uśmiechnęłam i poszłam w stronę toru. Po mistrzostwach we Włoszech będę mogła wziąć udział w kursie pod okiem trenera włoskiego zawodnika, który aż siedem razy wygrał Gran-Prix. Mógł mi nie uwierzyć, ale takie były fakty...
Na torze omówiłam wszystkie szczegóły wyjazdu, dostałam wskazówki, instrukcje i dowiedziałam się, że za trzy tygodnie wyjeżdżam. Nareszcie coś mi się udało na tak wielką skalę, stwierdziłam i kiedy byłam już w domu, od razu zasnęłam...
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 113.
Świetne i czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńJezu ja chcę już jutro :)
OdpowiedzUsuńSUUUUUUUUPer :)
OdpowiedzUsuńGłupek Tomas !!! Czekam na next
OdpowiedzUsuńOd niedawna czytam wasze opowiadania i po prostu nie mogę się doczekać jutra :***
OdpowiedzUsuńWy to macie talent :***
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ola
Ciekawe co dalej z Ludmi :) Czekam na next :)
OdpowiedzUsuń