To nie może być prawda . Niee . Nie może !
Siedziałem na ławce przed szpitalem i emocje brały nade mną górę . Miałem ochote zacząć wyrywać sobie włosy garściami . Albo od razu skoczyć z mostu . Było by po kłopocie ...
Czułem , że się zaraz rozrycze . To będzie koniec . Koniec mojego życia . Koniec moich planów , marzeń . Koniec mnie !
Wyjąłem gumke recepturke ze spodni i zaczełem się nią bawić . Może to dziwnie , ale to mnie uspokoja . Choć trochę .
W pewnym momencie wystrzeliła mi ona z rąk i uderzyła ...
- Możesz byś tak uważał ? - podniosłem głowe i zobaczyłem ....
( Diego ) Jejku ! Ta Lara to twarda sztuka . Nie masz pojęcia co zaraz może zrobić . Ma coś w sobie ... Jest jak magnez . Nie możesz przestać o niej myśleć . Owineła mnie sobie wokół palca , a ja nawet nie zdałem sobie z tego sprawy .
Patrzyłem na ekran telefonu . Zadzwonić ? A może pomyśli , że się narzucam ? Ale wie , że mi na niej strasznie zależy , więc w sumie ?
Moje rozmyślania przerwał dźwięk nadchodzącej wiadomości . Była ona od Francesci .
" Fede jest w szpitalu "
Fede jest w szpitalu ... Fede jest w szpitalu ??!! Co ??!
Natychmiast do niej zadzwoniłem i dowiedziałem się , który to szpital . 5 minut i już byłem na miejscu . Zauważyłem go przed budynkiem . Siedział na ławce i bawił się gumką recepturką . Podszedłem i dostałem prosto w oko .
- Możesz byś tak uważał ? - uśmiechnąłem się nonszlanco , ale gdy podniósł głowe i zobaczyłem jego mine , natychmiast spoważniałem . - Co jest ?
Nic nie powiedział .
- Ej stary ! - usiadłem koło niego .
- Mam raka - powiedział ledwo słyszalnie i już go nie było . Rozdziawiłem usta . Kompletnie skamieniałem . Po chwili wstałem i ruszyłem w nieznanym kierunku . Po drodze przez to , że nie mogłem normalnie myśleć, wpadłem na ...
(Ludmila) Szpital, Studio, Dom .... Szpital, Studio, Dom moje życie kręciło się teraz w takim kółeczko. Przynajmniej miałam co robić i nie musiałam siedzieć w domu. Matka z Pablo znowu się kłócą. Ogólnie to się jej nie dziwię, gdyby facet pomalował mnie na niebiesko to bym się najpierw nad nim pastwiła, a potem udusiła własnymi rękoma. Jestem mistrzem zemsty, więc prędzej czy później i tak przyjdzie do mnie i poprosi o pomoc. Wstałam dość wcześnie, niedziela piękny dzień, a lodówka pusta. - Moglibyście chociaż raz zrobić jakieś zakupu. - krzyczę i wychodząc trzaskam drzwiami. Oni są jak dzieci rozkapryszeni i nie do zniesienia. Wędrując sobie ku witrynom sklepowy, ktoś na mnie wpada. - Dżisas, otwórz oczy. - mówię. Super to Diego, on ostatnim czasem tylko ma mnie wpada. - Jej Lu sorrki, zagapiłem się i przepraszam. - powiedział. - Dobra bez spiny, tylko uważaj następnym razem, bo już mam jeden bok obity przez Ciebie. - uśmievhnęłam się. - Gdzie tak wędrujesz z samego rana ? - pyta. - Do sklepu, lodówka pusta, chodź ze mną. - wzięłam go pod rękę i ruszyliśmy. Gadaliśmy, gadaliśmy, aż ktoś nam przerwał...
(Mostowiak)Tralalala. Jak cudownie obudzić się we własnym mieszkaniu ! Oczywiście lodówka pusta, ale zjem na mieście. Na razie to muszę się martwić tylko o pożywienie. Idąc do miasta wpadłam na kolejny pomysł ! Ale już taki dość normalny. Każdy teraz zajmuję się sobą, już dawno nie robiliśmy nic razem... Warto by zrobić jakiś fajny wypad razem ! Tylko kiedy ? Przechodząc przez ten cholernie "szczęśliwy" dla ludzi park, zauważam Lu i Diega. Ostatnio stosunki z Ludmiłą się poprawiły, więc chyba też się zgodzi. - Heeeeej. - Przedłużyłam podchodząc do nich. - Żeby nie przedłużać mam plan...! - Uśmiechnęłam się a Oni przewrócili oczami.
- No proszę... Ile tych imprez zrobisz ? - Wyjęczał Diego. - Po tamtej syf został. - Dodał.
- Co marudzisz ? Było fajnie, ale nie o to mi chodzi. - Westchnęłam. - Zaproście wszystkich czyli; Violkę, Maxiego, Andresa, Leona, Federa, Lare, Naty, Tomasa... - Spojrzałam na Lu. - Camilę, Marca i.... Ewentualnie... - Odchrząknęłam. - Fran... Może nawet Luce. I o 15... Mają wszyscy być jasne ? To ważne i nie ma że ktoś się nie zgadza ! Spotkamy się w centrum. - Dodałam i wyruszyłam do pracy. Mam nadzieję że wypadnie... Nagle po drodze ujrzałam ... - Siema. Wpadnij o 15 do centrum. - Powiedziałam od razu i weszłam do restauracji....
(Violetta) Coś się wypaliło.. coś zgasło..? Kolejny denerwując dzień, dlaczego w kółko chodzę zła?
Przecież to nie normalne. Czuje jakieś zmiany, tylko jakie? Może działa na mnie tak nie obecność Any? Brakuje mi jej w domu, znowu jest tak.. tak pusto. Dzisiaj już nie miałam ochoty siedzieć w domu, dlatego wyszłam dosyć szybko z domu, potrzebowałam dawki świeżego powietrza. Szłam przed siebie myśląc nad tym wszystkim.. Aż w końcu z oddali zauważyłam - Siema! Wpadnij o 15 do centrum! - zawołała i weszła do swojej pracy, błagam nich nie będzie to powtórka z ostatnich dni.. - Okay! - zawołałam do niej i uśmiechnęłam się na pozór, ale jej już nie było. Jest niedziela, co mam robić? Usiadłam na ławce akurat w chwili kiedy zadzwonił mój telefon - Halo? - rzucam, ale nikt nie odpowiada - Halo?! - mówię już z lekką irytacją, a w słuchawce słychać jedynie czyjeś śmiechy - Ależ to oryginalne! Zabawne! - mówię i rozłączam połączenie. Przewróciłam oczami i wyjęłam z torebki mój pamiętnik, po chwili dosiada się do mnie...
(Francesca) Nie... Przecież to nie może być prawda, mieliśmy tyle planów... tyle wszystkiego. To wszystko nie może iść w zapomnienie, nie może! Może to jednak tylko zły sen, może zaraz się z niego obudzimy? Nie mogłam wysiedzieć w domu, ani też iść do niego. Co miałam mu powiedzieć, ja jestem zagubiona, a on to... Wyszłam na świeże powietrze. Odetchnąć. Pomyśleć. Jednak nie miałam na to siły, gdybym nie zobaczyła Violi wróciłabym do domu, ale ona może mi pomóc.
Usiadłam do niej bez słowa, a ona zareagowała złością. - Fran kocham Cię, ale naprawdę nie nadaje się do rozmów, więc.. - Nawet na mnie nie spojrzała, ale nie miałam jej tego za złe.
- Federico ma raka.. - powiedziałam bez chwili namysłu, co ja zrobiłam?! Fran jesteś głupia!!
Violetta momentalnie się odwróciła, nie wiedząc co właściwe powiedziałam.
- Powtórz, proszę - Ale teraz ja nie mogłam na nią spojrzeć, czułam jak w oku kręcą mi się łzy..
- Federico ma raka.. - powtórzyłam - Ale nie mów nikomu Viola.. nikomu! - spojrzałam na dziewczynę z wymalowanym "Co?" na twarzy. Opowiedziałam jej krótko co się stało, a ona była taka odrętwiała jak ja. - Nie wiem co mam robić - powiedziałam zakrywając twarz w dłoniach.
- Zostały mu trzy miesiące życia.. przy dobrym leczeniu cztery... - dodałam, a szatynka nie wiedziała co się dzieje, tak jak ja wczoraj. - Zrób to wszystko teraz - powiedziała nadal w dużym szoku, a ja zrozumiałam jej słowa.. ale nie umiem. Pożegnałam się z nią i poszłam do chłopaka, trzeba się ogarnąć Fran! Wytarłam łzy, zachowuj się tak jakby tego nie było! Jakby był to sen...
( Federico )
A może to tylko sen ? Zaraz mnie zbudzi krzyk Jorga , czy jego durna piosenka z jakiegoś filmu .
Po raz setny tego dnia waliłem głową w okno , w nadziei , że ... że co ? Że tak się walne, że coś sobie zrobię?
Nagle zobaczyłem pojawiającą się przed budynkiem Francesce . Przymknąłem na chwile oczy . Ona cierpi bardziej ode mnie . Zawaliłem . Powinienem być z nią zawsze i wszędzie . A za niedługo ... Mnie już nie będzie . Rozsypie się . Zniknę.
- Federico ? - usłyszałem jej smutny głos , więc odwróciłem głowe w stronę drzwi . Stała tam taka przestraszona , niczym małe, bezbronne dziecko . Widać było cienie pod oczami , które miała całe czerwone . - Jak się czujesz ? - spytała szeptem , podchodząc.
- Normalnie . Za to ty wyglądasz potwornie . Spałaś chociaż?
Odwróciła wzrok .
- Francesca nie możesz z mojego powodu się zaniedbywać . Masz swoje życie...
- Ty jesteś moim życiem - przerwała mi , na co zaniemówiłem .
- Przeze mnie cierpisz - po chwili odzyskałem mowę . - A nie powinnaś . I ... powinniśmy się rozstać - wypaliłem ....
(Francesca) - Powinniśmy się rozstać.. - Powiedział nie zwykle obojętnie, a ja stałam jak wryta. Czułam się jakby ktoś uderzył mnie znienacka w twarz. Odwrócił wzrok! Ha! Nie myśli tak!
- Nie Federico! Nie mów tak! Nawet tak nie myśl! - podeszłam do niego bliżej, chciałam się do niego wtulić jak zawszę, ale odepchnął mnie. - Tak będzie lepiej .. - powiedział znowu podchodząc do okna, lepiej? Dla kogo?! - Nie! - krzyknęłam. - Tak będzie lepiej dla Ciebie! - czemu ja na niego krzyczę? - Zaszyjesz się tutaj w samotności! Odepchniesz wszystkich.. - Złapałam go za rękę, ale znowu mnie odepchnął. Auć. - Ty chyba nie rozumiesz.. Nie chce byś była przy mnie jak będę umierać! - Tym razem to on podniósł głos - Po porostu odejdź! - Znowu obrócił się do tego okna, co tam jest takiego ciekawego? - Kocham Cię, nie rozumiesz tego? Mieliśmy być razem na dobre i na złe, a ty wolisz tak po prostu mnie odrzucić... - powiedziałam i już miałam wyjść kiedy...
( Federico )
- To dla Twojego dobra - próbowałem na nią jakoś wpłynąć .
- Jakiego dobra ?! Ja chcę być przy Tobie rozumiesz ? - ponownie podeszła i złapała mnie za rękę i tym razem jej nie odepchnąłem .
- Będziesz przeze mnie cierpieć ...
- To bez Ciebie będę nikim . Ty jesteś całym moim życiem . Poradzimy sobie . Razem . Ja i ty ...
- Ale ...
- Nie ma żadnego " ale " - przerwała mi . - Razem to przejdziemy . Nie zostawię Cię samego - wtula się we mnie , a ja zanurzam twarz w jej włosach .
- Kocham Cię - wyszeptałem do jej ucha i poczułem jak się uśmiecha .
- A teraz idziemy - oderwała się ode mnie i wyciągnęła rękę . - Nie możesz tu tak bezczynnie siedzieć .
Wychodzimy z budynku i udajemy się w jakimś kierunku . Widzę ...
(Andres) Jako że jest niedziela, postanowiłem pójść se do parku linowego. A co, raz się żyje! Jako, że nie mam z kim iść, chodzę wszędzie gdzie się da szukając kogoś, kto by chciał. Nagle widzę Federico z Fran, którzy wydają się dość szczęśliwi. Nie chcę im psuć swojego towarzystwa, więc po krótkim przywitaniu idę dalej. W parku widzę Violettę, która leżąc na kocu pisze coś w swoim różowiutkim pamiętniczku *wymiot*.
Podchodzę nieco bliżej, pozostając wciąż niezauważonym. Violetta uśmiecha się pod nosem, niczego nieświadoma. Nagle odwraca się i powala mnie na ziemię. Auć.
- Myślałeś, że można mnie tak nastraszyć? - śmieje się. - Okulary przeciwsłoneczne. Leżały na kocu, odbijałeś się w nich.
Wzdycham głęboko załamany i robię smutną minę.
- To może chociaż dałabyś się zaprosić na wycieczkę do parku linowego? - moja smutna mina zmienia się w szyderczy uśmieszek.
- Park linowy? Tam jest wysoko! - Och, no już się tak nie bój...
- Czyli co, nie dasz sobie rady z wyzwaniem? - szydzę. Najłatwiejszy sposób, żeby kogoś przekonać.
- Ja? Pff, oczywiście, że dam!
No i tak oto idziemy do wyżej wymienionego parku linowego...
(Violetta) Ja nie dam rady?! Ha! To on chyba mnie jeszcze nie zna! Ja zawszę sobie daje ze wszystkim rade! - Ja? Pff, oczywiście, że dam! - krzyknęłam i pociągnęłam chłopaka w stronę mojego domu, przecież trzeba było zanieść ten koc i różowy pamiętnik, którego tak mi zazdrości, no i w spódnicy chyba nie dało się skakać po drzewach, nie?
Godzinę później dotarliśmy już do parku liniowego. Okay, jednak troszeczkę, tak odrobinie tu wysoko. Dam radę, nie wymięknę! Szybko załatwiliśmy wszystkie formalności i weszliśmy na tory. Na początku przeszkolił nas instruktor, a potem to poszło już samo.
- Możesz się jeszcze wycofać - woła chłopak zapinając pas.
- Chyba żartujesz? -
- Nie, dlaczego? Przecież jesteś Violetta.. -
- O, to jak jestem nią to co?! - To jestem miękka, delikatna? Tak, oczywiście.
- Kto ostatni na dole, ten stawia pizze! - Mówi chłopak i wskakuje na pierwszy tor, dla początkujących. Ale mnie stać na więcej, ja widzę siebie na ostatnim. Ale niech mu będzie... po kolei, nie wszystko na raz. Pierwsze tory poszły nam bezproblemowo, no oczywiście, że prowadziłam. - Czas na goryla - uśmiechnął się szyderczo, tak nazywał się ostatni tor.
- Tak! - krzyknęłam radośnie i weszłam po drabinie na samą górę, ale z moimi haczykami coś się stało, musiałam źle zapiąć, ale to 'samo' się stało i poleciałam w powietrze...
(Andres) Pierwsze tory były strasznie łatwe, za to na ostatnim miało być naprawdę trudno. Już mieliśmy wchodzić, kiedy Viola stojąc na samej górze nagle zaczęła spadać. Że co się dzieje? O kurde.
Biegnę jak najszybciej w stronę jej spadania, no i cóż, rzucam się, no bo inaczej bym nie zdążył. Łapię ją i razem spadamy na ziemię. Znaczy się, ja uderzyłem o ziemię, ona miała miękkie lądowanie. Wokół nas zbierają się ludzie, pytają czy nic nam nie jest, pomagają wstać. Ze mną było nieco trudniej, bo znowu jestem poobijany. Najbardziej piekł mnie jednak policzek, który zdarłem sobie przy upadku.
Wraz z Violą wychodzimy z parku i kierujemy się do mnie do domu, bo jest najbliżej. Wcale nie chciałem tam iść, ale Viola narzekała, że wda się zakażenie i że trzeba coś tam umyć, przeczyścić, zakleić, bla bla bla... Robi to co wcześniej wymieniłem no i w ładnie przyczepionym ogromnym plastrze bierzemy koc i idziemy do zwykłego już parku. Siadamy i zaczynamy rozmawiać, gdy podchodzi do nas...
(León) Kiedy zobaczyłem Violettę i Andresa razem, tym razem postanowiłem zachować się zupełnie normalnie. Przecież, wedle tego co mi mówili, byli tylko przyjaciółmi, a powinienem ufać swojej dziewczynie i najlepszemu przyjacielowi.
- Cześć - witam się, siadając obok dziewczyny i obejmując ją ramieniem. - Andres, coś ci się stało? - marszczę brwi, widząc plaster na policzku chłopaka. Śmiesznie to wygląda.
- Byliśmy w parku linowym - aha, dobrze wiedzieć - i mieliśmy mały wypadek - śmieje się.
To dziwne, ale mogliśmy tak swobodnie rozmawiać, wcale się nie kłócąc, jakby wszystko było normalne, jak zwykle. Zastanawiam się, czy to ja nie zaburzyłem tego porządku, ale przecież to nie tylko ja tutaj jestem winny, prawda? Postanawiam chociaż na chwilę się tym nie przejmować. Po chwili dołącza do nas...
(Naty) Ygh. Anka i jej pomysły. Diego mówił że ma jakiś plan, ciekawe co znowu wykombinuje. Ale znając życie nikt nie przyjdzie. Każdy teraz ma swoje życie i strasznie się rozdzieliliśmy. Skończyłam swoją zmianę i wróciłam do mieszkania. Muszę się wyprowadzić gdyż sama nie jestem w stanie utrzymać takiego mieszkania, potrzebuję współlokatora... Była 14;55 eh... Ciekawe czy ktoś się w ogóle zjawił. Nie będąc chamska postanowiłam iść na omówione miejsce, po drodze napotykam Andresa Violę i Leona. Czyli... Nie jestem jedyna której się nie chcę. - Hej. - Przywitałam się. - Idziecie do centrum. - "Po co ?" Wypłynęło z ich ust naraz. - No nie wiem w sumie, Ana znów wymyśliła jakiś plan... - Momentalnie się odwracam i widzę kierującego/ą się w naszą stronę ...
(Mostowiak) Chłopaki jak zwykle. "Rywalizacja" im w głowie ustawiona. Gdy Oni męczyli się z ogniskiem ja wpadłam do "kolegi" po resztę sprzętu. Pożyczył mi autko i... Prawko. Dobry koleżka, nawet nie pytał po co mi. Wzięłam jeszcze głośniki i słodycze... (<3) Jedąc do nich nuciłam "Thanks you very much, thanks you very much..." Nagle zobaczyłam ich i parkując kazałam chłopaką rozstawić sprzęt. Muzyka, ognisko, jak ja lubię takie wypady ! Oczywiście pierwszy do cukierków dopadł się Federico który... Na początku był jakiś skwaszony a jak się dopadł to masakra ! Ale Fran go szybko odczepiła. Haha. Potem dziewczyny pod wpływem cukierków wraz ze mną zaczęły tańczyć na autku... Trochę się porysował ale co tam ! Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam...
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 131.