piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 130

7 komentarzy:
( Federico )
To nie może być prawda . Niee . Nie może !
Siedziałem na ławce przed szpitalem i emocje brały nade mną górę . Miałem ochote zacząć wyrywać sobie włosy garściami . Albo od razu skoczyć z mostu . Było by po kłopocie ...
Czułem , że się zaraz rozrycze . To będzie koniec . Koniec mojego życia . Koniec moich planów , marzeń . Koniec mnie !
Wyjąłem gumke recepturke ze spodni i zaczełem się nią bawić . Może to dziwnie , ale to mnie uspokoja . Choć trochę .
W pewnym momencie wystrzeliła mi ona z rąk i uderzyła ...
- Możesz byś tak uważał ? - podniosłem głowe i zobaczyłem ....


( Diego ) Jejku ! Ta Lara to twarda sztuka . Nie masz pojęcia co zaraz może zrobić . Ma coś w sobie ... Jest jak magnez . Nie możesz przestać o niej myśleć . Owineła mnie sobie wokół palca , a ja nawet nie zdałem sobie z tego sprawy .
Bezpośredni odnośnik do obrazkaPatrzyłem na ekran telefonu . Zadzwonić ? A może pomyśli , że się narzucam ? Ale wie , że mi na niej strasznie zależy , więc w sumie ?
Moje rozmyślania przerwał dźwięk nadchodzącej wiadomości . Była ona od Francesci .
" Fede jest w szpitalu "
Fede jest w szpitalu ... Fede jest w szpitalu ??!! Co ??!
Natychmiast do niej zadzwoniłem i dowiedziałem się ,  który to szpital . 5 minut i już byłem na miejscu . Zauważyłem go przed budynkiem . Siedział na ławce i bawił się gumką recepturką . Podszedłem i dostałem prosto w oko .
- Możesz byś tak uważał  ? - uśmiechnąłem się nonszlanco , ale gdy podniósł głowe i zobaczyłem jego mine , natychmiast spoważniałem . - Co jest ?
Nic nie powiedział .
- Ej stary ! - usiadłem koło niego .
- Mam raka - powiedział ledwo słyszalnie i już go nie było . Rozdziawiłem usta . Kompletnie skamieniałem . Po chwili wstałem i ruszyłem w nieznanym kierunku . Po drodze przez to , że nie mogłem normalnie myśleć,  wpadłem na ...

(Ludmila) Szpital, Studio, Dom .... Szpital, Studio, Dom moje życie kręciło się teraz w takim kółeczko. Przynajmniej miałam co robić i nie musiałam siedzieć w domu. Matka z Pablo znowu się kłócą. Ogólnie to się jej nie dziwię, gdyby facet pomalował mnie na niebiesko to bym się najpierw nad nim pastwiła, a potem udusiła własnymi rękoma. Jestem mistrzem zemsty, więc prędzej czy później i tak przyjdzie do mnie i poprosi o pomoc. Wstałam dość wcześnie, niedziela piękny dzień, a lodówka pusta. - Moglibyście chociaż raz zrobić jakieś zakupu. - krzyczę i wychodząc trzaskam drzwiami. Oni są jak dzieci rozkapryszeni i nie do zniesienia. Wędrując sobie ku witrynom sklepowy, ktoś na mnie wpada. - Dżisas, otwórz oczy. - mówię. Super to Diego, on ostatnim czasem tylko ma mnie wpada. - Jej Lu sorrki, zagapiłem się i przepraszam. - powiedział. - Dobra bez spiny, tylko uważaj następnym razem, bo już mam jeden bok obity przez Ciebie. - uśmievhnęłam się. - Gdzie tak wędrujesz z samego rana ? - pyta. - Do sklepu, lodówka pusta, chodź ze mną. - wzięłam go pod rękę i ruszyliśmy. Gadaliśmy, gadaliśmy, aż ktoś nam przerwał...

(Mostowiak)Tralalala. Jak cudownie obudzić się we własnym mieszkaniu ! Oczywiście lodówka pusta, ale zjem na mieście. Na razie to muszę się martwić tylko o pożywienie. Idąc do miasta wpadłam na kolejny pomysł ! Ale już taki dość normalny. Każdy teraz zajmuję się sobą, już dawno nie robiliśmy nic razem... Warto by zrobić jakiś fajny wypad razem ! Tylko kiedy ? Przechodząc przez ten cholernie "szczęśliwy" dla ludzi park, zauważam Lu i Diega. Ostatnio stosunki z Ludmiłą się poprawiły, więc chyba też się zgodzi. - Heeeeej. - Przedłużyłam podchodząc do nich. - Żeby nie przedłużać mam plan...! - Uśmiechnęłam się a Oni przewrócili oczami.
- No proszę... Ile tych imprez zrobisz ? - Wyjęczał Diego. - Po tamtej syf został. - Dodał.
- Co marudzisz ? Było fajnie, ale nie o to mi chodzi. - Westchnęłam. - Zaproście wszystkich czyli; Violkę, Maxiego, Andresa, Leona, Federa, Lare, Naty, Tomasa... - Spojrzałam na Lu. - Camilę, Marca i.... Ewentualnie... - Odchrząknęłam. - Fran... Może nawet Luce. I o 15... Mają wszyscy być jasne ? To ważne i nie ma że ktoś się nie zgadza ! Spotkamy się w centrum. - Dodałam i wyruszyłam do pracy. Mam nadzieję że wypadnie... Nagle po drodze ujrzałam ... - Siema. Wpadnij o 15 do centrum. - Powiedziałam od razu i weszłam do restauracji....




Bezpośredni odnośnik do obrazka(Violetta) Coś się wypaliło.. coś zgasło..? Kolejny denerwując dzień, dlaczego w kółko chodzę zła?
Przecież to nie normalne. Czuje jakieś zmiany, tylko jakie? Może działa na mnie tak nie obecność Any? Brakuje mi jej w domu, znowu jest tak.. tak pusto. Dzisiaj już nie miałam ochoty siedzieć w domu, dlatego wyszłam dosyć szybko z domu, potrzebowałam dawki świeżego powietrza. Szłam przed siebie myśląc nad tym wszystkim.. Aż w końcu z oddali zauważyłam - Siema! Wpadnij o 15 do centrum! - zawołała i weszła do swojej pracy, błagam nich nie będzie to powtórka z ostatnich dni.. - Okay! - zawołałam do niej i uśmiechnęłam się na pozór, ale jej już nie było. Jest niedziela, co mam robić? Usiadłam na ławce akurat w chwili kiedy zadzwonił mój telefon - Halo? - rzucam, ale nikt nie odpowiada - Halo?! - mówię już z lekką irytacją, a w słuchawce słychać jedynie czyjeś śmiechy - Ależ to oryginalne! Zabawne! - mówię i rozłączam połączenie. Przewróciłam oczami i wyjęłam z torebki mój pamiętnik, po chwili dosiada się do mnie...


(Francesca) Nie... Przecież to nie może być prawda, mieliśmy tyle planów... tyle wszystkiego. To wszystko nie może iść w zapomnienie, nie może! Może to jednak tylko zły sen, może zaraz się z niego obudzimy? Nie mogłam wysiedzieć w domu, ani też iść do niego. Co miałam mu powiedzieć, ja jestem zagubiona, a on to... Wyszłam na świeże powietrze. Odetchnąć. Pomyśleć. Jednak nie miałam na to siły, gdybym nie zobaczyła Violi wróciłabym do domu, ale ona może mi pomóc.
Usiadłam do niej bez słowa, a ona zareagowała złością. - Fran kocham Cię, ale naprawdę nie nadaje się do rozmów, więc.. - Nawet na mnie nie spojrzała, ale nie miałam jej tego za złe.
- Federico ma raka.. - powiedziałam bez chwili namysłu, co ja zrobiłam?! Fran jesteś głupia!!
Violetta momentalnie się odwróciła, nie wiedząc co właściwe powiedziałam.
- Powtórz, proszę - Ale teraz ja nie mogłam na nią spojrzeć, czułam jak w oku kręcą mi się łzy..
- Federico ma raka.. - powtórzyłam - Ale nie mów nikomu Viola.. nikomu! - spojrzałam na dziewczynę z wymalowanym "Co?" na twarzy. Opowiedziałam jej krótko co się stało, a ona była taka odrętwiała jak ja. - Nie wiem co mam robić - powiedziałam zakrywając twarz w dłoniach.
- Zostały mu trzy miesiące życia.. przy dobrym leczeniu cztery... - dodałam, a szatynka nie wiedziała co się dzieje, tak jak ja wczoraj. - Zrób to wszystko teraz - powiedziała nadal w dużym szoku, a ja zrozumiałam jej słowa.. ale nie umiem. Pożegnałam się z nią i poszłam do chłopaka, trzeba się ogarnąć Fran! Wytarłam łzy, zachowuj się tak jakby tego nie było! Jakby był to sen...



( Federico )
A może to tylko sen ? Zaraz mnie zbudzi krzyk Jorga , czy jego durna piosenka z jakiegoś filmu .
Po raz setny tego dnia waliłem głową w okno , w nadziei , że ... że co ? Że tak się walne, że coś sobie zrobię?
Bezpośredni odnośnik do obrazkaNagle zobaczyłem pojawiającą się przed budynkiem Francesce . Przymknąłem na chwile oczy . Ona cierpi bardziej ode mnie . Zawaliłem . Powinienem być z nią zawsze i wszędzie . A za niedługo ... Mnie już nie będzie . Rozsypie się . Zniknę.
- Federico ? - usłyszałem jej smutny głos , więc odwróciłem głowe w stronę drzwi . Stała tam taka przestraszona , niczym małe, bezbronne dziecko . Widać było cienie pod oczami , które miała całe czerwone . - Jak się czujesz ? - spytała szeptem , podchodząc.
- Normalnie . Za to ty wyglądasz potwornie . Spałaś chociaż?
Odwróciła wzrok .
- Francesca nie możesz z mojego powodu się zaniedbywać . Masz swoje życie...
- Ty jesteś moim życiem - przerwała mi , na co zaniemówiłem .
- Przeze mnie cierpisz - po chwili odzyskałem mowę . - A nie powinnaś . I ... powinniśmy się rozstać - wypaliłem ....




(Francesca) - Powinniśmy się rozstać.. - Powiedział nie zwykle obojętnie, a ja stałam jak wryta. Czułam się jakby ktoś uderzył mnie znienacka w twarz. Odwrócił wzrok! Ha! Nie myśli tak!
- Nie Federico! Nie mów tak! Nawet tak nie myśl! - podeszłam do niego bliżej, chciałam się do niego wtulić jak zawszę, ale odepchnął mnie. - Tak będzie lepiej .. - powiedział znowu podchodząc do okna, lepiej? Dla kogo?! - Nie! - krzyknęłam. - Tak będzie lepiej dla Ciebie! - czemu ja na niego krzyczę? - Zaszyjesz się tutaj w samotności! Odepchniesz wszystkich.. - Złapałam go za rękę, ale znowu mnie odepchnął. Auć. - Ty chyba nie rozumiesz.. Nie chce byś była przy mnie jak będę umierać! - Tym razem to on podniósł głos - Po porostu odejdź! - Znowu obrócił się do tego okna, co tam jest takiego ciekawego? - Kocham Cię, nie rozumiesz tego? Mieliśmy być razem na dobre i na złe, a ty wolisz tak po prostu mnie odrzucić... - powiedziałam i już miałam wyjść kiedy...



( Federico )
- To dla Twojego dobra - próbowałem na nią jakoś wpłynąć .
- Jakiego dobra ?! Ja chcę być przy Tobie rozumiesz ? - ponownie podeszła i złapała mnie za rękę i tym razem jej nie odepchnąłem .
- Będziesz przeze mnie cierpieć ...
- To bez Ciebie będę nikim . Ty jesteś całym moim życiem . Poradzimy sobie . Razem . Ja i ty ...
- Ale ...
- Nie ma żadnego " ale " - przerwała mi . - Razem to przejdziemy . Nie zostawię Cię samego - wtula się we mnie , a ja zanurzam twarz w jej włosach .
- Kocham Cię - wyszeptałem do jej ucha i poczułem jak się uśmiecha .
- A teraz idziemy - oderwała się ode mnie i wyciągnęła rękę . - Nie możesz tu tak bezczynnie siedzieć .
Wychodzimy z budynku i udajemy się w jakimś kierunku . Widzę ...




(Andres) Jako że jest niedziela, postanowiłem pójść se do parku linowego. A co, raz się żyje! Jako, że nie mam z kim iść, chodzę wszędzie gdzie się da szukając kogoś, kto by chciał. Nagle widzę Federico z Fran, którzy wydają się dość szczęśliwi. Nie chcę im psuć swojego towarzystwa, więc po krótkim przywitaniu idę dalej. W parku widzę Violettę, która leżąc na kocu pisze coś w swoim różowiutkim pamiętniczku *wymiot*.
Podchodzę nieco bliżej, pozostając wciąż niezauważonym. Violetta uśmiecha się pod nosem, niczego nieświadoma. Nagle odwraca się i powala mnie na ziemię. Auć.
- Myślałeś, że można mnie tak nastraszyć? - śmieje się. - Okulary przeciwsłoneczne. Leżały na kocu, odbijałeś się w nich.
Wzdycham głęboko załamany i robię smutną minę.
- To może chociaż dałabyś się zaprosić na wycieczkę do parku linowego? - moja smutna mina zmienia się w szyderczy uśmieszek.
- Park linowy? Tam jest wysoko! - Och, no już się tak nie bój...
- Czyli co, nie dasz sobie rady z wyzwaniem? - szydzę. Najłatwiejszy sposób, żeby kogoś przekonać.
- Ja? Pff, oczywiście, że dam!
No i tak oto idziemy do wyżej wymienionego parku linowego...



(Violetta) Ja nie dam rady?! Ha! To on chyba mnie jeszcze nie zna! Ja zawszę sobie daje ze wszystkim rade! - Ja? Pff, oczywiście, że dam! - krzyknęłam i pociągnęłam chłopaka w stronę mojego domu, przecież trzeba było zanieść ten koc i różowy pamiętnik, którego tak mi zazdrości, no i w spódnicy chyba nie dało się skakać po drzewach, nie?
Godzinę później dotarliśmy już do parku liniowego. Okay, jednak troszeczkę, tak odrobinie tu wysoko. Dam radę, nie wymięknę! Szybko załatwiliśmy wszystkie formalności i weszliśmy na tory. Na początku przeszkolił nas instruktor, a potem to poszło już samo.
- Możesz się jeszcze wycofać - woła chłopak zapinając pas.
- Chyba żartujesz? -
- Nie, dlaczego? Przecież jesteś Violetta.. -
- O, to jak jestem nią to co?! - To jestem miękka, delikatna? Tak, oczywiście.
- Kto ostatni na dole, ten stawia pizze! - Mówi chłopak i wskakuje na pierwszy tor, dla początkujących. Ale mnie stać na więcej, ja widzę siebie na ostatnim. Ale niech mu będzie... po kolei, nie wszystko na raz. Pierwsze tory poszły nam bezproblemowo, no oczywiście, że prowadziłam. - Czas na goryla - uśmiechnął się szyderczo, tak nazywał się ostatni tor.
- Tak! - krzyknęłam radośnie i weszłam po drabinie na samą górę, ale z moimi haczykami coś się stało, musiałam źle zapiąć, ale to 'samo' się stało i poleciałam w powietrze...



(Andres) Pierwsze tory były strasznie łatwe, za to na ostatnim miało być naprawdę trudno. Już mieliśmy wchodzić, kiedy Viola stojąc na samej górze nagle zaczęła spadać. Że co się dzieje? O kurde.
Biegnę jak najszybciej w stronę jej spadania, no i cóż, rzucam się, no bo inaczej bym nie zdążył. Łapię ją i razem spadamy na ziemię. Znaczy się, ja uderzyłem o ziemię, ona miała miękkie lądowanie. Wokół nas zbierają się ludzie, pytają czy nic nam nie jest, pomagają wstać. Ze mną było nieco trudniej, bo znowu jestem poobijany. Najbardziej piekł mnie jednak policzek, który zdarłem sobie przy upadku.
Wraz z Violą wychodzimy z parku i kierujemy się do mnie do domu, bo jest najbliżej. Wcale nie chciałem tam iść, ale Viola narzekała, że wda się zakażenie i że trzeba coś tam umyć, przeczyścić, zakleić, bla bla bla... Robi to co wcześniej wymieniłem no i w ładnie przyczepionym ogromnym plastrze bierzemy koc i idziemy do zwykłego już parku. Siadamy i zaczynamy rozmawiać, gdy podchodzi do nas...

(León) Kiedy zobaczyłem Violettę i Andresa razem, tym razem postanowiłem zachować się zupełnie normalnie. Przecież, wedle tego co mi mówili, byli tylko przyjaciółmi, a powinienem ufać swojej dziewczynie i najlepszemu przyjacielowi.
- Cześć - witam się, siadając obok dziewczyny i obejmując ją ramieniem. - Andres, coś ci się stało? - marszczę brwi, widząc plaster na policzku chłopaka. Śmiesznie to wygląda.
- Byliśmy w parku linowym - aha, dobrze wiedzieć - i mieliśmy mały wypadek - śmieje się.
To dziwne, ale mogliśmy tak swobodnie rozmawiać, wcale się nie kłócąc, jakby wszystko było normalne, jak zwykle. Zastanawiam się, czy to ja nie zaburzyłem tego porządku, ale przecież to nie tylko ja tutaj jestem winny, prawda? Postanawiam chociaż na chwilę się tym nie przejmować. Po chwili dołącza do nas...



(Naty) Ygh. Anka i jej pomysły. Diego mówił że ma jakiś plan, ciekawe co znowu wykombinuje. Ale znając życie nikt nie przyjdzie. Każdy teraz ma swoje życie i strasznie się rozdzieliliśmy. Skończyłam swoją zmianę i wróciłam do mieszkania. Muszę się wyprowadzić gdyż sama nie jestem w stanie utrzymać takiego mieszkania, potrzebuję współlokatora... Była 14;55 eh... Ciekawe czy ktoś się w ogóle zjawił. Nie będąc chamska postanowiłam iść na omówione miejsce, po drodze napotykam Andresa Violę i Leona. Czyli... Nie jestem jedyna której się nie chcę. - Hej. - Przywitałam się. - Idziecie do centrum. - "Po co ?" Wypłynęło z ich ust naraz. - No nie wiem w sumie, Ana znów wymyśliła jakiś plan... - Momentalnie się odwracam i widzę kierującego/ą się w naszą stronę ...




(Camilla) Ruszyłam w stronę wskazanego przez Anę miejsca. Ale ona ostatnio zapodaje pomysły. Normalnie chyba ma 100 pomysłów dziennie. Ja nawet 1 sensownego bym nie wymyśliła.  Na miejscu byli już Nata, Andres, Viola i Leon. A pozostali przyszli dosłownie zaraz po mnie. (Tutaj dałabym tekst o Carco ale muszę się powstrzymać xD). Ana zaprowadziła nas do lasu. -Od dziś żyjemy w buszy-Zapowiedziała pełna entuzjazmu. Wszyscy patrzyli po sobie nie wiedząc o co chodzi.-Dobra żartuję spokojnie. Ale ogniska nikt nam nie zabroni. Dobra dobierzcie się w pary i pozbierajcie trochę drewna ja znajdę miejsce aby je rozpalić.  Ja oczywiście poszłam z Marco. Po jakiś 20 minutach usłyszeliśmy z oddali krzyk Any że mamy wracać. Ma kobieta moc w głosie muszę przyznać. Poszliśmy w miejsce z którego było słychać jej głos i chłopacy zaczęli ścigać się który jako pierwszy rozpali ognisko bez pomocy zapałek i zapalniczek. Wyglądało to mega śmiesznie i gdyby nie pomoc Fran która miała zapałki pewnie nigdy by go nie rozpalili. Na całe nieszczęście Ana gdzieś się zapodziała. Co oznaczało że albo coś planuje albo chce nas przestraszyć...


(Mostowiak) Chłopaki jak zwykle. "Rywalizacja" im w głowie ustawiona. Gdy Oni męczyli się z ogniskiem ja wpadłam do "kolegi" po resztę sprzętu. Pożyczył mi autko i... Prawko. Dobry koleżka, nawet nie pytał po co mi. Wzięłam jeszcze głośniki i słodycze... (<3) Jedąc do nich nuciłam "Thanks you very much, thanks you very much..." Nagle zobaczyłam ich i parkując kazałam chłopaką rozstawić sprzęt. Muzyka, ognisko, jak ja lubię takie wypady ! Oczywiście pierwszy do cukierków dopadł się Federico który... Na początku był jakiś skwaszony a jak się dopadł to masakra ! Ale Fran go szybko odczepiła. Haha. Potem dziewczyny pod wpływem cukierków wraz ze mną zaczęły tańczyć na autku... Trochę się porysował ale co tam ! Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam...


Koniec rozdziału !

Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 131.




czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 129

10 komentarzy:


(Violetta) W końcu można pospać trochę dłużej, w końcu nie trzeba się sterować niczym. W końcu nadeszła upragniona sobota. Więc wstałam powoli obijając się o wszystko po drodze, nie chciało mi się żyć. Spojrzałam na swój nadgarstek, na ten okropny tatuaż i nawet się uśmiechnęłam..
- Chandra mnie łapie.. - mówię schodząc na dół do mojego ojca który wie, że lepiej będzie jak zejdzie mi z drogi. Usiadłam przy blacie i wyjęłam słoik nutelli, byłam zbyt leniwa dlatego wyjadałam ją łyżką. Czemu? Dlaczego? Jak? - Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Zastanawiam się nad podjęciem dosyć złych kroków, ale czy to będzie miało sens? Chyba nie. Kiedy zrobiło mi się już nie dobrze od dużej ilości czekolady, wróciłam na górę. Miałam zamiar posiedzieć cały dzień w domu, poczytać czy może napisać nowy tekst. Po porostu odciąć się od świata, tylko na dzisiaj. Ależ oczywiście kiedy chce być sama to nie mogę, a kiedy chce kogoś spotkać nikogo nie ma! Jak żyć współczesnym świecie? Nie da się. Wszystko idzie na opak. Kiedy siadam obok okna z lekturą słyszę jak ktoś woła moje imię...


(León) - Violetta! - dziewczyna odrywa się od książki i spogląda na mnie. - Zapomniałaś nut ze Studio - tak, ja, mój geniusz, i moje ciekawe preteksty do nachodzenia szatynki w sobotę przed południem.
- Oo, dzięki - odpowiada, wstając z parapetu i biorąc kartki do ręki. Przygląda się im przez chwilę.
- Chcesz gdzieś wyjść? Nie będziesz cały dzień siedzieć w domu, prawda? - w sumie to sam miałem taki plan, ale znalazłem jej nuty w swojej szafie i postanowiłem je oddać.
- Możemy się gdzieś przejść - odpowiada obojętnie. Dobrze wiem, że nadal jest zła za tę akcję z psychiatrą, no ale sama się o to prosiła.
Wychodzimy na dwór. Po okropnej burzy sprzed kilku dni nie było już śladu; słońce jasno świeciło, a niebo było prawie bezchmurne. Przez większość czasu rozmawiamy o wszystkim i o niczym, ale przeszkadza nam...


(Camilla) Co ja zrobiłam ? Dlaczego ja jestem taką niemyślącą debilką ? Za niedługo okaże się że zacznę całować nieznanych mi facetów na ulicy. Lubiłam Marco a może nawet czułam do niego coś więcej ale on najprawdopodobniej nie czuł tego samego do mnie. Może najsensowniejszym wyjściem byłoby odizolowanie się od tego wszystkiego ? Wyszłam z domu z samego rana i

chodziłam po parku.Moje rozmyślanie przerwało zobaczenie Violetty wraz z Leonem chodzących po parku. To ona mu wybaczyła ? I nic mi nie powiedziała ? Podeszłam do gołąbków i pociągnęłam dziewczynę kilka metrów dalej. -Jeszcze cię wypytam o to. Ale mi nie powiedzieć o tym że znów jesteście razem.-śmieję się.-Dobra już nie przeszkadzam. Lecę pa.-pocałowałam policzek dziewczyny i odeszłam w przeciwnym kierunku.
-Camilla !- usłyszałam znajomy głos. Jeszcze go tu brakowało ...


(Marco)
Przechodziłem się właśnie przez park gdy nagle ujrzałem Camilę.
-Camila ! - wykrzyczałem jej imię i podbiegłem do niej. - Musimy pogadać ! - krzyczałem nadal jednak ona na mnie nie reagowała, jakby mnie nie słyszała. W końcu jednak ją dogoniłem.
- Co ?
-Wiesz to co się wczoraj stało to...
-Zapomnijmy,to będzie najlepsze rozwiązanie dla nas obojgu - powiedziała. A ja poczułem się źle ? Sam nie wiem, to było jak ukucie w serce, tak to najlepsze określenie. Nie wiedziałem co odpowiedzieć więc tylko kiwnąłem głową. Szliśmy tak w milczeniu, gdy nagle postanowiłem się odezwać.
- Camila, chciałbym ci coś powiedzieć....




(Camilla) Oczywiście musiał mnie dogonić i nie zostawić w spokoju. A ja jak ostatnia idiotka powiedziałam mu żeby zapomniał o tym co było wczoraj. Poczułam jakby moje serce złamało się na pół. Szłam dalej nie zwracając uwagi na nic innego poza bólem wewnętrznym. W pewnym momencie Marco odezwał się
-Camilla chciałbym ci coś powiedzieć.-stanęłam aby spojrzeć na niego . -Zostaniesz moją dziewczyną-palnął niespodziewanie. Ja mówię m żeby zapomniał o tym co było między nami a on wyskakuje z takimi tekstami ? Mimo wszystko poczułam się lepiej. Jakby ktoś znów skleił moje serce w jedną całość. Nie wiedziałam jak zareagować, co myśleć. Stałam tam jak wryta nic nie mogąc powiedzieć ani ruszyć się.  Zobaczyłam jak chłopak podchodzi do mnie i przytula....



(Marco) Jeny. Jestem idiotą, tak wielkim idiotą. Ona przed chwilą mówi mi żebyśmy o wszystkim zapomnieli, a ja od tak pytam się jej o chodzenie. Miałem ochotę rozpłynąć się w powietrzu, tym bardziej że ona nic nie odpowiadała. W końcu jednak podszedłem do niej i mocno przytuliłem. I znowu kolejne głupie zagranie. Teraz staliśmy tak przytuleni do siebie i nie wiedzący co zrobić, czułem się dziwniej niż podczas tego pocałunku.
-Tak- szepnęła mi do ucha, tak cicho że ledwo co dosłyszałem co do mnie powiedziała. -Tak - powtórzyła już trochę głośniej i przytuliła mnie tak mocno, że w pewnej chwili, nie mogłem złapać powietrza.
- Co tak ? -zapytałem nie wiedząc o co chodzi.
- Tak będę twoją dziewczyną ...



(Camilla) Podjęłam już decyzję. Czemu by nie spróbować ?
-Tak będę twoją dziewczyną.-poinformowałam go gdy spytał o co chodzi. Po zobaczeniu jego miny uśmiechnęłam się. Promieniował szczęściem. Ja wyglądałam chyba tak samo.  Staliśmy tak i patrzyliśmy na siebie. Musiało to wyglądać komicznie. Zbliżyłam swoją twarz do jego tak że stykaliśmy się czołami. Czułam od niego delikatny zapach perfum. Czy dobrze zrobiłam ? Nic nie wskazywało żeby było przeciwnie.  Na drodze do naszego związku nic nie stało. Poczułam jego wargi na swoich. Był taki delikatny jakby bał się że coś mi zrobi. W pewnym momencie usłyszałam głośne -Ekhemmm...



(Pablo) Dziś postanowiłem pobiegać i co widzę na dobry początek dnia ? Camila wraz z Marciem się całują. A to dziwne ! Nie dawno widziałem ją z Brodwayem, ale co ja będę się mieszał w ich sprawy sercowe. Nagle podeszła do nich Ana (xD) i odciągnęła chłopaka. Zazdrość ? Ygh. A ty Pablo co ? Znów interesujesz się czyimś życiem ? Otrząsnąłem się i poszedłem dalej ćwiczyć. Na szczęście Esme posłuchała się mnie (pierwszy raz w życiu) i została w domu. Powinna odpoczywać a nie wsłuchiwać się w jęk i krzyk dzieciaków. Zauważyłem że dawno nic nie zrobiłem dla niej... Oprócz sprawienia że stała się Smerfetką. Zaśmiałem się w myśli i pobiegłem nad jeziorko. Tam odsapnąłem i położyłem się na zielonkawej trawie, przesiąkniętą chlorofilem. Gapiąc się w niebo wpadłem na pewien pomysł... Ale to dopiero jak wrócę do pracy. Przerzuciłem się na drugi bok i poleżałem tak przez kilka następnych minut. Nagle zauważyłem niedaleko mnie pół żywego Germana. Dawno go nie widziałem, odkąd... Hm.... ODKĄD PRZEJECHAŁ MOJĄ PARTNERKĘ. Normalnie bym się wkurzył ale dziś nawet ciśnienie nie chciało podskoczyć. Więc aby mu przy okazji nie przywalić odszedłem. Bieg, bieg, bieg... Rani ludzi. A dokładnie teraz zranił Angie, jak na nią wpadłem. Szybko pomogłem jej wstać a ta nawet się nie oburzała. Zauważyłem że ostatnio wszyscy są jacyś obojętni, oczywiście omijając moich studentów którzy szaleją po barach.... Otrzepała się z kurzu i nawet nie zapytałem o Germana a Ona zaczęła się żalić. No nic, jako dobry i przykładowy przyjaciel usiedliśmy i zacząłem jej słuchać... - On coś przede mną ukrywa, boje się. Nasze stosunki (xD) znacznie się ochłodziły... Nie wiem co mam z nim zrobić, zrobił się oschły i obojętny. Olewa pracę i ciągle gdzieś wychodzi... On... Ja czuję że On mnie zdradził, Pablo... - Oczy jej się zeszkliły a ja nie mogłem tak na nią patrzeć. No okej, nie lubiłem gościa ale nie chciałem aby cierpiała przez niego... Momentalnie przytuliła się do mnie a ja odwzajemniłem uścisk...
- No już... Spokojnie... - Ucałowałem jej czoło i akurat;
- Ekhem ! - Usłyszałem chrząknięcie które należało do ...

(Esmeralda) Tak farba zeszła z twarzy i rąk, a reszta ciała dalej była niebieska. Szorowałam się pół nocy, ale nic to nie dało. Jestem naprawdę na niego zła. I jeszcze w sobotę rano zostawił mnie samą. I weź tu licz na faceta. Nigdy. W takim razie skoro go nie ma, ja spokojnie wyjdę na spacer. Wszystko byłoby super, bo pogoda dopisywała, i humor nie był najgorszy, gdyby nie jedna rzecz. Myślałam, że mi sie tylko wydaje. Jednak się nie myliłam. Pablo całujący w cxółko Angie urzekający widok. - Ekhm - chrząknęłam. Obydwoje nagle spojrzeli na mnie. -Esme. - powiedziała zdezorientowana Angie. - Tak dzień dobry i do widzenia - odrzekłam i odbiegłam od nich. Wiem, że nie powinnam być zazdrosna, ale co ja poradzę nic, taka już jestem. Po za tym ciąża też dodaje mi humorków. Na całe szczęście zgubiłam Pablo, który za mną wołał. Łaziłam po mieście bez celu. Zajrzałam do kilku sklepów, nie odbierałam od niego telefonów. Niestety gdy wracałam już do domu pogrążona w myślach, potknęłam się o jakieś dziadostwo wystające z ziemi. Rozwaliłam całe kolano. - Ciamajda. - powiedziałam do siebie. Z zakrwawionym kolanem wracałam do domu. Kiedy już wchodziłam do środka, błagałam żeby go nie było, jednak to nie był mój dzień....


(Pablo) No a świetny dzień się zapowiadał...  Gonilemmówiłem za nią ale zgubiłem partnerke. Pomyślałem że będzie w domu, myliłem się ale po chwili weszła do środka z zakrwawionym kolanem. - Na serio?  Co próbowałaś zrobić?  Rzucić się z chodnika?  - Spytałem i pomogłem jej uporac się z krwią. Nie odzywała się lecz cisza mówiła więcej niż słowa. - Tylko nie mów mi że znowu jesteś zazdrosna... - Dopowiedziałem.
- Nie moja wina że...
- Kobieto! Ile razy mam ci mówić że tylko ciebie kocham? To moja przyjaciółka która potrzebowała pocieszania... - Tłumaczyłem.
- Całusków w główkę także?  - Spytała piskliwie.
- Eh... Co ja się z tobą mam... A co chcesz żebym także cię całował w czółko? - Przewróciła oczami. - No właśnie... Dobra, zaraz przyjdę... Idę do sklepu nie musisz się martwić, nie do Angie... - Pocałowałem ją szybko w polika i wyszedłem... W drodze ujrzałem ...




(Lara) Dzisiaj wychodzę ze szpitala! A właściwie już wyszłam... Ponieważ ze szpitala do domu było niedaleko, musiałam iść z rodzicami na piechotę...
- Dobrze ci zrobi świeże powietrze - stwierdziła mama.
- Yhym - burknęłam.
Przez chwilę wydawało mi się, że widzę Pablo'a, ale w sumie sama nie wiem.
Kiedy byłam w domu, od razu rzuciłam się na swoje łóżko. Wzięłam gitarę do ręki i zaczęłam coś grać... Mam jednak nie rezygnować ze Studio'a, więc... Po chwili zeskoczyłam z łóżka i chciałam iść na tor, ale mama mnie zatrzymała.
- Gdzie idziesz? - zapytała.
- Na tor? - Mama pokręciła głową. - Nie możesz, dopiero co miałaś wypadek.
- Ale ja muszę ćwiczyć! Pójdę na tor!
- Nie pójdziesz, Lara, słyszałaś, nie możesz. To niebezpieczne - rzucił tata i wyszedł. Na tor wyszedł pewnie. Ach... Za nim do domu wszedł Diego.
- Dzień dobry - przywitał się z moja mamą.
- Ach, to ty jesteś.. - zaczęła, a ja dosłownie wypchnęłam Diego'a z domu i sama wyszłam.
- Wychodzę na chwilę - rzuciłam
- Co... - przerwałam mu.
- Nie pozwalają mi iść na tor! - Poszliśmy w stronę Studio'a i Resto.
- Lara... Miałaś wypadek
- No i?! - krzyknęłam machając rękoma. - Następnym razem się zabiję i będzie po sprawie.
- Lara... - powiedział chwytając mnie za ręce. Po chwili zauważyłam jak koło nas przechodzi...



( Federico )
Ostatnio dni są coraz dziwniejsze . Czuje się jak w jakiejś bajce . Choć zawsze żyłem jak w bajce , ale teraz sądze , że ta nie będzie miała szczęśliwego zakończenia . Szedłem , wieczorem , po ulicach, wracając od Fran . Ten Luca się mnie uczepił . Jak siedziałam u nich w kuchni , to tylko czekałem na to , by wziął nóż i wbił mi go w serce .
Nagle spostrzegłem Lare z Diego . Widać jednak kolega nie próżnuje . Dziwnie gestykulowali . Aż miałem ochote wyjąć telefon z kieszeni i to nagrać , ale nieeeeeee . Nie będe chamem ( :D ) .
Ominełem ich , ale oni nawet mnie nie zauważyli , tak byli zajęci sobą . Nie sprzeciwiam się . Miłość zmienia człowieka doszczętnie .
Weszłem na klatke schodową , w moim bloku i nagle ukuło mnie w klatce piersiowej . Zatrzymałem się gwałtownie . Po kilku sekundach już było normalnie . Wciągnąłem gwałtownie powietrze . Gdy miałem już nacisnąć klamke od mieszkania , zrobiło mi się ciemno przed oczami . Ostatnie co poczułem to podłoge na policzku .
Otworzyłem oczy i zorientowałem się , że jestem w szpitalu . Zdawało mi się , jakby mineły wieki . Rozejrzałem się i zauważyłem zdenerwowaną mame i Francesce , za oknem , na korytarzu . Wykłócały się o coś z lekarzem .
Cholernie bolała mnie głowa . Po chwili wszyscy weszli do sali , a brunetka złapała mnie za rękę .
- Jak się czujesz ? - wyszeptała .
- Ujdzie . Co się stało ? - nagle zamilkli . - Co jest ?!
- Federico ... - zauważyłem łzy pojawiające się w oczach mamy . - Masz raka ...


Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 130.

środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 128

11 komentarzy:
(Violetta) Obudził mnie trzask okna, które otworzył wiatr. - Jeszcze chwilka - wyjęczałam.
Ale nie mogłam już usnąć, dlatego wstałam i zeszłam na śniadanie. O dziwno dom byłe pełen ludzi, jak nigdy! Nawet Ana jeszcze była, czy to święto? Ah to dzisiaj? Dziś są urodziny mojej zmarłej mamy, ale nie wiem dlaczego zawszę ten dzień mnie za bardzo dołuję. Nie miałam już jednak na nic ochoty i poszłam się przebrać w coś co nie przypominało piżamy. Różowa bluzka i granatowa spódnica? Może być. Zaplotłam delikatne loki i wyszłam z domu, dzwoniąc do Leóna. Ale oczywiście nie odebrał, bo po co? On chyba już naprawdę ma mnie dość, a to trochę boli. Zebrałam myśli by się na czymś skoncentrować, by nie myśleć nad tym dniem. I wpadłam na...



(Andres) Idę przez park, kierując się do Studio. Grzebię coś w telefonie i ktoś na mnie wpada. Tym kimś okazała się Violetta.
- Coś się stało? - pytam, widząc jej smutną minę. Gdy nie odpowiada, staram sie znów nawiązać kontakt. - Halo? Ziemia do Violetty,czekamy na odpowiedź! - żartuję lekko.
- Houston, mamy problem - odpowiada też żartując, chociaż przychodziło jej to z trudem. Siadamy na ławce, a ona opowiada mi o tym co ją dręczy.
Widać, że dzięki temu czuje się trochę lepiej. Obejmuję ją i głaszczę po przyjacielski, żeby dodać jej otuchy. Ona się uśmiecha i razem idziemy do Studio. Po drodze spotykamy...

(Luca) Ochrzaniłem ją wczoraj porządnie. Co ona sobie wyobraża, gówniara jedna, i jeszcze pyskować zaczęła co to Studio z nią robi. Eh wstałem wcześniej, chciałem jej zrobić, jakieś dobre śniadanie. Zacząłem krzątać się po kuchni, kanapeczki, tosty, wszystko leżało przygotowane na stole, a ona wyszła z pokoju spojrzała na to wszystko, prychnęła i wyszła z domu. Stałem jak wryty. Chyba minęły z dwie minuty, porwałem kurtkę i wybiegłem za nią. Jednak moja siostrzyczka jakby rozpłynęła się w powietrzu.
- Super. - pomyślałem. Szedłem sobie do Resto, myśląc co można zrobić, żeby poprawić wizerunek mojego baru. W oddali zauważyłem Villette z Andresem.
- Hej, Hej Viola, Andres. - zagadnąłem ich.
- O Luca hej. - odpowiedziała dziewczyna.
- Słuchajcie to znaczy Viola, bo z Andreasem już gadałem, co się dzieje z Fran ? - spojrzałem na nią.
- A co się ma dziać, zakochana jest. - odpowiada mi z uśmiechem.
- Ja z nią zwariuję, zwariuję. - zacząłem powtarzać.
- Spokojnie pogadam z nią. - uśmiechnęła się. - A teraz już musimy uciekać. - złapał Andresa pod rękę i poszli. Zacząłem kopać kamienie które leżały na drodze, niestety jeden kogoś trafił ....



(Francesca) Ha! Co to ma znaczyć?! Za kogo on się uważa? Jest moim bratem, a nie ojcem! Nie będzie mi mówić co mam robić, tak! Umiem sama o siebie zadbać! Nigdy go nie było, a teraz nagle przypomniał sobie, że ma siostrę? Ha! Ha! Ha! Bardzo śmieszne, niech pozwoli mi żyć. Wyszłam z domu bez słowa, no przepraszam wielce ważnego pana. Kiedy już ochłonęłam chciałam go przeprosić, no w końcu jest moim bratem i mimo doprowadzania mnie do szału, ehh kocham go.
Wracając do Resto widzę dosyć wkurzonego Luce. Zaczął kopać kamienie (duże) które przeszkadzały mu, oczywiście jeden z nich musiał trafić mnie! - AUĆ - krzyczę łapiąc za wargę.
- Fran! - jakby ocknął się z transu - Przepraszam! - podbiegł do mnie i zabrał moją rękę z ust.
- Auć! - powtarzam się, spojrzałam na palce dłoni.. krew. Czyli mam rozciętą wargę, gratuluję.
- Przepraszam, naprawdę - Objął mnie, a ja przewróciłam oczami - Nic się nie stało, skoro już przepraszasz to ja też chciałam, źle się zachowuję ostatnio - Uśmiecham się dosyć lekko.
- Zobaczysz, że będzie już dobrze - ściskam go i lecę na zajęcia, ale po drodze wpadam na...


(Diego) Wczoraj wróciłem dość późno do domu. Byłem w szpitalu u Lary, a później odwiedziłem jeszcze Lu. Razem zobaczyliśmy przez szybę jak mała leży w inkubatorze. Gdy widziałem minę przyjaciółki, mi również było przykro. Widziałem, że naprawdę ją pokochała. Dobra, ale już nie o tym. Lara dzisiaj wychodzi miała być tylko kontrolnie na noc. Mam wrażenie, że nasza relacja w sumie dzięki temu znacznie się poprawiła. Rano wyszedłem z domu w dość dobrym humorze, normalnie jak nie ja. Idąc do Studio wpadłem na Francesce. - Hej- uśmiechnąłem się do dziewczyny- Ej co Ci się stało w wargę?- Ehh mały wypadek, mój braciszek narozrabiał- Gdy to powiedziała trochę się przestraszyłem - Czy on Cię pobił?- zapytałem- Nie, no co ty Diego! Kopał kamienie i dostałam jednym. Nawet tak nie mów- Uderzyła mnie lekko w ramię. - A jak u Federico? Jak się wam układa?- Wiesz, coraz lepiej- uśmiechnęła się- To chyba dobrze nie? Pewnie przez te zaręczyny trochę się zmieniło- Bardzo dobrze, a te zaręczyny wyszły nam jeszcze lepiej niż się tego spodziewaliśmy- Dziewczyna promieniała radością. Byliśmy już przy wejściu do Studio- Dobra ja idę na zajęcia u Gregorio- delikatnie mnie przytuliła i odeszła do sali od tańca, a ja ruszyłem do sali Beto. Usiadłem przy klawiszach i zacząłem grać Euforię. Po chwili do sali wpada smutną czy może wściekłą....



(Violetta) Nie jestem smutna! Ile razy mam to powtarzać! Po prostu.. Eh? Czy ja muszę się tłumaczyć, kobiety tak mają! Raz są wesołe, a zaraz im coś odwala i chcą wszystkich zabić, a ja mam dzisiaj stan numer 2. Kiedy rozeszłam się z Andresem poczułam ogromne poczucie winy, była zła na siebie, przecież tak nie można! Z sali od muzyki usłyszałam piosenkę, która zdenerwowała mnie jeszcze bardziej! - Sio! Sio! - mówię do chłopaka, który chyba najwyraźniej nie rozumie moich słów, lekko go odepchnęłam i zaczęłam walić w klawisze, chłopak patrzył na mnie dość specyficznie. - EJ! Co Ci te klawisze zrobiły, co?! - Diego zabiera moje ręce z daleka od pianina - Półtora metra ode mnie! - Wrzeszczę, ale chłopak oczywiście musi podejść bliżej, no nic. Zaraz mu coś zrobię. Nie wiem dlaczego, ale odruchowo podnoszę rękę do góry, ale musi byś spostrzegawczy. - Ochłoń! Licz do dziesięciu! - Diego próbuję zachować powagę, ale mu to nie wychodzi i wybucha śmiechem, też miałam na to ochotę, ale zostałam w powadze. - Śmieszy Cię to? - pytam udając oburzoną, a on kiwa głową - MIŁO! - Prycham, ale zadzwonił mój telefon i musiałam wyjść z sali, gdzie wpadam nadal wściekła na wszystkich, ale tak naprawdę na samą siebie, na ...


(Andres) Łażę po Studio, czekając na lekcje i nagle czuję uderzenie. Patrzę - Viola.
- No, już drugi raz na mnie wpadasz. Jeszcze jeden i stawiasz mi koktajl! - mówię śmiejąc się.
Prycha, zła jak osa.
- Oj, nie złość się tak, złość piękności szkodzi - znów prycha i odwraca się obrażona plecami. - Ej no. Nieładnie tak.
Zaczynam ją łaskotać, na co ona najpierw się powstrzymuje, ale potem widocznie już nie potrafi i wybucha śmiechem.
- Andres, przestań! - krzyczy pomiędzy swoim chichotem - Andres! Proszę!
Jak na złość tego nie robię. No co? Niech się trochę pomęczy.
- Ładnie proszę? - mówi błagalnym tonem, wciąż się śmiejąc.
- No dobrze - uśmiecham się szeroko i zostawiam ją w spokoju. - Czemu byłaś taka zła?
- Uhh! Nawet mi nie przypominaj. Nieważne, to nic takiego - uśmiecha się pod nosem. - A co u ciebie?
- W porządku. Gdzie idziesz?
- Właściwie to powinnam oddzwonić, bo dzwonił León, ale nie mam ochoty z nim rozmawiać...
- Porozmawiaj z nim. Najlepszym wyjściem zawsze jest szczera rozmowa. - uśmiecham się do niej. - Ja już idę do klasy, no to do zobaczenia!
Żegna się ze mną i odchodzi, a ja wchodząc do klasy widzę dobrze znaną mi osobę.
- Cześć - wita się ze mną i zaczyna rozmowę...


(Naty) Szkoda że już nie chodzę do Stud!a, ale muszę być silna ! To nie może tak być, że znów tam wróce. Muszę się opanować ! Nawet dzięki swojej słabości dzwoniłam do Maxiego, ale ten jak nazłość nie odbierał... To bolało... Poszłam do Studia aby odwiedzić Anę, ale w budynku dowiedziałam się że już od dawna tam nie chodzi. Jaka ja mądra... Westchnęłam i miałam wracać  gdy widzę Andresa. - Cześć. - Przywitałam się. - No hej, hej. - Odpowiedział rozweselony. On zawsze jest taki uśmiechnięty, wesoły. To urocze że można być takim optymistycznym człowiekiem... - Naty ? Natka, helooooł ! - Zaczął wymachiwać mi przed nosem. - Aa... Przepraszam zamyślałam się. - Kąciki ust poleciały mi ku górze.
- A ty Naty to zawsze taka nieobecna ? - Usłyszałam głos ... Za sobą.


(Maxi) W jednym z korytarzy Stud!o zauważam dziewczynę której obecności tak bardzo mi brakuję, może powinienem spróbować raz jeszcze? Czy na zawszę straciłem swoją szanse? Muszę chyba jednak z nią porozmawiać, dziewczyna jest strasznie rozkojarzona - A ty Naty to zawsze taka nieobecna? - pytam z lekkim grymasem, brawo. Na nic lepszego mnie nie stać? - M-Maxi - powiedziała nie pewnie, a ja uśmiechnąłem się lekko, okay czas się wziąć w garść. - Możemy zamienić słówko? - pytam spoglądając na hiszpankę, a ona kiwa swoją głową tak, że wszystkie loki spadają jej na oczy, to urocze. - Oczywiście Maxi - dodaje po chwili jak udaje się jej zapanować nad burzą włosów. Powoli wyszliśmy na zewnątrz - Co u Ciebie? - pytam przerywając ciszę, a ona się śmieje - Wracam do Stud!o.. A u Ciebie? - znowu w jej głosie słychać nie pewność.
- Powoli się ogarniam. Naty.. Przepraszam, nie chciałem Cię zranić..
- Nie zraniłeś - mówi chyba za szybko, ale wiem swoje.
- Jest jeszcze szansa?
- Maxi, zawszę jest szansa. Przecież uczucia nie odchodzą z dnia na dzień, ale jestem już inną Naty, musisz to zaakceptować - Jej oczy błyszczą, kiedy chce jej odpowiedzieć podbiega no nas zasapany/a ...


(Camilla) Dziś ledwo wstałam. Nienawidzę takich dni. Nic mi się nie chce mimo tego że nawet się nie ruszyłam. Ale nie mogę cały dzień leżeć w łóżku. Po godzinie od wstania byłam już ogarnięta.  Ruszyłam powolnym krokiem do Studia. Męczyło mnie nawet oddychanie. Co się ze mną dzieje ? Przed budynkiem widzę Natalię i Maxiego. Jak ja się stęskniłam za widokiem tej dwójki razem. Mimo braku sił zebrałam się w sobie i podbiegłam do nich. -Naty ! Maxi ! I grupa znowu w komplecie.-uśmiecham się. Po ich minach widzę że przeszkodziłam w czymś ważnym. -Ok, ok już idę sobie. Cześć-rzucam do przyjaciół i idę do budynku. Na szczęście gdy usłyszałam muzykę siły wróciły mi. Trochę muzyki i od razu chce się żyć. Niestety nie wszyscy było do śmiechu. Po drodze do sali z muzyki widzę...


(Mostowiak) Yupi ! Jest praca, a wujuś kochany opłaci mi mieszkanie ! Wszystko się układa ! Z tej okazji postanowiłam zrobić niezłą bibę, dawno nic się nie działo nie ? Ale do tego potrzebowałam mojej ekipy, ale wpierw do Resto. Wpadłam do baru i znajdując Luce spytałam czy by pozwolił mi na "małą" imprezkę. Troszkę się dziwnie zachowywał ale no nic ! Zgodził się ! Przytuliłam go mocno i po chwili wyszłam z baru szukając mojej ekipy. Poszłam do Stud!a ale nie mogłam znaleźć tam Naty, ale za to ujrzałam Cami. - Sieeeeeeema. - Przywitałam się i odeszłam w trakcie. Wyszłam na dwór i dostrzegłam dwa gruchające (xD) gołąbeczki. Niestety musiałam im przeszkodzić. - Sorry, pożyczam ją. - Złapałam dziewczynę za ramię i opowiedziałam jej plan, akurat niedaleko nas ujrzałam Marca więc go zawołałam. Oczywiście moje miśki się zgodziły. Więc powróciliśmy do Resto i zaczęliśmy przygotowania. Jak ja kocham biby... ! Zupełnie inaczej teraz o tym myślę niż kiedyś ! Gdy wszystko było dopięte na ostatni guzik a zaczął nadchodzić wieczór wysłałam do wszystkich aby zjawili się w barze za 10 min. Dodałam że dziś wydarzy się ciekawy wieczór... Nacisnęłam wyślij i poszło...


(Marco) Już od samego początku wiedziałem że to się uda. Ana ma głowę do planowania takich rzeczy. Pomogłem jej w przygotowaniach i muszę przyznać że niezbyt dobrze mi to szło,
niespadnięcie z krzesła przy wieszaniu serpentyn i światełek. Rozbicie kilku szklanek i przy okazji wylanie soku. No trudno. Gdy już wszystko skończyliśmy siedliśmy na krzesła a Ana zaczęła wszystko od początku do końca tłumaczyć, jak to zrobiła wcześniej zanim zabraliśmy się za robotę. Oczywiście nie chciało mi się jej słuchać więc zacząłem grać sobie na telefonie (tak, ma nowy xD Kolejny xDD ) przez co oberwałem w  głowę. Gdy już skończyła swoją ''przemowę'' zabrała się za rozsyłanie zaproszeń, w formie listu. Jako piewszy/a pojawił/a się.......


(Camilla) Dostałam sms'a od Any o treści takiej że urządza imprezkę w Resto. Ja na imprezy zawsze i wszędzie jestem chętna. Ruszyłam od razu gdy zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji. Gdy doszłam jako pierwszy w oczy rzucił mi się Marco który robił naburmuszony rzeczy które "nakazała" mu Ana.  Śmiesznie wyglądał gdy w fartuszku ścierał stoliki.
-A ty co za Kopciuszka robisz ? Później zmienisz się w księcia ? Bo jak tak to chcę to zobaczyć-nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Mu za to wesoło nie było. Popatrzył na mnie i rzucił we mnie mokrą ścierką. -Pogrzało cię ? To moja nowa kiecka. Wiesz ile za nią dałam ? -Chłopak na to podszedł do mnie i zakrył ręką moje usta.
-To jest woda. Wyschnie i po sprawie-próbował mnie uspokoić....




(Marco) Cami zaczęła coś tam nawijać o sukience czy co, nie wiem za bardzo jej nie słuchałem. Podszedłem i zakryłem  jej usta ręką. Wiem jak potrafi się rozgadać, a to jak na razie było najlepsze rozwiązanie. Ta popatrzyła na mnie jak na jakiegoś idiotę. Po chwili ludzie zaczęli się schodzić. Ana puściła głośno muzykę, już od samego słuchania jej zaczęła mnie mocno boleć głowa. Wyszedłem na dwór (Hahaha, chce mi się upuścić nową komórkę *-* ) i usiadłem na ławce. Już tam było słychać wszystko co działo się w środku. Ale przynajmniej nie tak głośno.
-Czemu wyszedłeś ?- odwróciłem się i zobaczyłem/...


(Camilla) Nawet nie pozwolił mi odpowiedzieć tylko poszedł nie wiadomo gdzie. Po kilku sekundach jego twarz mignęła mi w tłumie gości. Wychodził na dwór ? Myślałam że zostanie skoro tak się napracował przy pomocy urządzenia tego.  Wyszłam na plac przed barem. Chłopak siedział na ławce ze smętną miną. -Czemu wyszedłeś ?-spytałam podchodząc go od tyłu. Odwrócił się gwałtownie w moją stronę
.-Jakoś tak. To nie moje klimaty. Wolę tu posiedzieć. Ale ty idź się bawić.-zachęca mnie.
-A z kim ja tam będę się bawić jak nie z tobą ? Poza tym nie pozwolę ci tutaj się nudzić samemu. Jak już musisz to z kiepskim towarzystwem-szturcham go łokciem dla żartu.
-Czemu tak spędzasz ze mną czas ? Myślałem że mnie nie lubisz-zadaje niewygodne pytanie. A ja ? Sama nie znam na nie odpowiedzi. Zamiast myśleć zbliżyłam swoją twarz do jego i złączyłam nasze usta...



(Marco)Trochę się zdziwiłem kiedy Camila przyszła i zaczęła ze mną rozmawiać. To było trochę dziwne
ponieważ po pierwsze, wcale się tak dobrze nie znamy. Po drugie, wolała siedzieć tutaj, na zimnie zamiast
imprezować z całą resztą ? Nie możliwe. Gdy nagle zaczęła się do mnie przybliżać, ani się nie
obejrzałem a już nasze usta były złączone w pocałunku. Nie spodziewałem się tego, mimo to jednak nie oderwałem się od niej. Jednak wszystko się kiedyś kończy. Zanim się obejrzałem odsunęła się i spuściła głowę. Ja też w sumie czułem się trochę nieswojo.
- Weźcie se nie róbcie żartów i właźcie bo zaraz zamarzniecie -usłyszałem krzyki z budynku, był/a to ......

(Violetta) Ha! Ten dzień może być jeszcze gorszy, chyba już nie! Moja kuzyneczka się wyprowadziła z domu zostawiając mnie w nim samą, po takim czasie przecież ona .. wyprowadzi się i zapomni. Jak każdy, ale może i lepiej? Odetchnie. Poczuję co to odpowiedzialność. Sama nie wiem. Ana zaprosiła mnie na 'imprezkę' która zorganizowała by uczcić swoją wolność, ale nie miałam na nią nastroju. Mimo to nie wypadło nie iść. Wieczór był bardzo chłodny, a ja nietowarzyska. Więc gdy zobaczyłam scenę między Camilą, a Marco pomyślałam o jednym... Oni są w krótkim rękawku - Weźcie se nie róbcie żartów i właźcie bo zaraz zamarzniecie - Krzyczę wchodząc do bary, a oni tylko kiwają głową na znak 'nie'
Nie? Nie. Nie! Dobra! Nie przejmuję się już nikim! Usiadłam przy jednym ze stolików, ale szyscy byli już... mocno wstawieni? Dlatego wróciłam do domu i zasnęłam..


Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 129.

wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 127

9 komentarzy:
(Lara) Obudził mnie denerwujący dźwięk budzika. Od razu zerwałam się z łóżka, ubrałam się, zjadłam śniadanie i wyszłam na tor. Nie było jeszcze znajomego taty, więc zaczęłam sama ćwiczyć. Jak ja kocham motocross...
Kiedy jechałam na torze, zobaczyłam przy barierce Diego'a. No, nie... Ja próbowałam o tym nie myśleć... A on pewnie chce znać odpowiedź... Dlaczego ja nie umiem podejmować dobrych decyzji?!
Nagle zauważyłam, że wjechałam na jakiś stromy pagórek... Ścisnęłam mocniej kierownicę, a po chwili poczułam mocny ból, smak piachu i ciężar motoru. Próbowałam go z siebie zdjąć, ale nie miałam siły... Po chwili usłyszałam czyiś krzyk:
- Lara! - Zobaczyłam Diego'a... A właściwie jego niewyraźna sylwetkę... Zdjął, razem z moim tatą, ze mnie mój motor. Kiedy się nade pochylił chwyciłam jego dłoń.
- Nie zostawiaj mnie... proszę - wydusiłam, krztusząc się piachem, a po chwili zobaczyłam ciemność...


(Diego) Z samego rana poszedłem na tor. Chciałem zobaczyć Larę, jak sobie radzi i przede wszystkim czy podjęła już decyzję. Może nie byliśmy razem, ale nadal była dla mnie ważna i chciałem żeby była szczęśliwa. Gdy już tam byłem stanąłem przy barierkach i obserwowałem jej trening. Zauważyłem, że jest zdezorientowana. Po chwili podjechała pod jakiś stromy pagórek. W tej chwili na tor przyszedł jej ojciec. Zobaczyliśmy jak dziewczyna upada i nie zastanawiając się ruszyliśmy do niej: -Lara!- Krzyknąłem. Byliśmy już przy niej i zdjęliśmy jej motor. Dziewczyna cały czas przymykała powieki, widzieliśmy, że jest w nieciekawym stanie. Nachyliłem się nad nią i miałem podnieść, lecz zamiast tego dziewczyna złapała moją dłoń i ledwo co wyszeptała- Nie zostawiaj mnie... proszę- Poczułem jakby świat mi się walił. Powieki dziewczyny upadły, a ona już na nic nie reagowała. Podniosłem ją i zaniosłem tak jak kazał jej ojciec do ratowników pracujących przy torze. Oni powiedzieli, że nie mogą z nią nic zrobić więc muszą przewieźć ją do szpitala. Tata Lary zadzwonił po pogotowie, które po chwile przyjechało. Wsiadłem razem z nimi i patrzyłem przez całą na jej przymknięte oczy i otarcia na twarzy. Dlaczego wjechała na ten pagórek? Czemu jeździła zdezorientowana?
Kiedy byliśmy w szpitalu, zabrali ją do sali. Opatrywali ją chyba... Nie wiem...
Po niecałej godzinie mogłem do niej wreszcie wejść...


(Lara) Leżałam w jakimś białym pomieszczeniu i na jakimś łóżku... Nagle mi się wszystko przypomniało. Tor, Diego, głupi pagórek, ból, piach...
Kiedy tak leżałam, patrząc w sufit i zastanawiając się jak bardzo się wywaliłam, do pokoju wpadła rozhisteryzowana mama i tata.
- Moje dziecko! - usłyszałam krzyk.
- Spokojnie, to nic..
- NIC?! Przez ten tor... - zaczęła mama.
- Ciszej, proszę.. - jęknęłam.
- Przepraszam - powiedziała cicho i blado się uśmiechnęła. - Ale niewiele brakowało, a mogłaś sobie zrobić większą krzywdę...
- Spokojnie, żyję... - rzuciłam, a oni przez chwile mi opowiadali co mi jest. Otarcia, złamana ręka, straciłam wcześniej przytomność - mogłam się domyślić. Gdyby nie kask byłoby gorzej.
- Dobrze, może powinniśmy dać Larze spokój. Powinna odpoczywać - stwierdził w końcu tata.
- No... Dobrze. Tym bardziej ktoś na ciebie czeka na korytarzu - powiedziała uśmiechnięta mama. Wspaniale. Czekałam wreszcie na tą chwilę, aż to powie... Jeju...
Po chwile wyszli, mijając się z Diego'iem, który podszedł do mnie i usiadł na krześle.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Dobrze... - powiedziałam cicho i odwróciłam wzrok w stronę okna. - Ja... To na torze... Jeju... - Spojrzałam na niego. - Mogę wrócić do Studio'a, ale na niektóre zajęcia... - powiedziałam po chwili, chociaż to nie była przemyślana decyzja... Dostrzegłam jego uśmiech i delikatnie mnie przytulił.
- Piach jest niedobry - stwierdziłam, a on się zaśmiał. Do sali wszedł/weszła...


(Ludmila) Dzisiejszy dzień miał być dobry, w takim sensie, że znowu idę do Studio, chociaż dziwnie jest jak pracuje tam Twoja matka, i jej facet których na codzień widzisz w domu. Noc spędziłam w szpitalu u małej. Od razu, gdy wstałam sprawdziłam czy oddycha, a potem poszłam wziąć szybki prysznic, przebrałam się w świeże ciuchy. Jeszcze po zajęciach miałam wpaść do szpitala. Spojrzałam na telefon, i było tam kilka smsów. Jeden od Diego " Lara miała wypadek, jesteśmy w tym szpitalu co Ty". Pięknie pomyślałam i poszłam zobaczyć czy wszystko z nią w porządku. Na całe szczęście szybko ją znalazłam, weszłam do sali i zobaczyłam Larę i Diego przytulających się. - Przyszłam tylko sprawdzić jak się czujesz Lara, ale widzę, że okej wpadnę wieczorem. - powiedziałam do nich i chciałam wyjść. - Poczekaj Lu. - usłyszałam głos Diego. - Wszystko ok ? - zapytał. - Tak śpieszę się ma zajęcia. - dałam mu całusa w policzek i wyszłam ze szpitala. Spojrzałam na zegarek - Cholera zajęcia z Gregorio. - powiedziałam i zaczęłam biec. Myślałam, że płucam wypluję jak byłam już na miejscu. I jeszcze przy wejściu musiałam na kogoś wpaść ....


(León) Geniusz ja, tym razem prawie nie spóźniłem się na zajęcia. Właściwie to w ogóle bym się nie spóźnił, gdyby nie Ludmiła, która na mnie wpadła, biegnąc do sali od tańca.
- Może chociaż przepraszam, co? - nie chcę zbytnio jej denerwować, mimo wszystko wiem przez co przeszła. Chyba tak łagodne potraktowanie jej nie dało żadnego efektu, ponieważ blondynka spojrzała na mnie tylko, po czym odwróciła głowę w swoją stronę i poszła na zajęcia. Przewracając oczami ruszyłem za nią, nucąc pod nosem kawałek Euforii. Zajęcia minęły w miarę spokojnie, i chociaż widok Violetty oraz Andresa ciągle razem doprowadzał mnie do szaleństwa, nie miałem zamiaru interweniować, jeszcze nie teraz. Po zajęciach miałem godzinę wolnego, więc udałem się do domu. Postanowiłem wyjść z Syriuszem na spacer, ostatnio zwalałem ten obowiązek na kogo tylko się dało. Idąc ulicami miasta, spotykam...


(Violetta) Zajęcia skończyły się dość szybko, miałam zamiar iść przejść się gdzieś z Francescą i Camilą , ale każda z nich miała już inne plany więc postanowiłam wrócić sama do domu. Idąc parkiem spotykam Leóna z naszym psem - Syriusz! - wołam głaszcząc go po pysku. - Hej - mówię do chłopaka stojącego obok mnie. - Co się z Tobą dzieje? - pytam prostując nogi.
- Ze mną? - powtarza - Nic, wszystko w porządku.. - mruczy coś pod nosem - Dlaczego pytasz? -
Długo nie zastanawiałam się nad odpowiedzią - Bo jesteś oschły? - mówię patrząc czy jakkolwiek zareaguje. Nic. - Bo nie oddzwaniasz? - chyba wystarczy argumentów, poklepał się lekko w głowę i nic nie powiedział bo przerwał nam....

(Andres) Chodzę po mieście, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nagle wpadam na Violettę z Leónem.
- Cześć! - mówię do nich - Co słychać?
León mruknął coś pod nosem na powitanie. Viola spojrzała na niego nieco zła, ale tego nie skomentowała.
- Wszystko w porządku, Andres. A co u ciebie? - uśmiecha się ciepło.
- U mnie też. Tak właściwie, to snuję się po mieście tu i tam... O, Syriusz! - zauważam psa. Ta, wiem, szybko. Schylam się do niego i głaszczę go po łbie. Nagle słyszę śmiech dziewczyny na to, jak Syriusz polizał mnie po twarzy, a ja się skrzywiłem. Pff.
- No wiesz? Nieładnie tak się z kogoś śmiać. - śmieję się razem z nią. León cały czas stał jak ten kołek, ale postanawiam nic nie mówić.
- Wiecie, ja już muszę lecieć - Usłyszałem ciche mruknięcie "No, świetnie, idź już", czy mi się zdawało? - Do zobaczenia!
Żegnamy się i idę dalej. Niedługo po tym słyszę znajomy głos.
- Cześć Andres! - ktoś zaczyna rozmowę. Odwracam się i widzę...


(Luca) I znowu nie wiem gdzie ona się szlaja. Oczywiście jestem wyrozumiały, ale to już przekracza ludzkie pojęcie. Wychodzi z samego rana wraca o bardzo późnej porze, jestem jej bratem mam prawo się martwić. Nie miałem ochoty po raz tysięczny dzwonić do niej na komórkę, miałem tylko ogromną nadzieję, że zjawi się w Resto. Otworzyłem bar i od ran7a był straszny ruch, nie miałem nawet sekundy, żeby wyjść się przewietrzyć. Kiedy nareszcie nastała owa chwila. Wyszedłem na zewnątrz przewietrzyć mózg. I zauważyłem Andresa.
- Może on coś wie. - pomyślałem
- Cześć Andres ! - powiedziałem, a chłopak odwrócił się zdezorientowany.
- O Luca cześć. - uśmiechnął się
- Mam sprawę nie widziales gdzieś Fran, w ogóle nie wiem co się z nią ostatnio dzieje. - popatrzyłem z nurka nadziei na niego.
- Nie mam pojęcia ona nom stop z Federico teraz spędza czas, sorry muszę uciekać... Zajęcia. - powiedział i zniknął mi z pola widzenia. Po drugiej stronie dostrzegłem Anę, kuzynka Violetty przyprawiała mnie o mocniejsze bicie serca. Wiedziałem, że jestem od niej starszy, ale ona nigdy nie zwracała i nie zwróci na mnie uwagi. Ehh nie ważne, nie będę sobie robił nadziei, wróciłem do baru, usiadłem za lada, aż otworzyły się drzwi ...


(Pablo) Mimo że wziąłem sobie wolne, widzę jak Esme się męczy. Mówiłem jej kiedyś, jak chce to niech się denerwuje, męczy jeśli jej pasi z tą ciążą. Ale ja już tak nie mogę. Dziś miała tylko 3 lekcje, więc wróciła wcześnie. Przywitała się ze mną a ja walnąłem prosto z mostu; - Nie możesz już pracować...
- Co ? Aa... Co dziś ? Pierwszy kwietnia ? - Zaśmiała się ze słabą miną, ale ja byłem akurat w tej sytuacji powżny.
- Ha.. Ha... - Zacząłem sztucznie. - Mówię na serio. Wiem że sama się nie przyznasz ale taka prawda. Masz zakaz rozumiesz ?
- I co myślisz że cię posłucham ? - Znów się zaśmiała. Podniosłem brew i wyszedłem.
- OO STEPHANI ! - Krzyknąłem specjalnie wychodząc żeby ją wkurzyć, szedłem do Resto. Zamówiłem tam koktajl truskawkowy i wpadłem na dobry pomysł... Wypiłem go szybko i ruszyłem do Maćka. Wziąłem od niego, pewien proszek... I wróciłem do mieszkania, nie odzywając się do partnerki poszedłem do łazienki i wsypałem to do płynu, do kąpieli. Wyszedłem i zająłem się sobą... Kilka minut później zobaczyłem że Esme rusza się wykąpać. Zaśmiałem się pod nosem a kilkanaście minut później...; - PABLO ! - Krzyknęła. Wyszła cała niebieska, a ja wybuchłem śmiechem... Lubię barwniki...


(Esmeralda) Nie wiem o co mu znowu chodzi, jeju chcę pracować i koniec kropka, ciąża mi w tym nie przeszkadza. Gdzieś wyszedł potem wrócił, w ogóle się nie odzywał, znowu zaczyna swoje humorki. No nic, poszłam się wykąpać, nalałam na siebie płynu i zaczęłam się nim smarować. Po chwili moje ciało było całe niebieskie - PABLO !! - wydarłam się ma cały dom i owinięta w ręczniki i dodatkowo cała niebieska wyszłam do salonu. - Wyglądasz jak smerf. - oznajmił. - Pogieło Cię, czy już naprawdę postradałeś zmysły !!! - wydzierałam się. - Nie uspokajaj mnie rozumiesz, po prostu jak mogłeś, specjalnie to zrobiłeś. - powiedziałam. - Uspokój się ! - krzyknął po chwili, a ja stałam jak wryta. - Prosiłem Cię prawda ? Nie słuchasz mnie. Jesteś w 4 miesiącu nie pozwole Ci się przemęczać. - mówił już spokojniej. - I tak musiałeś się posunąć do tego czegoś. - wskazałam na swoje ciało. - Mniej więcej o to chodzilo. - oznajmił. Nie no miałam ochotę go walnąć, zmierzyłam go wzrokiem. - Gratuluję - powiedziałam i skierowałam się w stronę pokoju ...



(Pablo) Jak lubię gdy się denerwuje.Poszła do swojego pokoju a ja wzruszyłem ramionami. Siedziałem przez kilka minut w salonie pisząc nowy tekst aż w końcu ta cisza mnie zaniepokoiła, wstałem na równe nogi i poszedłem do pokoju. Raczej... Próbowałem, bo się zamknęła. - Teraz to się wypchaj ! - Dotarł do mnie jej zdenerwowany głos przez drzwi. Wywróciłem oczami. - Też cię kocham. - Dodałem od siebie i ruszyłem do kuchni. Może czas pokombinować ? Wyjąłem kurczaka, pastę paprykową, ser zółty i reszte potrzebnych mi produktów... Zacząłem i skończyłem po niecałej godzinie... Dobra ! Wyszedłem z formy gotowania... A Ona nadal nie wychodziła, musiała się nieźle wkurzyć. Przygotowałem stół, świece i chciałem jeszcze kilka drobiazgów dodać lecz niestety... Potrzebne mi rzeczy były w sypialni... (BEZ SKOJARZEŃ) Próbowałem ją przekonać aby wyszła, ale odmawiała. - No Esme... Wyjdź ! - Poprosiłem ostatni raz, nastała cisza. Westchnąłem ciężko i się odwróciłem. Nagle poczułem ból głowy, mogłem się trochę odsunąć od tych drzwi... Bo otwierając je nieźle mi przywaliła...


(Esmeralda) Zrobił ze mnie smerfa i cTy planujesz zamach na moje życie. - powiedział. - Za to co zrobiłhciał mnie teraz oglądać po moim trupie. Poczulam jakieś zapachy w domu. - Matko brakuje tego, żeby dom spalił. - pomyślałam. Kilka razy prosił mnie, żeby wyszla, ale ja stanowczo odmawiałam. Jednak naprawdę balam się, że spali kuchnie, więc otworzylam drzwi, waląc go przy tym w glowę. - Auć. - uslyszalam. - Przepraszam, to było niechcący. - odrzekłam i skierowalam się w stronę kuchni. Po chwili on też się tam pojawił. - eś ... tak. Ciekawe ile dni będę to zmywać. - powiedzialam, a on się cicho zaśmiał. - Uwierz, mi nie jest do śmiechu. Robiliśmy z dzieciakami projekt, a teraz ich wystawiam, przez Twoje ubzduranie, że nie mogę pracować to nie poważne. - odrzeklam zaglądając do piekarnika. - Robisz kurczaka. ? - zapytałam. - Tak chcialem Ci poprawić humor. - odrzekł. - Nie ogarniam was najpierw robicie potem myślicie ?? Tak mają mężczyźni - zapytałam. - Nie musisz mnie obrażać. - odrzekł obrażony. - Nie puszczaj fochów bo to nie ty wyglądasz jak Smerfetka na dodaek z brzuchem. - popatrzyłam na niego. Coś mnie zakuło w brzuchu, i jakoś niedobrze mi się zrobiło to chyba natlok tych zapachów. Zrobilam zkwaszoną minę, ale nic mu nie powiedziałam... Patrzyłam na niego, a on na mnie. - I masz postawiłeś na swoim, nie pójdę do pracy ...


(Pablo) - I masz postanowiłeś na swoim, nie pójdę do pracy. - powiedziała trochę zezłoszczona. Podszedłem bliżej i pocałowałem ją w czoło, a moja ręka automatycznie powędrowała na jej brzuch - Będziesz ją demerwował ze mną syneczku. - pomyślałem. - Słucham ?! - zapytała, a ja z przerażeniem stwierdziłem, że znowu myślałem na głos. - Tak szczerze Ci powiem, że pasuje do Ciebie ten niebieski - puściłem do niej oczko. - Pamiętaj, że zemsta będzie słodka. - odpowiedziała mi. No pięknie, to teraz ona ma tą przewagę, bo nie wiem kiedy zaatakuje. Ta kobieca przebiegłość. Przytuliłem ją bardzo mocno. - Nie denerwuje się już - powiedziałem i uslyszałem dzwonekdo drzwi. Oderwałem się od kobiety i poszedłem otworzyć. Przed drzwiami zobaczyłem .... Który/a pewnie przyszedł/a do Ludmiły. - Lu nie ma odpowoedzialem...


(Violetta) Ja nie wiem czy to jest normalne, czy może to ja znowu coś zepsułam? Próbowałam coś z niego wykrztusić, ale na nic. Muszę przestać się martwić, nie? Nie mogłam dłużej siedzieć bezczynnie w domu, miałam ochotę wyjść gdzieś z Fran która była zajęta Federico, Camilą która nie wiem gdzie się podziewa czy Tomasem lub Andresem, ale wolałam nie. W pustym pomieszczeniu usiadłam do klawiszy i zaczęłam grać... "Chce patrzeć na ciebie, chce śnić o tobie. Przeżyć z tobą każdą chwilę. Chcę cię przytulić, chce cię pocałować. Chce cię mieć blisko mnie. Przecież miłość jest tym co czuję. Jesteś dla mnie wszystkim".. - Miłość jest przereklamowana! - powiedziałam zakładając na siebie kurtkę, a po chwili wyszłam z domu. - Zapamiętać, nigdy więcej się nie zakochać! - burczę pod nosem, kiedy dochodzę na miejsce. Choć sama nie wiem dlaczego tu przyszłam, naprawdę. Przez chwilę czekania w końcu zbieram się na odwagę i pukam do drzwi, dość szybko otwiera mi Pablo. - Lu nie ma.. - wycedził. No dobrze, ale ja przyszłam do Esmeraldy, ale może lepiej nie? Zawszę mi pomagała, ale.. nie, nie będę ciężarem. - Dziękuję - posłałam nauczycielowi delikatny uśmiech i odeszłam. Czyli jednak nic nie zrobię. Wróciłam do domu, obejrzałam jakiś bezsensowny film w telewizji i poszłam do siebie na górę, dość szybko zasnęłam....


Koniec rozdziału !

Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 128.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 126

9 komentarzy:
(Diego) W nocy spałem przez jakieś trzy godziny. Rano szybko poszedłem do łazienki się ogarnąć. Później zabrałem wszystkie partytury, nuty itp. Na szybko zjadłem śniadanie i wypiłem bardzo dużą kawę, po czym wyszedłem z domu. Zastanawiałem się jaką decyzję podejmie Lara i co dalej z nami. Dzisiaj chodziłem z głową w chmurach. Chodziłem po BA gdyż miałem jeszcze godzinę do zajęć. Widziałem wszystkich szczęśliwych ludzi, nie takich jak ja, smutnych non stop martwiących się o coś. Idąc tak przez przypadek wpadam na....


(Mostowiak) Hihi. Trzeba dziś też iść na halucynki, dobrze działają na mnie. Co innego na Violettę... Haha. Szłam zmęczona i jednocześnie smutna przez tą szarą rzeczywistość która mnie otacza... Idę na trening nucąc pod nosem Euforię gdy wpada na mnie roztrzepany Diego. - Uważaj ok ! - Mówimy jednocześnie. Marszczę brwi i widzę że jest nie w sosie tak jak ja. - Zły dzień ? - Pytam a ten kiwa głową. - Lara... - Tak jakby stwierdzam zamiast zapytać. - Nie martw się, cokolwiek się stało... Pamiętaj ! Że możesz iść do mnie ja ci dam i będziesz rozweselony po kilku minutach. - Uśmiechnęłam się i poszłam dalej. Gdy doszłam na stadion poszłam się przebrać i wyszłam na dwór, czekałam kilka minut... A potem kilkanaście a tych osłów nie ma ! - Co za... - Nagle wyciągając komórkę widzę że jest piątek. Walę się otwartą dłonią w czoło i idę się znów przebrać. Ja to jestem mózgiem ! Wracam do mieszkania aby odstawić rzeczy a potem wstąpię do tej restauracji żeby ogarnąć tą posadę... Po drodze widzę Pabla w towarzystwie...

(Pablejszyn) Siedziałem jak zwykle w Stud!u i wszystko dookoła zaczęło mnie denerwować. Stukot długopisu o blat, przemieszczanie papierów, ekspres. Nagle do pomieszczenia wszedł roztrzepany Beto jak zwykle hałasując co spowodowało wzrośnięcie ciśnienia w mojej osobie, a następnie Antonio... - Biorę urlop ! - Krzyknąłem i wyszedłem. To musiało być dziwne... Wychodząc z budynku udałem się niedaleko kościoła odpocząć, usiadłem na ławce i momentalnie koło mnie pojawiła się Jackie. - A ty co taki zbulwersowany ? - Spytała. Świeże powietrze mnie trochę uspokoiło, ale i tak nie miałem ochoty rozmawiać. - Nie teraz... - Burknąłem patrząc na nią. - Pogadamy później... - Dodałem i odszedłem w stronę domu...

(Esmeralda) Ludmila w domu, z Pablo okej, czyli wszystko po trochu się układa. Dodatkowo moja córka wróciła do Studio, co jeszcze bardziej poprawia mi nastrój. Dziś miałam wolne, i tak cały dzień zastanawiałam się co tu ciekawego wykombinować. I wpadłam na pomysł, Ludmila postanowiła spędzić noc w szpitalu, chciała posiedzieć z mała. W sumie nie dziwię się jej. Dlatego wpadłam na pomysł, że zamówię jakieś fajne jedzenie. Pablo ostatnio mówił, że go zaniedbuje, to trzeba w końcu pokazać mu, że tak nie jest. Miał wrócić po południu więc od samego rana krzątałam się w kuchni. Pięć razy poprawiałam stół, żeby wszystko było okej. Jakieś sałatki, przystawki, wszystko szykowałam zebu wyszło jak najlepiej. Jednak niespodziewałam się takiego wejścia smoka. Nie dość, że przyszedł wcześniej, to jeszcze był zdenerwowany. - Co się stało ? - zapytałam. - Nie pytaj - odpowiedział siadając na kanapę. - Ciężki dzień ? - popatrzyłam na niego. - Nawet nie wiesz jak bardzo. - rzucił. Zbliżyłam się do niego, bardzo powoli, zaczęłam szeptać mu coś do ucha. - To może masaż poprawi Ci humor. ....


(Pablo) Bałem się że zaraz żyła mi eksploduje (xd) w domu na szczęście nie męczyło mnie nic. Usiadłem na kanapie rzucając pojedyńczymy zdaniami. - To może masaż poprawi Ci humor... - Szepnęła mi do ucha a następnie jej ręce powędrowały do moich karku, ale szybko je przystopowałem.
- Zniszczyłaś coś? - Spytałem w prost.
- Nie?
- Chcesz coś? Albo stało się coś?
- Nie! Po prostu chcę być miła. - Miła? Zmrużyłem oczy i sobie przypomniałem.
- Aaa... Nie musisz koło mnie skakać, już cię przeprosiłem. Ale... To bardzo słodkie... - Spojrzałem jej prosto w oczy i uśmiechając się lekko nie mogłem się oprzeć jej wargom i przybliżyłem się. Muskając jej wargi przerwała; - A na to nigdy nie jesteś zmęczony... - Zachichotała.
- A co nie podoba się? - Zapytałem i tym razem to Ona złączyła nasze usta.... Tym razem ja, choć niechętnie oderwałem się. - Wiem co mi poprawi humor. - Musnąłem palcem jej nos.
- Słucham.
- Zaśpiewaj mi... Ty tak pięknie śpiewasz...

(Esmeralda) - Zaśpiewaj mi ... Ty tak pięknie śpiewasz. - wyleciało z jego ust. - Naprawdę ? - spytałam patrząc mu prosto w oczy. - Tak. - powiedział bawiąc się moim kosmykiem włosów. Podeszłam do pianina, zasiadłam na na krześle, otworzyłam klapę, i położyłam palce na klawiszach, po kilku chwilach wydobył się dźwięk i śpiew z moich ust ;

Valió la pena todo hasta aquí
porque al menos te conocí

Valió la pena lo que vivimos
lo que soñamos

lo que conseguimos

Valió la pena, pude entender
que cada historia es una razón

Para estar juntos, para creer
para que suene nuestra canción

hoy somos tantos, hoy somos más
hoy más que nunca

Puedo volar!

Kiedy skończyłam spojrzałam na mojego mężczyznę. - Więc tak jak mówiłem cudownie. - podszedł do mnie i zaczął całować moją szyję. Nie powiem było to wielce przyjemne, ale coś sobie przypomniałam i musiałam natychmiast iść do sklepu. - Pablo muszą wyjść do sklepu. - odezwałam się. - Mhm. - powiedział, ale mię przerywał swoich pieszczot na mojej szyi. - Naprawdę muszę będę za 10 minut. - przerwałam mu. - Ehh, tylko wracaj szybko. - spojrzał na mnie. - Dobrze, dobrze. - pocałowałam go. - Czekaj. - dodałam wychodząc z domu. Po drodze do sklepu zauważyłam....



(Violetta)  Czy to normalne, że moja głowa mi pęka aż tak bardzo? Ja nie wiem co się wczoraj wydarzyło, co ona mi dała i jak ja znalazłam się w domu? Wstałam dosyć późno, ale jak zawsze byłam nie wyspana, mam szczęście iż mój ojciec niczego nie zauważył. Wszystko rano robiłam w wielkim popłochu. - Jestem spóźniona - burczę ubierając kurtkę. - Angie - krzyczę z dołu - Idziesz do Stud!io? - wołam biorąc partykułę dla Besto. - Zaczynam dopiero za godzinę, idź sama - odpowiada mi schodząc po schodach, uśmiecham się do niej i wychodzę z domu. Dzień jest dosyć ładny, trochę tylko za bardzo wieje. - Viola? - dobiega mnie głos jakiejś kobiety, szybko się okazuję, że jest to Esmeralda. - Hej - witam ją, a za nią widnieje Pablo. - Coś się stało? - pytam lekko zdezorientowana
- Nie, dlaczego? Chciałam wiedzieć co u Ciebie słychać? - uśmiecha się i odgarnia włosy. Trochę to dziwne, nigdy nie rozmawiamy, a teraz tak po prostu podchodzi do mnie, przez chwilę mówię jej nic nie znaczące momenty mojego życia, a ona następnie mówi jaka jest szczęśliwa, więc chyba w końcu wszystko układa się po jej myśli, to dobrze. Kiedy poszłam w swoją stronę widzę....


(Francesca) Wczoraj bawiłam się z Diego bardzo dobrze, nawet nie przypuszczała, że może być tak zabawny i miły, ale nastał nowy dzień, a ja nie wiem w co ręce włożyć. Szybko wstałam z łóżka i włożyłam na siebie kremową sukienkę, prostując włosy dobiega mnie głos mojego brata z dołu - Francesca! - krzyczy zatrzaskując drzwi - Masz gościa - Nie wiem dlaczego, ale chłopak nie lubi Federico? Jak można go nie kochać? Przecież tak się nie da?! Schodząc na dół przewieszam przez ramię torbę i jestem już gotowa do wyjścia - Cześć - mówię z wielką ochotą rzucenia mu się na szyję, ale przy obecności Luki to nie najlepszy pomysł - Gotowa do wyjścia? - uśmiecha się szeroko, a ja kiwam głową. Kiedy już znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od domu Fede odzyskuje głos - Luka mnie nie lubi! - rzuca wyciągając jakieś żelki z kieszeni, a ja patrzę na niego morderczym wzrokiem, przecież już o tym rozmawialiśmy! - Dobra, dobra! - mówi wyrzucając stare żelki do kosza. Idąc okrężną drogą w stronę Stud!o mijamy sklep z sukniami ślubnymi, kiedyż przeszłabym obok niego normalnie, ale teraz? Nie mogłam się oprzeć! - Błaaaagam! - powiedział wiedząc jaki czeka go los, wchodząc do sklepu po drugiej stronie ulicy znajduję się Violetta, która nam macha. - Nie! - zatrzymałam się w progu wejścia - Nie mogę! - rzucam i idę, sama nie wiedząc co mi się właśnie stało....


( Federico )
- Czekaj , czekaj , czekaj - zagrodziłem jej droge nie wiedząc o co jej chodzi . Podniosłem pytająco brew . - Co się stało ? - spytałem .
- Yyyyy ... - zacięła się . - Nie ważne - ominęła mnie i ruszyła w jakimś kierunku . Patrzę na Violkę , a ona gestem pokazuje , bym za nią szedł . Unosze kciuk do góry i biegne za dziewczyną .
- A jeśli powiem , że mam coś dla Ciebie zatrzymasz się ? - zrównałem się z brunetką . Popatrzyła na mnie , ale się nie zatrzymała .
- Jaką ?
- Niespodzianka to niespodzianka . Daj rękę - posłusznie wykonała polecenie i pociągnąłem ją do z powrotem do centrum . Próbując zabić czas , opowiadam jej o żelkach , o ich właściwościach , ile zawierają witamin itp ( :D ) Francesca chyba wcale mnie nie słuchała , ale mi się buzia nie zamykała .
Doszliśmy do centrum handlowego i zakrywając jej oczy zaprowadziełem ją do najlepszej krawcowej w mieście .
- I teraz będziesz mogła zaprojektować sobie wymarzoną suknie ślubną - rzuciła mi się na szyję , a ja tradycyjnie zakręciłem ją w kółko . Przez okno witryny sklepowej widze ...




(Mostowiak) Nie miałam co robić, no to na zakupy ! Odpuszczę sobie dziś halucynki... Chodząc po centrum trafiam do cukierni... MOJE królestwo. Oczy nie mogły się nacieszyć widokiem, ślinka pociekła ale nie miałam kasy... - Dobra, praca = kasa = cukierki = faza = szczęście ! Coś mam daleko do tego szczęścia. - Burknęłam. Wiedziałam że to nieuczciwe ale ja po prostu nie mogłam się oprzeć. Więc powoli podeszłam do tacy z sernikiem i udając że zastanawiam się co wybrać zwinęłam dwa kawałki... Szlag by go trafił ! Skąd mogłam wiedzieć że zacznie mnie gonić ? Normalnie kabaret. Ja latałam po centrum z dwoma kawałkami ciasta a ten krzyczy goniąc mnie, darowałby sobie dziadek ! Przyspieszyłam i wpadłam do jakiegoś sklepu, spojrzałam przez okienko a ten dziadus pobiegł dalej. Hah. Podniosłam głowę i ujrzałam że jestem u krawca ? O bosh... - To tu zdesperowani ludzie przychodzą aby zrobić sobie sukienkę na swój zaiście, zaistny ślub bo boją się że ich partner im ucieknie... Tępe dziewczęta. - Mówiłam do siebie i dopiero po chwili ujrzałam Federa i Fran. Jakoś mi ulżyło że to powiedziałam.
- Masz mnie za taką ? - Spytała.
- Właśnie tak! - Odpowiedziałam z uśmiechem i wyszłam... Jedząc moje ciasto natykam się na...


(Violetta) - Raz! Dwa! Trzy! - Krzyczy już zasapany Gregorio - Prawa! Lewa! Lewa! Dół! Prawa! - Nie mam żadnego pojęcia jak on się trzyma w tym wieku! Przecież?! Nie ważne. Po skończonych zajęciach przyszedł czas na zrobienie czegoś miłego, może zakupy? Chyba dobry pomysł. Zadzwoniłam do Camili, ale nie odbiera tak samo jak i León, co się z nimi dzieje? A może to i dobrze, pobędę trochę sama. Wchodząc do galerii już z daleka widzę moją wspaniałą kuzyneczkę, chyba musimy wyjaśnić sobie pewną kwestie. - Violet! - krzyczy wkładając pół ciasta do buzi, ludzie czemu? - Mówiłam Ci coś wczoraj, a ty zupełnie mnie zignorowałaś i dałaś mi te halucynki! - Moja głowa bolała co raz bardziej z każdym kolejnym słowem. - Violuś nie denerwuj się tak, co?! Było.. No wiesz jak było! - Rzuciła z wielkim uśmiechem. - Na mnie czas - spojrzała na zegarek i ruszyła w stronę wyjścia. Rozejrzałam się do o koła i zauważyłam stoisko z koktajlami! Długo się nie zastanawiam i ruszyłam do kolejki wpadając po drodze na ... - Przepraszam - mówię, ale dopiero potem zauważam znajomą mi twarz - No cześć, co tam? - odpowiada mi napotkana osoba....



Bezpośredni odnośnik do obrazka(Camilla) Zgubiłam telefon. No pięknie. Czy ja kiedyś przestanę być taką ofiarą losu ? Raczej nie. Teraz to już w ogóle nie mam kontaktu ze znajomymi.  Postanowiłam przejść się na zakupy. Odprężające i nie wymagające większego nakładu sił. Wybrałam się do centrum handlowego które znajdowało się najbliżej Studia. Jakoś wielkie nie było ale małe też nie. Ciuchy na witrynach sklepów zachęcały do wejścia i przymierzenia ich.W pewnej chwili zapatrzona w czarną kieckę wpadam na kogoś-Przepraszam-Usłyszałam głos Violetty ? Podniosłam głowę i ujrzałam rozkojarzoną twarz przyjaciółki.-No cześć, co tam?-Pytam bo jakoś ostatnio bardzo rzadko rozmawiamy a jak już to i tak przelotnie.
-Nic, nic a ty co tutaj robisz ?-dalej jest rozkojarzona ale raczej nie chce wyjawić dlaczego. To jej sprawa i jak będzie chciała to powie komuś ja nie będę się na siłę pytać.
-Idę na zakupy wiesz ostatnio ciuchów mi brakuje idziesz ze mną  ?-dziewczyna rusza głową w geście "tak".  Po drodze do pierwszego sklepu napotykamy....

(Mostowiak) A ta jak zawsze oburzona ! Pff. Przecież wiem że jej się podobało, tylko to ukrywa... Miałam wychodzić gdy sobie przypomniałam ! Mózg ze mnie, wróciłam się i akurat ujrzałm przy okazji Violet i Camile. Uśmiechnęłam się do nich co Cama odwzajemniła, co innego Violet ! Od razu mnie chciała zgnieść swoim morderczym wzrokiem, patrząc tak na nich wpadam na kogoś. Patrząc przed siebie widzę gościa z cukierni. - DZIEŃ DOBRY ! - Krzyknęłam mu do ucha, aby go chwilę zatrzymać i jednak wybrałam drogę do domu. Eh... W klasycznym parku usiadłam odsapnąć i wpadłam na kolejny genialny plan ! Tylko... Najpierw praca ! Poszłam w końcu do tej restauracji ograrnąć co i jak, a tam widzę baaaardzo znajomą mi osobę! Z wyszczerzem na twarzy mówię; No hej ...


(Lara) Po południowym treningu na torze, poszłam sobie do jakiejś restauracji, bo byłam strasznieee głodna. Później muszę wracać na tor, znowu trenować. Ach, jak dobrze pójdzie będę maiła nowy motor! Ale tym to się zajmuje mój tata, chociaż mam nadzieję, że pozwolą mi ostatecznie zadecydować na czym chcę jeździć. Przecież się znam na motorach, prawda?
Usiadłam przy jakimś stoliku i zobaczyłam co mają w menu. Kiedy chciałam wreszcie coś zamówić, zauważyłam Anę.
- No, hej! - przywitała się z wielkim wyszczerzę.
- Cześć, Ana... - usiadła przy stoliku.
- Co tam, Lara? Co z Diego'iem? - Przygryzłam policzki.
- Nic - warknęłam.
- Okey, okey... Widziałam go dzisiaj z głową w chmurach i po prostu pytam się co się stało.
- Może się jego zapytaj? - Uśmiechnęłam się i wyszłam z restauracji.
Wróciłam na tor i dalej ćwiczyłam. MUSZĘ wygrać te zawody. MUSZĘ. Nie ma innej opcji. Podobno robię postępy. I dobrze...
Po treningu od razu wróciłam do domu i zasnęłam.

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 127.
layout by Sasame Ka