sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 61.

(Angie)Promienie porannego słońca oświetliły mój pokój a następnie moją twarz przez co się obudziłam.Ten ranek wydawał się taki uroczy i cały dzień też się taki zapowiadał,lecz nagle przypomniałam sobie wczorajszy wieczór..Wstałam i sprawnie wykonałam wszystkie poranne
czynności. Schodząc na dół byłam pełna obaw..Jak mam się teraz zachowywać?Mam dalej żyć jakby nic się nie stało?..Niestety na żadna z pytań siedzących mi w głowie nie umiałam odpowiedzieć.Miałam nadzieję,że nikogo nie spotkam,lecz los jak zwykle chciał inaczej. Podeszłam do stołu przy,którym siedzieli wszyscy domownicy..
-Dzień dobry-powiedziałam obojętnie i zasiadłam na swoim dawnym miejscu.
Czułam się bardziej niż niekomfortowo. Miałam wrażenie,że każdy na mnie patrzy,a gdy podnosiłam wzrok wszyscy byli pochłonięci swoim talerzami.Jedyny wzrok,który zdołała wychwycić to wzrok Germana.Patrzył na mnie ze współczuciem,cierpieniem,politowaniem?Sama nie umiałam sprecyzować..Nie wytrzymałam dłużej i przeniosłam wzrok na swój talerz.Ta cisza,która panowała tym bardziej potęgowała moją wewnętrzną rozterkę i myślałam,że nie wytrzymam przy tym stole ani minuty dłużej..
-Violu chodzmy już,bo się spóźnimy-wstałam raptownie
-Yyy,ale Angie mamy jeszczę jakieś 40 minut do zajęć,a studio wcale nie jest tak daleko-stwierdziła spoglądając na zegarek.
-To nic.Za ten czas zdążysz jeszcze przećwiczyć skomplikowaną choreografie Gregoria,wiem,że ostatnio nie miałaś na to czasu,a wiesz jaki jest Gregorio..Jak mu podpadniesz to Cię jeszczę farbą pomaluję-zaśmiałam się nerwowo i próbowałam obrócić całą rozmowę w żart,ale średnio mi to wyszlo...
-No dobrzę; może faktycznie masz rację.-odpowiedziała a ja odetchnełam...
Wychodziłyśmy właśnie przez furtkę,gdy...

(Esmeralda) Nie spałam cała noc wyglądam jak zombie. Wstałam dość wcześnie bo słońce dopiero wschodziło. Po cichu zczłapałam się po schodach. Moje życie nie ma sensu. Kolejny mężczyzna mnie zranił, córka ma mnie gdzieś, po co ja mam żyć, po co ??. Wyszłam z domu tak jak stałam. Byłam w jakimś dresie, oczy spuchnięte i w takim stanie poszłam do sklepu. Niestety musiałam przechodzić obok domu Castillo i niestety musiała wychodzić z nich Angie. - Esme ! Esme! - usłyszałam głos Violi, ale nie zareagowałam. Znowu pojawiło mi się w głowie wczorajsze wydarzenie. Wybrał ją. Weszłam do sklepu kupiłam butelkę whisky i wróciłam do domu. Na całe szczęście Lu jeszcze spała. Usiadłam przy stole, postawiłam butelkę i wyjęłam pudełko tabletek na uspokojenie. Wszystkie wyjęłam. Napisałam tylko zwykłe " Przepraszam" na kartce  i zaczęłam łykać jedną po drugiej, popijając alkoholem. Cały czas płakałam. Moja głowa zaczęła wirować, krew w żyłach szybciej krążyła, a serce przyśpieszyło swój rytm Czy to już koniec ?? Taką mialam nadzieję. W pewnym momencie zrobiło mi się niedobrze, więc wolnym krokiem udałam się do łazienki. Jednak nie dotarłam przed samymi drzwiami osunęłam się na ziemię. I ten błogi spokój. Oczy stały się cięższe, i coraz ciężej było mi oddychać. Przed całkowitym odlotem usłyszałam jeszcze - Mam....

(Ludmila) Z dni na dzień jest coraz gorzej. Horror i tyle w tym temacie. Coś mówiło mi żebym wcześniej dziś wstała. Jakieś przeczucie, a może zwykła głupota, żeby się nie wyspać. Zrobiłam poranną toaletę, i z humorem zbitego psa zeszłam na dół. Jakaś dziwna aura panowała w domu. Przecież niemożliwe, żeby matka spała. Podeszłam do stołu zobaczyłam rozsypane tabletki i butelkę whisky. - O co chodzi - pomyślałam i jeszcze kartka "Przepraszam" zupełnie nic z tego nie
rozumiałam. I po chwili zauważyłam nogę, zbliżyłam. Boże moja matka leżała jak trup przy wejściu do łazienki. - Wstawaj wstawaj ! - szarpałam nią. - Coś Ty zrobiła nie zostawiaj mnie. !! - zaczęłam płakać. Wzięłam telefon i wykręciłam znany mi numer. - Błagam proszę przyjedźcie, moja matka, próba samobójcza, ja nie wiem czy żyje nie czuję pulsu, szybko błagam. - rozłączyłam się. Złapałam ją za rękę i czekałam. Po 7 minutach przyjechała karetka. Coś zaczeli przy niej robić. - Jesteś córką ? - ktoś zapytał. Pomachałam głową. - Chcesz jechać. - Taaaak. - odpowiedziałam i weszłam do karetki. Czas leciał tak wolno, tak bardzo wolno nie wiedziałam co mam robić, nie miałam nawet do kogo zadzwonić. Siedziałam na korytarzu, czekając nie wiem na co, ale czekałam. Było mi coraz słabiej. Ludzie biegający w białych kitlach rozmywali mi się w oczach, nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu. - Posłuchaj, Twoja matka jest w stanie krytycznym, ten dzień i noc będą decydujące. - powiedział. Niedocierało to do mnie, wstałam i złapałam się za głowę. Lekarz mnie przytrzymał i poprosił pielęgniarkę, żeby dała mi zastrzyk na uspokojenie. Powiedział mi też, że mam iść do domu, że będzie dzwonił. Wyszłam z tego szpitala i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Byłam w szoku i te słowa krążące po mojej głowie "stan krytyczny" Byłam w takim amoku, że nie zauważyłam..

(Germán) Źle się czuję że tak zakończyłem to z Esmeraldą, mam takie uczucie jakby od środka mnie coś zżerało... Na śniadaniu byłem jakiś nieobecny, tylko od czasu do czasu patrzyłem na Angie. Nie powinna się czuć winna, przecież to ja zdecydowałem... Potem próbowałem się jakoś skupić na pracy, ale nie wychodziło... W pewnej chwili dostałem jakiś telefon, z niechęcią słuchałem gostka.
- Jest w szpitalu. - Usłyszałem tylko to... "Kto?!" Spytałem głośno ożywiając. - Pani Esmeralda Ferro - Źrenice mi się znacznie rozszerzyły co zauważył mòj przyjaciel. - Co jest? - Zapytał. Nie odpowiedziałem tylko wsiadłem do auta i pojechałem. "Co ta kobieta znòw wymyśliła ?!" Przeleciało przez moją głowę... Gdy byłem na miejscu napotkałem córkę Esmeraldy, mówiła o jakimś stanie krytycznym a potem pobiegła chyba do domu... Gdy byłem w budynku "sympatyczna" recepcjonistka powiedziała mi gdzie znajduję się w tej chwili moja ex. Znajdując się na górze szukałem odpowiedniej sali, po paru minutach ją znalazłem, akurat jakiś lekarz z niej wychodził. - Co z nią? - Zapytałem drżącym głosem... - Mąż? - Tak, tak... - Mówiłem bez zastanowienia. - Stan krytyczny, są małe szanse że przeżyje. Zażyła dużą ilość tabletek, co jest niebezpieczne.... - Dalsze słowa do mnie nie docierały, w głowie chodziło mi tylko " są małe szanse" Siadając na krześle modliłem się...

(Violetta) Cała ta sytuacja w sklepie z Esmeraldą była bardzo dziwna wiem, że nie przepada za Angie tylko to nie powód by olać mnie w ten sposób. Po skończonych zajęciach, zadzwonił mój telefon. Był to Ramallo, który prosił mnie abym przyszła do szpitala do taty. Spanikowałam, że mogło mu się coś stać, dlatego jak najszybciej wybiegłam ze szkoły i po kilkudziesięciu minutach była już w szpitalu obok sali 246, o dziwo mój ojciec siedział przed pokojem, ale przez szybę moje oczy zauważyły Esmeraldę. Dosiadłam się do mojego ojca i przytuliłam go nawet nie pytając co się stało, bo sama się tego domyślałam. Dawno nie widziałam go w takim stanie chciał przy mnie wyglądać na spokojnego, ale jego oczy mówiły, że nie umie sobie z tym wszystkim poradzić. Nie mogłam namierzyć Ludmiły, wiedziałam co teraz czuję. Po dłuższej chwili milczenia lekarz zawołał mojego ojca do swojego gabinety, a mi kazano wracać do szkoły. Ciekawe jak miałam to zrobić? Podeszłam do szklanej szyby, za którą leżała kobieta przyczepiona do milionów kabli, przyłożyłam głowę do szkła i wspominałam, nawet nie wiedziałam kiedy łzy mi poleciały po policzkach. -To nie może się tak skończyć..- powtarzam sobie w myślach -Nie może...- Musiałam iść się przewietrzyć bo weszłam bym tam do niej szarpiąc ją by się obudziła. Przed szpitalem panuje smętna atmosfera tak samo jak i w środku. Na przeciwko szpitala znajduje się łąka? Park? nie wiem jak to nazwać. Usiadłam na pobliskiej ławce i moje myśli zajęła kobieta z córką, co teraz będzie dalej. Po chwili uświadamiam sobie, że przez dłuższy czas ktoś  woła moje imie -Violetta..Violetta..Violetta..Jak się czujesz?...Violetta...V-I-O-L-E-T-T-A!-...

( Federico )
Szedłem sobie przez park , udolnie , ale jednak i zobaczyłem Violkę , siedzącą na ławce . Łzy spływały jej po policzkach .
- Violetta..Violetta..Violetta. Jak się czujesz?...Violetta...V-I-O-L-E-T-T-A! - zacząłem się wydzierać aż w końcu się otrząsnęła i mnie zauważyła . Podszedłem do niej . - Co jest ?- usiadłem obok .
- Dużo jest . Bardzo . Esme chciała się zabić - wyszeptała .
- Co ?! Ale ... ? Jak ?
- No normalnie . Wzięła tabletki , jakieś różne świństwa i się stało . Jest w stanie krytycznym , ale ja nie chcę by ona umarła . Nie chcę - zrozpaczona wtuliła się w moją pierś . Zszokowany objąłem ją ramieniem . Moja noga z próbą samobójstwa to pikuś . Nie wiedziałem co powiedzieć , więc po prostu mocno ją do siebie przytuliłem .Pierwszy raz nie wiedziałem co robić , jak się zachować .
- Nie bój się . Ona na pewno Cię nie zostawi . To nie ona wybiera czas kiedy odejdzie . Na pewno będziecie się jeszcze razem śmiać , śpiewać , tańczyć , oglądać tanie komedie na DVD z pudełkiem lodów z ręcę . Musisz poczekać a wszystko się ułoży . Zawsze po pewnym czasie się układa - wyszeptałem jej do ucha . Chyba trochę się uspokoiła .
- Co się stało ? - podniosłem głową i zobaczyłem zdezorientowanego  ...

(León) Znowu. "Cześć, w tej chwili nie mogę odebrać, zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału!" Ja już nie wiem, co jej jest. Ile razy nie będę dzwonił, i tak odezwie się poczta głosowa. Wychodzę z
domu, trzaskając głośno drzwiami. Wybieram się do Studio w nadziei, że tam ją spotkam, ale zauważam ją przechodząc przez park okalający szkolę. Jest w towarzystwie Federico, i widocznie coś było nie tak.
- Co się stało? - pytam, podchodząc do nich. Obydwoje są w niemałym szoku, jednak na spokojnie wszystko mi opowiadają. Nie wiem, jak okropnie musi się czuć teraz Violetta. Próbuję zmienić temat na coś przyjemniejszego, jak na przykład słońce, które dzisiaj jasno świeciło czy na piosenkę, która była ostatnim dziełem dziewczyny.
- Właśnie! - krzyczy Fede, kiedy zaczynam mówić o muzyce - wiedziałem, ze o czymś zapomniałem! Dzięki za przypomnienie! - i odchodzi, zostawiając nas z pytaniem na ustach.
- Chodź, przejdziemy się gdzieś - proponuję szatynce. Idąc przed siebie nie przerywamy naszej rozmowy o niczym, kiedy spotykamy...

(Ludmila) Chcę żeby dzisiejszy dzień po prostu się skończył. Do tej pory nie może do mnie dojść ta sytuacja z ranka, ten starszny widok i słowa " stan krytyczny" i jeszcze ojciec Violki, który ma czelność przychodzić do szpitala. To wszystko moja wina ewidentnie moja wina. Gdybym nie była taka podła w stosunku do niej i gdybym ją wspierała nic takiego by się nie wydarzyło. Ten jej cały doktorek ma do dzwonić, ale telefon milczy. Boję się wracać do tego szpitala, boję się tego widoku. Ona cała w rurkach i patrzysz tylko na monitor czy jej serce dalej bije. Ona nie może mnie zostawić, nie ma takiego prawa. Pół dnia łażę po mieście, raz siadam na ławkę raz z niej wstaję. Muszę się wziąć w garść dla niej. Zrywam się na równe nogi i idę w kierunku szpitala. Los chciał, że po drodze spotkałam Violke i Leona. - Ludmila, Ludmila poczekaj. - krzyczy dziewczyna. - Nie mam czasu rozmawiać, nie mam czasu stać tu i pieprzyć z tobą o głupotach w momencie w którym moja matka umiera. Nie mam ochoty Violetta. - powiedziałam. Ona mnie jednak zatrzymała. - Błagam jak będziesz coś wiedziała zadzwoń. - odpowiedziała, ale ja już jej nie słuchałam szłam przed siebie , nie zważając czy wpadam na ludzi, szłam ze spuszczonym wzrokiem. Nagle zadzwonił telefon. - Powinnaś jak najszybciej przyjechać. - był to głos lekarza. Szybko się rozłączyłam. Łzy pojawiły się w moich oczach, a myśli przejęła najczarniejsza wizja. Zaczęłam biec i wpadłam w czyjeś ręcę...

(Diego) Tak, Violetta wczoraj delikatnie mówiąc mnie olała. Trudno. Nie mogę zaprzątać sobie nią głowy.
Widocznie mnie nie docenia takiego jakim jestem.  Nie wiem co mam zrobić, żeby mnie zauważyła, nie zwracać na nią uwagi, nie rozmawiać, nie myśleć o niej... Chyba to najlepsze rozwiązanie. Szedłem spokojnie parkiem, kiedy zobaczyłem biegnącą Lu, wiedziałem, że chcę z nią porozmawiać o dziewczynie, ale zauważyłem, że coś jest z nią nie tak. Gdy była już blisko wpadła prosto w moje ręce. Zauważyłem na twarzy dziewczyny łzy, podniosłem jej pod brudek jej makijaż był rozmazany, a oczy czerwone.
-Ludmiła co jest?
-M-m-moja mama jest w szpitalu- powiedziała resztką sił
-Ale co jej jest?
-Ona,ona chciała się...- nie dokończyła, ale ja zrozumiałem o co jej chodziło
-Ciii, spokojnie... Wyjdzie z tego... Obiecuję...- powiedziałem przytulając dziewczynę...

(Violetta) Chciałam pomóc Ludmiłe wiem, że nie może być teraz sama bo to za bardzo boli, a ja naprawdę chciałam być przy niej. León zabrał mnie na spacer mimo, że moje myśli odpływały ja starałam się pozostać na ziemi. Szliśmy wzdłuż parku gdzie stał Diego ściskający Ludmiłę. I jak on może mówić, że mnie kocha? Śmieszne. -Wszystko dobrze?- szepnął mi do ucha León obejmując mnie ramieniem. Kiwnęłam głową, Gdy wypuścił mnie ze swoich objęć spojrzałam w kierunku chłopaka i dziewczyny, jej już nie było, ale on stał i przyglądał mi się. Stwierdziłam, że chłopak objął mnie na popis, ale co mogłam na to zrobić, szkoda mi było Diego, że musiał to wiedzieć. Ruszyłam przed siebie, kiedy znowu spojrzałam za siebie nikogo już nie było...
Nie chciałam wracać na zajęcia, nie dzisiaj. Dlatego poszliśmy do Resto zamówiliśmy soki z którymi wybraliśmy się na spacer nad jeziorko. Mimo tych wydarzeń dzień był ładny, w powietrzu unosił się słodki zapach kwiatów. Siedzieliśmy tak na trawie myśląc co by było gdybyśmy się nigdy nie spotkali? Co by było gdybym nie przyszła do Studia? Gdybyśmy byli z kimś innym? Czy każdy najmniejszy ruch na wpływ na całą przyszłość?  Czy tu i teraz ma wpływ na... No właśnie, nie możemy myśleć co by było gdyby, liczy się tu i teraz! -Violu, muszę Ci coś powiedzieć..- León zaczyna coś mówić -Słucham- uśmiecham się do niego.
-Ja.. eh.. Bo..- kiedy próbuje coś z siebie wykrztusić podbiega do nas....

(Ana) Od rana siedzę w swoim pokoju i gapię się w sufit. Słyszałam o Esme... Szkoda mi jej, fakt mój wujek jest frajerem ale żeby aż do szpitala ?! Ciekawe jak czuję się Ludmiła... A jak się może
czuć ?! Anka ogar ! Nagle usłyszałam głośny trzask drzwi, zerwałam się na nogi i zeszłam na dół. Nikogo nie zauważyłam, gdy wstąpiłam do kuchni...
- Nie ! - Krzyknęłam gdy mężczyzna zaczął sobie rozcinać żyły nożem. Po chwili zsunął się na ziemię i tak patrzył się na swoją ranę... Czy mu już odbiło ?! Uklękłam koło niego i próbowałam zatamować krew.  - Olga ! - Krzyknęłam ponownie a gosposia po chwili znalazła się w kuchni. Kazałam się jej zająć wujem a sama zadzwoniłam do psychiatry i akurat do Violetty, nie odbierała... W pewnym momencie wybiegłam z mieszkania w poszukiwaniu jej, znalazłam ją po paru minutach z Leonem. Zdyszana podbiegłam do nich, na początku nie umiałam nic z siebie wykrztusić ale po chwili opowiedziałam jej co zrobił sobie jej ojciec. Wstając na równe nogi, poszła razem ze mną do mieszkania. Na szczęście był już tam Ramallo z Olgą a mój krewny siedział na kanapie przytomny z niezłym bandażem na nadgarstku...

(German) Słuchając ich ciągłych kazań zrozumiałem że... Gdybym sam się uśmiercił a Esmeralda by przeżyła to to nie miałoby sensu, poza tym mam córkę, pracę... Angie... I kobietę która umiera w szpitalu ! Zajebiście normalnie... Pierworodna usiadła obok, przytuliła mnie i też zaczęła gadać, aż mnie głowa bolała od natłoku słów... Ale w tamtej chwili przypomniałem sobie jak Esme miała taki napad gadania gdy się denerwowała... Była kobietą idealną... Lecz nie dla takiego ćwoka jak ja... Wstając poszedłem w kierunku drzwi.
- Gdzie idziesz ? - Usłyszałem głos za sobą.
- Do niej... - Odpowiedziałem krótko i poszedłem do szpitala. Nie dłużyło mi się, mimo dużej odległości. Na miejscu od razu zobaczyłem zapłakaną Ludmiłę, usiadłem koło niej. - Wiem że ci jest trudno, mi tak samo bo kocham ją... Mimo iż w niektórych przypadkach zrobiłem źle to uwierz... Nie kocham nikogo bardziej niż ją...
- To przez ciebie ona teraz tam leży ! - Wykrzyczała przez łzy. - Przez nikogo innego niż przez ciebie ! To ty namotałeś jej w głowie ! - Darłaby się dalej gdyby lekarz do nas nie podszedł...
- Moglibyście się uspokoić ? To nie jest odpowiednie miejsce na takie rzeczy... Poza tym stan pacjentki znacznie się polepsza. - Odparł a ja zamarłem. Spojrzałem w sufit i szepnąłem do siebie "Dziękuję". Mina jej córki też znacznie się poprawiła. Moje wnętrze wypełniło się szczęściem ale... To jeszcze nie koniec...

(Tomas) No błagam czy ja zawsze muszę się o wszystkim dowiadywać ostatni? Całe szczęście zadzwonił do mnie Diego i poinformował o tym co się stało z matką Lu. Niewiele myśląc ruszyłem biegiem do szpitala, kompletnie nie obchodziło mnie to że nie jesteśmy już razem, ona mnie teraz potrzebowała! Już po paru minutach byłem w szpitalu, na recepcji dowiedziałem się w której Sali leży jej matka, natychmiast tam pobiegłem. Wparowałem do Sali cały zdyszany, nie spodziewałem się że będzie tam ojciec Violetty, ale to nie było teraz ważne. – Ludmila, tak mi przykro. – wyszeptałem, wymijając lekarza i podchodząc do niej. Nie pewnie objąłem ją ramieniem a potem przytuliłem, nie wyrywała się ale wiedziałem że to tylko i wyłącznie ze względu na te całą chorą sytuacje. Nagle usłyszałem cichy szept. – Ludmila… - natychmiast wszyscy skierowaliśmy wzrok na Esme, miała otwarte oczy. – Mamo! – zawołała Lu i rzuciła się by ją przytulić a German wyglądał trochę jakby wygrał milion na loterii. Całe szczęście się obudziła, więc nic tu po mnie – pomyślałem i wyszedłem z Sali.

(Ludmila) Gdy lekarz powiedział, że jest lepiej to jakby kamień spadł mi z serca, ale jeszcze dobrze byłoby gdyby ten cały German stąd poszedł. Tomas, jego najbardziej mi brakowało w tych momentach i nagle pojawia się na holu podchodzi i przytula mnie . Dokładnie jego, tylko i wyłącznie jego mi tak cholernie brakowało. Kiedy tak siedzieliśmy to usłyszałam ciche. - Ludmila. - nie mogłam uwierzyć, kiedy zerwałam się z krzesła zobaczyłam że ma otwarte oczy. - Mamo - powiedziałam, wyrwałam się z krzesła i wbiegłam do sali. Byli tam lekarze, którzy coś odłączali. - Będzie dobrze, możesz posiedzieć, ale tylko pięć minut. - lekarz zabrał rękę z mojego ramienia. - Mamo tak się bałam, dlaczego chciałaś mi to zrobić. - nic nie mówiła, patrzyła tylko na mnie a potem delikatnie położyła mi dłoń na policzku. - Nie rób mi tego więcej. Muszę iść kocham Cię, będę jutro z samego rana. - powiedziałam i wyszłam z sali, przy okienku stał German. - Dziś pan nie wejdzie. - rzuciłam. - Będę tu siedział. - powrócił na swoje miejsce. Ruszyłam przed siebie z myślą, że teraz wszystko musi się ułożyć. Wytarłam ostatnie łzy, chyba były ze szczęścia. Po raz pierwszy się uśmiechnęłam i pobiegłam do domu...

Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 62.


7 komentarzy:

  1. Kochane moje <3 Macie talent!
    Niezwykły rozdział kocham je!
    Oby 7 komentarzy było szybko bo chcę nowy rozdzialik!
    Pozdrawiam,
    Vilu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział.
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Extra rozdział, czekam na następny !

    OdpowiedzUsuń
  4. Superr rozdział

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny rozdział przede wszystkim ciekawy bardzoo :D lubię tego bloga piszcie tak dalej.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka