momencie zadzwonił dzwonek, gosposia popędziła w stronę drzwi by je otworzyć. Po głosie od razu przeanalizowałem kto przybył.
- Dzień dobry ! - Przywitała się roześmiana Angie. - Violu miałam cię dziś odprowadzić i mieliśmy porozmawiać. - Dodała. Córka spojrzała na mnie a potem na Anę.
- Em... Tak, ale to jutro, dziś musimy z Anką...
- Wstąpić do psychiatry bo mam shizy... - Dokończyła siostrzenica. Pociągnęła moją córkę za rękę i wyszły. Wstałem na przeciwko szwagierki.
- Mm, to możemy się przejść. - Dopowiedziałem uśmiechając się lekko. Po chwili byliśmy już w parku i gawędziliśmy o wszystkim i o niczym... Dobrze spędzało mi się z nią czas, przez chwilę nawet zapomniałem o Esmeraldzie i o tym cholernym bólu... ! Przechadzając się dalej zauważyliśmy na tej samej dróżce... Idącego/ą w naszą stronę
(Esmeralda) Tak ciężko to jeszcze nigdy nie było. Cały wieczór rozmawiałam z Ludmila, bo nie dawała mi spokoju, wydzierając się na mnie za to co zrobiłam. Przecież to było dla niej, wszystko dla niej. Moje spuchnięte od płaczu oczy wyglądały strasznie. Nie miałam nawet ochoty doprowadzać się do porządku ,bo to nie ma sensu. Ludmila jeszcze spała, a ja musiałam iść do sklepu, bo lodówka była pusta, i nawet nie miałam kawy, która postawiłaby mnie na nogi. Idąc jak w jakimś transie, myślałam o tylu rzeczach, że zaczęła boleć mnie głowa. Nagle moim oczom ukazał się German, moje serce zaczęło bić mocniej, jednak obok niego zobaczyłam Angie. Czyli tak pociesza się po moim rozstaniu. Wiedziałam od samego początku, że on dalej czuje coś do Angie. Ludmila mnie ostrzegała. - Esme ?? - zapytał zdziwiony. - To tak pocieszasz się po naszym rozstaniu tak?? - wskazałam ręką na kobietę. - Esmeralda, przecież to ty chciałaś. - odpowiedział. Za chwilę go uderzę bo nie wytrzymam z nerwów. - Chciałam przyjść porozmawiać z Tobą, bo rozmawiałam z Lu, a Ty tu i jeszcze z nią. - powiedziałam. - Życzę wam szczęścia. - odpowiedziałam. Chciałam odejść, ale złapał mnie za rękaw. - Poczekaj. - powiedział. Wyrwałam rękę, i łzy pojawiły mi się w oczach. Jestem tak cholernie słaba. - Puść mnie ! - wyrwałam rękaw....
(German) Próbowałem ją zatrzymać, ale nie udało sie. Wyrwawszy mi się uciekła.
- Pprzerpaszam, porozmawiamy później. - Wyszczeliłem do Angie i pobiegłem za nią. Muszę zacząć biegać bo słabo coś z moją kondycją... Dogoniłem ją przy pewnej kafejce. - Poczekaj ! - Złapałem ją za ramię i płynnie obróciłem w moją stronę.
- Zostaw ! - Krzyczała.
- Poczekaj, nawet nie wiem z czego robisz zamieszanie ! - Uciszyła się na chwilę. - Wcale nie chciałem wtedy powiedzieć że... Że to twój wybór... Poza tym Angie jest moją rodziną, szwagierką i wczoraj wróciła. Chciałem z nią tylko pogadać, to tylko spacer ! Przecież nie robiliśmy niewiadomo co ! Kocham cię... I nawet nie wiesz jak cholernie trudno mi było i wciąż jest... Ale nie zatrzymywałem cię, bo wiedziałem że jesteś świadoma swej decyzji i że dobrze robisz. Nie bądź zła, to nie ma sensu, przecież wiesz że nigdy nie przestanę coś do ciebie czuć... Poza tym chciałaś mi coś powiedzieć...
(Esmeralda) Naprawdę mam wszystkiego dość. On chce ze mną spokojnie rozmawiać i jeszcze mówi, że dalej coś do mnie czuje. - Chciałam przyjść do Ciebie i porozmawiać na spokojnie. - oznajmiłam. - Rozmawiałam z Ludmila i dostałam od niej ochrzan, za to co zrobiłam i zrozumiałam, że zrobiłam błąd, bo miłości nie da się o tak o wyzbyć. - mówiłam trochę spokojniej. - Jednak masz rację to moja wina, bo ja to zakończyłam, tylko i wyłącznie moja. Więc nie dziwię się, że chcesz zapomnieć i zacząć zajmować się czymś innym. - powiedziałam. To takie głupie stać tak przed jakimś budynkiem i gadać o miłości, jesteśmy dorosłymi ludźmi, a zachowujemy się jak dzieci. - Mój błąd i moja wina. Przepraszam. - powiedziałam i weszłam do sklepu. Zrobiłam zakupy, jakieś podstawowe produkty? Wychodząc ze sklepu niestety obie reklamówki jakby na złość pękły. Nagle ktoś podszedł do mnie i pomógł mi to zbierać. - German dalej tu stoisz ?? - zapytałam a on nic nie powiedział. - Dziękuję za pomoc. - odpowiedziałam. Znowu łza zaszczyciła moje oczy ...
(German) Gdy pomogłem jej pozbierać wszystko... Zauważyłem że oczy jej się szklą a po chwili łzę która zlatywała po jej policzku. Wytarłem ją mówiąc.
- Nie płacz, nie ma sensu... - Chwilę potem pomogłem jej zanieść zakupy do domu. Droga minęła w niezręcznej ciszy i było słychać tylko tupot naszych nóg... Weszliśmy do środka jej mieszkania, w pomieszczeniu mi podziękowała a ja nie potrafiłem nic z siebie wydusić. Chciałem uspokoić swoje wnętrze, które szalało... - Ja... - Nie dano było mi zakończyć gdyż na dół zeszła jej córką. Spoglądając na nią, postanowiłem wyjść. - Przepraszam, ja już pójdę... - Byłem już przy drzwiach wejściowych gdy..
(Ludmila)Moja matka jest nie poważna. Jak ona mogła zrobić taką głupotę. Jestem podła, ale nie do takiego stopnia, żeby przeze mnie musiała zrywać z kolesiem którego ewidentnie kochała. Kiedy się obudziłam usłyszałam na dole jakieś hałasy. Postanowiłam sprawdzić co się tam dzieje. Gdy byłam na na schodach zauważyłam ojca Violetty, on najwyraźniej też mnie zauważył. Chciał od razu wyjść. - Gdzie ?? - zapytałam zbiegając po schodach. On spojrzał na mnie zdziwiony. - No co ?? Boi się pan mnie. ?? Jesteście dorosłymi ludźmi za zachowujecie się gorzej niż dzieci. - zaczynałam swój wykład. - Moja matka pana kocha, a zerwała dlatego, że ja odwalałam durnoty, a zresztą nie prosiłam jej o to. - spojrzałam na matkę. Rzeczywiście prawdą jest to, że nie przepadamy z Violetta za sobą, ale dla mnie ważne jest to by ona była szczęśliwa. - ponownie wskazałam na matkę. - Nie pozwolę by ktoś ją skrzywdził. - teraz skierowałam się do niego. - Będzie pan ostatnim kretynem, prawdziwym kretynem jeżeli zgodzi się na to durne rozstanie, a teraz państwa przepraszam, ale muszę podlać kwiaty w ogrodzie....
(Naty) Eh... W Stud!u bębnią o tym konkursie. Szkoda mi Ludmiły słysząc o zawieszeniu, wiem jaka jest jej matka, zapewne ją tam zaknebluje do osiemnastki. Poszłam ją odwiedzić, ale w ostatniej chwili zrezygnowałam. Okrążyłam jej dom, to chyba przez nudę... Akurat ją zobaczyłam na ogródku. Miałam się już odezwać ale przyłączyła się do niej matka a potem... Ojciec Violetty ?! To było dość dziwne, nie chciałam się mieszać w te sprawy. Spytam się Lu później... Krążyłam po Buenos Aires w końcu trafiłam na jakiś festyn. Kolorowe ozdoby, uśmiechy u ludzi spowodowało podniesie się endorfiny. Krążąc pomiędzy straganami z różnorodnymi ozdobami, miskami zobaczyłam Annę...
(Ana) Koniecznie powinnam wstąpić do jakiegoś dobrego psychologa. Może Lara wcale nie zrobiła tego celowo ? Wychodzę na idiotkę... Poszłam na festyn, zawsze takie miejsce mnie rozweselały. Tyle kolorów, radości aż miło się w sercu robi... Uśmiech pojawił się u mnie odruchowo po zobaczeniu znajomej twarzy. Pomachałam Naty która stała niedaleko, potem usiadłam na ławce. W pewnej chwili zaczęli śpiewać bardzo przyjemną piosenkę... Zaplotłam we włosy, słońce od rana.
Miałam przejść z Tobą, przez Rybną Bramę.
Chciałam wykrzyczeć Ci, że już wiem, ale milczałam jak cień... Nie minęła sekunda zaczęła się przyłączać do grupki ludzi. Wesoła śpiewałam dalej gdy nagle ktoś się do mnie przyłączył... Odwracając się zobaczyłam...
(Violetta) Cały poranek byłam zdenerwowana, co raz bardziej myślałam o pomyśle Federico. Dlatego rano poszłam do Lary, jakoś nie byłam tym zachwycona, ale jedynie ona mogła mi pomóc. Po bardzo długiej mowie, i błaganiu ją prawie na kolanach, dała mi to czego potrzebowałam. Idąc przez festyn, zauważyłam Ane, która przyłączyła się do grupki śpiewających ludzi, akurat grali jedną z moich ulubionych piosenek, dlatego sama do nich podeszłam i zaczęłam z nimi śpiewać...
Po kilkunastu minutach, dotarłam na tor, gdzie León zaraz miał wyścigi. Na moje szczęście wystawili scenę, która była cała pokryta balonami, jak dla mnie pachniało za bardzo popcornem. Założyłam koszulką taką samą jak ma León na wyścigi, z jego numerem motoru i nazwiskiem z tyłu - którą rano podarowała mi Lara. Weszła na scenę i podałam nuty zespołowi,
stanęłam na środku, muzyka zaczęła grac.. -To dla Ciebie- na mój głos chłopak odwrócił się w moją stronę, lekko zdziwiony..
"..Hablemos de una vez Yo te veo pero tu no ves En esta historia todo esta al teves No me importa esta vez Voy Por Ti, Voy.. Hablemos de una vez Siempre cercta tuyo estare Aunque no me veas mirame, No me importa esta vez Voy Por To, Voy Por Ti, Voy Por Ti...."
Kiedy skończyłam śpiewać powiedziałam wszystko, co leżało mi na sercu -Tak bardzo Cię przepraszam, tylko ty jesteś przy mnie kiedy Cie potrzebuje mimo, że byłam taka niezdecydowana, to ty byłeś moim oparciem, nie wiesz jak mi źle bez Ciebie, mogę śpiewać, tańczyć, pisać, udawać, że wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę moje serce bije tylko dla Ciebie... Kocham Cię- Kiedy skończyłam moją przemowę ludzie zaczęli klaskać, a ....
(León) Świat mnie nienawidzi. Chcę pomyśleć, jak by tu przeprosić Violettę, więc idę na tor motocrossowy, ale i tam też nie ma spokoju, urządzili jakiś festyn. Ignoruję jednak hałas ogarniający cały plac i melduję się jako gotowy do startu. Po chwili już widzę przed oczami odliczanie; trzy, dwa, jeden... chwila! Czy ja widzę Violettę na scenie? Kiedy widzę, że po pozostałych siedmiu motorach został tylko pył, wybiegam poza tor, ignorując wołania innych. Kiedy docieram pod scenę, widzę Violettę śpiewającą moją piosenkę. Przepycham się przez tłum ludzi, chcąc podejść jeszcze bliżej. Kiedy kończy, dodaje coś od siebie, ale jej słowa wlatują mi jednym uchem, a wylatują drugim. Jedyne, co słyszę, to "kocham cię". Widzę, że nie czeka na nic konkretnego, tylko schodzi ze sceny. Biegnę za nią, trafiając do jakiegoś spokojniejszego miejsca.
- Violetta! - na dźwięk mojego głosu odwraca się - To nie powinno tak wyglądać... nie chcę, żeby to było tak. Przepraszam cię za wszystko. Za wszystko - nie wiem, co jeszcze powiedzieć, więc zwyczajnie podchodzę do niej i chcę ją pocałować, ale...
(Broadway) Od kilku dni piszę piosenkę dla Cami. Jest skończona na czas. Dzwonię do dziewczyny aby spytać czy przyjdzie na festyn. Gdy zgadza się być tam mało nie wariuję z radości. Bo tylko to stało na przeszkodzie. Teraz tylko zebrać chłopaków. Wiem że Leon ma na pewno teraz wyścig który znajduje się przy festynie więc z nim nie będzie problemu. Gorzej z resztą. Dzwonię po kolei do każdego: Andres będzie na 100% Fede też. Problem jest z Maxim gdyż nie odbiera. No tak ... Ostatnio nie było go na zajęciach.Pewnie jest chory. Cóż jakoś trzeba będzie bez niego. Ubieram się i idę na miejsce po Leona. Stoi z Violettą. Jak romantycznie ... Ale nie ma czasu. Podchodzę do niego od tyłu (tylko ja mam skojarzenia?!). Chciał pocałować swoją dziewczynę ale nie ma tak łatwo. Pierw musi mi pomóc. Później może robić co chce. -Leoś...-zaczynam- rusz się idziesz ze mną. -To było trochę wredne ale jakoś będę musiał z tym żyć.
-Ja nigdzie nie idę nie widzisz że jestem zajęty ?-ale oburzenie. Gorzej niż u pięciolatka....
-Dobra zostawiam was ale przyjdź za pięć minut pod scenę.
Ja załatwiam w tym czasie instrumenty. Błagam Cami nie spóźnij się! Chłopacy przyszli. Nawet Leon nas zaszczycił obecnością choć naburmuszony że mu przerwałem. Weszliśmy na scenę. W tłumie wyszukałem wzrokiem Cami. Wszędzie poznam te rude włosy i promienny uśmiech. Przełknąłem nerwowo ślinę i powiedziałem: To dla Ciebie. Wyprostowałem rękę i wskazałem na nią palcem ...
(Camilla) Dziś dzwonił do mnie Broadway i pytał czy będę na festynie. Nie wybierałam się ale zawsze mogę iść bo i tak nic nie planowałam. Gdy dotarłam na plac na którym owe wydarzenie odbywało się nigdzie nie widziałam znajomej twarzy. No pięknie wystawił mnie... Ale jak już jestem to przynajmniej zostanę. Ma wystąpić kilka zespołów a ja uwielbiam słuchać muzyki na żywo. Z głośników dobiegł mnie głos. Głos który dobrze znałam. -To dla Ciebie-Gdy w końcu dojrzałam jego właściciela jego ręka wskazywała mnie. Na scenie oprócz niego stali: Leon Fede i Andres. Czyli jednak pomyliłam się co do niego. Instrumenty zaczęły wydawać pierw spokojne dźwięki a później przeradzały się w szybszą melodię. Do moich uszu dobiegały słowa piosenki śpiewanej przez Broadway'a:
I never really took a chance in life
and didn’t live for today
Oh girl and then I met you
Open my eyes to something new
You know you set me free like no one else
And got me acting a fool
Don’t you know…
You changed my life, girl 'cause now I'm livin'
And it feels so right, yea
You got my heartbeat pumping and it’s going insane,
You got me jumping out aeroplanes
Woah... That’s whyyy
I’m crazy, it’s true, Hey!
Crazy for you. (Od aut. R5-Crazy 4U)
To było takie ... Niesamowite. Jeszcze nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Mimowolnie moje oczy zaszkliły się. Chciałam iść do Broadway'a pogadać z nim ale ktoś mnie zatrzymał. Był/była to ...
( Federico ) Festyn , festyn . Wszędzie festyny . Właśnie na jeden szedłem na prośbę Broadweya . Ma śpiewać dla Camili . Słodkie to . Ale nikt nie pobije mojego planu odnośnie Violki i Leona . Czy 17-stolatek może założył poradnie psychologiczną ? Co raz częściej o tym myślę . No , ale doszedłem na miejsce i po chwili wszystko już poszło po myśli Broadweya . Camila się zjawiła , a on na niej zaśpiewał . Uśmiechnęła się promiennie . Zwinie zszedłem ze sceny i podszedłem do niej . - Cześć Cam . Wiesz może ile kosztuję popcorn ?
- Yyyyyyyy . Fedeeeeee . Nie , nie wiem - chciała mnie wyminąć , ale ją zatrzymałem .
- No wiesz ... A widziałaś może Violkę i Leona ?
- Gdzieś tam są - w końcu udało jej się koło mnie przecisnąć . Przewróciłem oczami . Miłość . Wszędzie miłość . A czemu nie może być przyjaźń . To też piękne uczucie . Właśnie zauważyłem Violkę , która grzebała w torebce . Po chwili wyciągnęła z niej ....
(Violetta) Gdzie mój karabin maszynowy? Czemu nie mam go przy sobie? Sekator? Albo chociaż pensete? Jak można przerwać w takiej chwili? Boradway, ja rozumiem wszystko, że miłość, że hormony, ale przerwać akurat na tym? Grzebiąc już jakiś czas bezsensownie w torebce, wyciągam z niej perfumy, zaczynam się nimi psikać, ale niechcący napsikałam różowymi perfumami na przechodzącego Brodwaya. -Auć- chłopak dostał prosto w oko. -Aj, aj nie chciała.. Przepraszam- wyciągnęłam i podałam mu chusteczkę.. -Nie przejmuj się, należało mi się- uśmiechną się i złapał Cami za rękę..
Wróciłam myślami do mojego wystąpienia, dlaczego León nic mi w tedy nie odpowiedział? Kiedy przyglądałam się końcu festynu, podszedł do mnie chłopak o którym tak często myślę. Wziął mnie pod rękę bez słowa i zaprowadził do domu. -Moje serce też bije tylko dla Ciebie- w końcu przerwał ciszę, pocałował mnie na pożegnanie w usta, objął ramieniem i wrócił do domu. Gdy tylko znalazłam się w mieszkaniu dobiega mnie głos ojca -Violetta! Co ty...- zwraca się do mnie. Uświadamiam sobie, że nadal mam koszulkę Leóna i musi to wyglądać nie zręcznie, ale wszystko mu wytłumaczyła, wchodząc po schodach zdaje sobie sprawę, że dawno nie widziałam Damona. W moim pokoju, czeka na mnie niespodzianka, Federico siedzi z miską chipsów i przegląda mój pamiętnik śmiejąc się przy tym. -
Przeszkadzam w czymś..?- odpowiadam chrząkając -O! Ja właśnie chciałem to otworzyć, ale nie wiem jak..- rzuca zeszyt do mnie -Bo to jest na klucz- uśmiecham się i chowam go pod poduszkę. Zapytałam co tutaj robi, nic innego jak zawsze. Czekał na Ana, ale jeszcze nie wróciła. Dlatego zabrałam go ze sobą na strych mojej mamy, gdzie oglądaliśmy nasze zdjęcia z dzieciństwa.
Koniec Rozdziału
Jeżeli pod tym postem pojawi się 5 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 44.
- No wiesz ... A widziałaś może Violkę i Leona ?
- Gdzieś tam są - w końcu udało jej się koło mnie przecisnąć . Przewróciłem oczami . Miłość . Wszędzie miłość . A czemu nie może być przyjaźń . To też piękne uczucie . Właśnie zauważyłem Violkę , która grzebała w torebce . Po chwili wyciągnęła z niej ....
(Violetta) Gdzie mój karabin maszynowy? Czemu nie mam go przy sobie? Sekator? Albo chociaż pensete? Jak można przerwać w takiej chwili? Boradway, ja rozumiem wszystko, że miłość, że hormony, ale przerwać akurat na tym? Grzebiąc już jakiś czas bezsensownie w torebce, wyciągam z niej perfumy, zaczynam się nimi psikać, ale niechcący napsikałam różowymi perfumami na przechodzącego Brodwaya. -Auć- chłopak dostał prosto w oko. -Aj, aj nie chciała.. Przepraszam- wyciągnęłam i podałam mu chusteczkę.. -Nie przejmuj się, należało mi się- uśmiechną się i złapał Cami za rękę..
Wróciłam myślami do mojego wystąpienia, dlaczego León nic mi w tedy nie odpowiedział? Kiedy przyglądałam się końcu festynu, podszedł do mnie chłopak o którym tak często myślę. Wziął mnie pod rękę bez słowa i zaprowadził do domu. -Moje serce też bije tylko dla Ciebie- w końcu przerwał ciszę, pocałował mnie na pożegnanie w usta, objął ramieniem i wrócił do domu. Gdy tylko znalazłam się w mieszkaniu dobiega mnie głos ojca -Violetta! Co ty...- zwraca się do mnie. Uświadamiam sobie, że nadal mam koszulkę Leóna i musi to wyglądać nie zręcznie, ale wszystko mu wytłumaczyła, wchodząc po schodach zdaje sobie sprawę, że dawno nie widziałam Damona. W moim pokoju, czeka na mnie niespodzianka, Federico siedzi z miską chipsów i przegląda mój pamiętnik śmiejąc się przy tym. -
Przeszkadzam w czymś..?- odpowiadam chrząkając -O! Ja właśnie chciałem to otworzyć, ale nie wiem jak..- rzuca zeszyt do mnie -Bo to jest na klucz- uśmiecham się i chowam go pod poduszkę. Zapytałam co tutaj robi, nic innego jak zawsze. Czekał na Ana, ale jeszcze nie wróciła. Dlatego zabrałam go ze sobą na strych mojej mamy, gdzie oglądaliśmy nasze zdjęcia z dzieciństwa.
Koniec Rozdziału
Jeżeli pod tym postem pojawi się 5 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 44.
fajny!
OdpowiedzUsuńGeniałny...
Ehhh.fajnie fajnie szkoda ze broodway im przerwal :D
OdpowiedzUsuńSlodkoo
OdpowiedzUsuńah violetta w koszulce leona fakt zapewne wyglądało by to dziwnie
Spoko rozdzial duzgermana i esmeraldy ae ogolnie to spoko byl
OdpowiedzUsuńThe best ... prosze o duuuuuzo violetty i leonka leonetty ale nwm niech leon zaproponuje wyjazd violettcie do paryza albo wloch czy cos takiego albo niech idą na jakąś impreze ciekawie by bylo.
OdpowiedzUsuńKochani wszystko w swoim czasie.. ;D
UsuńZaskoczymy Was jeszcze i to nie raz <33 //V.
To sie ciesze naprawde :DD
Usuń