poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 42

( Federico ) Obudziłem się i poczułem dziwny smak . Zorientowałem się , że mam na twarzy lody
czekoladowe . Wytarłem to rękawem . Rozejrzałem się i zobaczyłem , że koło mnie leży Viola . We włosach ma pełno okruszków ciasteczek . Ziewnąłem .Wstałem i zatoczyłem się . Uderzyłem o szafke , a huk obudził przyjaciółkę .
- Co jest ? - spytała powoli się podnosząc .
- Te lody szkodzą na mózg . Ale szkoda , że ją zostawił nie ? - wspomniałem  wczorajszy film .
- Bardzo . Która godzina ? - przymrużyła oczy . Popatrzyłem na zegarek .
- Dochodzi 7 - nagle usłyszeliśmy przerażający krzyk ...

(Ana) Od wczorajszej sytuacji nie widziałam się z Larą, do tego tamten gdzieś uciekł. Nocowałam u kolegi, tsa.... Wujek miał zły dzień. Wracałam do domu Castillo aby zabrać stamtąd nuty, w połowie drogi usłyszałam silnik motoru. Nie przejęłam się tym póki prawie mnie nie potrącił ! Na maszynie dostrzegłam Lare.
- Omg... - Przeszło mi przez głowę. Szybko biegłam przed siebie i pojawiłam się na posesji kuzynki. Nagle usłyszałam jak furtka się otwiera, przestraszona wbiegłam do domu z trzaskiem drzwi. Opierając się o nie zsunęłam się na ziemię, do pozycji siedzącej. Po chwili poczułam dłoń na moim ramieniu, przestraszona przeraźliwie krzyk łam a po chwili zorientowałam się iż był to mój wuj.  - Przepraszam, em... Ja... - Nie dokończyłam bo po chwili zauważyłam przed sobą Violet i Federica. A ten to co tu robi ?
- Co się dzieję ?! - Mówiła dziewczyna, biorąc głębszy oddech wstałam. Podeszłam do Federica i chciałam mu przywalić. - Ona, chcę nas zabić... I ja się boje ! A to wszystko twoja wina ! - Krzyknęłam i od razu mi ulżyło.
- Ale kto ? - Spytał.
- Lara... - Powiedziałam a on tam stał jak wryty. - I jak już robisz za moją ochronę... - Pobiegłam na górę po moje rzeczy, po sekundzie przez okno zobaczyłam...


(Pablo) Od kilku minut nie mogę się na niczym skupić, U-Mix coraz bardziej daje mi się we znaki. Nad uchem słyszę tylko "Gdzie oni są ?! Możesz mi to powiedzieć?" Marroti niszczy moją psychikę... Wkurzony wyszedłem ze Stud!a i skierowałem się do domu Castillo, gdyż Angie przestaję znów przychodzić do pracy i nie mam z nią kontaktu !
- To pewnie przez tego cholernego milionerka... - Przeszło mi przez głowę. Koło posesji tej rodziny zauważyłem moją uczennicę. - Lara ? - Dziewczyna spojrzała na mnie. - Co ty tu robisz ? - Spytałem. Po chwili poprosiła mnie abym przywołał Ane do niej, jak będę się z nią widzieć.... Dziwne... Pomyślałem i wkroczyłem na posesję, zapukałem 1,2,3 razy i nikt nie otwierał. Z niecierpliwiony odchodziłem, odwróciłem się i ujrzałem piękną kobietę... Zatkało mnie na jej widok, kasztanowe włosy, błękitne oczy i ten uśmiech który gościł u niej lecz... Chyba...
- Dzień dobry ! - Przywitała się. - Pan do German ?
- Tak jakby... - Przełknąłem nerwowo ślinę. - Pablo... - Podałem jej rękę którą uścisnęła.
- Esmeralda... - Odpowiedziała. Miałem coś dopowiedzieć gdy nagle drzwi się otworzyły a w nich ujrzałem...

(German) Nie dość że Anka rozsadziła mi bębenki przez krzyk to jeszcze, moją głowę rozsadzał nieznośny ból głowy. Wróciłem do gabinetu, nie minęła sekunda a usłyszałem pukanie do drzwi. Dźwięk nie ustawał a nikt nie otwierał, w końcu wszystko ucichło... Ale przypomniałem sobie że Esmeralda miała dziś przyjść porozmawiać. Wzdychając otworzyłem je z nadzieją że jeszcze tam jest i tam była... Nie sama... Z tym dupkiem spod Stud!a. Zmierzyliśmy się groźnymi spojrzeniami.
- Mogę wiedzieć co tu robisz ? - Spytałem.
- Przyszedłem... I odchodzę... - Odpowiedział głupkowato... Westchnąłem i spojrzałem na partnerkę.
- No co ? - Spytała gdy tamten odszedł. "Nie nic, wchodź..." Wypłynęło z moich ust. W środku usiedliśmy na kanapie. - Wiesz... Myślę że powinniśmy się rozstać... - Powiedziała ze spokojem.
- CO ?! - Prawie wykrzyknąłem, wstałem na równe nogi spoglądając na nią. - Jjak kto ? - Zacząłem po chwili zasypywać ją pytaniami.
- German sądzę że to odpowiedni czas na zakończenie tego, zrozum...
- Zrozumieć ?! Ale niby co ?! Nie potrafię... Nie chcę... - Mówiłem głaszcząc jej policzek.
- Nie utrudniaj... - Powiedziała odrywając moją dłoń.
- Czyli... Nigdy już cię nie poczuje ? - Spytałem... Opuściła głowę. Przytuliłem ją, ocierając jej plecy rękoma... - Będę tęsknił... - Gadałem jak przez mantrę. Znów spojrzałem jej w oczy i możliwie że ostatni raz pocałowałem...


(Esmeralda) Wiedziałam, że to będzie trudne, a co innego miałam zrobić, Ludmila jest najważniejsza nie mogę jej zaniedbywać, nie mogę. Odwzajemniłam ten pocałunek. Kochałam go tak bardzo go kochałam. - Przepraszam, muszę nie mam wyjścia Ludmila jest dla mnie najważniejsza, nie chcę Ci wszystkiego tłumaczyć, ale ostatnio bardzo, bardzo wiele się wydarzyło. - powiedziałam przez łzy. - Muszę poświęcać jej bardzo wiele czasu, uważać na to co mówię. - kontynuowałam wypowiedź. - Kocham Cię, ale nie ważne jest moje szczęście w tym momencie, nic nie liczy się bardziej niż moja córka, wydaje mi się że będzie lepiej gdybyśmy ... - tak ciężko było mi powiedzieć znowu te słowo. To tak boli, tak cholernie boli jak musisz wybierać między ludźmi których kochasz. - Jestem pewna, że dla Violetty zrobiłbyś to samo, jestem tego stu procentowo pewna, nawet nie dopuściłbyś do tego, do czego ja się dopuściłam. Pamiętaj, że każda spędzona z Tobą chwila była dla mnie czymś najwspanialszym na świecie. - naprawdę nie wiedziałam co mówię gadałam już jakieś głupoty, których sama nie rozumiałam, to było jedna z najgorszych chwil w moim życiu. - A i jeszcze, uważam że powinnam odejść z pracy ... przepraszam. - powiedziałam, wyszłam na zewnątrz i najnormalniej w świecie się rozryczałam ....

(German) Czułem jak z każdym kolejnym słowem coś mnie kuje w sercu. Kocha mnie... Ale czy to ma znaczenie jeśli odchodzi ? Rozklejała się powoli kończąc monolog... Rozumiałem jej decyzję... Lecz, jak uświadomić sercu że ktoś kogo kochasz odchodzi ? Nie wróci ? Nie wiem... Wyszła, zostawiła mnie. Podszedłem do drzwi, chciałem pobiec, przytulić ją... Wiedziałem że wtedy bym ją jeszcze bardziej zranił. Spojrzałem przez szybę, płakała...Zacisnąłem pięść i próbowałem się opanować, lecz nie potrafiłem... Wybiegłem, nie było jej na posesji. Wyszedłem na chodnik i nie dostrzegłem jej tam...
- Idź, nie pozwól odejść... - Mówiło moje sumienie. Wziąłem głębszy oddech i pobiegłem do jej domu, na pewno ją tam znajdę. Na miejscu jej nie było, co dziwne nawet jej córka mnie nie wygoniła... Próbowałem ją odnaleźć ale gdziekolwiek nie poszedłem... Po prostu nie mogłem... Spojrzałem w niebo i szepnąłem zwykłe "Proszę...". Zrezygnowany miałem wracać gdy dostrzegłem ją zapłakaną koło fontanny. Podszedłem do niej...
- Esmeralda... - Powiedziałem cicho. Miała odejść ale złapałem ją za nadgarstek. - Nie uciekaj nie ma sensu... - Dopowiedziałem. - Rozumiem że kochasz swoją córkę i wiele dla niej zrobisz, ale... - Nie mogłem dokończyć. Ciągle wpatrywałem się w jej oczy. - Nie opuszczaj... - Czułem że zaraz sam się rozkleję... - Prosze... - Wyszeptałem... Nie odpowiedziała nic...



( Federico )
Wyszedłem z domu , a tymczasem Anka z Violettą szukały mi munduru ochroniarza w internecie . Mam teraz je chronić . Przechodziłem właśnie przez park - miejsce , w którym wszystko się wydarzyło . Jeszcze chyba dinozaurów tu nie było . Przy słynnej fontannie zobaczyłem Esmeraldę i Germana . Kobieta płakała . To był dziwny widok . Nagle gwałtownie się odwróciła i wzięła głęboki oddech .
 - Mój kochany!
 Nieszczęście idzie za mną, jak zły cień,
 Lecz dobrze wiem, gdy znów ujrzę cię
 Światło rozjaśni mrok.
 Boję się!
 Kto wie, czy dobrze to, czy źle, że
 Boję się?
 A może lęk przed krokiem złym ostrzegać ma ? - zaśpiewała piękny głosem . Zatkało mnie . Germana chyba też . Patrzył na nią jak zaczarowany . Już miał coś powiedzieć gdy zauważyłem , że ktoś koło mnie stoi ...


(Violetta) Od rana jakoś kręci mi się w brzuchu, na pewno po tych wczorajszych lodach.. Mam taką nadzieję. Anka wbiegła rano do pokoju budząc wszystkich, że Lara chce ją dorwać. No bez przesady, jest jaka jest, ale nie mogła zrobić by nikomu krzywdy. Kiedy powyciągałam resztki ciastek ze włosów, założyłam spodnie i bluzkę z koronką. Zastanawiałam się nad słowami Leóna, ma racje.. Muszę z nim pogadać, dlatego w drodze do sklepu, wydzwaniałam do niego.. na próżno, nic dziwnego, sama ze sobą nie chciała bym rozmawiać w takiej sytuacji! W końcu zauważam, Federico który przypatruje się.. Esmeraldze która śpiewa dla mojego ojca?! Było to bardo piękne, kobieta ma niesamowity głos. Podeszłam do niego, łapiąc go za rami i się wzruszyłam, ale uświadomiłam sobie, że muszę coś zrobić by nie stracić chłopaka mojego życia. -O Viola..- chłopak odwrócił się w moja stronę. -Cii.. nie mamy czasu, chodź!- pociągnęłam go za rękę. W drodze do parku opowiadam mu o moim planie, co do Leóna. Co chwilę przytakuje, ale kiedy w końcu się odzywa mówi coś zupełnie innego.. -Mam ochotę na szejka..- odpowiada wzruszając ramionami, szturchnęłam go w ramie mówiąc, że było by lepiej gdy by mi pomógł, ale on odpowiedział jedynie, że jak się naje lepiej myśli. No więc, poszliśmy na tego szejka.. -Viola olśniło mnie!- rzucił niesamowicie szybko -León nie długo ma kolejne zawody, idź tam i pokaż mu jak bardzo Ci na nim zależy- Federico dał świetny pomysł, rzuciłam mu się na szyje z wyrazy wdzięczności, kiedy siedzimy tak na ławce podchodzi.........


(Lara) Wczoraj już myślałam, że stara Lara wróciła, ale wciąż mi jakoś tak smutno. To chyba wynik Studio'a, a nie Federico'a. Dzisiaj prawie rozjechałam Anę. Ale to było niechcący, wyłączyłam się. Po prostu, jadąc na motorze. Chyba nie powinnam na niego na razie wsiadać...
Przy okazji z Leon'em też jest coś nie tak, ale u niego to już chyba jakaś norma...
Muszę skupić się na torze. Co tam Studio... Motory to moja przyszłość, zawody... Ta adrenalina jak się jeździ... Coś wspaniałego. Westchnęłam i odruchowo spojrzałam na jakąś ławkę. Na której siedział Federico i Violetta, która nagle rzuciła mu się na szyję. Już teraz wiem o co chodzi, to takie normalne przyjacielskie gesty. Tak samo jak całowanie i wyznawanie sobie miłości, dodałam w myślach, ale wymazałam sobie szybko tą myśl z głowy. Czasami jestem za bardzo niemiła. Albo szczera.
Podeszłam do nich, a oni z przerażeniem na mnie spojrzeli. Jestem przezroczysta? Wyglądam jak duch?
- Hmm... Cześć - zaczęłam mówić. - Federico, przemyślałam sobie moje wczorajsze groźby i chyba nie powinnam być aż taka niemiła. Po prostu coś mi się ubzdurało, chociaż to też trochę twoja wina - powiedziałam spokojnym tonem. - Tak, więc.. Przepraszam za te groźby i to, że byłam gotowa cię pobić, po prostu nagle odzyskałam swoją dawną energię w podwojonej sile - powiedziałam spokojnie i uśmiechnęłam się lekko.
- Lara... Próbowałaś zabić Anę - odezwał się cicho.
- Zabić? - zdziwiłam się. - To żart? Jasne, wyłączyłam się, ale to ona mi się wpakowała pod koła, Federico - oburzyłam się. - Z resztą po co masz mi wierzyć - parsknęłam.
- Lara...
- I znowu: żałuję, że w ogóle się odezwałam, chciałam cię przeprosić. To jest jakaś komedia. To Studio. Nie jesteście bohaterami jakiejś telenoweli, żeby jakieś spiski wymyślać. Zaraz mnie oskarżycie, że jestem seryjnym mordercą - stwierdziłam i zobaczyłam, że ktoś obok mnie stoi....


(Ludmila) Dzień jest dość dziwny. Matka cały dzień chodziła jakaś nakręcona i nagle zniknęła z domu. Nie wiem o co chodzi. Ja w sumie nie mam co ze sobą zrobić, bo siedzę, albo chodzę po tym domu. I Tomasa teź wczoraj nie było. W takim razie postanowiłam się przejść na tajny spacer. Założyłam płaszcz i wyszłam. Skierowałam się w stronę placu zabaw bo tam są najwygodniejsze miejsca do siedzenia i nie ma tej ciszy, którą napotykam w domu. Tak się akurat musiało zdarzyć, że podobny pomysł na odpoczynek przy placu mieli Feder, Lara i Vioilka. Usłyszałam coś tylko seryjnym mordercy.- Hahah, że niby kto mordercą Lara ?? - zapytałam ze śmiechem. - Ludmila co tu robisz ? - mina zdziwionej Violki poprawiała mi humor w każdym momencie. - Cóż taką miałam ochotę wyjść na spacer to wyszłam. - odpowiedziałam jej. - Ale się uśmiałam Lara morderca, ona nawet nie umie wytrzymać by coś komuś za plecami narobić, przecież od razu wygadała Ci mój plan. - spojrzałam na Larę. - Ale musicie mieć tam smutno bez Lu, taka banda hmm nie da się już znaleźć odpowiedniego słowa na to wszystko co się dzieje w Studio, no ale nie ma tam mnie, czytaj S T A R S . - przeliterowałam. - Lu, Lu - usłyszałam, że ktoś mnie wołał...



(Camilla)
Po tej sprawie u Pabla i po tym jak zadzwonił do moich rodziców dostałam niezły ochrzan: Za bójki , pyskowanie i za to że ich "zawiodłam" oczywiście musieli wypomnieć że to wszystko przez Studio i że gdybym poszła do normalnego liceum byłoby lepiej. Ale cóż ja poradzę że tylko muzyka mi idzie ? Gdy poczułam że nie wytrzymam dłużej z tym irytującym wykładem wzięłam płaszcz i wyszłam. Nawet nie wyobrażam sobie co będzie gdy wrócę. Dostanę taką samą karę jak Lunałka ? Ojj to na pewno nie. Przechadzałam się parkiem gdy zobaczyłam Violę Federa Larę i Lu. Cóż z tego co słyszałam ma karę na wszystko co możliwe wraz z wychodzeniem z domu. Wszyscy mieli nieciekawe miny. Najbardziej "złowrogą" miała Lara. Czyli to jednak nie plotki że jak się wkurzy to rozjeżdża ludzi motorem. Ale to musi śmiesznie wyglądać. Nie wygląda na kogoś kto byłby wstanie coś takiego zrobić. Ale wracając do czasu teraźniejszego : Gdy zbliżyłam się wystarczająco blisko aby mnie usłyszeli i zobaczyli powiedziałam:
 -Lu, Lu -westchnęłam-Powinnam się zemścić za bluzkę ale wiesz co ? Wybaczam ci. Sama sobie większych kłopotów zgotowałaś. Naważyłaś piwa to teraz je wypij. Choć NIE ty już lepiej nie pij alkoholu. lepiej wypij melisę. Może w końcu kopnie w dupę twoje szare komórki i zaczną pracować. Choć po  siedemnastu latach wątpię.
-A ty może zbadaj swoją próżnię w głowie bo ja przynajmniej mam mózg. Nigdy mi nie dorównasz pod żadnym względem: Urody, talentu czy choćby inteligencji. -Już miałam jej odpowiedzieć ale naszą kłótnię przerwał/ przerwała nam ...


(Tomas) Tak wczorajszy dzień do najmilszych nie należał, Pablo zadzwonił do mojej matki w sprawie tej całej bójki i tak się wkurzyła że wróciła od wujka do domu. Dostałem wielogodzinny wykład ale jakimś cudem obyło się bez szlabanu. Jedyny minus że przez te jej marudzenie nie mogłem iść do Lu, a przecież jej obiecałem, no trudno jak nie wczoraj to wpadnę dziś, oby tylko jej matka nie zabiła mnie na dzień dobry.  Szedłem sobie przez park gdy przy jednej z ławek zauważyłem Violette i Fede a obok nich kłócące się Cami i Ludmile?! Chyba się kłóciły, trzeba interweniować zanim znów się pobiją – przeszło mi przez myśl więc szybko do nich podbiegłem. – Dziewczyny spokój! Chcecie mieć jeszcze większe problemy? – zapytałem. – Ty się lepiej nie wtrącaj, to ta twoja gwiazda zaczęła! – wykrzyknęła do mnie Cami. Postanowiłem ich zignorować, jedynie przysunąłem się do wkurzonej Lu i powiedziałem jej cicho „ Nie warto” po czym złapałem ją za rękę by poszła razem ze mną.  Gdy oddaliliśmy się od nich na dość sporą odległość uznałem że możemy już spokojnie pogadać – Przepraszam że wczoraj nie przyszedłem ale moja matka wróciła i dostawałem wykład za te bójki. Ale to nie ważne, nie masz już szlabanu na wyjścia? – zapytałem z nadzieją. Lu zrobiła zakłopotaną minę która wyjaśniała mi wszystko. – Ehh co ja z tobą mam – zaśmiałem się. – To co powiesz na to że odprowadzę cię do domu a potem zostanę dopóki twoja matka mnie nie uśmierci? – zapytałem udając przerażenie. – Gdybyś przyszedł wczoraj to wiedział byś że akurat w tej kwestii moja mama poszła na ustępstwa. – odpowiedziała siląc się na obrażony ton ale na jej twarzy widniał uśmiech. – W takim razie idziemy do Ciebie! – zakrzyknąłem radośnie i ruszyliśmy przed siebie


(Angie)Obudziłam się nie co obolała,ale pełna optymizmu.Rozpakowywanie i porządki w domu zajęły mi więcej czasu niż przypuszczałam.No cóż,opłacało się,gdyż teraz mój dom wyglądał olśniewająco.
Dostałam jeszcze jeden dzień wolny przez Antonia,więc wszystkie poranne czynności wykonywałam niezwykle wolno,ale porządnie.Gdy w końcu byłam gotowa posanowiłam zawitać do posiadłości Castillo i oficjalnie powiadomić o swoim powrocie.Zmierzając tak w stronę domu Violetty zauważyłam nieco dziwny widok.Ludmiła i Tomas trzymający się za ręce!?Znałam dość długo swoich uczniów i wiedziałam,że ta dwójka za sobą szczególnie nie przepada.Ale co ja tam wiem o miłości jak sama nie mogę jej znaleźć..Kolejny raz doświadczyłam przykładu,że miłość może się pojawić do najmniej oczekiwanej osoby..
Zresztą mniejsza.Dotarłam.Dopiero teraz przypomniałam sobie,że nasłałam tu mojego kuzyna.Uroczy i dobry chłopak,ale umie zaleźć za skórę.Nie co mniej pewnie zadzwoniłam do domu.Otworzyła mi Olga a jej wyraz twarzy przypominał Pabla.-Czy wszyscy będą tak reagowali!?-zastanowiłam się.-Mój ptyś żyje! A już traciłam nadzieje-rzuciła mi się w ramiona i lekko podnosiła do góry.-Olgo ja też się cieszę,że Cię widzę,ale mój kręgosłup nie jest za bardzo zadowolony-raptownie mnie puściła i pociągnęła do kuchni.Było niezwykle cicho..-Jest ktoś jest jeszcze w domu?-spytałam.-Niestety już nie;każdy rano gdzieś wyparował i nawet nie zdążyli zjeść śniadania.I dla kogo ja się tak wysilam!?-krzyknęła
Popijając herbatę przygotowaną przez Olgę zaczęłyśmy rozmawiać.Nagle przerwał nam dźwięk otwieranych drzwi..

(German) Od ostatnich kilku godzin nie mogę się pozbierać, ciągle krąży mi po głowie pytanie "A co gdybym...". Zaśpiewała mi cudowną piosenkę której się nie spodziewałem... Lecz ona tylko bardziej mnie przybiła, odeszła wraz z uczuciem do mnie...Włóczyłem się jak zawsze po mieście w przemyśleniu pewnych spraw "Zacząć życie od nowa...?". Mniej więcej pod koniec dnia wróciłem się do domu, leniwie otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Od razu przemierzyłem do kuchni aby napić się kawy a tam... Zastałem Angie ? Przetarłem oczy i znów ją widziałem.
- Boże... Olgo... Mam jakieś schizy, widzę Angie... Masz jakieś leki ? - Mówiłem wpatrując się w kobietę.
- Ja tu naprawdę jestem - Uśmiechnęła się promiennie jak zawsze. Po chwili mnie przytuliła. Znów poczułem bijące od niej ciepło... - Angie ! Jak miło cię spotkać... - Mówiłem gdy się od siebie oderwaliśmy. - Gdzieś się podziewałaś ? Martwiliśmy - odchrząknąłem - Się o ciebie.
- Wiem, przepraszam że nic nie mówiłam ale zdrowie najważniejsze. Jak tam Damon ? Daję się we znaki.
- Oj nawet nie wiesz jak... - Burknąłem w myślach.
- Tak, ma niezły charakter... - Dopiero teraz sobie uświadomiłem że powiedziałem to na głos. - Może abyś się rozweselił przejdziemy się ? - Zaproponowała. Nie chciałem odmówić ależ też nie chciałem gdyż przed chwilą zakończyłem swój związek... Jakoś to wyszło...
- Może jutro ? Robi się ciemno... Poza tym Violetty jeszcze nie ma. - Odruchowo chwyciłem za telefon i wybrałem jej numer. - Nie odbiera... - Zdenerwowałem się lekko. Po chwili usłyszałem otwierające się drzwi i głos córki oraz jej kuzynki "Jesteśmy". Dziewczyny wkroczyły do pomieszczenia i Violetta od razu rzuciła jej się na szyje. Przez kilka kolejnych godzin rozmawialiśmy, jedynie Ankę gdzieś wywiało. Gdy zrobiło się późno a Angeles wyszła poszedłem do swojego pokoju i tam zasnąłem.

Koniec rozdziału!
Jeżeli pod tym postem pojawi się 5 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 43.

7 komentarzy:

  1. Wszystko cudnie, tylko gdzie moja Leonetta

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na następny!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzie leonetta ja sie pytam?
    hmm violi zakrecilo sie w brzuchu mam podejrzenia ale nic nie mowie bo mam nadzieje ze to prawda suuuper

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietne czekam na next bedzie ciekawie

    OdpowiedzUsuń
  5. Ola Waszkiewicz, czy chciałabyś pomóc w pisaniu mojego bloga. Baaardzo mi zależy :)
    Proszę napisz : https://www.facebook.com/AdminkaLodo <33

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka