poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 56.

(Tomas) Obudziłem się wcześnie rano w jeszcze gorszym nastroju niż wczoraj. Jedno było pewne w najbliższym czasie zdecydowanie nie nadaje się do nauki w studio. Ogarnąłem trochę swój wygląd i wyszedłem do Studio by pogadać z Pablo. Już dawno droga tak mi się nie dłużyła, gdy w końcu tam dotarłem nie było jeszcze żadnych uczniów. Ruszyłem w stronę gabinetu Pablo, zapukałem cicho po czym usłyszałem „proszę!” więc wszedłem do środka, nie lubiłem kłamać ale tez nie mogłem powiedzieć Pablo wprost o co chodzi więc skłamałem że mam problemy rodzinne i że nie będę mógł w najbliższych dniach chodzić do Studio. Pablo stwierdził że rozumie i nawet zapytał czy może jakoś pomóc co jeszcze bardziej mnie dobiło. Nienawidzę kłamać – przeszło mi przez myśl gdy wychodziłem z gabinetu. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłem że ktoś stał za drzwiami i na pewno wszystko słyszał….

(Ludmila) Dzień powrotu mojej pierworodnej. Czy się cieszę, o nie nie to był tydzień spokoju, w sumie boję się jak zareaguje na brak szyby. Po wczorajszej rozmowie z Hollywoodem czy jak mu tam, boję się trochę, tego co ma na telefonie, gdyby to zobaczyła matka byłabym już żywym trupem. Ubrałam się w błyskawicznym tępie, i wyszłam z domu. O zgrozo, pogoda była tragiczna, deszcz i te błoto dookoła. Ooo fuj. Droga do Studio wydawała się bardzo długa, ale gdy w końcu dotarłam przechodząc obok gabinetu Pablo, słyszę tam bardzo dobrze znany mi głos, nie zrozumiałam o co chodzi, usłyszałam coś o problemach rodzinnych i o jakiejś przerwie w Studio. Gdy się tak wsłuchiwałam nagle otworzyły się drzwi, i ukazał mi się Tomas. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie. Chciałam odejść w innym kierunku. - Ludmila - złapał mnie za ramię. - Nie mam ochoty z Panem rozmawiać. - odpowiedziałam. - I co teraz będziemy się zachowywać jak dzieci. - trzymał mnie dalej. Spojrzałam na jego rękę. - Nie mam zamiaru wysłuchiwać Twoich kazań ku mojej osobie. Żegnam. - odpowiedziałam i skierowałam się w stronę szafki. Ludzie w Studio są czymś poruszeni, coś tam gadają o jakimś wypadku i o Federze, ale co mnie to do cholery obchodzi. Niech sobie robi co chce i niech się z nim dzieje co los chce. Muszę zaczerpnąć jeszcze świeżego powietrza przed rozpoczęciem zajęć, i znowu napotykam wzrok Tomasa, co mam mu mówić nie będę mu po raz setny powtarzała, że go kocham to on mnie rzucił, i to wszystko jego wina tylko i wyłącznie jego. Siadam sobie na murku przed Studio. - Lu - słyszę i doznaję szoku...

(Esmeralda) Ten tydzień był cudowny. Takiego wypoczynku było mi trzeba. Wspaniali ludzie i lekarze, którzy skakali nade mną jak nad naprawdę kimś bardzo bardzo chorym. Wsiadłam do najwcześniejszego pociągu jaki był. I po kilku godzinach byłam już w swoim rodzinnym mieście. Tak jak się spodziewałam nic się nie zmieniło. Odpoczęłam od wszystkich problemów
związanych z Ludmila i Germanem. Wysiadając z pociągu wiedziałam, że nikt nie będzie na mnie czekać, gdyż nikogo nie informowałam o której przybędę. Prosto z dworca udałam się do Studio, gdyż chciałam się jak najszybciej zobaczyć z Ludmila, sprawdzić czy żyje. Z walizką u boku, wsiadłam do taxówki,  która podwiozła mnie pod samą szkołę. Wysiadając dostrzegłam włosy mojej córki. - Lu - zawołałam, jej  mina wskazywała na wielkie zaskoczenie. - Stęskniłam się bardzo za Tobą. - przytuliłam ją mocno. - Mamoo, ja za Tobą też. Jak się czujesz ?? - zapytała. - Musisz mi wszystko opowiedzieć. - kontynuowała. - Dobrze dobrze, ale wszystko w swoim czasie, Ty musisz iść na zajęcia, a ja chcę odpocząć po podróży. - odpowiedziałam, dałam jej całusa w czoło i z powrotem wsiadłam do taxówki, która na mnie czekała. Kiedy byłam już pod domem, dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo tęskniłam. Pierwsze co zauważyłam to brak szyby w drzwiach. - Boże co się tu stało. - przeraziłam się. - Ludmila zapomniała mi chyba o czymś wspomnieć - pomyślałam. Nagle zobaczyłam cień na chodniku ..

(Germán) Ostatnio słyszałem że coś się stało z Federiciem... Ostatnio Violetta ciągle o tym trąbiła, aż zrobiło się to nie smaczne... Uzupełniałem papiery gdy Ramallo zaczął kolejną bezsensowną rozmowę.
- A poza tym nie powinieneś gdzieś przypadkiem być ? - Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, odczepiając wzroku od kartki. - Dziś Esmeralda wraca... - Podniosłem jedną z brwi z niedowierzania, podszedł do kalendarza który wisiał na ścianie i wskazał mi datę, zaznaczoną przeze mnie.
- A ty czemu nic nie mówisz ?! - Powiedziałem bez namysłu wychodząc. Chciałem do niej zadzwonić, ale w ostatniej chwili się wycofałem. Od jej domu dzieliło mnie kilkanaście metrów, zobaczyłem taksówkę z której wysiadła właśnie ona. Podszedłem spokojnie do niej, z przyklejonym uśmiechem. Stałem tak przez chwilę za nią póki się nie odwróciła.
- Germán. - Szepnęła cicho patrząc na mnie. Chciałem coś dodać od siebie ale...
- Ekhem! - Chrząknęła kobieta. - Germán, kochanie wiesz może gdzie jest Angie ? - Spytała Angelica.
- Też mi jest miło ciebie widzieć... - Odpowiedziałem krzywiąc się. - Zapewne jest w Stud!u... Chyba wiesz jaka to droga. - Dopowiedziałem nieuprzejmie, ale lać na to ! Ta kobieta zawsze mnie irytowała...
- Kto to jest ? - Wskazała na Esmeralde. - Nie ważne, chodź ze mną musimy porozmawiać !
- Bóg cię opuścił ? Nie widzisz że jestem zajęty ? - Bez odpowiedzi na moje słowa pociągnęła mnie za rękę i szliśmy... Powiedzmy gdyż stawiałem opór...




(Ana) Jakoś się pozbierałam po wczoraj. Słyszałam że Federico miał wypadek, szczerze ? Przejęłam się ale nie chciałam jechać do szpitala... Jestem dziwna ! Eh, nie ważne. Szłam właśnie do Stud!a gdy zobaczyłam komiczną scenę.... Wujek ciągał się z jakąś babcią, to wyglądało co najmniej poważnie... Chciało mi się śmiać... Po chwili weszłam do środka, od razu poszłam do sali muzycznej. Maxi przygotował dość fajny podkład, na jego gust to nie spodziewałam się tam skrzypiec... No nic. Znalazłam laptopa którego zawsze chował za perkusją, włączyłam go i a po sekundzie muzyka już leciała.... Słuchałam jej z zamkniętymi oczami, śpiewałam spontanicznie... Tych czarnych krzeseł rząd Pustych jak słowa, co tylko dzielą Łatwo wydany sąd To on, to on, to on robi błąd Tam nie odkryty ląd Możesz go zdobyć sam z wiolonczelą To nie daleko stąd pod prąd, pod prąd, pod prąd....
Masz prawo kochać, masz prawo śnić Masz prawo śpiewać, masz prawo żyć Masz prawo marzyć, teraz i tu Na przekór kłamstwu na przekór złu... Kilka minut później już nie dzwonił mi podkład w uszach, tylko przeraźliwy dźwięk perkusji. Otwierając oczy zobaczyłam na ziemi....

(Francesca) Rano odwiedziłam Federico w szpitalu, szkoda mi go było, a kiedyś bardzo dobrze się dogadywaliśmy teraz całe Studio przewróciło się do góry nogami. W drodze do Stud!o wstąpiłam na poranną kawę. Ja bez porcji kofeiny nie mogę funkcjonować. Dzisiaj cały dzień chodzę roztrzepana i zdenerwowana, wiec kiedy w Studio dzwoni dzwonek na lekcję wzdrygam się i cała moja kawa ląduje na nowy różowy sweterek Gregorio. -Przepraszam..- wyciągam z torebki chusteczki i próbuję wytrzeć choć trochę zlatującej kawy. -Nie! Nie! Mó-mój!- jak zawszę kiedy się złości rusza mu się szczęka. -Nie Gregorio ja przepraszam.. Ciii...- na bak mnie wyrzuci! -Cii? IDŹ NA LEKCJE JUŻ!- jego twarz zrobiła sie cała czerwona, na dodatek wbiegł na niego Broadway i Gregorio wpadł do sali gdzie na perkusji grała Anka. Broadway zaczął sie tłumaczyć, ale Gregorio standardowo zaczął mówić, że go wyrzuci. Nie chcąc aby mi się dostało w najlepszej chwili wyszłam z holu, idąc w kierunku korytarza widzę....

(Maxi) Gdzie jest Natalia? Nigdzie nie mogę jej znaleźć, na jej telefon nagrałam chyba milion wiadomości. Mam nadzieję, że nie wróciła tylko do Ludmiły. Jestem jakiś spięty, dlatego poszedłem do szafki aby zmienić moją czapkę na pomarańczową, może to dziwne, ale kocham moje czapki. Są dla mnie jak przyjaciele. Po drodze wpadam na wkurzoną Fran. Opowiada mi

w skrócie, co sie stało Fede i co zrobiła Gregorio. Rozmawiał bym z nią dłużej, gdybym nie zauważył dziewczyny z którą muszę porozmawiać. Wyglądała tak pięknie, czarne krótkie falowane włosy rozpuszczone na czerwono czarną sukienkę.. Maxi! Ogar! Podbiegłem do niej zasłaniając jej oczy -Kto to?- pytam zmieniając głos. -Yy Lu?- pyta dziewczyna, a ja odchrząkuje -León? Fran? Cami? Nie no Lu przestań!- odwraca się w moją stronę i najwyraźniej jest w szoku -Maaaaxi- rumieni się, a do mnie dociera jej zapach.. Pachnie jak kwiaty róży i tulipanów.. Maxi! Ogar! Przez chwilę panuje nieręczna cisza bo nie wiem co mam jej powiedzieć, wiec nachylam się ku niej by ją pocałować, a to wszystko powie samo. Niestety moja czapka nam przeszkadza bo wali dziewczynę w głowa i odsuwa się ode mnie..........

(Naty) Nie spodziewałam się jego osoby. Szczerze nie wiedziałam co robić, po chwili nachylił się a ja tylko oczekiwałam aż mnie pocałuje... Niestety jego czapka. Nawet trochę mnie to rozbawiło, odsunęłam się chichocząc. Odsunęłam jego daszek na bok i połączyłam nasze wargi. Było tak cudownie! Sama nie wiem co mnie napadło, kiedyś nigdy bym się do tego nie posunęła... Chyba byłam za nieśmiała... Gdy skończyliśmy Maxi zaprosił mnie na koktajl. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale po chwili przytaknęłam. Droga ciągnęła się w ciszy, nie miałam pojęcia o czym mogę z nim rozmawiać. Często zwykle jak już rozmawialiśmy to były jakieś drobnostki, pytania, wymiana zdań... Po chwili poczułam jak łapie mnie za rękę, przez chwilę spojrzałam na nasze dłonie a potem odwróciłam wzrok by nie widział jak oblewa mnie rumieniec... Zawsze był taki słodki, jego styl, uśmiech... W milczeniu dotarliśmy na miejsce...

(Maxi) Zupełnie nie sądziłem, że między nami wszystko się ułoży.. Idąc w kierunku parku złapałem ją za rękę, no chyba mogę nazwać swoją dziewczyną. Kiedy ją widzę, czyje się tak.. Nie da się tego opisać.. Miłość się w końcu do mnie uśmiechnęła. Kiedy usiedliśmy na ławkę, Natalia zdjęła moją czapkę i założyła ją sobie na głowę. -I jak wyglądam?- zaśmiała się. Jej śmiech jest taki piękny i naturalny. -Ślicznie! Zawsze tak wyglądasz..- powiedziałem szczerze. -No coś ty Maxi, to Lu jest śliczna nie jaa..- spuściła wzrok na ziemię. Wziąłem ją za podbródek -Dla mnie Ty i tylko Ty jesteś najpiękniejsza na świecie! A nie żadna sztuczna blondynka! Ty!- dziewczynie błysnęły oczy i wtuliła się w moje ramiona. Po krótkiej chwili zacząłem śpiewać "Juntos somos mas" Natalia dołączyła do mnie.. Słuchać jej głos jest tak przyjemnie..
-A wy co gołąbeczki?! Hm? Nie macie nic innego do roboty, tylko miziać się w parku?!- za nami stała....

(Ludmila) O to nastał mój koniec. Jak matka zobaczyła brak szyby to mogę nie wracać. Dzisiejsze zajęcia to była jakaś, każdy tylko gadał jaki to Fede jest biedny, bo jest w szpitalu. Czy oni wszyscy myślą, że każdego obchodzi te Czort. Mylą się bo mi to ewidentnie zwisa. Z nastawieniem na ostry horror w domu, wychodzę ze Studio i po raz tysięczny muszę przejść przez ten park. Już naprawdę mam go po dziurki w nosie, non stop to samo. Rodzinki
szwendające się z uśmiechem i te wrzeszczące dzieciaki od których już boli głowa. Nagle słyszę, że ktoś śpiewa dobrze znaną mi pioseneczkę. I kogo dostrzegam moją Naty z tym całym Maxim. Podchodzę do nich. - A wy gołąbeczki.!? Hmm. Nie macie nic innego do roboty, tylko miziać się w parku.? - zapytałam z przekąsem w głosie. - Chociaż byście się gdzieś schowali, bo to jest obrzydliwe.- Natalia patrzy na mnie jakby chciała mnie zabić, Maxi też nie lepiej. - No co ? Dobra ja uciekam. Bye. - odpowiadam i idę dalej. Cholera dlaczego wszyscy mają takie szczęście tylko ja muszę cierpieć w tej przeklętej miłości. - Pieprzony Amorze. - spojrzałam w niebo. - Ogarnij się w końcu i zmiłuj się nad swoją Lu. - powiedziałam na głos i szłam dalej. - Lu zaczekaj - usłyszałam nagle ...

(Camilla) Szłam przez park nieszczęść. Tak dokładnie tak powinien się nazywać. Broadway powiedział mi to co usłyszał od Lunałki i o ich umowie. Śmieszne. Zaczęłam plan to skończę go nie zważając na konsekwencje. Przesłałam z jego telefonu na mój filmik. Po drodze spotykam główną bohaterkę filmu "Ludmiła życie-czyli upadki super novy". Krzyczy do nieba żeby amor się nad nią zlitował. Nawet on za nią nie przepada-zaśmiałam się w myślach. Lu zaczekaj !-krzyczę za dziewczyną- Mam dla ciebie wiadomość. Jutro o 8:00 w internecie pojawi się filmik który pokazał ci Broad. Polecam przygotowanie filmiku który masz bo ja się nie cofnę. A rodzice mogą myśleć co chcą.- stoi z otwartą gębą. Chyba wierzyła że odpuszczę sobie. Jest w błędzie ja nie cofnę się przed walką w sprawie moich przyjaciół. Ana i Fede nie zasłużyli sobie na to. I jeszcze perfidnie oszukuje Larę- Camilla odchodzi- pstrykam palcami i odwracam się gdy...

(Violetta) Pół dnia spędziłam u Federico w szpitalu, czułam się dziwnie jakby to wszystko było tylko i wyłącznie moja wina.. Nie zaprzeczyłam temu pomysły i na dodatek wydarłam się na niego.. Ucieszyłam się gdy Fran nas odwiedziła, ale bardo zawiodłam się na Ance. -Jesteś takim kaleką- rzucam do niego. Przez najbliższe kila dni musi poruszać się o kulach. W końcu sam ochroniarz wyprosił nie ze szpitala bo  godziny odwiedzin dawno się skończyły. Mimo moich protestów i wykładów na temat, że nie mogę zostawić Federico samego, ochroniarze dosłownie
wynieśli mnie ze szpitala!
Kiedy szłam ku mojemu domu natykam się na Camile która grozi Lu. Kocham Camile tak bardo jak i Francesce, ale nie można gasić ognia ogniem. Ludmiła zdecydowanie zasłużyła na takie traktowanie, ale Cami nie powinna jej grozić, powinna zostawić tą sprawę dla Antonio i Pablo, a nie mieszać się..
-Camila- nie wierząc w to co mówię -Wystarczy..- mój ukochany rudzielec popatrzył  na mnie z nie dowierzaniem w oczach. -Violu.. Jak możesz?- przewróciła oczami i poszła w sowją stronę. -Caami..- wołam za nią proszącym głosem. Obracam się w kierunku Ludmiły, popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
-Nie powinnam była Ciebie bronić!- przewracam oczami i odchodzę. -To dlaczego to zrobiłaś?- krzyczy za mną blondynka. -Nadal tego nie rozumiesz?- odwracam się i patrzę jej prosto w oczy -Bo wiem, że głęboko gdzieś tam.. Czujesz coś..I ukrywasz się pod tą maską, boisz się tego przyznać... A ja, nie chcę mieć z tobą już problemów...- Lu patrzy na mnie z powaga, ale stwierdzam, że i tak do niej nic nie dotrze i chce odejść, ale łapie mnie pod rękę. -Violetta zaczekaj- przez dłuższą chwilę myśli -Nie mów tego nikomu- zaczyna się śmiać po czym momentalnie uspokaja -Ja chcę się zmienić, tylko nie ... Ja nie umiem! Dużo razy próbowałam.. i widzisz jaka jestem.. Nie masz pojęcia jak bardzo trudno mi to mówić i to Tobie..Dziękuje..- Podała mi rękę na znak zgody, a ja po namyśle oddałam uścisk dłoni. Ale przez głowę przeleciała mi jedna myśl "Violetta bądź ostrożna"....
Kiedy dotarłam do domu, Ramallo kłócił się z Olgą. -Olga przestrzeń osobista!- wykrzykuję menadżer mojego ojca. -Ramallo! Ranisz mnie!- odpowiada kochana Olgitta mieszając łyżką majonez własnej roboty.
Mój ojciec siedział w salonie łapiąc się za głowę, a przed nim siedziała Angie i moja babcia Angelica.
Przywitałam się z kobietami po czym usiedliśmy do wspólnej kolacji, ale myślałam tylko o jednym.. Co powiedziała mi Ludmiła. Poszłam wziąć prysznic i ubrałam się w piżamę, przed pójściem spać zadzwoniłam do Camili przepraszając ją za moje słowa i powiedziałam jej, że źle robi bo będzie mieć problemy przez to.
Włączyłam na chwile komputer i na skeypie zadzwonił do mnie Diego.. "Odrzuć" kliknęłam. Muszę dać sobie spokój, niech się zajmę swoją dziewczyną Sophi! Dostałam e-mail od Marottiego, zmiana planów. Finał polega na zaśpiewaniu swoje piosenki na żywo, a nagrodą będzie teledysk. Najwidoczniej chcieli nas zmylić. To już jutro.........

Koniec rozdziału! 
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 57.



8 komentarzy:

  1. Dajcie wiecej Leona i Violetty. Cały czas tylko Ludmiła.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie piszesz :) Zdjęcia ładne bierzesz :) Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne!
    Dajcie wiecej Leona i Violetty

    OdpowiedzUsuń
  4. Leon Leon Leon! Brak Leona. Dlaczego!? A poza tym rozdział świetny! Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny.
    czekam na next.
    niech będzie coś o leónie i violettcie

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka