sobota, 30 listopada 2013
Rozdział 68
(Germán) Rano wstałem z bólem w sercu... Pff... Germán sierota, nie wytrzymałem! Poza tym znòw świruje, chyba to uczucie do Angie powróciło... Nie, ono nie powinno wrócić! Ahhh... Wstałem i po porannych czynnościach zszedłem na dół, już tam siedziała. Biorąc głęboki oddech przywitałem się i zasiadłem do stołu jakby gdyby nic. Przez cały posiłek nie było 5 min. Abym się na nią nie gapił... W końcu do drzwi zadzwonił dzwonek, gdy Olga otworzyła od razu poznałem ten głos.
- Germán! To co idziesz? - Spytał Maciek. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. - Na centrum, może znów spotkamy tych typków.
- Ja mam rozwaloną wargę, przestań...
- Aa, no widzę i nie masz jak teraz całować. - Zmierzył wzrokiem Ángeles.
- Co proszę?
- Chodź już. - Pociągnąłem przyjaciela ale ten i tak gadał.
- No wiesz... Taka ślicznotka, Germán nie raz mówił że żałuję... Że jesteście tylko rodziną typu szwagier-szwagierka. - Gestykulowałem do niej zaprzeczając. - Zawsze o tobie opowiadał jaka ty to bystra, urocza, piękna, słodka... - Zakryłem twarz dłońmi aby nie widziała rumieńca jaki mnie oblał. - Nadzwyczajna, opiekuńcza, jak podbiłaś jego serce... - Chciałem uciec stamtąd ale mnie przytrzymał. - No normalnie tyle o tobie mówił że znałem wszystko na pamięć... - Zaczęły się chyba ze mnie śmiać. Byłem tak zły Maćka że walnąłem go z łokcia i wyszedłem na powietrze. Przez kolejne pół godziny krążyłem po mieście, w pewnym momencie przycupnąłem na murku fontanny i gapiłem się tak w swoje odbicie. Trochę się uspokoiłem ale po chwili poczułem słodki zapach perfum.
- Czemu uciekłeś? - Spytała...
(Angie)Czy jeśli prosimy o coś bardzo mocno,chodź i tak mamy świadomość tego,że ta prośba nigdy nie zostania spełniona,to nagle dostajemy to; od tak poprostu? Czy to w ogóle możliwe? A jednak... Ten niemal nie zauważalny w czasie "natychmiastowy" obrót zdarzeń,który spowodował,że nie miałam nawet czasu przeanalizować tego wszystkiego jak to robię zawszę.. I nagle pojawia się pocałunek..Jakby ktoś znał całą naszą historie wydawałby mu się całkowicie wyrwany z kontekstu,nie mający sensu..
Ja także nie dostrzegłam w nim sensu.. Kiedy zdarza się to na co tak długo czekaliśmy,muszą nagle pojawić się obawy i wątpliwości.Te cholerne wątpliwości i kłebiące się w głowie myśli! No,bo przecież człowiek nie małpa i swój rozum ma!
Dlaczego my w ogóle myślimy? W pewnych sytuacjach ta czynność się do niczego nie przydaję...
Leżałam tak i rozmyślałam o tym..Za oknem już wznosiło się słońce a w powietrzu roznosił się zapach śniadania szykowanego przez Olgite. To on mnie wybawił z pokoju i już po chwili mogłam skosztować tych wszystkich smakołyków..
Pojawił się też pan domu;nie umiałam na niego spojrzeć,chodź on nie miał z tym problemów i nieraz czułam na sobie jego wzrok..
Wpadł też jego kolega..Maciek chyba..No nie powiem,że ciekawych rzeczy się dowiedziałam..Jak to jestem wspaniała; ale czy to aby było jeszczę aktualne,czy nadal ma takie zdanie o mnie?-tak,co to by było gdyby nie pojawiły się te wieczne "ale"..
Na twarzy malowało się ździwienie,ale w środku cieszyłam się jak małe dziecko.Kiedy już skończył swoją wypowiedz obaj panowie się gdzieś zmyli,a raczej German wyleciał jak oparzony z domu..Reszta domowników była już w doskonałych humorach. Coraz to zadawali jakieś pytania,ale ja ich już nie słuchałam..
I co ja mam teraz zrobić!? Kiedy już powoli książke "German" zaczynałam kończyć,On cofa kartki do samego początku..To chore-krążyło mi w myślach.. Jakieś dwa dni temu świata poza Esmeraldą nie widział,a nawet dowiedziałam się o oświadczynach-nieodzajemnionych..A teraz co? Jak jedna go nie chcę to leci do drugiej!?-tyle pytań a żadnych odpowiedzi.Musiałam z nim porozmawiać i sprostwać całą tą sytuacje..
-Violu chodzmy już,bo spóźnimy się do studia-poprosiłam siostrzenice
-Angie,ale wiesz dobrze,że ja mam szlaban,aż do wyjazdu-oznajmiła
-Eee no tak zapomniałam-rzuciłam wstając od stołu i udając się do dzwi.
Usłyszałam jeszczę donośny głos Olgi: -Tylko nie wpadnij pod samochód,jak będziesz myślała o panu Germanie.. Jak najszybciej oddaliłam się od domu i zmierzałam w kierunku szkoły,gdy zobaczyłam osobe,która cały czas była w moich myślach. Przglądał się wodzie w fontannie.. Podeszłam cicho i usiadłam obok -Czemu uciekłeś?-spytałam
Był zaskoczony moim widokiem. -Yyy musiałem się przewietrzyć i pomyśleś przy okazji o pewnej osobie.
-A co to za osoba,która nie daję Ci spokoju z samego rana-zaśmiałam się
-Ty,ty Angie. To ty nie dajesz mi spokoju. Kiedy myślałem,że nic już się między nami nie wydarzy to uczucie wróciło ze zdwojoną siłą.-ujął moje dłonie w swoje i kontynułował:
-Wszystkie kobiety,które pojawiły się w moim życiu:Jade i Esmeralda,odciągały moją uwagę od ciebie..Z każdą z nich był jakiś powód,żeby się nie wiązać,lecz z tobą nie znalazłem takiego..Cierpliwie znosiłaś moje wybryki,nawracałaś ze złej drogi w razie potrzeby i zajmowałaś się Violettą najlepiej jak umiałaś,gdy ja nie mogłem być przy niej.
Przepraszam cię za to..Byłem idiotą i wiem,że nie jestem wart ciebie,ale wiedz,że Cię Kocham-powiedział patrząc mi prosto w oczy i szczerze jak nigdy dotąd.
Zostałam całkowicie sparaliżowana przez jego słowa,jak i przez to czekoladowe spojrzenie.
Czy to było odpowiedzią na wszystkie moje pytania? Wydawało mi się,że tak..
-German ja nie...-chyba zauważył wahanie w moich oczach i przerwał mi....
(Germán) Wyrzuciłem wszystko z siebie i czekałem na odpowiedź, ale na jaką mogę liczyć? !
- Germán ja nie... - Już wiedziałem co chce powiedzieć.
- Tak, wiem... - Puściłem jej ręce. - Nic z tego nie będzie, nic nie czujesz lub mam rację jestem idiotą... Tak, jestem dziwnym, skomplikowanym, niezdecydowanym człowiekiem, ale mam uczucia... Kocham cię i nie wyobrażam sobie dnia bez ciebie, to nie jest tak że biedny Germuś idzie do innej bo tamta go rzuciła.... Mimo związku z nią zawsze o tobie myślałem, a że wiedziałem iż nic do mnie na pewno nie czujesz to myślałem że oświadczyny pomogą mi zapomnieć i pokochać bardziej inną... Bądź pewna że zawsze przybęde z pomocą... - Gdy skończyłem swòj monolog nie wiedziałem co zrobić, każda cząstka mojego ciała mówiła "odejdź" ale jak zawsze musiałem być nieposłuszny... Wtopiłem swoje usta w jej... O dziwo odwzajemniała muśnięcia. Endorfina we krwi znacznie wzrosła... Tego potrzebowałem, trzeba zawsze słuchać serca... Czyli jednak nie można unikać miłości, trzeba dążyć do upragnionego celu mimo przeszkód... Gdy odłączyliśmy swoje usta nie mogłem się napatrzeć na nią...
(Angie)On dosłowinie czyta mi w myślach. Los uśmiechał się do mnie i teraz odemnie zależało czy przyjmę jego ofertę czy znowu pokieruję się rozsądkiem i będe szukała dziury w całym.. Czy jest sens bronić się przed miłością? Raczej nie,ona i tak Cię znajdzie.
Najwyższa pora posłuchać serca,które upomina się o swoje "prawa".
I nastał moment spełnienia, odrzucenia wszystkich wątpliwości..
Pocałunek..Chodź krótki,ale wypełniony miłością,oboje tego chcieliśmy; dla mnie czas mógł się zatrzymać na wieczność... Gdy oderwaliśmy się od siebie oczy Germana zalśniły jak najjaśniejsze gwiazdy,moje chyba też zaczeły świecić ze szczęścia.
Patrzyliśmy na siebie jak w obrazek. -Myliłeś się co do mnie, uczucie jakim dażyłam Ciebie nigdy nie ustało. I mimo tego wszystkiego...Kocham Cię-powiedziałam będąc pewna każdego słowa. Na jego twarzy zagościł promienny uśmiech który odwzajemniłam.
W tym samym czasie złączyliśmy nasze usta w nieskazitelną całość, oddając namiętnie pocałunki,włączając całe ciało w ten proces.Jego dłoń błądziła gdzieś w moich włosach,a moja spoczeła na tego torsie.Chwilo trwaj...
Gdy skończyliśmy zauważyłam,że zamiast na murku siedzę na jego kolanach.
German zaczął mruczeć mi do ucha;jego ciepły oddech łaskotał moją szyje,na co zareagowałam śmiechem.. Czyli rozpoczełam nowy rozdział w swoim życiu?Na to wygląda
Nagle przypomniałam sobie,że przecież mam lekcje!
-Ge-German. Stop -powiedziałam przez napady śmiechu,gdyż teraz łaskotał moją szyje.
-Za chwile mam lekcje i nie chcę się narażać dla Antonia-prosiłam
-Niestety Antonio musi poczekać,bo ja cię nigdzie nie puszczę-droczył się.
Trzeba go czymś przekupić.- Obiecuję,że jak skończę prace będziesz miał mnie do dyspozycji,kiedy będziesz chciał.A teraz mógłbyś mnie puścić?
-Hmm.Niech Ci będzie,ale nie daj mi długo na siebie czekać-powiedział niezadowolony z decyzji,przypominając przy tym małego chłopca.Zaśmiałam się w duchu i ujełam jego twarz w dłonie namiętnie całując go w policzek.
-Obiecuję-odpowiedziałam.
-A mogłabyś jeszczę na pożegnanie pocałować mnie w usta?-zapytał robiąc maślane oczy
-Jeśli tak ładnie prosisz-zbliżyłam się do niego i dmuchnełam w twarz.
-Do zobaczenia-palnełam i szybko uciekłam.
Wbiegając do studia i modląc się żeby w pobliżu nie napotkać Antonia,nie zauważyłam i wpadłam na....
(Pablo) Przez ten wyjazd jestem strasznie zabiegany, papiery, papiery i papiery! Jeszcze w dodatku Angie nie przyszła do pracy! Powinna bardziej interesować się swoją pracą... Lekcje już dawno się zaczęły a ja musiałem latać z formularzami po całej szkole... Jeszcze ktoś na mnie wpadł i wszystko wyleciało mi z rąk.
- Angie! Gdzieś ty się podziewałaś? !
- Nie krzycz tak... - Szeptała
- Musiałem wszystko za ciebie zrobić, mogłabyś chociaż raz wziąć na poważnie swoją pracę! Pewnie byłaś ze swoim Germánem...
- Co prosze ?! Mógłbyś chociaż raz opanować się ze swoją zazdrością...
- Wiesz co, lepiej już idź uczniowie czekają... - Oburzona poszła. Nie wiem ile może się z tym ukrywać, ewidentnie o nim myśli! Odłożyłem papiery i wyszedłem na zewnątrz aby odetchnąć... Chodząc po parku ujrzałem matkę Ludmiły, nie wiem co ale ta kobieta miała coś w sobie co kochałem. Podszedłem do niej i przywitałem się.
- Dzień dobry, coś się stało? Ludmiła znowu coś nabroiła?
- Nie, skądże, ja tylko... Zobaczyłem panią i... Może przejdźmy na ty, jestem Pablo. - Podałem jej dłoń którą uścisnęła.
- Esmeralda...
- Przejdziemy się? - Zaproponowałem wprost.
- W sumie, wracałam do domu ale możemy... - Posłałem jej uśmiech i pochwili szliśmy rozmawiając... Jest bardzo sympatyczną kobietą...
(Esmeralda) Wiem, o tym że nic z tego nie będzie, dlatego nie przyjęłam tych jego oświadczyn on po prostu chciał uciec od swoich uczuć do Angie, jeszcze wcześniej się łudziłam, jednak wczoraj to było ostateczne pożegnanie, nie chcę się oszukiwać, i nie chcę żeby on oszukiwał mnie. Najważniejsze jest to, żeby Ludmila nie zrobiła mi swojego wykładu mądrości. Postanowiłam pójść na zakupy, Lu mówi, że jej zawsze poprawiają humor, może mi też pomogą. Idąc w kierunku skweru ze sklepami, spotykam dyrektora Studio. Hmm Pablo, chyba tak. Już naprawdę myślałam, że Ludmila znowu coś odwaliła, ale nie. Mężczyzna mnie zaskoczył, gdyż chciał przejść ze mną na Ty. Dziwne, no ale zgodziłam się. Potem zaproponował mi spacer i głupia też się zgodziłam. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, wygadałam się, oczywiście bez szczegółów, ale zrobiło mi się lżej na duszy. - Dziękuję, bardzo pomogła mi ta rozmowa z Tobą. - uśmiechnęłam się. - Mi również. - odpowiedział. Mężczyzna wydawał się naprawdę miły, ale aktualnie mam dość jakichkolwiek związków...
(Violetta) Już jutro mogę wrócić do Studia i znajomych, nie chciałam spędzić całego dnia z Olga która próbuję mnie na siłę pocieszyć, a ze mną jej już w porządku. Wszystkie uczucia odpłynęły od mnie, a przynajmniej tak myślałam. Wiedziałam jedno, że nie odpuszczę mu tego, nie będzie robił mi awantury na środku miasta, za kogo się uważa? Dla mnie już nie istnieje, przynajmniej tak chciałam. Nie jestem żadną księżniczką dla niego. -Dobra Violetta zamknij się już- mówię do siebie przechodząc przez ulicę i o mało co nie przejechała mnie karetka. Zatrzymała się tuż pod domem Ludmiły, a mi serce zamarło. Szybkim krokiem podeszłam pod ten ogromny, biały, smutny dom.
I okazalo sie, że to tylko jakaś starsza pani osłabła. Odetchnęłam z ulgą, zauważyłam także Pablo i Esmeradle? Mój ojciec strasznie namieszał, mam nadzjeje, że kobieta poukłada sobie życie. Przywitałam się grzecznie i odeszłam w stornę parku, gdzie o mały włos nie potrąciło mnie auto. Jestem niezdarą do kwadratu.. Usiadłam na jednej z ławek i zaczęłam sobie nucuć słowa piosenki "Podemos" Nie wiem dlaczego akurat one, pierwszę przyszłe mi do głowy.. Kiedy obracam głowe zauważam, że ktoś mnie obserwuję. -Jaki jest Twój problem?- rzucam oschle i obojetnie, zupełnie jak nie ja....
(León) Tak jakoś złożyło się, że miałem ochotę pośledzić Violettę, więc idąc za nią zauważyłem, jak prawie przejechała ją karetka. Ta dziewczyna mogłaby trochę bardziej uważać... ruszyła w stronę parku, więc poszedłem drugą stroną chodnika w nadziei, że mnie zauważy, ale bez szans. Siada na jednej z ławek nucąc coś pod nosem. Rozpoznaję tę piosenkę. "Podemos". Myśli o mnie.
- Jaki jest twój problem? - słyszę jej głos, ale dopiero po chwili zorientowałem się, że mówi do mnie. Oj, kochanie, mój?
- Ja tylko tędy przechodziłem, to nie moja wina, że postanowiłaś się znaleźć w tym samym miejscu o tej samej porze - prycham, i już chcę odejść, kiedy do głowy przychodzi mi okropny pomysł. I chociaż wiem, że będę tego żałował, i wiem, że może się to źle skończyć, ale mam to gdzieś. - Jak już tu jesteś, to chodź, musimy pogadać - ciągnę ją za rękę, a ona niechętnie wstaje i idzie za mną. - Nie chodzi mi o to, żebyś mi wybaczyła, tylko chcę, żebyś mnie posłuchała, dobra? Cudownie. Możesz być zła na mnie, ale nie mieszaj do tego Fran, okay? To nie jej wina, że akurat była pod ręką - tłumaczę. - Nie powiem Ci, dlaczego tak postąpiłem, bo i tak mnie nie zrozumiesz. - Chwilę zastanawia się nad odpowiedzią, a ja w tym czasie kieruję nas w te ciemniejsze stronu Buenos Aires...
(Violetta) Czego On znowu ode mnie chce? Nie może dać mi spokoju? -"Kochanie" To mów sobie do swojej nowej koleżanki, dobrze?- mówię z uśmiechem. Chłopak jedynie parska śmiechem. Nie wiem co On chce zyskać, prowadzać mnie w jakieś ciemnie zakątki, powinnam się bać, ale wiem iż nie mógł by mnie nawet teraz skrzywdzić, ta myśl mnie uspokaja. -León, gdzie my...- próbuje zadać pytanie i zabrać rękę z jego dłonic. -Cii.. Kochanie już prawie jesteśmy na miejscu- jego słowa mnie nie uspokoiły. Szliśmy po brudnych szarych ceglanych i na dodatek ciasnych uliczkach. -Nie no On mnie zabije!- przeszło mi przez głowę, kiedy rozwiązał mu sie but skorzystałam z okazji i chciałam uciec. Niestety chłopak był szybszy, bo znowu jak łapie mnie za ramiona. -Kochanie a ty dokąd?- słyszę jak szepcze mnie do ucha. -Nie mów tak do mnie!- próbuje sie wyrwać z uścisku. -Jesteś taka słodka jak sie denerwujesz! Aż zapominam jaka jesteś naprawdę- jego uśmiech robi się co raz większy. -Pooomoc..- próbuję sie odezwać, ale zatyka mi rękę usta...
(León) - Jak będziesz cicho, to być może wszystko skończy się dobrze - mruczę jej do ucha. Nie wiem, co mnie opętało, ale chcę, żeby to zapamiętała. Przypieram ją do ściany, zbliżając usta do jej policzka i delikatnie całując. Widzę, że mój dotyk źle na nią działa, więc kontynuuję. W tej chwili jestem na siebie zły, że nie wziąłem z domu niczego ostrego... Z brązowych oczu dziewczyny płyną łzy, tyle że tym razem nie jestem tutaj od podawania jej chusteczki.
- Chcesz może coś powiedzieć? - warczę, waląc ją pięścią w brzuch. Upada na ziemię, podwijając kolana do głowy i obejmując je rękami, a mnie zaczyna się kręcić w głowie. León, idioto, co ty robisz?!
- Violetta, przepraszam... - tak, León, oczywiście to najmądrzejsze co możesz w tej chwili powiedzieć. Klękam przy niej, sprawdzając czy wszystko jest w porządku... nie no, serio, jestem cholernym idiotą.
- Tak, León, chcę coś powiedzieć - odzywa się, w miarę odważnie jak na swój stan. - Nie wierzę, że mogłeś coś takiego zrobić. Zwyczajnie mam nadzieję, że to jakiś koszmar, bo ja w to nie wierzę. A teraz proszę, idź. Zadzwonię do kogoś, idź, nie chcę cię widzieć - chyba nadal jest ze mną coś nie tak, bo zwyczajnie jej posłuchałem. Czuję się dziwnie z tym, co zrobiłem, ale nie mogę stwierdzić, czy jest to uczucie negatywne... z takimi myślami wchodzę do domu, nie zatrzymując się na wołania rodziców pytających o moje samopoczucie. Nawet nie próbwałem zasnąć, wiedziałem dobrze, że i tak mi się to nie uda....
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 69.
piątek, 29 listopada 2013
Rozdział 67
(Ludmila) Wstałam w jeszcze gorszym stanie niż wczoraj. Nie mogę dać się chorobie za trzy dni wylatujemy do Hiszpanii, a ja chora. O nie co to, to nie. - Ludmila wstawaj i czas zacząć szybką kurację. - powiedziałam do siebie. Wzięłam ze sobą na dół gruby koc, rzuciłam go na fotel i wstąpiłam do kuchni. - Okej, mieszanka wybuchowa: czosnek, miód, maliny, ciepła woda pod nogi, koc i za dwie godziny znowu będę jak nowo narodzona. - uśmiechnęłam się pod nosem. - Co tu tak śmierdzi. - matka wyszła z pokoju i zaczęła pociągać nosem. - Ludmila tylko mi nie mów, że robisz swój najgorzej śmierdzący specyfik. - spojrzała na mnie. - Oczywiście, muszę być jak nowa dziś - rzuciłam jej, wzięłam do ręki śmierdzącą substancję i usiadłam na kanapie. Powoli zaczęłam pić, wcale nie było takie złe, ważne że pomagało. Po wypiciu, poszłam na górę się przebrać, i spakować rzeczy do Studio. Mój organizm przyjmował zabójczą dawkę czosnku bardzo dobrze, więc naprawdę po dwóch godzinach byłam jak nowa. - Mamo ja uciekam - powiedziałam i wyszłam z domu. Takie cudowne uczucie, że jestem znowu z Tomim, tak cholernie mi go brakowało, ale mam kilka spraw do wyjaśnienia, z kimś kto powinien dobrze o tym wiedzieć. Naszła mnie jakaś głupia ochota na taniec, dobrze, że byłam już pod Studio. Szybko wbiegłam do środka, przebrałam się w leginsy, bluzkę na ramiączka i wparowałam do sali tanecznej. Na moich stopach po chwili pojawiły się baletki, włączyłam piosenkę My heart will go on i moje ciało samo zaczęło wirować w rytm melodii. - Ostro. - usłyszałam ...
( Federico )
Całą noc nie spałem . Jorge musiał koniecznie słuchać tej swojej muzyczki rodem z Disnylandu . Wszedłem półprzytomnie do Studia i usłyszałem myzyke dobiegającą z sali tanecznej . Rozpoznałem piosenke My heart will go on . Wszedłem do pomieszczenia i okazało się , że to Ludmiła . Na mózg już jej padło . Jakiś plemienny taniec .
- Ostro - powiedziałem w jednej chwili , a ona gwałtownie się zatrzymała .
- Fede ! Co ty tu robisz ?! Idź stąd ! - zaczęła się wydzierać .
- Zatańcz to w Hiszpani i wtedy zyskasz ogromną sławę - zaśmiałem się . Skoro ona jest dla mnie wredna no to czemu ja nie mogę ?
- Hahhaha . Padam ze śmiechu . Won stąd ! - krzyknęła , a ja myślałem , że mi zaraz bębenki padną .
- Ok , ok . Bez emocji - podniosłem ręce w obronnym geście . -Bo Ci się zmarszczki porobią . O sorry . Ty już je masz . Federico odchodzi ! - pstryknąłem palcami i wyszedłem teatralnie z sali . Dostałem wiadmość . Gdy wyciągałem telefon myślałem , że to Ana ,. ale okazało się , że to od Violetty .
Wpadniesz do mnie ? Chciałabym pogadać ;)
Yyyyyyyyyyyyyy . No czemu nie ? Choć wczoraj mnie ochrzaniła . Odpisałem jej , że będe za godzine . Po określonym czasie znalazłem się przed jej domem , a drzwi otworzyła mi Olga . Przywitałem się i poszedłem na górę , do jej pokoju . Gdy mnie zobaczyła zerwała się z łóżka .
- Fede ja Cię przepraszam za to co Ci wczoraj powiedziałam . Wiem , że chciałeś mi pomóc , ale ... Przepraszam - wyszeptała . - Na zgodę mam coś dla Ciebie - poszła do garderoby i wróciła z ... w rękach ...
(Violetta) Dopiero rano dotarło do mnie, co zrobiłam. Krzyczałam na jedyną osobę która ze mna wytrzymuje, zrobiło mi się żal chłopaka , bo nie zasłużył na takie zachowanie z moje strony. Jeszcze mam szlaban więc rano zamiast do Studio udałam się na zakupy, mimo iż nadal byłam w stanie depresji po Leónie to nie mogłam stracić i Federico. Kupiłam mu wielkiego białego miska który w łapach trzymał nasze zdjęcie... Kiedy wróciłam do domu, napisałam do chłopaka ,który przyszedł bardzo szybko. Postanowiłam sobie, że nie będę więcej siedzieć i płakać. Było minęło, ale ból zostanie.Chłopak umieral z ciekawości więc szybko poszłam do szafy z której wyciągnęłam prezent. - O nie wieżę!- widzę na jego twarzy uśmiech co wygląda na to, że podoba mu się misiu. -Violka jesteś najlepszą przyjaciółką!- odkłada pluszaka i ściska mnie. -Wiem to!- odpowiada mu, nie mam pojęcia dlaczego, ale i to mi nie pomogło, czuje taką pustkę w środku... Nie wiem ile tak wytrzymam. Federico chce dać mi buziaka w policzek tylko coś mu nie wyszło i pocałował mnie delikatnie w usta. -Nie!- krzyknęliśmy oboje w tym samym czasie. -Violetta ja przepraszam...- chłopak puścił mnie i rzucił się na łóżko z rękami na twarzy. -To moja wina, chce żebyś wiedział, że jesteś dla mnie tylko przyjacielem i nie chce nic więcej... Ani z Leónen, ani z Diego i ani z tobą- jest to dla mnie dziwna sytuacja. -Viola ty tak samo dla mnie jesteś ważna, ale moje serce należy do kogoś innego . Ej dobra stało się i już. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.. Rzecz jasna najlepszymi- usiadłam na łóżko i zaczęliśmy się śmiać. Jeszcze raz się przeprosiliśmy i uzgodniliśmy, że nikomu o tym nie powiemy. Wyszliśmy razem na miasto gdzie....
(Germán) Wpadłem do mojego kolegi Maćka, który prowadzi klub nocny. Miał chwilę więc mogliśmy pogadać jak facet z facetem... Muszę się oderwać od rzeczywistości... Gadając trafiliśmy do centrum, nagle zobaczyłem jakiś dwóch typków koło pewnej dziewczyny.
- Chodź - Powiedział i ruszyliśmy w ich kierunku. Gdy byliśmy już obok... - Może ją zostawicie co? - Spytaliśmy uprzejmie.
- Heh, dziadki wy to lepiej... - W pewnym momencie dziecko uciekło. - Kur... I po co się mieszacie? ! - Rzucił jeden popychając mnie.
- Zachowuj się... - Palnął Maciek, jeden się zamachnął i przywalił mu w twarz. Krew zaczęła lecieć z jego nosa, zanim zdążyłem zareagować któryś cisnął we mnie czymś ostrym i rozwaliło mi warge. Podszedłem do drugiego i mu przywaliłem, tak się zaczęła... Trochę niebezpieczna bójka. Nagle jeden z nich zaczął uciekać ale udało nam się jednak złapać, przyparliśmy go do ściany, mòj kolega chciał go już pierdzielnąć gdy kątem oka zauważyłem policję i doradziłem mu go zostawić. Z niechęcią go puścił, odwracając się zauważyłem za sobą grupkę ludzi... Przypatrywali się nam, nagle podszedł/a do nas...
.
(Esmeralda) Oczywiście Ludmila zawsze wie najlepiej, po tym jej dziadostwie musiałam przez pół dnia wietrzyć dom. Fu, takie smordu dawno tu nie było. Chyba powinna wyjść na spacer, zawsze mi pomaga, po za tym nie da się wysiedzieć w tym domu. Wyrzuciłam wszystko z czego da się zrobić ten jej przeklęty specyfik. Zostawiłam otwarte wszystkie okna, i wyszłam z domu. Powietrze była rześkie, to chyba po tej wczorajszej ulewie. Nagle usłysza
łam syrenę policji. - Dziwne - pomyślałam. I na dodatek zatrzymała się za zakrętem. Wygrała moja ciekawość i skierowałam się w tamtą stronę. Za budynkiem zauważyłam dość sporą gromadkę ludzi. - Ktoś się pobił - mówiła jedna kobieta. - Trochę krwi jest. - usłyszałam z drugiej strony. - Chyba na nich napadli. - ktoś jeszcze się odzywał. - Przepraszam, przepraszam. - przeciskałam się przez tłum i doznałam szoku. German, no tak oczywiście, stałam tam jak wryta i chyba mnie zobaczył. Był z jakimś kolegą, widziałam że ma rozwaloną wargę. - Odbiło Ci ? - zapytałam. - No co chciałem pomóc dziewczynie - odpowiedział. Pogrzebałam w torebce i wyciągnęłam chusteczki. Przyłożyłam mu ją do wargi. - Ty wiesz jak to się mogło skończyć ? Zero odpowiedzialności, a wydaje się że dorosły facet, a co by było gdyby Ci wbił nóż. ? - stałam wiercąc mu dziurę w twarzy. - Nic się nie stało, spokojnie nic mi nie jest, ale miło że się martwisz. - powiedział i uśmiechnął się. - Martwię się ? To dziwne, że się martwię, przecież jakby Ci się coś stało to .... - nie dokończyłam tylko zaczęłam okładać go torebką ...
(Germán)
- Nie bij! Będę już grzeczny. - Mówiłem przez śmiech. Gdy przestała mòj kolega palnął.
- To jest ta co cię odrzuciła? - Spojrzałem na niego groźnie i uderzyłem go w tył głowy. - Ej! ... Dobra, to idziesz? Czuję że psy nas zaraz zgarną...
- Ee, jasne. - Powiedziałem spoglądając na tłum, następnie na Esmeraldę i klepnąłem kolegę lekko w ramię nie odrywając wzroku od ex.
- Cco? - Spytała zdeorientowana.
- Myślisz że nam się uda?
- No jasne... - Szeptaliśmy nawzajem, po chwili jakby "uprowadziliśmy" Esmeraldę. Gdy zgubiliśmy psy wpadliśmy do mnie, kładąc Esme na ziemię zaczęliśmy się śmiać jak idioci.
- Pogrzało was? ! - Zaczęła na mnie krzyczeć. Nie zwracałem na to uwagi i siadając na kanapie dalej się śmiałem z Maćkiem. Czułem się jak dawniej, wolny...
- Dobra ja spadam, ktoś musi zająć się interesem... - Mòwił pomiędzy napadami śmiechu i wyszedł.
- Jesteście nienormalni - Dopowiedziała moja ex.
- Ja? Ja jestem nienormalny? - Uśmiechnąłem się patrząc na nią. Gdy przytaknęła zacząłem ją gilgotać....
(Esmeralda) Nie no oni są nienormalni. Dzieci duże dzieci. I jeszcze zaczął mnie gilgotać no pogieło go. Mam tak przeklęte gilgotki, że to aż nienormalne. - Bl aaa g aaaaam przeeeestaaaaan - śmiałam się i krzyczałam na przemian. - Ty mnie okładałaś torebkę, teraz ja będę Cię gilgotał słodka zemsta. - zaśmiałam się i dalej kontynuował dręczenie mnie. - Geeeermaaaan błaaagam. - prosiłam go. - No dobra. - podał mi rękę i pomógł wstać. - Jesteś okropny. - powiedziałam. - Tak się nade mną znęcać ? - wzięłam pierwszą lepszą poduszkę do ręki i tym razem okładałam go nią. - To nie jest fair. - zakrywał się rękoma. - Nie schowasz się to za te gilgotki, czas ponieść karę. - uśmiechnęłam się i tłukłam go dalej. Nagle złapał za poduszkę i wyrwał mi ją. - Niee, nawet się nie waż. - powiedziałam gdy zbliżył się do mnie - German nie, ja wychodzę. - skierowałam się w stronę drzwi. Nagle złapał mnie w pasie i podniósł do góry. - German, idę do domu puszczaj mnie - powiedziałam. - Nie, muszę Ci oddać za tą poduszkę - uśmiechnął się. Ja zaczęłam się wyrywać, a on się śmiał więc w końcu ja też zaczęłam się śmiać ...
(Germán) Gdy się tak wierciła znòw miałem napad, to chyba ta głupawka. Nie mogłem już wytrzymać, opuściłem ją, nagle do pomieszczenia weszła Olga i niechcący oblała mnie całym dzbankiem wody. Byłem cały mokry ale i tak się śmiałem.
- Przytul mnie. - Rozłożyłem ręce w kierunku Esmeraldy.
- Nie! Nawet nie próbuj! - Zaczęła uciekać, zacząłem ją gonić, dopóki się nie wywaliłem. Uśmiech i tak znajdował się na mojej twarzy. - Choć wstawaj - Podała mi rękę, miałem już się podciągnąć, ale wpadłem na lepszy pomysł. Pociągnąłem ją do siebie i też upadła. - Głupek... - Burknęła podnosząc się podobnie jak ja.
- Oj, nie obrażaj się... - Powiedziałem i przytuliłem ją. Gdy przestałem znòw chciało mi się śmiać miała całą bluzkę mokrą. - Ujć...
- Ja ci dam Ujć! - I znòw zaczęła mnie naparzać torebką póki do akcji nie wkroczyła bita śmietana, wcelowałem w nią narzędzie i opryskałem...
(Esmeralda) Nie, nie, nie, nie i nie. - German !!!! Jak ja teraz wrócę do domu ? - patrzyłam na niego zła jak nigdy. - Oj tam. - znowu zaczął się śmiać. - Nie oj tam tylko nie wrócę tak do domu !!!, jestem cała w bitej śmietanie i dodatkowo cała mokra, uduszę Cię kiedyś - powiedziałam dość poważnie. - No mnie, chyba żartujesz - spojrzał na mnie maślanymi oczkami. - Nie patrz tak na mnie, to jest niewybaczalne, niewybaczalne i koniec kropka. - powiedziałam i odwróciłam się w drugą stronę. - Oj nie gniewaj się, proszę. - powiedział i położył mi rękę na ramieniu. - Gniewam się i koniec kropka, jestem cała upaćkana, no to jest jakiś koszmar. - zrobiłam grymaśną minę. - Dam Ci swoje - zaśmiała się. - Żartujesz jak ja będę wyglądać jakby się w worek ubrała. - powiedziałam. - No znajdziemy coś, albo Viola Ci coś da. - złapał mnie za rękę. - To jak nie gniewasz się już. - znowu patrzył tymi swymi oczyma. - No dobra tak szczerze to nie potrafię się na Ciebie gniewać. - patrzyłam w te jego brązowe oczy i chciałam się zbliżyć ...
(Violetta)Pół dnia spędziłam z Federico i jego nawałem mówienia, jak można tyle gadać? Wiem, że chciał poprawić mi humor, ale chyba nic tego nie poprawi może jedynie cofnięcie czasu, a z tym może być problem. Wracając do domu pomyślałam o Diego, nie wiedziała
m jedynie dlaczego może przez to, że został porzucony przez miłość ? Nie wiem sama dużo nas łączy, ale jeszcze więcej dzieli.. Kiedy weszłam do domu poczułam się jeszcze gorzej, mój tato i Esme .. Ubrudzeni w bite śmietanie, ja chyba śnie? Czyli wszystko wróciło między nimi do normy.. Kiedy zauważyli, że weszłam do pokoju próbowali mi to wyjaśnić tyle, że cały czas pękali ze śmiech. Choć byłam rozdarta wewnętrznie ucieszyła się z ich powodu, ale szkoda było mi mojej ciotki, no cóż życie bywa okrutne. Wbiegłam po schodach do mojego pokoju tylko na chwilę by się przebrać, kiedy znowu zeszła na dół tynku razem Esmeralda była w koszuli mojego ojca i ... Eh całowali się. To jest dziwne. Raz są że sobą potem zrywają i znowu są ze sobą. Ah i oni są dorośli? Nie miesza się bo ja nie jestem osobą która zna się na związkach. Zostawiam parę gołąbeczków w domu i idę do parku gdzie czeka na moją osobę....
(Camilla) Siedzę w parku i czekam na Violettę. Ile można się spóźniać ja się pytam? Rozumiem jest w okropnej sytuacji ale musi się ogarnąć. W końcu postanawia się zjawić.
-No wreszcie Violetta myślisz że mam cały dzień ? Chociaż tak mam cały dzień. Ale to nie znacz że muszę go marnować na bezsensowne czekanie.-znów zaczęłam nawijać jak najęta. Muszę w końcu zacząć pierw myśleć później robić.
-Po co mnie tu wyciągałaś. Wolałabym zostać w domu.-Czy ona przestanie marudzić.
-Idziemy szukać chłopaków... Niech Leon i Braodway zobaczą co tracą.
-Nie jesteś już z Broadwayem? Nic nie mówiłaś...
-Po pierwsze mówiłam ale nie słuchałaś po drugie zerwał ze mną po imprezie gdy dowiedział się o filmiku. Po drugie powiedział że jestem zbyt "wybuchowa". Ja tylko chciałam żeby Lu przestała dręczyć moich przyjaciół... Dobra koniec gadki idziemy na miasto.-Chwyciłam przyjaciółkę pod ramię i pociągnęłam w stronę centrum Buenos Aires. Po drodze napotykamy...
(León) Nawet nie odważyłem się zajrzeć do szkoły. Nie miałem ochoty napotkać Violetty ani Francesci... oczywiście moje plany popsuł Andres, który za cel obrał sobie wyprowadzenie mnie z domu. Chociaż zazwyczaj jego towarzystwo poprawiało mi nastrój, dzisiaj miałem go dość, ale w końcu dalem się namówić, może uda mi się jakoś go spławić... Na szczęście nie poszliśmy do Studio, tylko do centrum miasta. W gruncie rzeczy nawet całkiem je lubiłem, ale w tej chwili nie miałem ochoty na bezcelowe łażenie, szczególnie że znam swoje szczęście i wiem, że za chwilę... mózgu, nie odzywaj się więcej. Tak, za chwilę, a właściwie już w tej chwili, widzę Camilę w towarzystwie Violetty. Nie chcę nawet do nich podchodzić, ale niestety one również mnie zauważyły, więc to nieuniknione.
- Violetta, nawet nie mam ochoty cię znowu przepraszać. Ignoruj mnie przez resztę życia, tak będzie dla ciebie najlepiej - mówię, nie wiem, czy ironicznie, czy nie. Chcę już odejść, ciągnąc za sobą zdezorientowanego Andresa, kiedy...
( Federico )
Całą noc nie spałem . Jorge musiał koniecznie słuchać tej swojej muzyczki rodem z Disnylandu . Wszedłem półprzytomnie do Studia i usłyszałem myzyke dobiegającą z sali tanecznej . Rozpoznałem piosenke My heart will go on . Wszedłem do pomieszczenia i okazało się , że to Ludmiła . Na mózg już jej padło . Jakiś plemienny taniec .
- Ostro - powiedziałem w jednej chwili , a ona gwałtownie się zatrzymała .
- Fede ! Co ty tu robisz ?! Idź stąd ! - zaczęła się wydzierać .
- Zatańcz to w Hiszpani i wtedy zyskasz ogromną sławę - zaśmiałem się . Skoro ona jest dla mnie wredna no to czemu ja nie mogę ?
- Hahhaha . Padam ze śmiechu . Won stąd ! - krzyknęła , a ja myślałem , że mi zaraz bębenki padną .
- Ok , ok . Bez emocji - podniosłem ręce w obronnym geście . -Bo Ci się zmarszczki porobią . O sorry . Ty już je masz . Federico odchodzi ! - pstryknąłem palcami i wyszedłem teatralnie z sali . Dostałem wiadmość . Gdy wyciągałem telefon myślałem , że to Ana ,. ale okazało się , że to od Violetty .
Wpadniesz do mnie ? Chciałabym pogadać ;)
Yyyyyyyyyyyyyy . No czemu nie ? Choć wczoraj mnie ochrzaniła . Odpisałem jej , że będe za godzine . Po określonym czasie znalazłem się przed jej domem , a drzwi otworzyła mi Olga . Przywitałem się i poszedłem na górę , do jej pokoju . Gdy mnie zobaczyła zerwała się z łóżka .
- Fede ja Cię przepraszam za to co Ci wczoraj powiedziałam . Wiem , że chciałeś mi pomóc , ale ... Przepraszam - wyszeptała . - Na zgodę mam coś dla Ciebie - poszła do garderoby i wróciła z ... w rękach ...
(Violetta) Dopiero rano dotarło do mnie, co zrobiłam. Krzyczałam na jedyną osobę która ze mna wytrzymuje, zrobiło mi się żal chłopaka , bo nie zasłużył na takie zachowanie z moje strony. Jeszcze mam szlaban więc rano zamiast do Studio udałam się na zakupy, mimo iż nadal byłam w stanie depresji po Leónie to nie mogłam stracić i Federico. Kupiłam mu wielkiego białego miska który w łapach trzymał nasze zdjęcie... Kiedy wróciłam do domu, napisałam do chłopaka ,który przyszedł bardzo szybko. Postanowiłam sobie, że nie będę więcej siedzieć i płakać. Było minęło, ale ból zostanie.Chłopak umieral z ciekawości więc szybko poszłam do szafy z której wyciągnęłam prezent. - O nie wieżę!- widzę na jego twarzy uśmiech co wygląda na to, że podoba mu się misiu. -Violka jesteś najlepszą przyjaciółką!- odkłada pluszaka i ściska mnie. -Wiem to!- odpowiada mu, nie mam pojęcia dlaczego, ale i to mi nie pomogło, czuje taką pustkę w środku... Nie wiem ile tak wytrzymam. Federico chce dać mi buziaka w policzek tylko coś mu nie wyszło i pocałował mnie delikatnie w usta. -Nie!- krzyknęliśmy oboje w tym samym czasie. -Violetta ja przepraszam...- chłopak puścił mnie i rzucił się na łóżko z rękami na twarzy. -To moja wina, chce żebyś wiedział, że jesteś dla mnie tylko przyjacielem i nie chce nic więcej... Ani z Leónen, ani z Diego i ani z tobą- jest to dla mnie dziwna sytuacja. -Viola ty tak samo dla mnie jesteś ważna, ale moje serce należy do kogoś innego . Ej dobra stało się i już. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.. Rzecz jasna najlepszymi- usiadłam na łóżko i zaczęliśmy się śmiać. Jeszcze raz się przeprosiliśmy i uzgodniliśmy, że nikomu o tym nie powiemy. Wyszliśmy razem na miasto gdzie....
(Germán) Wpadłem do mojego kolegi Maćka, który prowadzi klub nocny. Miał chwilę więc mogliśmy pogadać jak facet z facetem... Muszę się oderwać od rzeczywistości... Gadając trafiliśmy do centrum, nagle zobaczyłem jakiś dwóch typków koło pewnej dziewczyny.
- Chodź - Powiedział i ruszyliśmy w ich kierunku. Gdy byliśmy już obok... - Może ją zostawicie co? - Spytaliśmy uprzejmie.
- Heh, dziadki wy to lepiej... - W pewnym momencie dziecko uciekło. - Kur... I po co się mieszacie? ! - Rzucił jeden popychając mnie.
- Zachowuj się... - Palnął Maciek, jeden się zamachnął i przywalił mu w twarz. Krew zaczęła lecieć z jego nosa, zanim zdążyłem zareagować któryś cisnął we mnie czymś ostrym i rozwaliło mi warge. Podszedłem do drugiego i mu przywaliłem, tak się zaczęła... Trochę niebezpieczna bójka. Nagle jeden z nich zaczął uciekać ale udało nam się jednak złapać, przyparliśmy go do ściany, mòj kolega chciał go już pierdzielnąć gdy kątem oka zauważyłem policję i doradziłem mu go zostawić. Z niechęcią go puścił, odwracając się zauważyłem za sobą grupkę ludzi... Przypatrywali się nam, nagle podszedł/a do nas...
.
(Esmeralda) Oczywiście Ludmila zawsze wie najlepiej, po tym jej dziadostwie musiałam przez pół dnia wietrzyć dom. Fu, takie smordu dawno tu nie było. Chyba powinna wyjść na spacer, zawsze mi pomaga, po za tym nie da się wysiedzieć w tym domu. Wyrzuciłam wszystko z czego da się zrobić ten jej przeklęty specyfik. Zostawiłam otwarte wszystkie okna, i wyszłam z domu. Powietrze była rześkie, to chyba po tej wczorajszej ulewie. Nagle usłysza
łam syrenę policji. - Dziwne - pomyślałam. I na dodatek zatrzymała się za zakrętem. Wygrała moja ciekawość i skierowałam się w tamtą stronę. Za budynkiem zauważyłam dość sporą gromadkę ludzi. - Ktoś się pobił - mówiła jedna kobieta. - Trochę krwi jest. - usłyszałam z drugiej strony. - Chyba na nich napadli. - ktoś jeszcze się odzywał. - Przepraszam, przepraszam. - przeciskałam się przez tłum i doznałam szoku. German, no tak oczywiście, stałam tam jak wryta i chyba mnie zobaczył. Był z jakimś kolegą, widziałam że ma rozwaloną wargę. - Odbiło Ci ? - zapytałam. - No co chciałem pomóc dziewczynie - odpowiedział. Pogrzebałam w torebce i wyciągnęłam chusteczki. Przyłożyłam mu ją do wargi. - Ty wiesz jak to się mogło skończyć ? Zero odpowiedzialności, a wydaje się że dorosły facet, a co by było gdyby Ci wbił nóż. ? - stałam wiercąc mu dziurę w twarzy. - Nic się nie stało, spokojnie nic mi nie jest, ale miło że się martwisz. - powiedział i uśmiechnął się. - Martwię się ? To dziwne, że się martwię, przecież jakby Ci się coś stało to .... - nie dokończyłam tylko zaczęłam okładać go torebką ...
(Germán)
- Nie bij! Będę już grzeczny. - Mówiłem przez śmiech. Gdy przestała mòj kolega palnął.
- To jest ta co cię odrzuciła? - Spojrzałem na niego groźnie i uderzyłem go w tył głowy. - Ej! ... Dobra, to idziesz? Czuję że psy nas zaraz zgarną...
- Ee, jasne. - Powiedziałem spoglądając na tłum, następnie na Esmeraldę i klepnąłem kolegę lekko w ramię nie odrywając wzroku od ex.
- Cco? - Spytała zdeorientowana.
- Myślisz że nam się uda?
- No jasne... - Szeptaliśmy nawzajem, po chwili jakby "uprowadziliśmy" Esmeraldę. Gdy zgubiliśmy psy wpadliśmy do mnie, kładąc Esme na ziemię zaczęliśmy się śmiać jak idioci.
- Pogrzało was? ! - Zaczęła na mnie krzyczeć. Nie zwracałem na to uwagi i siadając na kanapie dalej się śmiałem z Maćkiem. Czułem się jak dawniej, wolny...
- Dobra ja spadam, ktoś musi zająć się interesem... - Mòwił pomiędzy napadami śmiechu i wyszedł.
- Jesteście nienormalni - Dopowiedziała moja ex.
- Ja? Ja jestem nienormalny? - Uśmiechnąłem się patrząc na nią. Gdy przytaknęła zacząłem ją gilgotać....
(Esmeralda) Nie no oni są nienormalni. Dzieci duże dzieci. I jeszcze zaczął mnie gilgotać no pogieło go. Mam tak przeklęte gilgotki, że to aż nienormalne. - Bl aaa g aaaaam przeeeestaaaaan - śmiałam się i krzyczałam na przemian. - Ty mnie okładałaś torebkę, teraz ja będę Cię gilgotał słodka zemsta. - zaśmiałam się i dalej kontynuował dręczenie mnie. - Geeeermaaaan błaaagam. - prosiłam go. - No dobra. - podał mi rękę i pomógł wstać. - Jesteś okropny. - powiedziałam. - Tak się nade mną znęcać ? - wzięłam pierwszą lepszą poduszkę do ręki i tym razem okładałam go nią. - To nie jest fair. - zakrywał się rękoma. - Nie schowasz się to za te gilgotki, czas ponieść karę. - uśmiechnęłam się i tłukłam go dalej. Nagle złapał za poduszkę i wyrwał mi ją. - Niee, nawet się nie waż. - powiedziałam gdy zbliżył się do mnie - German nie, ja wychodzę. - skierowałam się w stronę drzwi. Nagle złapał mnie w pasie i podniósł do góry. - German, idę do domu puszczaj mnie - powiedziałam. - Nie, muszę Ci oddać za tą poduszkę - uśmiechnął się. Ja zaczęłam się wyrywać, a on się śmiał więc w końcu ja też zaczęłam się śmiać ...
(Germán) Gdy się tak wierciła znòw miałem napad, to chyba ta głupawka. Nie mogłem już wytrzymać, opuściłem ją, nagle do pomieszczenia weszła Olga i niechcący oblała mnie całym dzbankiem wody. Byłem cały mokry ale i tak się śmiałem.
- Przytul mnie. - Rozłożyłem ręce w kierunku Esmeraldy.
- Nie! Nawet nie próbuj! - Zaczęła uciekać, zacząłem ją gonić, dopóki się nie wywaliłem. Uśmiech i tak znajdował się na mojej twarzy. - Choć wstawaj - Podała mi rękę, miałem już się podciągnąć, ale wpadłem na lepszy pomysł. Pociągnąłem ją do siebie i też upadła. - Głupek... - Burknęła podnosząc się podobnie jak ja.
- Oj, nie obrażaj się... - Powiedziałem i przytuliłem ją. Gdy przestałem znòw chciało mi się śmiać miała całą bluzkę mokrą. - Ujć...
- Ja ci dam Ujć! - I znòw zaczęła mnie naparzać torebką póki do akcji nie wkroczyła bita śmietana, wcelowałem w nią narzędzie i opryskałem...
(Esmeralda) Nie, nie, nie, nie i nie. - German !!!! Jak ja teraz wrócę do domu ? - patrzyłam na niego zła jak nigdy. - Oj tam. - znowu zaczął się śmiać. - Nie oj tam tylko nie wrócę tak do domu !!!, jestem cała w bitej śmietanie i dodatkowo cała mokra, uduszę Cię kiedyś - powiedziałam dość poważnie. - No mnie, chyba żartujesz - spojrzał na mnie maślanymi oczkami. - Nie patrz tak na mnie, to jest niewybaczalne, niewybaczalne i koniec kropka. - powiedziałam i odwróciłam się w drugą stronę. - Oj nie gniewaj się, proszę. - powiedział i położył mi rękę na ramieniu. - Gniewam się i koniec kropka, jestem cała upaćkana, no to jest jakiś koszmar. - zrobiłam grymaśną minę. - Dam Ci swoje - zaśmiała się. - Żartujesz jak ja będę wyglądać jakby się w worek ubrała. - powiedziałam. - No znajdziemy coś, albo Viola Ci coś da. - złapał mnie za rękę. - To jak nie gniewasz się już. - znowu patrzył tymi swymi oczyma. - No dobra tak szczerze to nie potrafię się na Ciebie gniewać. - patrzyłam w te jego brązowe oczy i chciałam się zbliżyć ...
(Violetta)Pół dnia spędziłam z Federico i jego nawałem mówienia, jak można tyle gadać? Wiem, że chciał poprawić mi humor, ale chyba nic tego nie poprawi może jedynie cofnięcie czasu, a z tym może być problem. Wracając do domu pomyślałam o Diego, nie wiedziała
m jedynie dlaczego może przez to, że został porzucony przez miłość ? Nie wiem sama dużo nas łączy, ale jeszcze więcej dzieli.. Kiedy weszłam do domu poczułam się jeszcze gorzej, mój tato i Esme .. Ubrudzeni w bite śmietanie, ja chyba śnie? Czyli wszystko wróciło między nimi do normy.. Kiedy zauważyli, że weszłam do pokoju próbowali mi to wyjaśnić tyle, że cały czas pękali ze śmiech. Choć byłam rozdarta wewnętrznie ucieszyła się z ich powodu, ale szkoda było mi mojej ciotki, no cóż życie bywa okrutne. Wbiegłam po schodach do mojego pokoju tylko na chwilę by się przebrać, kiedy znowu zeszła na dół tynku razem Esmeralda była w koszuli mojego ojca i ... Eh całowali się. To jest dziwne. Raz są że sobą potem zrywają i znowu są ze sobą. Ah i oni są dorośli? Nie miesza się bo ja nie jestem osobą która zna się na związkach. Zostawiam parę gołąbeczków w domu i idę do parku gdzie czeka na moją osobę....
(Camilla) Siedzę w parku i czekam na Violettę. Ile można się spóźniać ja się pytam? Rozumiem jest w okropnej sytuacji ale musi się ogarnąć. W końcu postanawia się zjawić.
-No wreszcie Violetta myślisz że mam cały dzień ? Chociaż tak mam cały dzień. Ale to nie znacz że muszę go marnować na bezsensowne czekanie.-znów zaczęłam nawijać jak najęta. Muszę w końcu zacząć pierw myśleć później robić.
-Po co mnie tu wyciągałaś. Wolałabym zostać w domu.-Czy ona przestanie marudzić.
-Idziemy szukać chłopaków... Niech Leon i Braodway zobaczą co tracą.
-Nie jesteś już z Broadwayem? Nic nie mówiłaś...
-Po pierwsze mówiłam ale nie słuchałaś po drugie zerwał ze mną po imprezie gdy dowiedział się o filmiku. Po drugie powiedział że jestem zbyt "wybuchowa". Ja tylko chciałam żeby Lu przestała dręczyć moich przyjaciół... Dobra koniec gadki idziemy na miasto.-Chwyciłam przyjaciółkę pod ramię i pociągnęłam w stronę centrum Buenos Aires. Po drodze napotykamy...
(León) Nawet nie odważyłem się zajrzeć do szkoły. Nie miałem ochoty napotkać Violetty ani Francesci... oczywiście moje plany popsuł Andres, który za cel obrał sobie wyprowadzenie mnie z domu. Chociaż zazwyczaj jego towarzystwo poprawiało mi nastrój, dzisiaj miałem go dość, ale w końcu dalem się namówić, może uda mi się jakoś go spławić... Na szczęście nie poszliśmy do Studio, tylko do centrum miasta. W gruncie rzeczy nawet całkiem je lubiłem, ale w tej chwili nie miałem ochoty na bezcelowe łażenie, szczególnie że znam swoje szczęście i wiem, że za chwilę... mózgu, nie odzywaj się więcej. Tak, za chwilę, a właściwie już w tej chwili, widzę Camilę w towarzystwie Violetty. Nie chcę nawet do nich podchodzić, ale niestety one również mnie zauważyły, więc to nieuniknione.
- Violetta, nawet nie mam ochoty cię znowu przepraszać. Ignoruj mnie przez resztę życia, tak będzie dla ciebie najlepiej - mówię, nie wiem, czy ironicznie, czy nie. Chcę już odejść, ciągnąc za sobą zdezorientowanego Andresa, kiedy...
(Violetta) To się robi już śmieszne. jak On może tak mówić? To
prawda też nie mam ochoty na kolejne przeprosiny, ale nie uda mi się tak łatwo
zapomnieć, ale najwyraźniej On już to zrobił. Kiedy ciągnął za sobą Andersa
niwie wytrzymałam, Camila widząc moja złość mówiła do mnie, że nie warto, ale oczywiście ja zawsze muszę być mądrzejsza. -Więc życzę Ci szczęśliwej
przyszłości z Fran- próbowałam mówić ironicznie. -Wiesz jaki masz problem? Nie
umiesz być mężczyzną i przyznać się do bledu- koleżanka chciała mnie zabrać,
ale ja jeszcze nie skończyłam i On najwyraźniej też. -Wiesz co królewno, nie
będę się przed Tobą więcej płaszczyć. Przyznaje się zrobię źle, ale powinnaś to
rozumieć bo ty robilaś to systematycznie- jego słowa bardzo mnie dotknęły, co
sprawiło, że w pewnym momencie moja ręka sama go uderzyła. -Nie rób tego
więcej- odpowiedział brunet, a ja jak głupia przesunęłam się do niego, twarzą w
twarzą. -Bo co?- i znów to samo. Po chwili ciszy odsunęłam się od chłopaka,
znowu to samo, znowu dominują emocje. Ale tym razem będzie inaczej,nie mogę
znowu mu zaufać... -Przepraszam- powiedział cicho. -Nie ja przepraszam
za.. - wskazała na jego twarz i po raz kolejne nasze oczy się zetknely ........
(León) Tak nie gramy, księżniczko.
(León) Tak nie gramy, księżniczko.
Kiedy dziewczyna próbuje się do mnie przybliżyć, a nasze oczy się stykają, chwytam ją mocno za rękę, którą mnie uderzyła.
- Chyba trochę pomyliły ci się światy. To jest rzeczywistość, kochanie - wkładam całą resztkę sił w ostatnie słowo, żeby zabrzmiało jak najgorsza obelga. - Kiedy ty całowałaś Diego, ja siedziałem cicho. Teraz robisz aferę z głupiego pocałunku z Fran, który dla żadnego z nas nic nie znaczył! Ogarnij się, bo źle skończysz! - wrzeszczę jej w twarz. - Już ci to mówiłem, głupia, nie wiem ile razy. Kocham cię. Ale dla ciebie to nic nie znaczy, ty przecież możesz mieć każdego! Nie chcę cię więcej widzieć na oczy, jasne? Zjeżdżaj - kończę szeptem. Od razu wiem, że zrobiłem źle, kiedy widzę łzy w oczach szatynki. Camila na szczęście odciąga ją ode mnie.
- Andres, czy nie mogłeś mi przerwać? - warczę na chłopaka, kiedy dziewczyny zniknęły mi z pola widzenia. - Wiesz, ciebie też mam dość - odchodzę w swoją stronę. Idę wkurzony dalej przed siebie, kiedy czuję na swoim ramieniu rękę...
(Germán) Rozbawiony chciałem zaczerpnąć świeżego powietrza, zostawiłem na chwilę Esmeraldę. Nie patrzyłem jak idę i wpadłem Ángeles...
- Jeju, przepraszam... - Zacząłem
- Nic się nie stało. - Rzuciła i wyszła na taras. Poszedłem za nią.
- Wszystko w porządku? Smutna jakaś jesteś. - Powiedziałem trzymając ręce na barierce. - Musisz się w końcu rozerwać, rozluźnić... Zabawa dobrze ci zrobi. - Położyłem dłoń na jej ramieniu, póki nie spojrzał na mnie. Nie powinienen patrzeć jej prosto w oczy znów zasłabnę i pewne będę chciał ją pocałować. - Poza tym dziękuje... - Spojrzała ponownie na mnie. - Pomimo że - odchrząknąłem. - Zrobiłaś to co zrobiłaś, byłabyś świetną matką dla Violetty... Umiesz ją pocieszyć, doradzić jej, tym bardziej ją zrozumieć czego akurat nie potrafię...
- Ty chociaż jesteś szczęśliwy... - Mruknęła pod nosem.
- Co?
- Masz przy sobie osobę która cię kocha...
- Ale... Jeśli ja jestem to ty też jeśli tak...
- Hm? Mi chodziło o Esmeraldę... A ty co myślałeś? - Wpadka... Ta ja cudownie, miałem sobie zrobić przerwę to zrobię.... Muszę pomyśleć o córce. - Germán...
- Jjaaa... Myślałem o tobie... Że ty i ja... Ale... Nie... % już podbijają moją głowę... Poza tym czas zrobić sobie przerwę, córka ważniejsza... Jeśli znajdzie się odpowiednia to będę wiedział kiedy... - Nie mogłem już dalej nic mówić, jej twarz muskał blask księżyca i te oczy... Ogar! - Dzięki... - Szepnąłem i pocałowałem ją w policzek. Nie wiedziałem co dalej więc wszedłem do środka... Jeszcze trochę przesiedziała Esme ale potem wyszła. Ja już szczerze padałem, wspiąłem się na górę po schodach i miałem wchodzić do swojego pokoju, ale wpadłem jeszcze do pokoju córki... Leżała już słodko a koło niej siedziała szwagierka. Podszedłem i ucałowałem pierworodną w czubek głowy.
- Dobranoc... - Odparłem wychodząc z jej sypialni wraz z Angie.
- To ja też już pójdę. - Skierowałam się ku schodom dlatego ją zatrzymałem.
- Co ty robisz? Przecież tu mieszkasz. Gdzie idziesz?
- Myślałam że już nie chcesz abym tu pracowała... - Wytłumaczyłem jej że może w sumie "chcę" aby została, mówiąc to jej akurat byliśmy pod jej pokojem. - A więc dobranoc... - Wyszeptała nieśmiało.
- Dobranoc... - Odparłem równie cicho. Przez chwilę patrzyliśmy się tak na siebie, ale ja nie wytrzymałem i nachyliłem się. Pocałowałem ją, trwało to zaledwie 2 sek., nie odwzajemniła... Dała mi wyraźny znak... "Odejdź" to słowo zauważyłem w jej oczach po pocałunku. Zrobiłem to, odszedłem...
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 68.
(Angie)Szczerze mówiąc lubie swoje życie,mimo tego wszystkiego złego co się w nim wydarzyło.Śmierć siostry,potem ojca..To mnie wiele nauczyło. Zawsze starałam się dążyć do postawionych sobie celów i być przy tym pomocna dla ludzi,chociaż oni nie zawszę odpłacali się tym samym.. Ale czy ktoś kiedykolwiek zapytał się mnie czego ja chcę?
Tak naprawdę byłam sama. Miałam Pabla i mame,ale teraz zostałam sama. Nie mam z kim dzielić swoich smutków,wieczne kłótnie i niedomówienia. Mam dosyć..
Szłam tak rozmyślając o tym gdy nie natknełam się na Leona. Widać,że był czymś zdenerwowany. Podeszłam więc i położyłam mu dłoń na ramieniu. Spojrzał na mnie pytająco. -Leon wszystko wporządku?. -Yy tak Angie,chyba tak-odpowiedział.
-Jeśli cię coś trapi mów śmiało.Chętnie wysłucham-posłałam mu uśmiech.
-Dziękuję za troskę,ale może innym razem.Przepraszam.-Rozumiem,ale za dwa dni chcę cię widzieć całego w skowronkach,bo jedziemy do Hiszpani-powiedziałam. -Postaram się-rzucił po czym odszedł coż powinnam chyba odwiedzić Violette,mmimo,że nie jestem jak narazie tam miło widziana..Otworzyła mi Olga,która powiedziała,że Viola jest na górze i przed chwilą wróciła.Skierowałam się w tamtą stronę, ówcześnie zauważając Germana i Esmeralde w gabinecie;jak widać świetnie się bawili. Przynajmniej on jest szczęśliwy. Poszłam na górę do mojej siostrzenicy, która siedziała na łóżku i znów miała szklane oczy. -Violu wszystko dobrze?- usiadłam obok niej.-Od dzisiaj nie jestem już tą Violettą, pora się zmienić Angie- nie zrozumiałam jej słów do póki, nie wyrzuciła wszystkiego z szafy. -Dość bycia tą idealna dziewczynką, a jemu pokaże na co mnie stać!!- Widać było, że dziewczyna kipi złością. Próbowałam jej wytłumaczyć, ale nie chciała mnie słuchać. Zamówiłyśmy pizze i tak o to cały wieczór zleciał, Kocham Violettę, ale nie mogłam dłużej siedzieć w tym domu z Germanem i tą kobietą, dlatego wyszłam się przewietrzyć po drodze do słownie wpadam na....
- Jeju, przepraszam... - Zacząłem
- Nic się nie stało. - Rzuciła i wyszła na taras. Poszedłem za nią.
- Wszystko w porządku? Smutna jakaś jesteś. - Powiedziałem trzymając ręce na barierce. - Musisz się w końcu rozerwać, rozluźnić... Zabawa dobrze ci zrobi. - Położyłem dłoń na jej ramieniu, póki nie spojrzał na mnie. Nie powinienen patrzeć jej prosto w oczy znów zasłabnę i pewne będę chciał ją pocałować. - Poza tym dziękuje... - Spojrzała ponownie na mnie. - Pomimo że - odchrząknąłem. - Zrobiłaś to co zrobiłaś, byłabyś świetną matką dla Violetty... Umiesz ją pocieszyć, doradzić jej, tym bardziej ją zrozumieć czego akurat nie potrafię...
- Ty chociaż jesteś szczęśliwy... - Mruknęła pod nosem.
- Co?
- Masz przy sobie osobę która cię kocha...
- Ale... Jeśli ja jestem to ty też jeśli tak...
- Hm? Mi chodziło o Esmeraldę... A ty co myślałeś? - Wpadka... Ta ja cudownie, miałem sobie zrobić przerwę to zrobię.... Muszę pomyśleć o córce. - Germán...
- Jjaaa... Myślałem o tobie... Że ty i ja... Ale... Nie... % już podbijają moją głowę... Poza tym czas zrobić sobie przerwę, córka ważniejsza... Jeśli znajdzie się odpowiednia to będę wiedział kiedy... - Nie mogłem już dalej nic mówić, jej twarz muskał blask księżyca i te oczy... Ogar! - Dzięki... - Szepnąłem i pocałowałem ją w policzek. Nie wiedziałem co dalej więc wszedłem do środka... Jeszcze trochę przesiedziała Esme ale potem wyszła. Ja już szczerze padałem, wspiąłem się na górę po schodach i miałem wchodzić do swojego pokoju, ale wpadłem jeszcze do pokoju córki... Leżała już słodko a koło niej siedziała szwagierka. Podszedłem i ucałowałem pierworodną w czubek głowy.
- Dobranoc... - Odparłem wychodząc z jej sypialni wraz z Angie.
- To ja też już pójdę. - Skierowałam się ku schodom dlatego ją zatrzymałem.
- Co ty robisz? Przecież tu mieszkasz. Gdzie idziesz?
- Myślałam że już nie chcesz abym tu pracowała... - Wytłumaczyłem jej że może w sumie "chcę" aby została, mówiąc to jej akurat byliśmy pod jej pokojem. - A więc dobranoc... - Wyszeptała nieśmiało.
- Dobranoc... - Odparłem równie cicho. Przez chwilę patrzyliśmy się tak na siebie, ale ja nie wytrzymałem i nachyliłem się. Pocałowałem ją, trwało to zaledwie 2 sek., nie odwzajemniła... Dała mi wyraźny znak... "Odejdź" to słowo zauważyłem w jej oczach po pocałunku. Zrobiłem to, odszedłem...
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 68.
czwartek, 28 listopada 2013
Rozdział 66.
(Angie)Obudziłam się z potężnym bólem głowy.. Mimo,że był to tylko "soczek+alkohol" na moją słabą głowe wystarczyło.
Nie poznaję siebie.. Gdzie się podziała ta przykładna ciocia!? Sama gadam na Germana a później
swoje robię..Ogólnie to tak naprawdę nie wiedzialam co piję i bylam przekonana,że to sok..Zresztą mniejsza..Kiedyś w ogóle bym tak nie postąpiła.A teraz? Ahhh..-rozmyślałam.
Mimo wszystko pierwotny cel mojego planu spełniłam. Obie odbudowałyśmy w pewnej części swój nastrój i pewność siebie..
Zegarek wskazywał 6:07. Jeszczę wszyscy śpią..
OK. Muszę lecieć na dół po jakieś tabletki i garniec wody,puki mam czas. Szwagie nie może zobaczyć nas w takim stanie;trzeba działać.
Jak postanowiłam tak zrobiłam.Naszczęście nie natknełam się na osoby nie porządane..
Violetta już nie spała i miała podobne do moich objawy wczorajszych harców..
-Angieee moja głowa-stękała. -Wiem,wiem mam to samo,ale musimy się szybko wykurować,żeby twój ojciec nic nie podejrzewał. Prawie na raz wypiłyśmy wodę,a na jednej tabletce się nie skończyło..
(Violetta) To jest dramat! Moja głowa pęka mi od samego rana, dlaczego ja się na to zgodziłam? W Tej nocy nie przespałam, nie mogłam mimo iż byłam lekko wstawiona moje myśli dręczył León. Jak on mógł mi to zrobić? Serce pękło mi na milion kawałków, nie mogę o tym myśleć. Nie mogę się zadręczać.. Rano razem z Angie brałyśmy tabletki na ból głowy mimo, że nie powinnam wzięłam ich garść, zęby zapomnieć. Moja ciotka wróciła do łóżka, a ja usiadłam na tarasie. Wczoraj wyciszyłam telefon by z nikim nie rozmawiać, osiemdziesiąt siedem nie odebranych połączeń. A
wszystkie od Leóna i Francesci. Mam dość, nie chce ich znać! Po policzkach znów spłynęły mi łzy.. Po rak kolejny zaczęłam myśleć czy ja jestem potrzebna? Mimo iż dzień zapowiadał się pięknie, słoneczko świeciło mocno, a ptaki od wschodu podśpiewywały jedną melodie to dla mnie był to najgorszy dzień w życiu. Na taras wszedł mój ojciec -Violetta wiem co się wczoraj wydarzyło! Jak możesz być tak nie odpowiedzialna?- zaczął unosić głos. Nawet się nie obróciłam do niego, wiedziałam co czuję Esmeralda nie przyjęła jego oświadczyn, miłość jest nam wszystkim nie potrzebna! Tylko nas rani, a ja jestem najgorszą córką na całym tym świecie. -Violetta! Patrz na mnie jak do Ciebie mówię- jednym obrotem obrócił mnie do siebie, przez co zobaczył mnie po raz kolejny zapłakaną. -Kochanie co się stało?- mocno się w tulam w jego ramiona -León i Francesca... Oni...- nie dałąm rady tego wykrztusić, za bardo mnie boli.
-Już ten chłopak mnie popamięta, ale teraz proszę nie płacz..-
(Germán) Leon... Wiedziałem że prędzej czy później ją skrzywdzi!
- Nie płacz... Ale wiesz co zrobiłaś... Upiłaś się, dlatego przez kolejne 3 dni nie będziesz chodziła do Stud!a
- Co? !
- Ciesz się to najłagodniejsza kara, poza tym pozwalam ci jechać do tej całej Hiszpanii. - Znòw się we mnie wtuliła. - Chodź zjesz coś - Wracając do jej pokoju zauważyłem tam moją szwagierke. Pociągnąłem ją za nogi i spadła na ziemię
- Au! - Jęknęła
- Ty idealna, wstawaj musimy porozmawiać. - Rzuciłem i zszedłam na dół. Ramallo od rana bombardował mnie pytaniami "Jak się czujesz?" - A jak mam się czuć osoba odrzucona? - Mówiłem ze spokojem chociaż w środku prawie wybuchnąłem. Śniadanie jedliśmy w ciszy póki nie zeszła ciotka idealna!
- Dzień do... - Chciała się przywitać ale przyciągnąłem ją do kuchni. - Cco chcesz?
- Jak to co? ! Upiłaś moją córkę Angie! Ty myślisz? ! Czy w ogóle ci rozum odjęło? ! Jak mogłaś tak zrobić? Prawiłaś mi kazania a sama co? Powinienem cię wyrzucić ale wiem ile kosztuje to Violette...
- A ty nigdy nie popełniałeś błędów? ! Nie... Ojciec ideał! - Kłóciliśmy się chyba z dobre 10 minut dopóki...
(Federico) Nareszcie ! Jeaaaaaaaaaa ! Mogę normalnie chodzic ! Wracam z mamą ze szpitala i szczerze się głupio do siebie .
- No już . Spokojnie ! - głos mamy sprowadził mnie na ziemie .
- Ale ja nie mogę ! - wykrzyczałem wesoły . - Idę do sie przejść sam , byś mi nie zepsuła mojego dobrego nastroju . Kocham - odbiegłem od niej rozpromieniony .Szedłem chodnikiem i nagle zorientowałem się , ze jestem przed domem Violetty . Postanowiłem wpaść . Nikt nie otwierał mi drzwi mimo , że dzwoniłem z 5 minut . Usłyszałem jakieś krzyki , co oznaczało , że ktoś musi być w środku . Wszedłem odrobine szpeszony i udałem się do kuchni , a tam zastałem kłócących się Angie i Germana . Nie wiedziałem co robić . Jak ich poinformować , że tu stoje ? Ale nie musiałem się nad tym zbyt długo zastaniawiać gdyż ktoś złapała mnie za ramiona i odciągnął . Okazała się , że to Olga .
- Idź proszę do niej i jej jakoś pomóż , bo mi się ciagle nie udaje - wyszeptała załamana .
- Ale komu mam pomóc ?
- No Violettcie . Zrób coś - póściła mnie i weszła do kuchni i od razu zaczęła krzyczeć . - Angie ! German ! Spokój ! Tu się gotuję , a nie się kłóci . Już mi stąd ! - poszedłem szybko na górę nie chcąc słyszeć narastającej kłótni . Zapukałem do drzwi prowadzących do pokoju Violetty i usłuszałem ciche " proszę " . To co tam zastałem trochę mnie przeraziło . Pełno chusteczek i szatynka leżąca głową w poduszce . Gdy mnie zobaczyła zerwała się z łóżka i rzuciła mi się na szyję
- Fede ja nie mogę w to uwierzyć ! Oni mnie okłamali ! Oni się całowali ! Zdradzili mnie ! Ja nie mogę ! Ja go sztrasznie kocham , ale on mnie zdradził ! On - przestała krzyczeć i wubuchnęła płaczem .
- Ale Violetta - odsunęłem ją na wyciągniecie ramion . Co się stało ? ...
(Violetta) Świetnie dostałam trzy dniowy szlaban na Studio, choć może to i dobrze bo zapomnę, a znaczy spróbuję o Leónie i Fran. Nadal nie jestem w stanie tego pojąć, jak oni mogli. Kiedy wróciła do swojego pokoju Olga czekała na mnie z babeczkami, ale nie miałam na nic ochoty, a zwłaszcza na jedzenie. Rzuciłam się na łóżko i leżałam tak dopóki nie przyszedł Federico. Teraz mogę liczyć tylko na niego, tylko jemu ufam.. Chciał wiedzieć co się stało, ale nie umiałam o tym mówić, za bardo mnie serce bolało, dlatego podałam mu mój pamiętnik. Początkowo chłopak mi nie uwierzył, ale od razu mnie przytulił i kazał sie ogarnąć! -Wiem jak to boli, ale przez jakiegoś idiotę nie możesz spędzić reszty życia w tym pokoju!- Federico miał rację, kazał mi wstać i przebrać się w coś co nie jest poplamione lodami. Jego mama kazała mu wrócić na chwilę do domu, a ja poszłam z nim. -Zaczekam na zewnątrz- oznajmiłam mu. Powiedział, że mi nie pozwala, ale ja mu odpowiedziałam, że nie mam ochoty na udawanie iż wszystko jest w porządku przed jego mamą.
Gdy tak czekałam przed domem, w środku nie wytrzymywałam dodatkowo podeszła do mnie .....
(Francesca) NIE! NIE! NIE! Co ja zrobiłam? Co do cholery On zrobił? Na oczach Violetty? Przecież ja nic do niego nie czuję i nigdy nie będę czuć! Dzwoniłam do Violetty milion razy, ale za każdym razem włącza się poczta głosowa. Chciałam podejść do Federico, może on widział co z Violą. Ale na szczęście przed jego domem ujrzałam moją przyjaciółkę, wyglądała źle, Oczy spuchnięte i łzy kapały jej po policzkach. Jak ja mogłam do tego dopuścić? Serce mnie za bolało na jej widok, aż sama zaczęłam płakać. -Violu, Violu wysłuchaj mnie. Proszę!!- podchodzę do dziewczyny i łapię ją za ramię. -Nie dotykaj mnie! Nie dotykaj! Nie chcę Was nigdy więcej widzieć na oczy! Rozumiesz to? Jesteś fałszywa..- słowa szatynki bardo zabolały, ale były prawdziwe.
-Violu ja przepraszam.. Kocham Cię- dziewczyna zaczęła się śmiać ze łzami w oczach -Kochasz mnie? Jak możesz tak mówić? Nie chce Was znać- chciała odejść, ale przytrzymałam ją.
Tłumaczyłam, że to nie tak, że to nic dla mnie nie znaczyło, że tak bardzo ja i León ją kochamy.
Szatynka nie chciała tego słuchać, w jej oczach dostrzegłam ból, co ja mogłam zrobić? Żałuję tego!
-Fran nie rozumiesz co Ona do Ciebie mówi?-... zapytał mnie...
(Camilla) Kolejny nudny dzień. Od wczoraj ani Fran ani Violetta nie odzywają się. Gdy idę do Studio przechodzę koło domu Federico i co widzę ? Moje przyjaciółki które stoją na ulicy i krzyczą na siebie. Jedna płacze druga jest blisko. Z tego co zdążyłam usłyszeć Fran i Leon coś zrobili Violi. Jeszcze trochę i dziewczyna rzuciłaby się na Francescę. Czas to przerwać. -Fran nie rozumiesz co Ona do Ciebie mówi? Zostaw Ją jak ie życzy sobie twojej obecności. Poza tym zaraz zaczynają się zajęcia.
-To nie twoja sprawa Cami.-rzuca rozdrażniona Francesca. -Same sobie damy radę.- Spoglądam na wciąż zapłakaną Violettę.
-Mam iść? Nie chcę żebyście się kłóciły ale jak was zostawię to obawiam się że dojdzie do rękoczynów.
-Zostań może przynajmniej ty nie będziesz całować się z moim BYŁYM chłopakiem. -łypie wzrokiem na Francescę.-Chciałam podejść przytulić ją ale przerwał/przerwała mi....
(Diego) Dzisiaj jestem jakiś zagubiony nic mi nie idzie. Rano przed lekcjami próbowałem zaśpiewać ,,Yo Soy Asi'', ale z mojego gardła nie chciał się wydobyć ani jeden czysty dźwięk. Pomyślałem, że ostatnio jestem trochę przeziębiony więc może to jest powód. Szybko podążyłem w stronę Studio, ale w połowie drogi postanowiłem, że dzisiaj zrobię sobie wolne, bo z moim głosem jest coraz gorzej, to Lu przeniosła na mnie tą zarazę. Szedłem dalej gdy zobaczyłem Violę kłócącą się z Francescą i przyglądającą się temu wszystkiemu Cami. Próbowałem wczoraj dodzwonić się do Violetty, ale nie odbierała telefonu. Może teraz się okaże dlaczego. Usłyszałem jak krzyczy:
-Zostań może przynajmniej ty nie będziesz całować się z moim BYŁYM chłopakiem.
Byłym? O co chodzi? Leon i Francesca? Nie to niemożliwe on taki nie jest. A może... Muszę serio dowiedzieć się co się wczoraj wydarzyło. Gdy tylko odeszła Francesca, podszedłem do dziewczyn.
-Cześć, co się dzieje czemu się kłóciłyście?- Od razu przeszedłem do sedna
-To, może ja zostawię was samych, Diego świetnie sobie poradzi...- powiedziała Camila, a po chwili wyszeptała do mnie- Ona cierpi, nie zrób nic głupiego....- Zdziwiłem się bo rudowłosa dziewczyna nigdy za mną nie przepadała.
-Hej, Violu co się stało?- Zwróciłem się do dziewczyny, która zakryła twarz w dłoniach
-Die-goo... Oni... On.... Leooon i Francesca.... Oni... się całowa-liii- po tych słowach moje serce stanęło. Wiedziałem, że Verdas jest podły, ale nie do tego stopnia... Tego się po nim nigdy nie spodziewałem...
-Ciii, Violu, spokojnie będzie dobrze....- Po moich słowach dziewczyna chciała mnie przytulić, ale ja się odsunąłem, bo wiedziałem, że to tylko pogorszy sprawę...
-Nie musisz iść do Studia?- zapytała unosząc delikatnie głowę.
-Nie ja dzisiaj nigdzie nie idę, po pierwsze nie mogę śpiewać, a po drugie muszę Ci pomóc, żebyś przestała się smucić, on nie był Ciebie wart zrozum...Chodź pójdziemy na spacer- kiwnęła głową na tak, więc poszliśmy się przejść po parku. Przez większość czasu panowała niezręczna cisza, dziewczyna nie chciała się odzywać. Po chwili podbiegł do nas...
( Federico )
Wyszedłem przed blok , a tam nie zastałem Violetty . Wiedziałem ! Musiała ! Pobiegłem w stronę parku i zastałem ją tam spacerującą z Diego .
- Violetta miałaś na mnie zaczekać . Nie rób mi tak więcej . Martwiłem się - powiedziałem lekko zdyszany .
- Przepraszam to moja wina - odezwał się Diego . - To ja ją tu zaciągnąłem . I chyba już pójdę - pożegnał się i odszedł . Popatrzyłem na Violkę przekrzywiając głowę . Zbierało się jej na płacz , więc natychmiast ją przytuliłem .
- Co się dzieje ? - usłyszałem głowę , a gdy się odwróciłem zobaczyłem Anę stojącą z małą torbą podróżną .
- Leon i Fran ... on się całowali - wyszeptała przyjaciółka i natychmiast wybuchnęła płaczem . Ana stała z otwartą buźią nie zdolna nic powiedzieć . Po chwili się otrząsnęła i delikatnie objęła Violkę .
- Ciiiiiiiii . Będzie dobrze - zapewniłą i popatrzyła na mnie . - Możemy pogadać przez chwilę ?
- Violu poczekasz tu na mnie ? - spytałem , a dziewczyna kiwnęła głową i usiadła na pobliskiej ławce . - Co jest Ana ? Wyjeżdzasz ?
- Na kilka dni do rodziny . Gdybym wiedziała , że Leon ... no nie ważne , by została , ale już za późno . Byłam u Ciebie ,ale Twoja mama powiedziała , że znajdę Cię tu . Przytulisz mnie na pożeganianie ? - podniosła brew . Zaśmiałem się i zrobiłem co chciała . - Zaopiekujesz się ją ?
- No wiesz ... Fede jest przykładnym przyjacialem i pomoże każdemu - Ana obdarowała mnie uśmiechem i po chwili odeszła . Gdy spojrzałem na ławkę , na której siedziała Violka zobaczyłem ...
(Lara) Wciąż nie mogę uwierzyć, że zostałam wybrana jako jedna z najzdolniejszych uczniów Studio'a na wycieczkę! Nawet się cieszę!
Szłam sobie właśnie do Studio'a, kiedy na ławce zobaczyłam Violettę. Leon mi mówił co zrobił... A właściwie przyszedł na tor, wrzeszczał na siebie, potem zaczął mówić coś o mnie, Federico;u, coś o Ludmile, nie dał mi dojść do słowa i poszedł. Kiedy nie jest zdenerwowany lepiej się z nim rozmawia...
- Cześć, Violetto. - Usiadłam koło niej. - Wszystko w porządku? - zapytałam widząc jej "stan".
- Lara... To chodzi o Leon'a... i Francescę.
- He? Leon i Francesca? O co chodzi? - Co ma Leon do Francesci? Serio zdziwiło mnie to.
- Bo on ją pocałował - powiedziała przez zaciśnięte zęby i chyba znowu chciała się rozpłakać.
- Leon? Francescę? Pocałował? Co? Miał jakieś zadanie? No o co chodzi? jak to ma być żart... - zaczęłam mówić, ale dziewczyna po prostu wstała i szybko gdzieś pobiegła. - Taa... Cześć. Po chwili podbiegł do mnie Federico. - Ooo, możesz już chodzić? - zapytałam.
- Gdzie Violetta?!
- Nie wiem. Gdzieś poszła.
- Jak to nie wiesz? Jak to gdzieś poszła?
- No, normalnie. Rozmawiałam z nią chwilę, a potem chyba nie wytrzymała i poszła.
- Musisz wszystkim robić na złość?!
- Odwołaj to! Grzecznie się zapytałam! - krzyknęłam, a on już miał chyba sobie iść, ale go chwyciłam za ramię. - Fede, czekaj. To prawda? Że Leon pocałował Francescę?
- Tak.
- Ale... Leon raczej do nic nie czuje. Serio, ciągle mówi o Violetcie. Tyle, ze czasami mam go po prosu dosyć.
- Po prostu ją kocha, ale zrobił coś głupiego - powiedział oschle.
- Dobra, nieważne. Po prostu ja znajdźmy, okey? - Federico się zgodził i zaczęliśmy jej szukać. W pewnym momencie zauważyliśmy...
(Violetta) Czemu każdy musi zadawać to jedno pytanie? "Co się stało?" A jak już wiedzą to nie chcą przyjąć tego do wiadomości. Nie mam nic do Lary, ale denerwuje mnie jej zachowanie, jestem duża i dam sobie radę. Muszę się jakoś ogarnąć, chodzę roztrzepana. Nogi same zaprowadziły mnie w miejsce pierwszego pocałunku w moim życiu. W głowie mam tysiące nie potrzebnych myśli, ale dopiero teraz poczułam to co musiał czuć mój chłopak. Zazdrość? Wściekłość? Nie to rozczarowanie! Usiadłam na ławce i wywołałam wilka z lasu. -Violetta wszystko w porządku?- miałam ochotę zacząć się śmiać. -León! Jak może być wszystko w porządku?- nawet nie zaszczyciłam go wzrokiem -Z nami koniec- wstałam z ławki. -Violetta proszę!- oczywiście musiał mnie dotknąć -To była głupota, wybacz mi!- modliłam się w tej chwili by nie wybuchnąć płaczem i nie walnąć go w twarz. -Nie dotykaj mnie!- w końcu nabrałam dowagi aby spojrzeć mu prosto w oczy. Chciałam mu coś powiedzieć, ale zjawili się Federico i Lara.
-E! León! Dosyć! Zostaw ją!- chłopak wstawił się za mnie, a dziewczyna poprosiła Leóna na słówko. -Wszystko ok?- dopytuje się Federico. -Nie! Nic nie jest ok! Dajcie mi wszyscy spokój! Dobra? Musze pobyć sama bo zwariuję z Wami!- nakrzyczałam na chłopaka, ale wiedziałam, że chciał mi tylko pomóc, wiec ogarnęła mnie fala poczucia winy. -Dobrze! Wypnij się na tych, którzy chcą Ci pomóc! Ja się już w to nie mieszam! Cześć..- złapałam go za rami i wyszeptałam "Przepraszam, ale chce być sama, poźniej się odezwę". Szłam w kierunku domu kiedy znowu ktoś mnie zaczepił z pytaniem czy wszystko jest okej!.....
(Diego) Wracałem po ciężkim dniu do domu. Szkoda mi Violetty. Leon jak zwykle zawalił. Ona nie zasługuje na to żeby tak cierpieć. Mam być jej przyjacielem, ale nie umiem. Próbuję się od niej oddalić, ale wszystko na marne. Po drodze znowu ją spotkałem, chciałem to zignorować, ale nie coś mnie musiało popchnąć do przodu. Widziałem, że po jej policzkach spływają kolejne zły, León musiał być idiotą by stracić taką dziewczynę jaką jest Violetta. -Wszystko w porządku?- podszedłem do niej od tyłu. Wyburczała jedynie "Tak", ale wiedziałem, że w środku jest rozsypana
zupełnie tak jak ja byłem bez niej. Mimo, że nie chciałem się w to mieszać, serce nie wybiera.
Wziąłem ją w ramiona i poczułem jak się trzęsie z zimna? może z nerwów? Poczułem jej szampon do włosów, owocowy. Każda cząstka mnie chciał ją pocałować, ale wiedziałem, że tylko pogorszę sprawę
-Dziękuję Ci, że przy mnie jesteś, ale chcę pobyć sama... Zrozum...- lekko się ode mnie odsunęła i poszła do domu. Westchnąłem. Wszystko musi się ułożyć, ona wie, że bardo mi na niej zależy muszę dać jej jedynie czas. Chyba muszę sobie zrobić przerwę od śpiewania głos mi powoli wysiada. Zawróciłem w kierunku domu i mój ojciec czekał na mnie przed wejściem. -Czy ty musisz marnować czas na te Studio? I jakąś dziewczynę? Miałeś być na studiach medycznych, co ty tu w ogóle robisz?- Znalazł się wzorowy ojciec nie będzie mi mówić co mam robić, nie odkąd zdradził matkę z pierwszą lepszą. -To nie jakaś dziewczyna, a Violetta. I nie mam zamiaru być lekarzem jak ty, tylko artystą- rzuciłem szybko i chciałem wejść do domu, ale zaśmiał mi się w twarz. -Synu.. Nie marnuj czasu!- powiedział mi w oczy z tym swoim uśmieszkiem. Nie miałem ochoty na kazania i wszedłem do domu, przez okno ujrzałem.....
(Ludmila) Matka wróciła do domu, i jakoś dziwnie się zachowuje, nie wiem czy jej wyraz twarzy mówi, że jest szczęśliwa czy wkurzona. Mam tylko nadzieję, że nie odwali kolejnej durnoty, bo chyba wtedy sama ją ukatrupię. Poranek był dość spokojny zjadłyśmy wspólne śniadanie, trochę pogadałyśmy, ale nie dałam rady iść do Studio, grypa rozkładała mnie na łopatki.- Ludmila, może Ty do lekarza powinnaś iść. - matka zajrzała do mego pokoju. - Nie, nie, nie i osiem tysięcy razy nie, wiesz o tym jak bardzo nienawidzę chodzić po lekarzach. - odpowiedziałam.- Mhm, a jutro będzie gorzej. - powiedziała wychodząc z mego pokoju. - Tak, tak a świstak siedzi i zawija sreberka. - rzuciłam jeszcze. Dotknęłam swego czoła - O kosmosie. - byłam cała rozpalona. Zeszłam powoli na dół. - Mamo idę do apteki. - nakładam czapkę, szalik i kurtkę. - No to siedź w domu, ja pójdę. - podchodzi do mnie. - Spacer dobrze mi zrobi. - odpowiadam i wychodzę. Przechodziłam właśnie obok domu Diego i zobaczyłam jak wygląda z za firanki. Pomachałam mu tylko i poszłam dalej. Aptek byłam trochę oddalona, więc to nie był jakiś tam sobie spacer, ale długa i ciężka podróż dla mnie. Nagle poczułam jakąś kroplę, która spadła mi na nos. - No pięknie, deszcz ? naprawdę ? - spojrzałam w górę, a z nieba zleciało milion małych kropelek. - Ludmila, porozmawiamy. - spojrzałam przed siebie ...
(Ludmila) Naprawić, no on chce wszystko naprawić. Faceci to ciężki przypadek, najpierw wszystko psują, a potem chcą naprawiać myśląc, że dostaną drugą szansę. - Wypiołeś się na mnie, a teraz mówisz, że tęsknisz ? - powiedziałam. - Gdzie byłeś gdy potrzebowałam Cię, gdzie byłeś gdy moje życie z dnia na dzień robiło się coraz bardziej gówniane, gdzie ? - zapytałam, a on spuścił wzrok. - Nie spuszczaj oczu, tylko patrz na mnie, jak do Ciebie mówię. - spojrzał, ale nie wytrzymał i znowu patrzył w chodnik. - Nie możesz być taką ciotą, Tomas weź się w garść, mówiłam Ci, że ja nie
jestem szmatą do podłogi, którą można pomiatać, nie będę bawiła się w kotka i myszkę z ludźmi, których nienawidzę, i wiesz dokładnie dlaczego postąpiłam tak z Federem. - kontynuowałam swoją wypowiedź. - Ale to nie zmienia faktu, że ja też tęskniłam, tylko nie możesz od tak sobie mnie zostawiać i mówić, że tęsknisz, że kochasz a idziesz i nie wracasz, no bez jaj, przecież jesteś facetem. - spojrzał na mnie zdziwiony. Rzeczywiście mój wykład był dość dziwny, ale miałam gorączkę i padał deszcz i jeszcze ogarnęły mnie drgawki. - Kocham Cię głupolu. - podeszłam i zatopiłam swoje usta w jego. Deszcz padał, a my się całowaliśmy. - Lu Ty jesteś cała rozpalona. - oznajmił - Tak to na Twój widok, a tak serio jestem cholernie chora i szłam do apteki, a teraz jestem cała mokra i nie mam leków. - uśmiechnęłam się - Odprowadzę Cię do domu. - objął mnie ramieniem i podprowadził pod same drzwi, chciałam go zaprosić, ale zaraz matka by miała jakieś wąty. Dałam mu buziaka na pożegnanie i weszłam do środka. Wzięłam gorącą kąpiel, wskoczyłam pod kołdrę wzięłam do ręki Stasia, tak nazywał się mój termofor i poszłam spać ...
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 67.
Nie poznaję siebie.. Gdzie się podziała ta przykładna ciocia!? Sama gadam na Germana a później
swoje robię..Ogólnie to tak naprawdę nie wiedzialam co piję i bylam przekonana,że to sok..Zresztą mniejsza..Kiedyś w ogóle bym tak nie postąpiła.A teraz? Ahhh..-rozmyślałam.
Mimo wszystko pierwotny cel mojego planu spełniłam. Obie odbudowałyśmy w pewnej części swój nastrój i pewność siebie..
Zegarek wskazywał 6:07. Jeszczę wszyscy śpią..
OK. Muszę lecieć na dół po jakieś tabletki i garniec wody,puki mam czas. Szwagie nie może zobaczyć nas w takim stanie;trzeba działać.
Jak postanowiłam tak zrobiłam.Naszczęście nie natknełam się na osoby nie porządane..
Violetta już nie spała i miała podobne do moich objawy wczorajszych harców..
-Angieee moja głowa-stękała. -Wiem,wiem mam to samo,ale musimy się szybko wykurować,żeby twój ojciec nic nie podejrzewał. Prawie na raz wypiłyśmy wodę,a na jednej tabletce się nie skończyło..
(Violetta) To jest dramat! Moja głowa pęka mi od samego rana, dlaczego ja się na to zgodziłam? W Tej nocy nie przespałam, nie mogłam mimo iż byłam lekko wstawiona moje myśli dręczył León. Jak on mógł mi to zrobić? Serce pękło mi na milion kawałków, nie mogę o tym myśleć. Nie mogę się zadręczać.. Rano razem z Angie brałyśmy tabletki na ból głowy mimo, że nie powinnam wzięłam ich garść, zęby zapomnieć. Moja ciotka wróciła do łóżka, a ja usiadłam na tarasie. Wczoraj wyciszyłam telefon by z nikim nie rozmawiać, osiemdziesiąt siedem nie odebranych połączeń. A
wszystkie od Leóna i Francesci. Mam dość, nie chce ich znać! Po policzkach znów spłynęły mi łzy.. Po rak kolejny zaczęłam myśleć czy ja jestem potrzebna? Mimo iż dzień zapowiadał się pięknie, słoneczko świeciło mocno, a ptaki od wschodu podśpiewywały jedną melodie to dla mnie był to najgorszy dzień w życiu. Na taras wszedł mój ojciec -Violetta wiem co się wczoraj wydarzyło! Jak możesz być tak nie odpowiedzialna?- zaczął unosić głos. Nawet się nie obróciłam do niego, wiedziałam co czuję Esmeralda nie przyjęła jego oświadczyn, miłość jest nam wszystkim nie potrzebna! Tylko nas rani, a ja jestem najgorszą córką na całym tym świecie. -Violetta! Patrz na mnie jak do Ciebie mówię- jednym obrotem obrócił mnie do siebie, przez co zobaczył mnie po raz kolejny zapłakaną. -Kochanie co się stało?- mocno się w tulam w jego ramiona -León i Francesca... Oni...- nie dałąm rady tego wykrztusić, za bardo mnie boli.
-Już ten chłopak mnie popamięta, ale teraz proszę nie płacz..-
(Germán) Leon... Wiedziałem że prędzej czy później ją skrzywdzi!
- Nie płacz... Ale wiesz co zrobiłaś... Upiłaś się, dlatego przez kolejne 3 dni nie będziesz chodziła do Stud!a
- Co? !
- Ciesz się to najłagodniejsza kara, poza tym pozwalam ci jechać do tej całej Hiszpanii. - Znòw się we mnie wtuliła. - Chodź zjesz coś - Wracając do jej pokoju zauważyłem tam moją szwagierke. Pociągnąłem ją za nogi i spadła na ziemię
- Au! - Jęknęła
- Ty idealna, wstawaj musimy porozmawiać. - Rzuciłem i zszedłam na dół. Ramallo od rana bombardował mnie pytaniami "Jak się czujesz?" - A jak mam się czuć osoba odrzucona? - Mówiłem ze spokojem chociaż w środku prawie wybuchnąłem. Śniadanie jedliśmy w ciszy póki nie zeszła ciotka idealna!
- Dzień do... - Chciała się przywitać ale przyciągnąłem ją do kuchni. - Cco chcesz?
- Jak to co? ! Upiłaś moją córkę Angie! Ty myślisz? ! Czy w ogóle ci rozum odjęło? ! Jak mogłaś tak zrobić? Prawiłaś mi kazania a sama co? Powinienem cię wyrzucić ale wiem ile kosztuje to Violette...
- A ty nigdy nie popełniałeś błędów? ! Nie... Ojciec ideał! - Kłóciliśmy się chyba z dobre 10 minut dopóki...
(Federico) Nareszcie ! Jeaaaaaaaaaa ! Mogę normalnie chodzic ! Wracam z mamą ze szpitala i szczerze się głupio do siebie .
- No już . Spokojnie ! - głos mamy sprowadził mnie na ziemie .
- Ale ja nie mogę ! - wykrzyczałem wesoły . - Idę do sie przejść sam , byś mi nie zepsuła mojego dobrego nastroju . Kocham - odbiegłem od niej rozpromieniony .Szedłem chodnikiem i nagle zorientowałem się , ze jestem przed domem Violetty . Postanowiłem wpaść . Nikt nie otwierał mi drzwi mimo , że dzwoniłem z 5 minut . Usłyszałem jakieś krzyki , co oznaczało , że ktoś musi być w środku . Wszedłem odrobine szpeszony i udałem się do kuchni , a tam zastałem kłócących się Angie i Germana . Nie wiedziałem co robić . Jak ich poinformować , że tu stoje ? Ale nie musiałem się nad tym zbyt długo zastaniawiać gdyż ktoś złapała mnie za ramiona i odciągnął . Okazała się , że to Olga .
- Idź proszę do niej i jej jakoś pomóż , bo mi się ciagle nie udaje - wyszeptała załamana .
- Ale komu mam pomóc ?
- No Violettcie . Zrób coś - póściła mnie i weszła do kuchni i od razu zaczęła krzyczeć . - Angie ! German ! Spokój ! Tu się gotuję , a nie się kłóci . Już mi stąd ! - poszedłem szybko na górę nie chcąc słyszeć narastającej kłótni . Zapukałem do drzwi prowadzących do pokoju Violetty i usłuszałem ciche " proszę " . To co tam zastałem trochę mnie przeraziło . Pełno chusteczek i szatynka leżąca głową w poduszce . Gdy mnie zobaczyła zerwała się z łóżka i rzuciła mi się na szyję
- Fede ja nie mogę w to uwierzyć ! Oni mnie okłamali ! Oni się całowali ! Zdradzili mnie ! Ja nie mogę ! Ja go sztrasznie kocham , ale on mnie zdradził ! On - przestała krzyczeć i wubuchnęła płaczem .
- Ale Violetta - odsunęłem ją na wyciągniecie ramion . Co się stało ? ...
(Violetta) Świetnie dostałam trzy dniowy szlaban na Studio, choć może to i dobrze bo zapomnę, a znaczy spróbuję o Leónie i Fran. Nadal nie jestem w stanie tego pojąć, jak oni mogli. Kiedy wróciła do swojego pokoju Olga czekała na mnie z babeczkami, ale nie miałam na nic ochoty, a zwłaszcza na jedzenie. Rzuciłam się na łóżko i leżałam tak dopóki nie przyszedł Federico. Teraz mogę liczyć tylko na niego, tylko jemu ufam.. Chciał wiedzieć co się stało, ale nie umiałam o tym mówić, za bardo mnie serce bolało, dlatego podałam mu mój pamiętnik. Początkowo chłopak mi nie uwierzył, ale od razu mnie przytulił i kazał sie ogarnąć! -Wiem jak to boli, ale przez jakiegoś idiotę nie możesz spędzić reszty życia w tym pokoju!- Federico miał rację, kazał mi wstać i przebrać się w coś co nie jest poplamione lodami. Jego mama kazała mu wrócić na chwilę do domu, a ja poszłam z nim. -Zaczekam na zewnątrz- oznajmiłam mu. Powiedział, że mi nie pozwala, ale ja mu odpowiedziałam, że nie mam ochoty na udawanie iż wszystko jest w porządku przed jego mamą.
Gdy tak czekałam przed domem, w środku nie wytrzymywałam dodatkowo podeszła do mnie .....
(Francesca) NIE! NIE! NIE! Co ja zrobiłam? Co do cholery On zrobił? Na oczach Violetty? Przecież ja nic do niego nie czuję i nigdy nie będę czuć! Dzwoniłam do Violetty milion razy, ale za każdym razem włącza się poczta głosowa. Chciałam podejść do Federico, może on widział co z Violą. Ale na szczęście przed jego domem ujrzałam moją przyjaciółkę, wyglądała źle, Oczy spuchnięte i łzy kapały jej po policzkach. Jak ja mogłam do tego dopuścić? Serce mnie za bolało na jej widok, aż sama zaczęłam płakać. -Violu, Violu wysłuchaj mnie. Proszę!!- podchodzę do dziewczyny i łapię ją za ramię. -Nie dotykaj mnie! Nie dotykaj! Nie chcę Was nigdy więcej widzieć na oczy! Rozumiesz to? Jesteś fałszywa..- słowa szatynki bardo zabolały, ale były prawdziwe.
-Violu ja przepraszam.. Kocham Cię- dziewczyna zaczęła się śmiać ze łzami w oczach -Kochasz mnie? Jak możesz tak mówić? Nie chce Was znać- chciała odejść, ale przytrzymałam ją.
Tłumaczyłam, że to nie tak, że to nic dla mnie nie znaczyło, że tak bardzo ja i León ją kochamy.
Szatynka nie chciała tego słuchać, w jej oczach dostrzegłam ból, co ja mogłam zrobić? Żałuję tego!
-Fran nie rozumiesz co Ona do Ciebie mówi?-... zapytał mnie...
(Camilla) Kolejny nudny dzień. Od wczoraj ani Fran ani Violetta nie odzywają się. Gdy idę do Studio przechodzę koło domu Federico i co widzę ? Moje przyjaciółki które stoją na ulicy i krzyczą na siebie. Jedna płacze druga jest blisko. Z tego co zdążyłam usłyszeć Fran i Leon coś zrobili Violi. Jeszcze trochę i dziewczyna rzuciłaby się na Francescę. Czas to przerwać. -Fran nie rozumiesz co Ona do Ciebie mówi? Zostaw Ją jak ie życzy sobie twojej obecności. Poza tym zaraz zaczynają się zajęcia.
-To nie twoja sprawa Cami.-rzuca rozdrażniona Francesca. -Same sobie damy radę.- Spoglądam na wciąż zapłakaną Violettę.
-Mam iść? Nie chcę żebyście się kłóciły ale jak was zostawię to obawiam się że dojdzie do rękoczynów.
-Zostań może przynajmniej ty nie będziesz całować się z moim BYŁYM chłopakiem. -łypie wzrokiem na Francescę.-Chciałam podejść przytulić ją ale przerwał/przerwała mi....
(Diego) Dzisiaj jestem jakiś zagubiony nic mi nie idzie. Rano przed lekcjami próbowałem zaśpiewać ,,Yo Soy Asi'', ale z mojego gardła nie chciał się wydobyć ani jeden czysty dźwięk. Pomyślałem, że ostatnio jestem trochę przeziębiony więc może to jest powód. Szybko podążyłem w stronę Studio, ale w połowie drogi postanowiłem, że dzisiaj zrobię sobie wolne, bo z moim głosem jest coraz gorzej, to Lu przeniosła na mnie tą zarazę. Szedłem dalej gdy zobaczyłem Violę kłócącą się z Francescą i przyglądającą się temu wszystkiemu Cami. Próbowałem wczoraj dodzwonić się do Violetty, ale nie odbierała telefonu. Może teraz się okaże dlaczego. Usłyszałem jak krzyczy:
-Zostań może przynajmniej ty nie będziesz całować się z moim BYŁYM chłopakiem.
Byłym? O co chodzi? Leon i Francesca? Nie to niemożliwe on taki nie jest. A może... Muszę serio dowiedzieć się co się wczoraj wydarzyło. Gdy tylko odeszła Francesca, podszedłem do dziewczyn.
-Cześć, co się dzieje czemu się kłóciłyście?- Od razu przeszedłem do sedna
-To, może ja zostawię was samych, Diego świetnie sobie poradzi...- powiedziała Camila, a po chwili wyszeptała do mnie- Ona cierpi, nie zrób nic głupiego....- Zdziwiłem się bo rudowłosa dziewczyna nigdy za mną nie przepadała.
-Hej, Violu co się stało?- Zwróciłem się do dziewczyny, która zakryła twarz w dłoniach
-Die-goo... Oni... On.... Leooon i Francesca.... Oni... się całowa-liii- po tych słowach moje serce stanęło. Wiedziałem, że Verdas jest podły, ale nie do tego stopnia... Tego się po nim nigdy nie spodziewałem...
-Ciii, Violu, spokojnie będzie dobrze....- Po moich słowach dziewczyna chciała mnie przytulić, ale ja się odsunąłem, bo wiedziałem, że to tylko pogorszy sprawę...
-Nie musisz iść do Studia?- zapytała unosząc delikatnie głowę.
-Nie ja dzisiaj nigdzie nie idę, po pierwsze nie mogę śpiewać, a po drugie muszę Ci pomóc, żebyś przestała się smucić, on nie był Ciebie wart zrozum...Chodź pójdziemy na spacer- kiwnęła głową na tak, więc poszliśmy się przejść po parku. Przez większość czasu panowała niezręczna cisza, dziewczyna nie chciała się odzywać. Po chwili podbiegł do nas...
( Federico )
Wyszedłem przed blok , a tam nie zastałem Violetty . Wiedziałem ! Musiała ! Pobiegłem w stronę parku i zastałem ją tam spacerującą z Diego .
- Violetta miałaś na mnie zaczekać . Nie rób mi tak więcej . Martwiłem się - powiedziałem lekko zdyszany .
- Przepraszam to moja wina - odezwał się Diego . - To ja ją tu zaciągnąłem . I chyba już pójdę - pożegnał się i odszedł . Popatrzyłem na Violkę przekrzywiając głowę . Zbierało się jej na płacz , więc natychmiast ją przytuliłem .
- Co się dzieje ? - usłyszałem głowę , a gdy się odwróciłem zobaczyłem Anę stojącą z małą torbą podróżną .
- Leon i Fran ... on się całowali - wyszeptała przyjaciółka i natychmiast wybuchnęła płaczem . Ana stała z otwartą buźią nie zdolna nic powiedzieć . Po chwili się otrząsnęła i delikatnie objęła Violkę .
- Ciiiiiiiii . Będzie dobrze - zapewniłą i popatrzyła na mnie . - Możemy pogadać przez chwilę ?
- Violu poczekasz tu na mnie ? - spytałem , a dziewczyna kiwnęła głową i usiadła na pobliskiej ławce . - Co jest Ana ? Wyjeżdzasz ?
- Na kilka dni do rodziny . Gdybym wiedziała , że Leon ... no nie ważne , by została , ale już za późno . Byłam u Ciebie ,ale Twoja mama powiedziała , że znajdę Cię tu . Przytulisz mnie na pożeganianie ? - podniosła brew . Zaśmiałem się i zrobiłem co chciała . - Zaopiekujesz się ją ?
- No wiesz ... Fede jest przykładnym przyjacialem i pomoże każdemu - Ana obdarowała mnie uśmiechem i po chwili odeszła . Gdy spojrzałem na ławkę , na której siedziała Violka zobaczyłem ...
(Lara) Wciąż nie mogę uwierzyć, że zostałam wybrana jako jedna z najzdolniejszych uczniów Studio'a na wycieczkę! Nawet się cieszę!
Szłam sobie właśnie do Studio'a, kiedy na ławce zobaczyłam Violettę. Leon mi mówił co zrobił... A właściwie przyszedł na tor, wrzeszczał na siebie, potem zaczął mówić coś o mnie, Federico;u, coś o Ludmile, nie dał mi dojść do słowa i poszedł. Kiedy nie jest zdenerwowany lepiej się z nim rozmawia...
- Cześć, Violetto. - Usiadłam koło niej. - Wszystko w porządku? - zapytałam widząc jej "stan".
- Lara... To chodzi o Leon'a... i Francescę.
- He? Leon i Francesca? O co chodzi? - Co ma Leon do Francesci? Serio zdziwiło mnie to.
- Bo on ją pocałował - powiedziała przez zaciśnięte zęby i chyba znowu chciała się rozpłakać.
- Leon? Francescę? Pocałował? Co? Miał jakieś zadanie? No o co chodzi? jak to ma być żart... - zaczęłam mówić, ale dziewczyna po prostu wstała i szybko gdzieś pobiegła. - Taa... Cześć. Po chwili podbiegł do mnie Federico. - Ooo, możesz już chodzić? - zapytałam.
- Gdzie Violetta?!
- Nie wiem. Gdzieś poszła.
- Jak to nie wiesz? Jak to gdzieś poszła?
- No, normalnie. Rozmawiałam z nią chwilę, a potem chyba nie wytrzymała i poszła.
- Musisz wszystkim robić na złość?!
- Odwołaj to! Grzecznie się zapytałam! - krzyknęłam, a on już miał chyba sobie iść, ale go chwyciłam za ramię. - Fede, czekaj. To prawda? Że Leon pocałował Francescę?
- Tak.
- Ale... Leon raczej do nic nie czuje. Serio, ciągle mówi o Violetcie. Tyle, ze czasami mam go po prosu dosyć.
- Po prostu ją kocha, ale zrobił coś głupiego - powiedział oschle.
- Dobra, nieważne. Po prostu ja znajdźmy, okey? - Federico się zgodził i zaczęliśmy jej szukać. W pewnym momencie zauważyliśmy...
(Violetta) Czemu każdy musi zadawać to jedno pytanie? "Co się stało?" A jak już wiedzą to nie chcą przyjąć tego do wiadomości. Nie mam nic do Lary, ale denerwuje mnie jej zachowanie, jestem duża i dam sobie radę. Muszę się jakoś ogarnąć, chodzę roztrzepana. Nogi same zaprowadziły mnie w miejsce pierwszego pocałunku w moim życiu. W głowie mam tysiące nie potrzebnych myśli, ale dopiero teraz poczułam to co musiał czuć mój chłopak. Zazdrość? Wściekłość? Nie to rozczarowanie! Usiadłam na ławce i wywołałam wilka z lasu. -Violetta wszystko w porządku?- miałam ochotę zacząć się śmiać. -León! Jak może być wszystko w porządku?- nawet nie zaszczyciłam go wzrokiem -Z nami koniec- wstałam z ławki. -Violetta proszę!- oczywiście musiał mnie dotknąć -To była głupota, wybacz mi!- modliłam się w tej chwili by nie wybuchnąć płaczem i nie walnąć go w twarz. -Nie dotykaj mnie!- w końcu nabrałam dowagi aby spojrzeć mu prosto w oczy. Chciałam mu coś powiedzieć, ale zjawili się Federico i Lara.
-E! León! Dosyć! Zostaw ją!- chłopak wstawił się za mnie, a dziewczyna poprosiła Leóna na słówko. -Wszystko ok?- dopytuje się Federico. -Nie! Nic nie jest ok! Dajcie mi wszyscy spokój! Dobra? Musze pobyć sama bo zwariuję z Wami!- nakrzyczałam na chłopaka, ale wiedziałam, że chciał mi tylko pomóc, wiec ogarnęła mnie fala poczucia winy. -Dobrze! Wypnij się na tych, którzy chcą Ci pomóc! Ja się już w to nie mieszam! Cześć..- złapałam go za rami i wyszeptałam "Przepraszam, ale chce być sama, poźniej się odezwę". Szłam w kierunku domu kiedy znowu ktoś mnie zaczepił z pytaniem czy wszystko jest okej!.....
(Diego) Wracałem po ciężkim dniu do domu. Szkoda mi Violetty. Leon jak zwykle zawalił. Ona nie zasługuje na to żeby tak cierpieć. Mam być jej przyjacielem, ale nie umiem. Próbuję się od niej oddalić, ale wszystko na marne. Po drodze znowu ją spotkałem, chciałem to zignorować, ale nie coś mnie musiało popchnąć do przodu. Widziałem, że po jej policzkach spływają kolejne zły, León musiał być idiotą by stracić taką dziewczynę jaką jest Violetta. -Wszystko w porządku?- podszedłem do niej od tyłu. Wyburczała jedynie "Tak", ale wiedziałem, że w środku jest rozsypana
zupełnie tak jak ja byłem bez niej. Mimo, że nie chciałem się w to mieszać, serce nie wybiera.
Wziąłem ją w ramiona i poczułem jak się trzęsie z zimna? może z nerwów? Poczułem jej szampon do włosów, owocowy. Każda cząstka mnie chciał ją pocałować, ale wiedziałem, że tylko pogorszę sprawę
-Dziękuję Ci, że przy mnie jesteś, ale chcę pobyć sama... Zrozum...- lekko się ode mnie odsunęła i poszła do domu. Westchnąłem. Wszystko musi się ułożyć, ona wie, że bardo mi na niej zależy muszę dać jej jedynie czas. Chyba muszę sobie zrobić przerwę od śpiewania głos mi powoli wysiada. Zawróciłem w kierunku domu i mój ojciec czekał na mnie przed wejściem. -Czy ty musisz marnować czas na te Studio? I jakąś dziewczynę? Miałeś być na studiach medycznych, co ty tu w ogóle robisz?- Znalazł się wzorowy ojciec nie będzie mi mówić co mam robić, nie odkąd zdradził matkę z pierwszą lepszą. -To nie jakaś dziewczyna, a Violetta. I nie mam zamiaru być lekarzem jak ty, tylko artystą- rzuciłem szybko i chciałem wejść do domu, ale zaśmiał mi się w twarz. -Synu.. Nie marnuj czasu!- powiedział mi w oczy z tym swoim uśmieszkiem. Nie miałem ochoty na kazania i wszedłem do domu, przez okno ujrzałem.....
(Ludmila) Matka wróciła do domu, i jakoś dziwnie się zachowuje, nie wiem czy jej wyraz twarzy mówi, że jest szczęśliwa czy wkurzona. Mam tylko nadzieję, że nie odwali kolejnej durnoty, bo chyba wtedy sama ją ukatrupię. Poranek był dość spokojny zjadłyśmy wspólne śniadanie, trochę pogadałyśmy, ale nie dałam rady iść do Studio, grypa rozkładała mnie na łopatki.- Ludmila, może Ty do lekarza powinnaś iść. - matka zajrzała do mego pokoju. - Nie, nie, nie i osiem tysięcy razy nie, wiesz o tym jak bardzo nienawidzę chodzić po lekarzach. - odpowiedziałam.- Mhm, a jutro będzie gorzej. - powiedziała wychodząc z mego pokoju. - Tak, tak a świstak siedzi i zawija sreberka. - rzuciłam jeszcze. Dotknęłam swego czoła - O kosmosie. - byłam cała rozpalona. Zeszłam powoli na dół. - Mamo idę do apteki. - nakładam czapkę, szalik i kurtkę. - No to siedź w domu, ja pójdę. - podchodzi do mnie. - Spacer dobrze mi zrobi. - odpowiadam i wychodzę. Przechodziłam właśnie obok domu Diego i zobaczyłam jak wygląda z za firanki. Pomachałam mu tylko i poszłam dalej. Aptek byłam trochę oddalona, więc to nie był jakiś tam sobie spacer, ale długa i ciężka podróż dla mnie. Nagle poczułam jakąś kroplę, która spadła mi na nos. - No pięknie, deszcz ? naprawdę ? - spojrzałam w górę, a z nieba zleciało milion małych kropelek. - Ludmila, porozmawiamy. - spojrzałam przed siebie ...
(Tomas) Wracałem właśnie z zajęć w studio. Wyjątkowo
wybrałem okrężną drogę bo nie chciałem znów siedzieć bez celu w swoim pokoju. Przemierzałem
ulice rozglądając się sam nie wiem za czym gdy zauważyłem Ludmile. Nie było jej
dzisiaj w studio a chciałem z nią porozmawiać, dlatego uznałem to za uśmiech od
losu. Szybkim krokiem ruszyłem w jej kierunku, byłem tuż przed nią gdy zaczęło
padać. – Ludmila, porozmawiajmy. – powiedziałem, dopiero wtedy zwróciła na mnie
uwagę. – Chyba powinniśmy. – odpowiedziała, zaczynało już naprawdę porządnie
padać ale to nie było w tym momencie ważne. – Ja… Ja chciałem Cię przeprosić. Zachowałem
się jak ostatni idiota zostawiając Cię. Myślałem że tak będzie dla nas lepiej
ale się pomyliłem… Gdybym mógł cofnąć czas to… A zresztą nie mogę go cofnąć. Tęsknie
za Tobą, i może jest jakaś mała szansa że mogli byśmy to wszystko naprawić…? –
zapytałem.
(Ludmila) Naprawić, no on chce wszystko naprawić. Faceci to ciężki przypadek, najpierw wszystko psują, a potem chcą naprawiać myśląc, że dostaną drugą szansę. - Wypiołeś się na mnie, a teraz mówisz, że tęsknisz ? - powiedziałam. - Gdzie byłeś gdy potrzebowałam Cię, gdzie byłeś gdy moje życie z dnia na dzień robiło się coraz bardziej gówniane, gdzie ? - zapytałam, a on spuścił wzrok. - Nie spuszczaj oczu, tylko patrz na mnie, jak do Ciebie mówię. - spojrzał, ale nie wytrzymał i znowu patrzył w chodnik. - Nie możesz być taką ciotą, Tomas weź się w garść, mówiłam Ci, że ja nie
jestem szmatą do podłogi, którą można pomiatać, nie będę bawiła się w kotka i myszkę z ludźmi, których nienawidzę, i wiesz dokładnie dlaczego postąpiłam tak z Federem. - kontynuowałam swoją wypowiedź. - Ale to nie zmienia faktu, że ja też tęskniłam, tylko nie możesz od tak sobie mnie zostawiać i mówić, że tęsknisz, że kochasz a idziesz i nie wracasz, no bez jaj, przecież jesteś facetem. - spojrzał na mnie zdziwiony. Rzeczywiście mój wykład był dość dziwny, ale miałam gorączkę i padał deszcz i jeszcze ogarnęły mnie drgawki. - Kocham Cię głupolu. - podeszłam i zatopiłam swoje usta w jego. Deszcz padał, a my się całowaliśmy. - Lu Ty jesteś cała rozpalona. - oznajmił - Tak to na Twój widok, a tak serio jestem cholernie chora i szłam do apteki, a teraz jestem cała mokra i nie mam leków. - uśmiechnęłam się - Odprowadzę Cię do domu. - objął mnie ramieniem i podprowadził pod same drzwi, chciałam go zaprosić, ale zaraz matka by miała jakieś wąty. Dałam mu buziaka na pożegnanie i weszłam do środka. Wzięłam gorącą kąpiel, wskoczyłam pod kołdrę wzięłam do ręki Stasia, tak nazywał się mój termofor i poszłam spać ...
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 67.
wtorek, 26 listopada 2013
Rozdział 64
(Tomas) Obudziłem się dość wcześnie mimo to nie ominął mnie kolejny wykład od mojej matki na temat jak bardzo się martwiła i że mogło mi się coś stać. Jak by jej wczorajsze kazanie na przemian z ciotką nie wystarczyło. Gdy już wysłuchałem jej całej paplaniny postanowiłem iść do łazienki i się trochę ogarnąć. Przez te całą wczorajszą akcje byłem cały posiniaczony, jak by siniaki z poprzednich bójek nie wystarczyły. Gdy wyszedłem z pokoju czekało już na mnie śniadanie, obok talerza znalazłem kartkę od mojej kuzynki a na niej wielki napis "Tomas Bohater" - mimowolnie się uśmiechnąłem. Gdy już zjadłem założyłem kurtkę i już miałem wychodzić do studio lecz usłyszałem pukanie do drzwi, pośpiesznie je otworzyłem i zobaczyłem....
(Ana) Od wczorajszego dnia, wszystko przyprawia mnie o gęsią skórkę. Mieliśmy farta że udało nam się przejść bez szwanku, w sumie... Ja dostałam z łokcia w twarz, czułam się jakbym miała zaraz się popłakać. Na szczęście wszystko już za nami ! Szłam właśnie do Stud!a, przechodząc koło domu Tomasa, pomyślałam że wpadnę do niego mu podziękować. Bo w sumie to dzięki jego i Diega interwencji udało się ich obezwładnić, w sumie.... To wszyscy się spisaliśmy, ale co mi szkodzi ! Zapukałam do drzwi i otworzył mi właśnie on. Chciałam już coś z siebie wydusić gdy ktoś rzucił kamieniem i walnął w moją głowę. Cholera ! Co jest z tym światem ?!
- Nic ci nie jest ? - Spytał.
- Nie... A w ogóle to chciałam ci podziękować za wczoraj i... Tyle. - Mówiłam dotykając obolałego miejsca. - Idę właśnie do Stud!a idziesz ? - Zapytałam. Odmówił, mówił że musi jeszcze coś załatwić. "Jak nie to nie." Przeleciało przez moją głowę, pożegnałam się i szłam dalej. Bosh... Zaraz będę miała kolejnego guza tym razem na głowie ! No nieźle... Dwa razy w łeb z laski, z łokcia w twarz i w głowę od kamienia...! Ja to mam szczęście ! Docierając do budynku, zauważyłam znajomą mi twarz...
( Federico )
To życie jest co raz bardziej dziwne . Wszystko dzieje się za szybko . Jednej wieczór , a ja tu się dowiaduje, że była napad na kino , a w nim , akurat musieli być moi przyjaciele . Na szczęscie nikomu nic się nie stało. Szedłem właśnie do Studia . Z nogą jest już lepiej . Za jakieś dwa dni będę mógł w końcu normalnie funkcjonować . Gdy dotarłem do budynku usłyszałem swoje imie . Odwróciłem się i zobaczyłem Anę . Szybko do mnie podbiegła .
- Hejka - pocałowała mnie w policzek . - Co tam ?
- W porządku - przekrzywiłem głowę . - Nic mi nie powiesz ?
- Nie . Nie mam na to siły . Teraz chcę się tylko cieszyć tym , że Violetta wróciła . Nawet nie wiesz jak się o nią martwiłam .
- Wyjęłaś mi to z ust . To było coś strasznego . A! I mam dla Ciebie super informację - spuściłem głowę . - Moja mama chcę Cię poznać - wymamrotałem pod nosem .
- Co , co , co ? - podniosła mój podbródek . - Nie baw się ze mną w takie gierki . O co chodzi ?
- Moja mama chcę Cię poznać - otworzyła usta w wrażenia . - Ale nie bój żaby . Przekupiłem swego brata i coś zepsuje tak , że będziemy mogli się bez podejrzeń oddalić .
- Aha - dziwnie na mnie patrzyła . Zresztą każdy tak na mnie patrzy . - Ale mam pytanie ?
- Jakie ? ...
(Ana)
- Jakie?
- Chcesz poznać moją mamę? Jest fajna, taka wkurzająca...
- Aa, nooo ok... - Zgodziłam się ale jednak wolałam już śmierć w tym kinie. Rodzice moich partnerów nigdy mnie nie lubili... Jedna aż mnie opluła... Szliśmy gawędząc, było naprawdę miło dopóki nie znaleźliśmy się pod jego domem. Otworzył drzwi i weszliśmy do środka... Zawołał ją niechętnie i przyszła. Wyglądała dość sympatycznie...
- Mamo, to jest Ana... Nie morduj jej tylko proszę pytaniami. - Powiedział a ja się uśmiechnęłam na jego minę. Jej również kąciki ust powędrowały ku górze, przedstawiła mi się i podała rękę, którą uścisnęłam.
- Angela.
- Ana. - Swoje imię wypowiedziałam dość nieśmiało, stresowałam się szczerze tym. Nie cierpiałam takich spotkań, starasz się zawsze jak najlepiej wyjść, zawsze może pójść coś nie tak...
- To my idziemy do mnie. - Wypalił Fede i złapał mnie za rękę.
- Czekaj, chcę poznać bliżej twoją dziewczynę... - Oj, kobieto, oj, lepiej nie ! Mówiłam w myślach, zanim zdążyłam coś powiedzieć moja komórka zadzwoniła.
- Przepraszam... - Wyjęłam z kieszeni komórkę i wydzwaniał/a do mnie.... Ale odrzuciłam połączenie...
(Violetta) Nie mam pojęcia o co chodziło z całą tą akcją w kinie, oczywiście mój tato wszystkiego się dowiedział i czekał mnie dwugodzinny wykład o tym jak mam sie zachowywać i co robić w takich sytuacjach. Rano jak zwykle zabrałam się na śniadanie i wyszłam do Studia, po drodze próbowałam się dodzwonić do Anki bo jej ojciec rano przyjechał. -Anka! Odbierz ten telefon!- krzyczę nagrywając się na pocztę. Dzisiaj jest dzień kwiatów, w całym parku są porozstawiane stragany z kolorowymi kwiatkami i te słodkie zapachy. W Studio panuję nie zwykła cisza, czyżbym się spóźniła na zajęcia? Razem z Angie poszłam do pianina, gdyż miałam zagrać jej nuty
(Ana) Od wczorajszego dnia, wszystko przyprawia mnie o gęsią skórkę. Mieliśmy farta że udało nam się przejść bez szwanku, w sumie... Ja dostałam z łokcia w twarz, czułam się jakbym miała zaraz się popłakać. Na szczęście wszystko już za nami ! Szłam właśnie do Stud!a, przechodząc koło domu Tomasa, pomyślałam że wpadnę do niego mu podziękować. Bo w sumie to dzięki jego i Diega interwencji udało się ich obezwładnić, w sumie.... To wszyscy się spisaliśmy, ale co mi szkodzi ! Zapukałam do drzwi i otworzył mi właśnie on. Chciałam już coś z siebie wydusić gdy ktoś rzucił kamieniem i walnął w moją głowę. Cholera ! Co jest z tym światem ?!
- Nic ci nie jest ? - Spytał.
- Nie... A w ogóle to chciałam ci podziękować za wczoraj i... Tyle. - Mówiłam dotykając obolałego miejsca. - Idę właśnie do Stud!a idziesz ? - Zapytałam. Odmówił, mówił że musi jeszcze coś załatwić. "Jak nie to nie." Przeleciało przez moją głowę, pożegnałam się i szłam dalej. Bosh... Zaraz będę miała kolejnego guza tym razem na głowie ! No nieźle... Dwa razy w łeb z laski, z łokcia w twarz i w głowę od kamienia...! Ja to mam szczęście ! Docierając do budynku, zauważyłam znajomą mi twarz...
( Federico )
To życie jest co raz bardziej dziwne . Wszystko dzieje się za szybko . Jednej wieczór , a ja tu się dowiaduje, że była napad na kino , a w nim , akurat musieli być moi przyjaciele . Na szczęscie nikomu nic się nie stało. Szedłem właśnie do Studia . Z nogą jest już lepiej . Za jakieś dwa dni będę mógł w końcu normalnie funkcjonować . Gdy dotarłem do budynku usłyszałem swoje imie . Odwróciłem się i zobaczyłem Anę . Szybko do mnie podbiegła .
- Hejka - pocałowała mnie w policzek . - Co tam ?
- W porządku - przekrzywiłem głowę . - Nic mi nie powiesz ?
- Nie . Nie mam na to siły . Teraz chcę się tylko cieszyć tym , że Violetta wróciła . Nawet nie wiesz jak się o nią martwiłam .
- Wyjęłaś mi to z ust . To było coś strasznego . A! I mam dla Ciebie super informację - spuściłem głowę . - Moja mama chcę Cię poznać - wymamrotałem pod nosem .
- Co , co , co ? - podniosła mój podbródek . - Nie baw się ze mną w takie gierki . O co chodzi ?
- Moja mama chcę Cię poznać - otworzyła usta w wrażenia . - Ale nie bój żaby . Przekupiłem swego brata i coś zepsuje tak , że będziemy mogli się bez podejrzeń oddalić .
- Aha - dziwnie na mnie patrzyła . Zresztą każdy tak na mnie patrzy . - Ale mam pytanie ?
- Jakie ? ...
(Ana)
- Jakie?
- Chcesz poznać moją mamę? Jest fajna, taka wkurzająca...
- Aa, nooo ok... - Zgodziłam się ale jednak wolałam już śmierć w tym kinie. Rodzice moich partnerów nigdy mnie nie lubili... Jedna aż mnie opluła... Szliśmy gawędząc, było naprawdę miło dopóki nie znaleźliśmy się pod jego domem. Otworzył drzwi i weszliśmy do środka... Zawołał ją niechętnie i przyszła. Wyglądała dość sympatycznie...
- Mamo, to jest Ana... Nie morduj jej tylko proszę pytaniami. - Powiedział a ja się uśmiechnęłam na jego minę. Jej również kąciki ust powędrowały ku górze, przedstawiła mi się i podała rękę, którą uścisnęłam.
- Angela.
- Ana. - Swoje imię wypowiedziałam dość nieśmiało, stresowałam się szczerze tym. Nie cierpiałam takich spotkań, starasz się zawsze jak najlepiej wyjść, zawsze może pójść coś nie tak...
- To my idziemy do mnie. - Wypalił Fede i złapał mnie za rękę.
- Czekaj, chcę poznać bliżej twoją dziewczynę... - Oj, kobieto, oj, lepiej nie ! Mówiłam w myślach, zanim zdążyłam coś powiedzieć moja komórka zadzwoniła.
- Przepraszam... - Wyjęłam z kieszeni komórkę i wydzwaniał/a do mnie.... Ale odrzuciłam połączenie...
(Violetta) Nie mam pojęcia o co chodziło z całą tą akcją w kinie, oczywiście mój tato wszystkiego się dowiedział i czekał mnie dwugodzinny wykład o tym jak mam sie zachowywać i co robić w takich sytuacjach. Rano jak zwykle zabrałam się na śniadanie i wyszłam do Studia, po drodze próbowałam się dodzwonić do Anki bo jej ojciec rano przyjechał. -Anka! Odbierz ten telefon!- krzyczę nagrywając się na pocztę. Dzisiaj jest dzień kwiatów, w całym parku są porozstawiane stragany z kolorowymi kwiatkami i te słodkie zapachy. W Studio panuję nie zwykła cisza, czyżbym się spóźniła na zajęcia? Razem z Angie poszłam do pianina, gdyż miałam zagrać jej nuty
Ahora sé que la tierra es el cielo,
Te quiero,
Te quiero.
Que en tus brazos ya no tengo miedo,
Te quiero
Te quiero
Que me extrañas con tus ojos,
Te creo,
Te creo…
Te quiero,
Te quiero.
Que en tus brazos ya no tengo miedo,
Te quiero
Te quiero
Que me extrañas con tus ojos,
Te creo,
Te creo…
Kiedy skończyłam utwór pożegnałam się z moją ciotką i szybkim krokiem poszłam na tablicę ogłoszeń, szykowała się jakaś wycieczka, ale to jeszcze nie teraz.. Odwróciłam się i ku mojemu zaskoczeniu (ktoś) trzymał dla mnie kwiatka, ta osoba to ....
(Diego) Dzisiaj rano wstałem w jakimś podłym humorze. Wszystko dla mnie nie ma ostatnio żadnego sensu. Jeszcze bardzo współczuję Lu, musi być silna. Chyba wiem co czuje... Na szczęście już jest lepiej. Powoli powlokłem się na dół, nie miałem dzisiaj ochoty nawet na jedzenie. Po prostu od razu wyszedłem do szkoły.
Szedłem tą trasą co zwykle czyli przez park. Tym razem zobaczyłem na nim liczne stragany z kwiatami. Gdy przechodziłem koło straganu z pudrowo-różowymi różami od razu pomyślałem o Violi. Wiem miałem ją ignorować, ale nie potrafię... Podszedłem do sprzedawcy i wziąłem trzy różyczki. Następnie udałem się do Studio. Już przy wejściu usłyszałem piękny głos Violetty co oznaczało, że ma lekcję z Angie. Po tym gdy nauczycielka wyszła z sali postanowiłem ja tam wejść. Podszedłem do Violi i powiedziałem:
-Cudownie...- dziewczyna lekko zarumieniła się- proszę to dla Ciebie -wręczyłem jej trzy róże...
-Diego nie....- nie dałem jej dokończyć
-Wiem, że nigdy nie będziemy dla siebie kimś więcej, ale chcę być choćby przyjacielem, bo nie potrafię żyć daleko od Ciebie...- dziewczyna spuściła głowę, wiedziałem, że kocham ją dużo bardziej niż zwykły przyjaciel, ale nie powiem jej tego, musiałem skłamać.... Wyszedłem smutny z klasy, lecz po chwili usłyszałem czyiś głos...
(Violetta) I dlaczego On mi to robi? Choć z drugiej strony, skąd wiedział o moich ulubionych kwiatach? Najpierw przytula Lu, a teraz chodzi do mnie z kwiatami? Z drugiej strony nie mogą o nim zapomnieć, było mi z nim dobrze tylko, że moje uczucie wobec Leóna jest silniejsze.. -Poczekaj- zawołałam za chłopakiem. -Tęsknie za Tobą, ale nie w ten sposób.. Zawieszenie broni?- z uśmiechem podaję chłopakowi rękę, nie czekał zbyt długo by odwzajemnić uścisk, na jego twarzy pojawił się uśmiech. -Przejdziemy się?- zaproponował gestem głowy. I tak musiałam pójść do księgarni po arkusze papieru, wiec czemu nie? Rozmowa przebiegała nam bardzo dobrze, jak byśmy się nigdy nie pokłócili, a czasem miałam wrażenie, że nadal jest jak przed amnezją, ale moje myśli sprowadzały mnie na ziemię. LEÓN. Na ulicach było pełno porozrzucanych kwiatów, aż miło było patrzeć.
-Violetta...Może to głupio zabrzmi, ale...- chłopak próbował coś powiedzieć. -Hmm?-
-Zaśpiewasz ze mną? Lubię Cię słuchać.- mrugnął do mnie i wskazał na ulicznych grajków, podał im nuty i zaczęliśmy śpiewać..
(Diego) Dzisiaj rano wstałem w jakimś podłym humorze. Wszystko dla mnie nie ma ostatnio żadnego sensu. Jeszcze bardzo współczuję Lu, musi być silna. Chyba wiem co czuje... Na szczęście już jest lepiej. Powoli powlokłem się na dół, nie miałem dzisiaj ochoty nawet na jedzenie. Po prostu od razu wyszedłem do szkoły.
Szedłem tą trasą co zwykle czyli przez park. Tym razem zobaczyłem na nim liczne stragany z kwiatami. Gdy przechodziłem koło straganu z pudrowo-różowymi różami od razu pomyślałem o Violi. Wiem miałem ją ignorować, ale nie potrafię... Podszedłem do sprzedawcy i wziąłem trzy różyczki. Następnie udałem się do Studio. Już przy wejściu usłyszałem piękny głos Violetty co oznaczało, że ma lekcję z Angie. Po tym gdy nauczycielka wyszła z sali postanowiłem ja tam wejść. Podszedłem do Violi i powiedziałem:
-Cudownie...- dziewczyna lekko zarumieniła się- proszę to dla Ciebie -wręczyłem jej trzy róże...
-Diego nie....- nie dałem jej dokończyć
-Wiem, że nigdy nie będziemy dla siebie kimś więcej, ale chcę być choćby przyjacielem, bo nie potrafię żyć daleko od Ciebie...- dziewczyna spuściła głowę, wiedziałem, że kocham ją dużo bardziej niż zwykły przyjaciel, ale nie powiem jej tego, musiałem skłamać.... Wyszedłem smutny z klasy, lecz po chwili usłyszałem czyiś głos...
(Violetta) I dlaczego On mi to robi? Choć z drugiej strony, skąd wiedział o moich ulubionych kwiatach? Najpierw przytula Lu, a teraz chodzi do mnie z kwiatami? Z drugiej strony nie mogą o nim zapomnieć, było mi z nim dobrze tylko, że moje uczucie wobec Leóna jest silniejsze.. -Poczekaj- zawołałam za chłopakiem. -Tęsknie za Tobą, ale nie w ten sposób.. Zawieszenie broni?- z uśmiechem podaję chłopakowi rękę, nie czekał zbyt długo by odwzajemnić uścisk, na jego twarzy pojawił się uśmiech. -Przejdziemy się?- zaproponował gestem głowy. I tak musiałam pójść do księgarni po arkusze papieru, wiec czemu nie? Rozmowa przebiegała nam bardzo dobrze, jak byśmy się nigdy nie pokłócili, a czasem miałam wrażenie, że nadal jest jak przed amnezją, ale moje myśli sprowadzały mnie na ziemię. LEÓN. Na ulicach było pełno porozrzucanych kwiatów, aż miło było patrzeć.
-Violetta...Może to głupio zabrzmi, ale...- chłopak próbował coś powiedzieć. -Hmm?-
-Zaśpiewasz ze mną? Lubię Cię słuchać.- mrugnął do mnie i wskazał na ulicznych grajków, podał im nuty i zaczęliśmy śpiewać..
Y es que yo soy así
Mi vida es alocada
Sin red y voy a mil
Mi ley es doble o nada
Y es que yo soy así
Con solo una mirada
Vas a quedar de mi
Por siempre enamorada
Escucha y siente,
ya tus amigas te pueden contar, pueden contar,
que bien la pasaras.
Entiende y siente
Estoy aqui, la fiesta va empezar, va a empezar,
la fiesta va a empezar.
Mi vida es alocada
Sin red y voy a mil
Mi ley es doble o nada
Y es que yo soy así
Con solo una mirada
Vas a quedar de mi
Por siempre enamorada
Escucha y siente,
ya tus amigas te pueden contar, pueden contar,
que bien la pasaras.
Entiende y siente
Estoy aqui, la fiesta va empezar, va a empezar,
la fiesta va a empezar.
(Diego) Zaśpiewałem z Violettą i moje serce zaczęło bić jak by oszalało, rzecz jasna nie dałem po sobie tego poznać, wiem że nigdy nie będziemy razem, ale cieszę się z jej przyjaźni to i tak bardzo dużo dla mnie znaczy przebywać z nią. Jej uśmiech jest jak promienie słońca, a jej oczy błyszczę ja gwiazdy na niebie. DIEGO DOSYĆ. To tylko przyjaciółka. -To co chcesz teraz zrobić?- zadałem szatynce pytanie, długo nie zwlekała. -Ale to jest głupie...- zaczęła się śmiać -Chcę się pohuśtać na huśtawkach- odpowiedziała ciągnąc mnie za rękę. Po nie spęna pięciu minutach byliśmy na pustym ze względu na porę placyku -Zawody?- rzuciłem. Huśtaliśmy się co raz wyżej i wyżej, aż w końcu przyszedł czas skoczyć, oczywiście ja skoczyłem pierwszy, a zaraz po mnie Violetta, która wpadła prosto na mnie. -Przepraszam- powiedziała przez śmiech i wstała na nogi otrzepując się z piachu.
-Diego ja już muszę lecieć, tato dzwoni- oznajmiła, a ja podałem jej rękę na pożegnanie, ale ona jej nie zauważyła i przytuliła mnie. Czemu ona to zrobiła? Teraz na pewno nie zasnę..W drodze do domu rozmyślam na nową piosenką dla zespołu, tekst sam mi sie układa. O dziwno jestem dość zaspokojony, dlatego nie myślę o Violi. W szarych rurek wydobyłem telefon i wybrałem numer Marco, kiedyś się kolegowaliśmy ale przez dziewczyny nasze drogi się rozeszły, ale teraz można by spróbować od nowa. Wchodząc do domu dostrzegam dobrze znany mi samochód. NIE. Mój ojciec przyjechał, ciekawe po co? Po drugiej stronie dostrzegam ....
(Ludmila) Obudziłam się bardziej zmęczona niż zwykle, dodatkowo było mi przeraźliwie zimno. Wstałam i chciałam sprawdzić czy może okna są otwarte, ale wszystko było zamknięte. - Apsiiikkkk - kichnęłam na cały dom. Całą mnie telepało. - No pięknie jakieś choróbsko mnie dopada - powiedziałam sama do siebie. Pocieszeniem było to, że matka jutro wychodzi ze szpitala. Zeszłam na dół zrobiłam sobie gorącego mleka z miodem. Szczerze to nie poszłabym do Studio, ale Pablo prosił aby wszyscy się pojawili. Założyłam czapkę, szalik i z chusteczką przy nosie wyszłam z domu. Odczuwałam ogromny ból mięśni i ten obleśne czerwony nos. No jak ja wyglądam. Idąc tak przytulając sama siebie zauważyłam Diego. - Diego. - zaczęłam go wołać. - Lu. - podbiegł do mnie i dał buziaka w policzek. To naprawdę cholernie dobry przyjaciel i do tej pory tylko on mnie nie zawiódł. - A Ty co tak wyglądasz jakbyś była Rudolfem Czerwononosym - zaśmiał się - Ejj haha choroba mnie dopadła. Idziesz do Studio Pablo ma jakieś informacje. - powiedziałam. - Tak, tak tylko wezmę nuty, zaczekasz ? - zapytał. - No jak nie jak tak. - zaśmiałam się. Diego wszedł do domu i po pięciu minutach pojawił się znowu przy mnie. - To idziemy. - powiedział, a ja go wzięłam pod ramię. Po 15 minutach marszu dotarliśmy na miejsce. W sali zaczynało się już zebranie, dlatego usiedliśmy szybko na jakieś wolne krzesła. - Posłuchajcie - zaczął Pablo, wytypowaliśmy dziś uczniów, którzy pojadą na wymianę do Hiszpanii.- kontynuował. - Cały wyjazd polega na poznaniu kultury innego państwa i współpraca. - spojrzał na mnie. - Przez tydzień czasu będziecie się przygotowywać do wystąpienia przed ich publicznością. - uśmiechnął się. - W takim razie wyczytuje .. numer jeden. - nie dokończył po wyskoczyłam z krzesełka. - Normalne, że numer jeden to ja, dziękuję, dziękuję. - powiedziałam. - Tak Ludmila jesteś na liście, ale nie na miejscu pierwszym. - odpowiedział mi. - No tak może usiądę bo mój blask tak was onieśmiela, że nie wiecie co powiedzieć. - uśmiechnęłam się. - No to siadaj.. - usłyszałam...
(Violetta) W ostatniej chwili zadzwoniła do mnie Francesca z informacją o tym, że Pablo chce nas wszystkich widzieć. Razem z Camilą i Fran poszłyśmy na kawę przed zajęciami. W klasie pełnej studentów nauczyciel przedstawił plan wycieczki, wytypował najzdolniejszych uczniów szkoły. Kiedy chciał zacząć czytać listę przeszkodziła mu w tym Ludmila, nie chciałam się z nią ponownie kłócić, dlatego się opanowałam niestety Francesca nie mogła -No to siadaj w końcu i nie gadaj tyle!- powiedziała dosyć ironicznie. -Dziękuje Fran, ale to nie było konieczne.. - upomniał ją Pablo. - A o to lista-
- León, Violetta, Diego, Ludmiła, Francesca, Ana, Tomas, Maxi, Naty, Lara, Federico, Camila, Broadway, Andres.. Niestety reszta z was będzie mieć warsztaty ale w kraju...- Kiedy skończył wyszedł z sali. Zrobiło mi się miło, że mogę być w tej drużynie. Po wszystkim poszłam porozmawiać z Angie. Jest ostatnio nie w humorze, dlatego zaprosiłam ją na sok, ale musiała odmówić przez nawał pracy. Kiedy dzień w Studio dobiegł końca uznałam, że nie potrzebuję już tutaj siedzieć. Zadzwoniłam do mojego chłopaka, ale odebrała LARA. Przez co zrobiłam się lekko zła, ale to w końcu jego przyjaciółka. W parku zauważyłam Ludmiłe, chciałam do niej podejść tylko że zaczepił mnie -Wszędzie Cie szukałem...-........
(Diego) Szedłem sobie do domu gdy ujrzałem mojego ojca. NIE! Czego on tu szuka?! Po tym co mi zrobił nie chcę go nawet znać! Na szczęście wybrnąłem z sytuacji, bo po drugiej stronie ulicy stała moja przyjaciółka-Lu. Zawołała mnie radośnie, chociaż widziałem, że jest chora. Okazało się, że Pablo zwołał zebranie więc razem ruszyliśmy do Studia. Gdy już tam byliśmy nauczyciel, zaczął mówić coś o jakiejś wymianie uczniowskiej w Hiszpanii. Kocham Ludmiłę, ale oczywiście wyrywała się jak zwykle. Ja do połowy nie słuchałem, bo przypatrywałem się Violettcie. Obudziłem się dopiero gdy Pablo wypowiedział moje imię się obudziłem. Ja?! Jadę do Hiszpanii? Przecież ja nie jestem utalentowani jak tamci ludzie... Dobra nie ważne. Po zebraniu poszedłem z Lu do parku przed Studio. Ona zaczęła coś do mnie mówić i po mniej więcej 5 minutach zorientowało się, że latam właśnie 2 metry nad ziemią:
-Ej Diego! Haloo!- Zaczęła krzyczeć
-Tak?! Tak? Mówiłaś coś do mnie?
-Boże- pokiwała przecząco głową- z kim ja się zadaję? Ty znowu o tej Violce. Dałbyś sobie spokój...
-Ale ja nie potrafię! Wiem, że nigdy w życiu nie będziemy razem, ale ja nie mogę o niej zapomnieć...
-Kurcze, to może zamiast ją okłamywać typu ,,Wiem, że nigdy nie będziemy razem, zadowala mnie opcja przyjaciela...'' to może powiedz jej prawdę. Myślę, że ona zrozumie i jak jej nie będzie zależało zignoruje to.
-Dziękuję... Jesteś kochana... Tak zrobię. Jeżeli mnie zignoruje to trudno, zrozumiem ją... To idę jej poszukać...- przytuliłem przyjaciółkę i poszedłem szukać dziewczyny. Po paru minutach ją spotkałem.
-Wszędzie Cię szukałem..
-O a Coś się stało?
-No w sumie to tak... Violu, muszę Ci coś powiedzieć... Nie mogę już kłamać... Ja Cię bardzo mocno Cię ko...- nie dała mi dokończyć i przerwała w połowie zdania...
(Violetta) Wracając do domu zaczepił mnie Diego. Myślałam, że wyjaśniliśmy sobie dzisiaj wszystko i zostaniemy przyjaciółmi. -Ja Cię bardzo mocno ko..- wiedziałam co chciał powiedzieć od zdanie "Wszędzie Cię szukałem". -Diego, to jest coś ważnego? Bo naprawdę się śpieszę- chciałam aby zabrzmiało to wiarygodnie. -Nie jest to ważne, ale chce żebyś to wiedziała...- chłopak podszedł do mnie bliżej i złapał mnie za ręce -Wiem, że ty tego nie czujesz... ale..- Jak ja mam wybrnąć z tej sytuacji? Bardzo zależy mi na Diego! Ale nie wiem jeszcze w jaki sposób. Kiedy przygotowałam się na to co chce mi powiedzieć, nie wiadomo skąd pojawił się drugi chłopak. León. -Powoli zaczynam się przyzwyczajać do widoku Ciebie z moją dziewczyną!- zabrał moją rękę z jego uścisku. -Chyba słyszałeś, że się śpieszy?- chciałam tylko jak najszybciej zniknąć od nich obu. -Nie unoś się tak, chciałem tylko porozmawiać i to wszystko. Brunet długo nie czekał z odpowiedziom -Diego wiem, że nie robisz tego specjalnie, ale musisz w końcu dać jej spokój..A teraz musimy iść- uśmiechną się do niego i zabrał mnie ze sobą. Kiedy byłam pewna, że Diego nas nie usłyszy zadałam mu pytanie.
-Dlaczego nie dałeś mi się pożegnać?- zadałam pytanie chłopakowi, ale nie dałam mu odpowiedzieć widząc ranę na jego ręce, okazało się, że spadł z motoru. Gratuluję León. Chłopak zaprosił mnie na kolację do siebie do domu, gdyż jego rodzina chciała mnie poznać. Jego rodzina jest bardo miła, po skończonym posiłku odprowadził mnie do domu. -Chciałeś mi coś powiedzieć w tedy, w parku-
nagle przypomniałam sobie tą sytuację. -Ehh.. To teraz nie ważne, pamiętaj tylko, że bardzo Cie kocham-zdenerwowałam się trochę, ale uspokoił mnie mocnym pożegnalnym pocałunkiem.
Wchodząc do domu nie wiem co mam powiedzieć w moim salonie siedzi ta kobieta... JADE!? Co ta kobieta robi w moim domu?! -Violettunia kochana.. Coś ty zrobiła z włosami?- mówiła tym swoim piskliwym głosem. Zawlokłam tatę do kuchni chcąc wyjaśnienia, ale odpowiedział mi tylko, że wróciła do miasta i chciała się przywitać. Nie chcąc być w jej towarzystwie poszłam na górę swojego pokoju, gdzie odczytałam SMS'a od Francesci "Violu musimy porozmawiać!" Co się dzieje z tymi ludźmi? Pierw León, a teraz Fran no i Diego. Wyłączyłam swoje myślenie i poszłam spać....
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 65.
-Diego ja już muszę lecieć, tato dzwoni- oznajmiła, a ja podałem jej rękę na pożegnanie, ale ona jej nie zauważyła i przytuliła mnie. Czemu ona to zrobiła? Teraz na pewno nie zasnę..W drodze do domu rozmyślam na nową piosenką dla zespołu, tekst sam mi sie układa. O dziwno jestem dość zaspokojony, dlatego nie myślę o Violi. W szarych rurek wydobyłem telefon i wybrałem numer Marco, kiedyś się kolegowaliśmy ale przez dziewczyny nasze drogi się rozeszły, ale teraz można by spróbować od nowa. Wchodząc do domu dostrzegam dobrze znany mi samochód. NIE. Mój ojciec przyjechał, ciekawe po co? Po drugiej stronie dostrzegam ....
(Ludmila) Obudziłam się bardziej zmęczona niż zwykle, dodatkowo było mi przeraźliwie zimno. Wstałam i chciałam sprawdzić czy może okna są otwarte, ale wszystko było zamknięte. - Apsiiikkkk - kichnęłam na cały dom. Całą mnie telepało. - No pięknie jakieś choróbsko mnie dopada - powiedziałam sama do siebie. Pocieszeniem było to, że matka jutro wychodzi ze szpitala. Zeszłam na dół zrobiłam sobie gorącego mleka z miodem. Szczerze to nie poszłabym do Studio, ale Pablo prosił aby wszyscy się pojawili. Założyłam czapkę, szalik i z chusteczką przy nosie wyszłam z domu. Odczuwałam ogromny ból mięśni i ten obleśne czerwony nos. No jak ja wyglądam. Idąc tak przytulając sama siebie zauważyłam Diego. - Diego. - zaczęłam go wołać. - Lu. - podbiegł do mnie i dał buziaka w policzek. To naprawdę cholernie dobry przyjaciel i do tej pory tylko on mnie nie zawiódł. - A Ty co tak wyglądasz jakbyś była Rudolfem Czerwononosym - zaśmiał się - Ejj haha choroba mnie dopadła. Idziesz do Studio Pablo ma jakieś informacje. - powiedziałam. - Tak, tak tylko wezmę nuty, zaczekasz ? - zapytał. - No jak nie jak tak. - zaśmiałam się. Diego wszedł do domu i po pięciu minutach pojawił się znowu przy mnie. - To idziemy. - powiedział, a ja go wzięłam pod ramię. Po 15 minutach marszu dotarliśmy na miejsce. W sali zaczynało się już zebranie, dlatego usiedliśmy szybko na jakieś wolne krzesła. - Posłuchajcie - zaczął Pablo, wytypowaliśmy dziś uczniów, którzy pojadą na wymianę do Hiszpanii.- kontynuował. - Cały wyjazd polega na poznaniu kultury innego państwa i współpraca. - spojrzał na mnie. - Przez tydzień czasu będziecie się przygotowywać do wystąpienia przed ich publicznością. - uśmiechnął się. - W takim razie wyczytuje .. numer jeden. - nie dokończył po wyskoczyłam z krzesełka. - Normalne, że numer jeden to ja, dziękuję, dziękuję. - powiedziałam. - Tak Ludmila jesteś na liście, ale nie na miejscu pierwszym. - odpowiedział mi. - No tak może usiądę bo mój blask tak was onieśmiela, że nie wiecie co powiedzieć. - uśmiechnęłam się. - No to siadaj.. - usłyszałam...
(Violetta) W ostatniej chwili zadzwoniła do mnie Francesca z informacją o tym, że Pablo chce nas wszystkich widzieć. Razem z Camilą i Fran poszłyśmy na kawę przed zajęciami. W klasie pełnej studentów nauczyciel przedstawił plan wycieczki, wytypował najzdolniejszych uczniów szkoły. Kiedy chciał zacząć czytać listę przeszkodziła mu w tym Ludmila, nie chciałam się z nią ponownie kłócić, dlatego się opanowałam niestety Francesca nie mogła -No to siadaj w końcu i nie gadaj tyle!- powiedziała dosyć ironicznie. -Dziękuje Fran, ale to nie było konieczne.. - upomniał ją Pablo. - A o to lista-
- León, Violetta, Diego, Ludmiła, Francesca, Ana, Tomas, Maxi, Naty, Lara, Federico, Camila, Broadway, Andres.. Niestety reszta z was będzie mieć warsztaty ale w kraju...- Kiedy skończył wyszedł z sali. Zrobiło mi się miło, że mogę być w tej drużynie. Po wszystkim poszłam porozmawiać z Angie. Jest ostatnio nie w humorze, dlatego zaprosiłam ją na sok, ale musiała odmówić przez nawał pracy. Kiedy dzień w Studio dobiegł końca uznałam, że nie potrzebuję już tutaj siedzieć. Zadzwoniłam do mojego chłopaka, ale odebrała LARA. Przez co zrobiłam się lekko zła, ale to w końcu jego przyjaciółka. W parku zauważyłam Ludmiłe, chciałam do niej podejść tylko że zaczepił mnie -Wszędzie Cie szukałem...-........
(Diego) Szedłem sobie do domu gdy ujrzałem mojego ojca. NIE! Czego on tu szuka?! Po tym co mi zrobił nie chcę go nawet znać! Na szczęście wybrnąłem z sytuacji, bo po drugiej stronie ulicy stała moja przyjaciółka-Lu. Zawołała mnie radośnie, chociaż widziałem, że jest chora. Okazało się, że Pablo zwołał zebranie więc razem ruszyliśmy do Studia. Gdy już tam byliśmy nauczyciel, zaczął mówić coś o jakiejś wymianie uczniowskiej w Hiszpanii. Kocham Ludmiłę, ale oczywiście wyrywała się jak zwykle. Ja do połowy nie słuchałem, bo przypatrywałem się Violettcie. Obudziłem się dopiero gdy Pablo wypowiedział moje imię się obudziłem. Ja?! Jadę do Hiszpanii? Przecież ja nie jestem utalentowani jak tamci ludzie... Dobra nie ważne. Po zebraniu poszedłem z Lu do parku przed Studio. Ona zaczęła coś do mnie mówić i po mniej więcej 5 minutach zorientowało się, że latam właśnie 2 metry nad ziemią:
-Ej Diego! Haloo!- Zaczęła krzyczeć
-Tak?! Tak? Mówiłaś coś do mnie?
-Boże- pokiwała przecząco głową- z kim ja się zadaję? Ty znowu o tej Violce. Dałbyś sobie spokój...
-Ale ja nie potrafię! Wiem, że nigdy w życiu nie będziemy razem, ale ja nie mogę o niej zapomnieć...
-Kurcze, to może zamiast ją okłamywać typu ,,Wiem, że nigdy nie będziemy razem, zadowala mnie opcja przyjaciela...'' to może powiedz jej prawdę. Myślę, że ona zrozumie i jak jej nie będzie zależało zignoruje to.
-Dziękuję... Jesteś kochana... Tak zrobię. Jeżeli mnie zignoruje to trudno, zrozumiem ją... To idę jej poszukać...- przytuliłem przyjaciółkę i poszedłem szukać dziewczyny. Po paru minutach ją spotkałem.
-Wszędzie Cię szukałem..
-O a Coś się stało?
-No w sumie to tak... Violu, muszę Ci coś powiedzieć... Nie mogę już kłamać... Ja Cię bardzo mocno Cię ko...- nie dała mi dokończyć i przerwała w połowie zdania...
(Violetta) Wracając do domu zaczepił mnie Diego. Myślałam, że wyjaśniliśmy sobie dzisiaj wszystko i zostaniemy przyjaciółmi. -Ja Cię bardzo mocno ko..- wiedziałam co chciał powiedzieć od zdanie "Wszędzie Cię szukałem". -Diego, to jest coś ważnego? Bo naprawdę się śpieszę- chciałam aby zabrzmiało to wiarygodnie. -Nie jest to ważne, ale chce żebyś to wiedziała...- chłopak podszedł do mnie bliżej i złapał mnie za ręce -Wiem, że ty tego nie czujesz... ale..- Jak ja mam wybrnąć z tej sytuacji? Bardzo zależy mi na Diego! Ale nie wiem jeszcze w jaki sposób. Kiedy przygotowałam się na to co chce mi powiedzieć, nie wiadomo skąd pojawił się drugi chłopak. León. -Powoli zaczynam się przyzwyczajać do widoku Ciebie z moją dziewczyną!- zabrał moją rękę z jego uścisku. -Chyba słyszałeś, że się śpieszy?- chciałam tylko jak najszybciej zniknąć od nich obu. -Nie unoś się tak, chciałem tylko porozmawiać i to wszystko. Brunet długo nie czekał z odpowiedziom -Diego wiem, że nie robisz tego specjalnie, ale musisz w końcu dać jej spokój..A teraz musimy iść- uśmiechną się do niego i zabrał mnie ze sobą. Kiedy byłam pewna, że Diego nas nie usłyszy zadałam mu pytanie.
-Dlaczego nie dałeś mi się pożegnać?- zadałam pytanie chłopakowi, ale nie dałam mu odpowiedzieć widząc ranę na jego ręce, okazało się, że spadł z motoru. Gratuluję León. Chłopak zaprosił mnie na kolację do siebie do domu, gdyż jego rodzina chciała mnie poznać. Jego rodzina jest bardo miła, po skończonym posiłku odprowadził mnie do domu. -Chciałeś mi coś powiedzieć w tedy, w parku-
nagle przypomniałam sobie tą sytuację. -Ehh.. To teraz nie ważne, pamiętaj tylko, że bardzo Cie kocham-zdenerwowałam się trochę, ale uspokoił mnie mocnym pożegnalnym pocałunkiem.
Wchodząc do domu nie wiem co mam powiedzieć w moim salonie siedzi ta kobieta... JADE!? Co ta kobieta robi w moim domu?! -Violettunia kochana.. Coś ty zrobiła z włosami?- mówiła tym swoim piskliwym głosem. Zawlokłam tatę do kuchni chcąc wyjaśnienia, ale odpowiedział mi tylko, że wróciła do miasta i chciała się przywitać. Nie chcąc być w jej towarzystwie poszłam na górę swojego pokoju, gdzie odczytałam SMS'a od Francesci "Violu musimy porozmawiać!" Co się dzieje z tymi ludźmi? Pierw León, a teraz Fran no i Diego. Wyłączyłam swoje myślenie i poszłam spać....
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 65.
poniedziałek, 25 listopada 2013
Rozdział 63
(Ludmila) Sobota, Sobota i jeszcze raz sobota. Dziś muszę zadbać o siebie, dlatego w szpitalu pojawię się trochę później. Pogoda była idealna na poranny jogging. Wyskoczyłam z łóżka, ogarnęłam bajzel w pokoju. Założyłam swój ulubiony dres i wyszłam z domu. Słuchawki na uszy i możemy zaczynać. Najpierw delikatny truchcik, kilka ćwiczeń na rozciąganie. Dzisiaj wszystko obudziło się do źycia, aż chciało się krzyczeć z tej radości. Nie tylko ja wpadłam na jakże genialny pomysł biegania, bo obok mnie cały czas przewijał się jakiś człowiek. To dobrze, ludzie przynajmniej dbają o siebie, a nie tak jak co po niektórzy. M a s a k r a. Tak mając czas na przemyślenia zastanawiałam się nad sensem wszystkiego co mnie otacza, czy to w ogóle ma jakikolwiek sens. To znaczy oczywiste jest to, że jestem tak cudowna, że światłość jaka wybija ze mnie onieśmiela innych, ale chodzi mi ogólnie o całe moje life. Tak myśląc nie zauważyłam że rozwiązała mi się sznurówka i poleciałam jak długa na betonowy chodnik...
(Angie)Ostatnie dni są trudne do zniesienia..Ciągle dzieje się coś niedobrego.
Dowiedziałam się od Pabla o Esmeraldzie i powiem,że to było nie poważne ze strony dojrzałej kobiety,tym bardziej,że córka jej potrzebuje..
Przez moje ostatnie nieobecności w studiu,mam teraz prawdziwe urwanie głowy.
Ślęczenie nad tonami formularzy odnośnie współpracy U-mix spowodowało,że musiałam przenocować w szkole..Obudziłam się z głową w kartkach.Pierwsze co zrobiłam to sprawdziłam komórke-jedna wiadomość od Violetty..Jej zawartość była dość dziwna,ale obiecałam sobie,że jak dokończę jeszcze wypełnianie tego badziewia dowiem się o co chodzi..Wyszłam na dwór;przed oczami migały mi setki literek..
Przypomniałam sobie o Violi,więc zadzwoniłam do niej.Nie odbiera-dziwne; do Germana także nie mogę się dodzwonić..
-Dzieńdobry-krzyknełam wchodząc do domu. Nikt się nie odezwał;kompletna cisza.Usłyszałam tylko jakiś dzwięk z kuchni..To była Olaga;ale czy ona płaczę!?
-Olgusiuu co się dzieje?-spytałam coraz bardziej się denerwując..
-Ohh źlee..Vio,Violetta nie wróciła do domu! Nigdzie jej nie ma Angie!!-szlochała
-Co!? Spokojnie,pewnie jest u kogoś znajomego.Zaraz się wszystko wyjaśni...
-Czuję,że mojej kruszynce stało się coś niedobrego! Nie mam pojecia co mam robić! W domu nie ma żadnego telefonu i nie mogę nawet powiadomić pana domu! Pomóż,bo oszaleje!-darła się na cały dom.
-Słucham!? German o niczym nie wie? Gdzie on jest do jasnej cholery!?-wybuchłam
-W szpitalu u tej swojej Esmeraldy!
Nie mogłam tego słuchać! Co za nieodpowiedzialny ojciec! Bardziej interesuje się swoją ex niż córką!? Wybieglam z domu w stronę szpitala. Po drodzę dzowniłam do kilku najbliższych przyjaciół Violetty. Niestety nie wiedzą gdzie jest..Niedobrze!!
Nagle usłyszałam czyjś krzyk.To Ludmiła potkneła się i upadła.Chciałam pójść dalej,ale resztka mojej dobroci jaka we mnie jeszcze dzisiaj została upomniała się.
-Wszystko ok?-powiedziałam pomagając jej wstać.-Yy chyba tak dzięki Angie..
-A tak pozatym może wiesz gdzie jest Violetta?-spytałam
-Nie i nie obchodzi mnie to!-stwierdzila. -Ta mogłam sie tego spodziewać-powiedzialam udając się w dalszą drogę...Będąc w szpitalu błądziłam po różnych salach w poszukiwaniu ojca roku..Jest, stoi tam i się na nią patrzy bezczynnie.Myślałam,że go zaraz palnę!
-German czy ty oszalałeś!? Spędzasz tu bezczynnie całe dnie i masz w dupie wszystko i wszystkich łącznie z twoją córką!
-Wypraszam sobie Angie! Nie masz prawa mówić mi co mam robić! Jesteś kłótliwa,egoistyczna i zawsze się we wszystko mieszasz,a potem ludzie przez ciebie cierpią!!-wskazał na Esmeralde.
Nie wierzę,że to powiedział..Czyli jednak ja?..Starałam się nie rozkleić do końca..
Momentalnie zebrałam się w sobie i powiedziałam to po co tu przyszłam:
-Przyszłam żeby Cię pionformować,że twoja córka nie wróciła na noc do domu i nikt nie wie gdzie jest..I teraz się zastanów kto tak naprawdę jest dla Ciebie ważny-powiedziałam mu to prosto w twarz,po czym bez zastanowienia zmierzałam w kierunku wyjścia..
Słyszalam za sobą jego głos.Chyba mnie gonił..Przyspieszyłam kroku i nie zauważywszy wpadłam na....
(Violetta) Obudziłam się cała przemarznięta. Dopiero po dłuższej chwili podniosłam się i usiadłam na ławkę. Tak spałam na dworcu, nie miałam gdzie się podziać. Teraz po tych kilku godzinach wydaje mi się, że to był błąd. Przecież mam przyjaciół, mam kochającą mnie rodzinę, dlaczego ja tego wszystkiego nie widzę. Naprawdę jestem taką egoistką ? - Nie Violetta, weź się w garść, jesteś już dużą dziewczynką. - takie myśli kłębiły się w mojej głowie. - Wracam - powiedziałam do siebie, a wzrok ludzi, którzy też tam nocowali skierował się na mnie. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do jakiejś pobliskiej toalety. Wyglądałam tragicznie, każdy włos w inną stronę, makijaż na policzkach, i czerwone oczy od płaczu. Kilka minut zajęło mi poprawienie się do jakiegokolwiek porządku. Spojrzałam na rozkład, pociąg miałam za godzinę, zostało mi jeszcze kilka drobniaków, więc wypiłam
ciepłą herbatę. Po tej godzinie bezczynnego czekania podjechał mój pociąg podjechał. - Czas poukładać swoje sprawy. - z taką myślą wsiadłam do pociągu. Zasnęłam nie wiem jak nie wiem kiedy, dopiero otworzyłam oczy gdy usłyszałam jak kobieta zapowiada moją stację. - Dom - pomyślałam. Jednak nie, nie mogę iść do domu muszę
najpierw zobaczyć się z tatą, który siedzi w szpitalu. Wsiadłam do miejskiego autobusu i po 10 minutach byłam już pod szpitalem. Będę miała szlaban jak nic. Wchodząc w drzwi ktoś na mnie wleciał. - Angie ? - zapytałam. - Violetta kochanie, gdzie Ty byłaś ? Nic Ci nie jest ? Co Ci odbiło ? - zalewała mnie pytaniami i przytulając przy tym. Po chwili wybiegł ojciec. - Violetta, gdzie Ty byłaś, dlaczego ja si3 dowiaduje takich rzeczy ? - zapytał i też mnie mocno przytulił. - Musiałam przemyśleć wiele spraw i doszłam do wniosku, że jesteście dla mnie najważniejsi. - powiedziałam i przytuliłam się do nich ....
(Angie)Wpadłam na Violette!? Nie mogę w to uwierzyć! Jest!
-Violetta kochanie,gdzie ty byłaś?Nic Ci nie jest? Co ci odbiło?-zaczełam zasypywać ją pytaniami. Zaraz potem przybiegł German.Miałam rację,gonił mnie..Na chwile się wyłączyłam z rozmowy.- [...] przemyśleć wiele spraw i doszłam do wniosku,że jesteście dla mnie najważniejsi-po tych słowach nas przytuliła. Unikałam spojrzenia szwagra jak ognia, aż w środku mnie kuło na myśl o tym wszystkim.Jak ja mogłam się w nim zakochać? Moje oczy momentalnie zrobiły się szklane.
-Angie co ci jest? Dlaczego płaczesz?-musiała zauważyć..
-Nic,nic too..to ze szczęścia,że nic Ci nie jest. Tylko proszę nie strasz mnie kolejny raz,bo zawału dostanę-udało mi się wybrnąć i nawet nie musiałam kłamać. Przytuliłam ją znowu z całej siły. -Kocham Cię Violu,taak bardzo kocham. -Ja też i przepraszam Cię za moje zachowanie. -Najważniejsze,że uświadomiłaś to sobie i jesteś cała i zdrowa-dodałam .
German stał obok i nawet nie pisnął słówka. Chyba oboje uznaliśmy "niewidzialnym" sposobem,że takie rzeczy przy Violi nie będziemy załatwiać..Ja nadal stałam wtulona w siostrzeniece. Chciałam znowu coś powiedzieć,lecz przerwał mi....
(Germán) ... Stałem tam jak wryty, nie wiedziałem co powiedzieć... "Przepraszam Violu że wcale nie przejąłem się twoim zaginięciem" ? Przy okazji bolało mnie serce za to co powiedziałem Angie, wcale tak nie myślę, wręcz odwrotnie...
- Chodź Violu pójdziemy do domu, tam się ogrzejesz i zjesz coś. - Odparłem po raz pierwszy od jej zobaczenia. Córka kiwnęła głową i już szliśmy do mieszkania, objąłem ją ramieniem, wsłuchując się w pytania Ángeles. Ja milczałem... Gdy dotarliśmy na miejsce Violettą zajęła się Olga, a ja chciałem porozmawiać z szwagierką.
- Ja już pójdę. - Rzuciła.
- Czekaj! - Spojrzała się na mnie. - Chciałem cię... Przeprosić. Wcale nie uważam że jesteś egoistką, wręcz przeciwnie... Jesteś dobrą ciocią, miłą, pomocną, inteligentą... I mógłbym wymieniać wiele twoich zalet, których ja nie posiadam. Masz rację, jestem nieodpowiednim ojcem, chyba najgorszym... Po prostu ostatnio wiele się dzieje, może to przez to... Wybacz... - Skończywszy mòj monolog zapadła cisza, w pewnym momencie myślałem że chce coś powiedzieć ale...
(Ana) Eh! Martwię się o Violettę... Wczoraj nie mogłam jej nigdzie znaleźć... Zmarnowana poszłam w kierunku domu, cały czas przeklinałam tamtą babcię, która zaryła mi dwa razy kijem w łeb. Weszłam do środka a tam zobaczyłam mojego wuja z Angie.
- Cześć... - Powiedziałam nieśmiało.
- Anna co ci się stało? - Spytali obydwoje jednocześnie.
- Nic, są jakieś wie... - Nagle z kuchni wyszła moja kuzynka. - Violetta! - Prawie krzyknęłam i ją przytuliłam. - A wiesz co! Powinnaś ode mnie dostać, przez ciebie staruszka mnie napadła - Mówiłam przez uśmiech. Zaśmiała się.
- Opowiesz mi wszystko później, narazie muszę iść się zdrzemnąć - Odparła i znikła na górze. Ja uśmiechnęłam się i ogarniając się w łazience, poszłam szczęśliwa przed siebie. Wpadłam do Federica aby go o tym oznajmić, pukając do drzwi otworzyła mi jakaś kobieta. "Pewnie jego mama"
- Dzień dobry jest Federico? - Spytałam.
- Tak a ty to... ?
- Ja jestem A...
- Mamo możesz już nas zostawić - Powiedział chłopak wychodząc z pomieszczenia obok.
- Ale ja tylko chciałam wiedzieć kto to jest...
- Później ci powiem. - Rzucił biorąc kurtkę. Gdy oddaliliśmy się od jego domu opowiedziałam mu o Violi. Zareagował tak samo jak ja.
- To chodźmy do niej!
- Daj spokój, śpi, nie dziwię się jej w sumie... - Moją wypowiedź przerwał głos...
(Ludmila) Matka czuje się znacznie lepiej, to dobrze. Chociaż lekarz powiedział, że tak czy siak będzie musiała chodzić do psychiatry, ja już dopilnuję, żeby ten jej mózg wrócił na swoje miejsce. Wracając ze szpitala zauważyłam Ane i Federa. Dawno nie robiłam nikomu na złość, podbiegłam do nich i z uśmiechem na ustach zaczęłam rozmowę. - Kto śpi ? - zapytałam. - A co Cię to obchodzi Ludmila - odpowiedział mi chamsko Feder. - Fedziu skarbie czy ja Ci już mówiłam, że jesteś jak pryszcz, którego trzeba natychmiast wycisnąć - uśmiechnęłam się. - Ludmila przestań - odezwał się głos dziewczyny. - Wiesz co Fedziu w sumie było dobrze jak byś wyjechał, no patrz ranisz wszystkich dookoła, zraniłeś Ane, gadając głupoty na filmie, no i Lare tak bezszczelnie ją traktując, zastanów się czy naprawdę nie warto wyjechać, bo wiesz ściągasz kłopoty na ludzi mój drogi. - powiedziałam i zatarłam rączki. Ich wzrok przeszywał każdą część mojego ciała. - Odwal się Lu, tyle Ci powiem, zajmij się swoimi sprawami i swoją chorą matką. - powiedziała, a we mnie zagrzmiało. - NIGDY WIĘCEJ NIE MÓW TAK O MOJEJ MATCE, BO NIEDŁUGO TY MOŻESZ BYĆ CHORY, I TO GORZEJ NIŻ ONA, I TAK TO JEST GROŹBA. - odeszłam w drugim kierunku. Kipiła ze mnie złość, miałam ochotę odwrócić się i przytrzasnąć mu w ten jego krzywy nos. Nie miałam jednak czasu śpieszyłam się na spotkanie ...
(Ana) Grozi mi ? Grozi ?!
- Ej Ludmiła ! - Krzyknęłam, a dziewczyna odwróciła się w moją stronę. - Tylko się nie wywal, bo trafisz tak jak twoja matka. - Co ja mówię.
- COŚ TY POWIEDZIAŁA ?! - Mówiła zbliżając się do mojej osoby. "Anka ty idioto !!" Szybko uciekałam, opłacało się nie opuszczać w-f, zgubiłam ją w centrum, powinnam ją w sumie przeprosić. Przecież jej matka prawie umarła a ja takie coś... Jestem okropna ! Ale w sumie to za te wszystkie przykrości... Ale nie Anka ! Ty taka nie jesteś ! Nie bądź drugą idiotyczną Ludmiłą...! W pewnej chwili przypomniałam sobie o Federicu, którego tam zostawiłam. Wyciągnęłam telefon i do niego zadzwioniłam.
- Cześć... Przepraszam, ale nie widziałam innego sposobu na przetrwanie. - Tłumaczyłam się.
- Nic się nie stało, poza tym muszę już wracać. Matka nalega z powodu nogi.
- Ok, zadzwionie wieczorem. Pa.
- Paaa - Przeciągnął i się rozłączył. Uśmiechnęłam się pod nosem i wędrowałam po mieście. Znalazłam się w końcu na wesołym miasteczku. "Pff... Dla dzieci" Przeleciało mi przez głowę, ale i tak mnie kusiło więc weszłam... Na miejscu już poczułam zapach popcornu i waty cukrowej. Krążąc i zaliczają atrakcje w jednej z kolejek dostrzegłam...
(Violetta) Dlaczego ja byłam taka głupia? Przez tą amnezje popadłam w depresje, po co ja to zrobiłam? Co ja chciałam tym uzyskać? -Violetta musisz się ogarnąć! To jest rzeczywistość! Jesteś zupełną idiotką!- krzyczę sama na siebie. Mam dosyć leżenia w łóżku i zamartwiania się o siebie samą, jest dużo więcej ważniejszych powodów.. Na przykład co u Esmeraldy? Kiedy udało mi się wyrwać z domu poszłam do wesołego miasteczka, gdzie umówiłam się z Leónem. Nawet nie dochodzę na miejsce, kiedy chłopak robi mi gigantyczne kazanie. -Co ty sobie wyobrażałaś? Jak mogłaś zniknąć bez słowa! Violetta przesadziłaś, wiesz jak ja się martwiłem .. Nig..- nie mogłam już dłużej tego słuchać jaka jestem nie odpowiedzialna, dlatego złapałam go za rękę i mocno pocałowałam. Zauważyłam na jego ustach lekki uśmiech satysfakcji, złapał mnie za rękę i poszliśmy stanąć do kolejki do domu strachów. Wesołe miasteczka przypominają mi dzieciństwo, zapach popcornu, waty cukrowej i odgłosy z karuzeli ... Przed nami stała moja kuzynka, która także wybierała się na przejażdżkę do nawiedzonego domu. Chwilę później znaleźliśmy się dwuosobowym
wagonie, początkowo nie było, aż tak strasznie, masa tanich ozdób, mimo wszystko na skórze poczułam ciarki, dlatego cały czas ściskałam rękę mojego chłopaka. Po wyjściu z wesołego miasteczka, Anka zaproponowała kino. Cała nasza trójka wybrała się na horror "Martwe zło". Kiedy kupiliśmy bilety, poszliśmy usiąść na swoje miejsca. Rząd 14 miejsca 16,17,19. Oczywiście ja usiadłam po środku, kiedy położyłam głowę na wygodnym ramieniu Leóna, zauważyłam Marco, jak ja go dawno nie widziałam. Kiedy zawołałam go do nas, do sali wbiegli osoby w czarnych kominiarkach z bronią. -Nikt stąd nie wyjdzie, dopóki nie dostaniemy okupu!..- Napastnicy zabrali ze sobą kilka osób na dół pod ekran. Przyłożyli nam pistolety do głów i krzyczeli, że mamy być posłuszni, w jednej chwili León obrywa w twarz, a w drugiej jestem na dole przed tymi ludźmi... Przeżyłam wypadek samochody by zginąć w kinie?.....
(Marco) Z braku zajęć poszedłem do kina obejrzeć sobie jakiś horror, gdy w końcu zdecydowałem się na jeden udałem się do właściwej Sali w której ku mojemu zaskoczeniu spotkałem Violette, Ane i Leona. Zawołali mnie do siebie więc się przysiadłem. Ledwo usiadłem w fotelu a do Sali wparowała zgraja uzbrojonych po żeby mężczyzn krzyczących coś o jakimś okupie i zaczęli nam przystawiać broń do głowy. Byłem w szoku, wychodzę sobie spokojnie do kina a tu takie coś. Nerwowo wodziłem wzrokiem po innych osobach z nadzieją znalezienia jakiegoś rozwiązania bądź chociaż jakiejkolwiek pomocy. Nagle w tylnim rzędzie wychwyciłem Tomasa i Diego, to była nasza szansa napastników było pięciu nas też, plus w pobliżu było paru innych chłopaków jeśli tylko udało by się jakoś zsynchronizować atak wszyscy wyszli by z tego bez szwanku. Tylko jak to zrobić myślałem rozpaczliwie a lufa przy skroni ani trochę mi w tym nie pomagała….
(Angie)Ostatnie dni są trudne do zniesienia..Ciągle dzieje się coś niedobrego.
Dowiedziałam się od Pabla o Esmeraldzie i powiem,że to było nie poważne ze strony dojrzałej kobiety,tym bardziej,że córka jej potrzebuje..
Przez moje ostatnie nieobecności w studiu,mam teraz prawdziwe urwanie głowy.
Ślęczenie nad tonami formularzy odnośnie współpracy U-mix spowodowało,że musiałam przenocować w szkole..Obudziłam się z głową w kartkach.Pierwsze co zrobiłam to sprawdziłam komórke-jedna wiadomość od Violetty..Jej zawartość była dość dziwna,ale obiecałam sobie,że jak dokończę jeszcze wypełnianie tego badziewia dowiem się o co chodzi..Wyszłam na dwór;przed oczami migały mi setki literek..
Przypomniałam sobie o Violi,więc zadzwoniłam do niej.Nie odbiera-dziwne; do Germana także nie mogę się dodzwonić..
-Dzieńdobry-krzyknełam wchodząc do domu. Nikt się nie odezwał;kompletna cisza.Usłyszałam tylko jakiś dzwięk z kuchni..To była Olaga;ale czy ona płaczę!?
-Olgusiuu co się dzieje?-spytałam coraz bardziej się denerwując..
-Ohh źlee..Vio,Violetta nie wróciła do domu! Nigdzie jej nie ma Angie!!-szlochała
-Co!? Spokojnie,pewnie jest u kogoś znajomego.Zaraz się wszystko wyjaśni...
-Czuję,że mojej kruszynce stało się coś niedobrego! Nie mam pojecia co mam robić! W domu nie ma żadnego telefonu i nie mogę nawet powiadomić pana domu! Pomóż,bo oszaleje!-darła się na cały dom.
-Słucham!? German o niczym nie wie? Gdzie on jest do jasnej cholery!?-wybuchłam
-W szpitalu u tej swojej Esmeraldy!
Nie mogłam tego słuchać! Co za nieodpowiedzialny ojciec! Bardziej interesuje się swoją ex niż córką!? Wybieglam z domu w stronę szpitala. Po drodzę dzowniłam do kilku najbliższych przyjaciół Violetty. Niestety nie wiedzą gdzie jest..Niedobrze!!
Nagle usłyszałam czyjś krzyk.To Ludmiła potkneła się i upadła.Chciałam pójść dalej,ale resztka mojej dobroci jaka we mnie jeszcze dzisiaj została upomniała się.
-Wszystko ok?-powiedziałam pomagając jej wstać.-Yy chyba tak dzięki Angie..
-A tak pozatym może wiesz gdzie jest Violetta?-spytałam
-Nie i nie obchodzi mnie to!-stwierdzila. -Ta mogłam sie tego spodziewać-powiedzialam udając się w dalszą drogę...Będąc w szpitalu błądziłam po różnych salach w poszukiwaniu ojca roku..Jest, stoi tam i się na nią patrzy bezczynnie.Myślałam,że go zaraz palnę!
-German czy ty oszalałeś!? Spędzasz tu bezczynnie całe dnie i masz w dupie wszystko i wszystkich łącznie z twoją córką!
-Wypraszam sobie Angie! Nie masz prawa mówić mi co mam robić! Jesteś kłótliwa,egoistyczna i zawsze się we wszystko mieszasz,a potem ludzie przez ciebie cierpią!!-wskazał na Esmeralde.
Nie wierzę,że to powiedział..Czyli jednak ja?..Starałam się nie rozkleić do końca..
Momentalnie zebrałam się w sobie i powiedziałam to po co tu przyszłam:
-Przyszłam żeby Cię pionformować,że twoja córka nie wróciła na noc do domu i nikt nie wie gdzie jest..I teraz się zastanów kto tak naprawdę jest dla Ciebie ważny-powiedziałam mu to prosto w twarz,po czym bez zastanowienia zmierzałam w kierunku wyjścia..
Słyszalam za sobą jego głos.Chyba mnie gonił..Przyspieszyłam kroku i nie zauważywszy wpadłam na....
(Violetta) Obudziłam się cała przemarznięta. Dopiero po dłuższej chwili podniosłam się i usiadłam na ławkę. Tak spałam na dworcu, nie miałam gdzie się podziać. Teraz po tych kilku godzinach wydaje mi się, że to był błąd. Przecież mam przyjaciół, mam kochającą mnie rodzinę, dlaczego ja tego wszystkiego nie widzę. Naprawdę jestem taką egoistką ? - Nie Violetta, weź się w garść, jesteś już dużą dziewczynką. - takie myśli kłębiły się w mojej głowie. - Wracam - powiedziałam do siebie, a wzrok ludzi, którzy też tam nocowali skierował się na mnie. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do jakiejś pobliskiej toalety. Wyglądałam tragicznie, każdy włos w inną stronę, makijaż na policzkach, i czerwone oczy od płaczu. Kilka minut zajęło mi poprawienie się do jakiegokolwiek porządku. Spojrzałam na rozkład, pociąg miałam za godzinę, zostało mi jeszcze kilka drobniaków, więc wypiłam
ciepłą herbatę. Po tej godzinie bezczynnego czekania podjechał mój pociąg podjechał. - Czas poukładać swoje sprawy. - z taką myślą wsiadłam do pociągu. Zasnęłam nie wiem jak nie wiem kiedy, dopiero otworzyłam oczy gdy usłyszałam jak kobieta zapowiada moją stację. - Dom - pomyślałam. Jednak nie, nie mogę iść do domu muszę
najpierw zobaczyć się z tatą, który siedzi w szpitalu. Wsiadłam do miejskiego autobusu i po 10 minutach byłam już pod szpitalem. Będę miała szlaban jak nic. Wchodząc w drzwi ktoś na mnie wleciał. - Angie ? - zapytałam. - Violetta kochanie, gdzie Ty byłaś ? Nic Ci nie jest ? Co Ci odbiło ? - zalewała mnie pytaniami i przytulając przy tym. Po chwili wybiegł ojciec. - Violetta, gdzie Ty byłaś, dlaczego ja si3 dowiaduje takich rzeczy ? - zapytał i też mnie mocno przytulił. - Musiałam przemyśleć wiele spraw i doszłam do wniosku, że jesteście dla mnie najważniejsi. - powiedziałam i przytuliłam się do nich ....
(Angie)Wpadłam na Violette!? Nie mogę w to uwierzyć! Jest!
-Violetta kochanie,gdzie ty byłaś?Nic Ci nie jest? Co ci odbiło?-zaczełam zasypywać ją pytaniami. Zaraz potem przybiegł German.Miałam rację,gonił mnie..Na chwile się wyłączyłam z rozmowy.- [...] przemyśleć wiele spraw i doszłam do wniosku,że jesteście dla mnie najważniejsi-po tych słowach nas przytuliła. Unikałam spojrzenia szwagra jak ognia, aż w środku mnie kuło na myśl o tym wszystkim.Jak ja mogłam się w nim zakochać? Moje oczy momentalnie zrobiły się szklane.
-Angie co ci jest? Dlaczego płaczesz?-musiała zauważyć..
-Nic,nic too..to ze szczęścia,że nic Ci nie jest. Tylko proszę nie strasz mnie kolejny raz,bo zawału dostanę-udało mi się wybrnąć i nawet nie musiałam kłamać. Przytuliłam ją znowu z całej siły. -Kocham Cię Violu,taak bardzo kocham. -Ja też i przepraszam Cię za moje zachowanie. -Najważniejsze,że uświadomiłaś to sobie i jesteś cała i zdrowa-dodałam .
German stał obok i nawet nie pisnął słówka. Chyba oboje uznaliśmy "niewidzialnym" sposobem,że takie rzeczy przy Violi nie będziemy załatwiać..Ja nadal stałam wtulona w siostrzeniece. Chciałam znowu coś powiedzieć,lecz przerwał mi....
(Germán) ... Stałem tam jak wryty, nie wiedziałem co powiedzieć... "Przepraszam Violu że wcale nie przejąłem się twoim zaginięciem" ? Przy okazji bolało mnie serce za to co powiedziałem Angie, wcale tak nie myślę, wręcz odwrotnie...
- Chodź Violu pójdziemy do domu, tam się ogrzejesz i zjesz coś. - Odparłem po raz pierwszy od jej zobaczenia. Córka kiwnęła głową i już szliśmy do mieszkania, objąłem ją ramieniem, wsłuchując się w pytania Ángeles. Ja milczałem... Gdy dotarliśmy na miejsce Violettą zajęła się Olga, a ja chciałem porozmawiać z szwagierką.
- Ja już pójdę. - Rzuciła.
- Czekaj! - Spojrzała się na mnie. - Chciałem cię... Przeprosić. Wcale nie uważam że jesteś egoistką, wręcz przeciwnie... Jesteś dobrą ciocią, miłą, pomocną, inteligentą... I mógłbym wymieniać wiele twoich zalet, których ja nie posiadam. Masz rację, jestem nieodpowiednim ojcem, chyba najgorszym... Po prostu ostatnio wiele się dzieje, może to przez to... Wybacz... - Skończywszy mòj monolog zapadła cisza, w pewnym momencie myślałem że chce coś powiedzieć ale...
(Ana) Eh! Martwię się o Violettę... Wczoraj nie mogłam jej nigdzie znaleźć... Zmarnowana poszłam w kierunku domu, cały czas przeklinałam tamtą babcię, która zaryła mi dwa razy kijem w łeb. Weszłam do środka a tam zobaczyłam mojego wuja z Angie.
- Cześć... - Powiedziałam nieśmiało.
- Anna co ci się stało? - Spytali obydwoje jednocześnie.
- Nic, są jakieś wie... - Nagle z kuchni wyszła moja kuzynka. - Violetta! - Prawie krzyknęłam i ją przytuliłam. - A wiesz co! Powinnaś ode mnie dostać, przez ciebie staruszka mnie napadła - Mówiłam przez uśmiech. Zaśmiała się.
- Opowiesz mi wszystko później, narazie muszę iść się zdrzemnąć - Odparła i znikła na górze. Ja uśmiechnęłam się i ogarniając się w łazience, poszłam szczęśliwa przed siebie. Wpadłam do Federica aby go o tym oznajmić, pukając do drzwi otworzyła mi jakaś kobieta. "Pewnie jego mama"
- Dzień dobry jest Federico? - Spytałam.
- Tak a ty to... ?
- Ja jestem A...
- Mamo możesz już nas zostawić - Powiedział chłopak wychodząc z pomieszczenia obok.
- Ale ja tylko chciałam wiedzieć kto to jest...
- Później ci powiem. - Rzucił biorąc kurtkę. Gdy oddaliliśmy się od jego domu opowiedziałam mu o Violi. Zareagował tak samo jak ja.
- To chodźmy do niej!
- Daj spokój, śpi, nie dziwię się jej w sumie... - Moją wypowiedź przerwał głos...
(Ludmila) Matka czuje się znacznie lepiej, to dobrze. Chociaż lekarz powiedział, że tak czy siak będzie musiała chodzić do psychiatry, ja już dopilnuję, żeby ten jej mózg wrócił na swoje miejsce. Wracając ze szpitala zauważyłam Ane i Federa. Dawno nie robiłam nikomu na złość, podbiegłam do nich i z uśmiechem na ustach zaczęłam rozmowę. - Kto śpi ? - zapytałam. - A co Cię to obchodzi Ludmila - odpowiedział mi chamsko Feder. - Fedziu skarbie czy ja Ci już mówiłam, że jesteś jak pryszcz, którego trzeba natychmiast wycisnąć - uśmiechnęłam się. - Ludmila przestań - odezwał się głos dziewczyny. - Wiesz co Fedziu w sumie było dobrze jak byś wyjechał, no patrz ranisz wszystkich dookoła, zraniłeś Ane, gadając głupoty na filmie, no i Lare tak bezszczelnie ją traktując, zastanów się czy naprawdę nie warto wyjechać, bo wiesz ściągasz kłopoty na ludzi mój drogi. - powiedziałam i zatarłam rączki. Ich wzrok przeszywał każdą część mojego ciała. - Odwal się Lu, tyle Ci powiem, zajmij się swoimi sprawami i swoją chorą matką. - powiedziała, a we mnie zagrzmiało. - NIGDY WIĘCEJ NIE MÓW TAK O MOJEJ MATCE, BO NIEDŁUGO TY MOŻESZ BYĆ CHORY, I TO GORZEJ NIŻ ONA, I TAK TO JEST GROŹBA. - odeszłam w drugim kierunku. Kipiła ze mnie złość, miałam ochotę odwrócić się i przytrzasnąć mu w ten jego krzywy nos. Nie miałam jednak czasu śpieszyłam się na spotkanie ...
(Ana) Grozi mi ? Grozi ?!
- Ej Ludmiła ! - Krzyknęłam, a dziewczyna odwróciła się w moją stronę. - Tylko się nie wywal, bo trafisz tak jak twoja matka. - Co ja mówię.
- COŚ TY POWIEDZIAŁA ?! - Mówiła zbliżając się do mojej osoby. "Anka ty idioto !!" Szybko uciekałam, opłacało się nie opuszczać w-f, zgubiłam ją w centrum, powinnam ją w sumie przeprosić. Przecież jej matka prawie umarła a ja takie coś... Jestem okropna ! Ale w sumie to za te wszystkie przykrości... Ale nie Anka ! Ty taka nie jesteś ! Nie bądź drugą idiotyczną Ludmiłą...! W pewnej chwili przypomniałam sobie o Federicu, którego tam zostawiłam. Wyciągnęłam telefon i do niego zadzwioniłam.
- Cześć... Przepraszam, ale nie widziałam innego sposobu na przetrwanie. - Tłumaczyłam się.
- Nic się nie stało, poza tym muszę już wracać. Matka nalega z powodu nogi.
- Ok, zadzwionie wieczorem. Pa.
- Paaa - Przeciągnął i się rozłączył. Uśmiechnęłam się pod nosem i wędrowałam po mieście. Znalazłam się w końcu na wesołym miasteczku. "Pff... Dla dzieci" Przeleciało mi przez głowę, ale i tak mnie kusiło więc weszłam... Na miejscu już poczułam zapach popcornu i waty cukrowej. Krążąc i zaliczają atrakcje w jednej z kolejek dostrzegłam...
(Violetta) Dlaczego ja byłam taka głupia? Przez tą amnezje popadłam w depresje, po co ja to zrobiłam? Co ja chciałam tym uzyskać? -Violetta musisz się ogarnąć! To jest rzeczywistość! Jesteś zupełną idiotką!- krzyczę sama na siebie. Mam dosyć leżenia w łóżku i zamartwiania się o siebie samą, jest dużo więcej ważniejszych powodów.. Na przykład co u Esmeraldy? Kiedy udało mi się wyrwać z domu poszłam do wesołego miasteczka, gdzie umówiłam się z Leónem. Nawet nie dochodzę na miejsce, kiedy chłopak robi mi gigantyczne kazanie. -Co ty sobie wyobrażałaś? Jak mogłaś zniknąć bez słowa! Violetta przesadziłaś, wiesz jak ja się martwiłem .. Nig..- nie mogłam już dłużej tego słuchać jaka jestem nie odpowiedzialna, dlatego złapałam go za rękę i mocno pocałowałam. Zauważyłam na jego ustach lekki uśmiech satysfakcji, złapał mnie za rękę i poszliśmy stanąć do kolejki do domu strachów. Wesołe miasteczka przypominają mi dzieciństwo, zapach popcornu, waty cukrowej i odgłosy z karuzeli ... Przed nami stała moja kuzynka, która także wybierała się na przejażdżkę do nawiedzonego domu. Chwilę później znaleźliśmy się dwuosobowym
wagonie, początkowo nie było, aż tak strasznie, masa tanich ozdób, mimo wszystko na skórze poczułam ciarki, dlatego cały czas ściskałam rękę mojego chłopaka. Po wyjściu z wesołego miasteczka, Anka zaproponowała kino. Cała nasza trójka wybrała się na horror "Martwe zło". Kiedy kupiliśmy bilety, poszliśmy usiąść na swoje miejsca. Rząd 14 miejsca 16,17,19. Oczywiście ja usiadłam po środku, kiedy położyłam głowę na wygodnym ramieniu Leóna, zauważyłam Marco, jak ja go dawno nie widziałam. Kiedy zawołałam go do nas, do sali wbiegli osoby w czarnych kominiarkach z bronią. -Nikt stąd nie wyjdzie, dopóki nie dostaniemy okupu!..- Napastnicy zabrali ze sobą kilka osób na dół pod ekran. Przyłożyli nam pistolety do głów i krzyczeli, że mamy być posłuszni, w jednej chwili León obrywa w twarz, a w drugiej jestem na dole przed tymi ludźmi... Przeżyłam wypadek samochody by zginąć w kinie?.....
(Marco) Z braku zajęć poszedłem do kina obejrzeć sobie jakiś horror, gdy w końcu zdecydowałem się na jeden udałem się do właściwej Sali w której ku mojemu zaskoczeniu spotkałem Violette, Ane i Leona. Zawołali mnie do siebie więc się przysiadłem. Ledwo usiadłem w fotelu a do Sali wparowała zgraja uzbrojonych po żeby mężczyzn krzyczących coś o jakimś okupie i zaczęli nam przystawiać broń do głowy. Byłem w szoku, wychodzę sobie spokojnie do kina a tu takie coś. Nerwowo wodziłem wzrokiem po innych osobach z nadzieją znalezienia jakiegoś rozwiązania bądź chociaż jakiejkolwiek pomocy. Nagle w tylnim rzędzie wychwyciłem Tomasa i Diego, to była nasza szansa napastników było pięciu nas też, plus w pobliżu było paru innych chłopaków jeśli tylko udało by się jakoś zsynchronizować atak wszyscy wyszli by z tego bez szwanku. Tylko jak to zrobić myślałem rozpaczliwie a lufa przy skroni ani trochę mi w tym nie pomagała….
(Tomas) Diego uparł się że mam iść z nim na jakiś horror, kompletnie
nie miałem na to ochoty ale stwierdził że przyda się nam tylko i wyłącznie
męski wieczór podczas którego krew będzie się lała na ekranie. Ale oczywiście
po co wszystko mogło pójść zgodnie z planem jak do naszej Sali może wparować
grupa uzbrojonych bandytów. Krzyczeli coś o jakimś okupie i wzięli kilku
zakładników wśród nich zauważyłem moich znajomych. Marco patrzył na nas
wzrokiem wyrażającym niemą prośbę o pomoc. W sumie to i tak obecnie było mi
wszystko jedno czy przeżyję czy nie więc jedynie skinąłem porozumiewawczo na
Diego i
powoli zaczęliśmy zakradać się w stronę napastników. Gdy byliśmy już wystarczająco blisko rzuciliśmy się na dwóch z nich od tyłu wyrywając im broń co zdezorientowało ich towarzyszy i dało szanse do działania Marco, Leonowi i dziewczyną. Chłopaki wzięli na siebie po jednym ze zbirów a Violetta i Ana rzuciły się na trzeciego. Było straszne zamieszanie szarpaliśmy się z bandytami gdy do Sali wparowała policja, natychmiast ruszyli nam z pomocą i ich obezwładnili. Wszyscy byliśmy w lekkim szoku a do tego zostaliśmy zabrani na przesłuchanie po którym odebrali nas rodzice. Wspomnieli nawet o nas w wieczornych wiadomościach ale nie było to jakimś powodem do dumy w końcu ratowaliśmy głównie swoje tyłki. Byłem tak zmęczony tymi wszystkimi wydarzeniami że sam nie wiem kiedy zasnąłem….
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 64.
powoli zaczęliśmy zakradać się w stronę napastników. Gdy byliśmy już wystarczająco blisko rzuciliśmy się na dwóch z nich od tyłu wyrywając im broń co zdezorientowało ich towarzyszy i dało szanse do działania Marco, Leonowi i dziewczyną. Chłopaki wzięli na siebie po jednym ze zbirów a Violetta i Ana rzuciły się na trzeciego. Było straszne zamieszanie szarpaliśmy się z bandytami gdy do Sali wparowała policja, natychmiast ruszyli nam z pomocą i ich obezwładnili. Wszyscy byliśmy w lekkim szoku a do tego zostaliśmy zabrani na przesłuchanie po którym odebrali nas rodzice. Wspomnieli nawet o nas w wieczornych wiadomościach ale nie było to jakimś powodem do dumy w końcu ratowaliśmy głównie swoje tyłki. Byłem tak zmęczony tymi wszystkimi wydarzeniami że sam nie wiem kiedy zasnąłem….
Koniec rozdziału !
Jeżeli pod tym postem pojawi się 7 komentarzy, jutro opublikujemy rozdział 64.
Subskrybuj:
Posty (Atom)