( Federico )
Obudziłem się strasznie wcześnie . Przewróciłem się na drugi bok i zobaczyłem obok siebie leżącą Francescę. Szybko się ogarnąłem , a w tym czasie dziewczyna również wstała . Odprowadziłem ją pod jej dom . Chyba będzie miała przeze mnie kłopoty .
- O nic się nie martw - wyszeptała mi do ucha , przytulając się na pożegnanie . - Poradzę sobie . Ty wracaj do szpitala i sprawdź co z tym głosem - nakazała . Pocałowała mnie w policzek i weszła do domu .
Nie chciałem tam wracać . Jeszcze nie teraz . Więc udałem się do cukierni , bo wczoraj w końcu nic nie kupiłem tam . Zamówiłem sobie karton pączków i ciasteczek . Moje maleństwa !
Czy można iść na odwyk od słodyczy ? Chyba powinienem poszukać takiego miejsca .
Wychodząc z cukierni , na drugiej stronie ulicy ...
(Maxi) - To idiotyzm - Krótko podsumowuję całą tą sytuację, że ja mam się zajmować jakimś dzieckiem? No fajnie, tak, mhm, na pewno to zrobię.
- Świetnie - warczę do Angie, choć wiem, że to nie jej wina, a jednak..
- Edmund będzie czekał w sali od muzyki, pamiętaj - Edmund?! Tak, jasne, ja zawszę o wszystkim pamiętam, prawda? Kto ma na imię Ed? Pierwsza myśl to ; Narnia..
Wychodzę ze Studia i co moje oczy widzą? Federico jak zawszę z całym kartonem pączków, aż ślinka cieknie.
- Siemka - Rzucam na przywitanie, poprawiając zieloną czapkę.
- Moje pączki - mówi z chrypą, następny chory? Pff, ja nie po pączka..
- Dobra, dobra, o, masz babeczki, daaj jedną!! - Mówię błagalnie, no podziel się!
- Jedną! - Miażdży mnie wzrokiem, oczywiście wziąłem tą największą z bitą śmietaną, pycha!
- Maxi, co ty tu robisz? - Pyta mnie z trudem, no jakby nie Feder, coś mu na gardło siadło, właśnie przecież miałem zająć się tym dzieckiem, oł. Zapomniałem.
- Dzięki stary! - klepię go po ramieniu i biegnę do szkoły, wpadając na ...
Ej, gdzie moja babeczka?! Patrzę do góry i ten ktoś ma ją na twarzy.
- To była moja babeczka, wiesz? - Mówię przez śmiech i palcem zbieram bitą śmietanę, i tak dobra...
(Camila) Nie rozumiem dlaczego każdy z moich znajomych tak narzeka na te małe, zdolne, słodkie i zabawne dzieci, przecież każdy był taki sam, mieliśmy wspólnie marzenia, dążyliśmy do perfekcji już w młodości i teraz jesteśmy tu w najlepszej szkole w kraju.
- Choć wiewióra! - Krzyknął Oskar, wracając do tematu.. nienawidzę dzieci!
Oskar, tak, mały chłopak, piegowaty chłopak w okularach, gorszego stworzenia nie ma.
- Nie mów tak do mnie! - warczę - Rozumiesz? Bo cię powieszę na wieszaku! - zagroziłam mu i wyszłam z klasy, wpadając prosto na Maxi'ego, nawet nie zdążyłam się przywitać kiedy jego śmietankowa babeczka walnęła mnie prosto w twarz, fajnie, o niczym innym akurat teraz nie marzyłam niż maseczkę ze śmietany, tak.
- To była moja babeczka, wiesz? - Mówi widząc moją minę prze śmiech, za późno już moja. Dodatkowo zaczął zbierać z mojego czoła śmietanę palcem.
- Słodka jesteś, wiesz? - Pff, dopiero teraz to zauważyłeś?
- Maximilianie?! Mógłbyś uważać jak jesz czy chodzisz?! - Krzyczę, wyciągając chusteczkę, fuj, będę się kleić.
- Hahahaha - słyszę za sobą śmiech Oskara, i pstryk, zdjęcie zrobione.
- Nawet nie próbuj! - Mówię miło - Oddaj mi aparat, słonko - Spróbować zawsze warto.
Oczywiście chłopak uciekł.
- Znajdę cię i coś, ci zrobię, przysięgam! - krzyczę za nim, potem spoglądam na rozbawionego Maxiego, zabawnie tak? Ściągnęłam bitą śmietanę rękę i przyłożyłam mu do policzka. Ha! Następnie weszłam do sali by się ogarnąć, ale chyba przeszkodziłam w czymś ...
(Naty) Nie... Nie była mi bliską osobą... Ale.... No jak Ona mogła ! Głupia... Odebrała sobie życie, nie po raz pierwszy ! Ale... Ona nie żyję... Pociągnęłam nosem. Nie lubiłam jej zbytnio, w sumie rzadko kiedy się z nią kontaktowałam ale co zrobić ?! Praca... Dzieciaki... Ale szkoda mi jej jest.
Mimo jej przypału w mózgu dość była do wytrzymania ... Podobno jej pogrzeb jest już jutro ... EHH ! Pewnie kremują jej ciało ... Sama bym tak chciała ! Wyszłam z domu i popędziłam do Stud!a, muszę z kimś porozmawiać dla rozluźnienia. Momentalnie ujrzałam Maxiego i Camilę... Sama nie wiem... Ale coś mnie ukuło tam w środku... Lecz dlaczego ?! Wiedziemy osobne życie... Co mi do tego ? Westchnęłam i weszłam do środka, miałam ochotę zajrzeć do sali prób lecz ujrzałam tam Beto i jakiegoś faceta. To chyba był ten nowy dyrektor, Cami czyszcząc swoją buzię z śmietany weszła do środka i od razu się wycofała. To samo poczyniłam. Poza tym kłócili się, więc co ja będę się tam mieszać ? Moje myśli i tak przejmowała idiotyczne zachowanie Anki ! Nagle wpadłam na...
(Diego) Chodziłem po parku i rozmyślałem. Anka się zabiła. Ona jest w sumie była jakaś powalona. Rozumiem, że było jej źle, mogła nie czuć się dobrze, ale dlaczego się zabiła? Co było tym powodem? Stwierdzam iż to idiotyzm ją do tego zmusił. Idąc sobie spokojnie parkiem wpadam na Naty. Ona widocznie nie miała humoru tak samo jak ja tylko coś bezsensownie do mnie burknęła i zaczęła wrzeszczeć. (WTF? xd) Gdy już się ogarnęła oboje ruszyliśmy w swoją stronę. Ja poszedłem do Studio gdzie wpadłem na Gregorio. Nosz.... On mi kazał przygotować ten cholernie głupi układ. Wiedziałem, że zaraz będzie kazanie. Co za... YGH! Zaczyna się wydzierać a ja tylko ścinam krótko ,,Wykonam na jutro''.Przerywając tą rozmowę która niczego nie wnosi, wychodzę z klasy po czym spotykam...
( Jackie) Xabiani ostatnio się uspokoił i się nie rządzi jak wcześniej. Ale może to tylko cisza przed burzą ? Nie mam pojęcia, ale chodzi spokojnie , tylko czasem mi się wydaję, że zbyt uważnie obserwuję uczniów. Tak jakby szukał na nich jakiegoś haka ... Po za tym wszystko po staremu.
Idąc korytarzem , przez Studio , zauważyłam jak jeden z uczniów wyszedł z sali. Był lekko pod denerwowany i chyba nawet mnie nie zauważył . Ominął mnie obojętnie i wyszedł ze szkoły .
Udałam się do sali , bo właśnie rozpoczęły się zajęcia .
- Witam ! - zwróciłam się do uczniów .
- Dzień dobry - odpowiedzieli .
- Zaczynamy zajęcia . Zaczniemy od układu z poprzednich ... - nie dane było mi dokończyć , bo do sali wparował szanowny dyrektor .
- Przepraszam , ale prowadzę zajęcia . Proszę , by pan wyszedł - uśmiechnęłam się sztucznie, ale on bezczelnie tylko oparł się o framugę w drzwiach . Walnąć , czy nie walnąć ?
- Do wiedzenia ! - zamknęłam mu drzwi przed nosem .
- Ej ! Mój nos ! - usłyszałem jego krzyk , ale jak kopnęłam drzwi , usłyszałam tylko ciszę .
- Przepraszam - powiedziałam do uczniów , a oni próbowali powstrzymać śmiech .
Po zajęciach , udałam się do pokoju nauczycielskiego . Nagle do Studia wpadł/a ...
(Camilla) Ten mały gnojek uciekł ! Nigdzie go nie ma. Czemu wszyscy dostali takie słodkie aniołki a ja jakiś pomiot szatana ? (Przeciwieństwa się przyciągają xD ? Nieeee...). Ja się jeszcze zemszczę. Wpadłam do Studia mając nadzieje że tam ukrył się "mój podopieczny". Niestety jedyną osobą którą spotkałam była Jackie.
-Coś się stało ?-Spytała nauczycielka- Przecież masz teraz zajęcia.-Co mam jej powiedzieć że zgubiłam dziecko w mieście i teraz pewnie gdzieś się szlaja ? O nie... Już wolałabym zostać zabita.
-Emmm... Zapomniałam w jakiej sali mamy... Już idę. Przepraszam.-Jak najszybciej ulotniłam się stamtąd i niepostrzeżenie wyszłam ze szkoły. Gdzie może podziewać się dziesięciolatek ? Dom ? Przecież jest od niego daleko a nie wie na razie gdzie jest moje mieszkanie. Plac zabaw ? Za spokojnie dla łobuza. Pozostają sklepy. Czeka mnie dużo roboty. Już na początku poszukiwań spotykam...
(Marco) ''Sok jabłkowy, ser żółty, chusteczki ...'' Czytałem listę zakupów. Gdy nagle w dziale ze słodyczami wpadłem na nikogo innego jak Camilę.
-Cześć. Pomóc ci w czymś ?
-Serio ? Nie widzieliśmy się tak długo, a ty łaskawie powiedziałeś do mnie tylko zwykłe ''cześć''? Jesteś bezczelny wiesz? Może chociaż tęskniłem ?- zaczyna mi robić wielką aferę przez co cały sklep zwraca się w naszą stronę i obserwuje to zdarzenie.
-Spoko, przepraszam. Ale czy możesz być trochę ciszej ?- pytam się z nadzieją w głosie.- Albo może powiedz lepiej czego szukasz.
- Skąd wiesz że czegoś szukam ?
- Widać to, jesteś trochę wystraszona jak na ciebie- za chwilę opowiada mi całą ''historię'', jednak nadal nie mogę zrozumieć o co chodzi jej z jakimś dzieckiem. Po krótkiej ''przemowie'' postanawiam jej pomóc poszukać dziesięciolatka. Gdzieś indziej o tej porze...
(Mostowiak) Słone łzy lały się potokiem. Jaaak ? Szczęka drżała gdy próbowałam coś wykrztusić ... Zapomnieli o mnie jak o jakieś mrówce która sobie zdechła bo samochód ją przejechał ! Miał być to żart ale nie jest ... Założę się że i tak by nie przyszli na mój pogrzeb. Eh ... Dobrze że chociaż niezłymi aktorami są ci policjanci ... Pociągnęłam nosem i spojrzałam na zdjęcie ... Moje i kuzynki. - Dlaczego jestem tylko pyłkiem ? Nic nie znaczącym dla nikogo pyłem ?! Dlaczegoo ? - Położyłam się na ziemi. Siedziałam w lesie ... Co innego może robić osoba która upozorowała swój zgon ? Jak mogę poprawić swoje życie ? Może zacznę od nowa ? Od zrównoważonej Anki ? Nie ... Teraz Oni będą dla mnie niczym. Będę ... Anna. Anna Mostowiak, dumna dziewczyna. Podniosłam się z matki natury i otrzepałam się. - Zapłacisz mi Boże za cierpienie ... - Szepnęłam do siebie i pospiesznie wyszłam z tego ciemnego zakątka Buenos Aires. To świeże powietrze ... Podążałam do swojego mieszkania. Nie czułam wzroku innych ludzi mówiący "Idiotka", nie ... Zaczyna się nowy rozdział w moim życiu ! Będąc na klatce spojrzała jeszcze raz na drzwi ... Warto ? Warto ... ! Z hukiem weszłam do środka...
(Lena) Głupia ... Ale trzeba się ogarnąć ! Nie znałaś jej, lecz świadomość że ktoś kogo ... Umarł ... Nie ... Zbierałam rzeczy do wyjścia gdy nagle moim oczom ukazała się Anka ! Zignorowałam hałas jaki zrobiła tylko chciałam ją przytulić a ta wzięła mnie za nadgarstek i wywaliła z domu ! Jej siła natarcia była taka mocna że upadłam. Zamknęła wejście a ja zszokowana tam siedziałam, z
obolałymi pośladkami (xd). Gdy wstałam rzuciła mi ciężką torbę z rzeczami i ponownie zamknęła te cholerne drzwi ! Upadłam znów ... Obolała podźwignęłam się i oszołomiona szybko wybiegłam z budynku ... Żyję ale .... Co się tutaj dzieje ?! Chyba ojczym miał rację, że powinnam zająć się pracą w firmie a nie wyjeżdżać... Ciężko oddychając drążyłam po Buenos gdy nagle wpadam na ...
- Ej ... A ty co taka zamyślona ? - Spytał/a
- Anka żyje ... - Wypaliłam odwracając wzrok ...
(Ludmila) Nie mam czasu by zajmować się jakimś bachorem, wybaczcie. Na razie chce spędzać większość czasu z moją małą złotą królewną. Wracając ze szpitala - moje słonko się rozchorowało, ale już wszystko w porządku - Natykam się na Lenę? Lunę? Lilę? Eh, a co mnie to obchodzi?
Olałabym ją jak resztę świata, ale zdenerwowała mnie swoją miną?! Nikt nie będzie taki zamyślony, kiedy przechodzi supernowa..
- Ej.. A ty co taka zamyślona? - Wycedziłam szydząc, wreszcie zwróciła na mnie uwagę.
- Anka żyje... - Co? To ona nie żyła? Heh, czemu ja nic o tym nie wiem? Ludmiła jest nie doinformowana!?! Jak to możliwe?!
- Naty!! - Krzyknęłam, dawno jej nie wiedziałam, czas to zmienić, znowu wiedzieć wszystko o wszystkich, mhm, stara kochana Lu.
- Lena! - burknęła, eh?
- Słuchaj kochana czy ja cię o coś pytałam? - Przewróciłam oczami i odeszłam z chwałą.
Wyciągnęłam z różowej torebki telefon i wybrałam numer tej zdradzieckiej osoby.
- Natalia kochana, czas odbudować nasze relacje nie sądzisz? - Eh, bycie miłą to nie dla mnie, halo? Ale nowa Lu, nowy plan. Czas znowu się zbliżyć do Violki, już ja ją zniszczę raz na zawsze.
- Supernowa właśnie weszła! - oznajmiam mijając próg szkoły...
( Federico )
Dzisiaj w BA panowała jakaś dziwna atmosfera . Ciekawe czemu taka była . Nie mogłem usiedzieć z nadmiaru emocji w jednym miejscu ( za dużo słodyczy , za dużo słodyczy!), więc wyszedłem z tego szpitala do Studia . Dawno tam nie byłem , a jakoś do tego miejsca mnie ciągnęło.
Kiedy wszedłem do budynku , za mną pojawiła się Ludmiła .
- Supernowa właśnie weszła! - oooo ! Znowu się zaczyna . Pewna siebie i swojego "blasku" poszła do auli. Przewróciłem oczami .
Udałem się do sali muzycznej , gdzie wziąłem gitarę elektryczną do ręki i zacząłem wygrywać jakąś melodię, by choć trochę odreagować .
Dile que si
Es lo que importa
Es un temblor, miedo y euforia
Mira que nadie te diga que nose puede
Corre anda y buscalo
Dile que si...
Szybko znudziła mi się gra , więc wyszedłem ze szkoły . Wracając do szpitala , przez ten sławny park , widzę ...
(Violetta) Świetnie, tak. Nic po za dzieckiem do szczęścia nie jest mi potrzebne, na pewno.
- Ten dzień chyba nie może być już gorszy, co? - burczę pod nosem, trzymając Bambo za rękę, i prowadząc do hotelu, na dzisiaj dość niańczenia, teraz niech się ktoś innym nim zajmie. Mimo, że próby idą pełną parą to nie jest zajęcie dla mnie, aż współczuję Ludmilę, dzieci to okropne stworzenia...
Kiedy odstawiłam chłopca na miejsce, udałam się do pobliskiego parku, gdzie spotkałam Federico jak zawsze był w humorze, to dziwne, że ze względu na te wszystkie sytuacje tak się trzyma. Usiadłam na jednej z wolnych huśtawek, i za nim się otrząsnęłam zapadł zmrok, tato mnie zabije. No cóż, bywa.
Dręczyło mnie poczucie winy? Nie, za dużo powiedziane.. A, może jednak? Jestem z Andresem, ale znowu coś ciągnie mnie ku Leónowi. Brawo serce, tylko pogratulować.
Oparłam głowę na jeden z łańcuchów huśtawki i wpatrywałam się w alejkę drzew znajdującą się na przeciw mnie, kiedy dobiegł mnie czyjś krzyk, momentalnie zerwałam się na nogi i obróciłam w przeciwną stronę, gdzie widzę jak mój kochany piesek ciągnie właściciela na smyczy za sobą...
(León) Wyszedłem sobie z tym głupim kundlem na spacer(nie mogłem go wiecznie trzymać w tym schronisku, czy co to tam było, no nie), a on jeszcze biegnie jak głupi przed siebie, jakby dworu nie widział. Oczywiście modliłem się, żeby w drodze nie spotkać Violetty, ale mogłem jednak siedzieć cicho, bo oczywiście pojawiła się ona na mojej drodze.
- Oo, widzę że przyszedłeś mi oddać psa - powiedziała ironicznie na powitanie. Mnie też cię miło widzieć, tak.
- Wiesz co? - mam to gdzieś. - Weź go sobie, jak ci tak na nim zależy - prycham i rzucam smycz w jej stronę.
Oczywiście, ponieważ pies jest tak cudownie żywy dzisiaj, a dziewczyna tak samo głupia jak wtedy, kiedy ostatni raz ją widziałem, zamiast złapać jakiś głupi sznurek w locie, upuściła go, a pies pobiegł dalej.
Pewnie by uciekł, gdyby nie Andres, który go złapał...
(Andres) Co ja takiego robię tym zwierzętom? No co? Czy ja naprawdę jestem taki zły? ... Nie odpowiadać.
Idę spokojnie przez park i nagle coś na mnie wpada. BUM! Syriusz. Ehh.
- Trzymaj go! - słyszę komendę Violetty, która pędzi w moją stronę. - Nic ci nie jest? Mój biedny piesek...
- Khem? - przypominam o sobie. - Wydaje mi się, że ucierpiałem bardziej.
Violetta spogląda na mnie z politowaniem, ale pochyla się i całuje w policzek.
- Do wesela się zagoi - mówi. - Jak dobrze, że tu byłeś, bo ten tu obok, o, nie umie podawać smyczy...
- Ja nie umiem podawać smyczy? To ty nie umiesz łapać.
Violetta już nie odpowiedziała, tylko warknęła cicho na niego, co podłapał Syriusz i również zawarczał. W tym momencie byli do siebie tak podobni, że wyciągnąłem komórkę i zrobiłem im zdjęcie. Po czym wpadłem w nie pohamowany śmiech.
- A ty z czego się śmiejesz? - pyta Violetta. Kątem oka widzę, że León też zaraz nie wytrzyma. Ups. Nie wytrzymał. Też zaczął się śmiać. - O co wam chodzi?!
Ojć, ale się wściekła. Jestem litościwy i pokazuję jej zdjęcie, na co ona czerwieni się ze złości...
(León) Ale żeby tak swojej dziewczynie? No, dobrze jej tak, zdecydowanie.
Ładne to zdjęcie, ale mógłbyś go jej nie pokazywać, bo to się nie skończy dobrze...
To całkiem śmieszne, jak próbuje ci wyrwać ten telefon, ale kochanie, wiesz o tym, że na twoje nieszczęście jest znacznie wyższy od ciebie? Przykre, tak wiem.
No to nie mogłem patrzeć, jak próbuje doskoczyć do tego telefonu, znudziło mi się już, i sam do niego podszedłem i wziąłem mu ten telefon z ręki. Ale żeby nie było, wcale nie chciałem tego zdjęcia kasować. Szybko zrobiłem kopię zapasową, i bohatersko oddałem telefon Violetcie, żeby z pełną satysfakcją mogła usunąć zdjęcie oryginalne.
A ja z taką samą pełną satysfakcją uśmiechnąłem się porozumiewawczo do Andresa. Może ostatnio trochę mnie wkurzał, ale w tym przypadku było to za genialne, żeby rezygnować z dalszej zabawy.
Więc kiedy Violka trochę się ogarnęła z tą swoją złością...
(Violetta) Idioci, pff. Ze mną tak się bawić, niedoczekanie. Że niby my jesteśmy do siebie podobni, chyba raczej w snach. Oczywiście, że musiałam usunąć to zdjęcie, im mniej wspólnego tym lepiej.
Ale i tak nie podobały mi się te ich gesty, ugh. Te miny czasami mnie przerażają, jakby wiedzieli o sobie wszystko, może to oni powinni być.. ugh, nie.
- No już się tak nie dąsaj - Parsknął śmiechem brunet próbując 'przyjacielsko' objąć mnie ramieniem. Uważałabym z tą ręką. Spojrzałam tylko na niego i od razu cofnął swój gest, grzeczny.
- Nie dotykaj mnie - warknęłam, przechodząc na stronę Andresa, który nadal nie mógł powstrzymać śmiechu, hahaha, zero śmieszności, może byście się ogarnęli?
- Cześć - rzucam obojętnie, nie mam ochoty na rozmowę ani z jednym, a tym bardziej z drugim.
- Violetta.. - Nie mów już nic.
- Nawet nie dokańczaj, tylko milcz, bo zrazisz wszystkich zdrowych psychicznie - odwróciłam się na pięcie odeszłam, tak przekonali mnie, że są głupi.
Naburmuszona odeszłam w stronę mojego domu, gdzie spotkałam...
(Andres) Eh, a ona znowu zła. Dziewczyny są stanowczo dziwne. Spoglądam na Leóna, który chwilę na mnie patrzy, a potem kiwa głową w kierunku idącej Violki. Wahał się, na pewno, ale chyba stwierdził, że nie ma nic przeciwko. Biegnę okrężną głową w stronę domu dziewczyny, a kiedy tam docieram, siadam na kamieniu i czekam na nią. Po chwili przychodzi i patrzy na mnie zdziwiona.
- Co ty tutaj robisz? - pyta. - Albo wiesz co? Nieważne.
Próbuje mnie wyminąć, ale oczywiście jej przeszkadzam.
- Oj no, już się tak nie złość. Złość piękności szkodzi.
- Więc nie denerwuj mnie bardziej i idź sobie.
- A teraz powiedz, co się takiego stało, co? Złościsz się na to głupie zdjęcie? - Pytam ją, na co ona zastanawia się chwilę i widać było po niej, że właśnie zrozumiała, że nie ma o co się gniewać. Ale to dziewczyna, ona zawsze wymyśli jakiś powód.
- Nie - mówi.
- To o co? - pytam z uśmiechem.
- Nie powiem.
- Nie chcesz przyznać mi racji, prawda? - mówię ze śmiechem.
- Pff, nieprawda.
- To skoro już ustaliliśmy, że mam rację... - zaczynam, na co ona się burmuszy. - To może skusiłabyś się na jakiś koktajl?
- Jeśli to mają być twoje przeprosiny, za to co ty zrobiłeś źle... To tak.
- Przepraszaa? - Tak, wiem, moje przeprosiny są genialne.
- No chodź już, narobiłeś mi smaka na ten koktajl - ciągnie mnie w stronę baru, gdzie spotykamy...
(Mostowiak)
Chamy, egoiści, nigdy więcej nie ufać ludziom ! Nie bądź naiwna Anno ! Ygh ! Siedziałam w barze, nawet głupie komentarze Luci mnie w sumie nie denerwowały. A może to dlatego że On chociażby się przejął?! Bawiłam się rurką w koktajlu gdy nagle ktoś mnie zaczepia. - Anka ! - Rzuciła mi się na szyję jak jakaś pchła. OO ! Hej ! Wiesz co ? Żyję ! Wow . - Jezu ... Żyjesz ! - Gratuluję za twoją rozszerzoną wiedzę na temat mojej osoby. - Co masz taką minę? - Pyta. Yghh !
- Wiesz ? Nie wiem ? Widzę jak się cieszysz ze swoim nowym chłopakiem i wszyscy macie mnie głęboko ... No nie wiem ... Ale wiesz co ? Tak samo jak wy tak samo ja. Nie odzywaj się lepiej bo naprawdę jest to żałosne i dziecinne . - Burknęła i zmiażdżyłam ją głosem. Zostawiłam ją samą ze swoim kochasiem i poszłam do parku ... Nagle ktoś znów to powiedział "Ana?!" Jezu, jakby ducha zobaczyli. Tak się dziwią a wtedy mieli mnie w dupie tak? ! - Czego? ! - Warczę do. ..
(León) Więc idę sobie w kierunku domu, kopiąc niewinne kamyki zagradzające mi drogę, kiedy nagle widzę ducha. Nie no, na ulicach tego miasta to wiele się działo, ale żeby od razu duch?
- Ana? - pytam zdziwiony. A ja już się zastanawiałem, w czym iść na pogrzeb, ehh...
- Czego? - warczy, jak gdybym ją uraził swoimi myślami. Przepraszaa.
- Niczego - wzruszam ramionami, nie mając zamiaru rozmawiać z duchem. To chyba nie kończy się dobrze. Nie wiem.
Wznawiam swoją żmudną podróż do domu, tym razem nie pastwiąc się już nad kamykami, chyba nie są warte moich butów. Wchodzę do swojego pokoju, widząc standardową już karteczkę "będziemy późno". Kwestia przyzwyczajenia, czyż nie? Przewracam oczami.
Ignorując wszystkie bodźce ze świata zewnętrznego, resztę dnia spędzam na czytaniu książki.
KONIEC !