czwartek, 20 marca 2014

Part 7

(Pablo) Wstałem? Nie wiem. Było mi tak lekko że czułem jak latam. Ahh. Świeża kawa od razu poprawiła mi nastrój. Puściłem trochę świeżego powietrza do domu by móc w dobrym nastawieniu przywitać nowy dzień. Jutro na szczęście mam wolne. Nie to żebym nie lubił swej
pracy, ale każdy musi w końcu odpocząć. Nie ogarnięty chodziłem po mieszkaniu.  Syf? Tak. On tu panował od kilku dni, ale cóż On najlepiej pokazuje mój stan w sercu. Jeden wielki burdel! Eh... Spojrzałem do lodówki i co widzę? Nic.  Zamknąłem drzwiczki od lodówki i poczekałem chwilę. Otworzyłem ponownie i nie miałem racji! Jedzenie się nie mnoży. Westchnąłem ciężko i czas chyba iść na jakieś porządne zakupy! (...) ogolony i ubrany wyszedłem i uderzyła mnie fala świeżości. Sklep miałem niedaleko więc doszedłem tam w niecałe 5 min. Chodziłem z czerwonym koszykiem po markecie gdy zauważyłem znaną mi już osobę...

(Esme) Tak, Tak moja rodzina jest bogata, ojciec jest bardzo cenionym człowiekiem, i dla niego taka suma pieniędzy jaką przeznaczył na Studio to nic. On non stop codzienne rozporządza większymi sumami, a tak zrobił dobry uczynek. Głęboko wierzę w to, że mój szef nie dowie się, że maczałam w tym palce, bo będę bez pracy. Przynajmniej jedna sprawa z głowy, ten cały Pablo powinien uważać, bo już mu potem nie pomogę. Zeszłam na dół, gdzie przybiegł do mnie mój wspaniały pies. Ogólnie to kocham zwierzęta, gdybym tylko miałam więcej czasu, to kupiłabym sobie jeszcze jednego bernardyna, a tak mój  Stefek jest samotny.
- Aha ... głodny jesteś, a mi całkowicie wypadło z głowy, żeby coś Ci kupić. - zwróciłam się do niego. Zaczął cicho skomleć.
- No już już wychodzę, zaraz przyjdę i będziesz miał swoją puszkę. - poklepałam go po dużej mordzie. Narzuciłam na siebie płaszcz i wyszłam z domu. Tyle dobrego, że markecik mam blisko domu, tak naprawdę to mogłabym pójść w samych kapciach, ale byłoby mi delikatnie wstyd. Weszłam do sklepu i od razu skierowałam się z czerwonym koszykiem w ręku w stronę półek z jedzeniem dla zwierząt. Do wyboru do koloru. Wzięłam ulubioną puszeczkę mojego pupilka i chciałam podejść do kasy, kiedy zobaczyłam JEGO. On mnie chyba prześladuje, już powoli zaczynam się bać.
- Dzień Dobry PANI. - podkreślił słowo pani i lekko się uśmiechnął.
- Dzień Dobry, czy pan mnie prześladuje ? - zapytałam z powagą na twarzy.
- Ja ? - spojrzał zdziwiony. - Mieszkam pięć minut od tego marketu i po prostu robię tu zakupy. - zaczął się tłumaczyć, a ja wybuchnęłam śmiechem.
-  Przecież żartuję. - dodałam po chwili. Staliśmy tak dopóki ....

(Pablo) Haha, bardzo śmieszne. Chciałem już dodać coś bezsensownego ale zauważyłem jego... - Diego - szepnąłem do siebie widząc chłopaka w markecie.
- Słucham? - Dopytała z zaciekawieniem które okazywały jej oczy.
- Mm. Nie ważne. Idziemy?  - Spytałem dla zmiany tematu i żeby szybko wyjść z sklepu. Spojrzała na mnie dziwnie a dopiero teraz zrozumiałem że jedyne co mam w koszyku to jabłko. Yhm. Tak wpadła od razu mi w oczy że nie zdążyłem nic sensownego wziąć. - Eh. Chyba najem się. Nie uważa
pani?
- Może przejdźmy na TY. - Zaproponowała. - Gdyż powoli robi się to dziwne.
- No dobrze Esmeraldo. - Pochwyciłem jabłko w dłonie i skierowałem się do kasy wraz z kobietą. (...) Wychodząc z budynku jakiś bydlak rzuca się na mnie, powalając mnie na beton. Obolały spoglądałem z przerażeniem na psa który bestialsko mnie przygwoździł. Wyszczerzył kły w stronę mojej twarzy. 
- Stefek! Do nogi! Jak ty się tu znalazłeś. - Po chwili bernardyn ze spokojem ze mnie zszedł. Odetchnąłem z ulgą widząc że posłuchał się kobiety.
- Miły... Taki sympatyczny. - Złapałem oddech i wstałem otrzepując się z kurzu. Ygh. . .
- Przepraszam za niego.
- Nic się nie stało, przynajmniej masz się z czego śmiać. - Obolały lekko się uśmiechnąłem a po chwili...

(Esme) Mój pies jest szalony, musiałam nie zamknąć drzwi, a że jest też nadzwyczajnie inteligenty to wiedział, gdzie będę. Zaczęłam się śmiać z Pablo, bo wyglądał  na oszołomionego. Otrzepał się z kurzu i wstał, a ja dalej nie mogłam przestać się śmiać.
- Może przejdziemy się do parku ? - zapytałam trochę nieśmiało.
- Zaprosiłbym Cię do siebie, ale mam tylko jabłko ja widzisz, a chętnie przejdę się na spacer. - powiedział i ruszyliśmy w stronę owego zielonego gaju.
- Nie wiem jak Ci spłacę ten dług, skąd Ty wytrzasnęłaś taką sumę. - zapytał w trakcie naszej podróży.
- Nie pytaj, ważne, że masz szkołę dalej, ale nie zadłużaj się już więcej, nie będę już wtedy Ci w stanie pomóc. - odrzekłam i usiadłam na ławce. Mój pies biegał jak oszalały, uwielbia ogromne tereny, a gdy nie ma mnie w domu ma do dyspozycji tylko ogródek.
- Wiem, ale szkoła przestała na siebie zarabiać, nie wiem co robić. - usiadł obok mnie. Był bardzo sympatyczny, i przystojny.... nie Esme Ty nie masz czasu na facetów... zapomnij. Siedzieliśmy przez jakiś czas w ciszy nikt się nie odezwał, w końcu musiał to przerwać.
- Musze już iść, przepraszam czas mnie goni i praca. - powiedziałam i wstałam z ławeczki. On zrobił to samo i stanął twarzą w twarz ze mną. I tego co się wydarzyło za moment nie spodziewałam się emmm nigdy.  Mój pies popchnął mnie w kierunku mężczyzny, i wylądowałam w jego ramionach, a nasz usta złączył się w pocałunku ...

(Pablo) Na szczęście kobieta jest bardziej normalna niż jej pies. No, ale mają jedną wspólną cechę. Lubią się na mnie rzucać. Gdy tak staliśmy kobieta momentalnie... Eh? Jak to powiedzieć? Po ułamku sekundy czułem już jej rozgrzane wargi na swoich. Słodkich malinowy smak jej ust spowodował że jeszcze chętniej uczestniczyłem w tej sytuacji. Jednak kobieta po chwili oderwała się ode mnie i zasłoniła swoje usta dłonią. - Przepraszam, ja nie... Nie... Muszę iść.  - Poprawiła swoją torebkę i chciała już iść ale nie pozwoliłem jej.
- Dlaczego zawsze gdy jesteśmy tak blisko uciekasz? - Spytałem mając nadzieję że odpowie.  Lecz Ona wyrwała się z mojego uścisku na nadgarstku i odeszła. A "bestia" wraz z nią dumnie człapała pewnie do jej domu. Serce nadal kołatało a ja czułem motylki w brzuchu. Przegryzłem dolną wargę i krew wstąpiła na teren otwarty, przestała się kryć w środku. Miałem zawracać kiedy w ostatniej sekundzie postanowiłem jej poszukać. (...) krążąc po BA natrafiłem na. ..

(Ludmila) Wszystko przeżyje, ale nienawidzę jak ludzie robią mi kazania. Oni mnie nawet nie znają, a tłumaczą mi jaka to jestem zła, niedobra, wulgarna. Może jest w tym odrobina prawdy, ale ta cała Violetta denerwuje mnie nawet swoja obecnością, to co ja na to poradzę. Może mam jej powiedzieć "Violu dziękuje Ci za mile słowa, wezmę je sobie do serca" hahhaaha nie ... Ojciec wrócił do domu i od samego rana krząta się po kuchni nie dając mi spać. Z podkrążonymi oczami idę na dół. Nawet nie miałam okazji z nim porozmawiać.
- Cześć tato. - witam się z nim, i siadam na kanapę.
- Ludmiła ! Urosłaś czy co ? - pyta z uśmiechem. Zawsze gdy wraca z delegacji zachowuje się tak samo próbuje być tajnym ojcem, coś mu tylko nie wychodzi.
- Nie ... Dalej jestem taka sama, jest coś do jedzenia ? - pytam - Nie chce się spóźnić do szkoły. - dodaje po chwili.
- Tak zaraz będą kanapki. - odpowiada mi. Ahaa zapomniałam, że on nie wie, że ja nie jem takich rzeczy. Muszę się jakoś wymigać, po drodze coś sobie kupię.
- Haaaloooo ! Tak ? Już mam być ? Ahaaa no dobra to ja niedługo będę. - udawanie rozmowy przez telefon zawsze działają.
- Tato okazało się, że zaraz muszę być w Studio. - ubieram się w międzyczasie.
- Ale.. A śniadanie ? - odzywa się mężczyzna.
- Zjem na mieście pa. - wychodzę z domu i czuję się wolna, narzekam jak jestem sama, a chyba wolę tą ciszę i swobodę. Mam jeszcze trochę czasu, więc postanawiają pochodzić po okolicy, ale to nie był dobry pomysł. Gdzieś w połowie drogi spotykam Pablo. Jakiś taki cały w skowronkach, uśmiechnięty, dobra nie podchodzę nawet do niego, ale on zawsze musi wtrącić swoje trzy grosze.
- Tobie języka w buzi zabrakło ? - pyta.
- Nie mam obowiązku mówienia Ci na ulicy dzień dobry - rzucam w jego stronę.
- Kultura by tego wymagała - dodaje.
- Może ja nie jestem kulturalna, zajmij się swoimi sprawami, a nie mi trujesz tyłek z samego rana, nie chcę sobie popsuć humoru. - patrzę mu prosto w oczy, widzę jak skacze mu żyłka na czole.
- W takim razie do zobaczenia w Studio Ludmila. - powiedział odwrócił się na pięcie i znikł mi z oczu. Nie znoszę go, nie znoszę ! Ehhh.
- Przepraszam czy możesz mi pomoc. - ktoś mnie zagaduje....

( Federico )
Wychodziłem zaspany z domu i omal przez nieuwagę nie wpadłem pod samochód. W porę jednak odskoczyłem z powrotem na chodnik, co uchroniło mnie przed wypadkiem.
W lekkim szoku udałem się do centrum, a tam zauważyłem wysoką blondynką, którą zaczepiło małe dziecko.
- Przepraszam czy możesz mi pomóc ? - złapał ją za rękaw od koszulki, a ona zgromiła go wzrokiem.
- Tak? A w czym? - na kilometr można było wyczuć sztuczną słodycz w jej głosie.
- Wiesz gdzie jest najbliższy plac zabaw? - spytał z nadzieją.
- Skręcisz w lewo i zaraz będzie - pokazała na prawo, a dziecko pobiegło tam bez słowa. Blondynka prychnęła pod nosem, na co wybuchnąłem śmiechem.
- Czego? - spojrzała na mnie zdziwiona.
- Wspaniale udajesz dobrego człowieka - pochwaliłem. Chciała coś powiedzieć, ale ją uprzedziłem. - Ciii - położyłem jej palec na ustach. - Nie warto.
Nie wiedziała, gdzie podziać oczy, a jej brwi ściągnęły się w jedną kreskę.
Odchodząc od niej kawałek, ponownie wybuchnąłem śmiechem. Nie wiem czemu się wobec niej tak zachowałem, ale dziewczyna spodobała mi się .
Z myśli o niej, obudziła mnie sytuacja rozgrywana przeze mną ...

(Ana) - Helloł! Helloł! Nie musisz kochać mnie... Helloł! Helloł! Nie musisz kochać mnie jak nie chcesz! - Ruszałam się w rytm piosenki, czując że odpływam.  Mrr...! Wywijałam pupą gdy poczułam burczenie w brzuchu. Ygh! Mm... Głodna... Wzięłam ubrałam dres i związałam włosy w koka. Niec.... Ale jakoś wyglądam! Wyszłam szybko z mieszkania i swoim rowerem zaczęłam zapierdzielać do sklepu.  Widziałam z daleka dzieciaki jeżdżące na rampach. I niechcący wjechałam w kogoś. Spadłam na szorstki i rozgrzany beton. Spowodowałam krzywdę swoich ramion które zostały uszkodzone, gdyż podwinęłam rękaw powyżej. Znana mi ciepła i bordowa ciecz spływała wzdłuż rąk. A po chwili usłyszałam krzyk. - Jak ty gówniaro jeździsz?! Może uważałabyś z deczka tak?! - Walnęła mnie w głowę torebką i poszła sobie w pii.... Pisaną jej drogę! Usłyszałam po chwili śmiech.
- Z czego się śmiejesz? - Warknęłam i szybko podniosłam swój pojazd. - Uważaj! Bo następnym razem ja Ci wjadę w coś. - Dodałam i odjechałam od czupryniastego. (...) parkując rower koło marketu zobaczyłam że ktoś zaczyna się kręcić wokół jakiegoś bogatego samochodu...

(Leon) Ten cały zakręcony nauczyciel z dziwną fryzura owcy na głowie całkiem oszalał. Ja nie potrafię śpiewać z tą laską, może ona ma fajny głos i w ogóle, ale jak mam z nią tworzyć duet skoro jej agresywny chłopak non stop nas obserwuje. To jest przytłaczające, i to bardzo. Przez to od samego rana nie mam humoru, nawet nie chciało mi się z domu wychodzić, ale skoro już się tam zapisałem to muszę to jakoś ścierpieć. Idąc sobie do jakże wspaniałej uczelni, zauważam na
chodniku nowiutką Subaru Imprezę, wooooooow nigdy na własne oczy nie widziałem tego cacka. Musiałem podejść i dotknąć go. Jestem ciekawe kto jeździ czymś takim, to kosztuje kupę Forst, mało kogo stać na taką bryczką. Skórzana tapicerka, automatyk, podgrzewane fotele, klima no lux, sam bym chciał mieć takie cudo, ale moja mama jeździ zwykłym starym Audi nie stać nas ma cos lepszego, na razie. Cyknąłem forteczkę, żeby mieć jakąkolwiek pamiątkę z takiego spotkania. Aż z tego rozmarzenia zapomniałem, że mam za pięć minut zajęcia z Beto i z panną "mam chłopaka boksera". Przyśpieszyłem kroku, i przypadkowo nadepnąłem komuś na stopę.
- Uważaj jak chodzisz baranie ! - usłyszałem czyjś pisk...

(Ludmila) Ten chłopaczek co mnie zaczepił był niczego sobie. Taki no no no .. Wiecie o czym mowie, no dobre ciastko z niego. Uśmiechnęłam się pod nosem. Mam juz przypal u Angie i u Pablo, czy opłaca mi się iść do Studio ?? Odpowiedź brzmi nie, po raz który mam słuchać ich kazań, które i tak po mnie spływają ? Chyba z setny, albo dwusetny. Nie znoszę jak ludzie mnie nie znają, a lubią tworzyć sobie wymyślone historie na mój temat. Mam prawo być taka jaka chce. W domu jestem wcieleniem anioła, w szkole diabla, mój wybór moje życie i wara od tego. Usiadłam spokojnie na ławeczce i chciałam sobie po prostu odpocząć, a tu jakiś tuman stanął mi na stopie, myślałam, ze padnę z bólu.
- Uważaj jak chodzi baranie ! - zbeształam go.
- Wrzuć na luz, to przez przypadek. - odpowiedział mi. Aż wstałam z tej przeklętej ławki.
- Nie chcesz wiedzieć ile kosztowały te buty. - przyłożyłam palec do jego kurtki. - Za chwilę Ty wrzucisz na luz, jak wrócisz do domu z wielkim siniakiem pół czoła. - zgromiłam go wzrokiem. Popatrzył na mnie prychnął i poszedł dalej, beszczel jeden. Takich ludzi to się na obcej planecie powinno zamykać i nie wpuszczać do normalnego społeczeństwa. Zdenerwowana wstałam z ławki i udałam się w stronę domu ...

(Marco) Dzisiejszy dzień był dziwny. Obudziłem się z przeczuciem że chcę spróbować żyć jak normalny człowiek. Ubrać się jak inni i po prostu być jak Oni. Przegrzebałem szafę w poszukiwaniu najzwyklejszej koszulki, dżinsów i adidasów. Wyszedłem z domu i poczułem ulgę. Ludzie pomijali mnie wzrokiem a Ci którzy mnie kojarzyli uśmiechali się pod nosem jakbym to była ulga dla nich. Ruszyłem do Studia myśląc nad tym co się ze mną dzieje. Czy ja oszalałem ? Wszedłem do uczelni gdzie było wyjątkowo cicho. Poczułem jak na kogoś wpadam i ląduje na Ziemi tak samo jak "przeciwnik"
-Ałłłła.-Usłyszałem wysoki piskliwy dziewczęcy głos. Podniosłem głowę aby zobaczyć z kim moje ciało się spotkało. Okazało się że była to średniego wzrostu z delikatnie kręconymi włosami koloru rudego. Wstałem szybko z podłoża i podałem jej rękę. Mimo wszystko należy robić jak najlepsze wrażenie prawda ?
-Nic Ci się nie stało- Uśmiechnąłem się gdy dziewczyna postanowiła mi "zaufać" i wstać z moją pomocą. -Przepraszam powinienem bardziej uważać a nie chodzić jak ciapa.
-Nic się nie stało. Ja też nie uważałam-Jej perlisty śmiech odbijał się od murów szkoły. Pozytywnie nastawiona jest widać.
-Marco jestem. -Ucałowałem wierz jej dłoni jak to robią na filmach.
-Camilla chociaż wolę Cami. -Na jej twarz wstąpił zdradziecki rumieniec. -Jesteś tu nowy ?
-Tak. Ostatnio się tu dostałem i nie żałuję. Na prawdę super szkoła. Tylko... -Wskazałem na Beto nauczyciela muzyki i stojącego obok niego Gregorio- nauczyciela tańca- Trochę tu dziwacznie w niektórych momentach...

(Camilla) Ten dzień zapowiadał się... nudno.  Miałam tylko lekcje z Gregorio podczas których ciągle Nas chwali. No a jak nam ma iść źle skoro powtarzamy jeden układ od miesiąca ? Wolałabym aby pokazał nam co to jest prawdziwy układ. Szybki, dziki po prostu... Oryginalny. Szłam do szafki odłożyć torbę gdy wpadłam na jakiegoś chłopaka. Miał czarne loki na głowie a na twarz sympatyczny uśmiech który przyciągał wzrok. Mój wzrok powędrował wyżej do jego oczu. W jego tęczówkach świecił szczery błękit. Chłopak podniósł się z podłogi i pomógł mi wstać. Zaczął pytać czy wszystko w porządku i przeprosił. Miły jest. Większość nastolatków odburknęła by zwykłe "sorry" i poszła dalej nie zwracając na nic uwagi.
-Nic się nie stało. Ja też nie uważałam- Zaśmiałam się nie wiem z czego. Wesoło mi było a te jego loczki opadające na czoło jeszcze bardziej mnie rozśmieszały.
-Marco jestem-Przedstawił się złapał moją dłoń i ucałował. Jaki gentleman :). Poczułam gorąco na twarzy.
-Camilla chociaż wolę Cami. Jesteś tu nowy ? -Zapytałam z ciekawości. Wcześniej go tu nie widziałam chociaż to duża szkoła mogłam go pominąć.
-Tak. Ostatnio się tu dostałem i nie żałuję. Na prawdę super szkoła. Tylko...-Rozejrzał się dookoła i gdy w końcu wypatrzył Beto i Gregorio kontynuował wskazując na nich palcem.-Trochę tu dziwacznie w niektórych momentach...-Zaśmiałam się. Też tam myślałam na początku.
-Przejdzie Ci. To właśnie tacy nauczyciele tworzą niepowtarzalny charakter szkoły. Z nimi lekcje są zawsze śmieszne choć czasami ma się wrażenie że się już nie wytrzyma dłużej.-Gdy zobaczyłam... Postanowiłam że go przedstawię.
-Choć poznasz kogoś.-Złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę dobrze znanej mi osoby...

(Francesca) Siedziałam w sali muzycznej, próbując coś skomponować. Jak zwykle, jedna wielka pustka w głowie. Czemu Beto musi dawać takie trudne zadania ? Po chwili do sali wparowała Camila, ciągnąc czarnowłosego chłopaka za rękę.
-Fran to ...- zaczęła mi go przedstawić lecz jej przerwałam.
-Marco. Znamy się.-popatrzyłam na niego z nienawiścią w oczach. Był kiedyś moim przyjacielem.
dopóki nie oznajmił mi że jest GEJEM. Nie wiem dlaczego Camilla postanowiła zapoznać się z nim. Może i jest przystojny i teraz nie wygląda jak padła no ale błagam. Samo jego zachowanie jest już denerwujące. Nawet ten jego uśmieszek. Wzięłam torbę z nutami i wyszłam z pomieszczenia. Musiała mi popsuć humor. Szybko wróciłam do domu, zahaczając jeszcze o sklep. Niestety, rodzice wyjechali na najbliższe dwa miesiące. No cóż, bywa. Gdy już dotarłam do drzwi, zaczęłam szukać kluczy. Super ! Zgubiłam je. Jak głupia zaczęłam stukać w drzwi. Nikt się nie odezwał. No tak !A mój genialny brat Matteo pojechał do kolegi na dwa dni. Zrezygnowana usiadłam na schodkach.
- A tobie co ? - usłyszałam ...

(Violetta) Nic nie rozumiem. To mnie przerasta.
-Dlaczego On nie odbiera ?-Denerwowałam się na telefon kolejny raz wykręcając numer Maxiego. Od tamtej akcji z pobiciem nie odezwał się do mnie. W domu też go nie ma od wczoraj. Kamień w wodę. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Rzuciłam telefon na łóżko nie mogąc wytrzymać muzyki która leciała podczas łączenia. Opadłam bezradnie na krzesło zastanawiając się co począć. Będę musiała się poradzić Francesci. Ona wie zawsze co robić w takich wypadkach. Podniosłam się ociężale zmuszając wszystkie mięśnie do pracy. Wzięłam torbę, włożyłam do niej pamiętnik i butelkę wody. Ruszyłam do domu przyjaciółki który na szczęście znajdował kilka minut drogi od posiadłości mojego ojca. Już z daleka zauważyłam że Fran siedzi na schodach przed wejściem z wymalowanym zmartwieniem na twarzy. Przyśpieszyłam kroku choć moje ciało protestowało przeciw tej czynności.
-A tobie co ?-Spytałam dziewczyny będąc tuż przed nią. Fran obudziła się jakby z transu i spojrzała na mnie tępo.
-A nic, nic. Zastanawiam się co zrobić. -Mówiła poddenerwowana.
-Co się stało ? Wiesz że zawsze możesz na mnie liczyć. Jesteś dla mnie jak siostra-Siadłam obok niej i objęłam ją ramieniem chcą ją tym podnieść na duchu.
-Nie mam jak się dostać do domu. Mój brat wraca za 2 dni a ja zgubiłam swoje klucze. -Spojrzałam na nią z uśmiechem.
-Przecież możesz spać u mnie.-Wstałam i czekałam aż zrobi to samo moja przyjaciółka. -Czyli co robimy nocowanie u mnie tak ? Chodź.-Pociągnęłam ją za rękę. Może uda mi się zapomnieć i Maxim ? Mam nadzieję.  Kupiłyśmy jakieś chrupki, colę i żelki i poszłyśmy do mojego domu. Pół nocy wygłupiałyśmy się aż w końcu zasnęłyśmy...

END !

Czekamy na wasze reakcje. Ekipa VNH :)

5 komentarzy:

  1. przefantastyczny :D

    http://jara-storyy.blogspot.com/
    http://opowiadania-by-maranaty.blogspot.com/
    http://opowiadania-naty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku... Boski! :D *.*
    Esme i Pablo, ech te zakochańce! <333
    Leoś...! :)
    Fran i Viola, to się nazywają prawdziwe przyjaciółki! <333 :D
    Czekam z niecierpliwością na next'a! :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka