niedziela, 16 marca 2014

Part 5

(Esme) Obudziłam się z bólem kręgosłupa, głowy, nóg i każdego nawet najmniejszego mięśnia. Dookoła mnie leżały porozwalane papiery, a na ziemi sterta śmieci. Musiałam zasnąć siedząc nad tym wszystkim. W biurze jeszcze nikogo mię było, gdyby ludzie zobaczyli mnie w takim nie chce nawet wiedzieć co by pomyśleli. Tu każdy zabija się za zlecenia, jak lwy walczące o miejsce w stadzie, sama tez tak robię, wiec nie ma co się dziwić. Spakowałam do torby resztę moich rzeczy. Dokumenty zostawiłam w biurze szefa i wyszłam. Powoli kierowałam się w stronę mojego domu, a aktualnym marzeniem była kąpiel, i łóżko. Kiedy szlam przez park, podziwiałam przyrodę której do tej pory nigdy nie dostrzegałam, może nie miałam czasu zauważyć jakie piękno otacza mnie dookoła. Powinnam się najpierw siebie zapytać, dlaczego ja nie mam czasu, po co ja biorę na siebie tak dużo, a potem wysiadam psychicznie. Usiadam na ławce schowałam twarz w dłonie i myślałam...



(Violetta) Od samego rana ćwiczyłam swoja piosenkę. Beto dal mi jakieś nuty i powiedział, że ten utwór idealnie będzie pasował do mojej barwy głosu. Ucieszyłam się, ze nauczyciel mnie docenia, po za tym bardzo go lubię wiec bez wahania się zgodziłam. I nie żałuje, ta nuta jest naprawdę przepiękna, ale potrzeba jeszcze męskiego głosu. Myślałam, ze mogłabym zaśpiewać to z Maxim, ale potrzeba kogoś spokojniejszego, a mój chłopak jest za bardzo szalony, i nie zbyt odpowiedzialny, ale za to go kocham. Zamknęłam pianino, spojrzałam na zegarek. Była 7;30 ojciec wyjechał na dwa dni delegacji, wiec mam trochę spokoju i zero jakichkolwiek zapytań. Zjadłam śniadanie, które przygotowała mi Olga, jak zawsze smakowite i syte i wyszłam z domu. Słońce pokazywało się na niebie juz od samego rana, delikatnie przypiekało moją posmarowaną kremem twarz. Przechodząc przez ten nasz "znany" park, patrzę na ludzi, natrafiam wzrokiem na jakaś kobietę, nie znam jej, ale chyba nie czuje się zbyt dobrze.
- Przepraszam czy dobrze się pani czuje - podchodzę bliżej, ona podnosi do góry twarz, i rozpoznaje ja. Chyba była kiedy w Studio.
- Tak dziękuje. - odpowiada i odchodzi, unoszę ramiona do góry i idę dalej w kierunku uczelni. Dużo osób zaczyna zajęcia znacznie później niż ja, ale chciałam pokazać Beto moja interpretację piosenki. Zostawiłam rzeczy w szafce i udałam się do sali muzycznej. :

Podemos pintar, colores al alma,
Podemos gritar iee ee
Podemos volar, sin tener alas...

Zaczęłam śpiewać, i kiedy chciałam zacząć kolejna cześć z końca sali usłyszałam:

Ser la letra en mi canción,
Y tallarme en tu voz. - ten glos należał do ....


(Leon) Czy ja się cieszę, że dostałem się do tej szkoły ? Chyba tak, może poznam jakiś fajnych ludzi, może znajdę nowych przyjaciół... Kto to wie ? Dość szybko się ubrałem i zszedłem do kuchni. Mama przygotowała pyszne śniadanie, ojca jak zawsze nie było... Czasami wydaje mi się, ze ona kogoś ma, ale nie chce tymi podejrzeniami denerwować matki.
- Gotowy do szkoły ? - zapytała z uśmiechem kiedy zawitałem w kuchni.
- Nie wiem. - rzuciłem i wziąłem do reki kanapkę.
- Leon, przecież dobrze wiesz, ze masz talent, a ta szkoła może Ci pomoc, może ktoś Cie zauważy. - ona jest zawsze pozytywnie nastawiona do życia, nigdy nie ma trudnych dni. Za to ją najbardziej podziwiam. Pocałowalem ja w policzek, wziąłem gitarę i wyszedłem z domu. Żeby dotrzeć do tej szkoły musiałem tłuc się jakimś zatłoczonym busem, a polowa ludzi czymś śmierdziała. Kiedy w końcu dotarłem na miejsce usłyszałem moja ulubiona piosenkę, szybko wszedłem do sali z której dobiegał dźwięk i zacząłem śpiewać. Nagle dziewczyna siedząca przy instrumencie odwróciła się i spojrzała na mnie z dziwna mina.
- To Ty - rzuciła i zabrała nuty.
- Tak ! To ja, juz taki sławny jestem ? - zapytałem z uśmiechem.
- Chyba żenujący. - odrzekła.
- Jestem Leon, a Ty to ? - spojrzałem na nią.
- Violetta - powiedziała tak cicho, że ledwo to usłyszałem.
- Przed chwila myślałem, ze Twoje gardło jest zdrowe, ale chyba się pomyliłem. - obrzuciła mnie dzikim spojrzeniem, chciała wyjść z sali, ale zahaczyła się o kabel, dobrze że ją złapałem bo byłby duży siniak, bardzo duży, podniosła się delikatnie i spojrzała mi w oczy, w tym momencie ktoś wbił do sali...



( Federico )
Moje serce, twoje serce
Mocno spięte niczym grzbiety książek
Strony pomiędzy nami
Spisane bez zakończenia
Tak wielu słów nie mówimy
Nie chcę czekać aż to przeminie
Sprawiasz, że jestem silniejszy

Zakląłem po nosem, po raz kolejny wyrzucając zgniecioną kartkę do kosza. W końcu nie mogąc dłużej wytrzymać w jednym miejscu, wziąłem swoją gitarę do ręki i opuściłem mieszkanie.
Ta sama wydeptana ścieżka. Ta same hałasy dobiegające z ulicy. Ciągła monotonia zaczyna działać mi na nerwy, a wiem, że im dłużej będzie ona trwała tym bardziej głupie pomysły przewiną się przez moją głowę, by to zmienić.
Spostrzegłem budynek szkoły muzycznej i cień uśmiechu zagościł na mojej twarzy. Chodzenie tam było moim marzeniem praktycznie od dziecka, ale podobno szkoła ma poważny kryzys i chwieje się ku upadkowi, więc moim zdaniem to nie ma już sensu. Jednak jakaś siła kazała mi tam zajrzeć. Na widok gamy kolorów rozrzuconych na ścianie, lekko zakręciło mi się w głowie. 
- O masz gitarę! - nagle złapał mnie za rękę jakiś facet, z pokręconą ciemną czupryną, która aż się prosiła by ją uporządkować.  - Pomożesz mi ! - zakrzyknął radośnie i pociągnął mnie ku jednej z sal. Stali w niej dziewczyna i chłopak, w głuchej ciszy, a nas widok otrząsnęli się z zamyślenia. Natomiast Beto  gwałtownie przytulił dziewczynę, coś tam mamrocząc pod nosem. Przewróciłem oczami i wyszedłem z klasy, a następnie ze szkoły. Tam zauważyłem ...

(Ana) - Jadę ulicą, opony asfalt drą, ludzie jak zobaczą drzewo na zawał u-me-rą. Hej! Mostowiak, Mostowiak, Ona twarda jest jak głaz. Jedziemy panie ciut za wolno, trzeba wcisnąć gaaz! - Śpiewałam sobie oglądając spaczoną komedię dla dzieci, objadając się żelkami. Śmiałam się gdy zaczęła dzwonić ma komórka. Pogrzebałam w torbie i w końcu ją wyciągnęłam. Przejechałam sproszkowanym od kwaśnych "żulów" palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha. - Mów. - Zaczęłam oblizując palce.
- Hejoo! Mosto, wbijaj do parku, jakiś koleś chcę się rzucić z ławki na psa. Haha. Szybko! - i się rozłączył. Eh? Helloł! Robię coś, ale patrzenie na takiego idiotę może być fajne. Wstałam leniwie i zawinęłam klucze od domu. Zamknęłam mieszkanie i wyruszyłam do parku gdzie miała być owy wybryk jakiegoś gostka. Idę, idę, idę i idę gdzie widzę "czupryniastego" wygląda na bardziej wesołego niż zwykle.
- Witaj! Znów się widzimy. - uśmiechnęłam się.
- A to pech. - Westchnął z lekko podniesionymi kącikami ust. - Nie mam czasu... - Zaczął.
- Tak, tak. Wmawiaj sobie, nie to nie, twój pech. - Prychnęłam i zobaczyłam że ktoś idzie w naszą stronę...

(Diego) Jestem mega szczęśliwy, jak nigdy kurde! Życie jest piękne! Byłem dzisiaj na egzaminie do Studia i udało mi się! Cały egzamin przebiegł pomyślnie, a jutro będą wyniki. Nie mogę się już doczekać. Chciałbym wiedzieć jak mi poszło i czy się udało, myślę, że tak, ale nie wiem dokładnie więc nie będę się nastawiał.
Idę parkiem i podśpiewuję pod nosem:

,,My heart, your heart
Sit tight like book ends
Pages between us
Written with no end
So many words we’re not saying
Don’t wanna wait til it's gone
You make me strong

I’m sorry if I say I need ya
But I don’t care, I’m not scared of love
'Cause when I'm not with you I'm weaker
Is that so wrong?
Is it so wrong?''

W końcu wpadam na dziewczynę, którą widziałem niedawno i na jakiegoś człowieka czuprynę. Widać, że uwielbia żel. W sumie fajne ma te włosy. Dobra, Diego ogar! Podchodzę do nich iż widziałem czuprynę w Studio,a dziewczynę już znam. W sumie muszę kogoś wreszcie poznać.
-Cześć.- rzucam- Jestem Diego, widziałem Cię dzisiaj w Studio, a Ciebie piękna już poznałem- uśmiecham się do niej, a ta momentalnie robi się czerwona, po czym, rzuca, że musi iść i odchodzi. Przestraszyła się mojej zajebistości czy jak? 
-Federico, miło mi. Zdawałeś dzisiaj do Studio?
-Tak, nawet nieźle było- zaczynam rozmowę z chłopakiem, gdy po chwili przerwa nam jego telefon.

(Maxi) Założyłam na uszy słuchawki i ruszyłem do Studia. Po części normalnym po części tanecznym krokiem wszedłem do budynku podśpiewując przy tym.

 Rozszyfruj mnie
 Zdemaskuj blef
 Nie dowierzając unieś swą brew
 Zburz jednym ruchem 
 Podejdź i sprawdź 
 Co w rękach mam
 Zburz jednym ruchem jak domek z kart

Ta piosenka trochę odnosiła się do moich odczuć. Nie chciałem okłamywać ważnej dla mnie osoby ale jednak robiłem to nie zważając na konsekwencje które ukażą się pewnie za niedługo.
(...) Zauważyłem Federico i tego nowego jak on miał ? A tak Diego. Trochę jak pies ale nie wnikam dlaczego rodzice go tak skrzywdzili. Podszedłem do chłopaków jednocześnie przyjacielsko waląc w ramię Włocha. Okazało się że ma w ręce telefon który kilka chwil później wylądował na podłodze rozpadając się na części.
-Mój Iphone-Mówił Fede klęcząc na podłodze i zbierając pozostałe resztki urządzenia z kafelek.-Ja... Ja... JA ZEMSZCZĘ SIĘ NA TOBIE-Krzyknął odwracając się w moją stronę i miażdżąc mnie wzrokiem. Wokoło Niego wyczuwalna była zła energia więc wziąłem nogi za pas i ewakuowałem się z stamtąd w trybie natychmiastowym. Po drodze zatrzymuje mnie...

(Francesca) To był wykończający dzień. Bo w końcu, jak można posłać siedemnastolatkę do sklepu na drugim końcu miasta i na dodatek wymagać od niej ugotowania obiadu ?Koszmar. Nie dość że jechałam na rowerze taki kawał drogi, to jeszcze musiałam kupić odpowiednie rzeczy, żeby ten smarkacz czegoś się dotknął.
-Ahh... Jestem !- krzyczę na wejściu i kładę zakupy na meble.
- No, w końcu. Rodzice już dawno pojechali. - zawiadomił mnie brat i znowu znalazł  się w swoim pokoju. Korzystając z chwili wyszłam z domu i skierowałam się prosto do parku. Nagle w oddali dostrzegam Maxiego. To nie możliwe. Wróciłam ponad tydzień temu a ani razu się jeszcze nie spotkaliśmy.
-Fran. - wypowiada moje imię i przytula na powitanie. Od razu zaczyna się mnie wypytywać  o rzeczy typu ''Jak się masz?'' '' Jak tam na wakacjach ?'' ''Opowiadaj co u ciebie''. Gadaliśmy jeszcze chwilę, puki nie przypomniało mi się  że zostawiłam Matteo samego w domu i szybko kończę rozmowę. W końcu nie chce dostać od matki. W drodze do domu nucę sobie pod nosem.

A gdybyś tu przy mnie dziś był
Chociaż wiatr już tuli mnie
I usiadłbyś na piasku gdzieś
Bo na trawie lubisz mniej
I całą noc do rana i w dzień
Opowiadałbyś mi
Co u ciebie, a u mnie nie


Jednak przerywam gdy, słyszę krzyk za moimi plecami ...




(Ludmila) Co za okropny dzień. Od samego rana bardzo mocno boli mnie głowa. Łykam te tabletki, co godzinę, ale to i tak nic nie pomaga. Pół nocy przesiedziałam, bo nawet położyć się nie mogłam. I z rana znowu to samo. Nawet nie wiem czy pójdę do szkoły, bo mi ona wybuchnie jak wulkan, po za tym nie mam siły na wydzieranie się na ludzi. Zeszłam w mojej fioletowej pidżamce na dół, oczywiście nikogo nie było. Panowała głucha cisza, a stawiając każdy kolejny krok zastanawiałam się czy aby przypadkiem coś za mną nie stoi. Boję się tego domu, jest za wielki, a najwięcej czasu spędzam w nim ja. Boję się czasami w nocy wyjść do łazienki, bo słychać każdy szelest. Kiedy nie ma nikogo w domu, chowam się cała pod kołdrę i staram się nie myśleć o niczym. Wzięłam z szafki jakieś proszki, połknęłam je i położyłam się na kanapę przed telewizorem. Pod jakim kątem nie położyłabym głowy było coraz gorzej. Już chciałam dzwonić do matki, mając nadzieję, że przyjedzie i jakoś ulży mi w cierpieniu. Jednak dobrze, że zrezygnowałam z tego pomysłu, potem ględziłaby mi cały czas, że wyrwałam ją z pracy, a ona pewnie robiła coś ważnego. Teraz tak ... lodówka pusta, chleba nie ma, musli nie ma, mleka nie ma. Nikt nie zrobi zakupów, a głodna siedzieć nie mogę, bo ten przeklęty łeb będzie bolał jeszcze bardziej. Ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy jakie znalazłam w szafie i wyszłam z domu. Stawiałam krok za krokiem czując, że ból nasila się coraz bardziej. Nigdy przedtem nie miałam takich migren, może to przez stres, może czegoś się boję. Sama nie wiem. Chcę tylko dotrzeć do sklepu, zrobić zakupy i wrócić do domu. Nie zdążyłam nawet dojść do sklepu ... złapałam się za głowę, a ona jakby miała zaraz eksplodować, zaczęłam się wydzierać na cały park, tym samym przynosząc sobie wstyd, ale co miałam poradzić, nie mogłam tłumić tego bólu w sobie. Usiadałam na trawniku, błagając żeby nikt z ludzi, których znam mnie w tej sytuacji nie widział. Niestety pomyliłam się ....

(Angie) Jeju jak ja się strasznie cieszę, że tyle zdolnych dzieciaków dołączyło do nas w tym roku. Mam tylko nadzieję, że nie zamknął nam Studio, to dla nas będzie tragedia, a co dopiero dla tych dzieciaków. Takimi myślami od kilku dni zaprzątam sobie głowę. Nie wiem jak mam pomóc Pablo, bardzo, ale to bardzo chciałabym jakoś znaleźć te pieniądze, dać mu je, żeby wszystko było dobrze, ale nie mam skąd ich wziąć, ani nawet od kogo pożyczyć. Żeby trochę się rozluźnić, wybrałam się na poranny jogging. Pogoda była do tego idealna, i miałam jedynie nadzieję, że nie spotkam Gregorio, bo wystarczy mi, że mam go codziennie w pracy. Tak szczerze, to miałabym ochotę spotkać jedną osobę, ale to tak między nami, żeby nie było, że niby facet mi się podoba. Swoją trasę zawsze zaczynam od mojego domu, i biegnę przez park w którym ogólnie się nic nie dzieje, bo jest jednym słowem nudny, jedynie jak są jakieś eventy, czy występy (my z dzieciakami czasami występujemy) to wtedy coś się dzieje, a tak to ludzie biegają, przechodzą i tak się kończy przygoda z parkiem. Nagle gdzieś w pobliżu usłyszałam straszny krzyk. Zaczęłam się rozglądać po bokach i zauważyłam blondynkę siedzącą na trawniku. Nikt z ludzi nie zareagował, chore to społeczeństwo. Podbiegłam do dziewczyny i dopiero teraz rozpoznałam w niej Ludmile. Kucnęłam naprzeciw niej.
- Ludmiła. - zagadnęłam, nie spojrzała na mnie.
- Ludmiła. - powtórzyłam i podniosłam jej podbródek, miała zamknięte oczy. - Ludmiła co się stało, powiedz mi spokojnie. - usiadłam przy niej.
- Moja głowa - powiedziała bardzo cichutko, ledwo słyszalnie.
- Boli Cię głowa ? - zapytałam, a ona potwierdziła. - Rodzice wiedzą, Ludmiła mów do mnie. - wystraszyłam się, bo nie miałam zielonego pojęcia jak się zachować, oczywiście że muszę ją zawieźć do szpitala, lekarza czy cholera go wie, ale najpierw muszę zadzwonić do jej rodziców.
- Dzwonię do Twojej mamy. - odrzekłam, a ona złapała mnie za nadgarstek.
- Nie !! - krzyknęła i spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami. Pomogłam jej wstać.
- Pojedziemy do jakiegoś lekarza, to nie jest normalne, żeby tak mocno bolała Cię głowa. - powiedziałam i powoli ruszyłyśmy w stronę mojego domu, nie był on zbyt blisko, więc błagałam los, aby dziewczyna mi nie zeszła na rękach. Na całe szczęście w oddali zauważyłam ...

(German) Wróciłem z delegacji, bardzo zadowolony. Inwestor zainteresował się moim pomysłem, i powiedział, że gdy tylko wyszacujemy koszty projektu, mam od razu do niego zadzwonić. W domu jak to w domu, każdy zabiegany, i znowu nie miałem czasu porozmawiać z Violettą, nie okazuję jej żadnych uczuć, nie pokazuję, że mi zależy na jej szczęściu. Ehh mam chociaż nadzieję, że jak wróci dziś ze szkoły to porozmawiamy, przywiozłem jej trochę prezentów. Olga stwierdziła, że przed dwa dni schudłem, ja nie wiem co jest z tą kobietą, ale ona chyba chce żebym jak wyglądał jak szafa z trzema drzwiami. Zszedłem na dół, Ramallo już siedział przy stole, a Olga donosiła coraz to nowe bułeczki, dżemiki, jakieś inne smakołyki. Jak to wszystko zobaczyłem to dostałem zawrotów głowy.
- Panie Germanie, ja pana nigdzie nie wypuszczę dopóki pan nie zje porządnego śniadania. - powiedziała do mnie kobieta.
-Olga, German jest zmęczony, a ma jeszcze dużo rzeczy do zrobienia, więc myślę, że zjemy na mieście. - wtrącił się Ramallo, nie był to dobry pomysł bo po chwili dostał szmatą po głowie.
- Za co ? - spojrzał na kobietę
- Za chęć do życia. - rzuciła i wróciła do kuchni. Zaśmiałem się w duchu. Oni to się ku sobie mają, ale chyba jeszcze tego nie wiedzą. Zjadłem śniadanie i jak wstałem od stołu to poczułem dwa kilogramy więcej. Wziąłem z biurka dokumenty, zostawiłem prezenty Violi i razem z Ramallo udaliśmy się na miasto załatwiać dokumenty do tego projektu. Po drodze zatrzymaliśmy się na szybką kawę.
- Ta Olga oszalała, nie uważasz ? - zapytał mnie popijając kawę Ramallo.
- Daj spokój Ty się jej po prostu najzwyczajniej w świecie podobasz. - zaśmiałem się.
- Germanie czyś Ty upadł na głowę, przecież ja ... - nie dokończył, gdyż zauważyłem w oddali Angie z jakąś dziewczyną. Trzymała ją pod rękę. Podbiegłem do nich.
- Co się stało ? - spytałem zdezorientowany.
- To moja uczennica, coś się stało, możesz nas zawieźć do szpitala ? - zapytała mnie z nadzieją w głosie. Oczywiście, nie mogłem jej odmówić, gdy spojrzałem w jej błękitne zaniepokojone oczy.
- Wsiadajcie. - powiedziałem, i kazałem Ramallo zawieźć nas do najbliższego szpitala. Dziewczyna bardzo cierpiała, musieliśmy jak najszybciej znaleźć się u lekarza. Szybko dotarliśmy na miejsce. Pomogłem zaprowadzić dziewczynę do dyżurki i zostawiłem je czekając przed szpitalem, zauważyłem ....

(Camilla) Siedziałam na łóżku wpatrując się w pustą ścianę o kolorze delikatnego beżu. Czułam się dziwnie lekko i błogo. Zazwyczaj wynudziłabym się na śmierć ale nie teraz. Wydawało się to jedyne zajęcie jakie mogłabym w owej chwili wykonywać. W tle leciała jedna z moich ulubionych playlist jeszcze bardziej zajmując mój umysł.
-Zwariowałaś Camilla. Gapisz się w ścianę gdy inne laski zabierają najfajniejszych facetów. Wstawaj.-Skomentowałam na głos aby do mnie dotarło. Kolejna dziwna rzecz. -Psychiatryk kobieto Ci został tylko. Psychhhhhhiatryk. -Zaczęłam się śmiać i tarzać po meblu na którym zazwyczaj się śpi. Nagle przestałam się całkowicie ruszać i zapewne wyglądało to jakbym nagle się czegoś przestraszyła i udawała że nagle stałam się niewidzialna. Prawda jednak byłą gorsza.

-Zapomniałaś o odwiedzinach babci idiotko !!!-Krzyknęłam i w jednej sekundzie poderwałam się z legowiska. Zabrałam torebkę, ubrałam buty i wybiegłam z mieszkania. "Jeśli dobrze pójdzie może wyrobię się w 15 minut do szpitala." Powtarzałam w myślach. Dobiegłam na miejsce po drodze natykając się na Pana Germana i podeszłam do recepcjonistki którą dobrze kojarzyłam z wielu poprzednich wizyt.
-Dzień dobry ja do babci-Uśmiechnęłam się przyjaźnie do kobiety w średnim wieku.
-O Camilla jak dobrze Cię znów widzieć.-Na twarzy kobiety pojawiło się zmartwienie. -Twoja babcia. Ona nie żyje. Zmarłą godzinę temu. -Do oczu napłynęły mi łzy a usta mimowolnie opadły. Stałam tam nie dowierzając. Ja sobie bezczynnie leżałam i słuchałam muzyki kiedy tutaj umierała jedna z najważniejszych osób w moim życiu. Odwróciłam się i ruszyłam z powrotem do domu. Położyłam się na łóżku i dałam upust emocjom poprzez płacz. Nie wiem ile tak płakałam ile łez wyleciało z moich oczu jednak w końcu zmęczona emocjami i zszargana poczuciem winy dałam się ponieść delikatnym rękom Morfeusza który prowadził mnie do swojej krainy snów...

END :D

Czekamy na wasze reakcje! Ekipa VNH :)

8 komentarzy:

  1. Może pierwsza?
    Part boski!
    Biedna Cami.
    Biedna Lu.
    Biedna Esme.
    SAMA BIEDA!
    Czekam na next mam nadzieję, że ukaże się szybko ;) :D
    Zapraszam do mnie.
    S. Ferro Pasquarelli

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały :-)
    czekam na next

    Kinga Blanco

    OdpowiedzUsuń
  4. Suuper czekam na nowy part ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojejku... Boskie! :)
    Biedna Camila i Ludmiła :(
    Uuuu, czyżby się coś szykuje z Leosiem i Violą? :D Oby Tak! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe co z Ludmi :(
    Świetny rozdział ^^

    Całuję Tala xD

    OdpowiedzUsuń
  7. jak zwykle superowy
    najlepszy blog z opowiadaniami o violetcie

    obserwuje
    http://opowiadania-by-maranaty.blogspot.com/
    http://opowiadania-naty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia, że u jednego z autorów pojawia się uśmiech. Pomóż nam, niech każdy autor pokaże swoje śliczne ząbki :)

layout by Sasame Ka